W tym temacie jest wiele nieporozumień, uproszczeń i pomyłek. Obecnie zwykle wyrażana jest opinia, że nie można pogodzić nacjonalizmu z katolicyzmem i odwrotnie. Równocześnie brakuje dogłębnej analizy tematu, choć od niedawna podejmowane są pierwsze próby w tym kierunku. Podjęcie tematu powinno uwzględniać wymiar przede wszystkim historyczny, filozoficzny, społeczno-etyczny, także socjologiczny, oczywiście nie pomijając teologicznego, skoro sprawa dotyczy katolicyzmu. Tutaj mogę jedynie pokrótce zarysować problematykę, zaczynając od podstawowych pojęć oraz rozwiązania głównych nieporozumień.
Wprawdzie nie ma ogólnie przyjętej i obowiązującej definicji nacjonalizmu. Często myli się nacjonalizm z nazizmem, co służy oczywiście zdyskredytowaniu tego pierwszego na tle elementarnej wiedzy historycznej. Wiele źródeł o ambicjach nawet naukowych upatruje korzenie nacjonalizmu w rewolucji tzw. francuskiej, czy nawet w tzw. reformacji protestanckiej. Sprzyja to mniemaniu czy wręcz przeświadczeniu o sprzeczności czy wręcz wrogości wobec katolicyzmu. W odniesieniu to historii nazizmu w XX w. nie sposób zaprzeczyć, że ów miał znacznie większą popularność w krajach protestanckich niż katolicków. Równocześnie wskazuje się, że Hitler był z pochodzenia katolikiem, podobnie zresztą jak wielu z jego obozu. Jest to argument bardzo słaby i świadczący o nieznajomości podstawowych faktów. Otóż pochodzenie katolickie nie jest decydujące, skoro ideologia nazizmu jest sprzeczna z katolicyzmem, co miało swój wyraz w zwalczaniu i prześladowaniu Kościoła, przy czym chodziło o istotną sprzeczność, nie o doraźną wrogość. Wyrazili to już papieże Pius XI i Pius XII, zwłaszcza w swoich encyklikach (Mit brennender Sorge, Summi Pontificatus). Z powodu tych powiązań częste jest zarówno wśród historyków, politologów itp. z jednej strony, a teologów i ludzi Kościoła z drugiej strony przeświadczenie o nieprzejednanej wrogości, czy przynajmniej obcości między katolicyzmem a nacjonalizmem. A jest to przeświadczenie błędne, wynikające z jedynie płytkiej, pobieżnej i niedostatecznej wiedzy historycznej, filozoficznej i teologicznej, a zwłaszcza z nieznajomości katolicyzmu w jego postaci rdzennej, reprezentowanej przez tradycyjne nauczanie Kościoła.
Zacznijmy od określenia kluczowych pojęć. Przez nacjonalizm rozumiem koncepcję polityczną postulującą państwo czy przynajmniej politykę państwową o charakterze narodowym, czyli dla dobra i w interesie danej narodowości. Oczywiście nie należy tego mylić z państwem nazistowskim, zwłaszcza tym znanym z XX wieku. Tutaj istotne jest pojęcie narodu. W literaturze naukowej zwykle odróżnia się pojęcie niemieckie i pojęcie amerykańskie. Według tego pierwszego pojęcia - o pochodzeniu właściwie żydowskim - naród jest wspólnotą opartą na więzach krwi, czyli pochodzenia biologicznego, zwłaszcza rasowego. Według tego drugiego naród ("nation") jest wspólnotą cywilizacyjno-kulturową, czego przykładem jest wieloetniczna "narodowość" Stanów Zjednoczonych Ameryki. W języku polskim funkcjonuje raczej to drugie pojęcie, jak chociażby w nazwie "Rzeczpospolita Oboja Narodów", aczkolwiek niezupełnie. Polskie pojęcie narodu jest połączeniem aspektu etnicznego z kulturowym. Ma to oczywiście konsekwencje społeczne i polityczne. Są wprawdzie próby określenia polskości, jednak bardziej potoczne i intuicyjne. Chodzi zwłaszcza o określenie kulturowe, które istotnie dzieli społeczeństwo polskie na różne orientacje (proniemiecką, prorosyjską, proamerykańską). Najważniejszym zwornikiem tożsamości narodowej polskiej jest katolicyzm, co wynika ze statystyki socjologicznej.
Czy jest sposób na poprawne i maksymalnie akceptowalne pojęcie narodu? Jest. Pomocą jest tutaj etymologia. Polskie słowo "naród" ma odpowiednik w łacińskim natio, przejętym zresztą przynajmniej przez większość języków europejskich. Zarówno polskie jak i łacińskie słowo pochodzą od słowa "rodzić" (nascere, natum). Polskie słowo jest ponadto blisko spokrewnione ze słowem "rodzina", które z kolei w językach słowiańskich (jak chociażby w rosyjskim) prowadzi do pojęcia "ziemia ojczysta" czyli ojczyzna. Innymi słowy: pojęcie narodu ma związek z miejscem urodzenia (w znaczeniu społeczności, z której się dana osoba wywodzi) i rodziną. Wskazuje więc na fakt biologiczno-historyczny, nieodłączny od ludzkiego istnienia. Każdy człowiek przychodzi na świat w określonej społeczności, nawet jeśli jest ona wieloetniczna i wielokulturowa. Równocześnie tożsamość jest w znacznym stopniu dynamiczna. Wraz z migracją i procesem asymilacji podlega ona zmianom, nawet jeśli tożsamości pierwotnej nie można zastąpić przez inną.
Reasumując: naród jest społecznością złożoną z jednostek o wspólnym pochodzeniu lokalnym i tym samym w znacznym stopniu o wspólnym charakterze kulturowym. Tak jak każdy człowiek przychodzi na świat w określonej rodzinie i społeczności, tak też zostaje w jakimś stopniu określony przez daną kulturę. Najprostszym przykładem jest język. Każdy uczy się najpierw języka swoich rodziców (bywają rodziny wielojęzyczne, jednak są one wyjątkiem i zarazem zakładają pewną kulturę reprezentowaną przez daną rodzinę). W tym znaczeniu każdy człowiek ma swoją pierwotną narodowość, nawet jeśli sam jej nie potrafi jednoznacznie określić.
W kontekście tej definicji narodu nacjonalizm (po polsku: narodowizm) postuluje budowanie porządku społecznego na fundamencie faktu biologiczno-historycznego, jakim jest przyjście na świat człowieka w określonej rodzinie i społeczności w znaczeniu kulturowym.
Jak to się ma do katolicyzmu? Tutaj również należy zacząć od definicji katolicyzmu. W znaczeniu socjologicznym i w potocznym rozumieniu jest to wspólnota Kościoła, której zwierzchnikiem jest biskup Rzymu jako następca św. Piotra. To nie jest jednak istota katolicyzmu. Istotą katolicyzmu jest pewne rozumienie świata i ludzkości, nie tylko Boga i spraw religijnych. Te obszary tematyczne są ze sobą ściśle powiązane i stanowią określony system prawd i norm ("wartości"). W dziedzinie społecznej i politycznej, czyli wspólnej z narodowizmem, katolicyzm reprezentuje pewne zasady, sformułowane w tzw. nauczaniu społecznym Kościoła. To nauczanie, rozwinięte szczególnie od czasu papieża Leona XIII (encyklika Rerum novarum), jest czymś unikatowym na tle wszystkich innych religij. Wychodząc od pewnego rozumienia człowieka i społeczności wraz z wzajemnymi powinnościami, czyli zasadami etycznymi, katolicyzm podaje zasady porządku społecznego, także w krytycznym odniesieniu do aktualnych problemów. Wprawdzie generalnie nie ma bezpośrednich odniesień do kwestii nacjonalizmu (czy raczej nacjonalizmów, gdyż jest wiele koncepcji i rodzajów). Jednak nie trudno zauważyć, że nauczanie społeczne Kościoła i nacjonalizm łączy przynajmniej wspólna problematyka, czyli reagowanie na zjawiska, sytuacje i procesy społeczne. Owszem, w historii nierzadko bywało, że dany nacjonalizm rozumiał siebie i zachowywał się jak droga i metoda różna, konkurencyjna, czy wręcz wroga katolicyzmowi (tak było w tzw. reformacji protestanckiej i rewolucji tzw. francuskiej). Czy oznacza to, że nie ma i nie może być pojednania, tym bardziej współpracy?
Odpowiedzi należy szukać w istocie katolicyzmu z jednej strony i nacjonalizmu z drugiej. Jak podane wyżej, istotą nacjonalizmu w znaczeniu ogólnym - czyli abstrahując od historycznych postaci kojarzonych z nacjonalizmem jak nazizm - jest postulowanie porządku społecznego opartego na naturalnych uwarunkowaniach i powiązaniach społecznych (warto mieć na uwadze znamienny fakt, że łacińskie słowa natura i natio pochodzą od tego samego czasownika nascere). Dokładnie taka sama jest istota katolicyzmu w jego wymiarze społecznym: podstawą katolickiej etyki społecznej są naturalne więzi, począwszy od rodziny. Według katolicyzmu rodzina i naród (jako rodzina rodzin) mają pierwszeństwo przed państwem, nie odwrotnie, jak to miało miejsce w przypadku zarówno rewolucji tzw. francuskiej jak też w niemieckim naziźmie. Odwrócenie naturalnego porządku przez stawianie państwa i jego interesów ponad dobrem narodu i rodzin demaskuje historyczne zwyrodnienia nacjonalizmu, które właściwie nie były prawdziwymi nacjonalizmami, gdyż nie były oparte na poznawalnym rozumowo prawie naturalnym.
Słynne powiedzenie wzięte z nauczania głównego mistrza teologii katolickiej, jakim był św. Tomasz z Akwinu, że łaska nie niszczy natury, lecz ją wspiera i udoskonala (gratia supponit naturam), ma zastosowanie także w dziedzinie społeczno-politycznej. Tutaj zachodzi nie tylko kompatybilność, lecz zupełna zgodność z właściwie rozumianym, prawdziwym nacjonalizmem. Naturalne więzi społeczne jak rodzina i naród są punktem wyjścia zdrowej polityki. Katolicyzm ze swej istoty i natury jest tego gwarantem, mimo że wielu przedstawicieli Kościoła tego obecnie nie rozumie, a może nawet nie chce rozumieć.
Szczególnie prymitywne i świadczące o elementarnej ignorancji teologicznej jest mówienie, jakoby katolik nie mógłby być nacjonalistą, ponieważ Kościół jest powszechny. W takim mówieniu zawartych jest kilka nieporozumień i błędów. Przede wszystkim jest tutaj pomieszanie porządku nadprzyrodzonego (nadnaturalnego), czyli ustroju Kościoła wraz z jego powszechnością, z porządkiem przyrodzonym, który dotyczy społeczności i państwa. Z powszechności Kościoła w znaczeniu katolickim bynajmniej nie wynika słuszność globalnego państwa czy choćby imperializmu. Praktycznym, społecznym celem powszechności Kościoła jest służenie zgodzie i współpracy między narodami, nie zniszczenie narodów w ogóle czy choćby poszczególnych narodów. Kościół ze swej istoty i natury powinien bronić tożsamości i suwerenności narodowej, podobnie jak broni tożsamości i wartości rodziny.
Nie jest więc przypadkiem, że wykształceni nacjonaliści, myślący zdrowo kategoriami prawa naturalnego, słusznie zwracają się ku tradycyjnemu katolicyzmowi, a ma to miejsce nie tylko w Polsce, lecz właściwie wszędzie w obszarze kultury zachodniej. Oby wzajemne zrozumienie i współdziałanie przyniosło trwałe owoce zarówno dla Polski jak też dla Kościoła w Polsce i na świecie.