Temat "nauk" o. Knotz'a był tutaj już kilkakrotnie poruszany (poprzednie wpisy można znaleźć klikając w etykietę widoczną z boku po prawej, zwłaszcza tutaj ) i jest niestety nadal aktualny. Dopiero stopniowo poznaję rozmiar błędów i zgorszenia przez niego od wielu lat rozsiewanego i to widocznie przy milczącej akceptacji hierarchii kościelnej, która nie ingeruje i może nawet nie chce ingerować w sex-biznes tego kapucyna. Jego treści są proste i metoda jest perfidna: wolno wszystko, co nie jest jednoznacznie potępione przez oficjalne dokumenty po Vaticanum II, a jeśli jest potępione, to sexuolog-kapucyn tak wykręca i miesza swoim pseudopsychologicznym bełkotem, że z tego potępienia w sumie niewiele zostaje, choć on tych dokumentów otwarcie nie odrzuca. Równocześnie nie podaje źródeł swoich "mądrości" pseudoteologicznych, a są one na poziomie groteskowo-prymitywnym, tudzież oddziaływującym na wyobraźnię, zwłaszcza lubieżną jak tutaj (źródło od min 4:08):
Przy okazji wykazuje elementarną ignorancję już chociażby odnośnie Pisma św., na które się powołuje, skoro mówi o polowaniu na zwierzynę w raju i spożywaniu mięsa. Wystarczy przeczytać pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju, by wiedzieć, że po stworzeniu Pan Bóg polecił ludziom spożywać jedynie rośliny, a dopiero po potopie pozwolił także na spożywanie mięsa (więcej tutaj).
Bardziej zasadniczym i perfidnym oszustwem jest już sprowadzenie miłości do wymiaru cielesno-sexualnego, jak tutaj (źródło od min 2:42):
Tego typu połączenie fałszu zarówno co do źródeł teologicznych jak też zasad teologicznych prowadzi w sposób zrozumiały do potężnych fałszów we wnioskach praktycznych i tym samym do oszukiwania odbiorców, którzy od człowieka w habicie oczekują podania tego, co uczy Kościół, bądź co się teologicznie przynajmniej zgadza z tym nauczaniem. Dlatego na szczęście coraz więcej osób ma wątpliwości i szuka wyjaśnienia, jak tutaj:
Zanim odpowiem wprost na pytanie, należy wskazać na zasady podawane przez katolicką teologię moralną (posługuję się znowu klasycznymi podręcznikami, podanymi już poprzednio).
Pytanie pierwsze dotyczy szeroko pojętego onanizmu w dwojakim znaczeniu:
1) gdy mąż w akcie małżeńskim wycofuje się z łona żony i wylewa nasienie poza nim
2) gdy mąż w sposób mechaniczny uniemożliwia złożenie nasienia w łonie żony, bądź gdy żona przez środki chemiczne bądź w inny sposób uniemożliwia płodność złożonego w jej łonie nasienia.
ad 1)
Jeśli onanizm odbywa się w sposób obopólnie zamierzony, tzn. jeśli małżonkowie współżyją z zamiarem wylania nasienia poza łonem, wówczas jest grzechem ciężkim, gdyż wówczas akt małżeński jest z założenia i w sposób planowy pozbawiony pierwszorzędnego celu jakim jest płodność.
Jeśli odbywa się to bez zgody małżonki przez samego męża, wówczas mąż grzeszy ciężko, a małżonka nie ma powinności w tym uczestniczyć.
Od tak rozumianego onanizmu należy odróżnić przerwanie aktu małżeńskiego, jeśli ma to miejsce z nieprzewidzianej konieczności, np. dla uniknięcia zgorszenia, gdy ktoś staje się świadkiem aktu, a oczywiście nie powinien, ponieważ jest to akt intymny między małżonkami. Takie przerwanie nie jest grzechem, nawet jeśli by doszło do wylania nasienia. Nie ma grzechu także w innych przypadkach, gdy dochodzi do niezamierzonego wylania nasienia.
Przerwanie aktu bez zgody drugiej osoby jest grzeszne, ale nie jest grzeszne przy obopólnej zgodzie, jeśli jest rozumy powód (rationabilis causa) niedokończenia aktu - np. obiektywna niemożliwość przyjęcia potomstwa w danym momencie - oraz nie ma niebezpieczeństwa wylania nasienia. Bezgrzeszność takiego aktu wynika z tego, że jest on w istocie tożsamy z pożądliwym kontaktem cielesnym, a taki kontakt jest moralnie dozwolony w małżeństwie.
Co do udziału żony w akcie onanistycznym istotne jest:
b) Dozwolony jest jej udział wtedy, gdy nie zgodziła się świadomie oraz roztropnie napomniała męża do aktu prawidłowego. Nie musi jednak napominać, gdy nie spodziewa się możliwości poczęcia (czyli w dni niepłodne) lub gdy obawia się niebezpieczeństwa niezgody w małżeństwie czy cudzołóstwa męża.
Natomiast odpowiedź Penitencjarii Apostolskiej na pytanie, czy niewiasta może brać udział w onanistycznym czy sodomickim działaniu małżonka, brzmi:
- Jeśli mąż chce popełnić onanizm przez wylanie nasienia poza łonem żony i grozi jej przy tym poważnymi konsekwencjami w razie niepoddania się, wówczas żona może brać udział w tym, co dozwolone, a mężowi pozwala na grzech z ważnego powodu, gdyż nie jest zobowiązana do przeszkodzenia grzechowi, jeśli miałaby sama ponieść poważne konsekwencje z powodu niewzięcia udziału.
- Gdy mąż chce popełnić z żoną grzech sodomicki, to żona nie może na to pozwolić, nawet jeśli grozi jej śmierć w razie odmowy.
Tak więc o. Knotz powinien się nauczyć teologii katolickiej od podstaw, poczynając już od Pisma św., którego widocznie nie zna. Powinien też poznać podręczniki katolickiej teologii moralnej, gdyż widocznie albo ich nie zna, albo nie rozumie, może nawet nie chce rozumieć i nimi gardzi. Ponadto wypadałoby, żeby poznał nauczanie mistrzów zakonu, do którego należy, jak chociażby św. Bernardyna Sjeneńskiego, który poświęcił obszerną mowę grzechowi sodomskiemu, tak gorliwie uporczywie propagowanemu przez o. Knotza:
P. S.
Otrzymałem słuszny komentarz wraz z równie słusznym domaganiem się o wyjaśnienie:
Najpierw uwaga ogólna. Otóż słusznie zauważona niejasność wynika przede wszystkim z tego, że starałem się w tym miejscu podać możliwie dokładnie i zarazem zrozumiale treść tradycyjnych podręczników katolickiej teologii moralnej. Trudno jest wtedy uniknąć uproszczeń. Dlatego jestem wdzięczny za komentarze i krytyczne uwagi. Przede wszystkim cenne jest zwrócenie uwagi na męski punkt widzenia, gdyż podręczniki zwykle mówią o udziale żony w grzechu onanistycznym w małżeństwie.
Sprawa sprowadza się właściwie do prostych zasad, o których warto pamiętać, a właściwie do zasady o celu małżeństwa:
Moralnie godziwe i tym samym dozwolone jest współżycie w celu drugorzędnym, ale pod następującymi warunkami:
Pozostaje oczywiście kwestia stosowania tej zasady w praktyce, zwłaszcza po stronie męża. Konkretnie chodzi przypuszczalnie o to, czy i na ile mąż jest w stanie uniknąć wylania nasienia w związku z takim kontaktem cielesnym, który jest właściwie niepełnym aktem małżeńskim.
W podręcznikach jest to osobny temat, mianowicie polucji, czyli wylania nasienia bez aktu małżeńskiego (czyli masturbacji), oraz dystylacji, czyli wydzielenia płynu niepłodnego przy pobudzeniu sexualnym. W praktyce granica może być niewyraźna, jednak przejście nie odbywa się poza kontrolą rozumu. Ponadto jest to kwestia indywidualna o tyle, że ma związek z pobudliwością danej osoby, a ta jest uwarunkowana zarówno przez strukturę psychiczną i temperament, jak też przez doświadczenia i wybory moralne. Dlatego z jednej strony istotne jest zarówno trzymanie się ogólnych zasad moralnych odnośnie aktu małżeńskiego, jak też podejście indywidualne, którego miejscem jest spowiedź czy poradnictwo duchowe. Zaznaczyć trzeba, że obecnie niestety nie każdy kapłan dysponuje odpowiednią wiedzą co do katolickich zasad w tej dziedzinie, czego o. Knotz jest dość jaskrawym przykładem. Tym niemniej warto szukać porady, chociażby w godnej zaufania literaturze katolickiej, którą staram się tutaj prezentować.
W świetle tych zasad łatwo zrozumieć, że stosowanie antykoncepcji oznacza świadome i zamierzone ubezpłodnienie aktu małżeńskiego i jest tym samym sprzeczne nie tylko z jego pierwszorzędnym celem, lecz także z jego naturą.
Dlatego jest zrozumiałe, że tak samo jak mąż nie prawa wymagać zastosowania pigułki antykoncepcyjnej, tak i żona nie ma prawa wymagać użycia prezerwatywy. Osoba stawiająca takie wymaganie grzeszy ciężko. Jeśli niespełnienie tego wymagania oznacza poważne zagrożenie dla małżeństwa, a roztropne napomnienia nie są skuteczne, wówczas dozwolone jest jego spełnienie. Innymi słowy, jak wyżej powiedziane dla strony żeńskiej: udział w akcie ubezpłodnionym jest dozwolony jedynie z poważnych powodów, jak zapobieżenie poważnemu zagrożeniu jedności i trwałości małżeństwa. Równocześnie obowiązuje tutaj staranie, by nie dochodziło do takiego współżycia.
Oczywiście wymaga to od małżonków wzajemnego poszanowania, wyrozumiałości, taktu, a jest to możliwe tylko dzięki więzi duchowej, która ze swej natury przewyższa więzi i pobudzenia zmysłowe i powinna nad nimi panować.
Odnośnie ostatniego zdania w pytaniu: Oczywiście w małżeństwie zasadniczo nie obowiązuje wstrzemięźliwość od aktów cielesnych. Jest jednak prawdą zarówno psychologiczną jak też duchową, że okresowa wstrzemięźliwość - przestrzegana według obiektywnych uwarunkowań oraz wzajemnego uzgodnienia - służy więzi duchowej i tym samym także właściwemu, ludzkiemu kształtowaniu i przeżywaniu aktów cielesnych.
Także radość z odbytego aktu onanistycznego nie musi być grzechem ciężkim, o ile powodem nie jest grzech lecz przyjemność zmysłowa czy uniknięcie przykrych skutków niedopuszczenia do tego aktu. Na przyjemność w takim akcie żona może przyzwolić, o ile wynika ona z naturalnego aktu, nie z wylania nasienia, które powoduje, że akt jest onanistyczny.
Z doświadczenia wiadomo, że poczęcie może nastąpić także wtedy, gdy mąż wycofa się przed całkowitym wylaniem nasienia. Jeśli żona uzna za prawdopodobne, że jednak doszło do złożenia nasienia, wówczas może bez grzechu pobudzić się do przeżycia orgazmu, także przy udziale męża.
Wystarczającymi powodami do dozwolonego udziału żony w onaniźmie męża są:
- obawa przed niezgodą czy kłótnią
- obawa przed zdradą małżeńską
- gdy sama musi się przez dłuższy powstrzymać od aktu małżeńskiego
- gdyby przez odmowę aktu powstała przeszkoda w praktykach religijnych i przyjmowaniu sakramentu (np. gdyby mąż zakazał praktyk religijnych)
- gdyby odmowa spowodowała zakłócenie pokoju domowego i wspólne mieszkanie stałoby się uciążliwe.
ad 2)
Udział z przyzwoleniem na onanizm za pomocą środków mechanicznych czy chemicznych (antykoncepcja) jest dozwolony z poważnej obawy złych skutków odmowy, o ile nie ma przyzwolenia na odczuwanie przyjemności (delectatio). Oznacza to, że chciana jest nie przyjemność (która jest odczuwana automatycznie), lecz uniknięcie złych skutków odmowy. To jednak nie zmienia kwalifikacji moralnej aktu, który z powodu wykluczenia płodności staje się jedynie aktem dla zaspokojenia pożądliwości, co jest wbrew jego naturze. Dlatego żona ma obowiązek sprzeciwić się takiemu aktowi w ramach swoich możliwości. Jeśli jednak nie może zapobiec aktowi, to może na niego pozwolić z poważnego powodu, podobnie jak w przypadku onanizmu w sensie 1).
Dla uniknięcia onanizmu:
- Małżonkowie powinni się wzajemnie zachęcać i wspierać zarówno we współżyciu prawidłowym jak też w utrzymaniu okresowej wstrzemięźliwość.
- Respektując rytm ciała żony, powinni odpowiednio dostosować dni współżycia.
Oczywiście wymaga to wzajemnego zrozumienia i poszanowania, ale równocześnie pomaga w budowaniu i wzmacnianiu jedności osobowej i miłości, która jako miłość cierpliwa i ofiarna promieniuje także na potomstwo.
W świetle tych zdrowych zasad nauczania Kościoła i teologii katolickiej spójrzmy teraz na nauki o. Knotz'a.
Najpierw uwagi ogólne:
- Texty o. Knotz'a mówią o "instrukcji" oraz "vademecum", nie podając, co to są za źródła i w jaki sposób można je samodzielnie sprawdzić (trzeba się domyśleć, że chodzi o "Vademecum dla spowiedników" wydane w 1997 r. przez Papieską Radę ds. Rodziny; jego polskie wydanie zawiera niestety wiele zmian i skrótów, czyli popełnia fałszerstwo). W taki sposób autor stwarza pozory powoływania się na autorytety, co jest oszustwem na odbiorcach.
- Generalnie texty o. Knotz'a są tak mgliste i gumiaste, że przeważnie trudno wyciągnąć z nich spójny tok myślowy i klarowne tezy. Widocznie o. Knotz stara się tak formułować swój przekaz, żeby z jednej strony nie wykazać wprost sprzeciwu wobec nauczania Kościoła, a z drugiej strony przemycić własne treści, nierzadko diametralnie odbiegające nawet od głównych zasad etyki katolickiej. Jednak wyraźnie główną i regularnie artykułowaną tezą - podawaną zarówno pośrednio jak też bezpośrednio - jest, jakoby sex w sensie zaspokojenia sexualnego rozwiązywał wszystko i był lekarstwem na różnice, nieporozumienia i trudności w małżeństwie.
Przykładem jest wypowiedź przy końcu pierwszego ze wskazanych textów:
Mniemanie o prymacie czy wręcz absolutności sexu jest fundamentalnie fałszywe, zarówno teoretycznie - antropologicznie, teologicznie, psychologicznie - jak też doświadczalnie, w codziennym życiu małżeństw i rodzin.
Drugi text, na który wskazała P. T. Czytelniczka zadająca pytanie, jest już nieco wyraźniejszy. Oto kilka przykładów:
Tutaj o. Knotz plecie po prostu bzdury, jakoby
- okres wstrzemięźliwości sexualnej powodował poczucie winy, oraz
- stosowanie metod NPR rodziło takie problemy.
Nie próbuje on nawet wyjaśnić, o co mu właściwie chodzi. Zaś można się domyśleć: chodzi o przedstawienie poszanowania rytmu ciała kobiety jako powodującego grzechy. Natomiast w domyśle: lepszym rozwiązaniem są środki antykoncepcyjne.
Rozwija tę przewrotną myśl dość perfidnie. Niby krytykuje antykoncepcję, stosunki przerywane i współżycie przeciw naturze, do którego zalicza tylko tzw. sex analny, a pomijając tzw. sex oralny, który regularnie uważa za moralnie w porządku. Przemyca to regularnie pod nazwą "pieszczoty":
Jedynie o wytrysku w ustach i w odbycie mówi, że "są traktowane jako zachowania nie naturalne" (nasuwa się pytanie: przez kogo traktowane?), czyli widocznie sam ich nie odrzuca i nie widzi w nich nic złego:
Mówi też inną ewidentną bzdurę, twierdząc, że tylko "ciągłe i systematyczne" grzeszenie jest grzechem:
Podaje przy tym dość jasno, do czego zmierza, mianowicie do zagłuszania sumień sprowadzając je do subiektywnej oceny zachowań sexualnych według kategorii miłość-egoizm, namawiając przy tym do przyjmowania Komunii św. bez względu na obiektywną ocenę moralną:
Przykładem szczególnej perfidii w zafałszowaniu nauczania Kościoła jest zakończenie:
Po pierwsze tutaj o. Knotz miesza zgodę na ubezpłodnienie ze zgodą na współżycie z ubezpłodnieniem. A są to dwie różne sprawy.
Po drugie, nie podaje jasnego rozróżnienia między sposobami ubezpłodnienia.
Po trzecie, nalega na niespowiadanie się w takich sprawach i przystępowanie do Komunii św., pomijając, że zwykle przypadki są niejednoznaczne i wątpliwe, a dopiero w spowiedzi można uzyskać jasność i spokój sumienia.
Ponadto o. Knotz popełnia fałszerstwo w podaniu treści Vademecum. Odnośny fragment brzmi w oryginale następująco:
Kłamstwo o. Knotz'a polega po pierwsze na tym, że mówi o "godziwości" zamiast o dopuszczalności (lecita). Czym innym jest godziwość, czyli poprawność i słuszność moralna, a czym innym dopuszczalność, mimo negatywnego charakteru moralnego. Ta dopuszczalność ma miejsce wtedy, gdy dany czyn - w tym wypadku współudział - nie jest zły wewnętrznie, czyli sam w sobie, lecz jego ocena moralna zależy od uwarunkowań.
Po drugie, mówi o "środkach wczesnoporonnych", podczas gdy Vademecum mówi o środkach, które "mogą mieć skutki aborcyjne", a to ma miejsce zwykle w przypadku pigułek antykoncepcyjnych, nie tylko w przypadku pigułki aborcyjnej (tzw. "dzień po").
Także przypisy są tutaj istotne dla zrozumienia treści.
Papież Pius XI mówi, że dozwolony jest udział we współżyciu nieuporządkowanym, jeśli nie ma zgody na samo nieuporządkowanie, a są ważkie powody do udziału oraz podjęta została próba odwiedzenia współmałżonka od grzechu:
Zaś Święte Oficjum wyjaśniło, że
- akty onanistyczne i z antykoncepcją są niedozwolone, gdyż są wewnętrznie złe, oraz
- żonie nie wolno się poddać aktowi z antykoncepcją, gdyż byłby to współudział w rzeczy niedozwolonej samej w sobie.
Natomiast odpowiedź Penitencjarii Apostolskiej na pytanie, czy niewiasta może brać udział w onanistycznym czy sodomickim działaniu małżonka, brzmi:
- Jeśli mąż chce popełnić onanizm przez wylanie nasienia poza łonem żony i grozi jej przy tym poważnymi konsekwencjami w razie niepoddania się, wówczas żona może brać udział w tym, co dozwolone, a mężowi pozwala na grzech z ważnego powodu, gdyż nie jest zobowiązana do przeszkodzenia grzechowi, jeśli miałaby sama ponieść poważne konsekwencje z powodu niewzięcia udziału.
- Gdy mąż chce popełnić z żoną grzech sodomicki, to żona nie może na to pozwolić, nawet jeśli grozi jej śmierć w razie odmowy.
(źródło tutaj)
Także Jan Paweł II podkreśla, że nie wolno formalnie - czyli świadomie i z pełnym przyzwoleniem - współdziałać w czynie wewnętrznie złym:
Jest oczywiste i podane we wszystkich dokumentach Kościoła, że czynem wewnętrznie złym jest oddzielenie płodności od sexualności. Wprawdzie nie każdy akt sexualny musi być faktycznie płodny, jednak czynem wewnętrznie złym jest ingerowanie w akt sexualny w celu jego ubezpłodnienia.
(źródło tutaj)
P. S.
Otrzymałem słuszny komentarz wraz z równie słusznym domaganiem się o wyjaśnienie:
Najpierw uwaga ogólna. Otóż słusznie zauważona niejasność wynika przede wszystkim z tego, że starałem się w tym miejscu podać możliwie dokładnie i zarazem zrozumiale treść tradycyjnych podręczników katolickiej teologii moralnej. Trudno jest wtedy uniknąć uproszczeń. Dlatego jestem wdzięczny za komentarze i krytyczne uwagi. Przede wszystkim cenne jest zwrócenie uwagi na męski punkt widzenia, gdyż podręczniki zwykle mówią o udziale żony w grzechu onanistycznym w małżeństwie.
Sprawa sprowadza się właściwie do prostych zasad, o których warto pamiętać, a właściwie do zasady o celu małżeństwa:
- pierwszorzędnym, czyli prokreacji, oraz
- drugorzędnym, czyli uśmierzeniu pożądliwości, czyli zaspokojenia popędu, co ma swoje uprawnione - zgodne z naturą czyli z porządkiem ustanowionym przez Boga - miejsce w małżeństwie.
Moralnie godziwe i tym samym dozwolone jest współżycie w celu drugorzędnym, ale pod następującymi warunkami:
- muszą być w danym przypadku poważne powody do pominięcia celu pierwszorzędnego (czyli prokreacji), oraz
- to pominięcie nie może naruszyć naturalnego przebiegu, czyli nie może się posługiwać środkami sztucznymi (czy to mechanicznymi, czy chemicznymi), oraz
- nie powoduje chcianego i zamierzonego wylania nasienia poza łonem żony.
Pozostaje oczywiście kwestia stosowania tej zasady w praktyce, zwłaszcza po stronie męża. Konkretnie chodzi przypuszczalnie o to, czy i na ile mąż jest w stanie uniknąć wylania nasienia w związku z takim kontaktem cielesnym, który jest właściwie niepełnym aktem małżeńskim.
W podręcznikach jest to osobny temat, mianowicie polucji, czyli wylania nasienia bez aktu małżeńskiego (czyli masturbacji), oraz dystylacji, czyli wydzielenia płynu niepłodnego przy pobudzeniu sexualnym. W praktyce granica może być niewyraźna, jednak przejście nie odbywa się poza kontrolą rozumu. Ponadto jest to kwestia indywidualna o tyle, że ma związek z pobudliwością danej osoby, a ta jest uwarunkowana zarówno przez strukturę psychiczną i temperament, jak też przez doświadczenia i wybory moralne. Dlatego z jednej strony istotne jest zarówno trzymanie się ogólnych zasad moralnych odnośnie aktu małżeńskiego, jak też podejście indywidualne, którego miejscem jest spowiedź czy poradnictwo duchowe. Zaznaczyć trzeba, że obecnie niestety nie każdy kapłan dysponuje odpowiednią wiedzą co do katolickich zasad w tej dziedzinie, czego o. Knotz jest dość jaskrawym przykładem. Tym niemniej warto szukać porady, chociażby w godnej zaufania literaturze katolickiej, którą staram się tutaj prezentować.
W świetle tych zasad łatwo zrozumieć, że stosowanie antykoncepcji oznacza świadome i zamierzone ubezpłodnienie aktu małżeńskiego i jest tym samym sprzeczne nie tylko z jego pierwszorzędnym celem, lecz także z jego naturą.
Dlatego jest zrozumiałe, że tak samo jak mąż nie prawa wymagać zastosowania pigułki antykoncepcyjnej, tak i żona nie ma prawa wymagać użycia prezerwatywy. Osoba stawiająca takie wymaganie grzeszy ciężko. Jeśli niespełnienie tego wymagania oznacza poważne zagrożenie dla małżeństwa, a roztropne napomnienia nie są skuteczne, wówczas dozwolone jest jego spełnienie. Innymi słowy, jak wyżej powiedziane dla strony żeńskiej: udział w akcie ubezpłodnionym jest dozwolony jedynie z poważnych powodów, jak zapobieżenie poważnemu zagrożeniu jedności i trwałości małżeństwa. Równocześnie obowiązuje tutaj staranie, by nie dochodziło do takiego współżycia.
Oczywiście wymaga to od małżonków wzajemnego poszanowania, wyrozumiałości, taktu, a jest to możliwe tylko dzięki więzi duchowej, która ze swej natury przewyższa więzi i pobudzenia zmysłowe i powinna nad nimi panować.
Odnośnie ostatniego zdania w pytaniu: Oczywiście w małżeństwie zasadniczo nie obowiązuje wstrzemięźliwość od aktów cielesnych. Jest jednak prawdą zarówno psychologiczną jak też duchową, że okresowa wstrzemięźliwość - przestrzegana według obiektywnych uwarunkowań oraz wzajemnego uzgodnienia - służy więzi duchowej i tym samym także właściwemu, ludzkiemu kształtowaniu i przeżywaniu aktów cielesnych.
Dziękuję, że zechciał ksiądz poświęcić tyle czasu i uwagi temu tematowi.
OdpowiedzUsuńBóg zapłać!
Może warto byłoby zamiast czytać i komentować teksty innego kapłana, z wyraźnie negatywnym nastawieniem i zupełnym brakiem zrozumienia, zająć się edukacją seksualną małżeństw? O. Knotz to jedna z bardzo niewielu osób w Kościele, która nie boi się tego tematu. Wszędzie słychać tylko jak zachować czystość do ślubu, a potem małżeństwa są pozostawione same sobie. A seks jest ważny i bywa trudny. Może rodzic poważne problemy w małżeństwie. Może zagrozić jego nierozerwalności. Nie mówi się także o tym, dlaczego, tak fizjologicznie, nie powinno się pobudzać seksualnie przed ślubem. Nie mówi się o tym, bo trzeba byłoby jasno powiedzieć, że jednak orgazm jest istotny. I to nie tylko u mężczyzny (bo przecież złożenie nasienia to cel najwyższy współżycia małżeńskiego) ale także kobiety! Po prostu dla jej zdrowia fizycznego i psychicznego. Na małżeństwa w Kościele trzeba w końcu spojrzeć z miłością i zatroszczyć się o nie w sferze seksualnej.
OdpowiedzUsuńTak..., przepraszam, że tak się wyrażę, ale może jeszcze "potrzebne" wyczerpujące instrukcje z zastrzeżeniami: "grzech!"/"dopuszczalne"/"zalecane". Może jeszcze też płyty instruktażowe z imprimatur. Kościół raczej wystarczająco mówi na czym polega małżeństwo oraz współżycie i jakie są zasady jego podejmowania i przebiegu. Chyba, że ktoś poszukuje urozmaiceń, "adrenaliny", a "podły" Kościół nie wiadomo czego oczekuje i na jakim świecie żyje. Chyba chodzi w tym wszystkim o okazanie miłości, a nie ekspresję własnych popędów, żądz i fantazji. Żona czy mąż to nie nałożnica, ale ktoś o wiele więcej, przynajmniej w Bożym zamyśle.
Usuń"Hymn o miłości" z Listu do Koryntian:"Miłość cierpliwa jest (...), nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego (...)".
No ale ksiądz wlasnie podjął ten trudny temat na blogu więc też ma odwagę, sporo wpisów było w tej tematyce.
OdpowiedzUsuńNo i można rzecz, że jest to jakaś cząstkowa edukacja seksualna małżeństw (w miarę skromnych możliwość jakie ma ksiądz ). Każe małżeństwo może poczytać jak tu kiedyś trafi.
Smutnym faktem jest że KK sobie w tym zseksualizowanym świecie niezbyt radzi.
Skandale pedofilskie podkopują autorytet a na naukach przedmałżeńskich uczą jedynie technik NPR a narzeczeni i tak mają to w nosie.
Sama idea o Knotza wydaje się być cenna bo jako jedyny kapłan w Polsce
stara się podjąć temat i przebić do świadomości Polaków.
ALE problem jest taki że w dzisiejszym posoborowym Kościele kapłani sobie robią co chcą i gadają nieraz co chcą bez żadnej recenzji co do zgodności nauki z KK, aż tęskno czasami za szlachetną instytucja inkwizycji...
Ks. Olewisnki podjął tę recenzję i dobrze bo nie może być tak że jeden kapłan autorytarnie wyznacza kierunek nauki KK w jakimś temacie bezkrytycznie.
Nie mniej oceniać kto ma rację bo oboje mają doktorat z teologii ale to ks. Olewisnki stara się podawać wiarygodne źródła...
Co do miłość to najlepsze co można małżeństwom zrobić to wykładać rzetelnie nauki KK ?
Szanowny Księże proszę o odpowiedź na następujące pytanie:
OdpowiedzUsuńMałżeństwo ma już dwójkę dzieci, najmłodsze półtora roku. Od blisko dwóch lat nie współżyją, ponieważ zdrowie kobiety nie pozwala jej na drugą ciąże a i specyfika jej cyklu wyklucza NPR. Mąż chce współżyć zgodnie z nauką KK, ona zbyt boi się ciąży i odmawia, co uniemożliwia stosunek, bo on nie chce ubezpladniać współżycia. Jest to bardzo trudne dla obojga. Co w tej sytuacji? Czy mają zaniechać współżycia w ogóle, jeśli z założenia nie doprowadzi ono do poczęcia?
To jest przypadek wyjątkowy i wymaga dokładniejszego wyjaśnienia, które jest możliwe tylko w spowiedzi i rozmowie duszpasterskiej. Pewne jest, że używanie antykoncepcji jakiejkolwiek jest grzeszne, ponieważ jest wbrew naturze aktu małżeńskiego.
UsuńWidzę w powyższych wywodach sprzeczności i niedopuszczalne stwierdzenia. Jest tego trochę, więc przytoczę tylko wybrane przeze mnie wątki:
OdpowiedzUsuń- ,,Teologowie katoliccy od encykliki Piusa XI Casti connubii (1930) są zgodni co do tego, że udział w onanistycznym akcie sensie pierwszym, czyli bez antykoncepcji, nie jest wewnętrznie zły (intrinsece malum) i tym samym nie jest niedozwolony, ponieważ akt odbywa się w sposób naturalny, a tylko wylanie nasienia ma miejsce w sposób nienaturalny.''
- ''tylko wylanie nasienia'' ?!
Sprzeczność. Skoro nasienie jest z premedytacją wylane poza kobietą to mamy do czynienia z działaniem antykoncepcyjnym. Nasienie nigdy nie może być wylane na zewnątrz. Każde świadome działanie przeciwko ewentualnemu poczęciu jest niedopuszczalne i nie możne być nigdy zgody ze strony małżonki na takie zachowanie męża. Wszelkie presje i szantaże ze strony małżonka nie uprawniają jej do zaakceptowania takich zachowań.
Poniższa argumentacja:
- Wystarczającymi powodami do dozwolonego udziału żony w onaniźmie męża są:
• obawa przed niezgodą czy kłótnią
• obawa przed zdradą małżeńską
• gdy sama musi się przez dłuższy powstrzymać od aktu małżeńskiego
• gdyby przez odmowę aktu powstała przeszkoda w praktykach religijnych i przyjmowaniu sakramentu (np. gdyby mąż zakazał praktyk religijnych)
• gdyby odmowa spowodowała zakłócenie pokoju domowego i wspólne mieszkanie stałoby się uciążliwe.
… jest dla katolika nie do zaakceptowania. Zgoda na czynienie zła nie ma nic wspólnego z zachowaniem pokoju domowego. Taka zgoda jest współudziałem w jego rujnowaniu.
Proszę nie fałszować treści, z którą się polemizuje. Mowa jest o udziale żony w akcie onanistycznym męża, czy o jej winie, nie o grzeszności takiego aktu.
UsuńJeśli "anonimowy" jest innego zdania, powinien podać źródła, na których się opiera.
Szczęść Boże, dziękuję za podjęcie tematu na poważnie. Na kilku spowiedziach słyszałem różne wykładnie odnośnie współżycia małżeńskiego. Jest to problem i trochę powiedziałbym odpowiedzialność Kościoła aby to usystematyzować. Chciałbym zapytać Księdza o 1. kwestię pieszczot małżeńskich. Jak rozumiem z tekstów Księdza o ile nie jest to kontakt oralny tylko np. dotyk dłoni to można żonę np. chwycić za pierś, dotknąć jej genitaliów zewnętrzych (w innym poście Ksiądz zwrócił uwagę ze palcem w pochwie nie wolno) czy tez nawet rozpocząć i nie dokończyć penetracji? (cześć tych twierdzeń może odnosić się do innego wpisu na tym blogu) Proszę potwierdzić czy dobrze to rozumiem bo o ile pisze Ksiądz znacznie jaśniej niż Ksiadz Knotz to jednak mie jestem pewien. 2. Czy takie pieszczoty małżeńskie są dopuszczalne zawsze czy tylko tuż przed stosunkiem? 3. Wymusiłem na mojej żonie zakończenie współżycia z antykoncepcja, trochę to trwało ale jednak się udało i myśle ze jest szczęśliwa. Jest jednak dość typowa kwestia, że znacznie większą radość czerpałaby, gdyby możliwe to było w dni płodne. W niepłodne dni libido znacznie opada i jest to troszkę zawód dla obu stron. Mamy 3 dzieci i narazie nie chcemy więcej. Stad moje pytanie: jeden ze spowiedników albo nawet 2 twierdziło, że w zasadzie nic nie wolno robić oprócz przytulenia i może buziaka o ile nie prowadzi to do bezpośrednio do zbliżenia. Czy to prawda? Z tego co ksiądz pisze np. „ Gdy małżonkowie przerywają akt małżeński przed złożeniem nasienia, nie grzeszą, jeśli nie ma niebezpieczeństwa wylania nasienia poza łonem i jeśli działają w zgodzie, np. z powodu słusznej racji uniknięcia potomstwa w danej chwili (z powodu choroby czy niemożliwości wychowania większej liczby potomstwa). ” - to o ile dobrze rozumiem to jest to zaprzeczenie tego co na spowiedzi kiedyś usłyszałem. 4. Może to powinno być pierwsze z mych pytań ale czy mąż na codzień może oglądać swoją żonę nago czy to jest nieskromne? Pozdrawiam i z gory dziękuje za odpowiedz !
OdpowiedzUsuńMyślałem, że tylko ja traktuję podobne kwestie śmiertelnie poważnie. Podbudował mnie Pan na duchu. Ja niestety dalej szukam przyjaciółki na wieczność i nie wiem, czy mi się uda...
UsuńTo jest dosyć szokujące że KK mówi mężczyznom którzy do niego należą gdzie mogą a gdzie nie mogą wylewać swoje nasienie. Dlaczego nie potępią od razu i nie skarzą na piekło mężczyzn i kobiet którzy świadomie wybierają samotność do końca życia i tyle spermy i jajeczek namarnują przez całe swoje życie? Za takie coś powinno być czyste potępienie :D
UsuńKościół katolicki ustala co jest grzechem a co nie. Biskup potrafi sprawić, że w jednej miejscowości jedzenie mięsa jest grzechem (i pójdziesz do piekła jak się z tego nie wyspowiadasz) a w miejscowości obok już nie. Chcesz się najeść mięsa w piątek bez grzechu? Zapraszamy do nas! Mówię tu o czymś tak absurdalnym jak dyspensa.
OdpowiedzUsuńWracając do tematu...
Jaki problem papieżowi wyraźnie wpisać do kanonu katolickiego informację że masturbacja nie jest grzechem (poza nałogową masturbacją).. Niech w piszą że można masturbować się raz dziennie i to wszystko. Jaki problem. Jeśli będzie to wpisane to zapewniam że żadna osoba nie będzie miała od tego momentu najmniejszych wyrzutów sumienia po masturbacji i problem zniknie raz na zawsze.