Problem jest realny, gdyż obecnie powszechna jest praktyka, że kapłani przyjmujący intencje mszalne jedynie dołączają się do koncelebry. Teologicznie słusznie nasuwa się pytanie, ile Mszy św. odbywa się w koncelebrze. Tutaj odpowiedź jest prosta: jest to tylko jedna Msza, mimo że każdemu koncelebransowi obecne prawo kościelne pozwala przyjąć intencję mszalną.
Ta praktyka jest bardzo wygodna dla kapłanów i obsługi kościelnej. Jednak już zwykłe wyczucie wiary i zdroworozsądkowe zauważa czy przynajmniej wyczuwa problem.
Światło i zarazem rozwiązanie przynosi także w tej kwestii tradycyjna sakramentologia katolicka, choć jej nauczanie zostało praktycznie zaniechane, a nawet poddawane jest szyderstwom.
Otóż tradycyjnie teologia katolicka rozróżnia dwojaką wartość sprawowania sakramentów, zwłaszcza Eucharystii:
1. wartość sakramentalną na mocy ważności sakramentu, oraz
2. wartość obrzędową na mocy zasługującego znaczenia czynności obrzędowych.
Wartość sakramentalna, zwana po łacinie ex opere operato, wynika z łaski wyjednanej przez Jezusa Chrystusa, i jest nieskończona. W tym znaczeniu w każdej ważnie sprawowanej Mszy św. wartość udzielanej łaski jest nieskończona, tak jak nieskończone są zbawcze zasługi Jezusa Chrystusa. Dlatego właśnie można powiedzieć, że każdy koncelebrans celebrując choćby w minimalny konieczny sposób, tzn. wypowiadając jedynie słowa Konsekracji, sprawuje Mszę św. i tym samym może przyjąć intencję mszalną.
Jest jednak także wartość obrzędowa Mszy św., zwana po łacinie ex opere operantis Ecclesiae. Oznacza ona, że oprócz wartości płynącej wprost z działania Jezusa Chrystusa (ex opere operato) wartość mają także rytualne czynności kapłana sprawowane zgodnie z obrzędami Kościoła. Jest to analogiczne zastosowanie katolickiej teologii łaski (charytologii), która w odróżnieniu od fałszywej teologii protestanckiej docenia także zbawcze znaczenie dobrych uczynków, w tym wypadku obrzędów Kościoła. Niedocenianie, lekceważenie czy wręcz negowanie tego znaczenia jest oznaką mentalności protestanckiej. Innymi słowy: jeśli ktoś uważa, że w sprawowaniu sakramentów ma znaczenie w porządku łaski (czyli zbawczym) i wystarcza jedynie to, co jest konieczne do sakramentalnej ważności (czyli wypowiedzenie słów Konsekracji), też myśli właściwie po protestancku, nie po katolicku. Tym samym promowanie koncelebry, która oznacza, iż czynności koncelebransa ograniczają się jedynie do wypowiedzenia słów Konsekracji, jest wpajaniem mentalności protestanckiej, negującej zbawcze znaczenie czynności obrzędowych, czyli ich wartość w porządku łaski.
Mówiąc najprościej: nawet nie znając pojęć i subtelności teologicznych, wiemy choć zdroworozsądkowo, że kapłan, który jedynie koncelebruje, właściwie niewiele wkłada wysiłku, czyli sił umysłu i sił fizycznych, a jednak przyjmuje intencję mszalną i stypendium mszalne. Także koszty jak oświetlenie, świece, wino, hostie itd. są poważnie zredukowane, raczej nawet zniwelowane do zera. Błędne i niekatolickie jest myślenie, jakoby nie miało to znaczenia dla całościowej wartości sprawowania Mszy św. Dlatego teologicznie słuszne jest określenie koncelebry jako celebry niepełnowartościowej pod względem całościowym, czyli włączającym wartość obrzędową (ex opere operantis Ecclesiae).
Nie jest przypadkiem, że koncelebra powstała we wschodnim chrześcijaństwie, gdzie brak jest precyzyjnych rozważań i określeń teologicznych, a także już wcześniej przyjęła się u protestantów, którzy wręcz negują wartość obrzędów Kościoła jako dobrych uczynków z ich znaczeniem zbawczym. Wprowadzenie w Kościele tej praktyki oznacza zwodzenie duchownych, a także łamanie ich sumień, oraz oszukiwanie katolików, którzy często nie są świadomi problemu, choć niektórzy go trafnie wyczuwają.
Wynikają z tego następujące postulaty praktyczne:
- Kapłani powinni unikać koncelebry jak ognia, słusznie powołując się na kanon 902 Kodeksu Prawa Kanonicznego, gwarantujący każdemu kapłanowi wolność wyboru celebry indywidualnej. W razie konieczności można ulec faktycznemu - choć nielegalnemu - przymusowi koncelebry wtedy, gdy tego samego dnia celebruje się także indywidualnie. Druga celebra w ciągu dnia jest wówczas przynajmniej moralnie usprawiedliwiona, nawet jeśli celebracja indywidualna musiałaby się odbyć bez udziału ludu.
- Wierni zamawiający intencje mszalne mają prawo wymagać, by w danej intencji kapłan celebrował indywidualnie, a nie ograniczał swojego wysiłku do ubrania się w szaty liturgiczne i wypowiedzenia słów Konsekracji (ewentualnie paru zdań z tzw. modlitwy eucharystycznej). W razie odmowy spełnienia tego wymogu ze strony kapłana wierni powinni zamawiać intencje mszalne u kapłana, który gwarantuje indywidualną celebrację, czyli angażującą całość wysiłku obrzędowego, nawet jeśli się to odbywa w sposób mniej uroczysty, np. bez śpiewu (jako że śpiew jest mniej ważny niż wkład wysiłku kapłana).
Post scriptum
Jeden z czytelników dopytuje:
Odpowiedź jest prosta:
Jeśli zamawiający zamawiając Mszę św. ujął kilka czy choćby nawet wiele intencyj, to kapłan tak może i powinien przyjąć i sprawić. Natomiast kapłanowi nie wolno w jednej Mszy św. łączyć intencyj od różnych osób czy od tej samej osoby, o ile osoby te wprost nie wyraziły zgody na łączenie w jednej Mszy św. To znaczy: kapłan może ogłosić, że przyjmuje intencje na jedną Mszę św. tzw. zbiorową, i wówczas wolno mu tak sprawować. Jeśli natomiast przyjął intencje czy to od tej samej osoby czy od różnych osób na pojedyncze Msze św., to musi je też jako pojedyncze Msze św. sprawić. W przeciwnym razie popełnia występek przeciw prawu kanonicznemu i grzech ciężki.
LJCh! W Sanktuariach zwłaszcza maryjnych, kiedy są tzw. Środowe nowenny do Matki Bożej kapłani robią jeszcze coś innego. Ostatnio słyszę intencje główną i potem kapłan czyta intencje przedstawione na kartkach, które są wrzucane przez wiernych. Pamiętam, że wcześniej kapłan odczytywał intencje w trakcie nowenny przed obrazem Matki Bożej. Teraz czytanie intencji zajmuje prawie kilka minut, dwa te same intencje odczytywane są w trakcie modlitwy wiernych i żeby było śmieszniej trzeci raz w trakcie nowenny.
OdpowiedzUsuńNie bardzi rozumiem czemu ma to służyć. Mam za to nieodparte wrażenie, że traktuje się Pana Boga jak dziecko, któremu potrzeba dla pewności powtórzyć kilka razy gdyby zapomniał. Nie wiem skąd taka nowa moda. Zastanawiam się czy to nie ma związku z tym, że ludzie dają ofiare na intencje i jeśli usłyszą kilkukrotnie wyczytane intencje to może to działa motywująco na wysokość datku.
Motywacja jest dość oczywista: zachęcanie ludzi do składania datków. Ale tutaj przynajmniej nie skąpi się czasu. To trzeba docenić.
Usuń