Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzech pierworodny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzech pierworodny. Pokaż wszystkie posty

Czy dzieci nieochrzczone mogą być zbawione? (z post scriptum)


Pytanie dotyczy zwłaszcza kwestii tzw. limbus puerorum, czyli miejsca (stanu) dzieci zmarłych w stanie grzechu pierworodnego, czyli bez przyjęcia Chrztu św. i bez popełnienia osobistego grzechu ciężkiego. 

Teza teologiczna o tzw. limbusie (limbus oznacza tyle co skraj, przedsionek, jakby margines) jest próbą przełożenia na język teologii słów z Ewangelii św. Jana 3,5 z rozmowy Pana Jezusa z Nikodemem: 

"Odpowiedział Jezus: zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli kto nie odrodzi się z wody i Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego."

απεκριθη ο ιησους αμην αμην λεγω σοι εαν μη τις γεννηθη εξ υδατος και πνευματος ου δυναται εισελθειν εις την βασιλειαν του θεου

Jak zwykle, próba budowania teorii czy odpowiedzi na problem teologiczny na podstawie jednego fragmentu Pisma św. bez uwzględnienia możliwie szerokiego kontextu zarówno biblijnego jak też w Tradycji Kościoła jest zawsze i także w tym wypadku dość ryzykowna. 

W historycznej kolejności św. Grzegorz z Nazjanzu wydaje się pierwszym, który wypowiedział się w temacie. Według niego - i według większości teologów scholastycznych i nowożytnych - dzieci zmarłe w grzechu pierworodnym nie cierpią kar piekielnych (poena sensus), lecz są skazane jedynie na karę pozbawienia oglądania Boga (poena damni) czyli wykluczenia z nadprzyrodzonej tzw. wizji uszczęśliwiającej. 

Z kolei św. Augustyn i wraz z nim wielu teologów łacińskich uważało, że takie dzieci idą do piekła, aczkolwiek odbywana przez nie kara wieczna jest najłagodniejsza z możliwych (mitissima omnium poena). 

Św. Tomasz podaje jak zwykle bardzo wyważone i miarodajne zdanie (De malo q5 a3):

Possumus tamen utrumque coniungentes mediam viam tenere, ut dicamus quod animae puerorum naturali quidem cognitione non carent, qualis debetur animae separatae secundum suam naturam, sed carent supernaturali cognitione, quae hic in nobis per fidem plantatur, eo quod nec hic fidem habuerunt in actu, nec sacramentum fidei susceperunt. Pertinet autem ad naturalem cognitionem quod anima sciat se propter beatitudinem creatam, et quod beatitudo consistit in adeptione perfecti boni; sed quod illud bonum perfectum, ad quod homo factus est, sit illa gloria quam sancti possident, est supra cognitionem naturalem. Unde apostolus dicit, I ad Cor. II, 9, quod nec oculus vidit, nec auris audivit, nec in cor hominis ascendit quae praeparavit Deus diligentibus se: et postea subdit: nobis autem revelavit Deus per spiritum suum: quae quidem revelatio ad fidem pertinet. Et ideo se privari tali bono, animae puerorum non cognoscunt, et propter hoc non dolent; sed hoc quod per naturam habent, absque dolore possident.

W skrócie: dzieci zmarłe w grzechu pierworodnym mają naturalne poznanie Boga czyli zaznają naturalnej szczęśliwości i nie cierpią żadnych mąk właściwych dla piekła.  

Zwolennicy protestanckiego rygoryzmu, który powołuje się czy to biblistycznie na samo Pismo św. czy też na św. Augustyna, wskazują ponadto często na rzekome orzeczenia Magisterium Kościoła wydane rzekomo w tej kwestii. Tego typu myślenie prezentują pseudotradycjonaliści, skądinąd w słusznej sprawie obrony tradycyjnego nauczania Kościoła, aczkolwiek faktycznie bardziej idąc za protestanckim fundamentalizmem niż za rzetelnym, uczciwym traktowaniem źródeł teologii katolickiej. 

Gdy bowiem wskazują na fragmenty w Enchiridion Symbolorum, popełniają zasadniczy błąd, nie uwzględniając miejsca, gatunku i rangi danego zdania. Otóż:

- Fragment z akt Soboru Lyońskiego II, na który powołują m. in. lefebvrianie, nie pochodzi z dekretu ani tym bardziej kanonu soborowego, lecz z "wyznania wiary" cesarza Michała Paleologa skierowanego do papieża, i tym samym nie stanowi nauczania Magisterium Kościoła:


"Zaś dusze tych, który umierają w grzechu śmiertelnym albo w samym grzechu pierworodnym, natychmiast zstępują do piekła, aczkolwiek dla ukarania różnymi (innymi) karami."

- Fragment z akt Soboru Florenckiego jest niczym innym jak powtórzeniem tego samego zdania, mianowicie z dekretu dla Greków, wydanego w celu zawarcia unii z Rzymem:


Tak więc nie mamy tutaj do czynienia z nauczaniem Magisterium Kościoła we właściwym sensie, lecz z opinią teologiczną. A już zupełnie nie może być tutaj mowy o nauczaniu dogmatycznym, ponieważ brakuje w tym po pierwsze wyłożenia tej nauki w oparciu o źródła teologiczne (Pismo św. i Tradycji), a po drugie potępienia nauczania przeciwnego. 

- Następnym rzekomo magisterialnym źródłem, na który powołują się pseudotradycjonaliści, jest list papieża Innocentego III do jednego z biskupów:


Także ten text nie ma wprawdzie żadnej rangi magisterialnej, czyli oficjalnego nauczania papieskiego, ponieważ nie jest skierowany do całego Kościoła. Jednak papież dość wyraźnie przejmuje nauczanie św. Tomasza, mówiąc, że karą za grzech pierworodny jest pozbawienie oglądania Boga (visio beatifica), a nie kary piekielne. 

- Fragment z konstytucji Piusa VI "Auctorem fidei" potępiającej schizmatycki sobór w Pistoia jest dosłownie skierowany przeciw pelagianom, którzy wprowadzili "stan" pośredni między potępieniem wiecznym a Królestwem Bożym, i tym samym nie stanowi żadnego wyjaśnienia czy tym bardziej rozstrzygnięcia kwestii losu dzieci zmarłych w grzechu pierworodnym:


Pośród teologów nowożytnych z jednej strony św. Robert Bellarmin (De amiss. gratiae VI 2) uznaje za heretyckie zdanie, że kara za grzech pierworodny (poena damni) powiązana jest z naturalną szczęśliwością, z drugiej jednak tacy teologowie jezuiccy jak Franciszek Suarez (De peccatis et vitiis 9,6) i Leonard Lessius (De perf. div. XII,22) uważają to zdanie za bardziej prawdopodobne teologicznie. Trzeba mieć na uwadze, że nie ma magisterialnego rozstrzygnięcia tej kwestii. 

Widać więc, że dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej z 2007 r. zasadniczo się nie myli, a krytyka ze strony tzw. tradycjonalistów wykazuje tutaj niestety dość niski, wręcz haniebnie niski poziom. 

Podsumowując:

1. Teologicznie, w tym także magisterialnie pewne jest, że dzieci zmarłe w grzechu pierworodnym nie idą do piekła. 

2. Równocześnie nie są rozstrzygnięte zmagania teologiczne co do dokładniejszego określenia ich losu, zgodnie z jednej strony z koniecznością Chrztu według słów w Ewangelii św. Jana 3,5, a z drugiej z Bożą sprawiedliwością, która nie może oznaczać karania za niepopełnioną winę. 

3. Moim zdaniem najpoważniejszym rozwiązaniem tej kwestii - proponowanym już przez szereg teologów - jest przyjęcie analogicznego tzw. chrztu pragnienia (votum baptismi, votum Ecclesiae), czyli zbawczej, quasi "sakramentalnej" roli pragnienia rodziców, by ich dziecko było ochrzczone. Nie jest to nowością, lecz analogicznym zastosowaniem nauczania Kościoła o "chrzcie krwi" w przypadku katechumenów czy też św. Niewiniątek Jerozolimskich. 

Innymi słowy: W zgodzie z Tradycją, a także z większością teologów zarówno patrystycznych, scholastycznych i nowożytnych uważam, iż dzieci zmarłe bez Chrztu sakramentalnego mogą doznać łaski zbawczej na mocy pragnienia ich rodziców, którzy pragnęli dla swego dziecka Chrztu świętego i włączenia do Kościoła. W przypadku rodziców niekatolików czy niewierzących (będących w stanie nieprzezwyciężalnej niewiedzy co do dzieła Zbawienia w Chrystusie) może mieć zastosowanie tzw. niewyraźne pragnienie przynależności do Kościoła. Moim zdaniem takie rozwiązanie najbardziej odpowiada szerszemu kontextowi całego Bożego Objawienia podanego w Piśmie św. i Tradycji Kościoła. 



Post scriptum

Otrzymałem słuszne uwagi krytyczne:



Odpowiadam:

Rozumiem, że chodzi o analogię do św. Niewiniątek. Rzeczywiście wygląda na to, że w dotychczasowych zmaganiach o rozwiązanie tej teologicznej kwestii za mało, a właściwie w ogóle nie brano pod uwagę świadectwa liturgii, jakim jest święto św. Młodzianków, a które powinno mieć wysoką rangę w argumentacji, gdyż liturgia sprawowana przez wieki w szczególnie wyraźny i mocny sposób wyraża i przekazuje wiarę Kościoła, o wiele bardziej niż rozważania teologów.

Wydaje mi się, iż można przyjąć, że każde dziecko zabite w łonie matki jest ofiarą nienawiści szatańskiej, nawet jeśli matka i inni sprawcy nie są tego wyraźnie świadomi. 

Kwestia dotyczy jednak wszystkich dzieci nieochrzczonych, także tych otoczonych miłością i troską rodziców. Myślę, że naturalna troska rodziców może mieć także wartość "zbawczą" w znaczeniu niewyraźnego pragnienia bycia w Kościele (votum Ecclesiae implicitum), jako że odpowiada pochodzącemu od Boga porządkowi naturalnemu. 

Rzeczywiście poważnym zarzutem jest wskazanie na problem powiązania decyzji i stanu dusz rodziców z losem wiecznym ich dziecka. Wszak dziecko nie ponosi odpowiedzialności za moralność swoich rodziców i jest indywidualną osobą ludzką. Tutaj sprawa wymaga zgłębienia. Z jednej strony niezaprzeczalna jest godność ludzka dziecka, zarówno tylko poczętego jak też już urodzonego. Z drugiej strony raczej oczywisty - choć teoretycznie podważalny - jest brak woli i tym samym odpowiedzialności moralnej dziecka co do wyboru istotnego dla zbawienia duszy. Tak więc z jednej strony dziecko ma duszę nieśmiertelną i jest osobą stworzoną na obraz i podobieństwo Boga, z drugiej jednak nie mamy póki co podstaw do przyjęcia, że niemowlę jest zdolne do aktów woli, które można by zakwalifikować choćby do niewyraźnego pragnienia bycia w Kościele. 

Dochodzimy się do pytania: jaki sens ma stworzenie przez Boga ludzi, którzy nie dochodzą do możliwości choćby niewyraźnego pragnienia życia z Bogiem? Czyż brak możliwości zbawienia wiecznego dla tych ludzi nie jest sprzeczny z prawdą o Bogu podaną w Objawieniu? 

Myślę, że są to kluczowe pytania. Moim zdaniem teologicznie pewne jest, że Pan Bóg każdej osobie ludzkiej, którą powołuje do istnienia, daje możliwość osiągnięcia szczęśliwej wieczności. Póki co nie wiemy, jak to jest możliwość w przypadku dzieci nieochrzczonych. Tutaj jest miejsce na dalszy rozwój reflexji teologicznej. 

Czy Marija podlegała grzechowi i jego skutkom?

 


Przede wszystkim należy odróżnić:

- grzech pierworodny, czyli wspólny rodzajowi ludzkiemu w wyniku pochodzenia od pierwszych rodziców, którzy zgrzeszyli, 

- grzech jako osobiste przekroczenie prawa Bożego, oraz 

- skutki grzechu pierworodnego. 

Wiemy z nieomylnego nauczania Kościoła, że Marija była wolna od grzechu pierworodnego oraz wszelkich osobistych grzechów. Oznacza to, że nigdy nie popełniła nawet grzechu powszedniego. W tym była podobna do Swojego Boskiego Syna. Żyła od poczęcia - czyli początku swego istnienia - w łasce uświęcającej, której nigdy nie utraciła. 

Nie oznacza to jednak wolności od skutków grzechu pierworodnego, które są wspólne dla całego rodzaju ludzkiego i tym samym dla każdego człowieka. W wypadku Mariji chodzi oczywiście o skutki, które nie są grzeszne, czyli cierpienie i śmierć. Natomiast zła pożądliwość, czyli skłonność do zła, która także jest skutkiem grzechu pierworodnego, nie miała miejsca w duszy Matki Najświętszej. Nie oznacza to niemożliwości zgrzeszenia, ani pomniejszenia zasługi w uniknięciu jakiegokolwiek grzechów. 

Marija miała oczywiście wolną wolę jak każdy człowiek i tym samym miała możliwość zgrzeszenia przez akt swojej woli. Nie była też wolna od słabości i ludzkich ograniczeń, które nie wynikają z własnej woli i są tym samym bez grzechu. Tak np. w trosce macierzyńskiej postawiła zarzut swojemu dwunastoletniemu Synowi po znalezieniu w świątyni. Było to na wskroś ludzkie, w pewnym sensie niedoskonałe, gdyż świadczyło o braku zrozumienia dla tajemnicy Wcielenia Syna Bożego, który był równocześnie Jej Synem, jednak nie było w żaden sposób grzeszne wobec Jego boskiej godności i woli. Potem podczas Męki Syna zapewne po ludzku zrozumiały ból stanowił próbę Jej wiary, podobnie jak u każdego człowieka, zwłaszcza matki, a nawet jeszcze bardziej. 

Podlegała cierpieniu, jak każdy grzesznik, a nawet w pewnym sensie bardziej niż inni ludzie, ponieważ jako nieskalana żadnym grzechem zarówno o wiele bardziej odczuwała ohydę zła, jak też współczuła z cierpieniem innych, zwłaszcza Swojego Syna. Podleganie cierpieniu odróżnia Mariję od stanu pierwszych rodziców w raju, czyli przed grzechem pierworodnym, gdyż wtedy nie było cierpienia. Nie była też pod względem naturalnym nieśmiertelna, gdyż śmierć fizyczna jest wspólna całemu rodzajowi ludzkiemu, nie będąc grzechem, lecz jego skutkiem. Fakt, że w momencie śmierci czyli zakończenia żywota doczesnego, została przeniesiona z duszą i ciałem do chwały niebiańskiej, nie oznacza nieśmiertelności naturalnej - jest ona właściwa tylko Bogu i w pewnym sensie duchom bezcielesnym - lecz wynika z działania łaski, która jest udziałem w Zmartwychwstaniu Jej Syna. 

Czy Bóg mógł zapobiec grzechowi?



W pytaniu zawarte jest niejasne i wieloznaczne słowo "mógł". Możność może bowiem oznaczać moc uczynienia czegoś, władzę decydowania o czymś, także zdolność. Konkretne znaczenie oczywiście zależy od właściwości podmiotu danej możności. Innymi słowy: inna jest możność kamienia, inna rośliny, inna zwierzęcia, inna człowieka, a jeszcze inna Boga.

Co do czynności Boga należy mieć na uwadze, że przekraczają one nieskończenie możliwości człowieka, jednak także odpowiadają naturze i właściwościom Boga. Dlatego mówienie o możności czy mocy Boga jest możliwe tylko na zasadzie analogii: zwykle używamy tych określeń w odniesieniu do stworzeń, a stosując je do Boga musimy pamiętać, że odnoszą one do Niego w inny sposób, to znaczy jedynie podobny do znaczenia znanego w odniesieniu do stworzeń.

Innymi słowy: Bóg mógł stworzyć tylko to, co stworzył. Nie jest to żadne ograniczenie Jego wszechmocy, ponieważ stworzył wszystko, tym samym mógł wszystko, co istnieje, i w tym znaczeniu jest wszechmocny. Jedyny ograniczeniem jest to, co jest sprzeczne z istotą Boga jako Najwyższego Bytu, a jest to niebyt, czyli coś, co nie istnieje. Tak np. nie istnieje człowiek nie wyposażony w wolną wolę, ponieważ do istoty człowieka należy wolna wola, i tym samym Bóg nie mógł stworzyć takiego "człowieka" bez wolnej woli, gdyż taka istota nie byłaby człowiekiem.

Dlatego punktem wyjścia dla teologii są fakty, nie rozważania o czymś, co nie istnieje i nie mogło zaistnieć.

Grzech pierwszych rodziców jest konsekwencją wolności woli, czy wyboru między dobrem a złem. Według Księgi Rodzaju ta granica została podana ludziom jasno i konkretnie w postaci jednego zakazu. Tylko od nich zależał wybór, czego nie niweczy pokusa szatana. Dlatego w pełni zasłużyli na karę. Zakaz był prosty i jednoznaczny, nawet jeśli konsekwencje jego złamania nie były z góry i do końca znane, aczkolwiek otrzymali także ostrzeżenie:


Innymi słowy: jedynym sposobem zapobieżenia grzechowi było niestwarzanie człowieka. To jednak byłoby sprzeczne z naturą Boga, który jest miłością, a miłość polega na udzielaniu siebie. Z powodu miłości jako udzielania niezbędne było stworzenie człowieka, obdarzonego wolną wolą na podobieństwo Boga. Ludzka wolna wola jest dobrem pochodzącym od Boga, tak samo jak człowiek jako Jego stworzenie. Tego dobra bytowego nie jest w stanie zniweczyć nawet grzech, gdyż także grzesznik ma wolną wolę i tym samym może się nawrócić ku dobru. W tym sensie zapobieżenie grzechowi przez Boga nie było niezbędne.

Dlaczego Marija została wybrana?


Oczywiście wolność Mariji od grzechu pierworodnego jest dziełem Bożym czyli łaską. Bóg także przewidział całe Jej życie tak samo, jak przewiduje życie każdego człowieka i wszystkich innych stworzeń.

W pytaniu chodzi o stosunek między działaniem Boga (czyli łaską) a działanie człowieka, w tym wypadku Matki Najświętszej, konkretnie o Jej udział w dziele Zbawienia, którego częścią jest Jej wolność od grzechu pierworodnego i każdego innego grzechu.

Odpowiedź jest właściwie prosta: wolność od grzechu pierworodnego nie niweczy, ani nawet nie osłabia wolnej. Oznacza to, że Marija mocą wolnej woli mogła zgrzeszyć. Tym samym fakt, że nie zgrzeszyła, jest Jej zasługą, co oczywiście nie pomniejsza działania i wagi łaski Bożej w niej. Pan Bóg przewidział Jej postawę, to znaczy, że nie zgrzeszy z własnej woli, i dlatego właśnie wybrał Ją na Matkę Swego Syna Jezusa Chrystusa.


Czy sex jest piękny?


Taki oto plakacik pojawił się ostatnio w kręgach konserwatywnych katolików i rychło stał się popularny, nie bez powodów zresztą. Podaje on istotnie ważne zasady:

- właściwymi odpowiedzialnymi za wychowanie dzieci także w sferze sexualności są rodzice, co wymaga od nich wyczucia i przygotowania,

- niezbędne i ważne jest poczucie wstydu oraz nietykalność cielesna,

- niezbędne jest panowanie nad popędem płciowym.

Zasada podana w plakacie jako pierwszy punkt wymaga natomiast komentarza i korekty.

Przede wszystkim autor miesza tutaj różne pojęcia, kategorie i sfery. To pomieszanie sfery zmysłowej i estetycznej, czyli przyjemności (która notabene wcale nie jest istotną cechą stosunku płciowego, ponieważ nie musi automatycznie dotyczyć obojga uczestniczących), sfery moralnej, czyli oceny jako dobra, a ostatecznie też filozoficznej i teologicznej, świadczy o mało reflexyjnym podejściu do tematu, a zwłaszcza o poddaniu się wpływowi modnej ostatnio tzw. teologii ciała, która oznacza właściwie "teologię" narządów płciowych i kopulacji.

Z perspektywy teologii katolickiej należy wskazać na następujące prawdy:

1. Stosunek płciowy należy do porządku stworzenia w tym znaczeniu, że został stworzony przez Boga w odpowiednim celu, którym jest przekazywanie życia biologicznego, co w wypadku człowieka oczywiście wiąże się ze stworzeniem duszy nieśmiertelnej powołanej do życia wiecznego, ostatecznie do chwały niebiańskiej wraz z ciałem. Stosunek płciowy jest tylko wtedy dobry moralnie, gdy odpowiada temu celowi i tym samym gdy odbywa się w małżeństwie jako naturalnej wspólnocie służącej temu celowi. Tak naucza stałe Magisterium Kościoła. Tak więc stosunek płciowy nie jest dobrem samym w sobie, lecz jedynie środkiem dla dobra, którym jest wydanie na świat potomstwa. Gdy ktoś uważa sex generalnie za dobro, to po pierwsze widocznie myli je z subiektywnie doświadczaną własną przyjemnością, a po drugie nie rozumie (może nawet nie chce rozumieć) właściwego znaczenia i wartości czystości, która jest zresztą istotną cechą właśnie wieku dziecięcego. Niezrozumienie, a tym bardziej odrzucenie dobra czystości jest prostą drogą do sexualizacji dzieci.

2. Nie wolno zapominać, że faktyczny porządek stworzenia uwzględnia i ma wbudowany grzech pierworodny i jego konsekwencje. Według powszechnej opinii już Ojców Kościoła, rozmnażanie rodzaju ludzkiego i tym samym stosunek płciowy wynika ze śmiertelności człowieka, która jest karą za grzech pierworodny. Bez grzechu pierworodnego i kary zań nie byłoby śmierci i tym samym konieczności przekazywania życia poprzez całą historię aż do skończenia świata. Pan Bóg stworzył człowieka wyposażonego w płciowość właśnie dlatego, że przewidział grzech pierworodny (tak właśnie należy rozumieć także słowa z Księgi Rodzaju: "bądźcie płodni i rozmnażajcie się", mianowicie jako skierowane do całego rodzaju ludzkiego, nie tylko do pierwszych rodziców przed upadkiem grzechowym). Niezauważanie czy negowanie tego związku pochodzi z pogańskiej (czy parapogańskiej) negacji grzechu pierworodnego i do niej prowadzi. Innymi słowy: apoteoza stosunku płciowego, która de facto ma miejsce w tzw. teologii ciała, ma korzenie niechrześcijańskie i charakter niechrześcijański, a polega na antropologii fałszywej już nawet pod względem filozoficznym, tym bardziej teologicznym.

3. Pojęcie piękna odnosi się z reguły do dziedziny estetyki, czyli doświadczenia potocznego, ogólnoludzkiego, także z pogłębioną reflexją filozoficzną i teologiczną. Poczucie wstydu spełnia tutaj szczególną rolę, gdyż każdy człowiek w sposób naturalny, instynktowny i intuicyjny ukrywa to, co odczuwa jako nieestetyczne, czyli brzydkie, czy niemoralne, czyli złe conajmniej według opinii otoczenia, czy przynajmniej jako niedoskonałe i niskie w skali wartości ludzkich. Piękna jest miłość i jej okazywanie, jednak nie jest to tożsame z odbywaniem stosunku płciowego czy jego namiastkami. Jeśli stosunek płciowy jest piękny, jak głosi plakacik, to dlaczego każdy normalny człowiek wiąże go ze sferą prywatną i intymną, a jego odbywanie publiczne jest właściwie przez wszystkich uważane za niewłaściwe i gorszące? Wszak nawet uprawiający zwyrodniałe excesy "artyści" nie uprawiają autentycznego stosunku płciowego publicznie, lecz poza "sztuką" zachowują intymność.

4. Należy oczywiście odróżnić aspekt estetyczny od moralnego. Operacja chirurgiczna czy wiercenie w zębie dla jego wyleczenia nie jest piękne, ale jest dobre, o ile służy zdrowiu. Podobnie jest z kopulacją. Wszak odbywa się ona przez narządy służące na co dzień do innych celów i to akurat zupełnie nieestetycznych. Jakieś pseudogórnolotne apoteozowanie kopulacji nie jest w stanie zmienić naturalnego wyczucia każdego normalnego człowieka w tej kwestii. Nikt dysponujący zdrowym wyczuciem i trzeźwym myśleniem nie jest gotów odbywać stosunku płciowego publicznie, zwłaszcza gdy chodzi o związek z ukochaną osobą. Okazywanie miłości tej osobie jest piękne i może mieć miejsce publicznie, jednak nikt kierujący się poczuciem intymności i wstydu nie czyni tego publicznie w sposób zmysłowo-sexualny, właściwy dla stosunku płciowego. Publiczne imitowanie czy parodiowanie kopulacji jest właściwe dla marginesu społecznego, związanego mniej czy bardziej pośrednio z biznesem pornografii i demoralizacji, i tym samym zasługuje na sprzeciw i odpowiednie środki prawne, które zresztą mają miejsce - choć w różnym stopniu - w każdym cywilizowanym państwie.

5. Nie wolno też zapominać o wartości dziewictwa i czystości, docenianej zwłaszcza i w sposób konsekwentny, właściwie wyjątkowy w jedynym prawdziwym Kościele Bożym, czyli katolickim. Jeśliby kopulacja była sama w sobie dobra i piękna, to człowiek żyjący w dziewictwie i czystości - w tym sam Jezus Chrystus, Jego Najświętsza Matka, Jej Oblubieniec i niezliczone rzesze świętych - byłby pozbawiony dobra i piękna należącego istotnie do życia ludzkiego. Według Tradycji Kościoła i już samego Pisma św. jest dokładnie odwrotnie: to dziewictwo i czystość mają szczególną wartość, gdyż wskazują na wyższą godność i wyższe przeznaczenie człowieka - ponadcodzienne, ponadcielesne, ponadbiologiczne i ponadzmysłowe. Dopiero w docenieniu wartości dziewictwa tkwi mocny argument za ochroną czystości dzieci i młodzieży, czyli przeciw sexualizacji i ostatecznie przeciw zakusom zwyrodnialców. Dziecko wychowane w atmosferze naturalnej wstydliwości i czystości już nawet instynktownie trzyma się z daleka od niebezpieczeństw. Dopiero rozbudzona ciekawość w połączeniu z utratą poczucia wstydu sprawia, że dziecko może stać się łatwym łupem zwyrodnialców.

Czy Matka Najświętsza stawała się świętą?


Twierdzenie, że Matka Najświętsza nie urodziła się świętą, lecz że dopiero się taką stawała, jest rzeczywiście zaprzeczeniem prawdy wiary o Niepokalanym Poczęciu, zdefiniowanej jako dogmat przez papieża Piusa IX w 1854 r., czyli herezją.

Można próbować dopytywać autora tej wypowiedzi, co rozumie tutaj przez świętość. Jednak w tym kontekście nic nie wskazuje na to, by użyte tutaj pojęcie świętości było zasadniczo różne od powszechnie używanego w katolickim nauczaniu wiary.

Zaznaczyć trzeba, że w świetle wiary katolickiej Matka Najświętsza była święta w sposób wyjątkowy nie tylko pod względem czasowym, czyli od momentu poczęcia czyli początku swego istnienia. Była wyjątkowo święta także pod względem zakresu, gdyż nie zgrzeszyła także żadnym grzechem lekkim.

Równocześnie jest pewne, że mogła zgrzeszyć, ponieważ jak każdy człowiek ma wolną wolę. Pod tym względem jest podobna do aniołów przed upadkiem grzechowym oraz do pierwszych rodziców przed grzechem pierworodnym. Wielkość Jej świętości polega na tym, że mimo możliwości zgrzeszenia, zachowała doskonałą świętość, choć Jej życie było także pełne pokus i okazji do grzechu, zwłaszcza do grzechu przeciw wierze. Wielkiej wiary wymagało nie tylko przyjęcie roli Matki Zbawiciela, lecz wytrwanie w tej misji, szczególnie pod krzyżem Jej Syna. To było wzrastanie w zasługach, nie w świętości, gdyż musiała także opierać się pokusom szatańskim.

Czy Niepokalane Poczęcie oznacza brak wolnej woli?


Wolność od grzechu pierworodnego, którą nazywamy Niepokalanym Poczęciem, oraz od grzechu osobistego nie oznacza pozbawienia wolnej woli, ani też wolności od pokus. Wolność woli - i tym samym narażenie na pokusy - jest istotna dla natury ludzkiej czyli pełni człowieczeństwa i nie została naruszona ani zniweczona przez zachowanie od grzechu pierworodnego. Na tym właśnie polega wielkość zasług Matki Najświętszej: wobec jedynej tego rodzaju świętości duszy, której zapewne była też świadoma, tym większych doświadczała pokus, a to z powodu nieskończenie większego niebezpieczeństwa pychy, która jest korzeniem każdego grzechu. W sytuacji tak wyjątkowego wybrania i pełni łask z pewnością była kuszona podobnie jak Jej Boski Syn i to głównie w dziedzinie duchowej, czyli wynoszenia się nad innych. Tymczasem przy Zwiastowaniu Anielskim Jej odpowiedzią były słowa: "oto ja Służebnica Pańska", oraz postawa służby wobec potrzebującej pomocy krewnej, Elżbiety. Mimo swego wybrania i niedoścignionej, absolutnie wyjątkowej godności, Maryja była spontanicznie gotowa do usługiwania w zwykłych, codziennych potrzebach. Odbywało się to nie z przymusu, lecz z wolnej woli. Teoretycznie mogła zgrzeszyć, mimo wolności od grzechu pierworodnego, jednak na zasadzie wolnej woli nie zgrzeszyła.

Grzech pierworodny a stworzenie


Bezpośrednią teologiczną podstawą prawdy o grzechu pierworodnym jest
- wolna wola człowieka oraz
- jedność rodzaju ludzkiego.
Zaś prawda ta prowadzi do wyjaśnienia zła na świecie, zarówno moralnego (grzechu) jak też fizycznego (cierpienia). 
Oczywiście dalszą podstawą jest prawda o stworzeniu człowieka przez Boga.

Na czym polegał grzech pierworodny?


Szatan jest istotą wysoko inteligentną. Dlatego jest mało prawdopodobne, właściwie wykluczone, by chciał zdetronizować Boga, gdyż byłoby to absurdalne zamierzenie, niegodne istoty rozumnej. Ojcowie Kościoła i wielcy teologowie podają inny motyw buntu szatana, mianowicie to, iż wiedział, że Bóg stanie się Człowiekiem, tzn. nastąpi Wcielenie Syna Bożego. Ta prawda spowodowała bunt pychy anioła, który przez to stał się przeciwnikiem Boga i wrogiem człowieka.

Szatan oczywiście nie jest i nie może być poruszycielem woli czy to innych aniołów czy ludzi w takim znaczeniu jak Bóg jest ich poruszycielem jako Stwórca. Szatan może kusić, może też gorszyć swoim przykładem. Może wpływać jedynie przez zmysły i uczucia, nigdy bezpośrednio na duszę. Jednak nie ma decydującego wpływu na wolną wolę człowieka i inne władze duchowe, tzn. nie może człowieka zupełnie zniewolić, aczkolwiek może poważnie ograniczyć wolną wolę, ale tylko dzięki poszczególnym grzesznym decyzjom człowieka.