Dopiero zwrócono mi uwagę na wypowiedź znanego jezuity w kwestii, na którą dane mi było już kiedyś odpowiedzieć w związku z wypowiedziami kapucyna o. Knotz'a (było tutaj i tutaj). Niestety wypowiedź o. Recława jest kolejnym przykładem fałszywego i zakłamanego, niezgodnego z teologią Kościoła nauczania.
Słusznie o. Recław zauważa, iż nie ma oficjalnej wypowiedzi Magisterium Kościoła, która by wprost odpowiadała na pytanie. Jednak Magisterium podaje jasne zasady, z których odpowiedź wynika. O. Recław przemilcza, na jakich zasadach opiera swoją odpowiedź, i widocznie albo nie zna zasad zawartych w dokumentach Kościoła, albo je lekceważy i wybiera zasady obce teologii katolickiej. Co go prowadzi do fałszywych wniosków.
Główną zasadą jest cel małżeństwa i aktu sexualnego, mianowicie potomstwo oraz wszystko, co potomstwu służy, czyli jedność i wspólne dobro małżonków zgodnie z ich ludzką i chrześcijańską godnością. Oznacza to, że w pożyciu małżeńskim, także sexualnym, moralnie dopuszczalne jest to, co jest zgodne
- z wydaniem na świat i wychowaniem potomstwa
- z godnością osobową i dobrem wspólnym małżonków.
Zbędne jest tutaj wnikanie w szczegóły. Muszę jednak odrzucić sugestię, którą popełnia o. Recław, mianowicie jakoby sex oralny polegał na pieszczotach i całowaniu narządów płciowych. Po pierwsze jest to kłamstwo, po drugie także całowanie narządów płciowych jest problemem etycznym z dwóch powodów, mianowicie
- higienicznych oraz
- osobowych, o ile stanowi sposób poniżenia siebie względnie drugiej osoby.
Nie bez znaczenia jest także aspekt psychologiczny, to znaczy jako fixacja na narządach płciowych, co wynika z nieuporządkowania w sferze płciowej, a wiąże się i ma wpływ na sferę osobową w relacji między małżonkami. Innymi słowy: zachowanie podczas stosunku sexualnego (w szerszym sensie) wyraża relację między osobami i tym samym nie jest wyjęte spod zasad i kontroli rozumu. Konkretnie: jeśli dla kogoś zaspokojenie sexualne polega na całowaniu narządów czy sexie oralnym, oraz wymaga czy oczekuje tego od drugiej osoby, to jest to przejaw nieuporządkowania w sferze sexualnej, czyli braku rozumności, i tym samym symptom - mówiąc oględnie - problemu w osobowości, który można nazwać patologicznym. W sferze psychicznej jest tak, że zaspokajanie subiektywnych, irracjonalnych potrzeb - także patologicznych - wzmacnia je i utwierdza, co prowadzi do coraz większej bezwzględności w dążeniu do ich zaspokojenia. Typowym przykładem są alkoholicy i narkomani, ale istnieje także schorzenie zwane sexoholizmem, które zawiera właśnie patologiczne praktyki sexualne. Jak każdy nałóg, także sexoholizm jest destrukcyjny zarówno dla samej osoby jak też dla więzi międzyosobowych, także a nawet zwłaszcza w małżeństwie. Bardzo częstą przyczyną rozpadu małżeństw jest właśnie poczucie braku zaspokojenia w sferze sexualnej i szukanie bardziej intensywnych przeżyć sexualnych z inną osobą, co staje się błędnym kołem.
Podsumowując: bzdurne, nie mające nic wspólnego z nauczaniem Kościoła wypowiedzi takich duchownych jak o. Knotz i o. Recław są skandalicznym popieraniem i wzmacnianiem patologicznych potrzeb i zachowań, które niszczą osoby i małżeństwa.
Uwaga przy okazji:
Moralnie w porządku są w małżeństwie pieszczoty jako takie, także z udziałem narządów płciowych o ile służy to samemu aktowi sexualnemu, a nie zaspokojeniu zmysłowemu. Zaspokojenie zmysłowe jest oczywiście w porządku, o ile należy do samego aktu sexualnego i z niego wynika. Także ta sfera nie jest wyjęta spod rozumowych zasad etycznych, z których naczelną jest struktura i godność osoby, oraz wzajemne poszanowanie tej godności. Innymi słowy: zmysłowość jest moralnie w porządku i dobra tylko wtedy, gdy jest podporządkowana rozumności oraz godności osób.
P. S.
Otrzymałem następujący komentarz krytyczny:
Przede wszystkim muszę zdecydowanie odrzucić twierdzenie, jakoby spółkowanie wbrew naturze - a tym jest sex oralny - wynikało z mechanizmów biologicznych. Takie twierdzenie jest ewidentnym absurdem i fałszywe. Mechanizm biologiczny zmierza do aktu płodnego, nie do zaspokojenia patologicznych potrzeb.
Ponadto: człowiek nie jest zwierzęciem sterowanym jedynie instynktami, lecz jest istotą rozumną. Oznacza to, że także ludzki akt sexualny nie może być wyjęty z podporządkowania kryterium rozumowym. Rozumność, także w sexualności odróżnia właśnie człowieka od świata zwierzęcego (osobną kwestią - i tutaj nieistotną - jest, czy i na ile zachowania typu sexu oralnego występują wśród zwierząt).
Po drugie: nie trzeba być specjalistą w dziedzinie higieny, by wiedzieć, że mycie jedynie zmniejsza obecność bakterii i innych zarazków, a nie usuwa. Z prostych faktów fizjologicznych - bliskość układu wydalania - wynika szczególne zagrożenie higieniczne, o czym wie każdy normalny człowiek. Dlatego porównanie do normalnych pocałunków jest chybione, aczkolwiek całowanie erotyczne także stanowi ryzyko higieniczne i zdrowotne.
Słuszna jest natomiast uwaga, że należy zacząć od zdefiniowania pojęć. Zakładałem, że pojęcie "sex oralny" jest jasne: połączenie ust z narządem płciowym w sposób jakby naśladujący połączenie narządów płciowych.
Jest to definicja stosowana w każdej literaturze (nie muszę podawać źródeł, każdy może to sam łatwo sprawdzić). Tak więc zafałszowaniem tej powszechnie stosowanej definicji jest dodanie warunku: gdy to połączenie odbywa się bez związku z połączeniem narządów płciowych. To zawężenie nie ma żadnych podstaw ani biologicznych ani etycznych, a jest jedynie wymysłem służącym usprawiedliwieniu.
To fałszerstwo zawiera w sobie zresztą cały szereg problemów bez wyjścia:
Jak określić związek między połączeniem ust z narządem płciowym a połączeniem narządów płciowych (czyli właściwym aktem sexualnym)? Ile czasu musi upłynąć, by ten związek przestał istnieć i decydował o ocenie moralnej połączenia sexualno-oralnego?
Oczywiście wchodzi tutaj w grę sama definicja aktu płciowego. Zarówno o. Recław jak też anonimowy komentator przemycają tutaj rozmazanie definicji aktu płciowego. Oczywiście właściwym aktem sexualnym jest połączenie narządów sexualnych. Jednak istnieje także niewłaściwy akt sexualny, polegający właśnie na tym, że narząd płciowy łączy się z inną częścią ciała, a nie z narządem płciowym osoby płci przeciwnej. Taki niewłaściwy akt sexualny nazywany jest w katolickiej teologii moralnej sodomizmem.
Opieram się na jednym z klasycznych podręczników katolickiem teologii moralnej jezuity Hieronima Noldin'a, profesora teologii moralnej na słynnym jezuickim wydziale teologii w Innsnbruck'u. Zresztą wszystkie podręczniki opatrzone "imprimatur" czy "nihil obstat", wydane do Vaticanum II są całkowicie zgodne w tych kwestiach. Ta zgodność - jako tzw. sententia communis - stanowi źródło dość wysokiej rangi w ramach całego nauczania Kościoła, gdyż z racji swej powszechności ma także poparcie wszystkich papieży oraz katolickich biskupów na przestrzeni wieków. Tym samym nie wolno jej lekceważyć czy uważać za niezobowiązującą. Oficjalne texty Magisterium Kościoła tylko dlatego nie mówią o tych kwestiach bezpośrednio i konkretnie, ponieważ są to sprawy intymne i dotyczące ludzi dorosłych, tym samym zasługują na delikatne podejście z szacunku dla tej sfery i też dlatego, by nie budzić i nie wzmacniać niezdrowej ciekawości.
Także po Vaticanum II nie zmieniło się nic w istotnej treści oficjalnego nauczania Kościoła. Jedyne, co się zmieniło, to brak ścisłego obowiązku "nihil obstat" na publikacje teologiczne, oraz brak pilnowania przez biskupów zgodności nauczania teologów z nauczaniem Kościoła. To ma w Polsce właśnie miejsce odnośnie wypowiedzi o. Knotz'a i jemu podobnych demoralizatorów.
Podaję więc odwieczne nauczanie Kościoła na podstawie miarodajnego źródła:
O grzechu sodomskim:
W skrócie:
Grzech sodomski polega na połączeniu narządu płciowego z częścią ciała (narządem) niewłaściwą dla spółkowania płodnego, niezależnie od płci osób. Połączeniem niewłaściwym nie jest dotyk czy to ręką, czy ustami czy ramieniem, o ile służy to właściwemu aktowi płciowemu czyli spółkowaniu. Dotyk jest oczywiście czymś innym niż połączenie (concubitus), a połączenie nie musi być penetracją.
Grzechami przeciw pierwszorzędnemu i istotnemu celowi małżeństwa są sodomia oraz onanizm:
Niemniej istotne jest określenie, co jest moralnie dozwolone w akcie małżeńskim:
Osobno na uwagę zasługuje, co jest dozwolone w małżeństwie poza aktem małżeńskim, a jest tego sporo:
P. S. 2
Otrzymałem też istotną uwagę wraz z ciekawymi załącznikami:
Widocznie demoralizatorzy mają znacznie większe wpływy niż powinni. Ich sprzymierzeńcami są widocznie niedouczeni kurialiści udzielający pochopnie "imprimatur".
Trochę mnie to przeraża, że coraz więcej księży zaczyna promować seks oralny. Większość mężczyzn ma już tak przeżarte mózgi przez pornografię, że jest to dla nich coś oczywistego i trudno im sobie wyobrazić pożycie bez takich praktyk.
OdpowiedzUsuńKsięża dostosowują nauczanie moralne do "potrzeb" publiki. Religijny marketing: "Nie odchodźcie z Kościoła, zaczekajcie! U nas też możecie mieć to co lubicie, przeanalizujemy problem i opracujemy naukę dla was..." Jak ktoś idzie po sakrament małżeństwa rozumiejąc miłość męsko-damską jako wyładowanie na drugiej osobie własnych żądz i fantazji, poszukuje haju w głowie - bo to udowodnione naukowo, że "przyjemność" seksualna bierze się z reakcji biochemicznych w mózgu i sama w sobie jest tylko subiektywnym doznaniem zmysłowym i jako taka nie istnieje, bo to tylko neuronalne "urojenie" - to gratulacje. Kościół tak obecnie naucza bo kochać kogoś prawdziwie to za trudne wyzwanie dla wielu. Kościół nigdy nie był dobry w zadaniach duszpasterskich w tej dziedzinie, zawsze trochę nieporadny, a obecnie pozwala na wyuzdanie i prymitywizm uczuciowy, tzn może nie Kościół ale część księży. Jak się naucza, że u podstaw miłości małżeńskiej leży popęd seksualny - "Miłość i odpowiedzialność" - to potem są takie efekty, zamiast najpierw wyjść od miłości czystej, na poziomie duchowym i prymatu relacji Bóg-człowiek, a potem człowiek-człowiek. Wyrabianie mentalności hedonistycznej, egoistycznej, perwersyjnej i antykoncepcyjnej u ludzi.
UsuńCytat z "Miłość i odpowiedzialność" K. Wojtyły : „[...] jest wręcz niesprawiedliwy [...], ale wzajemna miłość oblubieńcza wręcz domaga się pełnego zjednoczenia osób. Zjednoczenie osób w akcie małżeńskim dokonuje się wówczas gdy towarzyszy mu świadomość rodzicielstwa. Ta świadomość decyduje o realizacji porządku osobowego w akcie małżeńskim."
UsuńNie jest to prawdą, że "Miłość i odpowiedzialność" głosi prymat popędu seksualnego nad miłością nieerotyczną.
"[...] we wszystkich tych przypadkach osoba zostaje postawiona w sytuacji przedmiotu użycia dla drugiej osoby. (...) realizuje się używanie seksualne mężczyzny i kobiety, ale nie realizuje się trwałe zjednoczenie osób oparte na wzajemnej afirmacji wartości osoby.[...]" (por. s. 189–190).
K. Wojtyła, potem Jan Paweł II nie głosił prymatu użycia erotycznego we współżyciu małżeńskim, a prokreacja była według niego nierozerwalna ze współżyciem.
Super Ksiądz napisał pod każdym względem ,widać że ta mądrość jest od Boga ,dobrze że są jeszcze tacy kapłani którzy demaskują taki syf promowany przez opętanych kapłanów
OdpowiedzUsuńXiądz, a nie Ksiądz!
UsuńCo zrobić, jeśli mąż oczekuje takich pieszczot?kiedy ich nie otrzymuje, odsuwa się od żony i życia rodzinnego?
UsuńO. Recław jest jezuitą, kilka lat temu czytałem na ich portalu duszpasterskim opinię, że celem małżeństwa jest... akt seksualny... To był portal działający na zasadzie pytanie-odpowiedź. Ktoś zapytał chyba o białe małżeństwo, odpisujący jezuita uznał, że Kościół to w końcu porzucił bo taka idea jest bezsensowna. Argumentował, że mężczyzna i kobieta żyjący pod jednym dachem, a niewspółżyjący mają się do siebie jak brat i siostra. Argumentował też, że szczególnie w przypadku ludzi w wieku rozrodczym taka abstynencja jest wręcz nie mal niemożliwa. Celem małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa, a współżycie jest drogą do celu. Ks. Pawlukiewicz kiedyś powiedział, że współżycie małżeńskie powinno być "spokojne, bez poczucia grzechu...". Właśnie. Chyba każdy dorosły katolik, obojętnie czy żonaty, kapłan czy kawaler, wie co to jest współżycie, jakie ma biologiczne zadanie i ma jakieś wyczucie co do "przebiegu" takowego, jakieś wyczucie przyzwoitości, moralności, szacunku dla drugiej osoby. Jak ktoś ma duży popęd, nie do pohamowania to ciekawe czy się modli codziennie, czy się spowiada i jak, czy przystępuje do Eucharystii, Bóg-Duch Święty z pewnością pomoże okrzesać pożądliwe zmysły. Celem małżeństwa nie jest akt seksualny sam w sobie, a białe małżeństwa są możliwe, z Bożą pomocą. Dotychczas pary niesakramentalne musiały żyć we wstrzemięźliwości całkowitej, więc Kościół nie twierdzi, że mężczyzna i kobieta muszą, powinni kopulować, to jakaś seks-herezja. Moralizatorską schizofrenią jest postulowanie częstego współżycia z jednoczesnym odcięciem od prokreacji, takie treści propaguje o. Knotz. To jest nawet biologicznie nielogiczne.
OdpowiedzUsuńNie ma czegoś takiego jak pary niesakramentalne i proszę nie mylić tego z białym małżeństwem. Pary niesakramentalne to wymysł posoborowia, normalnie w Kościele każdy konkubinat bez ślubu kościelnego nawet jeśli nie dochodzi do łamania 6 przykazania, był zawsze grzechem, bo jest to ciągłe narazanie się na pokusy i na grzech i jakoby kuszenie samego Pana Boga. To kolejna klamliwa nauka posoborowia na temat czystości pozamałżeńskiej, poza tym jeśli jedną ze stron pary niesakramentalnej jest osoba żonata, łamie w ten sposób przysięgę małżeńską a druga strona ma w tym współudział. Warto to przemyśleć.
UsuńJa nie mylę białego małżeństwa z konkubinatami które zobowiązały się przed proboszczem do wstrzemięźliwości seksualnej i są dopuszczone do Eucharystii, o ile ją zachowują. Może być taka sytuacja, że taka para ma dziecko, a współmałżonka nie chce przebaczyć i przyjąć małżonka z powrotem, chyba, że lepiej aby dziecko wychowywało się tylko z ojcem, a biologiczną matkę tylko odwiedzało, to już inna kwestia. Zwróciłem w swej wypowiedzi uwagę na fakt niekonsekwencji części duchownych którzy mówią takim konkubinatom, że mają żyć w czystości całkowitej - wierząc w możliwość całkowitej wstrzemięźliwości - a jednocześnie twierdzą, że małżeństwo powinno często współżyć. Nie widzę sensu nakręcania ludzi, kiedy nie chcą/nie mogą mieć więcej dzieci. Z Bożą pomocą można być niezainteresowanym seksem w ogóle, bo seks jest dla prokreacji, a nie sam w sobie dla budowania relacji i biologicznych ekstaz i orgazmu. Nie dokonałem zrównania konkubinatu i białego małżeństwa, tylko sytuacji w której mężczyzna i kobieta żyją pod jednym dachem i nie współżyją. W sensie iż jest to możliwe, z Bożą pomocą. W swej jednej wypowiedzi zawarłem dwa odrębne przykłady życia w całkowitej wstrzemięźliwości, nie łącząc ich istotowo w jedno. Jednocześnie zwróciłem uwagę na niekonsekwencję duszpasterską części księży. Konkubinat uważam za grzech ciężki i to każdy, a dobro niewinnego dziecka to osobna kwestia.
UsuńDrobna uwaga, piszemy ''odnośnie do'', a nie ''odnośnie''. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCóż my z żoną z pewnych względów zdrowotnych po stronie Małżonki nie możemy mieć kolejnego, trzeciego dziecka. NPR też niestety nie wchodzi w grę (na razie). Wiadomo, że "moc i chęć " są przeogromne. Niemniej jedyną w tej sytuacji drogą zgodną z naszą wiarą jest absolutna wstrzemięźliwość. I taką właśnie utrzymujemy. Jest to trudne, czasami nawet bardzo, ale codzienny Różaniec i łaska Boga pomagają...
OdpowiedzUsuńCzęść księży wmawia, że brak współżycia w małżeństwie jest nienaturalną wręcz patologią. Tak nie jest. Nawet ateista stwierdzi, że kopulacja służy pod względem biologicznym poczęciu. Nienaturalne jest stosowanie wszelkiej antykoncepcji, odcinanie współżycia od jego naturalnego celu jakim jest prokreacja, czyli także nadużywanie metod "naturalnego planowania rodziny", ponieważ intencje są te same: wyeliminowanie zapłodnienia. Namawianie do częstego współżycia i zezwalanie, a nawet namawianie na jednoczesne ograniczanie - nawet w sposób naturalny, kalendarzykowy - liczby potomstwa jest samo w sobie nienaturalne, nielogiczne i wykraczające przeciw prawu naturalnemu. Tym bardziej, że podobno wiele kobiet nie ma ciągoty do współżycia w okresie niepłodnym, wniosek: czy Bóg dał ten okres dla męskiego wyżycia się i używania czy może z innych biologicznych przyczyn. Warte osobistego przemyślenia.
OdpowiedzUsuńNie prawda że seks jest tylko dla prokreacji. Zdecydowanie większość stosunków nie kończy się ciąża - naturalnie to raz a dwa że przecież sam papież w HV określił że akt małżeński ma dwa cele prokreacja i jedność małżeńska.
OdpowiedzUsuńJakby Kościół nauczał że "seks tylko do prokreacji" to by zabronił stosunków w dni niepłodne - tak na logikę - a nie zabronił czyż nie ?
Wystarczy rzucić temat: "seks, współżycie, małżeństwo" i niekończąca się dyskusja... No nie zabronił, nie zabronił. Kościół wie, że ludzie z natury mają silny popęd seksualny, więc jak już ma być "głodnemu chleb na myśli" i ryzyko masturbacji, zdrady małżeńskiej to już trudno, niech za obopólną świadomą zgodą odbędą współżycie, jak naucza św. Paweł. Stosunek seksualny jest po pierwsze dla prokreacji, co wynika z biologii, więc z prawa naturalnego. Człowiek jest stworzeniem nie tylko cielesnym ale i duchowym. Ma bardzo bogatą sferę emocjonalną - co ma źródło w anatomii i fizjologii mózgu - jak i na poziomie duszy, wierzymy, że człowiek ma samoświadomość w obrębie niematerialnej duszy, Więc trudno oderwać chociażby akt seksualny od aspektu relacji międzyosobowej. Jednakże, gdyby nie było potrzeby prokreacji to Bóg by nie stwarzał seksualności.W Niebie współżycia nie będzie, dlaczego?? Dlatego, że wszyscy ludzie którzy mieli się począć, zaistnieć to już zaistnieli.
Usuń"nadużywanie metod "naturalnego planowania rodziny" " - NADUŻYWANIE NPR, nie napisałem używanie w ogóle, tylko nadużywanie. To nie są moje tylko osobiste refleksje, ale takie jest nauczanie Kościoła do Soboru Watykańskiego II i też nauczanie św. Jana Pawła II zawarte w "Miłość i odpowiedzialność", bo faktycznie to mit, że Papież zezwalał na seksualny hedonizm, tego mitu nie wolno powtarzać. Żaden o. Knotz, o. Recław, inny duchowny tego nie zmieni. Zresztą faktycznie, po co ta dyskusja niekończąca się... Jak kto kogo kocha takie ma intencje w relacjach. Wszyscy staniemy kiedyś przez Chrystusem i się przekonamy co było słuszne.
Usuń"niekończąca się dyskusja"
Usuńod publikacji HV jest to niekończąca się dyskusja, powodów wiele, temat trudny, skomplikowany i dla małżeństwa mimo wszystko bardzo ważny - zwłaszcza w czasach obecnych kiedy nauki KK są tak rozbieżne od "trendów światowych".
Jest też tak dlatego, że nauki KK są - z ubolewaniem stwierdzam - nieraz nieprecyzyjne, niezrozumiałe no i KK na przestrzeni wieków też zmienia podejście do zagadnienia.A księża tak tłumaczą, że można nieraz spotkać się ze skrajnie odmiennymi wyjaśnieniami tej samej kwestii.
"Kościół wie, że ludzie z natury mają silny popęd seksualny, więc jak już ma być "głodnemu chleb na myśli" i ryzyko masturbacji, zdrady małżeńskiej to już trudno, niech za obopólną świadomą zgodą odbędą współżycie "
Jeżeli pisze Pan/Pani "Kościół wie" to tak jakby się wypowiadał/ała za Kościół i miało to pokrycie w jakiś dokumentach - a chyba nie ma ?Gdzie Kościół naucza, że małżonkowie mają współżyć tylko po to aby nie popadać w inne grzechy ? Daleko idąca "demonizacja" współżycia i cielesności Człowieka moim zdaniem. Ludzie są z natury bardzo zróżnicowani również w kontekście "siły" popędu.
"Stosunek seksualny jest po pierwsze dla prokreacji, co wynika z biologii, więc z prawa naturalnego."
"prawo naturalne" - takie miłe hasełko którego każdy używa ale chyba też każdy rozumie inaczej i używa innej definicji.Z biologi wynika, że małżeństwo jest płodne (książkowo rzecz biorąc) tylko 7 dni na 28 a więc WIĘKSZOŚĆ odbytych stosunków jest niepłodna.
"Więc trudno oderwać chociażby akt seksualny od aspektu relacji międzyosobowej"
Trudno też oderwać od biologicznych mechanizmów.
"W Niebie współżycia nie będzie, dlaczego?? Dlatego, że wszyscy ludzie którzy mieli się począć, zaistnieć to już zaistnieli. "
O ile kojarzę KK dokładnie nie wykłada "co będzie w Niebie".
"NADUŻYWANIE NPR" - co to znaczy nadużywanie NPR ?
"to mit, że Papież zezwalał na seksualny hedonizm "
nie znam takiego mitu, co to znaczy seksualny hedonizm, tym bardziej w małżeństwie ? Małżeństwo z hedoizmem ma mało wspólnego :)
na koniec drobna uwaga: to, że cześć duchownych uważa to czy tamto to niestety norma w posoborowym KK i to w wielu kwestiach, nie mniej są to zazwyczaj ich PRYWATNE opinie, często sprzeczne ze sobą, więc na podstawie tych czy innych opinii nie formułowałbym tezy, że to oficjalna nauka KK.KK w zadnym dokumencie nie określa ile katolik ma mieć dzieci, jak często współżyć w okresie niepłodnym albo czy w ogolę współżycie to obowiązek, jeżeli się mylę to poproszę o dokumenty źródłowe ?
Tyle ze z biologi wynika także że są dni niepłodne więc są dwa cele aktu małżeńskiego
UsuńA ja powiem jeszcze na koniec tej dyskusji, że miłość to nie tylko współżycie. Dobrze, Pan/Pani uważa, że jest to niezwykle istotna kwestia życia małżeńskiego, wymagająca szczegółowych, wyczerpujących instrukcji w randze dogmatycznej może... OK, dobrze. skoro Pan/i uważa, że w małżeństwie jedna osoba nie może wykorzystywać drugiej bo to niemożliwe... OK. Pan/i uważa, że żona czy mąż to też taki obiekt do zaspokojenia własnej żądzy seksualnej jak nie powiem na tym blogu co i kupione gdzie to też "dobrze". Pan/i uważa, że Bóg dał człowiekowi płciowość i erotykę też do innych celów niż okazywanie sobie miłości na sposób cielesny, która to miłość jest połączona istotowo z prokreacją... można też w ogóle odciąć współżycie od prokreacji... też "dobrze". No... no to skoro homoseksualiści chcą miłości, a miłość erotyczna to nie tylko prokreacja no to może "dobrze" jakby wprowadzić śluby kościelne dla nich... może antykoncepcję sztuczną, też "fajnie"
OdpowiedzUsuńProszę cytat z "Humanae Vitae" : "Biorąc najpierw pod uwagę procesy biologiczne, odpowiedzialne rodzicielstwo oznacza znajomość i poszanowanie właściwych im funkcji, rozum człowieka bowiem odkrywa w zdolności dawania życia prawa biologiczne, które są częścią osoby ludzkiej.
OdpowiedzUsuńNastępnie, gdy chodzi o wrodzone popędy i namiętności, to odpowiedzialne rodzicielstwo oznacza konieczność opanowania ich przez rozum i wolę.
Jeżeli zaś z kolei uwzględnimy warunki fizyczne, ekonomiczne, psychologiczne i społeczne, należy uznać, że ci małżonkowie realizują odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się roztropnym namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, albo też, dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka.
Co więcej, odpowiedzialne rodzicielstwo, o którym teraz mówimy, w szczególniejszy sposób wiąże się z inną, i to bardzo głęboką ideą należącą do obiektywnego porządku moralnego, ustanowionego przez Boga, którego to porządku prawdziwym tłumaczem jest prawe sumienie".
Proszę cytat z "Miłość i odpowiedzialność" K. Wojtyły: "(...) ale wzajemna miłość oblubieńcza wręcz domaga się pełnego zjednoczenia osób. Zjednoczenie osób w akcie małżeńskim dokonuje się wówczas gdy towarzyszy mu świadomość rodzicielstwa. Ta świadomość decyduje o realizacji porządku osobowego w akcie małżeńskim."
Proszę tutaj kolejny cytat z "Humanae Vitae": "11. Stosunki, przez które małżonkowie jednoczą się w sposób intymny i czysty, i przez które przekazuje się życie ludzkie, są - jak to przypomniał niedawno Sobór - "uczciwe i godne". Nie przestają być moralnie poprawne, nawet gdyby przewidywano, że z przyczyn zupełnie niezależnych od woli małżonków będą niepłodne, ponieważ nie tracą swojego przeznaczenia do wyrażania i umacniania zespolenia małżonków. Wiadomo zresztą z doświadczenia, że nie każde zbliżenie małżeńskie prowadzi do zapoczątkowania nowego życia. Bóg bowiem tak mądrze ustalił naturalne prawa płodności i jej okresy, że już same przez się wprowadzają one przerwy pomiędzy kolejnymi poczęciami. Jednakże Kościół, wzywając ludzi do przestrzegania nakazów prawa naturalnego, które objaśnia swoją niezmienną doktryną, naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego."
Już ostatni cytat z "Humanae Vitae": Nierozerwalność podwójnej funkcji znaku w zbliżeniu małżeńskim
OdpowiedzUsuń12. Nauka ta, wielokrotnie przez Nauczycielski Urząd Kościoła podana wiernym, ma swoją podstawę w ustanowionym przez Boga nierozerwalnym związku - którego człowiekowi nie wolno samowolnie zrywać, między dwojakim znaczeniem tkwiącym w stosunku małżeńskim: między oznaczaniem jedności i oznaczaniem rodzicielstwa.
Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety. Jeżeli zatem zostaną zachowane te dwa istotne elementy stosunku małżeńskiego, a więc oznaczanie jedności i rodzicielstwa, to wtedy zatrzymuje on w pełni swoje znaczenie wzajemnej i prawdziwej miłości oraz swoje odniesienie do bardzo wzniosłego zadania, do którego człowiek zostaje powołany - a mianowicie do rodzicielstwa.
Sądzimy, że ludzie naszej epoki są szczególnie przygotowani do zrozumienia, jak bardzo ta nauka jest zgodna z ludzkim rozumem".
HV jest niestety wielce niezrozumiała bo raz papież pisze że są 2 cele współżycia prokreacja i jedność a potem zezwala na współżycie w dni niepłodne czyli już jednak współżycie z pominięciem celu prokreacji...
OdpowiedzUsuńGdyby dało się oderwać jedność od prokreacji to by stwierdzono bezgrzeszność antykoncepcji mechanicznej. Odrywanie jedności od prokreacji jest zjawiskiem ewidentnie protestanckim, a także prawosławnym, bo Prawosławie zezwala na antykoncepcję, oczywiście za zalecaną zgodą spowiednika, ale pozwala, podobnie na rozwody. Tylko Kościół Katolicki posiada jasną i klarowną naukę w tym zakresie, w pełni zgodną z naturą i wszelakim zdrowym rozsądkiem. Jeszcze dla jasności: nigdy nie napisałem tutaj jednoznacznie, że współżycie służy tylko i wyłącznie prokreacji - według mnie czy w ogóle Kościoła - pisałem tylko, że zostało stworzone z potrzeby prokreacji i w swej istocie - samo w sobie - jest dla niej i to prokreacja jest głównym, nadrzędnym celem, wynikającym z istoty samego aktu. Zarówno biologicznie jak i "duchowo".
UsuńPrzeczytałem powyżej: ,,Gdy mężczyzna dokonał aktu zanim niewiasta doznała orgazmu, wówczas może ona także sama dotykiem bądź w inny sposób doprowadzić siebie do pełnego przeżycia zmysłowego.''
OdpowiedzUsuńTo jest kłamstwo. Kobieta nie może dotykiem doprowadzić siebie do orgazmu. To jest masturbacja, która zawsze jest grzechem ciężkim. Tylko mąż może dogadzać swojej żonie.
Po pierwsze, referuję tutaj nie swoje prywatne poglądy, lecz treść katolickiego podręcznika teologii moralnej z czasu Piusa XI.
UsuńPo drugie, masturbacja jest masturbacją, niezależnie od tego, kto jej dokonuje.
Po trzecie, masturbacją jest szukanie i powodowanie podniecenia sexualnego dla niego samego, czyli bez związku z właściwym aktem prokreacji. Tutaj chodzi o przypadek właściwego aktu prokreacji, gdzie nie doszło do pełnego jego przeżycia ze strony żony, a która ma także prawo do pełnego jego przeżycia, gdyż jest to w bezpośrednim związku z właściwym aktem prokreacji i w jego ramach. Dlatego pod względem moralnym nie jest to masturbacja.
Usuń- treść katolickiego podręcznika teologii moralnej z czasu Piusa XI.
W takim razie ten podręcznik zawiera herezję. Jeżeli coś napisano przed SV2 to nie oznacza to, że nie może tam być błędów.
- masturbacja jest masturbacją, niezależnie od tego, kto jej dokonuje.
- Dlatego pod względem moralnym nie jest to masturbacja.
Pisząc o masturbacji miałem na myśli samo zaspokajanie siebie, a to jest niedopuszczalne. Jest to samogwałt i nigdy tego czynić nie można. Od zaspokojenia żony jest mąż, i tylko on może zaspokoić swoją żonę np. manualnie. Jak można tego nie rozróżniać ? To ona niby może się zaspokoić własnym dotykiem, a mąż nie może jej tego zrobić ? To nonsens; jest dokładnie odwrotnie.
- treść katolickiego podręcznika teologii moralnej z czasu Piusa XI.
UsuńW takim razie ten podręcznik zawiera herezję. Jeżeli coś napisano przed SV2 to nie oznacza to, że nie może tam być błędów.
https://adonai.pl/czystosc/?id=93
,,Onanizm (samogwałt, masturbacja, ipsacja) polega na wywoływaniu odruchu seksualnego (orgazmu) przez drażnienie własnych narządów płciowych ręką lub jakimś przyrządem''.
Słowo ,,własnych'' jest tutaj kluczowe i to mam na myśli krytykując powyższy heretycki pogląd.
Nie jest kluczowe. Istotne jest, czy połączone są organy płciowe czy inne. Istnieje także wzajemna masturbacja i wtedy jest bliska sodomii.
UsuńSzczęść Boże! Szanuję Księdza dobra wole i wysiłek w tym trudnym temacie. Moim zdaniem jednak, cytat który Ksiądz przywołuje jest niewystarczająco jasny aby kategorycznie powiedzieć, że pieszczoty oralne są złe. Zacytuję, raz jeszcze: „
OdpowiedzUsuńGrzech sodomski polega na połączeniu narządu płciowego z częścią ciała niewłaściwą dla spółkowania płodnego, niezależnie od płci osób. Połączeniem niewłaściwym nie jest dotyk czy to ręką, czy ustami czy ramieniem, o ile służy to właściwemu aktowi płciowemu czyli spółkowaniu. Dotyk jest oczywiście czymś innym niż połączenie (concubitus), a połączenie nie musi być penetracją” wynika za tego ze dotyk ręka lub ustami jest dozwolony o ile służy np pobudzeniu kobiety lub mężczyzny do właściwego aktu, no bo po co dotykać tych narządów ustami tak by „służyło to właściwemu aktowi”? Przecież ustami się nic innego zrobić nie da. Nie da się ustami fizycznie dopomóc we wprowadzeniu członka do pochwy i rozpoczęciu aktu właściwego. To poważne pytanie zatem proszę Księdza o wyjaśnienie Księdza interpretacji, lub tez powołanie się na inny cytat, bardziej jasny.
Nie istnieje coś takiego jak pieszczoty ustami. To raz.
UsuńPo drugie, dotyk jest wtedy w porządku, gdy służy właściwemu połączeniu właściwych narządów. Usta z całą pewnością nie są do tego potrzebne.