Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy we Mszy św. zmienia się wartość chleba? Czyli wpajanie dzieciom herezji pod katolickim szyldem


Pytanie odnosi się do podręcznika dla dzieci, który ma wyjaśniać tajemnicę Mszy św.


Najpierw jest mowa o tym, że chleb staje się Ciałem Jezusa i że tego cudu dokonuje Pan Jezus podczas Mszy. Ta przemiana jest wyjaśniana jako "zmiana wartości chleba" i dalej, że staje się "wyjątkowym Chlebem", który jest "pokarmem dla naszych dusz". Jest to "Święty Chleb". W przyjęciu Komunii "Pan Jezus przychodzi" i "wypełnia człowieka".
W innym miejscu jest także mowa o "cudzie przemiany", w którym Pan Jezus "chleb zwykły przemieni w Boży".

I ponownie jest mowa o  tym, że "w kościele posilamy się Chlebem, który umacnia naszą duszę".

Ponadto stół jest nazwany ołtarzem a otarz stołem. Analogią jest stół w domu, "przy którym zasiadamy do posiłków".

Już w tym zestawieniu widać po pierwsze niespójność, a po drugie wyrażną tendencję treściową. Jest wprawdzie mowa o Ciele Jezusa, o cudzie, o przemianie, o pokarmie dla duszy, o ołtarzu, jednak
- uporczywie powtarzane określenie "święty" względnie "Boży Chleb", oraz
- Msza św. sprowadzana jest do spożywania analogicznego do spożywania posiłku w domu.
Jaki przekaz trafi do dziecka poprzez akcentowane obrazy i znaki, nie trudno zgadnąć. Zwłaszcza że pojęcie "Ciało Jezusa" nie jest wcale wyjaśniane.
Wyjaśniane jest natomiast pojęcie "chleb święty". A jest to czynione w sposób wprost heretycki, mianowicie przez "zmianę wartości chleba".
Nie trzeba podejmować dogłębnej analizy pojęciowej, by zauważyć, że wartość jest zarówno zmienna jak też względna, gdyż zależy od czynników i uwarunkowań zarówno obiektywnych jak subiektywnych. Np. dla człowieka niewierzącego czy niechrześcijanina kamyk z Golgoty czy z groty Grobu Pańskiego nie ma większej wartości, podczas gdy dla katolika jest cenną relikwią, której wartości nawet nie można wyrazić materialnie. Dlaczego więc autorka stosuje akurat pojęcie "wartość", które jest dość abstrakcyjne, a nawet nie wspomina pojęć takich jak istota czy substancja? Dlaczego nie używa pojęcia Przeistoczenie, które jest nie tylko poprawne i celne teologicznie, lecz byłoby dla dzieci okazją powiększenia ich słownictwa oraz myślenia o rzeczywistości?

Podsumowując należy stwierdzić, że przedstawienie tajemnicy Eucharystii przez autorkę jest zarówno dydaktycznie jak też teologicznie naganne. Przekaz treściowy niespójny i niedostateczny, w określeniu "zmiana wartości" wręcz heretycki.

Już w najprostszym podręczniku dydaktyki ogólnej autorka mogłaby wyczytać główne zasady:
- należy wyjaśniać każde nowe pojęcie,
- należy prowadzić od znanego do wyjaśnienia nieznanego,
- celem jest przyrost wiedzy oraz umiejętności rozumowania.
Autorka niemal postąpiła wbrew tym regułom niemal całkowicie. Wprawdzie posłużyła się prymitywną analogią odnośnie stołu i posiłku, jednak w sposób niedostateczny i fałszywy teologicznie. Ołtarza nie można sprowadzić do stołu, ani konsekrowanej hostii do "świętego Chleba".

Informacje dostępne w internecie podają o autorce, że jest absolwentką teologii oraz pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej. Tym samym powinna znać zarówno nauczanie Kościoła odnośnie Eucharystii (tym samym zupełną nieadekwatność pojęcia "wartość" do wyjaśnienia Transsubstancjacji), jak też podstawowe zasady dydaktyki. Dlaczego więc wprawdzie wspomina o "Ciele Jezusa", ale zupełnie tego nie wyjaśnia, a zamiast tego skupia uwagę swoją i czytelników na stole, spożywaniu i chlebie, co bardzo wyraźnie zdradza myślenie protestanckie odnośnie Eucharystii?

Odpowiedź nasuwa się sama. Otóż wspólnota Genezaret, z którą autorka jest związana, promuje nauczanie protestanckie znane pod nazwą "Odkrywanie chrześcijaństwa".

Wspólnota ma związek z takimi osobami jak Marcin Zieliński i Witek Wilk.

Wniosek jest prosty:
Niespójność i niedostateczność przekazu wynika z tego, że elementy katolickie (Ciało Jezusa, cud, przemiana) są zamieszczone tylko po to, żeby zmylić czujność katolików, zaś właściwą treścią skierowaną do dzieci ma być to, że w Komunii św. przyjmują "święty Chleb", nic więcej. A to jest nic innego jak protestantyzacja katolickich dzieci, posługująca się pozorami i instytucjami katolicyzmu.

2 komentarze:

  1. Drogi Teologu, po raz drugi piszę i mam nadzieję, że tym razem nie odrzucisz mojego komentarza. Dla jasności od razu napiszę, że jestem przeciwnikiem wskazywania błędów w czyimś myśleniu, w tekście o wypowiedzi osoby trzeciej, a same błędy to już zupełnie inna sprawa.
    Jednak rzeczywiście przypadek książki dla dzieci - z naciskiem na dzieci - utrudnia napisanie informacji inaczej, jak tylko ze wskazaniem książki, autora oraz błędów, i zgadzam się z Tobą, wołających o pomstę do Nieba.
    Podpisuję się rękami i nogami, pod tym, że trywializowanie w wypowiedziach Mszy Świętej i Eucharystii prowadzi do kompletnego niezrozumienia "pamiątki", niewiele różniącej się w ogólnym rozumieniu od spotkania ze znajomymi, które różni się tym od innych takich spotkań, że ma inny rytuał i jest w Kościele..
    Niestety tu wskazałabym palcem na wielu Księży, którzy sami zachowują się, jakby nie wiedzieli, o co tak naprawdę chodzi, w tej całej Mszy Świętej. Najpierw głoszą długie Kazania z wielokrotnym używaniem słów: ja, według mnie, moje, u mnie, opowiadają o filmach, które widzieli - niekoniecznie religijnych, o polityce, po czym chybcikiem unoszą "chlebek" i "winko", by zakończyć ten "niezrozumiały" rytuał i jeszcze szybciej pobłogosławić ludzi tak, jakby chcieli powiedzieć "i dajcie mi już święty spokój".
    Wiem, dużo żółci, ale taka prawda.
    Skoro blog nazywa się "teolog katolicki odpowiada", zatem proszę Teologu odpowiedz mi na moje pytania. Po pierwsze "pamiątka" - zikkarun. Spotkałam to słowo w Księdze Kapłańskiej i zrozumiałam, jako uobecnienie. Ale problem polega na tym, że nie bardzo wiem z kim i jak to moje skojarzenie i zrozumienie skonsultować. Proszę o kilka słów na ten temat.
    Drugi kwiatek to "sól". Mam już po dziurki w nosie słuchania o tym, jak to Jezus porównywał Chrześcijan do przyprawy do zupy, (sic!), też proszę o rozwinięcie tematu, soli jako symbolu uświęcenia ofiary dla Boga.
    Jak większość ludzi słabo poruszam się w słownictwie teologicznym, ale skoro wiedza z lekcji religii z dzieciństwa była wystarczająca, by zrozumieć, że woła mnie Bóg, to wierzę, że te tematy można tłumaczyć jak dziecku. Z góry dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo rozumiem pytania. O ile rozumiem, chodzi o kwestie właściwej interpretacji fragmentów i pojęć zawartych w danych fragmentach Pisma św. W tych kwestiach należy sięgnąć do komentarzy biblijnych, które są dostępne w bibliotekach. Jest to do doczytania, a nie problem teologiczny. Życzę owocnej lektury.

      Usuń