Niestety po raz kolejny muszę poruszyć działalność internetową tego człowieka, który nadal w swojej ignorancji połączonej z pewnością siebie i zadowoleniem ze siebie mami ludzi fałszywymi treściami, podając je jako rzekome tradycyjne katolickie nauczanie. Oto jego kolejny popis:Temat jest bardzo ważny, wypowiadałem się już w temacie (por. tutaj). X. Bańka mija się także w tej sprawie z katolicką teologią moralną, mimo tego z typowym tupetem sprzedając swój bełkot jako teologię katolicką. Prosty dowód: nie jest on w stanie podać żadnego tradycyjnego podręcznika katolickiej teologii moralnej na poparcie swoich słów. Z prostego powodu: takowego nie ma. Tak więc x. Bańka opiera się najwyżej na tym, co mu nawciskano w seminarium FSSPX w Zaitzkofen, co świadczy dość haniebnie o tej instytucji, która przechwala się rzekomo tradycyjnie katolickim nauczaniem, co - jak widać na tym przykładzie - nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.
Kluczową tezą x. Bańki jest porównanie ósmego przykazania Dekalogu do siódmego, wraz z tradycyjnie brzmiącym odróżnieniem między materią i formą. Tutaj jak zwykle popełnia on pomieszanie, które świadczy albo o braku wiedzy, albo o kłamaniu na doraźny użytek, albo o jednym i drugim. Ostatecznie chodzi o to, co jest kradzieżą bądź kłamstwem. Według delikwenta kradzieżą zabronioną przez przykazanie nie jest przywłaszczenie sobie pożywienia w sytuacji głodu. Z tego delikwent wyciąga wniosek, że także to, czy powiedzenie nieprawdy jest kłamstwem, zależy od okoliczności tego powiedzenia. Nie wiem, czy to jest oryginalny pomysł delikwenta, czy go wspaniałomyślnie zaczerpał z wykładów w Zaitzkofen. W każdym razie jest to sprzeczne ze rdzenną katolicką teologią moralną i każdym tradycyjnym podręcznikiem tej teologii. Jest to raczej dość prymitywna, a jedynie pozornie scholastyczna wersja powszechnej obecnie - pierwotnie protestanckiej - tzw. etyki sytuacyjnej, gdzie od okoliczności względnie danej sytuacji zależy ocena moralna danego czynu. Delikwent widocznie albo ma problemy z prostym logicznym myśleniem, albo nie wie, co mówi, skoro na wstępie swojej wypowiedzi deklaruje odrzucenie etyki sytuacyjnej, a następnie wprost się za nią opowiada. Czyżby liczył na to, że publiczność zauroczona jego bezczelnie śmieszkującą buzią i wymachiwaniem rączkami bez cienia namysłu łyknie każde słowo księdza dyrektora z efektem niezmąconego trzeźwym myśleniem podziwu, może nawet zachwytu?
W każdym razie to zachowanie świadczy o tym, że on albo się nawet nie zetknął z katolicką teologią moralną, albo nią de facto gardzi, albo jedno i drugie.
Otóż definicja kłamstwa jest w teologii katolickiej ustalona najpóźniej do czasu św. Augustyna, który poświęcił tej kwestii aż dwie rozprawy. Także wspomniany w pytaniu św. Jan Kasjan zasadniczo nie neguje tej definicji, choć ma pogląd nieco mniej wyrazisty w tej kwestii (więcej tutaj).
Oto przykład słynnego podręcznika katolickiej teologii moralnej:
W skrócie:
1. Kłamstwem jest mówienie sprzeczne z umysłem, czyli z własną myślą. Tym samym definicja kłamstwa NIE zależy od okoliczności. Czyli każde mówienie sprzeczne z tym, co się myśli, jest kłamstwem i tym samym grzechem.
2. Każde kłamstwo jest grzechem, aczkolwiek różnej wagi.
3. Odróżnia się trzy rodzaje kłamstwa:
- kłamstwo użyteczne
- kłamstwo żartobliwe
- kłamstwo szkodliwe
Dwa pierwsze rodzaje są grzechami lekkimi, trzeci rodzaj jest grzechem ciężkim.
4. Kłamanie - także lekkie - nigdy nie jest moralnie dozwolone. Dozwolone jest natomiast niekiedy ukrywanie prawdy z powodu roztropności.
Ukrywanie prawdy może się odbywać przez
- dwuznaczność, czyli posługiwanie się wieloznacznością,
- restrykcja mentalna, która może być albo czysto mentalna, albo realna.
Restrykcja czysto mentalna jest wtedy, gdy całe znaczenie słów jest zachowane w umyśle, a prawda nie może zostać odczytana, jak np. w zdaniu "widziałem Rzym", mając na myśli widzenie na obrazie, czy w zdaniu "nie wziąłem tego", mając na myśli wzięcie prawą ręką.
Restrykcja realna jest wtedy, gdy z okoliczności może być odczytany prawdziwy sens, jak np. w zdaniu "o tym nic nie wiem", mając na myśli nic, co można by ujawnić.
Restrykcja czysto mentalna nie jest dwuznacznością, lecz jest równa kłamstwu i tym samym grzeszna. Dozwolone jest natomiast posługiwanie się dwuznacznością oraz restrykcją realną, o ile zachodzi sprawiedliwa przyczyna do ukrywania prawdy, a nie ma innego godziwego sposobu ukrycia prawdy, oraz nie zachodzi zamiar oszukania bliźniego, a jedynie możliwość błędnego (niezgodnego z prawdą) zrozumienia słów.
Dokładnie tak samo naucza Katechizm Rzymski wydany po Soborze Trydenckim, nie pozostawiając żadnej wątpliwości, że nie wolno kłamać także dla pożytku bliźniego:
Tak więc znów widać, że bezczelny śmieszek wystawiony przez FSSPX do użytku publicznego niestety bardzo poważnie rozmija się z doktryną i teologią katolicką, tudzież z prawdziwością w ich przedstawianiu. On po prostu oszukuje ludzi przedstawiając jako nauczanie katolickie coś, co z całą pewnością tym nie jest. Tym razem nie może usprawiedliwiać się tym, iż odpowiadał spontanicznie na pytania zadawana na żywo z zaskoczenia, gdyż on teraz przezornie odpowiada na zadane wcześniej pytania i tym samym ma możliwość - i obowiązek! - solidnego przygotowania swoich odpowiedzi. Tutaj nie tylko nie ma solidnego przygotowania, lecz zachodzi wręcz haniebne i skandaliczne wprowadzanie publiczności w błąd.
Post scriptum
Jeden z P. T. Czytelników wskazał na artykuł w polskojęzycznym organie FSSPX jako podstawę twierdzeń x. Bańki:
Jest to text nieznanego skądinąd autora:
Nie wiem, kim jest ten autor i jak się dostał na łamy organu. W każdym razie po pierwsze wykazuje on jedynie pobieżną znajomość podręcznika o. Prümmer‘a, na który wskazałem przy innej okazji. Znajomości katolickich podręczników natomiast wcale nie widać u x. Bańki, którego wystąpienie nie ma wiele wspólnego także z tym artykułem, choć prawdopodobnie na nim się opiera. Po drugie x. Jerzy Leśniewski stawia tezy, które są sprzeczne ze źródłami, na które wskazuje. Innymi słowy: autorytet wskazanych autorów jest przez niego nadużywany dla tez własnych, które są sprzeczne z tymi źródłami. Oto jeszcze dowód z o. Prümmer‘a:
Należy mieć na uwadze, że o. Prümmer jest starszy (rok wydania 1915) niż o. Merkelbach (pierwsze wydanie 1931, posługuję się wydaniem z 1962 r.). Być ten ostatni czerpał z pierwszego, aczkolwiek z istotnymi zmianami.
Rzeczywiście niektórzy teologowie mają dziwny pogląd w zastosowaniu zasad ogólnych do konkretnych życiowych sytuacyj. Natomiast wszyscy teologowie katoliccy są zgodni co do tego, że moralnie dopuszczalne jest stosowanie jedynie wieloznaczności (dwuznaczności) oraz zastrzeżenia realnego (restrictio late mentalis vel realis), podczas gdy zastrzeżenie czysto mentalne (restrictio pure mentalis) jest kłamstwem czyli grzechem. Atoli różne są opinie co do tego, co jest zastrzeżeniem czysto mentalnym, a co realnym. Tego właśnie dotyczą tezy co do zastosowania.
O. Prümmer prezentuje pogląd dość wyraźnie sprzeczny w sobie i z ogólnymi zasadami, przy czym jednak uczciwie zaznacza, że to jest jego osobisty pogląd, nic więcej:
W skrócie:
1. Spowiednik zapytany o coś, co wie ze spowiedzi, zawsze może a czasem nawet powinien powiedzieć "nie wiem", a to z tego powodu, że jest powszechnie wiadomo, iż nie może on powiedzieć niczego, co wie ze spowiedzi. Z tego powodu może tak powiedzieć także pod przysięgą. Także penitent zapytany przez spowiednika o grzech, którego nie ma powinności ujawnić, może powiedzieć "nie popełniłem".
2. Podobnie jest w przypadku osób związanych tajemnicą zawodową (sekretarze, adwokaci, lekarze itp.). Także tutaj zachodzi okoliczność, że jest powszechnie wiadomo, iż są związani tajemnicą.
3. Ktoś pytany, czy posiłek smakował, może odpowiedzieć twierdząco, nawet jeśli nie smakował, ponieważ jest powszechnie wiadomo, że jest to odpowiedź z uprzejmości.
4. Sługa może na rozkaz pana powiedzieć "pana nie ma w domu", ponieważ ta formuła oznacza, że pan w tej chwili nie przyjmuje wizyt. Podobnie komuś, kto o coś prosi, wolno odpowiedzieć "nie mam" w znaczeniu "nie mam, co mógłbym ci łatwo dać".
5. Niedozwolone jest natomiast zastrzeżenie tego rodzaju, gdy ktoś mówi "nie zrobiłem tego", a szeptem dopowiada "dzisiaj". Także o. Prümmer uważa to za kłamstwo.
Jak widać, te wywody są dość niespójne. W sposób ewidentny nie są to zastrzeżenia realne, lecz czysto mentalne, czyli kłamstwa. Umowne czy kulturowe uwarunkowania takich zdań nie są istotne, ponieważ istotna jest prawdziwość danych słów. Nie wiem, skąd o. Prümmer wziął te swoje tezy. Prawdopodobnie ma to związek z jego specyficzną austriacką mentalnością, łączącą quasi dworskie zwyczaje ze wschodniackim krętactwem.
Solidniej i bardziej po katolicku przedstawia sprawę inny dominikanin, o. Merkelbach:
Słuszne i cenne jest tutaj wskazanie z jednej strony na orzeczenie papieża Innocentego IX potępiające stosowanie zastrzeżenia czysto myślnego, a z drugiej na dopuszczanie kłamstwa przez modernistów, protestantów i też niektórych zboczonych teologów katolickich.
Szczególnym przypadkiem jest stosowane porównanie kłamstwa do zabicia człowieka: jak pod pewnymi warunkami wolno zabić, tak też pod pewnymi warunkami wolno kłamać. Tę fałszywą tezę o. Merkelbach słusznie obala: zabicie nie jest istotowo i zawsze złem (jak np. w obronie własnej, niewinnych i bezbronnych), podczas gdy kłamstwo jest istotowo i zawsze złe, ponieważ jest sprzeczne z naturą mowy.
I jeszcze dowód ze św. Alfonsa, patrona teologów moralnych (Theologia moralis, liber VI):
Jak widać, św. Alfons idąc za św. Tomaszem uważa, że zanegowanie w spowiedzi popełnionego grzechu lekkiego lub już wcześniej wyznanego grzechu ciężkiego JEST GRZECHEM, choć nie wykraczającym poza złość prostego kłamstwa. Kłamliwe jest więc twierdzenie, jakoby kłamanie tego typu w spowiedzi nie było grzechem i było dozwolone. To potwierdza, że źródła lefebvriańskie po prostu oszukują.
Jeszcze dwa inny przykłady źródeł:
Jak widać, sprawa jest jasna: - każde mówienie niezgodne z umysłem jest kłamstwem
- moralnie dopuszczalne jest jedynie zastrzeżenie myślne realne, ponieważ zdanie takie jest samo w sobie prawdziwe.
Ostatni przykład, tym razem niemieckiego kapucyna, uwidacznia, że to właśnie niektórzy niemieckojęzyczni teologowie mają w tej kwestii nieco namieszane, prawdopodobnie pod wpływem protestanckim:
Kapucyn Jone zbacza od teologii katolickiej w następujących poglądach:
- że kłamstwo jest samo w sobie jedynie grzechem lekkim
- że powiedzenie "pana nie ma w domu" nie jest kłamstwem lecz dozwolonym zastrzeżeniem myślowym, ponieważ oznacza, że pana nie ma w domu dla danej osoby.
Obydwa poglądy są oczywiście sprzeczne z powszechnie uznaną, katolicką definicją kłamstwa i fałszywe.
Nasuwa się pytanie, dlaczego lefebvrianie wybierają akurat takie źródła do nauczania swoich seminarzystów i wskutek tego także wiernych, którzy ich potem słuchają. Jest to oczywiście oszukiwanie ludzie. Oczywiście seminarzysta czyli kleryk nie ma obowiązku znać całości źródeł katolickiej teologii. Taki obowiązek ma jednak wykładowca. Jego obowiązkiem jest następnie nie przekazywanie wybranych, marginalnych, zbaczający poglądów - czy to innych teologów czy swoich - lecz rdzennie katolickiej nauki zgodnej z nauczaniem Magisterium Kościoła. Haniebny przykład x. Bańki dowodzi jednak, że tego właśnie brakuje w formacji FSSPX. Tym samym wierni, którzy ufając w rzetelność i kompetencję kapłanów FSSPX są niestety bezczelnie oszukiwani.