Podesłano mi jego niedawne wystąpienie, wpisujące się w taktykę wszelkiej maści wrogów Kościoła, którzy akurat przed największymi świętami wystrzeliwują sensacje dość wyraźnie podważające sens danego święta, bądź przynajmniej usiłujące ten sens zmienić od wewnątrz czy podmienić.
Zacznijmy, jak zwykle, od prezentacji istotnych fragmentów wystąpienia tego osobnika wraz z komentarzami na bieżąco.
Tutaj Majewski jawi się jako wyznawca XVIII-XIX-wiecznego zabobonu, jakoby między wydarzeniami opisanymi w Ewangeliach a ich powstaniem, które rzekomo nastąpiło dopiero dziesięciolecia po owych wydarzeniach, miała miejsce czarna dziura. Chodzi oczywiście zwłaszcza o takie słynne - a obecnie już przestarzałe, bo sięgające już XIX wieku, głównie heglisty David'a Friedrich'a Strauss'a - tezy jak "demitologizacja" protestanckiego teologa R. Bultmann'a, powiązanego zresztą z nazistą Martin'em Heidegger'em, oraz nadal modna w pewnych kręgach teza komunistyczna, twierdząca, jakoby obecnie znane Ewangelie były wytworem gmin czyli wspólnot chrześcijańskich, co ma wyjaśniać różnice widoczne między księgami. Innymi słowy: między wydarzeniami czyli danymi historycznymi rzekomo istnieje przepaść, a Ewangelie są produktem przynajmniej fantazji czyli urojeń dalszych pokoleń chrześcijan, a nawet wręcz zbiorowego oszustwa. Zaś jedynym "argumentem" tego typu myślenia jest zabobon, jakoby wszelkie fakty o charakterze nadprzyrodzonym ze Zmartwychwstaniem włącznie nie mogły być historyczne, czyli nie mogły się wydarzyć. Ostatecznie jest to więc myślenie ateistyczne czy przynajmniej deistyczne, które nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek naukowością czy w ogóle ze zdrowym rozsądkiem.
Następna teza Majewskiego:
Tutaj Majewski znowu prezentuje XIX-wieczny zabobon, który właśnie dlatego datuje Ewangelie na przynajmniej kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa, żeby "wyjaśnić" zawarte w nich wydarzenia nadprzyrodzone jako "mity" czy legendy. Schemat jest taki: cudów nie ma i nie może być, więc ich ewangeliczne opisy są albo zwykłym kłamstwem, albo nieco mniej kłamliwą legendą, która mogła powstać dopiero po śmierci świadków życia Jezusa Chrystusa. Majewski jednak jako biblista powinien wiedzieć, że to nie ma nic wspólnego z naukowością. Nowsze i niewypaczone ideologicznie badania biblistyczne datują obecnie Ewangelię św. Markową na rok 44, a pozostałe Ewangelie na początek lat 60-ych, czyli czas, gdy przynajmniej znaczna część świadków wydarzeń jeszcze żyła. Oto przykładowi autorzy:
Przyzwoitość wymagałaby przynajmniej wspomnienia o różnych datowaniach. Natomiast podawanie XIX-wiecznego zabobonu jako wiedzy naukowej świadczy albo o ignorancji, albo o oszukiwaniu odbiorców, albo o jednym i drugim.
Tutaj mamy typowy chwyt oszusta, liczącego na to, że ludzie nie potrafią czytać, albo nie będzie ich się chciało sprawdzić. Otóż kto sam sprawdzi te fragmenty Ewangelii, ten łatwo zauważy, że nie ma między nimi żadnej sprzeczności:
U św. Marka czytamy:
"wyszedłszy szybko pobiegły od grobowca, a opanowało je drżenie i uniesienie, i nie mówiły do nikogo, bały się bowiem"
U św. Mateusza:
"wyszedłszy szybko od grobowca z bojaźnią i radością wielką pobiegły aby powiadomić Jego uczniów"
Po pierwsze, należy mieć na uwadze, że ten werset u św. Marka jest końcem bez zakończenia (o tym będzie poniżej), czyli z pewnością nie podaje wszystkiego, także dlatego, że jest to Ewangelia najkrótsza. Po drugie, powiedzenie, że niewiasty nikomu nic nie mówiły, można dobrze zrozumieć w odniesieniu do tego, że po drodze nikomu nic nie mówiły, zanim zaszły do uczniów zamkniętych we wieczerniku. Po trzecie, zarówno św. Marek jak też św. Mateusz mówią, że niewiasty się bały, a św. Mateusz dodaje, że były bardzo uradowane. To w ogóle nie przeczy św. Markowi, który mówi, że opanowało je zarówno drżenie jak też i uniesienie. Trzeba więc być zupełnie uprzedzonym na rzecz pseudonaukowego zabobonu, by widzieć tutaj sprzeczność. Wystarczy prosta logika, by wiedzieć, że niepowiedzenie wszystkiego czy powiedzenie w innych słowach nie jest zaprzeczeniem.
Podobnie rzecz się ma tutaj:
Majewski znowu na siłę szuka sprzeczności tam, gdzie jej nie ma. Przecież niewiasty nie zdążyły namaścić ciała z powodu szabatu, więc to była sytuacja wyjątkowa i nie trzeba tutaj zwyczaju podwójnego pochówku. Nawet jeśli późniejsze namaszczenie byłoby wbrew zwyczajom żydowskim - a raczej brak namaszczenia był wbrew zwyczajom - to przecież Pan Jezus Swoim nauczaniem i przykładem wskazywał, że miłość jest ważniejsza niż zwyczaje, a niewiasty z miłości chciały namaścić ciało, przynajmniej w jakiś uproszczony sposób. Wtedy ciało Pana Jezusa spoczywało w grobie około półtora doby, co w warunkach zimowo-wiosennych i to w grocie skalnej nie oznaczało rozkładu ciała. W jeśli by nawet tak było, to miłość i szacunek dla Mistrza były na pewno silniejsze niż tego typu względy. Wystarczy trzeźwo pomyśleć wraz z kontextem, bez uprzedzeń i zabobonów pseudonaukowych.
Tutaj Majewski znów albo wykazuje się niewiedzą w dość podstawowej sprawie, albo mimo wiedzy kłamie na doraźny użytek. Otóż wśród biblistów nie ma zgodności co do chronologii powstania Ewangelij. Zwłaszcza tzw. szkoła jerozolimska opowiada się za pierwszeństwem Ewangelii św. Mateuszowej, aczkolwiek z różnymi wariantami. Ogólnie jest sporo hipotez, które znacznie się różnią od siebie. Można sobie zobaczyć dobry przegląd tutaj. A tak wygląda bardzo uproszczony uporządkowany schemat wielości hipotez, przy czym istotne jest, że są to tylko hipotezy i nie ma jednej powszechnie uznanej chronologii, wbrew temu, co bredzi Majewski:
Otóż kłamstwem jest:
Wszystkie trzy kwestie - wiek chronologiczny Ewangelii św. Markowej, przynależność Mk 16,9-20 oraz wiarygodność opisów odnośnie do Zmartwychwstania - są oczywiście powiązane w narracji Majewskiego, ale nie muszą być koniecznie. Także w tej drugiej kwestii Majewski po prostu bezczelnie kłamie (zakładając, że ma wiedzę, którą powinien mieć już student teologii).
Prowadzący rozmowę wyciąga logiczny wniosek z kłamliwych wywodów Majewskiego, a ten próbuje wybrnąć w pokrętny sposób, uciekając się znowu do zakłamanej ideologii iście modernistycznej, konkretnie do fałszywego pojęcia wiary. Posługuje się przy tym znowu zakłamanym rzekomym cytatem z paschalnego Exsultet, który w rzeczywistości brzmi następująco:
Odpowiadam: na jakiej podstawie Zmartwychwstanie znalazło się w Credo jeśli nie z powodu świadków, którzy widzieli pusty grób oraz Zmartwychwstalego? Czymże byłoby wyznanie wiary bez wiarygodności tych świadków i ich świadectw, jeśli nie jedynie mitem czy legendą? Jeśli Apostołowie mogli przekonać jedynie wierzących, to skąd się oni wzięli, tzn. na jakiej podstawie stali się wierzącymi? Na jakich dowodach zwykle i przeważnie opierają się historycy jak nie właśnie na relacjach wiarygodnych świadków? Z jakiego powodu akurat świadectwo Apostołów, którzy za to swoje świadectwo ponieśli męczeństwo, miałoby być bez wartości dla historyka? No cóż, taki bełkot to jest rzeczywiście wyczyn godny profesora...
Tak więc według Majewskiego oszustwo św. Pawła polega na tym, że Apostoł posługuje się "mitem" o Zmartwychwstaniu dla przetresowania chrześcijan w uznaniu i posłuszeństwie dla władzy kościelnej. "Mit" ma więc cel i funkcję społeczną i dyscyplinarną, jest więc nie tylko mitem czyli kłamstwem pod względem stosunku do rzeczywistych wydarzeń, lecz służy poniżeniu i zdominowaniu ciemnej masy katolików. Taki to był św. Paweł według Majewskiego...
W słowach jest ostrożny, ale jego uśmieszek, wymieniany z prowadzącym rozmowę jest dość znaczący. To jest szyderstwo z wiary Kościoła w realność Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
Majewski wykazuje tutaj dość prymitywne myślenie w kategoriach modernistycznego Novus Ordo, gdzie na koniec czytań mszalnych wynaleziono - jako nowość - conajmniej mylące słowa "oto słowo Boże" i "oto słowo Pańskie". Otóż wedle teologii katolickiej, poświadczonej nawet w konstytucji Dei Verbum, Pismo św. jest zapisem słów i dzieła zbawczego wcielonego Słowa Bożego i to niepełnym. Utożsamianie Biblii ze słowem Bożym słusznie wychodzi naprzeciw a właściwie sprzyja ateistycznym atakom na rangę i nieomylność Biblii: skoro w Piśmie św. jako całości są pewne różnice a nawet sprzeczności (w rzeczach nieistotnych), to widocznie - tak argumentują szyderczo ateiści, ale też muślimy oraz inni wrogowie Kościoła - ten Bóg się myli. Słusznie Majewski zwraca uwagę, że Pismo św. jest zarazem słowem ludzkim, lecz on widocznie nie rozumie albo nie chce rozumieć katolickiego pojęcia natchnienia biblijnego, które oczywiście uwzględnia rzeczywisty stan kanonu ksiąg biblijnych oraz ich naturę. Według tego pojęcia Pismo św. jest nieomylne w sprawach istotnych dla zbawienia wiecznego czyli prawdy o Bogu i świecie oraz moralności. Niedoskonałości i usterki dotyczą wyłącznie spraw nieistotnych pod tym względem, ale do nich z całą pewnością nie należy realność Zmartwychwstania, mimo że to sugeruje Majewski.