Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Co jest kłamstwem? Czyli x. Szymon Bańka FSSPX kłamie i demoralizuje (z post scriptum)


Niestety po raz kolejny muszę poruszyć działalność internetową tego człowieka, który nadal w swojej ignorancji połączonej z pewnością siebie i zadowoleniem ze siebie mami ludzi fałszywymi treściami, podając je jako rzekome tradycyjne katolickie nauczanie. Oto jego kolejny popis:


Temat jest bardzo ważny, wypowiadałem się już w temacie (por. tutaj). X. Bańka mija się także w tej sprawie z katolicką teologią moralną, mimo tego z typowym tupetem sprzedając swój bełkot jako teologię katolicką. Prosty dowód: nie jest on w stanie podać żadnego tradycyjnego podręcznika katolickiej teologii moralnej na poparcie swoich słów. Z prostego powodu: takowego nie ma. Tak więc x. Bańka opiera się najwyżej na tym, co mu nawciskano w seminarium FSSPX w Zaitzkofen, co świadczy dość haniebnie o tej instytucji, która przechwala się rzekomo tradycyjnie katolickim nauczaniem, co - jak widać na tym przykładzie - nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. 

Kluczową tezą x. Bańki jest porównanie ósmego przykazania Dekalogu do siódmego, wraz z tradycyjnie brzmiącym odróżnieniem między materią i formą. Tutaj jak zwykle popełnia on pomieszanie, które świadczy albo o braku wiedzy, albo o kłamaniu na doraźny użytek, albo o jednym i drugim. Ostatecznie chodzi o to, co jest kradzieżą bądź kłamstwem. Według delikwenta kradzieżą zabronioną przez przykazanie nie jest przywłaszczenie sobie pożywienia w sytuacji głodu. Z tego delikwent wyciąga wniosek, że także to, czy powiedzenie nieprawdy jest kłamstwem, zależy od okoliczności tego powiedzenia. Nie wiem, czy to jest oryginalny pomysł delikwenta, czy go wspaniałomyślnie zaczerpał z wykładów w Zaitzkofen. W każdym razie jest to sprzeczne ze rdzenną katolicką teologią moralną i każdym tradycyjnym podręcznikiem tej teologii. Jest to raczej dość prymitywna, a jedynie pozornie scholastyczna wersja powszechnej obecnie - pierwotnie protestanckiej - tzw. etyki sytuacyjnej, gdzie od okoliczności względnie danej sytuacji zależy ocena moralna danego czynu. Delikwent widocznie albo ma problemy z prostym logicznym myśleniem, albo nie wie, co mówi, skoro na wstępie swojej wypowiedzi deklaruje odrzucenie etyki sytuacyjnej, a następnie wprost się za nią opowiada. Czyżby liczył na to, że publiczność zauroczona jego bezczelnie śmieszkującą buzią i wymachiwaniem rączkami bez cienia namysłu łyknie każde słowo księdza dyrektora z efektem niezmąconego trzeźwym myśleniem podziwu, może nawet zachwytu? 

W każdym razie to zachowanie świadczy o tym, że on albo się nawet nie zetknął z katolicką teologią moralną, albo nią de facto gardzi, albo jedno i drugie. 

Otóż definicja kłamstwa jest w teologii katolickiej ustalona najpóźniej do czasu św. Augustyna, które poświęcił tej kwestii aż dwie rozprawy. Także wspomniany w pytaniu św. Jan Kasjan zasadniczo nie neguje tej definicji, choć ma pogląd nieco mniej wyrazisty w tej kwestii (więcej tutaj). 

Oto przykład słynnego podręcznika katolickiej teologii moralnej: 





W skrócie:

1. Kłamstwem jest mówienie sprzeczne z umysłem, czyli z własną myślą. Tym samym definicja kłamstwa NIE zależy od okoliczności. Czyli każde mówienie sprzeczne z tym, co się myśli, jest kłamstwem i tym samym grzechem. 

2. Każde kłamstwo jest grzechem, aczkolwiek różnej wagi. 

3. Odróżnia się trzy rodzaje kłamstwa:
- kłamstwo pożyteczne
- kłamstwo żartobliwe
- kłamstwo szkodliwe
Dwa pierwsze rodzaje są grzechami lekkimi, trzeci rodzaj jest grzechem ciężkim. 

4. Kłamanie - także lekkie - nigdy nie jest moralnie dozwolone. Dozwolone jest natomiast niekiedy ukrywanie prawdy z powodu roztropności. 
Ukrywanie prawdy może się odbywać przez
- dwuznaczność, czyli posługiwanie się wieloznacznością,
- restrykcja mentalna, która może być albo czysto mentalna, albo realna. 
Restrykcja czysto mentalna jest wtedy, gdy całe znaczenie słów jest zachowane w umyśle, a prawda nie może zostać odczytana, jak np. w zdaniu "widziałem Rzym", mając na myśli widzenie na obrazie, czy w zdaniu "nie wziąłem tego", mając na myśli wzięcie prawą ręką. 
Restrykcja realna jest wtedy, gdy z okoliczności może być odczytany prawdziwy sens, jak np. w zdaniu "o tym nic nie wiem", mając na myśli nic, co można by ujawnić. 
Restrykcja czysto mentalna nie jest dwuznacznością, lecz jest równa kłamstwu i tym samym grzeszna. Dozwolone jest natomiast posługiwanie się dwuznacznością oraz restrykcją realną, o ile zachodzi sprawiedliwa przyczyna do ukrywania prawdy, a nie ma innego godziwego sposobu ukrycia prawdy, oraz nie zachodzi zamiar oszukania bliźniego. 

Dokładnie tak samo naucza Katechizm Rzymski wydany po Soborze Trydenckim, nie pozostawiając żadnej wątpliwości, że nie wolno kłamać także dla pożytku bliźniego:


Tak więc znów widać, że bezczelny śmieszek wystawiony przez FSSPX do użytku publicznego niestety bardzo poważnie rozmija się z doktryną i teologią katolicką, tudzież z prawdziwością w ich przedstawianiu. On po prostu oszukuje ludzi przedstawiając jako nauczanie katolickie coś, co z całą pewnością tym nie jest. Tym razem nie może usprawiedliwiać się tym, iż odpowiadał spontanicznie na pytania zadawana na żywo z zaskoczenia, gdyż on teraz przezornie odpowiada na zadane wcześniej pytania i tym samym ma możliwość - i obowiązek! - solidnego przygotowania swoich odpowiedzi. Tutaj nie tylko nie widać solidnego przygotowania, lecz wręcz haniebne i skandaliczne wprowadzanie publiczności w błąd. 


Post scriptum

Jeden z P. T. Czytelników wskazał na artykuł w organie FSSPX jako podstawę twierdzeń x. Bańki:


Jest to text nieznanego skądinąd autora:


Nie wiem, kim jest ten autor i jak się dostał na łamy organu. W każdym razie po pierwsze wykazuje on znajomość podręcznika, na który wskazałem, prócz niego też innych - św. Alfonsa, Prümmer‘a, Jone‘go i Billuart‘a. Znajomości tych podręczników natomiast wcale nie widać u x. Bańki, którego wystąpienie nie ma wiele wspólnego także z tym artykułem. Po drugie jednak równocześnie x. Leśniewski stawia tezy, które są sprzeczne ze źródłami, na które wskazuje. Innymi słowy: autorytet wskazanych autorów jest przez niego nadużywany dla tez własnych, które są sprzeczne z tymi źródłami. Oto jeszcze dowód z Prümmer‘a: 




Należy mieć na uwadze, że o. Prümmer jest o wiele starszy (rok wydania 1915) niż o. Merkelbach (pierwsze wydanie 1931, posługuję się wydaniem z 1962 r.). Wygląda na to, że ten ostatni czerpał z pierwszego, aczkolwiek z pewnymi zmianami. 

Rzeczywiście ci teologowie dominikańscy mają dziwny pogląd w zastosowaniu zasad ogólnych do konkretnych życiowych sytuacyj. Wszyscy - ci i inni - teologowie katoliccy są zgodni co do tego, że moralnie dopuszczalne jest stosowanie jedynie wieloznaczności (dwuznaczności) oraz zastrzeżenia realnego (restrictio late mentalis vel realis), podczas gdy zastrzeżenie czysto mentalne (restrictio pure mentalis) jest kłamstwem czyli grzechem. Natomiast różne są opinie co do tego, co jest zastrzeżeniem czysto mentalnym, a co realnym. Tego właśnie dotyczą tezy co do zastosowania. 

O. Prümmer prezentuje pogląd dość wyraźnie sprzeczny w sobie i z ogólnymi zasadami, przy czym jednak uczciwie zaznacza, że to jest jego osobisty pogląd, nic więcej:



W skrócie:

Czy pomnik w Domostawie jest nadużyciem?


W związku z odsłoniętym wczoraj (14.07.2024) pomnikiem ofiar zbrodni ludobójstwa na Wołyniu otrzymałem następujące pytanie:

Otóż, dokładnie biorąc, mamy tutaj jedynie zarys krzyża wewnątrz orła, czyli użycie krzyża jedynie jako symbolu, nie jako znaku ściśle religijnego, który byłby przedmiotem kultu. Wygląda na to, że artysta to przemyślał. Nie dostrzegam więc nadużycia znaku krzyża.

Osobiście wolałbym, gdyby krzyż wieńczył koronę na orle, gdyż oznaczałoby to związek państwa polskiego z chrześcijaństwem. Nie wiem, dlaczego artysta wybrał wersję lewacką - piłsudczykowską - orła. Prawdopodobnie z powodów historycznych, gdyż wtedy takie było oficjalne godło państwowe. 

Użycie symbolu krzyża jako zarysu w otwartym ciele orła nawiązuje do oznaczenia okrutnej śmierci, jaka była zadawana ofiarom, w tym także kapłanom katolickim. Dla wyrażenia wręcz diabelskiego okrucieństwa artysta wybrał drastyczne przedstawienie dziecka nadzianego na trójząb. Niewinność dziecka pasuje do chrześcijańskiego znaczenia krzyża jako znaku Męki i Śmierci Jezusa Chrystusa. 

Podkreślam: pomnik - ani ten, ani żaden inny - nie jest obiektem kultu religijnego, lecz obiektem zasadniczo świeckim. To nie wyklucza włączenia symbolu religijnego, jakim jest krzyż, oczywiście z zachowaniem odpowiedniego znaczenia i szacunku. W tym wypadku to zostało zachowane, choć emocjonalnie razić może połączenie z drastycznym nawiązaniem do wydarzeń historycznych, co zresztą zapewne zostało przez artystę zamierzone. 

O. Jacek Salij a ofiarowanie bóstwa


Jeden z P. T. Czytelników zwrócił mi uwagę na krótki, publicystyczny text słynnego dominikanina o. Jacka Salija w kwestii ofiarowania bóstwa (tutaj). Mówiąc krótko: ten text jest dość zaskakującym przykładem widocznie zamierzonej, systemowej niekompetencji teologicznej, czy raczej zakłamania na doraźny użytek, oraz pseudopobożnej manipulacji. 

Na wstępie o. Salij wyraża swoje zaskoczenie i zdziwienie faktem, że ktoś zadał mu pytanie w tej sprawie. Czyżby jako teolog sam nie dostrzegł problemu? Czyż nie zna choćby nawet textów słynnego apologety koronki s. Faustynowej, x. Ignacego Różyckiego, który nie tylko porusza, lecz dość szeroko omawia problem, dowodząc, że problem jest? Czyż dominikanin, wykładowca teologii, nie zainteresował się dyskusją toczoną od dziesięcioleci, której uczestnikami byli słynni teologowie jak x. prof. Wincenty Granat i x. prof. Czesław Bartnik? Aż taka ignorancja w sprawie i to w sytuacji wypowiadania się w temacie jest wręcz haniebna. 

Nie mniej haniebna jest odpowiedź dominikanina na problem teologiczny. Nie odróżnia on bowiem między zdaniem, kim jest Jezus Chrystus, a zdaniem, co Jezus Chrystus ofiarował na krzyżu, a to ostatnie jest kluczową kwestią w sprawie. Jako teolog ma obowiązek wiedzieć, że w całej historii chrześcijaństwa nie było prawowiernego teologa, który by twierdził, jakoby Jezus Chrystus ofiarował Ojcu Swoje bóstwo. I to właściwie powinno zamknąć dyskusję. Oczywiście teolog powinien być w stanie odpowiednio uzasadnić ów fakt. Co do szczegółów odsyłam do dotychczasowych wpisów w tej kwestii na niniejszym blogu. 

Nie wiem, czy o. Salij rzeczywiście zupełnie nie ma pojęcia w temacie, w którym się wypowiada. Jednak z całą pewnością, o ile jest uczciwy intelektualnie i ma wiedzę choćby katechizmową, ma obowiązek dostrzec problem zamiast szydzić sobie z zadającego pytanie. 

Jakie znaczenie ma nakrywanie głowy?


Rzeczywiście czynności i zachowanie związane z głową mają szczególne znaczenie już w Starym Testamencie. Jest mowa o posypywaniu głowy prochem (Hiob 1,12; Lam 2,10; Ap 18,19), popiołem (2Sam 13,19), ziemią (Neh 9,1), o goleniu głowy, czyli strzyżeniu na łyso (Jer 48, 37; Ez 7,18), o jej zasłanianiu (2Sam 15,30; Jer 14,4). Ten ostatni gest jest tutaj wyrazem smutku, żalu, zmartwienia. Przypuszczalnie stąd się wziął żydowski - znany także obecnie - zwyczaj modlenia się mężczyzn z zakrytą głową. 

Zarówno żydzi jak i pogańscy kapłani modlili się z zakrytą głową na znak skupienia i szacunku. Natomiast chrześcijańscy mężczyźni, jak poświadcza już Tertulian, modlą się z głową odkrytą, ponieważ nie muszą się wstydzić (por. tutaj i tutaj). 

Równocześnie mamy też regułę, że niewiasty w miejscach publicznych mają mieć nakrytą głowę, nawet i twarz (Rdz 24,65; Pnp 5,7; Jer 2,32). O tym właśnie mówi św. Paweł w 1Kor 11, aczkolwiek w odróżnieniu od zwyczaju żydowskiego mówi o tym, że mężczyzna powinien modlić się i prorokować z odkrytą głową, w odróżnieniu od niewiast. Tę regułę Apostoł uzasadnia nie obyczajem czy kulturowo, lecz ściśle teologicznie. 

Według exegetów św. Paweł odnosi się do następującej sytuacji: Z jednej strony mężczyźni z wyższych warstw społecznych występowali w liturgii z nakryciem głowy dla podkreślenia swej rangi społecznej i godności tak, jak to miało miejsce w rytuałach pogańskich. Z drugiej strony niewiasty z wyższych warstw odsłaniały swoje głowy dla podkreślenia swojej godności i równości z mężczyznami, mimo ogólnej rzymsko-kulturowej zasady zakrywania głowy w miejscu publicznym jakim jest oczywiście także liturgia chrześcijańska. Wobec takich zachowań Apostoł apeluje do przesłanek teologicznych, które mają wyznaczać ogólne, równe zasady zachowań dla wszystkich chrześcijan niezależnie od pochodzenia i rangi społecznej. 

Tłumaczenie tego fragmentu (1Kor 11) w popularnej i używanej w lekcjonarzu mszalnym tzw. Biblii Tysiąclecia jest wadliwe i może prowadzić do nieporozumień: 


Chodzi zwłaszcza o wers 10 (źródło tutaj):

Są różne interpretacje zarówno co do tego, co powinna niewiasta mieć na głowie, jak też co do tego, czy chodzi o aniołów, czy wysłanników czyli świadków wysłanych z innych gmin chrześcijańskich. Zwykle εξουσιαν rozumie się jako znak czy symbol władzy mężczyzny nad niewiastą, co wynika z kontextu. Natomiast jako aniołów rozumie się albo wysłanników Boga, którzy są obecni podczas liturgii (1 Kor 4,9; 1 Tym 5,21; Ps 138,1), albo o złych aniołów pożądliwych sexualnie (Rdz 6,2; 2 P 2,4), czy po prostu o posłańców wspólnot chrześcijańskich, którzy przybywali do Koryntu. 

W każdym razie pewne jest, że reguły, co do których napomina św. Paweł mają podstawy i umocowanie w prawdach wiary: w porządku stworzenia, czyli różnicy płci, oraz w podporządkowaniu Chrystusowi, co wyraża porządek i zachowanie w liturgii (choć nie tylko). 

Tym samym pewne jest, że te zasady nie mają jedynie uwarunkowań kulturowo-historycznych, które są zmienne, lecz są uwarunkowane głęboko teologicznie czyli niezmiennie. 

Czy abp Carlo Maria Viganó jest exkomunikowany? (z post scriptum)


Głośnymi echami odbiła się w ostatnich tygodniach wieść zarówno o groźbie i stwierdzeniu kary exkomuniki dla słynnego w ostatnich latach hierarchy arcybiskupa Carlo Maria Viganó, jak też o jego obronie, a właściwie uzasadnieniu swego zachowania w obliczu groźby. W reakcjach niestety regularnie przewija się ignorancja zarówno kanoniczna jak i teologiczna, którą należy skorygować. 

Historię wypowiedzi i działań abpa Viganó z ostatnich lat pominę w tym miejscu. Zainteresowani mogą się z tym zapoznać w internecie, aczkolwiek nie znam dotychczas całościowego przedstawienia sprawy. Zaznaczę jedynie, że nie zgadzam się ze wszystkimi jego działaniami, zwłaszcza z dość naiwnymi wypowiedziami odnoszącymi się do obecnego włodarza Kremla i Rosji. Zresztą ta sprawa nie jest istotna. Istotne są wypowiedzi Arcybiskupa w kwestiach stricte teologicznych i kościelnych. W tej dziedzinie nie sposób zaprzeczyć jego kompetencji i wysokiemu poziomowi, choć również nie zgadzam się w niektórych szczegółach. Na szybko wystarczy skupić się na kwestii exkomuniki, wiązanej od kilku tygodni z jego nazwiskiem. 

Oto komunikat prasowy w tej sprawie:

Dekret watykański orzekający karę exkomuniki powołuje się na następujące kanony:


Dekret więc nie wymierza kary, lecz jedynie ogłasza zajście kary za popadnięcie w schizmę, która to kara zachodzi mocą samego prawa (latae sententiae). 

Problem polega na tym, że abp Viganó dość wyraźnie nie odmawia uznania zwierzchności Biskupa Rzymskiego lub utrzymywania wspólnoty z członkami Kościoła, lecz że nie uznaje Franciszka za papieża, co też dość obszernie uzasadnił (por. tutaj). Tak więc jest to kwestia natury historycznej, nie ściśle teologicznej, dogmatycznej, czy choćby dyscyplinarnej. Jeśli abp Viganó popełnia błąd tego rodzaju, to jest to błąd historyczny i sprawa podlega dyskusji i wyjaśnieniu, a nie karze kościelnej za popadnięcie w schizmę. Tym bardziej nie podlega karze latae sententiae czyli na mocy samego prawa, jak wyznaczają podane wyżej kanony 1323 i 1324. 

Mówiąc najkrócej: w świetle obowiązującego Kodexu Prawa Kanonicznego kara exkomuniki moim zdaniem nie zaszła. Twierdzę tak na podstawie następujących kanonów:


O co tu chodzi? Otóż kanony te stanowią dość wyraźnie, iż nie zachodzi kara z mocy samego prawa (latae sententiae), jeśli osoba działała pod wpływem bojaźni, konieczności lun ciężkiej niedogodności. Te okoliczności w sposób dość wyraźny mają miejsce w przypadku abpa Viganó, o czym świadczy jego działanie od wielu lat. W skrócie można powiedzieć, że jego działanie - wypowiedzi odnoszące się do obecnej sytuacji w Kościele - jest w sposób dość wyraźny powodowane troską o Kościół, wiarę katolicką, zbawienie dusz oraz godność władzy kościelnej. Jest to okoliczność istotna dla kwestii kary, nawet jeśli byłaby to okoliczność jedynie subiektywna, czyli czysto subiektywne przekonanie abpa Viganó bez obiektywnie wystarczających powodów. 

Wygląda więc na to, że działania dykasterii, która orzekła karę exkomuniki dla abpa Viganó, są niezgodne z obowiązującym Kodexem Prawa Kanonicznego. 


Post scriptum

Warto zwrócić uwagę na okoliczności wskazane przez amerykańskiego kapłana x. Gene Gomulka (źródło tutaj):


W skrócie: Już od roku 2018 abp Viganó publicznie oskarżał Franciszka o chronienie przestępców sexualnych w szeregach duchowieństwa, zwłaszcza skazanego przęstepcę byłego kardynała Theodore McCarrick'a. Przez cały czas aż do maja 2024 roku nie pojawiła się żadna reakcja z Watykanu w sprawie abpa Viganó, mimo że on regularnie ostro krytykował rządy i zachowanie Franciszka. Dopiero dwa tygodnie po tym, jak abp Viganó publicznie oskarżył Franciszka o nadużycia sexualne wobec nowicjuszy z czasu bycia przełożonym jezuitów w Argentynie, dykasteria kierowana przez jego pupila "Tucho" wystosowała oskarżenie o schizmę. To zapewne nie jest przypadkowy zbieg okoliczności. Nie jest też zapewne przypadkowe, że Tucho jest homosexualistą, jak zdradziła publicznie zaprzyjaźniona z Franciszkiem zakonnica:



Kto może spowiadać na całym świecie?


Niedawno temu musiałem korygować wystąpienie x. Piotra Świerczka (tutaj), byłego kapłana diecezji tarnowskiej, który przeszedł do FSSPX. Teraz okazuje się, że on sam nie wymyślił bajki o wyjątkowej jurysdykcji dla kapłanów FSSPX, lecz że jest to widocznie mit, którym systematycznie podniecają się przeoraty FSSPX. Oto dowód:


Nie wiem, czy x. Karl Stehlin FSSPX - przełożony na Europę Środkowo-Wschodnią - jest aż tak niedouczony w prawie kanonicznym, czy z rozmysłem kłamie. Mam nadzieję, że to pierwsze, choć to mu też nie przynosi chluby. Otóż według aktualnego Kodexu Prawa Kanonicznego każdy kapłan, który otrzymał jurysdykcję do spowiadania od swojego biskupa (biskupa miejsca), równocześnie ma jurysdykcję do spowiadania na całym świecie: 


Istnieje owszem pewna różnica między kapłanami diecezjalnymi a zakonnymi, gdyż ci drudzy muszą prosić o jurysdykcję danego biskupa miejsca, gdzie rezydują, podczas gdy kapłani diecezjalni otrzymują jurysdykcję zawsze od swojego własnego biskupa diecezjalnego. 

Wyjątkowość jurysdykcji udzielonej kapłanom FSSPX przez Franciszka polega jedynie na tym, że to on im udzielił jurysdykcji, z pominięciem biskupów diecezjalnych. NIC więcej. Ważność tej jurysdykcji na całym świecie nie jest niczym wyjątkowym, wbrew temu, co głosi x. Stehlin i jemu podobni. 

O niedouczeniu bądź wybujałym ego świadczy także końcowe zachowanie x. Stehlin'a przy tej samej okazji:


Otóż po pierwsze nie ma takiego błogosławieństwa kapłańskiego w obrzędach katolickich, a po drugie jest to dość niechlujne pomieszanie błogosławieństwa kapłańskiego z błogosławieństwem biskupim. Czyżby x. Stehlin przygotowywał publiczność na swoje biskupstwo? Nawet jeśli on wie coś, co nie jest wiadome publicznie, to nie ma prawa tworzyć formuły błogosławieństwa, która nie jest ani błogosławieństwem zwykłym kapłańskim, ani biskupim. 

Podziękowanie

Z przyjemnością kieruję do P. T. Czytelników comiesięczne podziękowanie wraz z aktualną statystyką. 

Oto aktualna statystyka (na dzień 30.6.2024): 




Przebieg w skali ostatniego roku wygląda następująco:


Jak pokazuje statystyka, codziennie korzysta z bloga średnio ponad 1000 i więcej osób, w zależności od częstotliwości nowych wpisów. Datki o różnej wysokości - a każde wsparcie się liczy - ofiarowało od początku istnienia bloga w sumie około trzydziestu osób. Kilka osób wspiera blog regularnie, co jest szczególnie cenne, niezależnie od wysokości ofiar.  

Za wsparcie bloga - Bóg zapłać!  Wszystkich darczyńców wspominam w memento każdej Mszy św.

Datki można wpłacać na numer konta (IBAN):

94 1020 4274 0000 1102 0067 1784



Dla przelewów z zagranicy:

PL 94 1020 4274 0000 1102 0067 1784

Kod BIC (Swift): BPKOPLPW

Jak rozpoznać religijność neurotyczną?


Podany artykuł znajduje się tutaj

Najpierw kilka uwag odnośnie tego artykułu. Otóż zawiera on sporo trafnych spostrzeżeń, które można nazwać zdroworozsądkowymi, nawet jeśli opierają się na książce psychologicznej z nurtu tzw. psychologii humanistycznej. Mankamentem jest brak pogłębionej analizy teologicznej, mimo powoływania się na Ewangelię. Tym niemniej jest to ciekawy głos krytyczny odnośnie rzekomych objawień s. Faustyny, pośrednio potwierdzający moją krytykę teologiczną (por. tutaj). 

Pojawiła się też próba polemiki odnośnie owego artykułu, która znajduje się tutaj. Jest ona mizerna, wręcz groteskowa. Znamienne jest jednak zdanie:

"Wielu ekspertów od “duszy ludzkiej”, czyli psychologów, a szczególnie psychiatrów odmawia Faustynie prawdziwości jej objawień i cudów, których zaznała."

To stwierdzenie również - mimowolnie - potwierdza krytykę z punktu widzenia teologii katolickiej, która zawsze bazuje na poznaniu racjonalnym.

Przechodząc do pytania tytułowego:

Najpierw trzeba wziąć pod uwagę, że psychologia jest pierwotnie czyli z pochodzenia
 ateistyczna oraz aspirująca do wyparcia teologii duchowości. Nie jest przypadkowe, że twórcy psychologii byli z reguły ateistami i protestantami, czyli ludźmi już choćby z wykształcenia nie dysponującymi prawdziwą antropologią ani filozoficzną, ani tym bardziej teologiczną. 

Po drugie, nie ma jednej psychologii, lecz jest wiele szkół, co świadczy o tym, że to ma niewiele wspólnego z nauką w sensie ścisłym, lecz ma mocne powiązania światopoglądowe. 

Po trzecie, są także psychologowie uprawiający swoją dziedzinę uczciwie i solidnie. W takiej psychologii można znaleźć sporo zgodności z katolicką teologią duchowości, także tą tradycyjną. Obecnie znany jest szereg katolickich czy ogólnie chrześcijańskich psychologów, którzy bazują na prawdziwej antropologii, a równocześnie opierają się na fachowych badaniach empirycznych. Ryzyko zawodowe polega na tym, że psychiatra i psycholog ma z reguły do czynienia ze schorzeniami czy przynajmniej zaburzeniami, co może skrzywić ich pogląd czy koncepcję normalności psychicznej. 

Odpowiadając najprościej na tytułowe pytanie:

Zdrową religijność można rozpoznać po integralności osobowej, czyli harmonii intelektu, uczuć, zmysłów i ciała. Współgranie sfer człowieczeństwa, władz i zdolności oznacza ich rozwój dla dobra samego człowieka, jak też bliźnich i społeczności. Innymi słowy: jeśli religijność niesie ze sobą rozwój i postęp moralny, intelektualny, w ogólnym sensie fizyczny, czyli rozkwit naturalnych składników człowieczeństwa oraz ich podniesienie ku dobru wyższemu, duchowemu, to jest ona zdrowa i autentyczna. Jeśli zaś powoduje zastój czy regres osobowy, czy to pod względem moralnym, czy intelektualnym, czy choćby tylko uczuciowym, wówczas jest z nią coś nie tak. 

Odnosząc do przykładu s. Faustyny znanego z "Dzienniczka" (pomijając w tym miejscu kwestie jego autentyczności oraz teologiczne), należy stwierdzić poważne problemy zwłaszcza natury intelektualnej i moralnej. W skrócie: problemem intelektualnym jest chociażby ciągłe wychwalanie Faustyny przez rzekomo Pana Jezusa (aż do herezji stawiającej ją ponad wszystkimi stworzeniami), a problemem moralnym jest brak przyznania się do grzeszności czy choćby niedoskonałości i błędów. W tych opisach jawi się osobowość narcystyczna, nawet wręcz zakłamana i obłudna, ślepo polegająca na własnych odczuciach i przeżyciach. Z całą pewnością nie jest to przykład religijności zdrowej, katolickiej, która ze swej natury jest trzeźwa i krytyczna, zwłaszcza wobec siebie i swoich przeżyć. 

Natomiast Kościół katolicki jest jedyną religią, która jest wyposażona zarówno doktrynalnie jak też praktycznie - poprzez sakramenty oraz wielowiekowe doświadczenie duszpasterskie - we wszystkie środki zdrowej religijności. Oczywiście nie oznacza to, że wszyscy katolicy korzystają z tych środków w odpowiedni sposób. 

Obecnie forsowana protestantyzacja godzi nie tylko w prawdy wiary katolickiej, lecz także w zdrową, trzeźwą katolicką religijność, która zawsze powoduje rozwój osobowy, czyli intelektualny, moralny, emocjonalny, a także cielesny (przykład: tradycyjna dyscyplina postna o wiele bardziej służy zdrowiu fizycznemu niż minimalne, wręcz znikome zasady postne modernizmu, a tym bardziej rozpasanie konsumpcyjne, co widać chociażby w wyglądzie i fizycznej kondycji duchownych). Głównym celem tego ataku jest rozumność oświecona prawdami wiary katolickiej. Zamiast tych prawd wpajane jest katolikom ślepe posłuszeństwo i uległość wobec oryginalnych - mniej czy bardziej bzdurnych - pomysłów sprawujących władzę, co jest typowe dla sekt, także protestanckich czy wywodzących się z protestantyzmu. 

Czy spór o klęczenie jest bezzasadny?


Powyższa wypowiedź pochodzi od jednego z najbardziej znanych i powszechnie w Polsce poważanych duchownych. Zresztą nierzadko zdarzają mu się dość rozsądne wypowiedzi. Tutaj jednak popełnia nie tylko kardynalne błędy teologiczne, lecz wręcz przejawia heretyckie poglądy. 

Otóż według wiary katolickiej Mszy św. jest uobecnieniem Ofiary Krzyżowej, a nie jest - jak dla protestantów - pamiątką czy celebrowaniem Ostatniej Wieczerzy. To jest istotna różnica. 

W Kanonie Rzymskim, który jest od starożytności, a nawet od czasów apostolskich, sercem sprawowania liturgii eucharystycznej, jest jasno powiedziane, że sprawujemy w niej pamiątkę Męki, Śmierci, Zmartwychwstania oraz Wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa, a nie Ostatniej Wieczerzy, nawet jeśli pierwszy raz była sprawowana we Wieczerniku.

Niestety liturgia Novus Ordo, która umyślnie nawiązuje do poglądów protestanckich, dość wyraźnie sprzyja herezji protestanckiej pod tym względem. Często przejawia się to w potocznym - choć pochodzącym nawet z ust duchownych - uzasadnianiu zmiany kierunku celebracji, że mianowicie Pan Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy był zwrócony twarzą do Apostołów, co zresztą jest także historyczną nieprawdą. 

Ponadto w Ewangeliach jest jasno powiedziane, że to ustanowienie miało miejsce PO uczcie paschalnej, nie podczas niej. 

Błądzą także ci, którzy sprowadzają klęczenie do kwestii kulturowej. Otóż leżenie, siedzenie, stanie, klęczenie nie są znakami względnymi kulturowo. Każdy normalny człowiek wie, co dana postawa oznacza, ponieważ każda jest zakorzeniona w funkcjach życiowych: człowiek w sposób naturalny przy innych czynnościach leży, siedzi, stoi czy klęczy. Jeśli ktoś chce wyeliminować czy wyeliminował klęczenie w liturgii, to tym samym daje znać, że jakby redukuje ją do zwykłych funkcyj życiowych, gdzie normalnie występuje tylko leżenie, siedzenie, stanie. Tym samym liturgia bez klękania jest jakby niedorozwinięta, czy jakby amputowana. 

Gdzie szukać exorcysty?


Po pierwsze, wyjaśniam nieporozumienie: nigdy nie twierdziłem, że ktoś doświadcza materializacji. Jestem natomiast pewien, że nie ma materializacji, lecz że jest to bujda, czyli kłamstwo na doraźny użytek. Jeśli ktoś twierdzi, że doświadczył materializacji, to albo ma poważne iluzje czyli halucynacje, albo po prostu kłamie. Nawet jeśli jest exorcystą mianowanym przez biskupa, niestety. 

I to ma właśnie związek z faktem, że w Polsce - i nie tylko - biskupi mianują exorcystów przeważnie, jeśli nie wyłącznie spośród tzw. charyzmatyków. A jest pewne, że oni mają raczej powiązania z demonami niż z Duchem Świętym. 

Co do samego pytania. Otóż zależy, co uznać za skuteczność. Na pewno nie jest tak, że jedna wizyta czy rozmowa wystarczy. Zwykle trzeba miesięcy a nawet lat walki.

Na pewno skutecznością nie są fenomeny, które przyciągają uwagę i są sensacją, jak np. rzekome materializacje.

W normalnych warunkach, gdy biskup wyznacza na egzorcystę kapłana według norm, tylko taki kapłan ma prawo sprawować exorcyzm tzw. uroczysty. W sytuacji nadzwyczajnej, czyli braku takiego exorcysty, moim zdaniem może się tego podjąć kapłan nie wyznaczony przez biskupa, o ile spełnia kryteria wyznaczone w rubrykach Rituale Romanum, aczkolwiek zachodzi pewne ryzyko zwłaszcza dla niego. Myślę jednak, że gdy działa z konieczności i z troski duszpasterskiej, będzie bezpieczny.

Czy FSSPX ma „skutecznych“, tego nie wiem. Wiem, że oni lubią się przechwalać. Na pewno nie mają delegacji od biskupów, ale mogą być „skuteczni“ na powyższej zasadzie. 

Kiedy duchowny ma obowiązek bycia ubranym w sutannę?



Prawnie jest nakazany obowiązek stroju duchownego, a według obecnego prawa kanonicznego nie musi to być sutanna, lecz w zależności od przepisów lokalnych. Nie jest doprecyzowane, czy i w jakich okolicznościach musi być sutanna czy ubiór duchowny, a kiedy nie musi. Dokładniej było i jest to regulowane w statutach diecezjalnych i zakonnych, nie w ogólnokościelnym prawie kanonicznym. Lefebvrianie (FSSPX) mają swoją zasadę, że nigdy nie wolno pokazać się bez sutanny, ale to jest ich prawo wewnętrzne, nie ogólnokościelne. 

Jak żyć obecnie w Kościele?


Trzeba odróżnić zachowanie danych osób od tego, czym jest Kościół. Jeśli nie ma jednoznacznych powodów do kwestionowania ważności sakramentów, to można założyć, że są ważne. A nawet jeśli w danym wypadku byłyby nieważne, to Pan Bóg, który jest przecież sprawiedliwy, daje łaskę każdemu, kto szczerze prosi i ufa. Dlaczego mamy obecnie czas zamętu i niepewności, tego nie wiemy. Pewne jest, że skoro Pan Bóg to dopuszcza, to jest to próba naszej wiary. Najpewniejszą drogą są oficjalne struktury, nawet jeśli rządzą w nich heretycy czy wręcz apostaci. Także, a nawet zwłaszcza w obecnej nadzwyczajnej sytuacji należy przestrzegać odwiecznych reguł Kościoła. O to właśnie walczę. 

Jakie są obecnie przepisy co do miejsca celebracji? (z post scriptum)


Niedawno (tutaj) przedstawiłem stan prawny co do miejsca celebracji Mszy św. według Kodexu Prawa Kanonicznego z 1917 r., który obowiązywał do wydania nowego Kodexu w 1983 r. 

Nowy Kodex w tej sprawie daje regulację o wiele luźniejszą (oryginał zamieszczony wyżej):

- Celebrować należy w miejscu świętym, czyli poświęconym do kultu Bożego, o ile w poszczególnym przypadku nie ma konieczności celebrowania w innym miejscu. 

- W tym ostatnim przypadku jedynym wymogiem jest, że ma to być miejsce godziwe (locus honestus) wyposażone w "odpowiedni stół" z obrusem i korporałem.

- Do celebrowania w innym miejscu (miejscu godziwym) nie jest konieczne pozwolenie ani Stolicy Apostolskiej, ani biskupa miejsca czy przełożonego zakonnego. 

- Nie jest podana definicja miejsca świętego (locus sacrus), czyli nie jest wymagane oficjalne poświęcenie tego miejsca czy pozwolenie ordynariusza miejsca na poświęcenie. 

- Wyraźnie pozwolenie ordynariusza miejsca jest wymagane jedynie w przypadku celebrowania w świątyni należącej do wspólnot niekatolickich. 



Post scriptum

Lefebvrianie pozwalają sobie na wiele więcej, gdyż dla nich nawet piknik jest powodem do celebrowania poza miejscem świętem, co jest oczywiście bezczelnym nadużyciem:


Oczywiście nadużyciem jest także nazywanie tego "piknikiem Tradycji". To jest szyderstwo z Tradycji Kościoła, skoro z okazji rozrywkowej łamie się zasadę Tradycji Kościoła co do miejsca celebracji. 

Tak ta lefebvriańska "tradycja" wygląda w rzeczywistości: 







Fałszywe tłumaczenie modlitwy z Fatimy


W języku polskim niestety rozpowszechnione jest fałszywe tłumaczenie modlitwy z objawień fatimskich, dodawanej w różańcu. 

Powyżej widać text oryginalny wydany w oficjalnym zbiorze dokumentów sanktuarium w Fatimie (dostępne w internecie):



Prawidłowe tłumaczenie brzmi:
"O mój Jezu, przebacz nam, uwolnij nas z ognia piekielnego i weź wszystkie dusze do nieba, zwłaszcza te, które tego bardziej potrzebują."

Nie wiem, kto pierwszy wprowadził zafałszowane tłumaczenie. To nie jest istotne, ale warto było wyśledzić, gdyż zmiany treści oryginału są dość znaczące. 

Czy modlitwa do św. Michała Archanioła została prawidłowo przetłumaczona?


Cytowany fragment znaczy dokładnie: "niech Bóg mu rozkaże", "oby Bóg mu rozkazał". Tak więc tłumaczenie nie jest dosłowne, ale treściowo prawidłowe. Jest to prośba do św. Michała Archanioła o wstawiennictwo, żeby Bóg pogromił szatana. 

Jest natomiast inny problem w tłumaczeniu tej modlitwy. Otóż słowa "defende nos in proelio" zwykle są fałszywie tłumaczone jako "wspomagaj nas w walce", podczas gdy prawdziwie znaczą one "broń nas w walce". 

Czy zasadne jest przyjmowanie święceń warunkowych (sub conditione)? (z aktualizacją)


W związku z działalnością tzw. ruchu oporu (FSSPXR) w Polsce byłem pytany wielokrotnie o opinię. To grono zresztą widocznie pilnie śledzi bloga i nie tylko. 

Najpierw informacje ogólne w skrócie dla tych P. T. Czytelników, którym sprawa jest zupełnie obca. 

Otóż chodzi o grupę, której duchowym przywódcą jest były członek FSSPX czyli Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, biskup Richard Williamson, który w sierpniu 2022 r. udzielił - według podanej po czasie informacji - sakry biskupiej Polakowi, Michałowi Stobnickiemu, a wcześniej, w 2017 r. udzielił był temuż święceń prezbiteratu. O przyjęciu przez tegoż niższych święceń nic nie wiadomo. Wszystko wskazuje na to, że ów nie odbył formacji seminaryjnej wymaganej od Soboru Trydenckiego przez prawo kanoniczne, ani nawet nie ukończył jakichkolwiek studiów teologicznych. Wiadomo tylko, że bp Michał Stobnicki ukończył studia prawnicze oraz pracował do niedawna jako prawnik, prowadząc od 2018 r. - czyli już po przyjęciu święceń prezbiteratu - własną kancelarię:


O ile zarabianie na życie w świeckim zawodzie, jeśli jest konieczne i tylko w koniecznym zakresie, można by pod tym warunkami usprawiedliwić moralnie i teologicznie, o tyle brak formacji seminaryjnej oraz brak jakichkolwiek studiów teologicznych jest nie do pogodzenia z zasadami Kościoła nawet w sytuacji nadzwyczajnej, z jaką mamy do czynienia obecnie. Tym samym oczywiste jest, że bp Williamson zadziałał wbrew nie tylko prawu kanonicznemu (zarówno przed- jak i posoborowemu), lecz także w sprzeczności z odwiecznymi zasadami Kościoła co do udzielania sakramentu święceń. Wprawdzie obowiązek przejścia przez conajmniej 4-letnią (przynajmniej tyle trwają studia teologii) formację w seminarium duchownym przed udzieleniem święceń wyższych jest wiążący dopiero od Soboru Trydenckiego, jednak zawsze obowiązywały kryteria solidnego przygotowania duchowego, teologicznego i praktycznego do przyjęcia święceń pod nadzorem biskupa miejsca, nawet jeśli odbywało się to na poziomie parafii, czyli we wspólnocie starszych duchownych. 

Równocześnie, tzn. w ostatnich około dwóch latach, kilku starszych już wyświęconych w Novus Ordo duchownych (salezjanie x. Jacek Bałemba, x. Dariusz Kowalczyk, oraz misjonarz św. Wincentego a Paulo x. Włodzimierz Małota) przyjęło tzw. święcenia sub conditione (czyli warunkowe) z rąk czy to bpa Williamsona czy też bpa Stobnickiego (szczegóły nie są podawane, jest tylko ogólna informacja podana przez tego ostatniego). Jak należy te fakty ocenić? 

Znamienne jest, że nikt z tych osób nie podał uzasadnienia tych kroków, czyli zarówno udzielenia święceń Michałowi Stobnickiemu wbrew wszelkim zasadom Kościoła, jak też kilku kapłanom wyświęconym już niegdyś w Novus Ordo. Mówi się jedynie ogólnie i mgliście o zaradzeniu niepewności. Z czego ta niepewność wynika i na czym polega, nie jest podawane. Czy wynika z sakramentalnej nieważności zreformowanej sakry biskupiej, czyli z tego, że biskupi Novus Ordo nie są sakramentalnie ważnymi biskupami, czy raczej z braku intencji w udzielaniu przez nich święceń, mimo że są ważnie wyświęconymi biskupami? Są to istotne pytania. W każdym razie sieje się w ten sposób niepewność wśród wiernych, a równocześnie buduje się własną rangę dzięki zapewnieniu sobie - jak twierdzą - niewątpliwych sakramentalnie święceń prezbiteratu i w przypadku M. Stobnickiego także episkopatu. 

W sporze co do ważności sakry biskupiej według obrzędu wprowadzonego przez Pawła VI nie jestem w stanie się wypowiedzieć teologicznie, gdyż jeszcze nie zgłębiałem tematu. O ile wiem, ani FSSPX ani bp R. Williamson generalnie nie negują sakramentalnej ważności tego obrzędu. Pozostaje więc kwestia intencji, czyli wątpliwości z powodu możliwego braku właściwej intencji u biskupa Novus Ordo, zakładając sakramentalną ważność formy, czyli modlitwy konsekracyjnej. 

Ta kwestia prowadzi nieuchronnie do sprawy ważności sakry biskupiej przyjętej przez abpa Marcel'a Lefebvre'a, która podnoszona jest przez część biskupów sedewakantystycznych (z których większość wywodzi się z byłych członków jego "bractwa" czyli FSSPX) oraz ich środowiska teologiczne i publicystyczne. Zwracają oni uwagę na fakt, że kardynał Achille Liénart z Lille, od którego Marcel Lefebvre przyjął święcenia zarówno prezbiteratu jak też episkopatu, nie tylko należał do zdeklarowanego skrzydła liberalnego i modernistycznego w episkopacie francuskim, lecz był masonem (więcej tutaj). Ten fakt potwierdził sam abp M. Lefebvre, a także jego duchowi synowie jak x. Szymon Bańka FSSPX (więcej tutaj). 

Jeśli więc istnieją poważne poszlaki, że kard. Liénart był masonem (o dowody jest bardzo trudno, ich zdobycie jest praktycznie niemożliwe, gdyż członkostwo w masonerii jest przez nią objęte ścisłą tajemnicą, za której złamanie wymierzana jest śmierć skrytobójcza), to także ważność święceń przyjętych przez abpa M. Lefebvre'a i w konsekwencji też udzielanych przez niego należy uznać za wątpliwą bądź przynajmniej moralnie niepewną. Dlatego przyjęcie z tej linii jakichkolwiek święceń sub conditione nie zaradza wątpliwości i niepewności, wbrew temu, co twierdzą wyznawcy FSSPXR, czyli "ruchu oporu". 


Post scriptum 1

W reakcji na niniejszy wpis pojawiło się sporo reakcyj, dość często niemerytorycznych i złośliwych. Pojawiły się też jednak komentarze, próbujące obalić wątpliwości co do ważności linii abpa M. Lefrebvre'a, co widać w komentarzach. Jeden z nich wskazuje na następującą apologię:

https://martyr.pl/zagadnienie-waznosci-swiecen-arcybiskupa-lefebvrea/

Odpowiadam:

Text jest na słabym poziomie, gdyż jest to bardziej perswazja niż rzetelna argumentacja.

Po pierwsze, z tego, że mason może święcić ważnie, nie wynika wcale, że każdy mason święci ważnie.

Po drugie, zupełnie inne są przypadki Talleyrand'a i Lienart'a. Ten pierwszy był widocznie niewierzący i bez powołania, i działał we własnym interesie. Ten drugi natomiast był zagorzałym modernistą, który dążył do wewnętrznego zniszczenia Kościoła. 

Po trzecie, zewnętrzne spełnienie formy nie jest dowodem na spełnienie intencji. Dla oceny intencji konieczne jest uwzględnienie także innych okoliczności, jak zwłaszcza całość działań szafarza. 

Po czwarte, skoro postuluje się przyjmowanie święceń sub conditione dla zaradzenia niepewności czy wątpliwości, to nie należy przyjmować z linii obciążonej jakąkolwiek wątpliwością czy niepewnością, a taką jest linia abpa M. Lefebvre'a. 


Post scriptum 2

Tzw. ruch oporu (FSSPXR) w Polsce dzielnie się broni przed moimi (i nie tylko) zarzutami, głównie co do braku formacji seminaryjnej oraz studiów teologicznych Michała Stobnickiego, namaszczonego na przywódcę oporników w Polsce przez wielbiciela Władimira Pucin'a - bpa Richard'a Williamson'a. Otóż "biskup"-opornik Stobnicki twierdzi, że 

- Codex Iuris Canonici z 1917 r. (can. 972) nie nakłada ścisłego obowiązku formacji w seminarium

- pan Stobnicki studia teologii "zgodnie z decyzją J. E. Ks. Bp. Roberta McKenny OP (...), który skorzystał z możliwości przewidzianych przez prawo kanoniczne w kanonie 972 Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917 roku, odbywał poza seminarium". 

Jednak "biskup"-opornik Stobnicki ani nikt z jego wyznawców nie odpowiada na następujące istotne pytania:

1. Który to ordynariusz udzielił panu Stobnickiemu wymaganą w tymże kanonie dyspensę od obowiązku przebywania w seminarium podczas studiów teologicznych i z jakiej to poważnej przyczyny?

2. Który to kapłan sprawował nad nim wymaganą w tym kanonie pieczę formacyjną, tzn. u którego kapłana pan Stobnicki odbywał formację duchowną?

3. Kto wystawił panu Stobnickiemu świadectwa ze zdanych egzaminów (o ile one w ogóle istnieją)?

4. Kto przeprowadził scrutinium przed dopuszczeniem go bo święceń (wygląda na to, że nikt)?

5. Kto i kiedy udzielił mu święceń niższych, subdiakonatu i diakonatu? Dlaczego nie zostało to nigdy ogłoszone publicznie, by każdy znający ewentualne przeszkody mógł wnieść sprzeciw (jak tego wymaga prawo)?

Te pytania są istotne i stawianie ich jest niezbędne, gdyż udzielanie sakramentu święceń jest jednym z aktów publicznych Kościoła o najwyższej randze. Chodzi bowiem zarówno o godziwość, ważność i powagę udzielenia ich panu Stobnickiemu, jak też o wiarygodność i prawowierność jego działalności. Póki co, wygląda na to, że formuje się sekta, która skupia w sobie najgorsze znamiona lefebvryzmu, zwodząc i oszukując katolików szukających nieskażonego modernizmem nauczania wiary oraz pewnych co do ważności sakramentów. 

Udzielenie święceń komuś takiemu jak pan Michał Stobnicki świadczy o zupełnym pogubieniu bpa Richard'a Williamson'a, który widocznie gardzi już nawet najbardziej elementarnymi zasadami Kościoła. Gdyby udzielił sakry komuś takiemu jak x. Jacek Bałemba, czy choćby któremuś innemu z tej trójki "sub conditione", to byłoby to choćby szczątkowo zgodne z zasadami Kościoła, gdyż każdy z nich przeszedł formację seminaryjną, ukończył studia teologiczne i wykazał się jakąś działalnością dla Tradycji Kościoła. Jest zupełnie niezrozumiałe, jak oni mogą godzić się na to, że ktoś taki jak pan Stobnicki jest ich quasi przełożonym czy pseudordynariuszem (najwyżej honorowym). Postawienie kogoś takiego nad nimi świadczy o zupełnym braku już nawet wyczucia i choćby śladowego zdrowego rozsądku. Swoją drogą ciekawe, czym pan Stobnicki podbił serce Richard'a Williamson'a. W każdym razie to środowisko okrutnie śmierdzi sekciarstwem. Aż żal bierze, że w coś takiego dali się wmanewrować tacy trzej kapłani. Wygląda na to, że Stobnicki ich skusił święceniami "sub conditione", żeby następnie nimi rządzić. Stąd taka wściekła reakcja na moje uwagi i zastrzeżenia. 


Post scriptum 3

Opornicy gorliwie opluwają moją skromną osobę, zarzucając mi m. in. kłamstwo. Otóż twierdzą, że "kołatałem" do drzwi "ruchu oporu", a temu teraz zaprzeczam. Dowodem rzekomego kłamstwa z mojej strony jest wiadomość wysłana z polecenia człowieka, z którym miałem kontakt na pejsbuku, a który w międzyczasie zupełnie zniknął i nie mogę znaleźć nawet korespondencji z nim na pejsbuku. Oto wiadomość wysłana przeze mnie, na którą zresztą nie otrzymałem żadnej odpowiedzi:


Jak widać, to ma dokładnie zero wspólnego z kołataniem do drzwi "ruchu oporu". Ów p. Skoczyński wyznał mi, że korzysta z posługi Stobnickiego, a wówczas nawet nie było wiadome, że Stobnicki jest rzekomo biskupem. Skoczyński bardzo miło do mnie pisał, więc uznałem, że chętnie przy okazji poznam duchownego, któremu on ufa. Tyle. Nic więcej. Wtedy nawet nie wiedziałem, że istnieje w Polsce coś takiego jak "ruch oporu". 

Tak więc ponowie okazuje się, że jest to grono mitomanów z tendencją do oszukiwania publiczności. To są objawy poważnej patologii duchowej, być może też psychicznej. 



Post scriptum 4

Pewien mocno oburzony P. T. Czytelnik raczył wysłać następujący komentarz:


Odpowiadam:
W takim razie proszę o dowody na to, że np. Walter Kasper jest masonem i nie ma czy nie miał intencji ważnego udzielania święceń. I proszę zapytać x. Karl'a Stehlin'a, czy w przypadku, gdyby do FSSPX chciał wstąpić ktoś wyświęcony przez Walter'a Kasper'a, to czy FSSPX wymagałoby od niego przyjęcia święceń sub conditione. Otóż znam osoby, którym x. K. Stehlin powiedział, że w takich przypadkach FSSPX udziela święceń sub conditione. To jest co do istoty taka sama sytuacja, tyle że w odniesieniu do ważności święceń udzielanych przez kard. Lienart'a.