Mówiąc krótko: odradzam stanowczo.
Tzw. mistrz Eckhart jest rzeczywiście swoistym przypadkiem. Nie ulega wątpliwości, że niektóre jego tezy i to dość istotne teologicznie są bliższe gnozie i kabale żydowskiej niż wierze katolickiej, a nawet z nią sprzeczne. Najdziwniejsze jest to, że przez wiele lat wewnątrz zakonu dominikańskiego, do którego należał, nie dostrzegano tej sprzeczności i nastąpiło to dopiero pod koniec życia, a Eckhart uniknął tylko dlatego potępienia przez Stolicę Apostolską z powodu herezyj, że po pierwsze z góry zastrzegał gotowość poddania się osądowi tych tez przez Magisterium Kościoła, a po drugie w międzyczasie, przed zakończeniem procesu zmarł. Jego nauczanie zostało potępione w procesie diecezjalnym w Kolonii, od czego Eckhart się odwołał do papieża. Następnie papież Benedykt XII potępił 28 zdań z jego nauczania (bulla In agro dominico).
Post scriptum
Otrzymałem następujący wielce oburzony komentarz:
Najpierw wyjaśniam, na wypadek, gdyby jeszcze nie było jasne: odradzam lektury autorów takich jak Eckhart. Z prostego powodu: jego pisma zawierają poważne błędy, potępione przez Kościół.Ostrzegam też przed lekturą pism Jana Tauler'a. Wprawdzie jego pisma nie zostały za jego życia oficjalnie potępione, jednak zawierają wiele conajmniej dziwnych zdań, które nieprzypadkowo - podobnie jak pisma Eckhart'a - bardzo spodobały się protestantom i to do tego stopnia, że czczą go oni quasi jak świętego, choć oficjalnie nie uznają kultu świętych.
I nie wynika to wcale z tzw. apofatycznej teologii, gdyż jest ona obecna już u Ojców Kościoła i jako taka ma swoje miejsce w archipelagu teologii katolickiej. Czym innym jest zasada analogii, która jest podstawą teologii katolickiej, a czym innym agnostycyzm teologiczny, który ubierany jest w szaty pseudomistycyzmu. Być może wypowiem się kiedyś szerzej w temacie.
Zaś ten agresywny komentarz jest akurat dość wyraźnym przejawem wrogości i szydzenia nie tylko z teologii katolickiej, lecz nawet z orzeczeń Magisterium Kościoła, które słusznie oceniają conajmniej wadliwe twory (pseudo)teologiczne. To jest mentalność protestancka i modernistyczna, która darzy wręcz irracjonalną czcią i zaufaniem wszystko, co jest przynajmniej problematyczne w świetle rdzennej katolickiej teologii począwszy od Ojców Kościoła aż do nowożytnych teologów, tudzież nauczania Magisterium Kościoła.
Ale przecież Ksiądz w dalszym ciągu nie wykazał, co właściwie złego jest w pismach czy to Eckharta, czy Taulera (do kolejki zostaje jeszcze Suzo, też uczeń Eckharta). Bullę każdy może przeczytać: punktuje ona circa 20 konkretnych zdań, które bądź Eckhart napisał, bądź mu je przypisywano (o ile dobrze pamiętam, większość "Kazań" to zapisy ze słuchu, aczkolwiek mogę się mylić, musiałbym się upewnić). Zwykle istotnie wynika z nich, że w swojej apofatyce autor posuwał się do granic panteizmu czy amoralizmu, aczkolwiek prawdopodobnie nie miał takiej intencji; natomiast nie ma nic o potępieniu jakiegoś "eckhartyzmu", gdyby miał to być "ogólny kierunek" myślenia Eckharta, jakaś jego "szkoła" czy "całokształt". Mój komentarz nie jest agresywny. Po prostu jest to trochę męczące, że ten nurt teologiczny napotyka właśnie w kręgach tradycyjnych na jakieś niezrozumiałe opory. A zarzut, jaki spotykam, jest zwykle nie tej konkretnej natury (że "20 potępionych stwierdzeń"), tylko bardziej ogólnej: że "no jest taka duchowość, ale to podejrzane, to dziwny język, jakieś pisanie o Pustce, o tym, że opisać oznacza ograniczyć, że Absolut jest poza wszystkim, to-to proszę Pana są szemrane rzeczy, gnoza jakaś, lepiej się trzymać z daleka". Jeżeli mylnie przypisałem Księdzu tego rodzaju rozumowanie czy choćby tego rodzaju "(nie)wrażliwość", to z góry przepraszam. Pseudo-Dionizy pisze np. tak: "…nie istnieje ani słowo, ani imię, ani wiedza o Nim; nie jest ani ciemnością, ani światłością, ani błędem, ani prawdą; nie można o Nim niczego zaprzeczać ani nic pewnego twierdzić, bo twierdząc o Nim lub zaprzeczając rzeczy niższego rzędu, nic o Nim ani nie stwierdzamy, ani nie zaprzeczamy. Ta najdoskonalsza i jedyna Przyczyna wszystkiego jest bowiem ponad wszelkim twierdzeniem i ponad wszelkim zaprzeczeniem: wyższa nad to wszystko, całkowicie niezależna od tego wszystkiego i przekraczająca wszystko." - i nie wydaje mi się, by rdzeń myśli Eckharta był czymś znacząco różnym od powyższego.
OdpowiedzUsuńProszę czytać ze zrozumieniem i otwartością na argumenty.
Usuń1. Zbędne jest wyliczanie błędów w pismach Eckharta, wystarczy czytać bullę potępiającą.
2. Istotne jest, co jest w tych pismach, nie to, że są to kazania spisane przez kogoś innego niż Eckhart. On miał możliwość odwołania tych błędów, co uczynił po części, ale nie do końca.
3. Rzucanie wątpliwych cytatów z internetu z wątpliwej jakości tłumaczenia nie może być podstawą merytorycznej dyskusji. Nadal widać irracjonalne, emocjonalne przywiązanie do tez, które są przynajmniej podejrzane, gdyż trącą agnostycyzmem teologicznym, który jest na pewno herezją.