Pytanie dotyczy dwóch zasadniczych kwestij teologicznych:
1. pojęcia ofiarowania, czyli ofiary kultowej, w świetle zwłaszcza Bożego Objawienia,
2. wyrażenia "ciało i krew, dusza i bóstwo" Jezusa Chrystusa, czyli tematyki chrystologicznej i sakramentologicznej.
W świetle zarówno religioznawstwa jak też Bożego Objawienia przekazanego w Piśmie św. i Tradycji Kościoła jest zupełnie jasne, że w ofierze kultowej składana jest rzecz stworzona, która wyraża czy to postawę duchową oddania czci istocie czczonej, czy też zastępczo nawet samą osobę oddającą cześć istocie, do której skierowana jest ofiara. Przedmiot czy rzecz ofiarowywana ulega zniszczeniu względnie unicestwieniu, czy to w sposób rytualny (np. spalenie, spożycie) czy naturalny (pozostawienie na pożarcie dzikim zwierzętom czy na rozkład w procesie fizykalno-chemicznym). Innymi słowy: to, co jest ofiarowywane kultycznie, ulega przemianie, czego wyrazem jest zniszczenie.
"Ofiara, najmilsi bracia, jest wyniszczeniem. Dosyć spojrzeć pobieżnie przez wszystkie wieki na dzieje ludzkości. U wszystkich narodów, we wszystkich religiach ukazuje nam się obrządek nad wszystkie inne górujący jako główny czyn religii społeczeństwa, polegający zawsze na jakimś zniszczeniu, zabijaniu bydląt, paleniu kadzideł, lub czymś podobnym. Ma się rozumieć, nie każde zniszczenie jest ofiarą, ale tylko takie, które się czyni na cześć Boga, w imieniu ludu, aby uznać najwyższe Jego panowanie nad wszelkim stworzeniem i ubłagać Go ludziom. Stąd to gdy w przenośnym znaczeniu dajemy nazwę ofiary naszym prywatnym sprawom lub nawet wnętrznym aktom, tylko takie uczynki ofiarami zowiemy, które są trudne, bolesne, słowem, które są jakimś choć częściowym wyniszczeniem samego siebie, z utratą rzeczy nam drogiej, z przytłumieniem uczuć serca, w szlachetnym celu tj. dla czci Bożej lub dobra bliźniego. Ale tu mowa o ofierze w ścisłym znaczeniu, tj. o zniszczeniu rzeczy widomej, przez kapłana przedstawiciela ludu, na cześć Boską wykonywanym. Takie ofiary miał stary zakon, ale to były tylko figury; takie ofiary miało pogaństwo, ale to były świętokradztwa.
U nas chrześcijan, najmilsi, u nas tylko jest jedyna prawdziwa ofiara, Bogu nieskończoną cześć a ludziom wszelkie zbawienie przynosząca. Tą ofiarą, jak wiemy, jest śmierć krzyżowa Syna Bożego, w której ofiarnikiem i ofiarą jest sam Bóg-człowiek, a ofiarowaniem śmierć dobrowolnie podjęta. Ta ofiara gdy się raz spełniła, stało się zadosyć najobfitszej sprawiedliwości Bożej za niezliczone świata przestępki – ale miłości, najmilsi bracia, nie stało się zadosyć. Serce Jezusa żądało, aby ta sama ofiara, w oczach każdego z nas, nie raz lecz co dzień na każdym miejscu się powtarzała, co jest najcelniejszym miłości czynem i dowodem. I istotnie, co dzień po całym świecie powtarza się, raczej odtwarza się ofiara krzyżowa, już nie krwawa, jak na krzyżu, bo już okup grzesznego świata wypłacony, bo już Bóg przebłagany – ale niekrwawa, jak przystoi zakonowi łaski, i miłością samą gorejąca, czysta, święta, nieskończenie drogocenna: tak iż Bóg pięknością i wonnością jej niejako zachwycony, odrzuca wszystkie inne ofiary: "Nie mam chęci do was – mówi Pan Zastępów do starozakonnych ofiarników przez usta Malachiasza proroka – i daru nie przyjmę z ręki waszej: bo od wschodu słońca aż do zachodu wielkie jest imię moje między narody, a na każdym miejscu poświęcają i ofiarują imieniowi memu ofiarę czystą, bo wielkie jest imię moje między narody" (Malach. 1, 10-11).
Ale jeśli w tajemnicy Ołtarza jest prawdziwa ofiara, musi też być prawdziwe i rzeczywiste wyniszczenie. Lecz jakimże sposobem Chrystus, który, jak mówi Pismo, raz "zmartwychpowstawszy już więcej nie umiera" (Rzym. 6, 9), jakimże, mówię, sposobem wyniszczać się może w ofierze Mszy św.? Ach! Jakim sposobem Jezus wyniszcza się na ołtarzu?! Spojrzyjmy na ołtarz, najmilsi, na tę drobną hostię – jeżeli mamy iskierkę wiary w duszy i iskierkę miłości w sercu – a jużeśmy zrozumieli. Oto kapłan, widomy namiestnik prawdziwego wielkiego Kapłana naszego, wymówił słowa sakramentalne, i tymi słowy, gdyby mieczem ofiarniczym, jak mówią Święci Ojcowie, ofiarę żywą wprawił w stan wyniszczenia, do śmierci zgoła podobny, bliski stanowi ofiary zabitej. Patrzmy tylko – oto Król królów i Pan panujących, Sędzia żywych i umarłych, słońce miasta niebieskiego, rzeczywiście leży na ołtarzu, jak ofiara zabita, w postaci rzeczy martwej, w postaci pokarmu! Podobnie jak baranek ofiarny zabitym być musiał, zanim go pożywali, którzy w ofierze uczestnictwo mieli, tak samo i nasz niepokalany Baranek, mieczem słów sakramentalnych dosiągniony, składa wszelkie a wszelkie ślady życia, przybiera postać istoty martwej, aby tak móc być pożywanym od uczestników tej świętej ofiary. Nie tylko więc mistycznie, w podobieństwie, bywa zabitym, lecz rzeczywiście, o ile to stan pokarmu wymaga, wyniszczonym zostaje. Jest więc św. ofiara nasza na ołtarzu żywą, razem i zabitą; wszystkie członki ma w najświętszej Hostii, a nie rusza się i żadnego znaku życia nie objawia; rozlane są wdzięki na ustach Jego (Ps. 44, 3) – jak mówi Psalm – a głosu żadnego nie wydaje. Najpiękniejszy urodą między synami ludzkimi, ma kształt okruszyny chleba! Jeszcze więcej powiem: tak zupełnie jest śladów życia wyzuty, że każdy może Go dowoli brać, przenosić, miotać, czynić z Nim co tylko się podoba, używać Go nawet do niegodziwych, bezbożnych i świętokradzkich celów – i w samej rzeczy niestety piekło nauczyło ludzi nadużywać w taki sposób tego cudu miłości. Ach! nie jestże to, najmilsi, prawdziwe wyniszczenie, zdumiewający stan śmierci, przedziwna ofiara? Tak jest, w istocie, bo to jest ofiara właściwa miłości, ofiara Serca Jezusowego, a miłość, jak dobrze mówią, jest przemyślna, wymysły serca są zawsze przedziwne, a najprzedziwniejszym wymysłem najmiłościwszego Serca jest właśnie ten, że będąc nieśmiertelnym, znalazł sposób co dzień za nas umierać i w tym stanie ofiary zabitej na ołtarzach naszych trwać wiekuiście, i co dzień, jak zechcemy, od nas być pożywanym."
Drugą kwestię rozpatrzmy najpierw osobno, czyli niezależnie od idei ofiarowania. Otóż sama w sobie wzięta, jest to formuła określająca Obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii (podawana we wielu dokumentach Kościoła). Są to dogmatyczne składniki Osoby Jezusa Chrystusa, wyrażające Jego pełną istotową Obecność: "ciało, krew i dusza" odpowiadają Boskiemu Człowieczeństwu, "bóstwo" jest odpowiednikiem Boskiej Natury Syna Bożego, który jest współistotny Ojcu (consubstantialis, ομοουσιος).
Przejdźmy teraz do formuły jako całości. Jest oczywiste, że należy ją rozumieć w sensie eucharystycznym. Cały Chrystus, zarówno jako Syn Boży jak też jako prawdziwy Człowiek, złożył Siebie Ojcu w ofierze na Krzyżu. Było to możliwe dzięki jedności Osoby, która od momentu Wcielenia zawiera także osobowość ludzką (krew, ciało i duszę). Celem Wcielenia było właśnie dokonanie jedynej i niepowtarzalnej, doskonałej Ofiary, która wypełnia i nieskończenie przewyższa wszystkie i wszelkie ofiary Starego Przymierza (mówi o tym dobitnie List do Hebrajczyków). Dlatego właśnie Syn Boży stał się Człowiekiem: On złożył swoje Człowieczeństwo w ofierze na krzyżu. Uczynił to jako Bóg-Człowiek, Syn Boży i syn Maryi Dziewicy, ale nie ofiarował Swego bóstwa lecz Swoje człowiecze życie, Swoje Człowieczeństwo (ciało, krew i duszę), gdyż tylko ono według naturalnych właściwości natury ludzkiej było śmiertelne (a po Zmartwychwstaniu jest nieśmiertelne).
Tak więc teologicznie poprawnie mówimy o Obecności "ciała i krwi, duszy i bóstwa" Jezusa Chrystusa w Eucharystii. Jednak niepoprawne - a właściwie heretyckie - jest mówienie o ofiarowaniu "ciała i krwi, duszy i bóstwa" Jezusa Chrystusa. Powiedzmy jeszcze raz, z prostego powodu: ponieważ sam Jezus Chrystus nie ofiarował, tzn. ani nie zniszczył, ani nie unicestwił, ani nie przemienił Swojego Bóstwa na krzyżu.
Mówienie o ofiarowaniu bóstwa Jezusa Chrystusa jest tylko wtedy logicznie spójne, gdy się to "bóstwo" rozumie jako niewspółistotne Ojcu, czyli różne od Boskiej Natury Boga Ojca, czyli jakby stworzone, a to jest nic innego jak pogląd judaizującej herezji ariańskiej.
Post scriptum 1
Zrzuty pochodzą z książki: Ewa K. Czaczkowska, Siostra Faustyna. Biografia świętej.
Nie dziwią też próby obrony. Są one zasadniczo różne i ze sobą niespójne.
1.
Ten argument jest nietrafny, gdyż zawiera pomieszanie natur. Zasadnicza jest prawda, że ofiara Kościoła jest uobecnieniem i włączeniem się w Ofiarę, którą złożył sam Jezus Chrystus. Jezus Chrystus nie ofiarował Swojej Osoby, gdyż jest jako Syn drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej współistotną Ojcu, lecz Swoje Człowieczeństwo. Jedność bosko-ludzkiej Osoby Jezusa Chrystusa, łączącej Bóstwo i Człowieczeństwo w jednym podmiocie działania, nie oznacza ani utraty przymiotów boskich ani ludzkich. Tym samym: o ile Osoba Jezusa Chrystusa jest prawdziwym Bogiem, nie może być ofiarowana. Może być ofiarowana wyłącznie jako Człowiek, czyli "ciało, krew i dusza".
Dogmatyczna reguła "wymiany przymiotów" (communicatio idiomatum) dotyczy wyłącznie przyjęcia przymiotów drugiej natury, a nie utraty własnych przymiotów. Konkretnie: poprawne jest powiedzenie, że Syn Boży (w znaczeniu bosko-ludzkiej Osoby) umarł na krzyżu, podobnie jak powiedzenie, że Syn Maryi (w znaczeniu bosko-ludzkiej Osoby) odpuszczał grzechy i zbawił świat. Jednak herezją jest powiedzenie, że Bóstwo Jezusa Chrystusa umarło na krzyżu czy że Jego Człowieczeństwo (w znaczeniu natury ludzkiej) odpuszczało grzechy i zbawiło świat.
2.
X. Różycki argumentował, że "bóstwo" w tej formule nie oznacza natury boskiej lecz "Osobę Boską Jezusa" i tym samym może być ofiarowane. W ten sposób x. Różycki odszedł od linii argumentacji x. Sopoćki, pośrednio przyznając, że nie jest ona trafna.
Odpowiedź jest już częściowo zawarta w odpowiedzi na argumentację x. Sopoćki. Należy zauważyć sprzeczność zarówno wobec interpretacji słowa "bóstwo" u x. Sopoćki jak też wobec textu samej formuły.
Po pierwsze nic nie wskazuje na słuszność takiej interpretacji. Słowo polskie "bóstwo" w języku teologicznym jest zawsze synonimem "natury boskiej". Jedynie w języku potocznym może być synonimem słowa "bożek" czy "idol". Czyżby x. Różycki na prawdę uważał, że to drugie znaczenie mogło zostać użyte przez samego Pana Jezusa (według relacji s. Faustyny)?
Po drugie x. Różycki widocznie tutaj nie tylko rozróżnia, ale wprowadza podział między Osobą Syna Bożego w znaczeniu trynitarnym i Osobą Jezusa Chrystusa obejmującą Bóstwo i Człowieczeństwo. Ten podział jest teologicznie fałszywy, właściwie heretycki, gdyż stoi w sprzeczności z nauczaniem Soboru Chalcedońskiego o jedności bosko-ludzkiej Osoby Jezusa Chrystusa, czyli jedności przedwiecznego Syna Bożego i człowieczeństwa.
Po trzecie, x. Różycki fałszywie interpretuje słowa Soboru Trydenckiego, które zostały użyte w tej formule. Otóż formuła soborowa z całą pewnością mówi o tym, że w Eucharystii jest obecne nie tylko Człowieczeństwo ("ciało, krew, dusza"), lecz także Bóstwo Jezusa Chrystusa, czyli prawdziwy Bóg. Dlaczego więc nie można ofiarować tego Bóstwa? Ano dlatego, ponieważ czym innym jest orzeczenie o obecności, a czym innym orzeczenie o ofiarowaniu. To drugie może być wyłącznie włączeniem się do Ofiary Jezusa Chrystusa: On jako prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek ofiarował Swoje Człowieczeństwo, nie Swoje Bóstwo, gdyż ani nie przestał być Bogiem, ani Jego Bóstwo nie uległo przemianie, a tym bardziej zabiciu.
Po czwarte x. Różycki wskazuje na List do Efezjan na potwierdzenie swojej interpretacji. Jest to również nietrafne. Otóż przede wszystkim chodzi zapewne o List do Filipian 2,5-11:
Te słowa w żaden sposób nie potwierdzają, jakoby Jezus Chrystus ofiarował Swoje Bóstwo, lecz mówią o Jego uniżeniu samego Siebie do postaci "sługi", bez zatracenia Boskości i tym samym bez jej ofiarowania.
3.
Trzeci argument obrońców tej formuły wskazuje na tzw. modlitwę anioła z Fatimy.
Po pierwsze ta modlitwa jest znana dopiero z późniejszych zapisków s. Łucji i nie jest zawarta w aktach z 1930 r. zatwierdzających objawienia Matki Bożej z 1917 r. Tym samym ta modlitwa nie ma ze strony Kościoła żadnego potwierdzenia zgodności z wiarą katolicką czy nadprzyrodzoności.
Po drugie znamienna jest rzekoma wypowiedź s. Łucji wobec zastrzeżeń teologicznych odnośnie tych rzekomych słów anioła, mianowicie sarkastyczne zdanie, że "widocznie anioł nie studiował teologii". Otóż przede wszystkim musiałoby być solidnie poświadczone, że s. Łucja tak powiedziała. Gdyż taka wypowiedź odnośnie prawd wiary nauczanych przez Kościół uroczyście od starożytności z pewnością nie świadczy ani o szacunku dla asystencji Ducha Świętego w Kościele, ani o pokorze. Sprawa nie dotyczy bowiem jakichś drobiazgowych sporów teologicznych, lecz
- formuły dogmatycznej, która bez wątpienia została użyta w tym zdaniu, a której
- użycie w danym kontekście i znaczeniu uderza w elementarne zasady nauczania Kościoła odnośnie zarówno Osoby Jezusa Chrystusa jak też Jego dzieła zbawczego.
W końcu po trzecie: przywoływanie tych słów w argumentacji jest właściwie przyznaniem, że zastrzeżenia teologiczne są słuszne, skoro pozostaje tylko cyniczny sarkazm.
Warto także odnotować, że niemiecki ksiądz i słynny pisarz katolicki Wilhelm Hünermann w swojej książce z 1954 r. - wydanej oczywiście z imprimatur kościelnym - podaje słowa tzw. modlitwy anioła z Fatimy nie zawierające ofiarowania bóstwa:
Sprawa jest o tyle poważna, że dotyczy nie tylko miejsca i znaczenia teologii w Kościele, lecz istoty wiary katolickiej. Według nauczania Kościoła nadprzyrodzony akt wiary nie jest ślepą uległością, wymagającą pogardy i odrzucenia racjonalnego, poprawnego myślenia (jak to jest zarówno w protestantyźmie, jak też w talmudyźmie i islamie). Wiara katolicka zakłada poprawne używanie zasad rozumowych, nawet myślenia filozoficznego we właściwym sensie. Argumenty rozumowe zarówno podprawadzają do aktu wiary, jak też mu towarzyszą, wspierają, a także czerpią nadprzyrodzone światło z prawd objawionych. Naucza o tym zwłaszcza Sobór Watykański I, a także Sobór Watykański II. Tak więc chodzi ostatecznie o istotę i charakter wiary katolickiej.