Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Franciszek i gelynder


Coraz wyraźniej ukazuje się, że wydanie deklaracji "Fiducia supplicans" (więcej tutaj i tutaj) zdobywa rangę pewnej cezury czy kamienia milowego nie tylko w pontyfikacie Franciszka, lecz w epoce tzw. posoborowia, a nawet jeszcze szerzej. Otóż odezwały się nie tylko poważne i liczne głosy krytyczne co do tego dokumentu, lecz także siłą rzeczy głosy broniące czy raczej usiłujące go usprawiedliwić. Pośród tych ostatnich regułą jest - jak zwykle - brak konkretów a za to obfitość ogólników sprowadzających się do mniej czy bardziej uprzejmego wyzywania krytyków, co jest zresztą typową bergogliańską manierą (w wykonaniu samego protoplasty zwykle dość prymitywną, wybitnie zakłamaną i bezczelną). Stopień czy rodzaj uprzejmości jest oczywiście zupełnie nieistotny. Istotne jest, że jest to typowy modernistyczny zabieg psychologizowania, zakorzeniony - z czego obecnie mało kto zdaje sobie sprawę, nawet uprawiający go - w niczym innym jak w pseudopsychologicznej "metodzie" żydowskiego psychiatry Sigmund'a Freud'a, zwanej górnolotnie a fałszująco "psychoanalizą". 

Otóż dość znany umiarkowany bergogliano-wojtylianista Tomasz Samołyk (więcej tutaj) podjął się właśnie swoistej apologii, opierając się przy tym na wypowiedzi również popularnego w kręgach modernistycznych x. Grzegorza Strzelczyka na łamach modernistyczno-dominikańskiego organu "W drodze". 


Ten ostatni wpadł na mało oryginalny pomysł w swojej dzielnej apologii bergogliańsko-fernandezowego błogosławienia, mianowicie przez porównanie Magisterium Kościoła do gelyndera, co po śląsku oznacza balustradę przy schodach (od niemieckiego słowa Geländer). 


Strzelczyk - według relacji Samołyka - nawiązuje do swojego wspomnienia z dzieciństwa, gdy to mieszkał w kamienicy, gdzie schody oczywiście wyposażone były w gelynder. Wówczas mały Grześ marzył o zjeżdżaniu gelynderem zamiast mozolnego schodzenia po schodach. Sprytny zabieg dużego już teraz Strzelczyka polega na tym, porównuje Franciszka do chłopaczka, który zjechał po gelynderze, zaś tych, którzy go krytykują uważa za tych, którzy w swojej "neurotycznej pobożności" trzymają się ściany. Zaznaczam, że nie znam całego textu Strzelczyka, gdyż za całość trzeba zapłacić, a nie uważam wydawania choćby paru złotych na coś takiego za godziwy wydatek, i zakładam, że Samołyk jako prawnik z wykształcenia jest w stanie i ma wolę rzetelnego zrelacjonowania wypocin modernisty. 

Cóż na to odpowiedzieć? Czyż nie wypada już tylko polec wobec potęgi "argumentu"? Przede wszystkim, jak już zaznaczyłem, Strzelczyk właściwie nie jest tutaj wcale oryginalny, a jawi się jedynie jako pojętny uczeń kryptoheglisty x. Karl'a Rahner'a, skrajnie modernistycznego jezuity i jednego z głównych ideologów "reform soborowych". Otóż ten ostatni na swoich wykładach bardzo lubił powtarzać następujący perfidny pseudodowcip, który oczywiście regularnie wywoływał zupełnie zamierzone wybuchy śmiechu u studentów: dogmaty są jak latarnie, a tylko pijani się ich trzymają (jedno ze źródeł jest tutaj). Nie trudno zgadnąć, że chodzi tutaj nie o to, że dogmaty dają światło, lecz o szydzenie z tych, którzy się trzymają dogmatów, czyli nieomylnych prawd wiary. 

Samołykowi tak bardzo zaimponowało to arcydzieło myśli x. Strzelczyka, że powiązał je z autobiograficznym wyznaniem o swojej neurotycznej religijności z dzieciństwa, tym samym uważając, że "tradycjonaliści" krytykujący Franciszka za "Fiducia supplicans" są na poziomie jego minionej, dziecięcej a strasznej pobożności. Tu właśnie jest problem i to wielowarstwowy. 

Po pierwsze, Samołyk (rocznik 1989) utożsamia wojtyliańsko-oazowy katolicyzm swojego dzieciństwa z tradycyjną katolicką wiarą i pobożnością, co jest oczywiście błędne.

Po drugie, Samołyk sugeruje, jakoby jego problemy psychiczno-pobożnościowe były spowodowane tradycyjną wiarą i pobożnością, a może nawet były z nimi tożsame. 

Po trzecie, Samołyk widocznie uważa, że "teologia" bergogliańsko-fernandezowo-strzelczykowa jest lekarstwem na traumatycznie wspominaną jego własną religijność z dzieciństwa, a to jest największym i najgroźniejszym fałszem w tej sprawie. 

W tym jego wystąpieniu oczywiście należy poniekąd docenić nawoływanie do zrozumienia dla biednych, nieszczęśliwych gdyż pogrążonych w neurotycznej religijności tradziuchów, co jednak właściwie nie zmienia problemu, choć buduje samopoczucie Samołyka, tudzież jego fanów i popleczników. Tym niemniej lepiej tak niż z nagą agresją w stylu betonowego bergoglianizmu. 

Pierwszego punktu nie muszę chyba zbytnio rozwijać. Kto nie poznał rdzennie katolickiej liturgii i związanej z nią pobożności, zwłaszcza gdy w niej nie wzrastał, ten nie ma podstaw do kojarzenia swoich problemów psychiczno-religijnych z Tradycją katolicką. Pamiętać trzeba, że tradycyjna liturgia katolicka nie polega na pieśniach ze śpiewnika x. Siedleckiego, tym bardziej nie na gitarowych śpiewkach blachnicyzmu. Kto nie wzrastał we wierze i liturgii katolickiej w jej właściwej postaci, czyli z katechizmem rzymskim i chorałem gregoriańskim, ten nie ma prawa twierdzić, że wychowywał się w Tradycji Kościoła. Oczywiście, osobna jest kwestia winy, gdyż nikt nie wybiera sobie, w jakim czasie, w jakim miejscu i w jakiej rodzinie przychodzi na świat i jest wychowywany. Jednak zwykła uczciwość intelektualna wymaga, by znać choćby z grubsza historię Kościoła i kolej rzeczy, zanim się wypuści w świat tak poważne oskarżenie jak obwinienie Tradycji katolickiej za doznawanie w dzieciństwie zafałszowanej wiary i pobożności. 

W tym miejscu muszę zaznaczyć, że problem poruszony przez Samołyka owszem istnieje w środowisku lefebvrystycznym. Jednak nie wynika to z Tradycji katolickiej, lecz z jej wypaczenia w tym środowisku. Wypaczenie polega na hodowanej i promowanej mentalności i w rezultacie też religijności sekciarskiej, a sekciarstwo polega na deficycie rozumności i wolności na korzyść uzależnienia emocjonalnego i ślepego posłuszeństwa, i to nawet w sposób zupełnie nielegalny i niekatolicki. Nie powinno więc dziwić, że lefebvrystyczna opieka duchowa nie tylko sprzyja lecz często wręcz produkuje religijność neurotyczną i obłudną. Jeśli Samołyk to właśnie ma na myśli, to oczywiście jest to trafne spostrzeżenie. Jednak problem polega na tym, że nie jest to prawdziwie katolicka duchowość, nawet jeśli za takową się oficjalnie podaje. 

Tym samym punkt drugi został już właściwie obalony. Jeśli Samołyk utożsamia tradycyjną pobożność katolicką z lefebvryzmem, to oczywiście się myli, ale ta pomyłka nie pomniejsza jego błędu myślowego. Powinien bowiem wiedzieć, że patologiczna i patogenna religijność polega na dysharmonii sfer osobowości, spowodowanej dysharmonią w wychowaniu religijno-osobowościowym. Przykład: Tak zwane skrupuły polegają na irracjonalnym lęku co do grzeszenia akurat w dziedzinie czy sprawie błahej, podczas gdy dana osoba popełnia błędy czy wręcz grzechy w innej, o wiele ważniejszej dziedzinie. Innymi słowy: skrupuły są problemem zastępczym. W nich odzywa się głos sumienia w sposób irracjonalny, ale właściwie słuszny, gdyż wskazujący na autentyczny, a tłumiony czy spychany do podświadomości problem duchowy czy religijny. Według tego mechanizmu neurotyczna może być zarówno przesadnie wyśrubowana wrażliwość na obrzędy zewnętrzne, gdy równocześnie brak jest odpowiedniej wrażliwości na czystość myśli, emocyj, wyobraźni itp., jak też patologiczna jest pogarda dla zewnętrznych przejawów pobożności (ryt, oznaki czci, schludność itp.) przy równoczesnym podkreślaniu dbałości o relacje międzyludzkie, uprzejmość, miłosierdzie itp. Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku wcześniej czy później przejawia się obłuda: ktoś pozornie ułożony i "pobożny" okazuje się wręcz podły, chciwy i bezwzględny w forsowaniu swoich interesów, a z drugiej strony ktoś stale głoszący wyrozumiałość i miłosierdzie okazuje się wręcz okrutnym tyranem, zwłaszcza wobec tych, którzy nie są mu bezwzględnie oddani. 

Tak właśnie dochodzimy do punktu trzeciego, gdyż obecnie już nie sposób nie zauważyć, jaka jest prawdziwa natura i charakter "miłosierdzia" bergogliańskiego. Zresztą nawet Samołyk chyba zaczął dostrzegać ten problem, co również należy docenić, gdyż świadczy jednak o jakiejś uczciwości w ocenie rzeczywistości. 

Tak więc zasadniczym problemem bergoglianizmu i jego wyznawców jest zakłamanie. Być może nie jest to zawsze i tylko obłuda, być może ludzie typu Samołyka szczerze wierzą, że to jest droga Ewangelii, droga katolicka. Na tym właśnie polega tragizm sytuacji: gdy ludzie jako tako wykształceni, myślący i skądinąd zdolni do uczenia się, naiwnie poddają się narracji, która jest dogłębnie i programowo zakłamana. Zakłamane jest nazwanie przez Rahner'a dogmatów latarniami, zakłamane jest nazwanie przez Strzelczyka dogmatów gelynderem i to z wielu powodów, nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że jest to tylko metafora, ograniczone porównanie. Zakłamanie polega nie tylko na szydzeniu z tych, którzy się trzymają dogmatów. Ono polega na sugestii, jakoby dogmaty były względne i zbędne, zwłaszcza dla tych, którzy są ponad i poza "neurotyczną religijnością". A polega zwłaszcza na ukrytym założeniu, jakoby nie było neurotycznej bezbożności, przejawiającej się między innymi w pogardzie dla dogmatów, choćby przez traktowanie ich jak ślizgawki dla pośladków. 

Tymczasem Samołyk nadal brnie w fałszywej religijności - czy raczej nawet mentalności - wojtyliańskiej przechodzącej obecnie w bergogliańską, aczkolwiek z pewną dozą czy zaczątkiem dystansu. Póki co niestety nie widać przebudzenia się, lecz naiwne trwanie w niby bardziej oświeconej, "liberalnej" wersji tej samej patologicznej mentalności pseudopobożnej. Czy jest szansa na jego nawrócenie na rdzenny katolicyzm? Popularność głównościekowa na pewno mu w tym nie pomaga. Czas pokaże. 

60 komentarzy:

  1. Skąd wziął Ksiądz tezę że skrupuły są tematem zastępczym ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki24 stycznia 2024 09:38

      Z doświadczenia duszpasterskiego.

      Usuń
    2. Ja się zgadzam, że są tematem zastępczym. Zaryzykuję stwierdzenie, że w niektórych przypadkach mogą być nawet przejawem narcyzmu.
      Pzdrawiam, ik

      Usuń
    3. Ale przynajmniej nie zawsze tak musi być i nie zawsze tak jest , więc maksymalnie mógłby Ksiądz napisać zazwyczaj a Ksiądz uważa że zawsze

      Usuń
    4. teologkatolicki24 stycznia 2024 11:42

      Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że tak jest zawsze.

      Usuń
    5. to bardzo odważna teza i bardzo nieodpowiedzialne jest dogmatyzowanie etgo

      Usuń
    6. taka teza może sprawić że ktoś sie tak znerwicuje i do szpitala trafi z powodów shizofrenicznych i nerwicowych

      Usuń
    7. teologkatolicki24 stycznia 2024 13:43

      Wręcz przeciwnie: tylko trafna diagnoza daje szansę na wyleczenie. Natomiast zakłamanie jest zawsze trucizną także dla psychiki.

      Usuń
    8. Część 1 z 3
      Jako były skrupulat zgodzę się z Księdzem Doktorem w tym punkcie, że skrupuły są tematem zastępczym, gdyż są objawami. Rzeczone zjawisko nazywa się technicznie zaburzeniem obsesyjno-kompulsyjnym. Umysł człowieka nie może bowiem znieść uczucia lęku, które nie ma swego konkretnego przedmiotu. Z tego powodu umysł dorabia sobie przedmiot, którego się rzekomo boi. Działanie to jest naturalne i ma na celu opanowanie przykrego uczucia. Jednak u skrupulata nigdy nie dochodzi do pozbycia się przykrego uczucia lęku, co jest źródłem wielkiego i realnego cierpienia. Wystarczy spojrzeć na twarz człowieka dotkniętego skrupułami.
      Chcę także zaznaczyć, że w swojej wypowiedzi opisuję skrupuły, które swoje źródło mają w nieporządku w emocjach. Podobno są jeszcze skrupuły, które mają swoje źródło w przyjęciu błędnych nauk o Bogu i o moralności, lecz to nie jest mój przypadek.
      Wracając jednak do sprawy skrupułów jako tematu zastępczego, to chciałbym zaprezentować inne rozumienie tej kwestii niż powyżej przedstawione. Przy okazji, unikałbym powiązania skrupułów z faryzeizmem. Na zewnątrz rzeczywiście może to tak wyglądać dla środowiska. Z własnego doświadczenia wiem, że doświadczanie skrupułów może wiązać się z nieczułością, sztywnością, niewrażliwością lub wręcz zahaczać o okrucieństwo. Taka może być materia czynów, czy słów skrupulata. Proszę jednak pamiętać, że w przypadku osoby skrupulata wola jest w ogromnym stopniu sparaliżowana i często niezdolna do okazywania np. wrażliwości. Skrupulat wyczuwając cokolwiek, co przypomina strach będzie próbował od niego uciec, stąd np. ostre wypowiedzi, które mogą wręcz podprowadzić do zerwania relacji. Takie ewentualne zerwanie staje się z kolei innym źródłem cierpienia dla skrupulata. Stąd apel do tych, którzy uważają się za zdrowych, aby w takich chwilach nie odtrącać skrupulata, ale wręcz przeciwnie "zło dobrem zwyciężać", choć ściśle rzecz biorąc trudno mówić tu o dobrowolnym grzechu.

      Usuń
    9. Część 2 z 3
      Zatem w jakim sensie skrupuły są tematem zastępczym? W moim przekonaniu są nim jako objawy - jako przejaw "choroby". Z doświadczenia wiem, że duszpasterze mogą zrobić jedynie kilka rzeczy, choćby byli najbardziej uczonymi, a mianowicie:
      a) wskazać właściwego specjalistę (niekoniecznie po nazwisku, choć to byłby ideał);
      b) podnosić na duchu;
      c) być cierpliwymi (współczuję księżom, ale tak, tu się okazuje, czy duszpasterz jest cierpliwy) i powtarzać, że problem jest natury psychologicznej, a nie duchowej (to się okazuje, jeżeli po udzieleniu wyjaśnień nt. Boga i moralności, problem nie ustępuje [niewykluczone, że trzeba będzie wyjaśnienia powtórzyć]);
      d) nie oskarżać o faryzeizm.
      Duszpasterze stając wobec rozwiniętych skrupułów o podłożu emocjonalnym NIE SĄ w stanie pomóc skrupulatowi i uleczyć źródła jego problemu. Wiem to z własnego doświadczenia. Obstawanie przy tym, że jako ksiądz jestem w stanie pomóc skrupulatowi (zaznaczam, że chodzi mi o skrupuły o podłożu emocjonalnym), uważam po prostu za pewien brak pokory. Księża są bowiem od spraw duchowych, a nie od uzdrawiania emocji. Działa to też w drugą stronę. Zdarza się bowiem, że także psychologowie próbują np. relatywizować obiektywne wymogi moralności nadprzyrodzonej, uznając jakieś zachowanie za normę i próbując ten swój pogląd wpoić siedzącemu naprzeciwko wierzącemu człowiekowi. Przy okazji, jeżeli coś jest normą psychologiczną, to znaczy to li tylko to, że jakieś zachowanie nie jest przejawem choroby psychicznej. Nie wyklucza to jednak, że moralnie może być ono złe. To taka metodologiczna uwaga poboczna.

      Usuń
    10. Część 3 z 3
      Z doświadczenia wiem bowiem, że aby uzdrowić tzw. skrupuły, czyli lęk trzeba udać się w odważną podróż i stanąć oko w oko z tym trudnym uczuciem. Po pierwsze więc trzeba mieć w ogóle dostęp do swoich emocji. Następnie trzeba mieć przekonanie, że mogę o nich spokojnie mówić w atmosferze nieoceniania. Po trzecie trzeba dotknąć tej najbardziej przykrej dla skrupulata emocji, czyli lęku. To wszystko pokazuje, że trzeba mieć do pomocy człowieka, który w tej materii nie skrzywdzi. Specjalistą właściwym do rozwiązania problemu skrupułów o podłożu emocjonalnym jest psychoterapeuta pracujący koniecznie pod superwizją o wykształceniu psychologicznym. Dobrze, aby był też człowiekiem wierzącym, przynajmniej dla początkujących w psychoterapii klientów/pacjentów. W innym wypadku, czego jednak nie polecam, należy twardo obstawać przy poszanowaniu własnego światopoglądu, a szczególnie moralności. Tutaj jednak chodzi o ewidentne konflikty np. podważanie punktów katechizmu, a nie to, czego skrupulat się boi i konsekwentnie wydaje mu się złe. W każdym razie można ewentualne konflikty światopoglądowe skonsultować ze spowiednikiem. Swoją drogą, to myślę, że taka rada byłaby także ku radości duszpasterza.
      Konkludując, wydaje mi się, że może istnieć subiektywna prawość nawet u skrupulatów. Oczywiście, ich stan sumienia nigdy nie może być nigdy ukazywany za wzór. W oparciu o swój własny przypadek stwierdzałbym, że miarą prawości skrupulata jest autentyczna chęć pomocy samemu sobie i zaangażowanie w terapię. Być może trzeba będzie skrupulatowi wręcz wskazać psychoterapeutę, a może nawet umówić go na wizytę, bo sam nie będzie w stanie! Tak, wola może być aż tak bardzo sparaliżowana! Natomiast uporczywy brak zgody na terapię na poważnie rozważałbym jako faktyczną złą wolę.
      Mam nadzieję, że moja wypowiedź komuś pomoże i nie zostanie usunięta przez jakieś dziwne przyczyny, nie mające jednak nic wspólnego z Wielebnym Autorem tego bloga.

      Usuń
    11. Dziękuję bardzo za tą wypowiedź ,jest ona bardzo cenna i mam nadzieję że nie zostanie usunięta ,chodziło mi o to że skrupuły nie są tematem zastępczym wtym sensie że nie zawsze są zastępcze dla jakiś poważnych braków moralnych , tylko zastępcze dla innego problemu ...

      Usuń
    12. Właśnie potrzebne jest wskazanie dobrych specjalistów , którzy nie będą skrupulatna przekonywać że jak coś jest normą psychologiczną "np.nieczystość" to że nie powinien z tego powodu czuć winy , jaki osoba będące raczej skrupulatne trafiłem na psychiatrów którzy próbowali mnie przekonać że ten ogromny syf ( nieczystosc -masturbacja pornografia) jest fizjologiczny taki jak sikanie itp ,to było straszne , a walka z nieczystością była trudna i jest ale sama w sobie nie powoduje depresji i braku chęci do życia i zmęczenia braku sił witalnych i jest do przeżycia

      Usuń
    13. teologkatolicki24 stycznia 2024 15:10


      W człowieku nie ma oddzielenia sfery psychicznej (emocjonalnej) od duchowej, przy czym ta druga jest oczywiście szersza. I to ona jest właściwym kluczem do rozwiązania także problemu typu skrupuły.
      Oczywiście ma sens rozróżnienie kompetencji psychologa i duszpasterza, ale tylko z tego powodu, że nie każdy duszpasterz ma wiedzę, talent i czas do zajmowania się sferą psychiczną (emocjonalną) poszczególnych osób. Skrupuły istniały na długo zanim pojawiła się psychologia i Kościół radził sobie z nimi całkiem dobrze, więc psychologia w nowoczesnym rozumienia wcale nie jest konieczna dla Kościoła, ani dla skrupulanta, choć może i powinna być przydatna. Zadaniem psychologa jest wydobycie na światło dzienne i uporządkowanie emocyj. Niekiedy jest też konieczna pomoc psychiatry, czyli leczenie farmakologiczne. Tak jest w stanie zaawansowanym, gdy sama rozmowa - u duszpasterza czy nawet psychologa - nie wystarczy. Tutaj istotne jest respektowanie stanu osoby i granic swojej kompetencji. Tym niemniej jestem pewny: przyczyną schorzeń psychicznych, a zwłaszcza takiej nerwicy jak skrupulanctwo, są zaburzenia, zaniedbania i skrzywienia duchowe, zwłaszcza dokonane w dzieciństwie i wczesnej młodości, czyli uchybienia moralne zarówno otoczenia wychowującego jak te własne. Mówiąc krótko: to są skutki grzechów. Oczywiście w stanie skutków zaawansowanych same sakramenty mogą być niewystarczające i konieczna jest pomoc naturalna psychologa czy nawet psychiatry. Równocześnie pomoc naturalna jest bardzo często nieskuteczna właśnie z powody wyłączenia wymiaru duchowego i moralnego.

      Usuń
    14. Skąd twierdzi Ksiądz że Kościół dobrze radził sobie że skrupułami ?

      Usuń
    15. Dlaczego Ksiądz jest pewny że schorzenia psychiczne są winą zawsze kogoś ? Są też skutki genetyczne , czy otoczenie w jakim jesteśmy i epizody psychotyczne nie są od człowieka zależne

      Usuń
    16. Ad vocem "Anonimowy 24 stycznia 2024 15:00":
      Cieszę się, że moja wypowiedź przynosi pozytywne owoce.

      Ad vocem "Anonimowy 24 stycznia 2024 15:04":
      Bardzo słusznie Pan postąpił, odrzucając perswazje psychiatry w dziedzinie moralnej, w której nie ma on przecież kompetencji. To jest zresztą głębsza materia relacji wiara-rozum i ewentualnych konfliktów w tejże materii. Napisano o tym bardzo wiele. Warto jednak myślę pamiętać o wypowiedzi św. Augustyna, który mówił mniej więcej tak: "choćby cały świat nas przekonywał i najwięksi jego uczeni, że jakiś punkt naszej wiary jest przeciwny rozumowi, to i tak wierzyć będziemy naszemu Bogu".

      Ad vocem "Anonimowy 24 stycznia 2024 15:19":
      Grzeczniej byłoby: "czy mógłby Ksiądz podać przykłady, jak Kościół radził sobie ze skrupułami przed powstaniem psychologii?". Proszę zważyć, że mówi Pan/Pani do osoby duchownej. I tak ksiądz katolicki jest kimś innym niż ludzie świeccy, ponieważ po przyjęciu święceń na duszy pozostaje niezatarte znamię - charakter sakramentalny. Tym bardziej więc warto ważyć słowa, bo dotykamy tutaj bezpośrednio szacunku do Boga i do jego sług, których On sam wybrał, a którzy przecież nam służą, wyrzekając się wielu godziwych dóbr, z których bez grzechu korzystać mogą świeccy.

      Usuń
    17. Ad vocem do teologkatolicki 24 stycznia 2024 15:10:
      Na początku uściślę, co oznaczają pojęcia:
      a) psycholog - osoba po studiach psychologicznych, które w Polsce są jednolite i kończą się uzyskaniem tytułu magistra. Może pomóc nazwać problem skrupułów, ale go nie rozwiąże.
      b) psychoterapeuta - specjalista, który pomaga ludziom w zmianie odnośnie ich psychiki, czego nie jest w stanie zrobić poprawnie psycholog. Dobry psychoterapeuta to psycholog, który odbył renomowany kurs psychoterapii i pracuje pod stałą superwizją. Alternatywą jest psychiatra z kursem psychoterapii i pracujący pod superwizją, ale nie mam osobistego doświadczenia w tej materii. Poza tym badania sugerują, że leki w terapii nie zawsze prowadzą do postępu i rozwiązania źródłowego problemu.
      Jeżeli zaś idzie o psychologię, to jest to dziedzina młoda. Dodatkowo słyszałem, że dotyka ją determinizm. To z kolei implikować może fałsz, gdyż człowiek tym się charakteryzuje, że jest wolny. Zatem trzeba, przynajmniej do niektórych wniosków, podchodzić z przymrużeniem oka. To jest jednak dziedzina metodologii psychologii, którą powinni zajmować się specjaliści. Warto jednak pamiętać, że za psychologią taką, czy inną, stoi jakaś filozofia i konsekwentnie jakaś etyka (lub jej wybrakowanie). Taka jest niestety rzeczywistość po grzechu pierworodnym, że dziedzina moralna stała się dla ludzi niejasna.

      Usuń
    18. W nawiązaniu do mego poprzedniego komentarza oraz do wypowiedzi Księdza Doktora, zgodzę się, że przyczyną skrupułów jest popełnione zło lub grzechy (jeżeli dodatkowo dochodzi świadomość i dobrowolność). To właśnie grzechy powodują cierpienie. Każdy grzech zaś jest aktualizacją pierwszego nieposłuszeństwa ludzkiego, które zwie się przecież grzechem pierworodnym. Z katechizmu zaś wiemy, że nie co innego, jak tylko to jedno - grzech pierworodny sprawił, że ludzie doświadczają cierpienia, które jest tak różne w swych przejawach i w swej intensywności (i tutaj tkwi też kwestia obciążenia genetycznego, które wygenerować może chorobę). Błądzą więc ci, którzy sądzą, że albo Bóg jest przyczyną cierpienia, albo Kościół.
      Widziałbym jednak w złu / grzechach przyczynę dalszą skrupułów, którą jednak warto usuwać (tak!). Przyczyną zaś bliższą jest nieporządek w emocjach, czy lęk. Według mnie szkoda duszpasterza, aby męczył się po raz nn-ty nad kolejnym casusem podsuwanym mu przez skrupulata i pytaniem: "czy to grzech? czy już zgrzeszyłem?". Nie ma sensu. Lepiej motywować, podnosić na duchu, wysłać do specjalisty, jeżeli przypadek skrupułów jest zaawansowany, czy nawet kazać pochodzić wśród drzew, czy łąk i spróbować nie myśleć, choć przez chwilę o tych poszczególnych problemach, które jednak sprawiają autentyczny ból, a których przyczyna jest jednak gdzie indziej niż w nich samych, czego skrupulat nie jest w stanie dostrzec (nie z własnej winy).

      Usuń
    19. Cieszę się także ze stwierdzenia, że: "w stanie skutków zaawansowanych same sakramenty mogą być niewystarczające". Z doświadczenia powiem: są niewystarczające. Mówię to jako człowiek wierzący, który sakramenty w stanie skrupułów "w stanie zaawansowanym" przyjmował. I uważam, że to było dobre.
      Nie polecałbym natomiast psychiatry, chyba że w wypadkach in extremis (myśli samobójcze, itp.). Odnoszę wrażenie, że świadomość, iż "połknę tabletkę i będzie lepiej" może jednak rozleniwiać, pomimo że uśmierza ból, nieraz ogromny. Sam nie stosowałem farmakoterapii, ale gdy patrzę aktualnie na osobę w stanie skrupułów, która korzystała z farmakoterapii zanim rozpoczęła psychoterapię, i jak trudno było ją namówić, aby realnie spotkała się ze swoim lękiem, to wątpię, że farmakoterapia pomaga dla całości procesu leczenia. Ale to tak na marginesie, a nie w nawiązaniu do wypowiedzi Księdza Doktora.

      Gdy zaś czytam wypowiedź Autora bloga, to dochodzę do wniosku, że zasadniczo jest między nami zgoda, gdy idzie o pryncypia. Ja również bowiem nie wyobrażam sobie rozwiązania problemu skrupułów inaczej niż w kooperacji wiara-nauka alias mądry spowiednik - psychoterapeuta, ewentualnie psychiatra. Różnica zaś myślę tkwi w tym, że ja szybciej polecałbym psychoterapeutę. Istotnie bowiem idzie o "wydobycie na światło dzienne i uporządkowanie emocyj". Do tego zaś wydaje mi się, że niekoniecznie potrzeba wykształcenia teologicznego, lecz raczej innych przymiotów, aczkolwiek osobista prawość jest wysoce wskazana. W innym wypadku trzeba naciskać na uszanowanie swojego światopoglądu, co też działa. Sprawdziłem.

      Nawiązując zaś raz jeszcze do kwestii przyczyn duchowych skrupułów oraz do wypowiedzi Anonimowego z 24 stycznia 2024 15:04:
      Myślę, że pomocą w wychodzeniu ze skrupułów, ale też z drugiego sygnalizowanego problemu, jest rzeczywisty obraz Boga Ojca. Czy myślał Pan o rozważaniu słów i czynów Pana Jezusa i budowaniu w ten sposób w sobie adekwatnego obrazu Boga Ojca? Dlaczego to ważne? Bo prawdziwy obraz Ojca jest paliwem dla wiary i łatwiej jest wtedy o pomoc duchową. Stajemy się sprawniejsi we współpracy z łaską.

      Jeszcze odnośnie obrazu Boga Ojca, to we wszystkim, co Pan Jezus mówił i czynił, chciał On nam pokazać na swoim przykładzie, kim jest Ojciec. "Ja i Ojciec jedno jesteśmy", mówi nawet Chrystus przez św. Jana. Rozważanie Ewangelii może być trudne, ale wyjaśnienia znajdzie Pan w Katechizmie Kościoła Katolickiego.

      Usuń
    20. Ado vocem nN ;Dobrze ,to proszę o podanie przez szanownego Księdza argumentów za tym że Kościół dobrze sobie radził przed powstaniem nowoczesnej psychologii ,poza tym uważam że moje zapytanie było grzeczne

      Usuń
    21. Nie rozumiem czemu n oskarża mnie o brak szacunku wobec Księdza , przecież napisałem kulturalnie z dużej litery , po prostu chciałem zapytać o źródła tej tezy ,i moje pytanie było kulturalne

      Usuń
    22. Ksiądz katolicki jest kimś innym ale mój komentarz był kulturalny i tak samo można o coś zapytać osobę świecka i tak samo Księdza

      Usuń
    23. >> Podobno są jeszcze skrupuły, które mają swoje źródło w przyjęciu błędnych nauk o Bogu i o moralności, lecz to nie jest mój przypadek. ------------- Najciekawszym chyba rodzajem skrupułów, o ile to są stricte skrupuły, są te, które są tak często obecne na katolickich forach: a mianowicie wynikające z dysonansu poznawczego pomiędzy - właściwie lub źle rozumianym - nauczaniem Kościoła, świętych, teologów, a - właściwie lub źle interpretowanym - własnym zdrowym rozsądkiem, naturalnymi intuicjami etc. Te wszystkie odwieczne "czy katolik może...?", "ale jak to nie może...? ale przecież to by oznaczało... to może jednak może...?" itd., ciągnące się w nieskończoność. Po jednej stronie: norma lub mniemana norma, po drugiej - niemożność jej internalizacji.

      Usuń
    24. Przyczyną skrupułów nie są grzechy jako takie, ale strach przed piekłem.

      Usuń
    25. Sfera psychiczna nie sprowadza się, jak Ksiądz napisał, do emocji. Sfera psychiczna w psychologii i psychiatrii obejmuje całą jaźń, całą osobowość, w tym intelekt, emocje, popędy, moralność itd.

      Usuń
  2. "katechizmem rzymskim" przeciez ten katechizm mówi że zony nie mogą wychodzić z domu bez pozwolenia męża poza koniecznością ,już sam fakt tradycyjnej interpretacji poddania żony meżowi jest neurotyzujący

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki24 stycznia 2024 09:39

      W którym miejscu jest tak powiedziane? Proszę podać rozdział i paragraf.

      Usuń
    2. „The wife should love to remain at home, unless compelled by necessity to go out; and she should never presume to leave home without her husband’s consent”.
      http://www.catholicapologetics.info/thechurch/catechism/Holy7Sacraments-Matrimony.shtml?fbclid=IwAR17X_XAdLkI-nve8ZJv_sgmylKre7mlTixO5XVWoAQit6-Qd9eXQ6AsyCU

      Usuń
    3. Czasami żona musi bez pozwolenia męża wyjść i chyba może przynajmiej żeby pobawić wnuki czy do kościoła czy do znajomych bo nie każdy może siedzieć cały czas w domu i nawet jeśli mąż zabrania to żona ma prawo wyjść choćby dla zdrowia

      Usuń
    4. Zakonnicy ślubowali posłuszeństwo a żona wobec męża nie więc to posłuszeństwo przynajmiej powinno być inne

      Usuń
    5. napewno inaczej żona podlega opiece męża niż zakonnik przełożonych

      Usuń
    6. teologkatolicki24 stycznia 2024 13:11

      To jest fragment w części II, rozdział VIII, punkt XXVII:
      https://books.google.pl/books?id=Oow_AAAAcAAJ&printsec=frontcover&hl=de&source=gbs_ge_summary_r&cad=0#v=onepage&q&f=false
      Podane tłumaczenie angielskie jest wadliwe. Chodzi o to, że małżonka podlega opiece męża, tak samo jak zakonnik czy zakonnica podlegają opiece przełożonych, bez których pozwolenia również nie mogą wychodzić z klasztoru. Pozwolenie może być generalne, np. na zakupy, do kościoła itp. W każdym razie mąż zawsze powinien wiedzieć, gdzie małżonka się znajduje i po co, i oczywiście wzajemnie. To jest czymś zupełnie normalnym. Nerwica pojawia się wtedy, gdy ktoś ma coś do ukrycia.

      Usuń
    7. Proszę o odpowiedź na te komentarze z 12:26,12:27,12:31

      Usuń
    8. teologkatolicki24 stycznia 2024 13:33

      To proszę nie anonimowo.

      Usuń
    9. Franek Popławski25 stycznia 2024 07:18

      Skoro Anonimowy nie chce się ujawnić, ja poproszę o odpowiedź za niego.

      Usuń
    10. Znowu jakiś feminista.

      Usuń
    11. jakis feminista? dlaczego? to są rozsądne pytania ,gdyż wiara jest zgodna ze zdrowym rozsądkiem

      Usuń
    12. Do "Anonimowy29 stycznia 2024 00:21" Powinien się Pan/Pani wczuć w sytuację takiej żony ,która ma męża despotycznego i która musi w każdej prawie każdej sprawei się go słuchać

      Usuń
    13. "Anonimowy29 stycznia 2024 00:21
      Znowu jakiś feminista." To jest straszne że Pan/Pani ma taki stosunek do kobiet i ich praw i promuje skrajnie rygorystyczną interpretację poddania żony mężowi , która nie sądze by była zgodna z katolicką nawet tą przed SV2

      Usuń
  3. Bardzo dobra analiza wypowiedzi Samołyka. Czy może Ksiądz jednak rozwinąć część dotyczącą rzekomego problemu i "wypaczeń" występujących w "środowisku lefebvrystycznym" w dziedzinie duchowości katolickiej? Nie sądzę żeby Samołyk miał jakiekolwiek doświadczenia z tą duchowością, więc akapit ten można by wyrzucić bez szkody dla wartości pozostałej części tekstu. Tym niemniej, ciekaw jestem konkretów na co uważać w "kontaktach" z nauczaniem FSSPX. Z tego co kojarzę, np. w temacie skrupułów księża FSSPX reprezentują zdrowy pogląd, podobny jak Ksiądz (że to temat zastępczy, przykrywanie rzeczywistych problemów).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie księża FSSPX prezentują "zdrowy" pogląd w sprawie skrupułów ? Według mnie on jest niebezpieczny , a o ile słuchałem x Bańki to on właśnie miał zdrowy pogląd na temat skrupułów :)

      Usuń
    2. teologkatolicki24 stycznia 2024 13:09

      Ogólnie już to opisałem po krótce. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich ludzi uczęszczających do FSSPX. Chodzi o metodę stosowaną przez x. Stehlina zarówno wobec wiernych jak też wewnątrz. Powtarzam: chodzi o nielegalne i zakłamane stosowanie posłuszeństwa oraz wiązanie emocjonalne ze sobą i z FSSPX kosztem trzeźwego, krytycznego myślenia. Na tym właśnie polega patologiczna, neurotyczna "pobożność". Owszem, nie wszyscy są podatni na takie działania, jednak skala efektów jest pokaźna, co widać m. in. w grupkach lefebvrystów na fb: jakakolwiek krytyka co do twardych faktów traktowana jest jak atak na FSSPX i napotyka agresywno-emocjonalne reakcje bez choćby śladu merytoryki.

      Usuń
    3. FSSPX ma problem taki że przytaczają nieuznane wizję mistyków na kazaniach jak wizja z kazania sw Leonarda że będzie kilka osób na 30tys zbawionych ...

      Usuń
    4. Z filozofii scholastycznej wiadomo, że prawda jest w stanie ukonstytuować się sama bez odwołania do czegokolwiek poza nią. Fałsz zaś zawsze potrzebuje prawdy, aby istnieć. Jeżeli zaś FSSPX niezbędnie potrzebuje Kościoła katolickiego tzw. oficjalnego, aby zdobyć swój raison d'être, to mamy tutaj do czynienia z owym fałszem. Nie trzeba myślę tłumaczyć, że jest to ogromne niebezpieczeństwo duchowe i samo to jedno pozwala już o tymże niebezpieczeństwie wyrokować. To jest jednak sprawa dla zainteresowanych FSSPX, do których ja nie należę. Rozum jednak mam i staram się z niego korzystać, a gdy słucham czasem księży FSSPX, którzy wobec tzw. Kościoła oficjalnego mają jedno słowo, tj. potępienia, to zastanawiam się jak powyżej.

      Usuń
  4. Co Ksiądz sądzi o tym kazaniu x Pietrasa ? http://pietrasdawid.pl/kazania-konferencje/pisane/skrupulanctwo/o-skrupulanctwie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki24 stycznia 2024 23:26

      To jest gadatliwy bełkot. On nie wie, o czym mówi. Więcej gada niż wie.

      Usuń
    2. dlaczego wg Księdza to gadatliwy bełkot? Przeciez są podane wskazówki konkretne

      Usuń
    3. Dlaczego Szanowny Ksiądz twierdzi że x Pietras nie wie o czym mówi ?

      Usuń
    4. Co do niego mam podobne spostrzeżenia odkąd się pojawił i, że bardzo pozuje na naczelny tradi autorytet indultowy w Pl, tylko mu coś słabo idzie.

      Usuń
    5. teologkatolicki25 stycznia 2024 10:20

      Konkretne wskazówki pewnie gdzieś wyczytał, nawet nie podaje gdzie. Zaś reszta to jest jego radosna twórczość bez solidnej wiedzy psychologicznej, duchowościowej, czy choćby duszpasterskiej.

      Usuń
    6. Czemu Ksiądz uważa że nie ma tam solidnej wiedzy psychologicznej duchowości owej i duszpasterskiej ?

      Usuń
  5. Taki rysunek jak ten przedstawiany przez p. Samołyka już zahacza o profanację.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy Ksiądz jest przeciwnikiem dystansu do skrupułów?

    OdpowiedzUsuń
  7. "przyczyną schorzeń psychicznych, a zwłaszcza takiej nerwicy jak skrupulanctwo, są zaburzenia, zaniedbania i skrzywienia duchowe, zwłaszcza dokonane w dzieciństwie i wczesnej młodości, czyli uchybienia moralne zarówno otoczenia wychowującego jak te własne. Mówiąc krótko: to są skutki grzechów. Oczywiście w stanie skutków zaawansowanych same sakramenty mogą być niewystarczające i konieczna jest pomoc naturalna psychologa czy nawet psychiatry. Równocześnie pomoc naturalna jest bardzo często nieskuteczna właśnie z powody wyłączenia wymiaru duchowego i moralnego."
    - No w końcu zostało to napisane prosto i na temat. Geneza skrupułów w pigułce. Nic dodać nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, zgadzam się z powyższym, dobry fragment bez wytaczania elaboratów, w których w zasadzie nie ma dobrze zlokalizowanego sedna problemu. Skrupuły są bo albo kogoś oduczono używania rozumu albo sam nie chce go używać.

      A co Ksiądz myśli o trzeciej opcji, że skrupuły mogą być z dopustu Bożego jako element nocy ciemnej - jak podane w tekście księdza Pietrasa, do którego ktoś tutaj wkleił link? Bo do mnie to nie przemawia, ale może jestem w błędzie.

      Ogólnie nie kupuję tłumaczeń, że paraliż rozumu jest wyższym stadium przed zjednoczeniem z Bogiem, ale może jestem w błędzie.

      Pozdrawiam, ik

      Usuń
  8. Skąd wiadomo że taki dowcip x Rahner opowiadał?

    OdpowiedzUsuń
  9. Co Ksiądz sądzi o zasadzie wątpliwości rozstrzygać na swoją korzyść która jest podawana skrupulatom ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ksiądz się z tym nie zgadza :O ?
    "Skrupulat powinien więc raczej poprzestać na roztropnym programie życia chrześcijańskiego. Czas jego powinny wypełniać po części obowiązki zawodowe, po części zaś godziwe rozrywki, stanowiąc odprężenie dla umysłu i umożliwiające mu miłe spędzenie wolnych chwil. To zalecenie łączy się z kolejnym lekarstwem. "

    OdpowiedzUsuń
  11. To co Ksiądz napisał o uzależnieniu emocjonalnym doskonale pasuje do
    relacji tworzonych w Opus Dei, z tym, że u nich uzależnienie nie jest
    względem konkretnej osoby ale organizacji - "Dzieła". Wiąże się to bardzo z
    deficytem wolności (myślenia) i rozumności. Co bardzo intrygujące, są tam
    ludzie "wszelkiego stanu" - wiedza, pozycja ani doświadczenie nie chroni
    przed tym, czasem żenującym, uzależnieniem.
    Dużo by opowiadać. Temat wymaga dużo szerszego omówienia.

    OdpowiedzUsuń