Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sobór Watykański II. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sobór Watykański II. Pokaż wszystkie posty

Mariologia na Vaticanum II


Temat jest oczywiście szerszy niż ramy niniejszego bloga. Widząc zamieszanie i potrzebę w temacie przedstawiam sprawę w skrócie w oparciu głównie o łatwo dostępne źródła:

Ralph Wiltgen SVD, Ren wpływa do Tybru (różne wydania, także po polsku)

Roberto de Mattei, Sobór Watykański II (różne wydania, także po polsku)


Pośród tzw. schematów, czyli dwunastu roboczych szkiców przyszłych dokumentów soborowych podanych do dyskusji i opracowania, znajdował się także schemat "O Najświętszej Mariji Pannie, Matce Boga i Matce ludzi". Było to wynikiem trwającej od drugiej połowy XIX w. - w związku z ogłoszonym w 1854 r. dogmatem o Niepokalanym Poczęciu -  dość intensywnej dyskusji teologicznej wokół takich tytułów mariologicznych jak Pośredniczka Łask oraz Współodkupicielka. Na międzynarodowych i też narodowych kongresach mariologicznych rozważano te kwestie, pisano także petycje do kolejnych papieży z prośbą o zdogmatyzowanie tychże tytułów. Częstą odpowiedzią było wskazanie na konieczność zwołania soboru, który by się zajął tą sprawą. Tak więc można powiedzieć, że zamysł zwołania soboru powszechnego, który stał się dość konkretny już za pontyfikatu Piusa XI, od początku związany był z tematyką mariologiczną, co naturalnie znalazło swój wyraz w dokumentach przygotowawczych czyli tzw. schematach. 

Równocześnie istotny jest cel, który Jan XXIII postawił zwołanemu soborowi: dopasowanie Kościoła do współczesnego świata (nie świata do Bożego Objawienia) oraz dążenie do jedności ludzkości, w tym także do jedności między chrześcijanami, co musiało oznaczać pomniejszanie i relatywizowanie tego, co dzieli, czyli prawd i zasad specyficznie katolickich. W tym kluczu właśnie należy rozumieć przygotowane dokumenty robocze czyli tzw. schematy, a tym bardziej końcowe, uchwalone dokumenty.

Po zakończeniu pierwszej sesji soboru, w styczniu 1963 roku komisja koordynacyjna, czyli zajmująca się porządkowaniem obrad soboru, postanowiła procedować schemat o zmienionym tytule "O Najświętszej Mariji Pannie, Matce Kościoła" niezależnie od schematu o Kościele. Biskupi niemieccy i austriaccy zlecili sporządzenie komentarza, a właściwie recenzji do tego schematu jezuicie Karl'owi Rahner'owi, który był doradcą teologicznym (peritus) Arcybiskupa Wiedeńskiego, kardynała Franz'a König‘a (więcej tutaj). Jego krytyka okazała się totalna. Głównym argumentem były względy ekumaniackie czyli przewidywana szkoda dla stosunków zarówno z protestantami jak też ze wschodniakami. To drugie oczywiście kłamliwa, ponieważ wspólnoty wschodnie mają bardzo głęboko zakorzeniony kult Matki Bożej, a odrzucają najwyżej samodzielne ogłaszanie przez papieża dogmatów mariologicznych, czego powodem nie są względy teologiczne lecz ambicjonalne. Rahner'a szczególnie oburzało zawarte w schemacie tytułowanie Mariji jako "Pośredniczki Łask Wszelkich" i domagał się jego usunięcia. Jednak biskupi niemieccy, austriaccy i skandynawscy zgromadzeni na konferencji w Fulda opowiedzieli się za zachowaniem takich wyrażeń jak "Pośredniczka" i "pośredniczy", usuwając jedynie dodatkowe określenie, że chodzi o wszelkie łaski. Do tej swojej propozycji wystosowanej do soboru biskupi dołączyli wypowiedzi teologów protestanckich (Dibelius, Meinhold), którzy uważali katolicką mariologię za główną przeszkodę w staraniach ekumenicznych oraz postulowali włączenie schematu o Mariji do schematu o Kościele, co miało umożliwić postęp w rozmowach ekumaniackich. 

Tematem zajęto się na pierwszym zgromadzeniu ogólnym drugiej sesji soboru pod koniec września 1963 roku. Kardynał Joseph Frings z Kolonii, przemawiając w imieniu biskupów niemieckich, austriackich i skandynawskich, opowiedział się za włączeniem schematu mariologicznego do schematu o Kościele. Głosy innych biskupów z innych krajów były podzielone. Kardynał Francis Spellman z Nowego Yorku zwracał uwagę, że nie należy z względów ekumaniackich pomijać tytułów mariologicznych używanych już przez papieży także takich jak "Współodkupicielka" (Coredemptrix), "Odnowicielka" (Reparatrix), gdyż zadaniem soboru powszechnego jest bardziej pouczanie katolików niż ludzi spoza Kościoła. Biskupi katoliccy obrządków wschodnich wystosowali do Ojców Soborowych pismo, w którym jednoznacznie opowiedzieli się za osobnym dokumentem mariologicznym. Biskup Giacondo Grotti z Brazylii dość dosadnie argumentował, że celem soboru nie jest ukrywanie prawdy lecz jej wyznawanie, gdyż byłoby to obłudne. Byłoby to równocześnie obraźliwe dla niekatolików, gdyż zostaliby potraktowani jako słabi, skoro prawda mogłaby ich zranić. W końcu 27 października 1963 r. doszło do głosowania w kwestii włączenia schematu mariologicznego do schematu eklezjologicznego. Wynik głosowania nie był jednoznaczny: 1114 głosów było za połączeniem, a przeciw było 1097. Ekumaniacy wygrali więc ten etap większością jedynie 9 głosów. 

Schematem eklezjologicznym - z którego powstała konstytucja "Lumen gentium" - wraz ze schematem mariologicznym jako jego ostatnim rozdziałem zajęto się na trzeciej sesji soborowej jesienią 1964 r. Ten rozdział został opracowany na zlecenie kierownictwa soboru przez dwóch teologów: x. Gérard Philips z Belgii oraz franciszkanin o. Carlo Balić z Jugosławii. X. Philips opowiedział się za usunięciem tytułów Marijnych "Matka Kościoła" i "Pośredniczka", jednak komisja teologiczna soboru nie przejęła tego postulatu. Po burzliwych dyskusjach w auli soborowej zabrał głos kardynał Frings, apelując o przyjęcie wersji kompromisowej. Ta wersja - jako rozdział VIII konstytucji "Lumen gentium" - został jako całość poddana głosowaniu. Wynik głosowania 29 października 1964 r. był zadowalający: 1559 głosów na tak, 521 głosów na tak z zastrzeżeniami (czyli za przyjęciem po dokonaniu poprawek), 10 głosów za odrzuceniem rozdziału. Po dokonaniu poprawek poddano rozdział ostatecznemu głosowaniu dnia 18 listopada 1964 r., które dało wynik 99% na tak czyli praktycznie jednomyślny. 

Czy to było zwycięstwo ekumaniaków? Raczej nie. Po pierwsze, nie nastąpiło żadne głosowanie odnośnie do tytułów mariologicznych i tym samym nie było ich odrzucenia. Po drugie, zachowano tytuły zawarte w pierwotnym schemacie, czyli Matka Kościoła i Pośredniczka, aczkolwiek w ostrożniejszej formie, bardziej strawnej dla tchórzliwych ekumaniaków. 

Protestancki teolog Oscar Cullmann, który był gościem na soborze, powiedział w swojej długiej konferencji prasowej na zakończenie soboru, że zachowanie tytułu "Pośredniczka" jest przykrym rozczarowaniem dla protestantów. Także umieszczenie schematu mariologicznego w dokumencie o Kościele, które pierwotnie miało osłabić rangę i znaczenie mariologii, spowodowało w końcu wzmocnienie nauczania o Mariji, gdyż to, co jest powiedziane o Kościele ma swój punkt szczytowy w ostatnim rozdziale konstytucji, który jest mariologiczny. Zresztą rezultat dyskusji soborowej jest także ilościowy: względem pierwotnego schematu roboczego mariologiczny rozdział VIII konstytucji "Lumen gentium" jest dłuższy o 1/3. 

Tak więc mówienie o odrzuceniu przez sobór tradycyjnej mariologii katolickiej jest po prostu kłamstwem. Owszem, mariologiczny rozdział konstytucji "Lumen gentium" jest raczej krokiem wstecz w rozwoju mariologii. Świadczą o tym także procesy w teologii i praktyce duszpasterskiej po soborze, czyli osłabienie, a nawet po części brak zainteresowania kultem Marijnym i rozwojem doktrynalnym w tej dziedzinie. Przyczyną jest oczywiście brak jasności i głębii w tym dokumencie soborowym. Temu chciał zaradzić Paweł VI w swojej adhortacji "Marialis cultus" z 1974 r. Zamysł oczywiście nie mógł się udać wobec faktu uporczywego trzymania się Novus Ordo, który ze swej natury godzi w ciągłość doktrynalną i pobożnościową Kościoła. Nie może być odrodzenia i autentycznego rozwoju w mariologii bez powrotu do autentycznych źródeł i korzeni w liturgii. Protestantyzacja życia kościelnego, której sprzyja Novus Ordo, ze swej natury oznacza także zwalczanie i osłabianie czci do Matki Zbawiciela, nawet jeśli zachowuje się pewne formy nabożeństw Marijnych. Równocześnie autentyczna pobożność Marijna zawsze prowadzi ostatecznie do liturgii tradycyjnej, a to z tej prostej przyczyny, że to ona, a nie Novus Ordo ze swej natury promuje i prowadzi do oddawania należnej czci Jezusowi Chrystusowi i Trójcy Przenajświętszej, co jest także istotą duchowości Mariji oraz Jej prawdziwych czcicieli. 

Urojony sobór czyli protestancko wypaczone sumienie M. Kapusty


 
Poproszono mnie o zajęcie się ponownie działalnością powyższego osobnika (wcześniej było tutaj, tutaj, tutaj, tutaj, tutaj, tutaj, tutaj): 


Zacznijmy po kolei od wypowiedzi samego delikwenta. 


Kapusta deklaruje, że sumienie nie pozwala jemu i jego rodzinie na przyjęcie ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy z powodu nabożeństwa z tąże ikoną związanego, a które według Kapusty zawiera poważne błędy teologiczne. Kapusta opiera się na wywodach franciszkanina Celestyna Napiórkowskiego udającego mariologa, a będącego faktycznie skrajnym modernistą, który nawet nie ukrywa swojego podziwu dla herezjarchy Martina Luder'a (w książce o uprawianiu teologii). 


Tutaj Kapusta wymachuje Pismem św., soborem - przy czym ma na myśli wyłącznie Sobór Watykański II - oraz Magisterium Kościoła, które cytuje również jedynie w postaci przemielonej i pożutej przez Napiórkowskiego. Przy tej okazji Kapusta popełnia typowo ignorancki bełkot. Otóż według teologii katolickiej nie ma trzech "filarów" wiary, lecz są dwa zasadnicze źródła teologii: Tradycja i Pismo św. Magisterium Kościoła nie jest ani trzecim filarem, ani "szczytem" wiary, lecz ma funkcję jedynie służebną czyli podporządkowaną Tradycji i Pismu św., a to w ten sposób, że naucza, wyjaśnia i broni prawd zawartych w dwóch źródłach Bożego Objawienia czyli w Tradycji i Piśmie św. Widocznie Kapusta nie czytał nawet konstytucji "Dei Verbum" soboru, który tak uwielbia, a gdzie to jest dość wyraźnie napisane. Zamiast tego Kapusta albo uroił sobie Magisterium jako "szczyt" wiary, albo po prostu bezczelnie okłamuje odbiorców. 


Tutaj Kapusta atakuje tych, którzy krytycznie podchodzą do ostatniego soboru, udając przy tym wiernego katolika. Powtarza tutaj "mądrość" na poziomie teologii kuchennej o działaniu Ducha Świętego na soborze. Myli tutaj widocznie działanie Ducha Świętego z działaniem maszyny czy mechanizmu w maszynach, którymi są ludzie, tak jakby uczestnicy soboru byli bezwolnymi wykonawcami poleceń Ducha Świętego. Kapusta widocznie myli Boże Objawienie, które jest przekazane Kościołowi pod natchnieniem Ducha Świętego, z asystencją Ducha Świętego w Kościele, także w jego Magisterium, którym jest nauczanie soborów powszechnych. Asystencja tym się różni od natchnienia, że Duch Święty daje gwarancję nieomylności tylko wtedy, gdy chodzi o wynikające z Bożego Objawienia prawdy wiary i moralności, które są wyłaniane w badaniach źródłowych i dyskusjach soborowych, a ludzie nauczający zasadniczo mają możliwość także popełnienia błędów i sprzeniewierzenia się tym prawdom. Dlatego właśnie są sobory w historii Kościoła, które zostały uznane za heretyckie, niektóre dopiero po czasie. 

Ponadto istotne jest, że Kapusta popełnia tutaj zasadniczy błąd, mówiąc tak, jakby Sobór Watykański II był jedynym ważnym obecnie czy przynajmniej głównym soborem, jakby supersoborem. To gdzie był Duch Święty, gdy odbywały się poprzednie sobory, zwłaszcza Sobór Trydencki? A może Kapusta uważa, że Duch Święty zmienia zdanie albo się myli?


Tutaj Kapusta oczywiście kłamie. Nie wiem, czy z elementarnej ignorancji, czy ktoś mu takie bzdety nawciskał, czy sobie sam to wymyślił. Widocznie nie zna chociażby nauczania Vaticanum I w konstytucji "Pastor Aeternus", gdzie jest jasno powiedziane, że nawet zadaniem papieża nie jest nauczanie nowości, lecz wierne zachowywanie i nauczanie tego, co jest Bożym Objawieniem. Tak samo zresztą naucza Sobór Watykański II. Żaden sobór i żaden papież nie twierdzi, że Kościół ma prawo zmieniać swoje nauczanie. Wręcz przeciwnie: każde autentyczne nauczanie urzędowe (magisterialne) powołuje się na nauczanie poprzedników. 


Tutaj Kapusta znów się pogrąża wykazując elementarną ignorancję teologiczną. Powtarzam: filarem Kościoła nie jest Magisterium Kościoła lecz Boże Objawienie, a zadaniem Magisterium jest jego zachowywanie i nauczanie. Nie wiem skąd Kapusta bierze swoją teoryjkę. Urojenie?
Sprawa jest istotna, ponieważ kryterium odróżnienia Magisterium od Niemagisterium jest właśnie związek i zgodność z Bożym Objawieniem. Innymi słowy: jeśli jakiś przedstawiciel hierarchii - czy to w pojedynkę czy wraz z jakimś zgromadzeniem biskupów, które chce być soborem - głosi coś, co jest sprzeczne z Bożym Objawieniem podawanym dotychczas czy to w Piśmie św. czy w Tradycji, to nie naucza jako Magisterium lecz jako Antymagisterium Kościoła, nawet jeśli piastuje jakiś wysoki urząd kościelny, nawet jeśli byłby to urząd papieski. Niechże sobie Kapusta poczyta solidne podręczniki dogmatyki katolickiej, a nie jakieś paraprotestanckie śmieci. To w protestantyźmie najważniejszym "filarem" jest to, co głosi aktualna władza czyli guru, którego władza jest absolutna i ważniejsza niż prawda. Natomiast w Kościele Chrystusowym także władza papieska i władza soborów jest zawsze ograniczona Bożym Objawieniem i to tym, którego nauczali poprzedni papieże i poprzednie sobory. Dlatego właśnie w Kościele nie obowiązują żadne nowości, nawet gdyby były głoszone uroczyście przez papieża czy sobór. Kościół nie jest sektą, gdzie obowiązuje wola aktualnej władzy, lecz władza musi być podporządkowana Bożemu Objawieniu przekazanemu przez Apostołów. 



Kapustowa "mądrość" sprowadza się do cytowania kłamliwych wypocin heretyka Napiórkowskiego, który jak przystało na heretyka miesza, kręci i oszukuje. Kwestią samych tytułów mariologicznych zajmę się później. "Argument" Napiórkowskiego-Kapusty sprowadza się do twierdzenia, jakoby sobór odrzucił owe "przesadne" i "błędne" tytuły Matki Najświętszej, a jest to po prostu kłamstwo, ponieważ nigdy na Vaticanum II nie było takiego głosowania, którego przedmiotem byłoby przyjęcie albo odrzucenie tychże tytułów. Tak więc Kapusta albo nie ma bladego pojęcia o faktycznym przebiegu soboru, albo bezczelnie kłamie i oszukuje swoich odbiorców. 


Te ignoranckie bzdety Kapusta powtarza maniakalnie według zasady Josefa Goebbels'a: kłamać trzeba często, bo zawsze coś w głowach osiądzie. Zauważmy na trzeźwo: Kościół od wieków dopuszczał nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy do publicznego odmawiania w świątyniach katolickich. Co więcej, dopuszczał i zalecał katolikom praktykowanie - szczególnie znienawidzonego przez Kapustę i innych heretyków - doskonałego nabożeństwa do Matki Bożej według nauczania św. Ludwika Marię Grignon de Montfort. Teraz oto przychodzi Kapusta podjudzony przez perfidnego heretyka Napiórkowskiego i ogłasza, że to jest "najeżone błędami" i że sobór to odrzucił. Czy on słyszy to, co mówi? Gdzie był Duch Święty poprzez wieki, skoro dopuszczał do użytku przez katolików nabożeństwa sprzeczne - jak uważa Kapusta - z Pismem św. i soborem? Przez wieki spał i obudził się dopiero na Vaticanum II?


Tutaj Kapusta głosi nie mniej ni więcej jak herezję koncyliaryzmu twierdząc, jakoby nauczanie soboru miało rangę wyższą niż nauczanie papieskie. Otóż nie. Według teologii katolickiej ranga danego nauczania zależy wprost od stopnia nieomylności, niezależnie od tego, czy jest głoszone przez samego papieża czy przez papieża wraz z soborem. Niechże sobie Kapusta poczyta nauczanie Soboru Watykańskiego I, czy choćby nawet "Lumen gentium" Soboru Watykańskiego II. 




Tutaj Kapusta kłamie co do treści abhortacji Pawła VI z 1974 r. "Marialis cultus". Oto parę fragmentów, których Kapusta albo nie zna albo nie chce znać, albo jedno i drugie:












Niech tyle wystarczy. Nie trudno zauważyć, że Kapusta w ślad za swoim mistrzem Napiórkowskim bezczelnie łże i oszukuje swoich odbiorców. Tutaj powtarza swoje protestanckie urojenia:



Uporczywie bredzi, jakoby Kościół wzywający pomocy Matki Bożej sprzeniewierzał się kultowi Bożemu:


Tak więc według Kapusty "oczyszczenie", którego miał dokonać sobór, polega na odrzuceniu wzywania i okazywania czci Mariji, i zastąpienie tego przez naśladowanie Jej cnót. Po pierwsze Kapusta tutaj znowu bezczelnie kłamie, a po drugie wyznaje nic innego jak protestantyzm, ponieważ to herezja protestancka redukuje "kult" Mariji do Jej naśladowania, czyli wyklucza Jej wstawiennictwo tak samo jak wstawiennictwo wszystkich świętych. Nie muszę chyba wykładać, że nie ma to nic wspólnego ani z nauczaniem Soboru Watykańskiego II, ani tym bardziej z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Kapusta nie jest też w stanie wskazać żadnego cytatu z dokumentów soborowych na rzecz swojej tezy i nawet tego nie próbuje. On ma więc albo patologiczne urojenia, albo jest nałogowym łgarzem. 



Idąc za swoim guru Napiórkowskim Kapusta atakuje wprost nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Ciekawe, że nie atakuje też najstarszej znanej modlitwy marijnej Kościoła "Pod Twoją obronę", datowanej na III wiek, a rozpowszechnionej już w całym starożytnym chrześcijaństwie. Wszak ten sam zarzut dotyczy także tej modlitwy. Ten zarzut musieliby postawić encyklikom papieskim jak chociażby Leona XIII "Adiutricem populi":



Oczywiście Napiórkowskiemu i Kapuście łatwiej jest atakować rzeczoną nowennę jako relikt "przedsoborowości", a nie bardzo wypada obrzydzać całą Tradycję marijnej pobożności Kościoła, sięgającą od starożytności do współczesnego nauczania papieży. Ich myślenie sprowadza się do jednej i to iście protestanckiej tezy: Kościół popadł w błędną, sprzeczną z Biblią pobożność marijną, i to już w starożytności. Maskują to swoje myślenie atakiem na nowennę, w której rzeczywiście można znaleźć wyrażenia wymagające odpowiedniego wyjaśnienia, ale które z całą pewnością nie są sprzeczne ani z wiarą katolicką, ani z Pismem św. Argument Kapusty, jakoby to nabożeństwo było sprzeczne z Pismem św., jest po pierwsze gołosłowny, ponieważ nie ma w Piśmie św. nic takiego, a po drugie znów ujawnia jego protestancką mentalność, według której wszystko musi mieć dosłowne i bezpośrednie uzasadnienie w Biblii. Widać więc, że Kapusta w gruncie rzeczy jest protestanckim heretykiem, nie katolikiem, mimo że się za takiego formalnie podaje. 


Swoje protestanckie myślenie Kapusta imputuje biskupom zebranym na soborze, co jest oczywiście durne i fałszywe. Nigdy w teologii katolickiej nie było wymagane oparcie nauczania wyłącznie czy głównie na Piśmie św. Idąc za "logiką" Kapusty nie wolno było też ogłosić dogmatów marijnych o Niepokalanym Poczęciu i o Wniebowzięciu, bo o tym Pismo św. nic nie mówi. 


Teraz odezwał się "znawca" ikonografii i teologii ikon. Nie wiem, czy on zdaje sobie z tego sprawę, ale on twierdzi tutaj, że przynajmniej połowa ikonografii chrześcijańskiej, która sięga starożytności, jest "zła i nieodpowiednia". I to nie pod względem artystycznym, estetycznym, lecz ze względu na błędność teologiczną, gdyż te ikony rzekomo stawiają w centrum Mariję zamiast Jezusa. No cóż. Widocznie także Sobór Efeski (430) był głęboko w błędzie, skoro zajął się akurat tytułem Mariji jako Bożej Rodzicielki (Θεοτοκος), a nie godnością Jezusa Chrystusa. W głębokim błędzie są także tysiące sanktuariów marijnych po całym świecie, gdzie czci się Mariję nawet w o wiele gorszych estetycznie obrazach czy figurach niż ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Lecz oto na arenę dziejów Kościoła i ludzkości wkracza potężny i dzielny Mikołaj Kapusta ze swoją heroiczną wolą "oczyszczenia" Kościoła z tego okropnego nabożeństwa, drażniącego jego protestanckie sumienie... 


Kapusta podnieca się też ogólnym atakiem Napiórkowskiego na praktykowane w Polsce nabożeństwa marijne, przyłączając się doń. Napiórkowski przyznaje się przy tym do swojej niewydolności intelektualnej, która mu nie pozwala zrozumieć nabożeństw marijnych sprawowanych przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. A sprawa jest dość prosta. Otóż na przestrzeni wieków ukształtowała się praktyka sprawowania Mszy św. przed wystawionym Najświętszym Sakramentem wraz z odpowiednimi rubrykami. Powszechne było w całym Kościele także błogosławieństwo eucharystyczne dołączone czy to do sumy niedzielnej czy to do nieszporów niedzielnych. Analogicznie do tego rozwinęło się - chyba tylko w Polsce - połączenie nabożeństw marijnych (majowego i różańcowego w październiku) z wystawieniem Najśw. Sakramentu, co już nie ma uzasadnienia w księgach liturgicznych Kościoła, i o tyle słuszne są zastrzeżenia Napiórkowskiego. Zresztą akurat w Polsce jest więcej tego typu dziwności, które wynikają raczej z niechlujstwa duchownych (sięgającego widocznie nawet biskupów), jak chociażby głoszenie kazań podczas nabożeństwa Gorzkich Żali przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Liturgicznie prawidłowe byłoby oddzielenie zarówno kazań jak też modlitw marijnych od adoracji Najświętszego Sakramentu i nabożeństw eucharystycznych. Jednak nie ma to nic wspólnego ani z ostatnim soborem, ani z rzekomym "oczyszczeniem" pobożności marijnej, lecz wynika z tradycyjnych zasad liturgicznych Kościoła, które były łamane w Polsce już przed ostatnim soborem i nadal są łamane przez rzekomy relikt "przedsoborowia". 



Tutaj Kapusta znów popisuje się swoją haniebną ignorancją. Wspomniałem już o modlitwie "Pod Twoją obronę". Ponadto jest wiele świadectw pobożności marijnej u Ojców Kościoła i to nawet już u św. Justyna, św. Ireneusza, Orygenesa i Tertuliana. Św. Efrem - słynny i powszechnie poważany w całym Kościele za swoje piękne hymny liturgiczne - mówi już wprost i dosłownie o Mariji jako Pośredniczce (źródło). Głównym motywem jest u Ojców analogia między Ewą a Mariją: jak przez pierwszą wszedł w ludzkość grzech, tak przez drugą przyszła łaska czyli Zbawienie. A to jest nic innego jak rdzeń późniejszych tytułów Marijnych takich jak Pośredniczka łask wszelkich i Współodkupicielka. Aż tak wiele zdolności i wysiłku intelektualnego nie trzeba, żeby to pojąć. Ale konieczna jest choćby odrobina dobrej woli, a nie trwanie w absurdalnej i zakłamanej mentalności protestanckiej. 


Tutaj Kapusta nawołuje duchownych i świeckich do bojkotu nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, bo ci, którzy ją stworzyli i dopuścili do używania w Kościele się według niego pomylili. Kapusta wie oczywiście lepiej niż papieże i biskupi całego świata, co jest zgodne z Pismem św. a co nie jest. Wieki całe Kościół musiał czekać na wielkiego oczyściciela w osobie Kapusty...



Kapusta jest jak zwykle mistrzem w sugestywnym ukazywaniu swojej ignorancji połączonej w wymachiwaniu Pismem św. W jego myśleniu widocznie się nie mieści fakt, że całe pokolenia teologów, Doktorów Kościoła, biskupów i papieży znało i zna Pismo św. przynajmniej nie gorzej niż Kapusta (i inni protestanci), a mimo tego zarówno promowały jak też dopuszczały do użytku zarówno teologicznego jak też pobożnościowego także tytuł Marijny "Współodkupicielki". Kapusta oczywiście nie śmierdzi żadną solidną książką teologiczną (jeno wypocinami heretyków), a nie trzeba daleko szukać:





Kapusta jest oczywiście mądrzejszy i lepiej potrafi czytać Pismo święte...

Dla swojego krętactwa znajduje oparcie w swoim guru Napiórkowskim:


Tutaj kłamstwo jest już subtelniejsze, ponieważ nie można zupełnie wmawiać ludziom czegoś, czego nie ma w "Lumen gentium", licząc na to, że nie potrafią bądź nie chce im się czytać. Tak więc Napiórkowski wymyślił istotne - według niego - rozróżnienie na określenie z jednej strony dogmatyczne, a z drugiej "pobożnościowe". Tak więc według Napiórkowskiego i Kapusty w pobożności sobór pozwala na błędne tytułowanie Mariji, a odrzuca je dogmatycznie. No cóż, ci panowie widocznie rzutują własną obłudę na sobór według zasady, że w pseudopobożnym bełkocie "charyzmatycznym" można sobie pozwolić na błędy nawet i skandaliczne, podczas gdy oficjalnie należy trzymać się doktryny. Natomiast w Kościele Chrystusowym obowiązuje słynna zasada "lex orandi lex credendi" czyli zgodność doktryny z modlitwą i pobożnością. 

Podsumowując:

To wystąpienie M. Kapusty jest typową dla niego mieszanką ignorancji teologicznej i herezji w dość gęstym sosie bezczelnej pewności siebie, niezmąconej choćby cieniem krytycznego podejścia do siebie i trzeźwego namysłu co do zwykłych faktów. Jego myślenie sprowadza się do wręcz prymitywnych i to iście protestanckich i paraprotestanckich zabobonów:
- wszystko musi mieć oparcie w Piśmie św. tak jak Kapusta i inni heretycy, zwłaszcza protestanccy je rozumieją,
- Kościół "przedsoborowy" poważnie błądził
- "sobór" czyli jedyny, najświętszy i największy supersobór Vaticanum II jest jedynym punktem odniesienia i to jedynie tak, jak Kapusta i jego heretyccy mistrzowie (typu Celestyn Napiórkowski) co "rozumieją" czy raczej przedstawiają, nawet jeśli niewiele ma to wspólnego z rzeczywistym brzmieniem dokumentów soborowych. 

Kwestią tematów i dyskusji mariologicznej zajmuję się w osobnym wpisie, dla porządku. 

Na koniec odpowiadam na postawione na wstępie pytania przesłane przez jednego z P. T. Czytelników: 

1. Pytanie jest właściwie retoryczne. Adresatem kultu należnego Bogu jest zawsze tylko Bóg Trójjedyny. Jednak oddawanie czci - kultu w znaczeniu analogicznym - należne jest także Bożemu działaniu w dziele zarówno stworzenia jak też Zbawienia. Narzędziami a właściwie w odpowiednim sensie współpracownikami Boga są wybrani ludzie, a pośród nich jedyną i absolutnie wyjątkową rolę pełni Matka Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Właśnie i tylko ze względu na tę rolę, która ma oczywiście także wymiar osobisty w Osobie Mariji - zasługuje Ona na cześć odpowiednią dla roli, jaką Bóg Jej powierzył w dziele Zbawienia i to zarówno historycznie jak też obecnie przez całe dzieje Kościoła aż do skończenia świata. Tak jak Bóg związał Swoje dzieło z Nią, tak nie jest możliwe uczestniczenie w rzeczywistość Zbawienia bez Niej, bez Jej roli we wspólnocie wiernych, która jest trwała i nie ma końca. 

2. Z jednej strony Marija należy do grona świętych w niebie, jednak równocześnie Jej ranga jest jedyna i wyjątkowa. Mówią o tym zwłaszcza dogmaty o Niepokalanym Poczęciu i o Wniebowzięciu. Tym samym Jej wstawiennictwo jest także wyjątkowe, o czym świadczy wielowiekowe doświadczenie Kościoła. 

3. Oczywiście sama nie może, nawet gdyby chciała, a oczywiście nie chce tego, ponieważ jest "pełna łaski", bez zmazy grzechu, i "służebnicą Pańską", która niczego innego nie chciała i nie chce jak czynienie woli Bożej. Tak więc na pewno wszystko, co Marija czyni, jest wolą Bożą, i w tym znaczeniu to Ona uzdrawia, ponieważ w Niej jest tylko łaska, tylko działanie Boże, a Jej działanie jest całkowicie podporządkowane i zjednoczone z działaniem Bożym. Równocześnie pewne jest, że jest to działanie mocą pochodzącą od Boga, nie z natury ludzkiej, nawet jeśli jest ona zupełnie bezgrzeszna w przypadku Mariji. 

4. Są prawidłowe. Mam zamiar wypowiedzieć się szerzej w osobnych publikacjach. 

Czy Chrystus zjednoczył się z każdym?


Te zdania są oczywiście niejasne. Jednak po pierwsze mają podstawy w tradycyjnej teologii katolickiej, zwłaszcza u Ojców Kościoła, a po drugie same w sobie nie są heretyckie, choć faktycznie mogą być heretycko wykorzystywane. 

Chodzi konkretnie o tzw. mechaniczne względnie fizyczne zbawienie: skoro Syn Boży stał się Człowiekiem, czyli przybrał ludzką naturę, i też umarł dla zbawienia wszystkich ludzi, to nie jest istotne i konieczne świadome i dobrowolne przyjęcie tego zbawienia przez wiarę. To jest oczywiście herezja. 

Czy w Kościele jest pełnia prawdy?


 
Słuszne pytanie i szczególnie aktualne. 

Po pierwsze, należy zwrócić uwagę na właściwą treść słów w Ewangelii św. Janowej 16,13. Otóż Pan Jezus mówi dość wyraźnie o zesłaniu Ducha Świętego na Apostołów w dniu Pięćdziesiątnicy. Ten Duch po pierwsze oświecił Apostołów do głoszenia Ewangelii, a po drugie towarzyszy Kościołowi o prowadzi go poprzez wieki. Oznacza to, że nie może być choćby najmniejszej sprzeczności z tym, czego nauczali Apostołowie. Nie jest możliwa w Kościele żadna nowość, która byłaby niezgodna z Bożym Objawieniem podanym przez Apostołów czy to w Piśmie św. czy w pozabiblijnej Tradycji Kościoła. Dlatego fałszują już nawet treść słowa Pana Jezusa ci, którzy swoje pomysły - sprzeczne z odwiecznym nauczaniem Kościoła - usiłują podawać jako prowadzenie przez Ducha Świętego. 

Po drugie, ta zasada jest zawarta przymiotach Kościoła wyznawanych w Credo: jeden, święty, katolicki (nie: "powszechny"), apostolski. Jeśli ktoś chce wprowadzić do Kościoła coś, co jest sprzeczne z tym, czego Kościół nauczał począwszy od Apostołów - jak chociażby błogosławienie par homosexualnych - to nie jest w jedności z Kościołem katolickim, lecz próbuje założyć własną antykatolicką sektę pod szyldem Kościoła katolickiego. 

Po trzecie, to diabelskie przedsięwzięcie jedynie pozornie ma jakieś oparcie w cytowanej konstytucji "Dei Verbum". Należy wziąć pod uwagę całość fragmentu z kontextem i to w oryginale, nie w zafałszowanym tłumaczeniu:



Poprawne tłumaczenie:

Nauczanie przeto apostolskie, które w szczególny sposób wyrażone jest w księgach natchnionych, miało być zachowane w ciągłym następstwie aż do spełnienia czasów.

Stąd Apostołowie, przekazując to, co sami otrzymali, napominają wiernych, by trzymali się tradycji, które poznali czy to przez naukę ustną, czy też przez list (por. 2 Tes 2,15), i aby staczali bój o wiarę raz na zawsze sobie przekazaną (por. Jd 3). A co przez Apostołów jest przekazane, obejmuje wszystko to, co przyczynia się do prowadzenia świętego życia przez Lud Boży i pomnożenia w nim wiary, i tak Kościół w swej nauce, w swym życiu i kulcie uwiecznia i przekazuje wszystkim pokoleniom to wszystko, czym on jest, to wszystko, w co wierzy.

Tradycja ta, wywodząca się od Apostołów, postępuje w Kościele pod opieką Ducha Świętego: wzrasta bowiem pojmowanie tak rzeczy, jak słów przekazywanych, już to dzięki kontemplacji oraz dociekaniu wiernych, którzy je rozważają w sercu swoim (por. Łk 2,19 i 51), już to dzięki wewnętrznemu rozumieniu spraw duchowych, których doświadczają, już to dzięki głoszeniu tych, którzy wraz z sukcesją biskupstwa otrzymali niezawodny charyzmat prawdy. Albowiem Kościół z biegiem wieków dąży ciągle do pełni prawdy Bożej, aż wypełnią się w nim słowa Boże.

Wypowiedzi Ojców świętych świadczą o życiodajnej obecności tej Tradycji, której bogactwa przelewają się w działalność i życie wierzącego i modlącego się Kościoła. Dzięki tej samej Tradycji Kościół rozpoznaje cały kanon Ksiąg świętych, a i samo Pismo św. dzięki niej głębiej jest rozumiane i nieustannie w czyn wprowadzane; tak więc Bóg, który niegdyś przemówił, rozmawia bez przerwy z Oblubienicą swego Syna umiłowanego, a Duch Święty, przez którego żywy głos Ewangelii rozbrzmiewa w Kościele, a przez Kościół w świecie, wprowadza wiernych we wszelką prawdę oraz sprawia, że słowo Chrystusowe obficie w nich mieszka (por. Kol 3,16).


Rzetelna lektura tych słów nie pozostawia wątpliwości, iż próby używania ich dla poparcia wprowadzania nowości sprzecznych z Tradycją Kościoła, są kłamstwem i oszustwem.

Można by oczywiście przytoczyć wiele innych dowodów w temacie. Niezawodnym źródłem jest przede wszystkim słynne Commonitorium św. Wincentego z Lerynu, a także wszystkie tradycyjne podręczniki dogmatyki katolickiej, które łatwo znaleźć choćby w internetach. Wartościowe są także przemyślenia i zasady podane przez kardynała J. H. Newman'a. Także o nim sporo można znaleźć w internetach. 

Podsumowując:

- Pełnia prawdy w znaczeniu Bożego Objawienia została raz na zawsze dana Apostołom, którzy przekazali ją Kościołowi zarówno w nauczaniu ustnym jak też w Piśmie św. Ta prawda jest niezmienna i niepomnażalna. 

- Niepełne i rozwojowe może być jedynie zrozumienie tej prawdy, czyli poszczególnych prawd wiary. Na tym właśnie polega prowadzenie przez Ducha Świętego: On wprowadza w prawdę Bożego Objawienia raz na zawsze daną, z całą pewnością nie objawia czegoś nowego, co by było sprzeczne z Bożym Objawieniem przekazanym przez Apostołów a nauczanym przez Kościół poprzez wieki. 

Jak Duch Święty działa w Kościele?



Takie oto pytanie otrzymałem od młodego człowieka, studenta. To jest właściwie cały komplex pytań, poniekąd osobistych, ale też dość typowych dla obecnej sytuacji katolików, nie tylko młodych. Idźmy po kolei. 

Temat jest oczywiście obszerny, z jednej strony oczywisty, ale równocześnie mglisty. Jest oczywiste dla każdego, że od Vaticanum II nastąpiły poważne, wręcz jaskrawe zmiany na płaszczyźnie zarówno doktrynalnej jak też duszpastersko-praktycznej, mimo że deklarowany cel był jedynie duszpasterski (pastoralny). To jest właśnie kluczowe pojęcie, samo w sobie niejasne, owiane nieporozumieniami i też sprzyjające nieporozumieniom. Tradycyjnie odróżnia się w Kościele postanowienia doktrynalne i dyscyplinarne: te pierwsze są wyłożeniem nauczania wiary oraz zasad moralnych, natomiast te drugie są przepisami prawa wraz z ich ewentualną interpretacją dla konkretnych przypadków. Na ostatnim soborze doszło do pomieszania tych płaszczyzn, gdyż 

- z jednej strony jego deklarowany cel był jedynie homiletyczno-katechetyczny, w odróżnieniu od wszystkich poprzednich soborów, które miały cel dogmatyczny, czyli wyjaśnienie kwestij doktrynalnych, które następnie były podstawą do rozporządzeń kanonicznych czyli prawnych,

- z drugiej strony wydano dwie konstytucje dogmatyczne (o Bożym Objawieniu i o Kościele), jedną o liturgii i jedną "pastoralną" (co jest zupełną nowością w historii Kościoła) oraz szereg dekretów i deklaracyj, które wielorako i poważnie różnią się od wcześniejszych dokumentów Magisterium Kościoła zarówno formalnie, tzn. pod względem wyrazistości doktrynalnej, jak też pod względem wskazań praktycznych. 

Mówiąc najkrócej: najważniejszym efektem jest pomieszanie i zamieszanie już na płaszczyźnie rodzaju i treści samych dokumentów. To oczywiście musiało doprowadzić do jeszcze większego zamieszania w ich stosowaniu, czego dowodem jest obecny stan Kościoła. 

W praktyce oznacza to, że wprawdzie w łonie Kościoła - przynajmniej w oficjalnych dokumentach i wypowiedziach - nie ma otwartego zaprzeczania prawdom wiary katolickiej, jednak w praktyce, zwłaszcza w faktycznym nauczaniu na niższych poziomach (kazania, katecheza, rekolekcje itp.) nierzadko ma miejsce to zaprzeczanie zwłaszcza pośrednie, przez ich przemilczanie, przedstawianie jako przestarzałe, a nawet wyszydzanie. Ma to oczywiście związek z posunięciami pragmatycznymi. Tak np. w ramach tzw. ekumenizmu, który niektórzy - zresztą kłamliwie (przykład tutaj) - uważają za nowy quasi dogmat, nie neguje się wprawdzie wprost, że Kościół katolicki jest jedynym prawdziwym Kościołem Chrystusowym i tym samym jedyną prawdziwą religią, jednak w posunięciach praktycznych jak spotkania ekumeniczne, jakieś niby oficjalne deklaracje itp. faktycznie zawarty jest takowy przekaz, który odpowiednio kształtuje świadomość katolików i nie tylko. To jest, moim zdaniem, główny problem. 

A nie jest to sprawa uboczna czy drugorzędna. Bowiem wszystkie inne niby tylko praktyczne sprawy, jak chociażby Komunia na stojąco i dołapna, dopuszczenie kobiet do służby ołtarza itp. wynikają nie tylko przynajmniej z pośredniej, ukrytej negacji prawd wiary o Ofierze Mszy św. i Realnej Obecności Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, lecz prowadzą ostatecznie do prawdy o boskim pochodzeniu Kościoła jako jedynej prawdziwej religii i w końcu o boskiej godności Jezusa Chrystusa. 

Widać tutaj oczywiście dylemat: czy Kościół, który przynamniej dopuszcza, a we wielu swoich przedstawicielach wręcz forsuje takie przynajmniej pośrednie zamazywanie i negowanie boskiej godności Jezusa Chrystusa jest jeszcze tym samym Kościołem, którego wyznawcy - począwszy od samego Zbawiciela i Jego Apostołów - oddawali życie właśnie za tę prawdę?

Prawdą wiary, również ściśle powiązaną z prawdą o boskim pochodzeniu Kościoła, jest obietnica niezniszczalności Kościoła i jego trwania aż do końca czasów. To trwanie nie odnosi się do konkretnej historycznej postaci Kościoła, ani tym bardziej do jego liczebności. Tym, co Kościół stanowi, to wiara w Boskość Jezusa Chrystusa, czyli przekonanie, że On jest prawdziwym Bogiem. Nie jest przypadkowe, że akurat ta prawda jest obecnie podstępnie podważana (więcej tutaj). 

Właściwie nie trzeba mieć głębszej wiedzy teologicznej, by rozeznać te powiązania. Wystarczy znać podstawowe prawdy wiary, zwłaszcza na podstawie tradycyjnych katechizmów i podręczników, oraz zachowywać zdolność do trzeźwego, samodzielnego i szczerego myślenia, nie poddającego się naciskowi grupowemu, modzie czy większości. Kto zachowuje czystość serca, szuka prawdy i jest gotów pójść za nią swoim życiem, ten jest otwarty na prawdę, która jest dostępna właściwie każdemu, choć nie każdy chce ją przyjąć, gdy wymaga ona nawrócenia. To nawrócenie oznacza zmianę myślenia, która domaga się także praktycznych konsekwencyj w życiu. 

Najprostszy przykład: kto pozna, że Novus Ordo Missae zarówno w swojej strukturze jak też w praktycznym stosowaniu zawiera furtki dla różnych herezyj negujących prawdy wiary katolickiej (jak Realna Obecność, ofiarniczy charakter Mszy św., hierarchiczny ustrój Kościoła czyli istotna różnica między stanem duchownym i świeckim itd.), ten będzie przynajmniej preferował liturgię tradycyjną. Nie trzeba tutaj jakiegoś "oświecenia", wystarczy elementarna wiedza katechizmowa oraz czystość serca otwartego na prawdę, która może być wymagająca. A zwykle jest tak, że otoczenie w ogóle albo tylko słabo rozumie problem, a jeszcze mniej gotowe jest do wyrzeczeń czy nadzwyczajnych środków jak chociażby jeżdżenie kilkadziesiąt czy nawet kilkaset kilometrów, by uczestniczyć we Mszy św. tradycyjnej. Wcale nie musi oznaczać to negacji sakramentalnej ważności Novus Ordo, lecz chodzi o żywienie swojej wiary i pobożności źródłami, które nie są skażone przynajmniej kompromisami z herezją. 

Jak się zachować w takiej sytuacji?

Po pierwsze, dziękować Panu Bogu za łaskę rozeznania. Oczywiście bez poczucia wyższości czy pogardzania tymi, którzy jej przynajmniej póki co nie wykazują. Jest zrozumiałe, że szatan próbuje zaatakować również w takiej sytuacji i to głównie przez pychę. 

Po drugie, starać się o poważne życie duchowe, czyli szczerą modlitwę oraz zwalczanie swoich wad, zwłaszcza pod kierownictwem duchowym u doświadczonego i wiernego prawdzie katolickiej duszpasterza. To jest najważniejsza pomoc przeciw zasadzkom szatańskim. Od własnej dojrzałości duchowej zależy owocność świadectwa i to w każdym stanie. Im człowiek bardziej zbliża się do prawdy Bożej, tym bardziej wyrafinowane są podstępy złego. W świadomości swojej grzeszności i słabości należy współpracować z łaską Bożą, która przede wszystkim chce zbawienia duszy. Wierność Bogu na pewno nie zabezpieczy przed wrogością ludzi, ale ostatecznie zatryumfuje kiedyś. 

Po trzecie, starać się przekazać swoje rozeznanie innym, oczywiście w odpowiedni sposób, roztropnie, w zależności od sytuacji. Każda łaska jest zarazem zadaniem. Dar otrzymany od Boga powinien być rozdawany, w postawie wdzięczności za łaskę i także miłości bliźniego. Chodzi o dobro dusz, ostatecznie o ich zbawienie, nie o wykazanie własnej wyższości. Należy rozmawiać o prawdach wiary i ich praktycznym zastosowaniu, zwłaszcza w liturgii, która jest - na płaszczyźnie doktrynalnej - uroczystym wyznaniem wiary. Należy też polecać zapoznawanie się z tradycyjnym nauczaniem Kościoła, zawartym w "przedsoborowych" dokumentach Magisterium oraz w pismach "przedsoborowych" Doktorów Kościoła. Kto pozna tę odświeżającą klarowność i czystość myśli, ten będzie też w stanie odpowiednio ocenić mglisty bełkot charakterystyczny dla modernistów. 

Po czwarte, poszukać wsparcia i współpracy wspólnoty katolików, którzy podobnie postrzegają stan Kościoła oraz skierowują się ku tradycyjnemu nauczaniu Kościoła, także do liturgii. Współdziałanie jest konieczne także w tej dziedzinie, a równocześnie jest także okazją do praktykowania miłości bliźniego, która jest miernikiem miłości do Pana Boga i Jego prawdy.

Taka droga jest właśnie naocznym działaniem Ducha Świętego w Kościele. Jak widać, Duch Święty pobudza, oświeca i prowadzi także młodzież. On nigdy nie ograniczał Swojego działania do przedstawicieli hierarchii na wysokich stanowiskach. Królestwo Boże ma głównie wymiar duchowy, a Duch Boży wieje kędy chce. Gdy każdy będzie robił na swoim miejscu i odpowiednio do swojej sytuacji to, co powinien, to Duch Święty zatroszczy się o owoce dla całego Kościoła i dla przyszłych pokoleń. 

Czy katolicy czczą Ałłaha?


Temat pojawia się regularnie na portalu deon.pl, zaś ostatnio został gorliwie podjęty przez o. A. Posackiego, znanego dotychczas w tematyce ezoteryki i okultyzmu. Ten ostatni nawiązuje do swoich doświadczeń w islamskim Kazachstanie, ale powołuje się na treści rzeczonego portalu.




Powierzchownie problem sprowadza się do nauczania odnośnie islamu w dokumentach Vaticanum II, zarówno w deklaracji "Nostra aetate" (3) o stosunku do religij niechrześcijańskich jak też w konstytucji dogmatycznej "Lumen gentium"(16):







Taki jest główny, niby nokautujący argument deonistów itp.: sobór orzekł, więc to jest nauczanie Kościoła i katolik ma się trzymać tego, że wyznaje i czci tego samego Boga co islam. O ile wymaganie tego od katolików w Europie przed 40-50 laty było dość łatwe, gdyż wiedza o islamie ograniczała się do conajwyżej doświadczeń z urlopu w Turcji czy w Egipcie, o tyle obecnie w dobie internetu, gdy także przeciętny człowiek nie jest zdany na to, co mu podadzą gazety, radio i telewizja, nie jest łatwo zamknąć ludziom mózgi na kłódkę powoływaniem się na dokumenty soborowe. Każdy, kto chce, może dowiedzieć się nie tylko o tym, jakim problemem są imigranci muślimscy, lecz także o przyczynach i podłożu problemów. Mimo nachalnej kłamliwej propagandy, jakoby nie miało to nic wspólnego z islamem, coraz więcej ludzi potrafi kojarzyć, szuka powiązań i też musi się zmierzyć z tym, co głoszą źródła typu deon.pl i powielacze, żerujący na niewiedzy teologicznej pospólstwa.


Po pierwsze

Zdania odnośnie islamu w dokumentach Vaticanum II dotyczą dziedziny religioznawczej, nie teologicznej we właściwym sensie, czyli nie dotyczą prawd wiary. Innymi słowy: gdy chodzi o to, czego naucza islam, mamy do czynienia z wiedzą oczywiście na temat islamu, nie w temacie Bożego Objawienia przekazanego w Tradycji Kościoła i Piśmie św. Tym samym jest to wiedza zarówno omylna jak też zupełnie niewiążąca. Wynika to po prostu z przedmiotu: kwestia, czego naucza islam i jaki jest tego stosunek do nauczania Kościoła, nie należy do depozytu wiary i tym samym nie jest przedmiotem nauczania Magisterium Kościoła. Tym samym wypowiedzi w tej sprawie nie mają żadnej rangi magisterialnej, nawet jeśli są zawarte w dokumentach soborowych. Sprawa jest dość dokładnie tego typu jak gdyby sobór nauczał, że ziemia jest płaska, powołując się na miły list jest jednego z papieży do któregoś z uczonych tysiąc lat temu. Otoż biskupi zebrani na soborze nie mają obowiązku znać się na geografii, a jeśli wypowiadają się w temacie kształtu ziemi czy tego, w co wierzą muślimi, to nie tylko przekraczają swoje kompetencje lecz także cel, dla którego zwoływane są sobory. 


Po drugie

Jedynym źródłem, na które powołują się w tej sprawie dokumenty Vaticanum II, jest list papieża św. Grzegorza VII skierowany do króla Maurytanii. Także deoniści powołują się na ten list, niestety w kłamliwy, fałszujący sposób. Dlatego warto się temu listowi bliżej przyjrzeć, aczkolwiek należy pamiętać, że także on nie ma żadnej rangi magisterialnej, gdyż jest skierowany do pojedynczej osoby i ma charakter prywatny, mimo że pochodzi od papieża.



Oto oryginalny text list, opublikowany w standartowym dziele Patrologia Latina tom 148, kolumny 450-452:



Dla ułatwienia Szanownym Czytelnikom podaję sporządzone na szybko własne robocze tłumaczenie:


Grzegorz biskup, sługa sług Bożych, do Anzira, króla Mauretanii w prowincji Sitiph w Afryce, pozdrowienie i Apostolskie błogosławieństwo.
Twoja szlachetność w tym roku przesłała nam list, żebyśmy wyświęcili kapłana Servanda na biskupa według ustroju chrześcijańskiego, co postaraliśmy się uczyć, ponieważ Twoja prośba wydawał się sprawiedliwa i bardzo dobra. Wysyłając zaś nam podarunki, wysłałeś chrześcijan, którzy byli u Was więzieni, z powodu szacunku dla świętego Piotra Księcia Apostołów i z miłości zu nam, i obiecałeś, że także innych uwięzionych odeślesz. Tę dobroć tchnął w Twoje serce Bóg, Stwórca wszystkich, bez którego nie możemy uczynić nic dobrego ani pomyśleć. To On, który oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego (J 1), oświecił Twój umysł w tym zamyśle. Albowiem Bóg wszechmogący, który chce aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i aby nikt nie zginął (1Tm 2), nic innego nie uznaje bardziej w nas, by człowiek - po miłowaniu Jego - miłował człowieka i drugiemu to czynił, co by chciał, żeby jemu czyniono (Mt 7). Tak więc tą miłość my i Wy jesteśmy winni sobie i też innym ludom, którzy wierzymy i wyznajemy jednego Boga, choć w różny sposób, którzy Go, Stwórcę wieków i Rządcę tego świata chwalimy i czcimy. Tak bowiem mówi Apostoł: „On jest naszym pokojem, Ten, który jedno i drugie uczynił jednym“ (Ef 2). Znając przez nas tę łaskę daną Ci od Boga, wielu szlachetnych Rzymian bardzo podziwia i rozgłasza Twoją dobroć i cnoty. Spośród nich oto nasi krewni Alberyk i Cyncjusz, którzy prawie od młodości byli żywieni z nami w pałacu rzymskim, bardzo pragnąc wejść w przyjaźń i miłość Twoją i chętnie Ci służyć tym, w czym się podobało naszym ojcom, ślą do Ciebie swoich ludzi, abyś przez nich zrozumiał, jak uważają Ciebie za roztropnego i szlachetnego i jak chętnie Tobie chcą i potrafią służyć. Polecając ich Twojej wielkoduszności, prosimy, abyś starał się okazać im tę miłość, jaką pragniemy Tobie i wszystkim Twoim okazać, z powodu naszej miłości i z powodu odpłaty za wierność rzeczonych mężów. Zaś Bóg wie, że miłujemy Ciebie jedynie dla czci Boga i że życzymy zdrowia i czci Twojej w życiu doczesnym i przyszłym. A także prosimy sercem ustami o to, by tenże Bóg doprowadził Cię po długim okresie tego życia na łono szczęśliwości świętego Patriarchy Abrahama. 

Istotne punkty są następujące w skrócie:

- Papież wspomina życzliwy stosunek króla, który prosił o ustanowienie katolickiego biskupa na swoim terenie, wysłał papieżowi podarunki oraz uwolnionych chrześcijan, wraz z obietnicą uwolnienia następnych niewolników chrześcijańskich. 

- Papież mówi, że ta życzliwość króla pochodzi od Boga, dokładniej z naturalnego światła, które ma każdy człowiek, a więc nie z islamu.

- To naturalne oświecenie jest podstawą wierzenia i wyznawania "jednego Boga". 

- Papież wyraźnie wskazuje na Objawienie w Jezusie Chrystusie, który daje pokój. 

- Papież zapewnia o swojej modlitwie za króla, by Bóg go doprowadził do wiecznej szczęśliwości, co wcale nie oznacza, jakoby tą drogą był islam. Papież nie mówi ani słowa o islamie. 

Innymi słowy: ten list mógłby być skierowany do każdego innego władcy, który okazał tego typu życzliwość Kościołowi i tym samym wykazał naturalne, rozumowe poznanie istnienia jednego Boga wraz z naturalnym prawem moralnym. W postawie tego króla nie ma nic islamskiego, a wręcz przeciwnie, jego postawa jest wprost sprzeczna z zasadami islamu zawartymi w Kuranie i też w przykładzie życia Mahometa. Nic też nie wskazuje na to, by papież wiedział coś bliższego o islamie i treści Kuranu. Z punktu widzenia historycznego nie jest nawet pewne, czy Kuran w obecnej postaci w ogóle istniał. A jeśli istniał, to tylko po arabsku i nie wolno było go tłumaczyć. Dlatego wczesne źródła chrześcijańskie, jak chociażby św. Jana Damasceński, nie znają nawet pojęcia "islam", lecz mówią o "religii Izmaelitów", Saracenach itd., uważając ich za jedną z herezyj bliskowschodnich. 

Tym samym powoływanie się na ten list w kwestii stosunku między Kościołem i islamem jest poważnym, wręcz skandalicznym, kłamliwym nadużyciem. 

Po trzecie

Twierdzenie, jakobyśmy jako katolicy czcili tego samego Boga co islam, jest sprzeczne z całym dotychczasowym nauczaniem Kościoła. I jest sprzeczne także ze zdrowym rozsądkiem oświeconym prawdami wiary katolickiej. Przykładów w dokumentach papieży i nauczaniu teologów jest mnóstwo. Temat ten wymaga osobnego opracowania. Jako przykład podam modlitwę odmawianą na zlecenie papieży począwszy od Leona XIII (encyklika "Annum sacrum"), a odzwierciedlającą prawdziwe, stałe i niezmienne nauczanie Kościoła w tej kwestii. Chodzi o Akt Poświęcenia Rodzaju Ludzkiego przepisany do obowiązkowego odmawiania w każde święto Chrystusa Króla, a odnawiany w pierwsze piątki miesiąca. Zawarta jest w nim m. in. prośba: 

"Rex esto eorum omnium, qui in tenebris idololatriae aut Islamismi adhunc versantur, eosque in lumen regnumque tuum vindicare ne renuas."

Tak samo mówi Katechizm Nauki Chrześcijańskiej św. Piusa X:



http://www.corsiadeiservi.it/public/content/testi%20e%20documenti/Catechismo_PioX.pdf?fbclid=IwAR2a545kHiiL61TxBhRjswWPBtk4VLK8INMQPNMazWoa8cOdG0ZC5PBoKNs )


Słusznie islam jest tutaj zrównany z pogaństwem. Odpowiada to faktom historycznym i religioznawczym. 


Liczne są też inne świadectwa chrześcijan odnośnie islamu, przy czym różny jest zakres wiedzy odnośnie Kuranu i Mahometa. Gdzie jest ta wiedza, zgadza się ona zupełnie ze stanem, który mamy współcześnie:


- Biskup Jan z Nikiu w Egipcie, piszący swoją "Kronikę" pod koniec życia Mahometa, nazywa islam "religią wrogów Boga", "nikczemną doktryną bestii to jest Mahometa", a muślimów nazywa "bałwochwalcami":



http://www.tertullian.org/fathers/nikiu1_intro.htm

- Św. Jan z Damaszku, piszący kilkadziesiąt lat po śmierci Mahometa, nazywa islam "poprzednikiem antychrysta" a Kuran uważa za zbiór "absurdalnych bajek": 

https://www.answering-islam.org/Books/MW/john_d.htm

- Biskup Teodor Abu Qurra, uczeń św. Jana Damasceńskiego, biskup Harran w Mezopotamii, demaskuje Mahometa jako kłamcę a jego naukę jako bezbożną:

http://seminare.pl/pdf/tom33-20-karczewski.pdf

- Apologia Al Kindi (IX - X w.) mówi m. in. wprost, że islam nie jest religią pochodzącą od Abrahama a Mahomet jest zbrodniczym mordercą: 

 https://www.answering-islam.org/Books/Al-Kindi/index.htm

- Św. Piotr Czcigodny, opat słynnego opactwa w Cluny, w swoich dziełach "Przeciw haniebnej sekcie Saracenów" i "Suma całej herezji Saracenów" oraz w liście do św. Bernarda od tłumaczeniu Kuranu, nazywa Mahometa bandytą a islam "ściekiem wszelkich herezyj", "bezbożnym i potępienia godnym nonsensem", "diabelską nauką":

https://en.wikipedia.org/wiki/Peter_the_Venerable

- Także wielu papieży po Grzegorzu VII prowadziło korespondencję z władcami muślimskimi, gdzie nie ma śladu ani uznania prawdziwości islamu, ani nawet równoprawności:

(z: https://books.google.de/books?id=AbWYCgAAQBAJ&hl=de&source=gbs_navlinks_s)

Por. także tego samego autora tutaj i tutaj.

Te przykłady świadczą dobitnie, że po pierwsze historia stosunku papieży i teologów katolickich do islamu jest o wiele bogatsza niż jedno zdanie Grzegorza VII (i to wyjęte z kontextu i wykorzystywane przeciw niemu) i po drugie ten stosunek jest bardzo daleki od twierdzenia, jakoby Kościół wierzył i czcił tego samego Boga co islam.


Po czwarte

W kwestii wzajemnego stosunku dwóch stron zarówno zdrowy rozsądek jak też zwykła przyzwoitość wymaga, by uwzględnić stanowisko drugiej strony. Akurat wyznawcy dialogizmu międzyreligijnego (a właściwie relatywizmu i apostazji) działają wprost przeciw tej zasadzie. Wmawiają oni bowiem katolikom, jakobyśmy wyznawali tego samego Boga co muślimi, ale przemilczają fakt, że żaden z przedstawicieli islamu, ani w historii ani obecnie czegoś takiego nie mówi i nie jest w stanie powiedzieć. Dla nich chrześcijanie są politeistami i zrównanie ich Ałłaha z Bogiem wyznawanym przez nas jest bluźnierstwem i tym samym najcięższym grzechem. Dlaczego deoniści itp. to przemilczają? Gdzie tu się podziewa ich dialogowość? A może ten cały dialog to zwykła ściema obliczona na odmóżdżenie katolików i zduszenia w zarodku ich oporu wobec islamizacji? 

Na koniec wypada postawić pytanie, jakie były powody takich a nie innych zdań w dokumentach soborowych, skoro nie mają one żadnych podstaw w dotychczasowym nauczaniu Kościoła. Tutaj należy sięgnąć do genezy i zamysłu zarówno Vaticanum II jako całości, jak też poszczególnych dokumentów. Mówiąc w skrócie: jest zupełnie oczywiste, że zamiarem w tym temacie nie było nauczanie prawd wiary. Tym samym można i należy tę sprawę dyskutować otwarcie i bez żadnych ograniczeń. Jedyną granicą jest różnica między prawdą i fałszem. 



Post scriptum I

Podobne uwagi wyraził filozof francuski Alain Besançon:



Post scriptum II

Jeden z dwóch bohaterów tego wpisu staje się coraz wyraźniej apologetą islamu i antykatolikiem: