Podatek jest obowiązkową daniną na poczet wypełniania przez państwo jego zadań. Tym zadaniem jest - najogólniej mówiąc - dobro wspólne obywateli, wszystkich obywateli, bez różnicy. Państwo powinno gwarantować równość nie tylko wobec prawa, lecz także w udziale co do dobra wspólnego.
Zadania czyli funkcje państwa mogą być różne i ulegać zmianom w zależności od danych potrzeb. Dlatego konieczne jest dopasowywanie także systemu podatkowego w zależności od tego, które rozwiązania służą najlepiej dobru wspólnemu. Stałe są i powinny być zasady etyczne, natomiast ich zastosowanie w danym państwie może i powinno być zmienne, gdy tego wymagają okoliczności. Inne na przykład są potrzeby w sytuacji wojny, a inne w sytuacji wewnętrznego zagrożenia bytu czy to duchowego czy biologicznego.
Zachodzi oczywiście współzależność między dobrem indywidualnym - należycie rozumianym - a dobrem wspólnym. One się nie wykluczają lecz nawzajem warunkują. Dlatego fałszywy jest zarówno indywidualizm (nazywany często ogólnie kapitalizmem) jak i kolektywizm (nazywany często socjalizmem). Jest to szczególnie widoczne w kwestii podatków. Im więcej państwo pobiera podatków, tym bardziej szkodzi dobru indywidualnemu i ostatecznie też wspólnemu, jeśli nie przeznacza środków pochodzących z podatków na odpowiednie cele, czyli służące dobru wspólnemu. Tak jest, gdy nie pobiera - obojętne z jakiego powodu - odpowiedniej ilości środków dla realizacji chociażby bezpieczeństwa publicznego czy obronności militarnej, gdyż uderza to w interes wszystkich obywateli.
Istotne jest właściwe rozumienie dobra wspólnego. Nie jest ono przeciwieństwem dobra indywidualnego, lecz egoizmu. Tak samo jak na poziomie indywidualnym, również na poziomie wspólnotowym jest to dobro - odpowiednio do natury człowieka - o wymiarze zarówno materialnym i biologicznym jak też duchowym. Także te wymiary się nie wykluczają, lecz są w pewnym sensie współzależne, aczkolwiek z zachowaniem hierarchii. Tak np. sprawy religii, kultury, edukacji stoją wyżej niż sprawy zamożności materialnej, aczkolwiek bez odpowiedniego poziomu bytu materialnego nie sposób jest poświęcić czas i uwagę na sprawy duchowe. Należy też pamiętać o granicach kompetencji państwa zarówno w kwestiach gospodarczych jak też duchowo-kulturowych. Według etyki katolickiej istotną funkcją państwa jest pomocniczość, nie zastępowanie działań jednostek, rodziny i społeczności. Państwo nie ma prawa dyktować ani działalności gospodarczej ani duchowej. Ma jednak obowiązek chronić i wspierać, gdzie i na ile jest to konieczne, oraz służyć dobru wspólnemu.
Sprawiedliwość nie oznacza równości. Dotyczy to także kwestii podatków. Dlatego fałszywe jest domaganie się pogłównego czy takiej samej procentowej dla wszystkich. Ewangeliczna zasada: "komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie" (Łk 12, 48) dotyczy także podatków. Oznacza to: jeśli komuś społeczeństwo i państwo - w różny sposób - stworzyło korzystne warunki do wzbogacenia się, wówczas ma on obowiązek większej daniny w postaci podatków. Kto np. bez własnej winy - lecz np. z powodu braku odpowiednich zdolności czy umiejętności mimo starań - zarabia mniej czy tylko minimalnie, pokrywając jedynie podstawowe potrzeby exystencjalne, ten ma prawo nawet do zwolnienia od podatku np. w postaci kwoty wolnej od podatku. Obowiązkiem państwa jest zapewnienie takich warunków prawnych i gospodarczych, by nikt dokładający swoich starań nie cierpiał niedostatku w podstawowych potrzebach jak pożywienie, godziwe mieszkanie oraz godziwy wypoczynek. Nie ma to nic wspólnego z socjalizmem, lecz wynika z istoty i natury państwa.
Przekładając te zasady na system podatkowy w Polsce należy powiedzieć niestety, że jest on skrajnie niesprawiedliwy, antypolski - wymierzony przeciw dobru narodu polskiego - i tym samym niemoralny. A to z następujących powodów:
- Fałszywa i zgubna niejasność i niespójność określenia zadań państwa, co skutkuje przerostem biurokracji państwowej w każdej dziedzinie.
- Skrajnie niesprawiedliwe obciążenie podatkowe najmniej zarabiających, którzy stanowią ok 2/3 społeczeństwa. Hamuje to i tłumi ich aktywność zarówno gospodarczą, jak też intelektualną i kulturalną. Prowadzi to do emigracji zwłaszcza młodych, ambitnych i pracowitych.
- Skrajnie niesprawiedliwe faworyzowanie najwięcej zarabiających, co powoduje niezgodę społeczną i skrajny wyzysk. Jest to zarówno efekt wpływu wąskiej grupy najzamożniejszych na polityków, jak też czynnik wzmacniający i utrwalający ten wpływ.
Konkretny przykład: mężczyzna zarabiający w zachodnich krajach Uni Europejskiej przeciętną pensję pracowniczą 2 tys. eurów płaci de facto - dzięki kwocie wolnej od podatku dochodowego - około 10 % daniny podatkowej jako nieżonaty (9 tys. eurów wolnych od opodatkowania), a jako żonaty (18 tys. eurów bez opodatkowania) może nawet 2-3 %. W Polsce natomiast taka osoba może przekroczyć nie tylko kwotę wolną od opodatkowania (8 tys. zł) lecz także próg dla niższego opodatkowania (85 tys. złotych) i płaci wtedy 32 % podatku od dochodów. To jest właśnie główny powód emigracji młodych, zdolnych i ambitnych, co de facto skutkuje zapaścią demograficzną. Ponadto blokuje to chęci oraz inicjatywę pozostających w kraju, gdyż godzi w ich motywację.
Czyż więc rację mają ci, którzy domagają się takiej samej stopy procentowej podatku dla wszystkich? Nie mają. Z prostego powodu, który łatwo jest zrozumieć na przykładzie: jeśli menedżer zarabia miliony netto rocznie, a kobiecie sprzątającej jego biurowiec płaci 15 tys. rocznie, to nie trzeba być specjalnie wyczulonym moralnie, by dostrzec jaskrawą dysproporcję. I nie ma to zupełnie nic wspólnego ani z socjalizmem ani z pożądaniem cudzej własności. Wchodzi tutaj bowiem pojęcie płacy godziwej i tym samym odpowiedniego traktowania swoich pracowników. Państwo ma tutaj obowiązek nie tylko uniemożliwienia tego typu dysproporcji, lecz także pobrania wyższego procentowo podatku od menedżera czy to w formie wyższej stopy procentowej, czy w formie podatku od luxusu (np. typu własny jacht, własny samolot, luxusowe nieruchomości na cele prywatne). Ten obowiązek wynika z natury każdego posiadania: każde posiadanie, zwłaszcza ponadprzeciętne, jest wynikiem nie wysiłku indywidualnego, aczkolwiek wkład indywidualny może być wyjątkowy i ponadprzeciętny, co oczywiście także powinno mieć swoje odbicie w wynagrodzeniu. Posiadanie zawsze jest efektem wysiłku społecznego, czy to poprzednich pokoleń (rodziny, narodu), czy aktualnych współpracowników i podwładnych.
Kwestia ma wymiar także socjologiczny i psychologiczny. Chodzi w znacznej mierze o mentalność pracowników administracji rządowej i ogólnie klasy politycznej. W Polsce - i też we wielu innych krajach - jest de facto tak, że klasę polityków stanowią w znacznej mierze, jeśli nie we większości, osoby, które nigdy nie zarabiały na swoje utrzymanie poza stanowiskami politycznymi. Powoduje to zarówno uległość wobec lobbystów, czyli interesów wielkiego biznesu, jak też komplexy i zazdrość. Także politycy są tyko ludźmi.
Podsumowując:
W świetle skrótowej analizy etyczno-społecznej system podatkowy w Polsce okazuje się wysoce niesprawiedliwy, patologiczny oraz patogenny. De facto powoduje on trwanie większości Polaków na poziomie płac krajów tzw. Trzeciego Świata, zapaść demograficzną oraz potrzebę - widocznie zaplanowaną i już niestety realizowaną - sprowadzania obcokrajowców dla zapełnienia miejsc pracy. Obecnie sprowadzani są głównie sąsiedzi spoza wschodniej granicy, lecz te zasoby są na wyczerpaniu (z różnych powodów). Następnym krokiem - również "nieuchronnym" - będzie sprowadzanie z dalszych rejonów, czyli z krajów islamskich, które obecnie jako jedyne mają nadwyżkę reprodukcyjną ludności. A to jest już śmiertelne zagrożenie kulturowe i cywilizacyjne.