Temat jest bardzo ważny i na czasie. Właściwie zawsze potrzebne jest informowanie o rzeczywistości czyśćca oraz potrzebie modlitwy za zmarłych. Zakładam, że takie są intencje filmu Michała Kondrata. To stanowi o jego wartości. Jeśli pobudza do reflexji i modlitwy, zwłaszcza ofiarowania Mszy św. za dusze zmarłych, to bardzo dobrze, że powstał i jest rozpowszechniany.
Cenne są także informacje zwłaszcza o św. Stanisławie Papczyńskim, gdyż są mało znane. Książki Fully Horak nie znam i dlatego nie jestem w stanie ocenić jej treści teologicznej. Być może trzeba by się tym bliżej zająć.
Jako że dzięki życzliwości pewnych osób dane mi było film obejrzeć, czuję się w obowiązku zwrócić uwagę na jego fragmenty, które z punktu widzenia teologii katolickiej wymagają korekty. Zresztą już taki szczegół jak ustawienie ciała zmarłego tyłem do ołtarza wskazuje na to, że film nie przeszedł solidnej konsultacji teologicznej i kościelnej. Według reguł Kościoła ciało zmarłego świeckiego jest ustawiane twarzą do ołtarza, czyli tak, jak zmarły uczestniczył w liturgii za życia. Jedynie ciało duchownych jest ustawiane twarzą do ludu, co oczywiście nie ma nic wspólnego z rozpowszechnionym kierunkiem celebracji w Novus Ordo, lecz wynika z funkcji nauczania przez duchownych w świątyni, co oczywiście zawsze odbywało się twarzą do ludu.
Pierwszym poważnym błędem jest mówienie o "Sądzie Ostatecznym" po śmierci. Chodzi oczywiście o sąd partykularny czyli osobisty, który odbywa się nad każdym zmarłym osobno zaraz po śmierci. Natomiast Sąd Ostateczny będzie miał miejsce na końcu świata, po powtórnym przyjściu Zbawiciela. To o nim mówią zapowiedzi Ewangelii. Widocznie ktoś tu nie doczytał nawet w katechiźmie, a duchowni, z którymi film był konsultowany, nie zauważyli tak poważnego błędu.
Poważny błąd - a nawet przekłamanie - zawarte jest w wystąpieniu kapucyna z San Giovanni Rotondo, gdy właściwie neguje on prawdę o sądzie Bożym, twierdząc, że po śmierci dusza nie jest sądzona, lecz sama decyduje o potrzebie oczyszczenia w czyśćcu. Jest to poniekąd miła fantazja tego kapucyna, nie ma ona jednak nic wspólnego z Pismem świętym i nauczaniem Kościoła. Jest po prostu wymysłem, który jest nie tylko groteskowy lecz także niebezpieczny, ponieważ sugeruje, jakoby dusza po śmierci mogła o czymkolwiek decydować. Według nauczania Kościoła w momencie przejścia do wieczności dusza podlega sądowi Bożemu i nie ma możliwości nawrócenia się. Z powodu oddzielenia od ciała nie ma też swojej woli i tym samym możliwości decydowania. Może jedynie doznawać albo radości wiecznej, albo cierpienia - czy to wiekuistego potępienia, czy przejściowego w czyśćcu.
Bardzo poważny błędy zawarte są także w wypowiedzi lekarki, która opowiada o przeżyciach osób, które przeszły stan tzw. śmierci klinicznej. Fałszywie definiuje ona śmierć jako zanik aktywności pnia mózgu. Odnosi się widocznie do fałszywej teorii tzw. śmierci mózgu stworzonej na potrzeby biznesu transplantacyjnego, czyli dla usprawiedliwienia wyciągania organów z żywych ludzi, co do których "lekarze" orzekli "śmierć mózgową". Jest to sprzeczne nie tylko ze stanem solidnej wiedzy medycznej, lecz także z teologiczną definicją śmierci.
- Tzw. teoria śmierci mózgowej opiera się na fałszywym założeniu, jakoby instrumenty pomiarowe były w stanie stwierdzić bądź wykluczyć aktywność mózgu (więcej tutaj).
- Fałszywe jest założenie, jakoby zanik stwierdzalnej przez urządzenia aktywności powierzchniowych areałów mózgu był równoznaczny ze śmiercią. Jest bowiem oczywiste, że ciało człowieka składa się nie tylko z mózgu, lecz także z innych organów, które mogą być - przez jakiś czas - podtrzymywane przy życiu bez udziału stwierdzalnej aktywności mózgu.
Tym samym przeżycia w stanie tzw. śmierci klinicznej nie mogą dotyczyć stanu po momencie śmierci, lecz najwyżej stanu bliskiego śmierci. Dlatego właśnie wartość dowodowa takich doświadczeń jest właściwie zerowa w kwestii zaspokojenia ciekawości co do tego, co się dzieje z duszą w momencie przejścia do wieczności.
W wypowiedzi o. A. Posackiego zawarta jest przynajmniej pewna nieścisłość. Nie pamiętam dokładnie każdego jego słowa, ale wydaje mi się, że pomieszał pojęcie nadprzyrodzoności i nadzwyczajności. Otóż działanie nadprzyrodzone pochodzi tylko od Boga, aczkolwiek jego narzędziem mogą być stworzenia. Natomiast działania nadzwyczajne mogą pochodzić także od stworzeń, konkretnie od szatana i demonów. Tutaj o. Posacki słusznie wskazał na istotne różnice między expresjami dusz czyśćcowych a zjawiskami o pochodzeniu demonicznym.
Wiąże się z tym tematyka posługiwania się przedmiotami materialnymi zarówno przez dusze zmarłych jak też przez demony. Jest o tym mowa zwłaszcza w związku z tzw. muzeum dusz czyśćcowych przy pewnym kościele w Rzymie, oraz z rzekomymi fizycznymi napaściami szatana na św. o. Pio. To jest problematyka tak zwanych materializacyj, o których wypowiadałem się już obszerniej (tutaj). Nie znam tego muzeum, jego powstania i zawartości. Jeśli jego exponaty są wiarygodne, to można je teologicznie wyjaśnić w tego sposób, że Pan Bóg dokonał cudu znaków materialnych jako wezwanie do modlitwy za zmarłych. Każdy cud wyklucza działanie przyczynowosprawcze stworzeń. Dlatego musi być najpierw z całą pewnością wykluczone, że owe exponaty nie powstały w sposób naturalny, czyli że sprawcą nie jest ani człowiek, ani żadna przyczyna materialna, ani duchowa jak demony.
Co do obrażeń cielesnych doznanych przez o. Pio, przypisywanych szatanowi, sprawa ma się podobnie. Jest oczywiste, że szatan jako istota wyłącznie duchowa nie ma naturalnej mocy ani tzw. materializowania, ani bezpośredniego oddziaływania na przedmioty materialne. Może natomiast mieć jakiś wpływ na istoty żywe czyli na ich ciało, a to poprzez duszę - wegetatywną u roślin, sensualną u zwierząt, duchową u człowieka. Tym samym niemożliwe jest np. bicie przez szatana łańcuchem, jak to zostało przedstawione w filmie. Taka scena jest pokroju okultystycznych opowiadań o rzekomym przesuwaniu mebli przez dusze zmarłych czy demony, co po pierwsze nie ma potwierdzenia empirycznego (te opowiadania pochodzą wyłącznie ze "świadectw" osób parających się okultyzmem czyli tzw. wtajemniczonych), a po drugie jest sprzeczne z filozofią realistyczną i teologią.
Niejasne i częściowo mylne jest potraktowanie tematu dusz dzieci nienarodzonych. Modlitwa za nie sugeruje, jakoby znajdowały się w czyśćcu, co na pewno nie jest prawdą. Teologicznie dyskutowalne są natomiast takie kwestie jak "limbus puerorum", czyli stan naturalnej szczęśliwości bez oglądania Boga, oraz chrzest pragnienia, który zapewnia im zbawienie, podobnie jak w przypadku dziecka, które rodzice pragnęli ochrzcić, które jednak zmarło bez chrztu sakramentalnego. W tym drugim wypadku - jako że dziecko takie nie ma grzechu osobistego - można by te dusze prosić o wstawiennictwo.
Na koniec jeszcze uwaga odnośnie jednej kwestii, co do której autor wypowiedzi nie ponosi odpowiedzialności, ponieważ wypowiada się w zaufaniu do oficjalnego uznania "Dzienniczka" s. Faustyny. X. Dominik Chmielewski cytuje jego fragment zapewne nie zdając sobie sprawy z tego, że jest on teologicznie fałszywy i wręcz bluźnierczy. Chodzi o rzekome słowa Pana Jezusa, że Jego miłosierdzie nie chce karania dusz w czyśćcu, lecz domaga się tego sprawiedliwość. Nawet jeśli przyjmiemy, że te słowa pochodzą od kogoś nie mającego pojęcia o teologii (i tym samym nie mogą pochodzić od Pana Jezusa), to jednak wymagają sprzeciwu i odrzucenia, gdyż sugerują jakby schizofrenię w Osobie Pana Jezusa i tym samym samego Boga. Do podstawowych prawd teologii katolickiej odnośnie pojęcia Boga należy, iż w Bogu nie ma i nie może być sprzeczności. Tym samym nie ma i nie może być sprzeczności także między Jego miłosierdziem i sprawiedliwością. Tym samym sedno treści "Dzienniczka", polegające po pierwsze na przeciwstawieniu miłosierdzia Boga i Jego sprawiedliwości, a po drugie na wywyższeniu tego pierwszego aż do - przynajmniej praktycznej - negacji tego drugiego przymiotu Boga, jest dogłębnie fałszywe, heretyckie i bluźniercze, nie mające nic wspólnego ani z teologią katolicką, ani nawet z Pismem świętym (więcej w temacie tutaj i tutaj oraz w linkach tam podanych).
Dziękuję za recenzję. Utwierdza mnie w przekonaniu, że nie warto tracić czasu na filmy posoborowia. Nawet w najbardziej godnym uwagi temacie błędów więcej jak pożytku.
OdpowiedzUsuńMoże i film posoborowy (nie widziałem - nie oceniam), ale książka Fulli Horak jest "przedsoborowa" i dająca dużo do myślenia. Polecam.
UsuńRównież polecam. Jest to książka, której nie da się zapomnieć i która zmienia życie. Tak przynajmniej było w moim przypadku.
UsuńKsięże ja tam nie wiem czy demony mają zdolność materializacji czy nie. Jednak bicie czy duszenie to już klasyka w życiu niektórych świętych. Nie twierdze, że zły duch wziął łańcuch z obory tudzież sam go wyczarował, ale jednak święci te uderzenia czuli i bardzo cierpieli. W takim razie czym zły duch by tego dokonał?
OdpowiedzUsuńW innym artykule szanowny ksiądz pisał, że zły duch nie może wysyłać tych sławnych już smsów, bo nie ma po prostu palców, ale pomijając jakieś okultystyczne wątki to przecież otwieranie drzwi, przesuwanie przedmiotów i tzw. nawiedzone domy to opowieści często Bogu ducha winnych osób, które z "wtajemniczeniem" nie mają nic wspólnego. Takie rzeczy dzieją się naprawdę. Nie można ot tak po prostu powiedzieć, że to ściema okultystów i już... .
Jest właśnie problem w tym, że tego rodzaju cierpienia świętych są fałszywie przedstawiane jako wynik zdolności demonów do posługiwania się przedmiotami materialnymi. Mogę tylko powtórzyć, co powyżej napisałem:
Usuń1. NIE ma wiarygodnych świadectw na tę rzekomą zdolność,
2. byłaby ona sprzeczna z naturalnymi zdolnościami demonów, które jako stworzenia niematerialne nie mają i nie mogą mieć zdolności działania wbrew prawom fizyki, gdy tak działać może wyłącznie Pan Bóg.
Natomiast rany czy obrażenia świętych można wyjaśnić w prosty sposób: we śnie - czyli w stanie wyłączenia świadomości - szatan mógł oddziaływać na ich ciało podobnie jak w przypadku opętanych i w ten sposób zadawać im obrażenia. Dlatego właśnie nie działo się to nigdy w obecności innych osób, lecz zwykle w nocy.
Twierdzenie "te rzeczy dzieją się na prawdę" jest jedynie maniakalnym powtarzaniem zabobonów okultystycznych, obecnie rozpowszechnianych niestety także w pseudopodożnej literaturze. A należałoby zdroworozsądkowo krytycznie podejść do tego typu historyjek.
UsuńJeszcze raz: Pan Bóg może działać także cuda polegające na materializacji czy przemieszczaniu przedmiotów. Problem jest tylko w wykazaniu, że się to faktycznie wydarzyło. Natomiast historyjki o takowym działaniu demonów czy szatana są zwykłym oszustwem na naiwnych ignorantach.
Niech drogi Ksiądz sprecyzuje co oznacza, że zły duch mógł działać na świętych tak jak w przypadku opętanych? Tzn. że hagiograficzne "dostawanie razów od biesa" to żadne bicie przez złego ducha tylko samookaleczanie w wyniku chwilkowego zniewolenia, czy o co chodzi?
UsuńŚw. Jan Maria Vianney był zrzucany z łóżka przez złego ducha. Mam rozumieć, że ot miał zły sen i sam spadł z powodu koszmaru? A historia o podpaleniu łóżka przez złego temu świętemu jest bardzo znana - czy to oszustwo?
Jeśli się nie mylę to święci również byli jakby duszeni przez złego. Jak to wyjaśnić?
I w końcu czy Pan Bóg nie mógł dopuścić, żeby zły duch w przypadku tych wielkich świętych miał taką możliwość i realnie ich bił?
"Jednak żadna praca, żadne wspomaganie cierpiących nędzę nie dokonuje się bez walki i zmagań. Dlatego gdy byłam jeszcze małym, zdrowym dzieckiem, a potem krzepkim dziewczęciem i modliłam się nad grobami na kościelnych cmentarzach, wtedy złe duchy, a nawet sam Nieprzyjaciel często mi przeszkadzał, straszył mnie i maltretował. Wokół słyszałam wrzaski, otaczały mnie straszliwe zjawy, często powalano mnie na groby, popychano i rzucano we wszystkie strony, próbowano przemocą usunąć z cmentarza. Bóg dał mi jednak tę łaskę, że nie dałam się zastraszyć i nigdy nawet na jeden włos nie ustąpiłam Nieprzyjacielowi, a tam, gdzie mi przeszkadzano, podwajałam swe modlitwy. O, ileż podziękowań otrzymałam od moich dusz czyśćcowych!" - historia z życia bł. Katarzyny Emmerich. Nie było to w żadnych razie w stanie wyłączenia świadomości. Brane z internetu. Czy to fałszywa historia?
A to historia z biografii św. Gemmy Galgani, którą spisał jej spowiednik (moim prywatnym zdaniem również wielki święty), przepisuje własnoręcznie z ksiązki:
"Widząc nieużyteczność swych przewrotnych pokus, próbował siły fizycznej. Jak tylko Gemma brała pióro, aby pisać do mnie, wyrywał je z jej rąk i darł papier na drobne kawałki. Czasem, chwytając ją za włosy, odrywał ją od biurka z taką wściekłością, że cała pasma włosów zostawały w jego szponach." - jak to wszystko wyjaśnić?
Pomińmy już tzw. nawiedzony domy i rodzinne historie o spadających obrazach ze ścian. Jednak w życiu świętych bywały fizyczne ataki na nich gdy byli w pełni świadomi.
Najpierw zasadnicza uwaga: hagiografie nie są równe hagiografiom. Niestety w tej dziedzinie jest dużo, a obecnie nawet większość sensacyjnego bełkotu nastawionego na biznes. Miarodajnymi źródłami są zasadniczo jedynie akta procesów beatyfikacyj i kanonizacyj. Natomiast inne publikacje są pisane zwykle przez osoby nie mające pojęcia ani o obchodzeniu się ze źródłami historycznymi, ani o teologii, czy przynajmniej filozofii realistycznej. Produkty ich ignorancji i fantazji (może nawet w pewnym sensie pobożnej) są następnie łykane przez masy żądne sensacji na podobnej zasadzie jak upodobanie ateistów w horrorach czy kryminałach. Jeszcze raz: historycznie wiarygodne świadectwo - a tylko na czymś takim powinna się opierać solidna katolicka hagiografia - polega na tym, że naoczni świadkowie zdają relację, co jest następnie krytycznie badane. Tym samym musi być wiadome, kto, kiedy i w jakich okolicznościach widział bądź słyszał dane zdarzenie. Tego typu danych NIE ma w "hagiografiach" tego typu, na które komentator się tutaj powołuje. Rzeczywiście obrażenia na ciele świętych przedstawiane jako wynik ataków szatana należy - o ile są autentyczne - tak interpretować, że w stanie bezświadomości czyli snu ciało danej osoby tak się zachowywało, że doprowadziło to do obrażeń. W taki sposób szatan rzeczywiście może działać. U opętanych działa tak w wyniku oddanie się duszy danego człowieka jego mocy. Natomiast u osób żyjących w łasce uświęcającej i zjednoczonych z Bogiem szatan może tak działać tylko za przyzwoleniem Bożym, dla wyprobowania wierności tych osób. Zaś jakieś rzucanie przez szatana czy demonów przedmiotami materialnymi należy zaliczyć do bajek okultystycznych, na które niestety udaje się złapać naiwnych i niedouczonych.
UsuńOk, czyli jeśli dany święty opowiadał, że dusił go dziś w nocy zły duch to w rzeczywistości był w śnie i dusił się swoimi własnymi rękoma którymi sterował zły duch jak w przypadku osób opętanych? Dobrze rozumiem?
UsuńAle co z opowieściami, które były na jawie? Ja rozumiem, że są jakieś ludowe historyjki, które pocztą pantoflową zostały ubarwione (były nawet takie grupy teologów, nie pamiętam ich nazwy, którzy zajmowali się badaniem związku hagiografii z rzeczywistością i rozprawiali się legendami), ale jak o. Germano Ruoppolo pisze o wyrywaniu włosów i spychaniu ze schodów św. Gemmy to musi miec to jakąś wartość? To był zacny kapłan jeśli chodzi o ducha i wykształcenie teologiczne również. Naprawdę ciężko mi uwierzyć, że dosłownie każdy biograf na przestrzeni 2000 lat pisząc o fizycznych atakach na świętych mylił się, lub naiwnie uwierzył jakiemuś gawędziarzowi... .
Oczywiście to, że zły duch sam z siebie nie może tego czynić, bo to byłoby przekroczeniem jego natury to ja tego nie podważam. Myślę po prostu, że Pan Bóg daje takie "umiejętności" złemu duchowi, żeby jak to Ksiądz sam ujął, wypróbować wierność wielkich świętych i nie tylko wielkich.
Jeszcze raz, oby ostatni:
UsuńIstotne jest, kto i na jakiej podstawie coś takiego pisze. Nie są mi znane autentyczne pisma świętych Kościoła, które by zawierały opis fizycznego - w sensie materialnego - działania szatana czy demonów. Nie jest istotne, kogo ktoś uważa za wiarygodnego. Istotne jest, czy i jakiej jakości podaje źródła. Proszę wreszcie skończyć z ośmieszaniem katolicyzmu przez mieszanie mniej czy bardziej pobożnych bajek z poważnymi źródłami historycznymi, zwłaszcza gdy te pierwsze zalatują okultystycznymi bzdetami.
Zainteresował mnie fragment: "Z powodu oddzielenia od ciała nie ma też swojej woli i tym samym możliwości decydowania". Myślę, że ponieważ wola należy do istoty człowieka, więc jako władzę duszy człowiek nadal ją posiada. Natomiast ja rozumiem ten fragment w ten sposób, że człowiek nie ma już wtedy możliwości działania czyli skutecznego samookreślenia. Ponadto wola może wybrać już tylko to, czym człowiek się stał duchowo w momencie śmierci. W ten sposób działanie woli już nic nie zmienia. Mam wrażenie, że dziś powszechnie uważa się, że zarówno w momencie śmierci jak i po śmierci, nadal wszystko jest kwestią wyboru i "osobistej preferencji", jak za życia. Ale pewnie ksiądz by to lepiej ujął.
OdpowiedzUsuńChodzi o to, że także władze duchowe człowieka - jak wola - mają związek z ciałem. W tym sensie człowiek bez ciała nie jest pełnym człowiekiem. Wola pozbawiona ciała nie jest do końca wolą ludzką, dlatego nie może działać. Taki przykład dla zobrazowania: samochód akumulatora nie jest pełni samochodem, gdyż wszystkie inne części i to nawet wraz z paliwem nie działają bez akumulatora, gdyż tylko dzięki niemu silnik może zapalić.
UsuńDziękuję za odpowiedź. Rozumiem ją. Chodzi mi tu jednak o ten aspekt, o którym wspomina J. Ratzinger w jednej z swych książek, że człowiek po śmierci miałby otrzymać ponowną szansę określenie się, czyli wyboru z powodu niepełnego poznania Chrystusa za życia. W skutek wrodzonego osłabienia natury ludzkiej - jak sugeruje Ratzinger - człowiek miałby możliwość poznania Chrystusa w pełni i wybrania go. Ta teza zdziwiła mnie, gdyż moim zdaniem po śmierci wyboru już nie ma, a poza tym podważa to celowość doczesnego życia człowieka.
UsuńNie wiem, jaką wersją się Pan posługuje. Wprawdzie nie mam akurat przed sobą wydania oryginalnego niemieckiego, jednak, o ile pamiętam, Ratzinger mówi o momencie śmierci, nie o decyzji PO śmierci. To jest różnica.
UsuńPonadto może to być jedynie hipoteza teologiczna, zresztą bez podstaw w źródłach teologii, a wręcz z nimi sprzeczna.
Ten ostatni komentarz chyba najdobitniej daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego uporczywego obstawania jakby to było nie wiem jak ważne w życiu wyżej wymienionych świętych. Tak jakby dzialania złego były podstawą w drodze do świętości. Dla mnie nie jest to absolutnie najważniej. Po co skupiać się na działaniu szatana w ich życiorysach. Nie rozumiem tego. Po co robić reklamę kusicielowi.
Przykład z mojej rodziny. Babcia miała w swoim młodym życiu wielokrotnie doczynienia z duszami czyścowymi. Przychodziły do niej i prosiły o modlitwę lub przedstawiały konretne prośby. Głównie niedokończone za życia sprawy. Zawsze mówiła, że nic jej nie robiły, spokojna rozmowa. Były to dusze ludzi których znała bezpośrednio lub przez rodzinę. Zawsze podkreślała, że nie prosiła o to, nie rozumiała czemu do niej akurat przychodzą, ale podkreślała że wynika to może z faktu że się nie była dusz czyscowych. Przytaczała jedną wyjątkową rozmowę gdzie dusza mężczyzny zmarłego przyszła prosić o pomoc w pewnej niedokończonej sprawie. Babcia zapytała czemu nie ukazuje się żonie aby mu te sprawe zakończyła. A on mowi ze nie może tego uczynić bo jego żona umarłaby ze strachu gdyby go zobaczyła.
Zawsze za te dusze się modliła i przypominała, abyśmy my to czynili tak często jak to możliwe.
Jeszcze raz: tego typu zjawiska są możliwe tylko na zasadzie cudu, czyli interwencji Bożej, nie z mocy samych dusz czyśćcowych. Nie chcę z góry podważać wiarygodności opowiadań pani Babci, muszę jednak zaznaczyć, że zasadniczo są możliwe różne sposoby wyjaśnienia jej opowiadań, niekoniecznie w sposób opisany.
Usuń"Poważny błąd - a nawet przekłamanie - zawarte jest w wystąpieniu kapucyna z San Giovanni Rotondo, gdy właściwie neguje on prawdę o sądzie Bożym, twierdząc, że po śmierci dusza nie jest sądzona, lecz sama decyduje o potrzebie oczyszczenia w czyśćcu. Jest to poniekąd miła fantazja tego kapucyna, nie ma ona jednak nic wspólnego z Pismem świętym i nauczaniem Kościoła. Jest po prostu wymysłem, który jest nie tylko groteskowy lecz także niebezpieczny, ponieważ sugeruje, jakoby dusza po śmierci mogła o czymkolwiek decydować. Według nauczania Kościoła w momencie przejścia do wieczności dusza podlega sądowi Bożemu i nie ma możliwości nawrócenia się. Z powodu oddzielenia od ciała nie ma też swojej woli i tym samym możliwości decydowania. Może jedynie doznawać albo radości wiecznej, albo cierpienia - czy to wiekuistego potępienia, czy przejściowego w czyśćcu."
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałem, ale przypuszczam (bo też taki pogląd kiedyś słyszałem), że chodzi o coś takiego: dusza sama rzuca się w czyściec widząc dobroć i doskonałość Boga. Dusza widzi, że jest niegodna, że na ten moment nie pasuje do doskonałości, czyli do Nieba, więc rzuca się do czyśćca. Pewnie o to chodziło. A nie o to, że dusza stwierdzi, że zamiast do piekła albo czyśćca "chce" od razu pójść do Nieba.
Sama dusza po śmierci NIE może o czymkolwiek decydować.
UsuńMyślę Księże, że stwierdzenie, że dusza sama rzuca się w Czyściec wcale nie jest błędne i nie świadczy o tym, że to jej samowola. Oczywiście powiedzenie, że dusza nie jest sądzona to sprzeczność co do nauki KK i niebezpieczne stwierdzenie, ale trzeba wyjaśnić na czym ten Sąd polega i co decyduje o potępieniu lub zbawieniu człowieka. To decydowanie, o którym mowa nie polega na tym, że dusza sama niezależnie od Pana Boga podejmuje decyzje o tym gdzie chce iść. Może to teologicznie niefortunne stwierdzenie, ale wiadomo, że chodzi o to, że Pan Bóg nie musi prosić swoich Aniołów, żeby daną duszę, która zapiera się nogami i rękami na myśl o bólu, który ją czeka, na siłę zaprowadzili w miejsce kaźni Czyśćcowych... . Chodzi o to właśnie, że dusza po śmierci nie ma swojej woli, liczy się tylko Wola Boża i danej duszy nie trzeba zmuszać do podjęcia decyzji jakakolwiek by ona nie była. Nie jest tajemnicą, że Dusze Czyśćcowe mimo, że wielce cierpią to paradoksalnie cierpią chętnie i z radością, bo wiedzą, że taka jest właśnie Wola Boża. Myślę, że o to chodziło owemu zakonnikowi i mimo, że zgadzam się, że z tym sądem trochę przesadził, to intuicyjnie wcale nie było to totalnie heretyckie. Potrzeba doprecyzowania, bo jeden człowiek zrozumie o co chodzi, a drugi może wyciągnie jakieś błędne dla jego zbawienia wnioski, to jasne.
UsuńOgólnie uważam, że sprawa Sądu Bożego szczegółowego jest zawsze warta doprecyzowania i wyjaśnienia podobnie jak dogmat o tym, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Niby proste, nie dające pola do manewru stwierdzenie faktu. Jednak ileż to już wyjaśnień musiało zostać napisanych o co dokładnie w tym stwierdzeniu chodzi, o to czym jest Chrzest krwi, pragnienia (i czego ma pragnąć dziki człowiek z dżungli, do którego Dobra Nowina nie dotarła skoro Chrzest jest nieodzownym kryterium zbawienia), czy to, że Kościół jako Mistycznie Ciało Chrystusa i jak na żywe ciało przystało ma również Duszę i z czym to się wiąże.
Myślę, że sprawa z Sądem Bożym szczegółowym ma się podobnie. Zresztą... można odnieść wrażenie, że skoro Pan Bóg nas sądzi na Sądzie Szczegółowym to niejako stawi na szali nasze dobre i złe uczynki i z tego równania ma wyjść wyrok potępienia lub zbawienia duszy. Ale przecież to nieprawda. A ile osób może mieć błędne przeświadczenie, że np. ich życie w cudzołóstwie za które nie żałują zostanie na Sądzie Bożym "przykryte" przez dokarmianie zwierząt, przeprowadzanie staruszek na pasach czy ogólnie inny dobroludzizm, bo skoro Pan Bóg sądzi, a jest miłosierny, to może wynik wyjdzie delikatnie na plusie? Okaże się przecież po śmierci... .
Człowiek sam (za Łaską Bożą oczywiście!) podejmuje decyzje czy chce umrzeć w Łasce Uświęcającej (Spowiedź św. lub w określonych przypadkach żal doskonały) i pójść do Nieba, czy pójść na wieczne potępienie nie żałując za grzechy. W momencie gdy dusza staje na Sądzie Bożym decyzja jest już podjęta i nic duszy zaskoczyć nie może. Duszy w grzechu ciężkim Pan Bóg na siłę do Nieba nie zabierze - "Idź precz w ogień wieczny!", a dusza uzbrojona w Łaskę Uświęcającą nie musi się bać, że może procent dobrych uczynków jest mniejszy niż tych złych i szala przechyli się nie na tą stronę co nie trzeba i Sędzia nie będzie miał wyjścia i wyśle nas do więzienia... .
Chyba się nie mylę drogi Księże?
Pozdrawiam!
Jeszcze jedno pytanie:
OdpowiedzUsuń"Niejasne i częściowo mylne jest potraktowanie tematu dusz dzieci nienarodzonych. Modlitwa za nie sugeruje, jakoby znajdowały się w czyśćcu, co na pewno nie jest prawdą. Teologicznie dyskutowalne są natomiast takie kwestie jak "limbus puerorum", czyli stan naturalnej szczęśliwości bez oglądania Boga, oraz chrzest pragnienia, który zapewnia im zbawienie, podobnie jak w przypadku dziecka, które rodzice pragnęli ochrzcić, które jednak zmarło bez chrztu sakramentalnego. W tym drugim wypadku - jako że dziecko takie nie ma grzechu osobistego - można by te dusze prosić o wstawiennictwo."
Pierwsze: jeżeli modlimy się za zmarłych to nigdy nie wiemy czy dostąpili już zbawienia czy jeszcze nie, czy niestety są skazani na potępienie, no ale się modlimy. A może dusza uzyskała od nas odpust zupełny, albo dwa odpusty zupełne albo kilkananście? Jeżeli dusza uzyskała od nas 4 odpusty zupełne, a przecież jeden wystarczy do jej zbawienia, to co z pozostałymi 3? Przecież my uzyskując je mieliśmy intencję ich ofiarowania za tego zmarłego. Więc co, przepadają? Nie. "przechodzą" na innego zmarłego, który jest w czyśćcu, prawda?
Dwa: "stan naturalnej szczęśliwości bez oglądania Boga" do prawdy istnieje coś takiego? No byłem przekonany, że możemy mówić TYLKO o DWÓCH stanach: niebo albo piekło. Tak, o dwóch - docelowo, gdyż czyściec istnieje rzecz jasna tylko do końca świata, do Paruzji, do Sądu Ostatecznego. Rzeczy ostateczne człowieka: 1. śmierć, 2. sąd Boży, 3. NIEBO ALBO PIEKŁO.
"Według nauki Kościoła zbawienia mogą dostąpić nie tylko ci, którzy przyjęli chrzest z wody, lecz i ci, którzy wyraźnie pragną go przyjąć, np. katechumeni przygotowujący się do tego sakramentu. Wielu jest jednak takich, którzy o chrzcie nic nie słyszeli albo też widzą w nim tylko nic nie znaczący ryt. Również i ci ludzie mogą osiągnąć zbawienie, o ile - współdziałając z ofiarowaną im łaską - otworzą się na prawdę i będą postępować zgodnie z sumieniem. W Konstytucji dogmatycznej o Kościele Soboru Watykańskiego II czytamy: „Nie odmawia też Opatrzność Boża koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują, nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie. Cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy, Kościół traktuje jako przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie” (KK 16). Według soborowej nauki Bóg może każdego, sobie tylko znanymi drogami, doprowadzić do wiary, bez której niepodobna Mu się podobać (por. DM 7)."
Słuszne uwagi. Koncepcja tzw. limbus puerorum była próbą uratowania konieczności Chrztu św. do zbawienia. Wynikało to z wąskiej - i moim zdaniem deficytowej - interpretacji słów Pisma św.
UsuńWie Ksiądz, sam mam wątpliwości, ale czy św. Tomasz zbyt deficytowo interpretowałby Pismo Święte?
UsuńTo co napisał Pan "Anonimowy" jest logiczne: jak można nie oglądać Pana Boga twarzą w twarz będąc w Niebie? Nie można. Tylko, że limbus, o czym zapomniał Pan "Anonimowy" ma być częścią piekła, a nie jakimś pośrednim stanem (a w piekle nierówne odbywa się kary).
c.d. 5. Czy umierające bez chrztu dzieci mogę osiągnąć zbawienie? Mk 10,13-16; Mt 19,25-26
OdpowiedzUsuńNikt nie może osiągnąć zbawienia, jeśli przed śmiercią nie dostąpi narodzenia z Ducha Świętego. Wielu teologów uważa, że nieochrzczone dzieci dostąpiły tego odrodzenia i oczyszczenia z grzechu pierworodnego dlatego, że cały Kościół — a przede wszystkim ich rodzice — pragnął ich zbawienia, a tym samym i chrztu. Nie tylko Kościół pragnął ich zbawienia, lecz również wszyscy zbawieni, Matka Najświętsza, a przede wszystkim — Bóg. On bowiem — jak przypomina św. Paweł — „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni” (1 Tm 2,4), a Jezus Chrystus „wydał siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2,6). Trudno przypuszczać, by kochający Bóg, usprawiedliwiający nawet największych grzeszników, odrzucał od siebie dzieci, które niczym Go nie znieważyły (por. Mk 10,13-16).
https://www.teologia.pl/m_k/zag06-1b.htm#2
I Katechizm Kościoła Katolickiego:
Jeśli chodzi o dzieci zmarłe bez chrztu, Kościół może tylko polecać je miłosierdziu Bożemu, jak czyni to podczas przeznaczonego dla nich obrzędu pogrzebu. Istotnie, wielkie miłosierdzie Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni 52 , i miłość Jezusa do dzieci, która kazała Mu powiedzieć: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im" (Mk 10,14), pozwalają nam mieć nadzieję, że istnieje jakaś droga zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu. Tym bardziej naglące jest wezwanie Kościoła, by nie przeszkadzać małym dzieciom przyjść do Chrystusa przez dar chrztu świętego.
KKK 1261
Mam pytanie z innej beczki:
OdpowiedzUsuńZwykło się mówić, że męczennicy nie idą do Czyśćca tylko prosto do Nieba. Czy jest na tą opinie jakieś potwierdzenie w nauczaniu KK?
(O ile potrafię sobie wyobrazić, że św. Andrzej Bobola uniknął Czyśćca ze względu na swoje męki, to myślę że ciężko to porównywać np. z strzałem w głowę... . Choć rozumiem, że liczy się dyspozycja serca w momencie próby, a nie stopień cierpień).
Ma Ksiądz jakąś wiedzę na ten temat?
Nie wiem, kto tak mówi, ale nie ma takiego zdania ani w nauczaniu Kościoła, ani u poważnych katolickich teologów. Problem polega głównie na tym, co się rozumie pod pojęciem "męczennik". Jest ono wieloznaczne, to znaczy może być potoczne, nie teologiczne. Jasna jest jedynie prawna definicja używana w odniesieniu do procesu beatyfikacji i kanonizacji, mianowicie odnośnie dekretu o męczeństwie sługi Bożego czy sługi Bożej. Dekret taki stwierdza, że dana osoba poniosła śmierć jako męczennik czy męczennica za wiarę. Ku temu muszą być spełnione określone kryteria. Wydanie dekretu o męczeństwie danej osoby zwalnia z konieczności procesu o cudach za wstawiennictwem danej osoby, gdyż samo męczeństwo uznawane jest za ewidentny dowód działania łaski Bożej w tym człowieku i przez niego. Być może stąd się wzięło nieporozumienie zawarte w owym powiedzeniu.
UsuńCzyściec cały film dostępny Online na : https://filmycdaonline.wordpress.com/2020/10/18/czysciec-caly-film/
OdpowiedzUsuńCo do tzw. "materializacji" zgoda, co do oddziaływania osobowych bytów niematerialnych na materię, nie, ponieważ to zwyczajnie nie wynika. Byty niematerialne mogą i oddziałują na materię, czego przykładem są formy, a zwłaszcza dusza, będąca formą substancjalną ciała.
OdpowiedzUsuńDusza jest formą ciała, natomiast aniołowie nie są formą żadnego bytu materialnego.
UsuńPan Bóg też nie jest formą bytu materialnego. Z samej niematerialności nie wynika niemożność oddziaływania na materię. Jeśli Ksiądz uważa inaczej oraz ma czas i chęci, proszę o wykazanie jak to wynika.
Usuń