Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oko D.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oko D.. Pokaż wszystkie posty

Gutowski kłamie i Kratiuk wraz z nim


Nie zamierzam teraz zajmować stanowiska ani wobec pedofilii w Kościele, ani Jana Pawła II, ani ogólnie działalności ludzi tego typu jak Marcin Gutowski i jemu podobnych z wiadomych kręgów, jak chociażby ex-jezuita apostata i cudzołożnik Stanisław Obirek. Odniosę się jedynie do sprawy, o której już parę razy wspominałem, a którą znam osobiście. Otóż te kręgi widocznie uznały, że - idąc za haniebnym przykładem x. Dariusza Oko i jego lemingów - można zupełnie bez sprzeciwu, licząc na ignorancję, naiwność i gnuśność publiczności, jechać na sprawie kardynała Hans'a Hermann'a Groër‘a z lat 90-ych. Swoją brukowcową i zarazem obłudną publikacją, idącą zresztą śladem szmatławca Szechterowego, x. Oko zwabił i zaślepił nawet niby konserwatywnych katolików, czego przykładem jest środowisko PCh24, Paweł Lisicki, Dawid Mysior itp., którzy na tej fali próbują zaspokoić oczekiwania swojej publiczności, nawet kosztem zwykłej przyzwoitości ludzkiej i dziennikarskiej. 

Nie muszę referować materiału i licznych wypowiedzi Gutowskiego, gdyż są one powszechnie znane. Chodzi konkretnie o wątek x. Bolesława Sadusia z Archidiecezji Krakowskiej, który od 1972 r. posługiwał w Archidiecezji Wiedeńskiej jako proboszcz wiejskiej parafii Gaubitsch w Dolnej Austrii. Jego sprawy nie znam, nigdy o niej nie słyszałem od nikogo w Austrii. Znam natomiast jego następcę w parafii, x. Tadeusza Cichonia, który jest zresztą siostrzeńcem x. Sadusia. Gdy byłem rok po święceniach, władze archidiecezjalne zamierzały mnie przeznaczyć do pomocy w duszpasterstwie w jego parafii. Gdy przyjechałem tam, żeby się zapoznać, x. Tadeusz przyjął mnie bardzo uprzejmie. Pokazał mi pokój, w którym miałem zamieszkać, a był to ten sam pokój z tym samym łóżkiem, gdzie swego czasu nocował kard. Wojtyła (widoczne też w "reportażu" Gutowskiego, gdzie występuje obecny proboszcz parafii). Na propozycję jednak nie przystałem głównie z tej przyczyny, że miejscowość jest położona w znacznej odległości od Wiednia (nie miałem wówczas samochodu), a chciałem intensywnie pracować nad pracą doktorską, co wymagało uczęszczania na seminaria oraz badania w bibliotece. X. Cichoń, pochodzący z Archidiecezji Krakowskiej, jako młody kapłan został w 1990 r. następcą swojego wuja w Gaubitsch. Parafia przez cały ten czas uchodziła za bardzo aktywną duszpastersko. Proboszcz był w kręgach klerykalnych chwalony m. in. za to, że już wówczas, w latach 90-ych, miał bodajże kilkunastu świeckich tzw. nadzwyczajnych szafarzy, co zresztą niedobrze wróżyło na ewentualną moją współpracę z nim, i to było także powodem mojej odmowy, choć po ludzku x. Tadeusz wydaje się być człowiekiem rozsądnym i duszpastersko gorliwym kapłanem. Skądinąd stał się sławny także poza granicami Archidiecezji Wiedeńskiej i Austrii w związku z konfliktem z kardynałem Ch. von Schönborn‘em co do kasaty parafii Neulerchenfeld blisko centrum Wiednia, gdzie był proboszczem po przeniesieniu z Gaubitsch. Tę wymierającą parafię wielkomiejską x. Cichoń w krótkim czasie postawił na nogi. W ciągu kilku lat proboszczowania sprawił, że frekwencja niedzielna wynosiła około 30%, co było niebywałe nie tylko we Wiedniu (gdzie frekwencja oscyluje koło najwyżej 2-3%) lecz na tle całej Europy Zachodniej. Zrobił to w prosty sposób, mianowicie oferując okazję do spowiedzi przed każdą Mszą św. oraz jedną Mszę św. niedzielną w języku polskim. Oczywiście przyciągnęło to uwagę oraz obudziło zazdrość i zawiść. W rezultacie kard. Schönborn zdecydował o kasacie akurat tej parafii oraz o podarowaniu kościoła - odnowionego i na nowo wyposażonego w ostatnich latach głównie dzięki ofiarności Polaków - prawosławnym Serbom (więcej tutaj), zaś x. Cichonia przeniósł w 2013 r. z powrotem na parafię wiejską w Dolnej Austrii. Ów był tam proboszczem do 2022 r., gdy to władze Archidiecezji Wiedeńskiej oznajmiły mu, że nie ma dla niego miejsca posługi, w wyniku czego po 32 latach posługi w Austrii jako kapłan Archidiecezji Krakowskiej powrócił do Polski (więcej tutaj). 

Znam także obydwóch duchownych austriackich, którzy występują w "reportażu" TVN. X. Paul Zulehner był jednym z moich profesorów na Uniwersytecie Wiedeńskim i jednym z egzaminatorów na examinie magisterskim, podczas którego nie tyle examinował, co badał moje poglądy w temacie "Familiaris consortio" i dopuszczenia cudzołożników do sakramentów, tudzież nie omieszkał poczynić złośliwych uwag odnośnie do Kościoła w Polsce. Jego wykłady i książki są naszpikowane cytatami i treściami neomarxistów, w połączeniu z ankietami socjologicznymi i pomysłami paraprotestackimi jak demokratyzacja Kościoła, synodalność, dowartościowanie świeckich, zmiana katolickiej etyki sexualnej, dopuszczenie cudzołożników do Komunii św., skasowanie celibatu i święcenie kobiet, czyli całą agendą skrajnie modernistyczną. Podlane to było zwłaszcza na wykładach wręcz demoniczną nienawiścią do Jana Pawła II i "mafii polskiej" na Watykanie - tak to dosłownie nazywał - z powodu rzekomego odwracania i hamowania "reform soborowych". 

Występującego w reportażu obecnego proboszcza parafii Gaubitsch, x. Christian'a Wiesinger'a znam z czasu formacji w seminarium. Już wtedy był jednym z najgorliwszych fanów neomarxistowskiej ideologii x. Zulehner'a, choć po ludzku był mniej zacietrzewiony. Mówiąc w skrócie: te kręgi pałały już wówczas taką nienawiścią zarówno do ówczesnego arcybiskupa Wiednia, kardynała Groër‘a, jak też do Jana Pawła II, że jest wykluczone, by natychmiast nie wykorzystały jakichkolwiek rozsądnych powodów do postawienia im zarzutów natury moralnej czy prawnej, gdyby takowe istniały. Nie tylko żywili dogłębną niechęć do przekonań katolickich owych hierarchów, lecz byli po prostu wściekli z tego powodu, że następcą ich idola, kardynała König‘a - znanego zresztą ze sprzeciwu wobec encykliki "Humanae vitae", z prześladowania swoich kapłanów za działalność antyaborcyjną, tudzież z przyjacielskich stosunków z lewakami i masonami - nie został tegoż pupil, biskup pomocniczy Helmut Krätzl, lecz rzekomo nikomu nieznany benedyktyn o. Hans Hermann Groër. 

Tutaj jest miejsce na odrzucenie kłamstw powielanych zgodnie przez x. Oko, M. Gutowskiego oraz im posłuszne papugi typu Krystian Kratiuk z rzekomo konserwatywnego środowiska PCh24.  

Otóż o. Hans Hermann Groër OSB z całą pewnością nie był kimś zupełnie nieznanym, "wyciągniętym z kapelusza", jak głosi narracja wielbicieli kard. König‘a. Zresztą Kratiuk tak świetnie zna sprawę oraz rzemiosło dziennikarskie, że gorliwie i bez cienia choćby dystansu relacjonując kłamstwa Gutowskiego nie jest w stanie nawet podać poprawnie nazwiska hierarchy: 


X. Groër najpierw jako kapłan diecezjalny i nauczyciel religii i muzyki w niższym seminarium a następnie w katolickiej szkole średniej w Hollabrunn był wychowawcą pokoleń przyszłych duchownych i nie tylko. Ponadto przez dziesięciolecia był krajowym duszpasterzem Legionu Mariji, międzynarodowej organizacji katolików świeckich, która dorocznie odbywa międzynarodowe spotkania. W Austrii i na świecie zasłynął szczególnie z tego, że w małej wiosce Maria Roggendorf od 1969 r. ożywił na nowo zamarły od czasu masońskiego józefinizmu kult maryjny, wprowadzając comiesięczne pielgrzymki fatimskie (więcej tutaj i tutaj), co mu oczywiście nie przysporzyło sympatii lewactwa i masonerii, także tej wewnątrzkościelnej (Fatima to z oczywistych powodów postrach komunistów oraz ich agentury). Przyciągały one tłumy wiernych nie tylko z okolic i Archidiecezji, lecz także z daleka, też z zagranicy, mimo że były przemilczane przez media nawet kościelne. Tajemnica powodzenia jest prosta: odwołanie się do tradycyjnej pobożności maryjnej, co już samo w sobie było dla modernistów "przedsoborową reakcyjnością", liturgia bez skrajnych dziwactw modernistycznych jak świeccy szafarze, a zwłaszcza wielogodzinna okazja do spowiedzi u wielu kapłanów, która we większości parafij praktycznie wymarła czy raczej została uśmiercona przez "duszpasterzy". Nie bez znaczenia jest również fakt, że x. Groër do prowadzenia tych pielgrzymek zawsze zapraszał biskupów, także nuncjuszy apostolskich, oraz biskupów z krajów ościennych, a nawet z daleka, jak z Niemiec i Szwajcarii. Paradoxalnie sam kard. König ani jego biskupi pomocniczy, o ile wiem, nigdy nie przewodniczyli tym pielgrzymkom, choć z całą pewnością także byli zapraszani. Pierwszym z zaproszonych był w 1969 r. nuncjusz apostolski abp Opilio Rossi. Tak więc już te skrótowe fakty świadczą o tym, że wypowiedzi Gutowskiego mogą wynikać albo z elementarnego braku rzetelności dziennikarskiej, albo z programowego zakłamania. 

Jest jeszcze jeden ciekawy szczegół, który spokojnie można potraktować jako potwierdzenie co do motywacji i źródła przedsięwzięcia Gutowskiego. Otóż Gutowski zarzuca m. in., że Jan Paweł II nie tylko przyjął na prywatnej audiencji emerytowanego kard. Groër'a, czyli już po wybuchu afery, lecz "zmusił" jego następcę kardynała Schönborn‘a do pocałowania go w rękę. Gutowski tego nie wyjaśnia, ale chodzi o uroczysty konsystorz w lutym 1998 r., podczas którego abp Schönborn został kreowany na kardynała. W każdym konsystorzu biorą udział z urzędu wszyscy kardynałowie, tak więc pojechał do Rzymu także kard. Groër, mimo że nie został zaproszony przez swojego następcę (jest zwyczaj, że po uroczystości nowo kreowani kardynałowie wydają przyjęcie dla zaproszonych gości). Z prywatnych źródeł wiem, że gdy ten ostatni natknął się w Rzymie na swojego poprzednika, zaskoczony zapytał go z wyrzutem, co on tutaj robi. Natomiast podczas samej uroczystości, gdy nowi kardynałowie wymieniają znak pokoju z każdym obecnym kardynałem z osobna, kardynał Schönborn nie tylko misiaczkiem uścisnął swojego poprzednika, lecz pocałował go w rękę, co jest zupełnie nie standartowe. To wydarzenie zostało utrwalone przez kamery (filmu niestety nie jestem obecnie w stanie znaleźć, ale musi gdzieś być, skoro nawet Gutowski o tym wspomina). Nie będę komentował tego faktu ze zrozumiałych względów. Istotne jest tutaj coś innego. Otóż wręcz groteskowym kłamstwem jest twierdzenie, jakoby Jan Paweł II, czy ktokolwiek inny, zmusił kardynała Schönborn‘a do tego gestu. Jasny jest zamysł: nawet za to zachowanie ma ponosić winę Jan Paweł II, bo przecież kardynał Schönborn, usilnie starający się o wierność linii kardynała König‘a i jego fanów, nie mógł sam ze siebie czegoś takiego uczynić. Nasuwa się pytanie, czy Gutowski - wraz z bandą Zulehner'a, od której zapewne wziął tą sensację - sam wierzy w to, co twierdzi, czy tylko okłamuje odbiorców. 

Co do samych zarzutów wobec kard. Groër‘a już się wypowiadałem (tutaj i tutaj). Przypominam po krótce: 

- Zarzut molestowania sexualnego wysunął wobec kard. Groër‘a jeden jedyny spośród tysięcy uczniów, których uczył w ciągu dziesięcioleci. Wszyscy inni znający go od wielu lat - m. in. jego poprzednik kard. Franz König i chociażby x. Helmut Schüller, znany potem z przewodzenia skrajnie modernistycznej organizacji "Pfarrerinitiative" - zgodnie poświadczyli, że nigdy wcześniej nie były znane tego typu zarzuty. 

- Ten zarzut pojawił się w marcu 1995 r. w reakcji na list pasterski kard. Groër‘a na Wielki Post, w którym piętnował m. in. homosexualizm. 

- Kilka miesięcy wcześniej (13.X.1994) Kardynał osiągnął wiek emerytalny i złożył rezygnację z pasterzowania Archidiecezji Wiedeńskiej. Pełnił obowiązki Arcybiskupa Wiednia do września 1995 r., czyli do przyjęcia rezygnacji przez papieża, a nie wskutek karnego usunięcia z urzędu. 

- Kilka lat później pojawiły się zarzuty kilku jego współbraci z klasztoru w Göttweig, których przywódca, o. Udo Fischer OSB od wielu lat był znany z publicznego zwalczania nauczania i dyscypliny Kościoła także w dziedzinie moralnej. Zarzuty dotyczyły rzekomego molestowania współbraci, a nigdy nie zostały konkretnie podane co do faktów, miejsca i rodzaju przewinienia, mimo przeprowadzonej wizytacji watykańskiej w klasztorze. 

- Kardynał spędził ostatnie lata życia w założonym przez siebie niegdyś klasztorze benedyktynów Maria Roggendorf, a następnie w również założonym przez siebie opactwie cystersek w pobliskim Marienfeld. Tam też, obok kościoła klasztornego został pochowany. Przy jego grobie wkrótce pojawiły się tablice wotywne z podziękowaniami za łaski otrzymane za jego wstawiennictwem. Grób jest dostępny publicznie i każdy może to sprawdzić. 


Post scriptum

A oto postronny przykład solidności Gutowskiego i tej całej ekipy:

https://www.rp.pl/kosciol/art38096401-jak-kardynal-karol-wojtyla-kontrolowal-pedofila?utm_medium=Social&utm_source=Facebook&fbclid=IwAR16c-HuN47WnTDsF7hgLB2ulrwvio-vHQ6WGXj0nKb_--D8Na_3Ex344A0#Echobox=1678370431

Na koniec jedna uwaga. Otóż jest dość czytelne, o co chodzi tej ekipie, która łączy tego typu ataki na Jana Pawła II z podziwem i wręcz uwielbieniem dla Franciszka. Chodzi o zniechęcenie do resztek "konserwatyzmu" obecnych u tego pierwszego, a zarazem poparcie dla działań tego drugiego, który wszak nawet się nie kryje z popieraniem takiego typa jak jezuita James Martin z jego "dialogiem" ze środowiskami LGBT. To są rasowi obłudnicy, grający niby współczucie dla ofiar pedofilii w Kościele, a równocześnie popierający uznanie homosexualizmu za zjawisko niby normalne i zasługujące na szacunek czy przynajmniej tolerancję. 

X. Oko a prawda

 


Już od dłuższego czasu bywam pytany o x. Dariusza Oko, który staje się coraz słynniejszy. Wpierw nie wiedziałem wiele o nim, właściwie nic oprócz tego, że zwalcza gender i homosexualizm, co jest oczywiście słuszne. O wiele mniej znane, a właściwie zapomniane jest zaangażowanie x. Oko w promowanie byłego xiędza niemieckiego, apostaty Eugen'a Drewermann'a, który po swojej książce-paszkwilu na stan duchowny w Kościele katolickim (Kleriker, 1989) został pozbawiony nauczania teologii katolickiej i suspendowany, a ostatecznie w 2005 r. wystąpił z Kościoła katolickiego. Akurat jego promował x. Oko w pseudokatolickim Tygodniku Powszechnym:

Z promowania tego człowieka i jego z gruntu antykatolickich poglądów x. Oko nigdy się nie wycofał, nie przeprosił i w żaden sposób nie naprawił. Natomiast znalazł sobie widocznie inną tematykę dla promowania swojej osoby i zdobycia sławy, do czego konieczna była jakby zmiana frontu. Tak więc z propagatora niemieckiego apostaty atakującego katolicką etykę sexualną z celibatem włącznie x. Oko stał się nagle niby pogromcą genderyzmu i mafii homosexualnej w Kościele. 

Poniekąd podziwiam, że jako filozofowi chce mu się od wielu lat zajmować tego typu bagnem jak gender, homosexualizm itp., o którym już nawet normalni nastolatkowie - a jest ich nadal zdecydowana większość - mają dość jasną opinię. Zaś w związku z obecnie głośną sprawą mamy o tyle wspólnych znajomych, że akurat dość dobrze i osobiście znam grono redaktorskie i edytorskie dwumiesięcznika "Theologisches", w którym także publikowałem (por. tutaj), w tym także x. prof. J. Stöhr‘a, który został wraz z nim skazany za to, że jako wydawca dopuścił artykuł x. Oko. 

Po raz pierwszy zwrócono mi uwagę na x. Oko w 2012 r., gdy opublikował swój pierwszy artykuł o "lawendowej mafii". Przyznam, że byłem wtedy dość rozczarowany jego poziomem, gdyż nie dowiedziałem się z niego niczego oprócz tego, co już dawno wiedziałem z wiadomości internetowych. Jeszcze większego rozczarowania doznałem ostatnio po zapoznaniu się z artykułem, który stał się podstawą ukarania x. Oko przez sąd w Kolonii w trybie nakazowym, a to głównie z dwóch powodów:

- po pierwsze, x. Oko znowu nie podaje w nim właściwie nic oprócz znanych od dawna doniesień internetowych i to nawet znacznie mniej, niż można wyczytać w internecie,

- po drugie, podaje także ewidentne nieprawdy, mam nadzieję, że z niechlujstwa w zapoznawaniu się z materiałem, którego używa, a nie z chęci fałszowania faktów. 

Najpierw muszę skorygować ewidentne kłamstwo, które x. Oko tym razem na pewno świadomie i z premedytacją głosi. Otóż rozpętał burzę wokół swojej osoby, wzywając wręcz do pospolitego ruszenia w swojej obronie z powodu skazania go za rzekomo naukowy artykuł: 


Już nawet mniejsza z tym, że ten artykuł - będący fragmentem szeroko reklamowanej, a równie słabej merytorycznie i zawierającej kłamstwa książki pt. Lawendowa mafia - ma charakter najwyżej publicystyczny i nie ma nic wspólnego z naukowością, gdyż poznanie naukowe jest poznaniem przyczynowym, podczas gdy x. Oko jedynie referuje wiadomości internetowe, a to przekręcając je i wkręcając ewidentne kłamstwa. Ważniejsze jest to, że okłamuje publiczność co do tego, za co został skazany. Bowiem w rzeczywistości wyrok nie odnosi się ani do całego artykułu, ani do jego opinii w kwestii homosexualizmu czy tzw. lawendowej mafii, lecz do użycia takich określeń jak "wrzód rakowy", "plaga homosexualna", "przerzuty rakowe". Można to łatwo sprawdzić, zapoznając się z oskarżeniem ze strony x. W. Rothe: 


Jak podaje oficjalna strona Niemieckiej Konferencji Biskupów, x. Oko został skazany na podstawie artykułu 130 niemieckiego kodexu karnego, który mówi o podżeganiu do nienawiści oraz atakowaniu godności ludzkiej odnośnie do grup narodowościowych, rasowych, religijnych, etnicznych czy innej części ludności przez obraźliwe, pogardliwe określenia bądź oszczerstwa:


Nie ulega więc wątpliwości, że wyrok po pierwsze nie odnosi się do poglądów x. Oko w kwestii homosexualizmu, oraz po drugie jest prawnie zasadny w świetle przepisów prawa i czynu zarzucanego. 

X. Oko natomiast próbuje te wyrażenia usprawiedliwić, wskazując na określenia użyte przez Pana Jezusa, a skierowane do faryzeuszy: 


Pomija jednak istotny fakt, że po pierwsze Pan Jezus kierował te słowa bezpośrednio do konkretnych osób, których one dotyczyły, a po drugie nie pisał artykułu rzekomo naukowego. Ponadto: czyżby według x. Oko Katechizm Kościoła Katolickiego, wzywający do poszanowania godności ludzkiej osób homosexualnych był w sprzeczności z nauczaniem i przykładem Pana Jezusa?


Jako człowiek jako tako inteligentny x. Oko mógł przewidzieć konsekwencje użycia pogardliwych i obraźliwych określeń, które ani nie są konieczne do wyrażenia swoich poglądów i oburzenia wobec przestępców, ani nie licują z poziomem choćby publicystycznym w ich wyrażaniu. Nota bene: gdyby użył takich wyrażeń w odniesieniu do pewnej szczególnie chronionej nacji czy pewnej pochodzącej od pewnego beduina religii, to by zapewne dostał o wiele wyższy wyrok sądowy plus kary kościelne. Dlaczego więc widocznie z premedytacją spowodował powstałą sytuację? O tym wypowiem się jeszcze na koniec. 

Przy okazji warto mieć na uwadze, że opinia x. Oko o Kościele w Niemczech jest także o tyle interesująca, że on sam przez wiele lat spędzał (może nawet nadal spędza) wakacje w posłudze na skrajnie modernistycznej parafii w Monachium (za dość solidne honorarium) i to nawet w tej samej dzielnicy (Neuperlach), gdzie posługuje x. Rothe. Czyżby x. Oko nie odważył się głosić tej samej opinii w Monachium? A jeśli się odważył - co jest bardzo mało prawdopodobne - to dlaczego nikt go nie oskarżył i nie ukarał? Czyż nie byłoby właściwe wpierw upomnieć tam na miejscu? Dlaczego tego widocznie nigdy nie uczynił?

Pomieszaniem prawdy i fałszu, co świadczy przynajmniej o niechlujstwie faktograficznym, jest opowiadanie o x. Rothe:


Fakty są następujące (opieram się głównie na komunikatach prasowych wizytatora apostolskiego bpa Klausa Küng‘a i innych materiałach zamieszczonych na blogu jego sekretarza, x. Alexandra Pytlik‘a, zresztą mojego współbrata seminaryjnego, oraz na materiałach prasowych dostępnych w internecie jak tutaj): 

X. Wolfang Rothe, pochodzący z Niemiec i będący wpierw członkiem zakonu franciszkanów, następnie zakonu Servi Jesu et Mariae, został przyjęty do austriackiej diecezji St. Pölten, zdobywszy zaufanie tamtejszego biskupa Kurt‘a Krenn‘a, zresztą zaprzyjaźnionego z polskim kardynałem Marianem Jaworskim jako kolegą po fachu filozofii oraz w poglądach teologiczno-kościelnych. Zresztą także x. Oko zawdzięcza swoją karierę naukową kardynałowi Jaworskiemu. Osobiście poznałem x. bpa Krenn'a w czasie, gdy był biskupem pomocniczym we Wiedniu. Poznałem go jako człowieka o wybitnej kulturze osobistej i teologicznej, wiernego Kościołowi i wielkiego serca. Pisałem już o nim w osobnym wpisie (por. tutaj). Wielką sympatią i zaufaniem darzył Polaków. Jego dobroć zawierała jednak także sporą dozę naiwności, co zostało wykorzystane m. in. przez takich ludzi jak x. Rothe, który jest osobą dość inteligentną i przebiegłą. Biskup Krenn, mianowany w 1987 r. biskupem pomocniczym we Wiedniu, należał - obok kardynała Hans'a Hermann'a Groër‘a -  do pierwszych nominacyj wojtyliańskich w Austrii, po erze liberalno-lewackiego kardynała Franz'a König‘a. Te nominacje oczywiście napotkały na sprzeciw a nawet bunt ludzi poprzedniej ery, którzy mieli swoich kandydatów i chcieli ich umieścić na kluczowych stanowiskach. Mieli w tym poparcie lewackich polityków i mediów. Nie trudno się domyśleć, że podjęto też działania dywersyjne. Znam kilka przypadków zarówno xięży jak też kandydatów do seminariów głównie z Niemiec, którzy z czasem okazali się czy to osobami typu x. Rothe czy ogólnie kretami, a dopiero po latach ujawnili swoje prawdziwe, antykatolickie poglądy, choć wpierw udawali nastawienie konserwatywno-katolickie. To jest istotne dla zrozumienia całej sprawy, co x. Oko zupełnie pomija, nie zadając sobie trudu rzetelniejszego zbadania sprawy. 

Otóż biskup Krenn wpierw przez ponad 10 lat utrzymywał kadrę seminarium, którą odziedziczył po swoim poprzedniku, a która go dość otwarcie zwalczała, bo nie był z klucza ery modernistycznego kardynała König‘a. W końcu zdecydował się na zmianę kadry, by zapewnić swoim seminarzystom bardziej katolicką formację. Tu niestety - w swojej dobroduszności - popełnił błąd, powierzając funkcję wicerektora x. Rothe, który wówczas oczywiście udawał całkiem katolicko-konserwatywne poglądy. Na wieść o zmianie w seminarium napłynęło sporo kandydatów, głównie z Niemiec i także z Polski (byli to przeważnie kandydaci wydaleni z seminariów polskich). Wśród nich był Ślązak wychowany w Niemczech, Remigius Rabiega (więcej o nim tutaj), który wraz z x. Rothe stał się główną postacią skandalu w seminarium. Otóż w 2003 r. w ramach serwisowego skanowania antywirusowego odkryto w systemie komputerowym tysiące zdjęć z homopornografią. To był początek skandalu. W wyniku czynności policyjnych ustalono, kto je ściągał z internetu. Winny został skazany. Rabiega, obecnie otwarcie wyznający homosexualista, opowiadał o "klikach homosexualnych" w seminarium z udziałem przełożonych, co zresztą potem odwołał, mówiąc, że nigdy nie był świadkiem czynności homosexualnych. Istotnym stało się także zdjęcie, na którym widać x. Rothe w sytuacji pocałunku z jednym z seminarzystów (akurat Polakiem). X. Rothe potem tłumaczył, że miało to miejsce podczas spotkania bożonarodzeniowego ze składaniem życzeń, oraz zaprzeczył, jakoby to był pocałunek erotyczny. W obecnym stanie rzeczy, gdy x. Rothe otwarcie wyznaje swoje prawdziwe poglądy, to tłumaczenie jest mało wiarygodne, zaś zdarzenie obciąża go jako ówczesnego przełożonego. Skoro dochodziło do takich przynajmniej podejrzanych sytuacyj, to w jakim celu zostały zaaranżowane i utrwalone fotograficznie? To jest oczywiście pytanie retoryczne. 

Tym samym wiedza o wydarzeniach seminarium w St. Pölten opiera się na opowiadaniach dwóch obecnie wyznających homosexualistów: x. Rothe i ex-seminarzysty. Tę wiedzę x. Oko nie tylko traktuje jako absolutnie wiarygodną, lecz ją rozbudowuje i przekręca. Czy tak postępuje już nie tylko naukowiec, lecz choćby poważny i odpowiedzialny za swoje słowa publicysta?

Ciekawe jest, że x. Oko nie rozwija wątku głośnych ostatnio skandali w Polsce. Dlaczego nie zajmie się wnikliwiej sprawami z polskiego podwórka? Czyż nie należałoby od tego zacząć, gdyż te sprawy bezpośrednio dotyczą Kościoła w Polsce, więc x. Oko powinien mieć bezpośredni dostęp do świadków i źródeł? Natomiast wielokrotnie i obszernie mówi o nazwiskach, które stały się głośne za pontyfikatu Franciszka:





Wszystkie cztery przypadki zostały nagłośnione dopiero za Franciszka, w pierwszym (McCarrick) i ostatnim (Ricca) kariera zaczęła się już za pontyfikatu Jana Pawła II. Łączy je natomiast wyraźne i jednoznaczne popieranie przez Franciszka, zakończone dopiero pod naciskiem medialnym, oprócz przypadku prałata Battista Ricca, który nadal sprawuje wszystkie urzędy, ciesząc się ochroną Franciszka i jego otoczenia (więcej tutaj). Tak więc - delikatnie mówiąc - groteskowe są podejmowane przez x. Oko próby wytłumaczenia sytuacji tym, że Franciszek jest okłamywany:



Czyż Franciszek i jego otoczenie nie czytają doniesień prasowych dotyczących jednego z najbliższych jego współpracowników? Czyż puste teczki mogą być usprawiedliwieniem dla zaniechania jakiegokolwiek dochodzenia - jak chociażby przesłuchania świadków - w sprawie tak poważnych oskarżeń? Jakże x. Oko może uzasadniać brak dochodzenia w sprawie x. Ricca tym, że papież jest okłamywany? 

(więcej tutaj)

Czyżby x. Oko miał ludzi za debilów, skoro serwuje coś takiego, zwłaszcza wobec stałego i ewidentnego popierania przez Franciszka aktywisty homosexualnego, jezuity James'a Martina? Gdzie jest naukowa dociekliwość x. Oko, czy choćby nawet intelektualna uczciwość publicysty?

(więcej tutaj)

Dowodem na prawdziwe nastawienie Franciszka jest także przyjęcie na prywatnej audiencji słynnej holenderskiej aktywistki proaborcyjnej i pro-LGBT, oraz przyznanie jej prestiżowego orderu św. Grzegorza Wielkiego (więcej tutaj):


Innym jaskrawym przykładem przynajmniej niechlujstwa x. Oko - o ile nie świadomego kłamania - jest rzucanie za jednym zamachem nazwisk następujących kardynałów: McCarrick, Groër i O'Brien. 



Pomieszanie spraw zupełnie różnych pod względem chronologicznym jak też merytorycznym świadczy albo o elementarnej ignorancji w temacie, albo o wręcz karygodnym niechlujstwie choćby nawet publicystycznym, albo o zamierzonym fałszowaniu faktów na doraźny użytek (albo też o wszystkim na raz). Otóż podczas gdy McCarrick został przez Benedykta XVI uznany za winnego, natomiast przez Franciszka wpierw przywrócony i ostentacyjnie obdarzany zaufaniem, a w końcu jednak pozbawiony godności kardynalskiej i przeniesiony do stanu świeckiego, to O'Brien (zmarły w 2018 r.) sam zrezygnował z godności kardynalskiej, a kardynał Hans Hermann Groër z Wiednia (zmarły w 2003 r.) nie został w żaden sposób ukarany, choć było prowadzone dochodzenie ze strony konferencji biskupów, zresztą bezprawne, gdyż jedynie Stolica Apostolska jest kompetentna w sprawach kardynałów. Jest też charakterystyczne, że oskarżenie wobec niego o molestowanie sexualne jednego z uczniów w katolickim gimnazjum, w którym nauczał przez dziesięciolecia, pojawiło się dopiero po osiągnięciu przez niego wieku emerytalnego i nie zostało potwierdzone w żaden sposób nawet przez nikogo spośród jego wewnątrzkościelnych wrogów, w tym przez jego poprzednika na stolicy arcybiskupiej (pisałem już o tym tutaj). Tak więc mówienie o nim jako o "zbrodniarzu" jest kolejnym przykładem haniebnego poziomu intelektualnego i moralnego wystąpień x. Oko. 

Jakie wnioski się nasuwają? Skąd się bierze takie a nie inne zaangażowanie x. Oko w sprawie dość oczywistej, ważnej i wymagającej rzeczywiście trzeźwego i wnikliwego podejścia? W co gra x. Oko? Przyjrzyjmy się uważnie jego słowom. 


No nieźle. Porównuje siebie do św. Piotra Damiani, "przyjaciela kilku papieży", którego dzieła nie potrafi nawet poprawnie podać (to nie "mury Gomory", lecz Liber Gomorrhianus, czyli "księga gomoriańska"), a swój niechlujny zlepek wiadomości internetowych uważa za wiekopomne dzieło... Cóż. Dobrego samopoczucia x. Oko nie brakuje. Tak dobrego, że podaje publiczności jedynie słuszną ocenę swego arcydzieła.

Co więcej, porównuje siebie do Pana Jezusa i Sokratesa, co jest więcej niż groteskowe:


Czyż to nie jest narcystyczna megalomania typowa dla osobowości niedojrzałych (do których należą także osobowości homosexualne)? 

X. Oko nie omieszkuje podać także swoją receptę na dany problem:


Rzeczywiście, to jest bardzo logiczne rozwiązanie: skoro od 2005 r. - a właściwie w całej Tradycji Kościoła - jest zakaz przyjmowania do seminariów i udzielania święceń homosexualistom, to należy wydać "logiczny" zakaz udzielania im święceń biskupich. Przecież to jest wręcz genialnie logiczne. Trzeba być x. profesorem Oko z podwójnym doktoratem, żeby wpaść na taki pomysł...

Drugi genialny środek zaradczy to mówienie nuncjuszom, że nie chcemy mieć biskupów homosexualistów. Bo nuncjusze tego oczywiście nie wiedzą i nigdy by się tego nie domyślili. To jest oczywiście również genialne... 

Za te dwa cudowne środki x. Oko powinien zostać natychmiast mianowany przynajmniej kardynałem, czego przezornie zazdrości swojemu adwersarzowi x. Rothe...


Podsumowując:

Jak najbardziej należy docenić gorliwość x. Oko w słusznej sprawie zwalczania sitwy homosexualnej w Kościele. Jak już zaznaczyłem na wstępie, podziwiam wytrwałość w kilkunastoletnim zajmowaniu się tym bagnem, choć bez konkretnych wniosków i rezultatów. Pozostaje jednak pytanie: jak faktyczne zaangażowanie x. Oko ma się do celu, jaki sobie oficjalnie stawia i prezentuje? Moim skromnym zdaniem, jego działalność raczej kompromituje sprawę niż jej służy. Skoro bowiem profesor filozofii po kilkunastu latach zajmowania się tym tematem nie jest w stanie przedstawić ani choćby spójnej, pogłębionej analizy problemu, a prezentuje jedynie coś, co nie wykracza poza wieści internetowe i to w znacznej części przez niego przekręcone i zafałszowane, to albo sprawa go przerasta, albo on tylko udaje, że się do niej przykłada, a w rzeczywistości chodzi mu o coś innego. Nie dziwi więc, że groteskowe są również jego recepty, nie wychodzące poza poziom budki z piwem. W sumie przeciwnikom x. Oko należałoby właściwie pogratulować, że akurat z takim pogromcą mają do czynienia. Dlatego właśnie x. Rothe i jemu podobni mogą sobie spokojnie chichotać popijając whisky na widok gromów rzucanych przez x. Profesora z Krakówka...

Co jeszcze ważniejsze: Czy x. Oko zdemaskował choćby jeden jedyny przypadek nadużyć sexualnych w Kościele? Czyż uratował kogokolwiek przed sexualnym skrzywdzeniem przez jakiegoś przedstawiciela hierarchii? Czyż doprowadził do ukarania kogokolwiek za popełnione przestępstwa homosexualne? Wszak chwali się, że zgłaszają się do niego ludzie, jak też policja i służby. Czegóż więc dokonał choćby dla jednej tylko osoby konkretnie? Nic o tym nie wiadomo, on sam też niczego takiego nie podaje, równocześnie stawiając się w roli wybawiciela Kościoła od plagi homosexualizmu. 

Dla jasności: nawet jeśli książka jedynie budzi świadomość i uwrażliwia na realny problem homosexualistów w szeregach duchowieństwa, to ma wartość i jest potrzebna. Jednak problem jest w tym, jak x. Oko to robi, mianowicie wybitnie niechlujnie, fałszywie i dość wyraźnie raczej dla własnej chwały i popularności niż dla rzeczywistego uzdrowienia sytuacji w Kościele. 

Polecam natomiast działalność świeckiego katolika w tej dziedzinie, Sebastiana Karczewskiego, który solidnie bada i prezentuje fakty (więcej np. tutaj). Tym bardziej skandaliczne jest postępowanie x. Oko oraz promowanie go przez kręgi niby konserwatywno-katolickie. 

Na koniec, żeby nie było, że tylko krytykuję i wybrzydzam, oto moje rady na dany problem:

1. Należy zacząć od przyczyn problemu. Zakładając, że przyczyną nie są geny, lecz że chodzi o zaburzenie nerwicowo-osobowościowe, należy takich osobowości po pierwsze nie wpuszczać do seminariów duchownych i zakonów. Tutaj jest oczywiście problem diagnozy. O ile dość łatwo jest ukryć skłonność homosexualną oraz jej praktykowanie, to trudno jest zafałszować osobowość, zwłaszcza w tradycyjnej formacji seminaryjnej, która jest wprawdzie zamknięta na zewnątrz (i tym samym quasi tajemnicza), jednak takie "laboratoryjne" warunki sprzyjają poznaniu osobowości. Otóż środowisko czysto męskie łatwiej i trafniej wyłapuje osobowości homosexualne niż instytucje koedukacyjne, oczywiście tylko wtedy, gdy jest wola odgórna, czyli ze strony przełożonych. Główne cechy osobowości homosexualnej to narcyzm oraz skoncentrowanie na zmysłowości i subiektywności. Są to cechy charakterystyczne dla modernizmu, w tym także dla liturgii Novus Ordo. Nie jest przypadkiem, że explozja homosexualizmu wśród duchowieństwa nastąpiła właśnie wraz z reformami modernistycznymi. Oczywiście sam powrót do liturgii tradycyjnej nie wystarczy, aczkolwiek jej obiektywizm jako szkoły pokory kapłańskiej jest szczególnym środkiem zarówno przesiewu powołań jak też stałej formacji kapłańskiej. Należy pamiętać, że wszystkie nadużycia sexualne są w gruncie rzeczy nadużyciami władzy, autorytetu i zaufania, co bezpośrednio się wiąże z samymi reformami po Vaticanum II, aczkolwiek może mieć i de facto ma miejsce także w środowiskach powierzchownie tradycyjnych, gdy są skażone wspomnianymi powyżej cechami modernizmu. 

2. Należy dołożyć starań w nauczaniu zdrowej, rdzennej katolickiej teologii moralnej. To ona musi być podstawą kształcenia umysłów przyszłych i już obecnych duchownych. Jak mawiał jeden z moich wychowawców w seminarium: leczenie należy zacząć od głowy, czyli od jasnego i prawidłowego myślenia. A z tym jest problem coraz większy także w Polsce, czego dowodem jest nieskrępowania działalność i popularność takiego gorszyciela w habicie jak kapucyn Ksawery Knotz (więcej tutaj), a niestety także bełkotliwe i częściowo nawet zakłamane występy i publikacje x. Oko. O. Knotz rozmiękcza pozornie jedynie kwestie antykoncepcji i sexu oralnego. Należy jednak mieć na uwadze, że moralność stanowi całość, a zniszczenie w jednym miejscu powoduje zapaść całości. Natomiast wypowiedzi x. Oko - przez niechlujstwo oraz pomieszanie prawdy z fałszem - ośmieszają katolickie stanowisko w sprawie. Nad nauczaniem teologii sprawuje pieczę biskup miejsca i ostatecznie rzymska Kongregacja Wychowania Katolickiego. Jeśli te dwie instancje zaniedbują wypełnianie swoich obowiązków, to pozostaje już tylko walka o prawdę u podstaw i ewentualnie w łączeniu sił na poziomie zwykłych kapłanów i świeckich, chociażby przez regularną katechezę dla dorosłych. 

3. Należy wzmocnić życie duchowe oraz dyscyplinę wśród duchowieństwa. Tylko odpowiednie dla stanu autentyczne życie duchowe w znaczeniu katolickim, co oznacza także odpowiednią dyscyplinę wewnętrzną i zewnętrzną, stanowi skuteczną zaporę przed fałszywą mentalnością "wspólnotową", a właściwie sekciarską, która ukrywa grzechy nawet najgorsze własnej grupy społecznej oraz chroni przed słusznymi karami. Starokawalerskie zabawy, zwykle powiązane z pijaństwem itp., zaczynają się już w seminariach i są w stanie zdemoralizować i upodlić nawet szlachetne, a jeszcze nie ugruntowane i niedojrzałe charaktery. Kliki powstałe w seminariach mogą trwać długo, nawet przez całe życie kapłańskie, i być nośnikami patologij zasianych przez starsze pokolenie. 

4. Potrzebna jest także czujność wiernych świeckich w imię właściwej troski o kapłanów. Nie chodzi o podejrzliwość czy szpiclowanie, co o wiele łatwiej przychodzi niż autentyczna troska w duchu wiary i miłości bliźniego. Chodzi o życzliwość ludzką wraz z szacunkiem dla godności kapłańskiej. Kapłan także jest człowiekiem i odzywają się w nim potrzeby zwykłe ludzkie, jak potrzeba bliskości emocjonalnej i zmysłowej, która może być furtką dla uwodzicieli i deprawacji. Rozwijanie i umacnianie duchowego ojcostwa kapłana jest najważniejszą bronią i pomocą w rozwoju osobowości dojrzałej i odpowiedzialnej za zbawienie dusz. Do seminariów idą zasadniczo młodzieńcy z gruntu szlachetni i tę szlachetność powinni mieć w sobie tym bardziej - a nie mniej - po święceniach. Życie po święceniach jest podobne do życia w małżeństwie. Jak małżonkowie kształtują siebie nawzajem, tzn. albo pomagają sobie w dojrzewaniu miłości, albo niszczą siebie nawzajem, tak jest też w życiu kapłana: plebania i parafia powinne pomóc w dojrzewaniu ojcostwa duchowego, lecz niestety mogą mieć także wpływ destrukcyjny i demoralizujący. Tutaj każdy może i powinien być czujny. A upominać należy najpierw w cztery oczy, dopiero na końcu wobec władzy kościelnej. Nie chodzi tutaj o ewidentne przestępstwa homo- czy heterosexualne. Chodzi o ogólną postawę danej osoby. Zachowanie w sferze sexualnej jest zawsze jedynie szczególnym przypadkiem ogólnego zachowania i ostatecznie postawy wewnętrznej. Dlatego wiernym powinno przede wszystkim zależeć na tym, by ich duszpasterz był człowiekiem modlitwy, człowiekiem duchowym, a nie kumplem, towarzyszem czy przyjacielem. To oczywiście wymaga gotowości odciążenia go w tym, co jest dziedziną bardziej świecką. 

Tutaj nieco rozwinięte:


Na koniec: przy wszystkich staraniach o dobrych i świętych kapłanów należy pamiętać, że grzech od Adama i Ewy był i aż do skończenia świata zawsze będzie obecny także w Kościele. Nie chodzi o pobłażliwość dla grzechu, lecz o wyzwalanie z niego poszczególnego człowieka (homosexualizm można i trzeba leczyć), nawet jeśli nie można go całkiem wykorzenić z rzeczywistości ziemskiej. Tylko realizm daje światło i siły do autentycznego zaangażowania. Noli aumulari in malignantibus, neque zelaveris facientibus iniquitatem - tak upomina Duch Święty słowami psalmisty (Ps 37, 1) w brewiarzu oraz w Introitus formularza o świętych wyznawcach: 


X. Oko kłamie i jego promotorzy wraz z nim (z post scriptum)

 



Niestety jeszcze raz muszę poruszyć sprawę x. Oko, o której był już obszerny wpis (tutaj). A to z tego powodu, że zarówno on sam jak też jego promotorzy - zwłaszcza środowisko PCh24 oraz Paweł Lisicki, a ostatnio także Dawid Mysior - nadal sieją kłamstwa, a moje sprostowania usuwają bez słowa. Jest to tym bardziej skandaliczne, że te osoby prezentują się jako katolicy konserwatywni, co szczególnie zobowiązuje do rzetelności i uczciwości w podejściu do faktów i prawdy. Motywacji można się dość łatwo domyśleć: nikt normalny nie lubi ani mafii, ani nadużyć, ani duchownych homosexualnych, więc bardzo łatwo zdobyć sobie popularność jadąc na takich tematach, tudzież oczywiście zrobić pokaźny biznes, bo połączenie dziedziny poniżej pasa z dziedziną kościelną zawsze wzbudza ciekawość i otwiera portfele. 

Następujące kłamstwa x. Oko omówiłem już chyba wystarczająco w poprzednim wpisie:

- że powodem sprawy jest rzekomo artykuł naukowy x. Oko,

- że x. Oko został skazany za swój pogląd na tzw. lawendową mafię w Kościele,

- że Franciszek jest okłamywany co do przestępców homosexualnych w hierarchii i dlatego  działa tak jak działa. 

Uzupełniam po krótce:

Ani książka x. Oko, ani jej fragment opublikowany w niemieckim miesięczniku Theologisches nie są pracami naukowymi, lecz jedynie zlepkiem internetowych wieści, i to niepełnych, wybiórczych i w poważnym stopniu przekręconych. Ów miesięcznik - w którym zresztą także publikowałem - nie jest czasopismem naukowym, lecz popularno-teologicznym, oczywiście generalnie na wysokim poziomie merytorycznym. Dlatego, przyznam szczerze, nie do końca rozumiem, dlaczego puszczono w nim coś takiego jak wypociny x. Oko. Mam jednak swoje przypuszczenie na podstawie osobistej znajomości z gronem redaktorskim. Otóż przypuszczalnie x. Oko zaoferował redakcji swój text, a dla redakcji była to mile widziana okazja do oczyszczenia się. Wyjaśniam: 

- Przez wiele lat redaktorem naczelnym tego miesięcznika był Dawid Berger, były nauczyciel religii z Kolonii, doktor filozofii, który habilitował się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Otóż jego funkcja w miesięczniku zakończyła się z hukiem po tym jak w 2010 r. "wyoutował" się jako praktykujący homosexualista. Następnie wydał książkę, w której oskarżył m. in. Benedykta XVI o ukrywany homosexualizm. 

- Jest jeszcze inna afera. Otóż bardziej znany w Polsce były ksiądz Krzysztof Charamsa, który wyoutował się jako praktykujący homosexualista, studiował w Lugano u obecnego redaktora naczelnego tegoż miesięcznika x. prof. Manfred'a Hauke. 

- W okresie gdy byłem związany ze stowarzyszeniem teologów niemieckojęzycznych Deutsche Arbeitsgemeinschaft für Mariologie, prowadzonym przez x. Hauke, byłem osobiście świadkiem, że x. Wolfgang Rothe - znany obecnie z sądowego oskarżenia wobec x. Oko - ubiegał się o przyjęcie do tego stowarzyszenia. W tej sytuacji, wiedząc, kim jest x. Rothe, wystosowałem pisemnie do x. Hauke swój sprzeciw i zawiesiłem swoje członkostwo w DAM do momentu aż członkostwo x. Rothe zostanie jednoznacznie odrzucone (x. Hauke może potwierdzić te fakty). Niestety miał on poparcie poprzedniego przewodniczącego DAM, emerytowanego profesora dogmatyki z Augsburga, x. prof. Anton'a Ziegenaus'a. Ostatecznie x. Rothe nie został przyjęty do DAM, ale czasami publikowano jego texty w Theologisches. Zakończono z nim współpracę dopiero gdy zaczął otwarcie bronić homosexualizmu. 

O tych faktach mógłby się dowiedzieć x. Oko, gdyby się postarał. Widocznie nie zależy mu na faktach i prawdzie, lecz na robieniu ze siebie bohatera, żeby jego wypociny się sprzedawały. Do tego celu wykorzystał obecne grono wydawców Theologisches, któremu zależy na oczyszczeniu swojego wizerunku, a równocześnie bywa dość naiwne niestety (jak świadczą fakty). 

Tyle tytułem uzupełnienia poprzedniego wpisu. 

Nie mniej istotne dopowiedzenie odnośnie do przytaczanej sprawy kardynała Hans'a Hermann'a Groër'a z Wiednia. Otóż tutaj kłamanie przez x. Oko i jego promotorów przekracza wszelkie granice. Splamił się tym nawet Paweł Lisicki (z którym się zasadniczo zgadzam we wielu kwestiach) w jednym ze swoich wystąpień w obronie x. Oko. Ostatnio oszczercze kłamstwo popełnił też jeden z młodych redaktorów PCh24 Paweł Chmielewski: 


Nie wiem, na czym się ten człowiek opiera, chyba tylko na kłamstwach x. Oko, gdyż tutaj nic nie jest prawdą, co można sprawdzić choćby nawet zaglądając do wikipedii. Jedynie w jednym szczególe wikipedia kłamie, mianowicie co do liczby oskarżeń, bowiem po prawdzie oskarżenie wobec kard. Groër‘a wysunął tylko jeden były uczeń i to po około 30 latach. Nie jest znana ŻADNA inna osoba z imienia i nazwiska. Tak więc twierdzenie, że takich przypadków było więcej, jest bezpodstawne. A zupełnym kłamstwem - a to już głosi Chmielewski - jest powiedzenie, jakoby Groër molestował kleryków. O kontekście tej sprawy już kiedyś pisałem (tutaj).

Jeden z jego byłych uczniów i to chyba najsłynniejszy, a zupełnie nie podzielający poglądów teologicznych Kardynała, mianowicie x. Helmut Schüller - który był zresztą wikariuszem generalnym kardynała Schönborn‘a, a następnie przywódcą tzw. Pfarrerinitiave, która wysuwała postulaty daleko idących zmian w nauczaniu i dyscyplinie Kościoła - nawet jeszcze w roku 2006, czyli trzy lata po śmierci Kardynała publicznie potwierdził, że nigdy u niego nie zauważył choćby najmniejszych podstaw do oskarżeń o molestowanie czy choćby skłonność (źródłem jest wywiad dla żydowskiego dziennika dla Austriaków): 


Należy mieć na uwadze, że x. Schüller swego czasu należał do grona młodzieży szczególnie blisko związanej z x. Groër'em, mianowicie do Legionu Marii, którego ten ostatni był krajowym duszpasterzem, czyli na całą Austrię. 

Istotne są także następujące fakty:

Jedynym rzekomym potwierdzeniem oskarżeń tego jednego ucznia są zarzuty niektórych byłych współbraci z klasztoru benedyktynów w Göttweig, do którego przynależał kardynał Groër. Te zarzuty, zresztą mgliste, bez podania konkretnych faktów, były przedmiotem apostolskiej wizytacji w klasztorze. Jej wyniki nie zostały nigdy opublikowane, nie wymierzono także żadnej kary Kardynałowi. Należy mieć na uwadze, że zarzuty pochodziły od współbraci znanych z antykatolickich poglądów, jak o. Udo Fischer, który od lat zwalczał katolicką doktrynę moralną. 

To się dokładnie wpisuje w całość sprawy. Otóż zwykle jest pomijane niestety, jak doszło do oskarżeń wobec kardynała Groër'a. Otóż ten były uczeń, o nazwisku Josef Hartmann, wysunął swoje oskarżenie w marcu 1995 r. na łamach masońskiego tygodnika Profil (jego ówczesny redaktor naczelny, Hubertus Czernin, jest zdeklarowanym masonem), po tym, jak Kardynał w swoim liście pasterskim na Wielki Post (urzędował jeszcze na stolicy arcybiskupiej mimo osiągnięcia wieku emerytalnego i złożenia rezygnacji) słowami św. Pawła napiętnował homosexualizm. Jest więc jasne, że w oskarżeniu chodziło właściwie o podważenie nauczania Kościoła w tej kwestii, co było regularnie artykułowane przez buntowników w łonie Kościoła (np. tutaj). 

Jak słusznie podaje wiki, tzw. afera Groër'a stała się zapalnikiem dla tzw. plebiscytu ludu kościelnego (Kirchenvolksbegehren), co wskazuje na przygotowaną strategię o dalekosiężnych celach (por. także tutaj). Obecnie, prawie 30 lat po tych wydarzeniach, widać jeszcze wyraźniej, iż propaganda o rzekomych czy rzeczywistych nadużyciach sexualnych w Kościele ma właściwie na celu wymuszenie zmian w nauczaniu i dyscyplinie Kościoła w dziedzinie sexualnej. 

Teraz jesteśmy świadkami kolejnego szczytu tego nacisku. Haniebne jest, że x. Oko i jego - mniej czy bardziej naiwni - promotorzy dość dokładnie wpisują się w tę strategię. Aczkolwiek wszystko wskazuje na to, że motywacja x. Oko jest bardziej przyziemna, mianowicie kreowanie siebie na bohatera i sprzedawanie swojej dość niskiej jakości i w poważnym stopniu zakłamanej książki. 

---
Wersja do posłuchania:




Post scriptum

Od przedstawiciela prezydium wspomnianego wyżej stowarzyszenia teologów niemieckich (DAM) otrzymałem następującą wiadomość:

W tłumaczeniu:

"Księdza odrzucenie członkostwa ks. Rothe całkowicie się potwierdziło. My ulegaliśmy oszukiwaniu przez niego. Czy Ksiądz zechciałby znowu aktywnie uczestniczyć w działalności Deutsche Arbeitsgemeinschaft für Mariologie?"

Wyjaśniam: x. Rothe po moim sprzeciwie jednak nie został przyjęty do DAM. Spora część członków stowarzyszenia wprawdzie nie rozumiała mojego stanowiska, jednak widocznie uznała je za znaczące. Teraz, po latach, stało się dla wszystkich oczywiste, że mój sprzeciw był słuszny. 

Tak to jest w życiu, że niekiedy dopiero po latach okazuje się, kto ma rację.