Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Adam Wielomski a satanizm (z post scriptum)

 


Zaiste dziwne są przypadki pewnych ludzi podających się za katolików, także tzw. katolików tradycyjnych. O niektórych już pisałem nieco obszerniej (tutaj). Wygląda na to, że będę musiał temat kontynuować i poszerzać. 

Zacznijmy od niedawnego wystąpienia człowieka znanego i cenionego w środowiskach konserwatywnych zarówno politycznie jak też kościelnie. Jest on zresztą zarówno uczniem i wielbicielem masona Jana Baszkiewicza, do tego obrońcą marxizmu (głównie w polemice z K. Karoniem, więcej tutaj), jak też pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, czyli uczelni nominalnie katolickiej. Oto fragment wystąpienia, będący jego podsumowaniem i kwintesencją:


Zbędne są tutaj bliższe wyjaśnienia, gdyż łatwo można sprawdzić, kim był i co "tworzył" wychwalany i serdecznie polecany do lektury bohater A. Wielomskiego. Jasne jest, że ów bohater był satanistą przynajmniej "filozoficznie", a bez wątpienia także praktycznie. Polecanie jego "dzieł" do czytania świadczy albo o zupełnym pomieszaniu umysłowym ze znamionami debilstwa (o co trudno podejrzewać profesora uczelnianego), albo o szczerym podziwie i tym samym o przekonaniach polecającego. 

Przyznam szczerze, że gdy już w latach 90-ych zetknąłem się z tym nazwiskiem, a grona naszych znajomych już wówczas się zazębiały, odnosiłem jakieś dziwne wrażenie co do tego człowieka. Jest on dość bliskim znajomym takich osób jak Wojciech Środoń, założyciel i organizator "tradycyjnej" grupy pielgrzymkowej (z jej kapelanem x. Grzegorzem Śniadochem - więcej o nim tutaj), a wówczas był głównym organizatorem tzw. Mszy indultowej w Warszawie (o moich doświadczeniach z tym środowiskiem pisałem już nieco tutaj). To wrażenie spowodowane jedynie pośrednią i przelotną znajomością (nie jestem w stanie wykluczyć, że także bywał na moich Mszach św. w Warszawie) zostało niestety potwierdzone, gdy kilka lat temu zaprosił mnie do znajomych na facebook. Odbyło się to w następujący sposób:



Oczywiście przepraszam za literówki, widocznie pisałem w pośpiechu. Wyjaśniam: od piszących do mnie wymagam przestrzegania ortografii grzecznościowej, czyli pisania zwrotu osobowego z dużej litery (Pan, Pani, Ksiądz, Ty, Wy itd.). To jest elementarz kultury języka polskiego, czyli zarówno edukacji na poziomie szkoły podstawowej jak też dobrego wychowania. Tej sztuki widocznie nie opanował prof. Adam Wielomski. To raz. 

Po drugie, ma on widocznie poważny problem z logiką, skoro myli ortografię grzecznościową z pełnym tytułowaniem naukowym. Wszak nie oczekiwałem, by mnie tytułował "Księże Profesorze" czy "Księże Doktorze". 

Po trzecie, on widocznie aż kipi nienawiścią do "kleru", pasującą dość dokładnie do nastawienia jego idola, "markiza De Sade". Zapewne ta nienawiść przysłoniła mu nie tylko logiczne myślenie, lecz także kulturę słowa pisanego. 

Jak taki ktoś może być profesorem katolickiej uczelni, jest dla mnie zagadkowe. Jeszcze bardziej zagadkowe jest, jak on jest w stanie uważać się za katolika, zwłaszcza katolika tradycyjnego. Zaś swoim wystąpieniem o "markizie De Sade" zupełnie się zdemaskował. I jest to kolejny przypadek świadczący o stanie katolicyzmu w Polsce, i to niestety także środowiska w szerokim sensie tradycyjnego. Kyrie eleison!  



Post scriptum

Pojawiło się ostatnio specyficzne wyznanie wiary tego człowieka, które potwierdza, że jest to cynik i nihilista, wyhodowany w myśleniu iście masońskim:


Myślenie tego człowieka, które on sam publicznie wyznaje, nie ma nic wspólnego z katolicyzmem czy nawet chrześcijaństwem, choć może oficjalnie rości sobie prawo do bycia katolikiem. Niepojęte, że funkcjonuje w kręgach konserwatywno-katolickich jako niby swój i aŁtorytet. Jakąś wiedzę ma, a przede wszystkim umie ją atrakcyjnie sprzedawać, na co dają się nabrać zakompleksieni naiwni, którym łatwo zaimponować. 

Pszenica i kąkol

 

Przypowieść o pszenicy i kąkolu należy do tych nielicznych fragmentów Ewangelii, które są w stanie zbierać oklaski współczesnego świata. Czyż nie żyjemy w pluraliźmie i tolerancji? Czyż kaznodzieje pozujący na nowoczesnych nie napominają, że nie należy osądzać, nie należy nikogo wykluczać, ani oceniać czy nazywać zło i błąd po imieniu? Czyż nie jest wygodnie i nowocześnie pozwalać zasadniczo na wszystko i każdemu, przynamniej według norm i nakazów tzw. społeczeństwa otwartego? Przyjrzyjmy się tej przypowieści (Mt 13). 


Jest oczywiste, że siewcą jest Bóg. Nasieniem jest wszelkie dzieło Boże, gdyż wszystko, co Bóg uczynił i czyni, jest dobre, jak czytamy w Księdze Rodzaju (1). Tym nasieniem jest człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo samego Boga, czyli jako odblask Bożej doskonałości, wyrazistej w pierwotnej świętości przed grzechem pierworodnym. Człowiek został posiany przez Boga na ziemię pośród innych stworzeń, by przyniósł owoc jako dzieło dobroci Bożej. 

Człowiek otrzymał wszystko od Boga, wszelkie dobra - swoje istnienie, swoje zdolności i siły - i w tym znaczeniu jest glebą. Bóg nie zasiał tylko raz, lecz poprzez całe dzieje ludzkości zasiewał i nadal sieje swoje słowo, oświecając każdego człowieka, który na ten świat przychodzi, jak mówi św. Jan Ewangelista w Prologu, ale też przez swoich mędrców i proroków, pouczając przez nich i napominając ludzkość. Słowem Boga raz na zawsze wypowiedzianym, ostatecznym, zawsze żywym i obecnym jest Jego Syn - Jezus Chrystus. To Słowo, upadłszy w ziemię, nie przestaje przemawiać przez Kościół, w którym jest On obecny. 

Tak więc dobrym nasieniem jest najpierw dzieło stworzenia oraz pierwotna świętość człowieka, a w szczególności każde słowo pochodzące od Boga jako Jego Objawienie, poświadczone przez patriarchów i proroków, ostatecznie ukazane w Jego odwiecznym Synu, który stał się Człowiekiem. 

Jednak jest też inne nasienie - zasiane przez nieprzyjaciela, którym jest diabeł. Tłumaczenie greckiego słowa ζιζάνια jako "kąkol" nie jest trafne (por. tutaj). Słowo to bowiem oznacza właściwie życicę, czyli roślinę często występującą wówczas w Palestynie, a bardzo podobną do pszenicy. 

Dopiero gdy roślina wyda kwiaty a zwłaszcza owoce, można ją łatwo odróżnić od pszenicy. Zaś jej owoce są trujące zarówno dla człowieka jak też dla zwierząt, w przeciwieństwie do pszenicy, która była i jest cennym, codziennym pożywieniem. Tak więc diabeł zasiał - i nadal sieje - to, co szkodzi życiu i zabija, choć przez pewien czas nie jest łatwo rozpoznawalne jako takie. 

Bliższy opis tego zasiewu znajdujemy już w Księdze Rodzaju. Wobec pierwszych rodziców szatan zasiał nieufność i podejrzliwość wobec Boga, oraz pobudzenie ambicji do bycia "jako bogowie". To wszystko oczywiście sprytnie owinięte w kłamstwo i krętactwo. Szatan wmawia ludziom, że Bóg im czegoś skąpi, oraz podżega ich do buntu przeciw Bogu. Zamiast wdzięczności za dary Boże, wpaja im - i nam wszystkim po wsze czasy - idiotyczne pragnienie bycia równymi Bogu. To złe nasienie jest zasiane we wnętrzu człowieka, tuż obok dobrego nasienia pochodzącego od Boga. Gdy w duszy człowieka rośnie wiara, wtedy też pojawiają się przeciwności, lęki i wątpliwości. Gdy jaśnieje nadzieja, to też wkrada się zuchwałość. Gdy rozpala się miłość, to też wciska się egoizm, zapatrzenie w siebie i subtelna zazdrość. To są właśnie nasiona diabelskie. One sięgają głęboko, aż do samego serca człowieka, tam zapuszczają korzenie i wysysają z niego życiodajne soki, które powinny służyć dobru. Takie nasienie diabeł zasiał na początku dziejów ludzkości i sieje poprzez całe dzieje, także dzisiaj, i będzie to czynił aż do końca świata. 

Ważne są okoliczności tego diabelskiego posiewu: nieprzyjaciel posiał, gdy ludzie spali. Ludzie spali, nie gospodarz, którym jest Bóg. Gospodarz wie, gdy nieprzyjaciel w noc przychodzi, żeby zasiać chwast. Dlaczego na to pozwala? 

W świecie przyrody chwastów nie trzeba siać, one same wyrastają. Ludzie śpią, bo się nie spodziewają zasiewu chwastu, zwłaszcza w nocy. Ten nocny zasiew wyraźnie wskazuje na siewcę: jest nim ten, którego porą jest noc, ciemność, który unika światła. To jest taktyka złego. I jest to postępowanie każdego, kto czyni zło. Dlatego Pan Jezus powiedział do Nikodema (J 3):


Gdy diabeł siał, ludzie spali - mówi Pan Jezus w przypowieści. Czyż Ewa spała, gdy szatan zasiał w jej serce złe nasienie? Czyż Adam spał, gdy przyjął od niewiasty i zjadł owoc? Czyż śpią ci wszyscy, którzy przyjmują diabelskie nasienie grzechu do swoich serc? Tutaj nie chodzi o sen ciała, lecz o sen ducha. To z braku czujności, braku trzeźwości duchowej człowiek daje się zwieść szatanowi. Ileż grzechów byśmy uniknęli, gdybyśmy nie dali się omamić mrzonkami szczęścia, pozorami dobra czy choćby przyjemności? Czyż nie doświadczamy za każdym razem, że przyjemność płynąca z grzechu jest krótkotrwała, przelotna i płytka? Że ona już po chwili przemienia się w niesmak, gorycz, a z czasem w jeszcze większe i coraz większe łaknienie, które coraz trudniej zaspokoić? Wybujała zmysłowość usypia i zaćmiewa nawet zdrowy rozsądek, osłabia wolność woli i wypacza aktywność umysłu. Jakże głupie było marzenie pierwszych rodziców o byciu równymi Bogu? Jakże absurdalny jest każdy grzech, skoro nie daje i nie może dać zaspokojenia, które obiecuje... Tak to jest, ponieważ pochodzi od ojca kłamstwa i nieprzyjaciela Boga i rodzaju ludzkiego. 

Oto zasiane jest dobre nasienie i złe nasienie. Jedno i drugie wzeszło. Tak jest też w człowieku, w każdym z nas: gdy ukazują się zdolności, szlachetne pragnienia, pobożność, to widać też słabości, próżność, egocentryzm, pychę. 

A ludzie dziwili się, że wzeszły chwasty. Słusznie wiedzieli, że gospodarz zasiał dobre ziarno. To jest odwieczne pytanie o pochodzenie zła, podnoszone też regularnie przez ateistów. Tak niektórzy negują istnienie zła, twierdząc, że jest ono jedynie inną postacią dobra. Inni uważają, że zło pochodzi z ludzkich błędów, słabości i przeciwności. Według nich wady ludzkie są jedynie inną postacią cnót. To prowadzi do myślenia, że zło jest czymś dobrym jako inna forma dobra, i tym samym także pochodzi od Boga. Niepotrzebne jest więc Zbawienie, wewnętrzna przemiana w nawróceniu ku Bogu, niepotrzebny jest im Zbawiciel - ten, który niweczy wszelkie dzieło szatana przez działanie Ducha Świętego i łaskę uświęcającą. A to jest fundamentalne zakłamanie, pochodzące od samego szatana, blokujące w człowieku zdolność do nawrócenia i poprawy życia. 

Dlatego gospodarz odpowiada jasno: zło nie pochodzi od niego, ani nie zostało pierwotnie zasiane w serce człowieka, lecz przyszło dopiero później na ten świat jako dzieło tego, który jest nieprzyjacielem Boga i rodzaju ludzkiego. Dlatego wiemy też, że to dzieło szatańskie zostanie oddzielone od dzieła Bożego i precz wyrzucone. Nie ma, nie może być i nie będzie ani zgody, ani równowagi między nasieniem dobrym i nasieniem złym. Tym samym fundamentalnie chybione jest myślenie, jakoby nie było istotowej, wewnętrznej i absolutnej sprzeczności między dobrem a złem. Dlatego nie może być zgody na zło i dlatego właśnie w przyrzeczeniu chrzcielnym wyrzekamy się szatana i wszystkich spraw jego. 

Gdy słudzy usłyszeli, że chwast pochodzi od nieprzyjaciela, zapytali gospodarza: "chcesz, żebyśmy poszli i wyrwali chwast?". Pytanie ze wszech miar słuszne, gdyż jest to rzeczywiście sprawa gospodarza. Czyż sługa Boży nie dąży słusznie do wyrwania ze swojego serca i z serc bliźnich już nawet kiełkującego zła? Czyż nie życzymy sobie, by nie było złych ludzi na tym świecie? Czyż nie dlatego budowane i utrzymywane są więzienia, by złoczyńców odseparować od społeczeństwa, w ostatecznej konieczności przez wymierzenie kary śmierci? Czyż nie dążymy do wyeliminowania wszelkiego zła na tym świecie - przestępstw, zbrodni, chorób, cierpienia, nędzy? Poniekąd słusznie, jednak zbyt jednostronnie, gdyż myślimy wtedy tylko o chwaście, nie o pszenicy. Gospodarz natomiast dba bezwarunkowo o drogocenną pszenicę i dlatego nie pozwala na wyrwanie chwastu, by słudzy przy tym nie zaszkodzili pszenicy. I żeby oni i żebyśmy my wszyscy pamiętali, że to jest pole gospodarza, jego zasiew i jego dzieło, o które on dba najlepiej czyniąc wszystko we właściwym czasie, także nakazując sługom - czyli nam wszystkim - we właściwym czasie. 

Tę różnicę w podejściu widzimy wyraźnie we współczesnym rolnictwie: chwasty niszczone są chemicznie, nie bacząc na to, jakie to ma konsekwencje dla zboża. Gdy patrzymy wczesnym latem na pola zbożowe, to widzimy w zbożu nawet ślady kół po maszynach opryskujących pole trucizną herbicydową. To są ślady zniszczonego zboża, już nawet pomijając dostające się do niego substancje chemiczne, toksyczne dla człowieka i dla zwierząt, powodujące prawdopodobnie wiele chorób tzw. cywilizacyjnych, zwłaszcza nowotwory. Tak jest w dziedzinie rolniczej, a tym bardziej w dziedzinie duchowej. Dobro i zło zakorzenione w sercu człowieka istnieją nie obok siebie, lecz są splecione ze sobą. 

Nie oznacza to, jakoby nie było różnicy między pszenicą i chwastem, i że należałoby być obojętnym na tę różnicę (byłby to fatalny błąd indyferentyzmu). Wszak - jak mówi gospodarz - w swoim czasie dojdzie to wyrwania chwastu spośród pszenicy i zniszczenia go. Jednak trzeba cierpliwości, aż jedno i drugie dojrzeje, gdyż wtedy dopiero słudzy będą w stanie odróżnić chwast od pszenicy, żeby pszenica była bezpieczna. 

Widzimy to w naszym życiu duchowym: dążymy do osiągnięć w nauce, sporcie, w sztuce, co jest na pewno dobre, gdyż służy nie tylko danej jednostce, lecz także społeczności, nawet całej ludzkości. Jednak ambicja i sukces mają swoją ciemną stronę - bezwzględność, brak równowagi w innych dziedzinach życia, a zwłaszcza wyniosłość i pycha. Podobnie jest z codziennymi przeżyciami, zarówno zmysłowymi jak też duchowymi. Pan Bóg stworzył nas zdolnymi do odczuwania przyjemności w poznaniu prawdy, w doznaniu piękna, ale także z dobrego jedzenia i z miłości cielesnej. Jednak każdy rodzaj przyjemności może prowadzić do egoizmu i powodować uzależnienie, także bardzo destrukcyjne dla życia zarówno duchowego jak też biologicznego. Może to mieć miejsce również w czymś tak szlachetnym jak dawanie jałmużny: nawet gdy dajemy ją z dobroci serca, to jednak łatwo się może wmieszać zadowolenie ze siebie, wręcz duma, jak w przypadku faryzeusza, o którym mówił Pan Jezus (Łk 18, 9-14). 

Czyż nie widzimy wiele zła także w Kościele - niezdrowe ambicje, karierowiczostwo, zazdrość, obłudę? Czyż nie dostrzegamy w sobie samych egoizmu, pozowania, gnuśności, nawet wręcz podłości? Aż w świętych porywach duchowych wyrywa się z serca wołanie wraz z psalmistą: "stwórz, o Boże, we mnie serce czyste!" (Ps 51,12). Dlaczego Bóg nie uwolnił nas raz na zawsze od wszelkiego zła i ciągle musimy prosić "wybaw nas ode złego"? (Mt 6, 15) Gdy św. Paweł skarżył się Bogu na "posłańca szatana", który mu doskwiera, usłyszał odpowiedź: "wystarczy ci Mojej łaski" (2 Kor 12, 7-9). Tak więc oścień w ciele musiał pozostać, widocznie dla dobra duszy Apostoła i ku pouczeniu dla nas wszystkich. 

Może więc przynajmniej złych ludzi należy usunąć z tego świata, czy choćby wykluczyć ze społeczeństwa? Czyż świat nie byłby lepszy bez zbrodniarzy, oszustów, rozpustników, darmozjadów, głupich, podłych itd.? Ale czyż nie jest tak, że w każdym z nas tkwi coś z tego, czym gardzimy u innych? I odwrotnie: czy możemy z całą pewnością powiedzieć, że nawet w zbrodniarzu nie tli się jakiś choćby nikły płomyk dobra, który może go prowadzić do nawrócenia jak w przykładzie dobrego łotra na Golgocie? (Łk 23, 39-43)

Tak więc jeszcze raz: gospodarz nie pozwala sługom wyrwać chwastu przed czasem, ponieważ zależy mu na pszenicy, a słudzy, mimo szczerych chęci i dobrej gorliwości, mogliby jej zaszkodzić, gdyby zabrali się do oddzielenia bez nakazu gospodarza w odpowiednim czasie. Skoro gospodarz dopuścił zasianie chwastu przez nieprzyjaciela oraz pozwala mu rosnąć aż do czasu żniwa, to widocznie tak jest dobrze dla pszenicy. Pamiętajmy: żecica, o której tutaj mowa, jest trująca dla ludzi i zwierząt. Gdyby na polu rosła tylko pszenica, to by łatwo przyciągała zarówno dzikie zwierzęta jak też złodziei, którzy chcieliby żerować nie pracując dla plonów. Tak więc żecica chroni pszenicę i służy jej uprawie. Celem gospodarza jest zebranie pszenicy do swojego spichlerza, całego swojego zasiewu, a cenne jest każde źdźbło pszenicy. Dlatego właśnie nie pozwala sługom wyrywać chwastu przed czasem. 

A nieuchronnie nadchodzi czas żniwa. W czas zasiewu dobre ziarno było pierwsze. Teraz gospodarz nakazuje najpierw zebrać chwast i to nie byle jak, niechlujnie, lecz każe związać w pęczki, żeby żadne źdźbło nie zaginęło, żeby się nie rozproszyło, a wszystek chwast został dokładnie zebrany i spalony. Przez cały czas od zasiewu aż do żniwa zarówno pszenica jak i żecica czerpały pożywienie z tej samej gleby, wodę z tego samego deszczu, ciepło i światło z tego samego słońca. Teraz następuje oddzielenie - radykalne, dokładne, wręcz skrupulatne: chwast idzie na spalenie, natomiast pszenica do spichlerza gospodarza. To jest Sąd Ostateczny. Historia ludzkości i wszechświata dobiega końca. Zaś historia każdego człowieka kończy się wraz z jego odejściem z tego świata do wieczności: to jest dla każdego z osobna czas żniwa. 

Pan Bóg zasiał w każdym z nas Swoje dary przyrodzone i nadprzyrodzone. Każdemu dawał i daje łaski potrzebne do zbawienia, czyli żeby był urodzajną glebą i cenną pszenicą, którą chce mieć u Siebie w spichlerzu na zawsze. Jakim będę plonem? Co pozostanie we mnie po spaleniu tego, co pochodzi z wysiewu diabła?

Boże mój! Dziękuję za dobre ziarno, które posiałeś we mnie. Daj, proszę, żeby wydało owoc. Oczyść mnie ze wszelkiego nasienia, które pochodzi od złego. I zabierz mnie do Swojego wiekuistego spichlerza. Amen. 


---

Wersja do posłuchania i subskrybowania:

https://youtu.be/1OkjllV6UU4


T. Terlikowski antychrześcijaninem


No i mamy ciąg dalszy sprawy i prośby o zajęcie się tym:


Oto w ślad za "manifestem 16" bezwzględnego, jeszcze bardziej bezczelnego i absurdalnego ataku na Grzegorza Brauna dopuścił się ostatnio następny "celebryta" katojudaizmu, a właściwie dyżurny judeofil Tomasz Terlikowski (zarówno na swoim oczywiście kłamliwym kanale na youtube jak też w formie pisanej). To jego zaangażowanie pasuje jak najbardziej do jego innych wyczynów publicystycznych takich jak choćby apologia założycielki sekty mariawitów czy ostatnio apologia Judasza. Poziom merytoryczny jest jak zwykle u niego denny, aczkolwiek podany w sposób szczególnie perfidny. 

1. Już wstępne plucie jak twierdzenie, że GB jest kimś, "kto z całą pewnością odrzuca fundamentalne prawdy wiary Kościoła", zaś "poglądy, które głosi, zostały uznane za heretyckie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa", jest oczywiście gołosłowne, ponieważ może mieć podstawę jedynie albo w urojeniach chorobowych Terlikowskiego, albo w prostytucji pseudointelektualnej połączonej z poważnie wypaczonym sumieniem, z której zresztą ten osobnik słynie. 

2. Przede wszystkim Terlikowski wyraża jasno, że nie podoba mu się startowanie G. Brauna w wyborach prezydenckich. Oczywiście ma prawo do takiego gustu. Osobną sprawą jest natomiast motywacja, gdyż Terlikowski rzuca absurdalne i fałszywe oskarżenia, strojąc się przy tym w piórka wzorowego katolika intelektualisty. Więcej o tym poniżej. 

3. Terlikowski nawiązuje wprost do "manifestu 16", nazywając ich szumnie "konserwatywnymi liderami" oraz "grupą konserwatywnych i tradycjonalistycznie nastawionych intelektualistów i dziennikarzy katolickich". Jak mało to w tym wypadku znaczy, nie będę ponownie wykładał (polecam poprzednie wpisy w tym temacie). 

4. Terlikowski widocznie próbuje swoich sił jasnowidzących czy przenikających wnętrze człowieka, czyli ukryte myśli oraz motywacje, gdy mówi o "zachowaniu" G. Brauna w europarlamencie, "które - wbrew temu, co opowiada Braun, wcale nie miało na celu przypomnienia o cierpieniu w Strefie Gazy, a wyłącznie zamanifestowanie antysemityzmu". Ciekawe, kto i jak nauczył Terlikowskiego takich umiejętności. Może je nabył podczas swoich dogłębnych studiów pism żydowskiego skrajnego antyracjonalisty i antychrześcijanina o nazwisku Jehuda Lejb Szwarcman (alias Lew Szestow), o którym wypocił swój doktorat? 

5. To swoje "jasnowidzenie" Terlikowski przedstawia jako rozumne wnioskowanie, twierdząc, że milczenie o ofiarach Putina na Ukrainie oraz o Żydach zamordowanych przez Hamas oznacza, iż Braunowi "nie chodziło o ofiary, ale o podgrzewanie antysemickich emocji". No cóż. Genialne wnioskowanie. Braun milczał w tej chwili także o ofiarach zbrodni hitlerowskich, sowieckich, maoistowskich, czerwonych khmerów, klinik aborcyjnych itp. itd., co jest oczywiście także antysemickie, bo jedynie wyłączny kult tzw. holokaustu nie jest antysemicki - według dyżurnego judeofila. 

6. Następne arcydzieło intelektualne Terlikowskiego brzmi: Hitler "chciał zniszczyć Żydów, a teraz Grzegorz Braun wykorzystuje sytuację upamiętnienia ofiar Holokaustu, by siać nienawiść do Izraela i Żydów w ogóle. To jest czysty rasizm, który dodajmy, nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem." To jest logika typu Owsiaka. Jak dla Owsiaka domaganie się od niego rozliczenia finansowego jest przejawem nienawiści, tak dla Terlikowskiego wskazanie na zbrodnie popełniane przez państwo położone w Palestynie jest sianiem nienawiści do niego i do wszystkich Żydów. Zaiste znamienne i godne nagrody Nobla w dziedzinie filozofii Szwarcman'a. 

7. Terlikowski oczywiście nie wyjaśnia, w jaki sposób wspomnienie o zbrodniach państwa żydowskiego na rdzennej ludności Palestyny, która jest niezaprzeczalnie semicka, stanowi rasizm i antysemityzm. Czy on w ogóle rozumie pojęcie rasy? To Żydzi są czy nie są Semitami? A co z Palestyńczykami - są czy nie są antysemitami, skoro walczą z okupacją żydowską ich ojczyzny? Czyżby te pytania wykraczały poza horyzont myślowy dyżurnego judeofila?

8. Swoją tezę, że G. Braun jest rasistą i tym samym niechrześcijaninem, Terlikowski podpiera typowym pomieszaniem prawdy i fałszu: "chrześcijanie, nawet jeśli nie zawsze przyjmowali to do wiadomości, a wielu z nich budowało antyżydowskie emocje, a nawet religijnie usprawiedliwiało antysemityzm, zawsze przyjmowali jako kanoniczne pisma, które jasno wskazuje na rolę i znaczenie judaizmu". Oczywiście dyżurny judeofil nawet nie próbuje podać dowodu na to, jakoby Braun nie uznawał kanonicznych pism biblijnych. 

9. Uzasadniając to oszczerstwo - a jest to jedynie zupełne pomieszanie spraw, a nie uzasadnienie - Terlikowski wskazuje na słowa św. Pawła w Liście do Rzymian: 

Oto słowa Rz 11,29 wraz z kontekstem: 


Natomiast drugi cytat nie jest żadnym uzupełnieniem, lecz pochodzi z zupełnie innego rozdziału i kontekstu tegoż Listu:

Tak więc oczywiste jest, że w drugim cytacie św. Paweł nie uzupełnia pierwszego, lecz są to dwa zdania z zupełnie innego kontextu. Równocześnie widać jasno, że Terlikowski albo nie umie czytać i prawidłowo stosować cytatów biblijnych, albo po prostu bezczelnie oszukuje odbiorców na doraźny użytek. Dyżurnemu judeofilowi chodzi zapewne o to, że uważa Żydów za naród wybrany, wobec czego nie wolno ani G. Braunowi ani komukolwiek mieć krytycznego stosunku do wyznawców religii talmudycznej czy właściwie do wyznawania jej jako takiej. Nasuwa się oczywiście pytanie, na jakiej podstawie on tak twierdzi. Jak widać, u św. Pawła takiej tezy nie ma, ani w Liście do Rzymian, ani w żadnym innym liście Pawłowym, ani w całym Nowym Testamencie. Gdy św. Paweł mówi o wierności Boga i nieodwołalnym przymierzu, to jest oczywiste, że chodzi o jego trwanie i spełnienie w nowym ludzie Bożym, którym jest Kościół Chrystusowy, a do którego należą zarówno Żydzi przyjmujący Boże Objawienie w Jezusie Chrystusie jak też inne narody. Z całą pewnością przymierze nie trwa w narodzie żydowskim, który odrzuca Jezusa Chrystusa, gdyż to odrzucenie jest złamaniem przymierza ze strony tego narodu. 

Odpowiednio do tego także w wielowiekowym nauczaniu Magisterium Kościoła nie ma tezy, jakoby Żydzi pozostawali narodem wybranym. Mamy natomiast regularne nauczanie, że naród żydowski był narodem wybranym do czasu przyjścia Mesjasza, którego jego przywódcy odrzucili, i został w tym wybraniu zastąpiony przez Kościół Chrystusowy, którym jest Kościół jeden, święty, katolicki i apostolski. Tak właśnie jest powiedziane chociażby w akcie poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, wydanym w 1925 roku przez Świętą Kongregację Obrzędów (źródło tutaj, s. 542) i nakazanym do publicznego odmawiania w nabożeństwach:

Odnośne zdanie brzmi w prawidłowym tłumaczeniu: 

"Wejrzyj oczami miłosierdzia na synów tego narodu, który tak długo był narodem wybranym".

Jest to dość jednoznaczne zdanie, nie wymagające wyjaśnienia. Jest ono całkowicie zgodne ze wszystkimi innymi wypowiedziami Magisterium Kościoła na przestrzeni wieków (na marginesie zaznaczam, że w tłumaczeniu tej modlitwy na język polski już wtedy dopuszczono się zafałszowania na wyrażenie "był narodem szczególnie umiłowanym", a to zafałszowanie znajduje się niestety nawet w niby tradycyjnych modlitewnikach). 

O tym wie zapewne Terlikowski, ponieważ w swojej bzdurnej tezie powołuje się już tylko - oprócz fałszywego posługiwania się Listem do Rzymian - na deklarację Vaticanum II "Nostra aetate":

Przez "tę prawdę" dyżurny judeofil rozumie swoje fałszywe posługiwanie się Listem do Rzymian. A co czytamy w deklaracji "NAe"? Oto fragment, na który powołuje się Terlikowski (źródło tutaj): 

Prawidłowe tłumaczenie brzmi:

"Zgłębiając tajemnicę Kościoła, święty Sobór obecny pamięta o więzi, którą lud Nowego Testamentu złączony jest duchowo z plemieniem Abrahama. 

Kościół bowiem Chrystusowy uznaje, iż początki jego wiary i wybrania znajdują się według Bożej tajemnicy zbawienia już u Patriarchów, Mojżesza i Proroków. Wyznaje, że w powołaniu Abrahama zawarte jest również powołanie wszystkich wyznawców Chrystusa, synów owego Patriarchy według wiary, i że wyjście ludu wybranego z ziemi niewoli jest mistyczną zapowiedzią i znakiem zbawienia Kościoła. Przeto nie może Kościół zapomnieć o tym, że za pośrednictwem owego ludu, z którym Bóg w niewypowiedzianym miłosierdziu swoim postanowił zawrzeć Stare Przymierze, otrzymał objawienie Starego Testamentu i jest karmiony przez korzeń dobrej oliwki, w którą wszczepione zostały gałązki dziczki oliwnej narodu [wybranego]. Wierzy bowiem Kościół, że Chrystus, Pokój nasz, przez krzyż pojednał Żydów i narody, i w sobie uczynił je jednym.

Zawsze też ma Kościół przed oczyma słowa Apostoła Pawła odnoszące się do jego ziomków, "do których należy przybrane synostwo i chwała i testament i prawodawstwo i posłuszeństwo i obietnice; ich przodkami są ci, z których pochodzi Chrystus wedle ciała" (Rz 9,4-5), Syn Dziewicy Maryi. Pamięta także, iż z narodu żydowskiego pochodzili Apostołowie, będący fundamentami i kolumnami Kościoła, oraz bardzo wielu spośród owych pierwszych uczniów, którzy ogłosili światu Ewangelię Chrystusową.

Według świadectwa Pisma świętego Jerozolima nie poznała czasu nawiedzenia swego i większość Żydów nie przyjęła Ewangelii, a nawet niemało spośród nich przeciwstawiło się jej rozpowszechnieniu. Niemniej, jak powiada Apostoł, Żydzi nadal ze względu na swych przodków są bardzo drodzy Bogu, który nigdy nie żałuje darów i powołania. Razem z Prorokami i z tymże Apostołem Kościół oczekuje znanego tylko Bogu dnia, w którym wszystkie ludy będą wzywały Pana jednym głosem i "służyły Mu ramieniem jednym" (Sf 3,9).

Skoro więc tak wielkie jest dziedzictwo duchowe wspólne chrześcijanom i Żydom, święty Sobór obecny pragnie ożywić i zalecić obustronne poznanie się i poszanowanie, które osiągnąć można zwłaszcza przez studia biblijne i teologiczne oraz przez braterskie rozmowy. 

A choć władze żydowskie wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci Chrystusa, jednakże to, co popełniono podczas Jego męki, nie może być przypisane ani wszystkim bez różnicy Żydom wówczas żyjącym, ani Żydom dzisiejszym. Chociaż Kościół jest nowym Ludem Bożym, nie należy przedstawiać Żydów jako odrzuconych ani jako przeklętych przez Boga, rzekomo na podstawie Pisma świętego. Niechże więc wszyscy dbają o to, aby w katechezie i głoszeniu słowa Bożego nie nauczali niczego, co by nie licowało z prawdą ewangeliczną i z duchem Chrystusowym.

Poza tym Kościół, który potępia wszelkie prześladowania, przeciw jakimkolwiek ludziom zwrócone, pomnąc na wspólne z Żydami dziedzictwo, opłakuje - nie z pobudek politycznych, ale pod wpływem religijnej miłości ewangelicznej - akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom. 

Wszak Chrystus, jak to Kościół zawsze utrzymywał i utrzymuje, mękę swoją i śmierć podjął dobrowolnie pod wpływem bezmiernej miłości, za grzechy wszystkich ludzi, aby wszyscy dostąpili zbawienia. Jest więc zadaniem Kościoła nauczającego głosić krzyż Chrystusowy jako znak zwróconej ku wszystkim miłości Boga i jako źródło wszelkiej łaski."

Konieczne jest zapytanie dyżurnego judeofila: gdzie jest tutaj powiedziane, że Żydzi są nadal narodem wybranym? Czy Terlikowski ma urojenia czy jedynie kłamie bezczelnie, a to publicznie i uporczywie? Jak to możliwe, że widocznie jeszcze nikt nie domagał się od niego wskazania zdania czy to u św. Pawła czy choćby w Nostra aetate, w którym można znaleźć to, co on bredzi? Zaiste niepojęte. 

Tym samym zbędne jest komentowanie jego powoływania się na słowa najnowszych włodarzy Kościoła (Jan Paweł II, Benedykt XVI, Franciszek) o antysemityźmie. Chodzi oczywiście o oskarżenie G. Brauna o antysemityzm, a to oznacza w żargonie osobników typu Terlikowskiego nic innego jak niepodzielanie poglądu, jakoby Żydzi byli nadal narodem wybranym, i nie oddawanie im wszelkich żądanych przez nich hołdów poddaństwa. 

Na podstawie tychże faktów stwierdzam więc z całą odpowiedzialnością: Tomasz Terlikowski jest obłudnym i nikczemnym oszustem, który udając katolika szerzy kłamstwa podając je jako nauczanie Kościoła, oraz oskarżając katolików nie ulegających tym kłamstwom o bycie antychrześcijanami. W rzeczywistości to Terlikowski jest antychrześcijaninem, ponieważ po pierwsze bliżej mu do poglądów żydowskich, a po drugie czynnie i podstępnie zwalcza prawdziwe, autentyczne i nieomylne nauczanie Kościoła w kwestii Żydów. 

9. Jeszcze jako uzupełnienie. W jednym z komentarzy wskazano na ciekawą dyskusję z 2 września 2013 roku (tutaj). 


Tutaj Terlikowski - w odpowiedzi na zarzuty G. Brauna - ucieka się głównie do następujących chwytów:

- pojęcie Żyda jest bardzo wieloznaczne i również nie ma jednego czy jednolitego stanowiska Żydów wobec Polski i chrześcijaństwa, nawet już w Talmudzie

- Żydzi byli i pozostają narodem wybranym, bo tak mówi św. Paweł w Liście do Rzymian oraz Sobór Watykański II.

Na obydwa argumenty niestety nie padły wtedy adekwatne odpowiedzi, a szkoda. 

Otóż po pierwsze, dyskusja o tym, czy i co poszczególni Żydzi mówią i myślą, jest tak samo bezsensowna bądź sensowna jak rozmowa o poglądach Polaków: niemal na każdy pogląd i wypowiedź można znaleźć przykłady. Są durni Polacy, tak samo jak są durni Żydzi czy przedstawiciele innych narodów. Tak zawsze było i będzie. Istotne jest natomiast, jakie są źródła czyli podstawy poglądów i postaw zarówno teoretycznych (ideologicznych) jak też praktycznych czyli etycznych. Terlikowski ma rację twierdząc, że Talmud składa się z komentarzy i różnych opinii co do różnych kwestij. Kłamie natomiast i to bezczelnie, sugerując, jakoby w Talmudzie znajdowały się także przychylne czy choćby przyjazne wypowiedzi o chrześcijanach. Takich słów po prostu tam nie ma. Jeśli jakiś pojedynczy rebe ładnie mówił o chrześcijanach i Polakach, to był to najwyżej jego prywatny pogląd (o ile oczywiście wypowiedź była zgodna z tym, co myślał i czynił) i nic więcej. Takie przykłady mają taką samą wartość jak powiedzenie, że są katolicy, którzy kradną. Czyż z tego wynika, że etyka katolicka dopuszcza kradzież? 

Do drugiego chwytu odniosłem się już powyżej. 

10. Na koniec warto zwrócić uwagę na dość głośną aferę sprzed lat w związku z wypowiedzią żony Terlikowskiego w kwestii tzw. sexu oralnego. Ta wypowiedź dość dokładnie pasuje do tego, co sam Terlikowski stale sprzedaje jako rzekomo nauczanie Kościoła. Ona powiedziała:


I dokłada jeszcze swój zachwyt propagatorem dewiacji i gorszycielem (o którym już była wielokrotnie mowa jak tutaj):


Tak więc dla niej miarodajnym - i widocznie jedynym w tej kwestii - autorytetem jest Ksawery Knotz, który z kolei w swoich zboczonych, niekatolickich i niemoralnych poglądach opiera się widocznie wyłącznie na rozmowach z małżonkami. Dla Terlikowskiej to jest "nauczanie Kościoła", które poleca publiczności do poczytania.

No cóż, wprawdzie widać, że ta kobieta jest ogólnie mało rozgarnięta i prawdopodobnie polega na "mądrości" swojego małżonka, a przy okazji dostarcza publicznie materiału do domysłów co do ich pożycia intymnego. Metoda jest ta sama co u Terlikowskiego: przedstawianie jako nauczania Kościoła czegoś, co jest najwyżej heretyckim wymysłem jakiegoś ałtoryteta, im bardziej sprzecznego z prawdziwym nauczaniem Kościoła tym bardziej podziwianego. I to potwierdza, kim właściwie jest Tomasz Terlikowski: antychrześcijaninem, strojącym się w piórka wzorowego katolika. 

M. Jurkowe urojenia - ciąg dalszy


Grono Jurkowo-Milcarkowe, czyli autorzy haniebnego "manifestu 16", nadal bezwstydnie się pogrąża. Otóż na portalu "Christianitas" (zwanym przez niektórych "Hipocritas") wstawiono nie mniej haniebny text Marka Jurka sprzed roku, gdy już wtedy w dość zakłamany sposób zaatakował Grzegorza Brauna za akcję gaśnicową. 

Oto obszerne fragmenty:


M. Jurek odnosi się tutaj do internetowego wywiadu z grudnia 2023 roku, udzielonego świeżo po słynnej akcji z gaśnicą. Przy porównaniu relacji M. Jurkowej z faktyczną wypowiedzią M. Brauna nie sposób nie zauważyć, że ten pierwszy albo nie umie słuchać ze zrozumieniem, albo świadomie przekręca i manipuluje. Oto odnośne fragmenty:


Swoje tekścidło M. Jurek pisał w reakcji na akcję z gaśnicą, czyli jest to atak na G. Brauna. Na jego wstępie były marszałek sejmu opisuje, jak to Adam Michnik dopuścił się poważnej manipulacji a właściwie zafałszowania faktów w związku z ogłoszeniem Mszy św. w kaplicy sejmowej w intencji o deszcz w sytuacji suszy. To fałszerstwo Marek Jurek zrównuje ze słowami G. Brauna, iż to M. Jurek jest przypuszczalnie jednym z dwóch głównych inicjatorów chanukki w sejmie. G. Braun zaznaczył wyraźnie, że tak "zdaje się". M. Jurek nie zdementował tego aż do stycznia 2025 roku, mianowicie do swojej dyskusji z P. Lisickim, gdzie mówi jakby mimochodem:


M. Jurek nie wydał żadnego sprostowania, gdy jeden z posłów PiS, czyli jeden z jego byłych kolegów partyjnych, powiedział z mównicy sejmowej w sposób kategoryczny to samo, co G. Braun powiedział ostrożnie jako przypuszczenie: 


M. Jurek nie tylko nie zdementował, lecz wpisał się w grono obrońców chanukki w sejmie. Uważał, że nie trzeba dementować? Że zdementowanie byłoby niekorzystne dla niego? Dlaczego nigdy nie wyjaśnił, kto jest odpowiedzialny za zaproszenie sekty Chabad Lubawicz do świętowania chanukki w sejmie?

Fakt, że M. Jurek zrównuje Michnikowe bardzo "luźne" podejście do faktów, czyli właściwie kłamliwą manipulację, z wypowiedzią G. Brauna, która była jedynie przypuszczeniem i to o tyle zasadnym, że jest prawdopodobnie oparta na tym, co jeden z posłów PiS czyli byłych kolegów partyjnych M. Jurka powiedział z mównicy sejmowej, świadczy po prostu o podłości. 

O podłości świadczy także M. Jurkowe przekręcenie tego, co G. Braun powiedział o ludobójstwie żydowskim. 

Przede wszystkim w owym wywiadzie G. Braun w żaden sposób nie odniósł się do życzeń chanukkowych M. Jurka wypowiedzianych w funkcji marszałka sejmu, lecz miał na myśli zapewne wystąpienie posła Polaczka, którego M. Jurek nie zdementował, a mógł to zrobić przynajmniej na portalach społecznościowych. 

Po drugie, podłe jest sugerowanie, jakoby G. Braun autoryzował "wymysły" na temat M. Jurka. 

Po trzecie, podłe jest przedstawianie rytuału chanukkowego inscenizowanego przez sektę Chabad Lubawicz jako "zapalenie przez żydowskich duchownych chanukowych lampek przy tablicy, gdzie pośród innych posłów, ofiar drugiej wojny światowej, widnieją nazwiska zamordowanych i zmarłych żydowskich posłów na Sejm Rzeczypospolitej". Na jakiej podstawie M. Jurek twierdzi, że sekta Chabad Lubawicz reprezentuje Żydów, którzy przez II wojną światową byli posłami na sejm? I od kiedy to chanukka jest upamiętnieniem zmarłych? 

Po czwarte, zakłamane i podłe jest zrównanie świętowania chanukki w sejmie z istnieniem synagog w państwie kościelnym czy rabinatu polowego. Od kiedy to świętowanie chanukki w sejmie jest istotną praktyką religii judaistycznej? Czy M. Jurek jako historyk i człowiek myślący na prawdę nie jest w stanie odróżnić tolerancji dla fałszywych kultów od ich promowania w przestrzeni publicznej? 

Po piąte, twierdzenie, jakoby Machabeusze byli "prawzorem licznych katolickich powstań" świadczy albo o ignorancji historycznej i teologicznej, albo o odrzucaniu katolickiego nauczania o wojnie sprawiedliwej. Nasuwa się też pytanie, czy M. Jurek w ogóle czytał Księgi Machabejskie. Jeśli czytał, to czy rzeczywiście uważa, iż takie oto fragmenty (1 Mach) mogą być pierwowzorem dla działania katolika? 



Podobnie w 2 Księdze Machabejskiej:









Czy status Kościoła w Polsce sprzyja islamizacji?


O ile rozumiem pytanie, chodzi o zrównanie prawne Kościoła katolickiego oraz islamu.

Po pierwsze nie chodzi o przywileje dla Kościoła lecz o regulacje prawne, które są dalekie od przywilejów, a jedynie w jakimś stopniu odzwierciedlają rolę wiary katolickiej oraz Kościoła jako instytucji dla tożsamości i bytu narodu i państwa.

Każda religia i wyznanie są odrębnymi instytucjami i jako takie mogą się ubiegać o odpowiedni dla siebie status prawny (osobowość prawną) wobec władz państwowych. Jednak państwo nie ma ani obowiązku ani prawa dowolnie traktować te instytucje. Państwo w rozumieniu zarówno instytucji prawa naturalnego jak też systemu demokratycznego ma obowiązek służyć dobru wspólnemu. Istotną dziedziną wartości określających dobro wspólne oraz sposób tegoż realizacji jest religia. O ile religie różnią się między sobą, zwykle fundamentalnie i zasadniczo, o tyle nie mogą być równe i równowartościowe pod względem dobra wspólnego i tym samym zadań i interesu państwa. Innymi słowy: państwo zasadniczo nie ma ani obowiązku ani prawa nadawać każdej religii i każdemu wyznaniu takich samych praw, lecz musi się w tym kierować względami dobra obywateli i dobra wspólnego. Konkretnie: ponieważ islam w swej istocie stanowi nie tyle system wierzeń religijnych co raczej program polityczny, nie może i nie powinien liczyć na taki sam status w państwie jak chociażby Kościół katolicki, tym bardziej, gdy ten ostatni zarówno historycznie jak też aktualnie ma nieporównywalne zasługi dla kultury, tożsamości, a nawet dla bytu i państwowości Polski.

Podziękowanie

Z przyjemnością kieruję do P. T. Czytelników comiesięczne podziękowanie wraz z aktualną statystyką. 

Oto aktualna statystyka (na dzień 31.1.2025): 


Przebieg w skali roku wygląda następująco:


Jak pokazuje statystyka, codziennie korzysta z bloga średnio sporo ponad 1000 i więcej, w zależności od częstotliwości nowych wpisów. Datki o różnej wysokości - a każde wsparcie się liczy - ofiarowało od początku istnienia bloga w sumie około trzydziestu osób, co stanowi najwyżej około 2-3% osób codziennie korzystających z bloga. Kilka osób wspiera blog regularnie, co jest szczególnie cenne, niezależnie od wysokości ofiar. Tych kilka osób stanowi około 0,3-0,5% osób codziennie korzystających z bloga.  

Za wszelkie wsparcie - Bóg zapłać!  Wszystkich darczyńców wspominam w memento każdej Mszy św.

Datki można wpłacać na numer konta (IBAN):

94 1020 4274 0000 1102 0067 1784


Do przelewów z zagranicy:

PL 94 1020 4274 0000 1102 0067 1784

Kod BIC (Swift): BPKOPLPW

Pan Jesus a chanukka - raz jeszcze


Nie milknie dyskusja ostatnich dni w związku z "manifestem 16". I nadal niestety debata brnie w ślepe zaułki i tematy zastępcze. 

Przypominam: Sprawa dotyczy działań Grzegorza Brauna, a dokładnie jego sprzeciwu wobec świętowania chanukki przez sektę Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej. Za sprawą Marka Jurka sprawa się obraca wokół kwestii, czy Pan Jezus świętował chanukkę, czy raczej wokół stanowczego i upartego twierdzenia M. J., że świętował. Nie bardzo rozgarnięte osoby ze środowiska jakby konserwatywno-katolickiego ulegają tej narracji bądź przynamniej dają się wmanewrować w temat:

Otóż powoływanie się na to, że Pan Jezus świętował chanukkę, jest dziełem apologetów świętowania chanukki przez sektę Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej. Ten rzekomy przykład Pana Jezusa ma usympatycznić nie tylko samą chanukkę, ale także sektę Chabad Lubawicz. W ten sposób sekciarze z Chabad Lubawicz oraz inni świętujący chanukkę w przestrzeni publicznej stają się jakby naocznie "starszymi braćmi", nawet rzekomo kimś wyjątkowo bliskim Jezusowi Chrystusowi. Czyż chrześcijanin mógłby mieć czelność pomyśleć coś innego? 

Poprzednio już wytoczyłem kilka zasadniczych argumentów przeciw tezie, jakoby Pan Jezus świętował chanukkę. Przypominam po krótce:

- Ewangelia św. Jana (10) nie mówi o żadnym świętowaniu "odnowienia" świątyni przez Pana Jezusa, gdyż przechadzanie się w portyku Salomona nie jest żadnym świętowaniem. Dla jasności układ świątyni: 

Jak widać, tzw. portyk królewski znajdował się jeszcze dalej od Przybytku i właściwej świątyni z ołtarzem niż tzw. dziedziniec pogan. Jak więc Pan Jezus mógł będąc w tym miejscu uczestniczyć w obrzędach świątynnych? Skoro Ewangelista podkreśla, że Pan Jezus podczas święta znajdował się akurat w tym miejscu, a nie w miejscu sprawowania kultu, to tym samym wyraził dystans Zbawiciela co do tego kultu. Jeśli ktoś podczas Mszy św. nie znajduje się w kościele, ani nawet przy nim, a jedynie spaceruje ulicą przylegającą do dziedzińca kościoła, to czy możemy powiedzieć, że uczestniczy we Mszy św.?

- To święto nie obowiązywało pobożnego żyda, ponieważ nie istnieje w Prawie Mojżeszowym. 

- Nawet jeśli Pan Jezus uczestniczył w ówczesnym państwowym święcie "odnowienia" świątyni, to z całą pewnością nie świętował chanukki, która jest pomysłem znacznie późniejszym, mianowicie talmudycznym. 

- Stosunek Pana Jezusa do świątyni jerozolimskiej jest podany w Ewangeliach w sposób dość jednoznaczny: Pan Jezus chodził do świątyni nie po to, żeby składać ofiary i w nich uczestniczyć, lecz żeby tam nauczać i tak przygotować lud na kult Nowego Testamentu, w którym ta świątynia jest zbędna (J 2,19; 4,21). Nie ma ani jednego słowa Pana Jezusa pochwalnego dla świątyni jerozolimskiej, ani dla kultu tam sprawowanego. Wręcz przeciwnie, odnosi się stale krytycznie i zarzuca, iż świątynia została uczyniona "jaskinią zbójców" (Łk 19,46) i "targowiskiem" (J 2,16). Nie chodziło przy tym o jakieś nadużycia co do litery Prawa Mojżeszowego, lecz te zarzuty trafiały w sedno kultu starotestamentalnego, jakim były sprawowane tam ofiary. Tutaj Pan Jezus jest nieprzejednany, mimo że równocześnie nazywa świątynię "domem Ojca" (J 2,16; Łk 2,49). To określenie z całą pewnością nie oznacza, jakoby Bóg tam mieszkał, lecz o poświęcenie tego miejsca Bogu. 

Ponadto należy wziąć pod uwagę powiązane fakty historyczne. Otóż chrześcijanie jerozolimscy nigdy nie świętowali odnowienia świątyni, o którym mówią Księgi Machabejskie, ani do niego nie nawiązywali. Doroczne świętowanie poświęcenia bazyliki Grobu Pańskiego (Anastasis) związali natomiast ze "świętem namiotów" (sukkot), które upamiętniało wędrówkę Izraela do ziemi obiecanej (Kpł 23,34; Pwt 16,13-14) oraz poświęcenie pierwszej świątyni przez Salomona (2 Krn 6). Zwracają na to uwagę Sozomen w swojej Historia ecclesiastica (II, 26, 4) oraz Egeria (Itinerarium 48,2). Gdyby Pan Jezus świętował święto Machabejskie, to by zapewne ono było upamiętniane przez chrześcijan jerozolimskich. 

O istotnych różnicach między świętem Machabejskim "odnowienia świątyni" a talmudyczno-chasydzką chanukką już poprzednio wspomniałem: podczas gdy świętowanie Machabejskie odnosiło się do historycznego faktu wznowienia prawowitego kultu w świątyni i polegało na bliżej nieokreślonych czynnościach rytualnych w świątyni, to chanukka jest infantylno-nacjonalistycznym pseudorytuałem, nawiązującym do bajki o rzekomym cudzie z lampą oliwną, o którym oczywiście nie ma mowy nigdzie w Biblii, zwłaszcza hebrajskiej. 

Jeszcze raz podkreślam: W temacie świętowania chanukki przez sektę Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej jest zupełnie nieistotne, czy Pan Jezus świętował "odnowienie" świątyni czy nie. To jest jedynie zabieg psychologiczny, rodzaj szantażu emocjonalnego, tym bardziej podłego, że polegającego na fałszu historycznym, czyli podawaniu za fakt historyczny czegoś, na co nie ma jakichkolwiek dowodów, a przeciw czemu przemawia wiele przesłanek z bliższego i dalszego kontextu historycznego. Nawet jeśli by Pan Jezus rzeczywiście świętował święto Machabejskie, co jest wysoce nieprawdopodobne, to nie stanowi to żadnego dowodu ani na korzyść świętowania chanukki przez katolików, ani na korzyść promowania sekty Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej. Wszak już za czasów apostolskich Kościół jednoznacznie orzekł, że nawet prawo Mojżeszowe - do którego nota bene z całą pewności nie należy świętowanie chanukki - straciło swoją obowiązywalność formalną, choć trwa materialnie co do istoty w Nowym Testamencie czyli w Kościele w postaci spełnionej i aktualnej do końca dziejów. Dlaczego sekta Chabad Lubawicz nie występuje publicznie z obrzezaniem, czy choćby ze świętowaniem Paschy (pesah)? Wtedy pokazałaby, jaką obrzydliwością jest obrzęd obrzezania i jak banalne są ich obrzędy paschalne. 

Taką samą taktykę pomieszania i szantażu emocjonalnego stosuje Marek Jurek w swojej drugiej polemice z Pawłem Lisickim. 

Pytanie retoryczne "czy Jezus udawał?" jest oczywiście absurdalne. Co miał Pan Jezus udawać, a czego nie? Czyż wypełnianie prawa Mojżeszowego przez Pana Jezusa jest jakimkolwiek argumentem na korzyść chanukki w sejmie? Czyż były marszałek sejmu uważający się za katolika nie zna Ewangelii, gdzie wielokrotnie jest mowa o tym, że Pan Jezus dość często łamał prawo Mojżeszowe w rozumieniu faryzeuszy (por. Mk 2,28; 3,4; Mt 12,8)? Co Pan Jezus wtedy udawał, a czego nie udawał? 

Paweł Lisicki niepotrzebnie wszczął kwestię, czy Pan Jezus świętował "jom kippur" czyli "święto pojednania" (Kpł 16-29-30; 23,26-32; Li 29,7-11). Zbawiciel mógł to oczywiście świętować, gdyż wynikało to z prawa Mojżeszowego, podobnie jak Pascha (pesah), a w przeciwieństwie do święta "odnowienia". Nie muszę tutaj wykładać uzasadnienia teologicznego tej możliwości. Wynika ona oczywiście z tajemnicy Wcielenia dla naszego zbawienia. Z tego także oczywiście w żaden sposób nie wynika słuszność czy sprawiedliwość inscenizowania chanukki w sejmie przez kogokolwiek, także przez sektę Chabad Lubawicz. 

Marek Jurek twierdzi stanowczo, jakoby z Jezusowego "posłuszeństwa wobec Matki i Opiekuna" wynikało posłuszeństwo "wobec praw swego narodu". Na jakiej podstawie twierdzi, że Matka Boża i św. Józef nie tylko sami świętowali "odnowienie" lecz także nakazywali Jezusowi to świętowanie, pozostaje jego słodką tajemnicą. No cóż, ma widocznie bujną fantazję. Czyżby nie wiedział, że święto Machabejskie, a tym bardziej świętowanie chanukki nigdy nie przynależało do prawa Mojżeszowego? Czyż jako historyk nie jest w stanie odróżnić prawa Mojżeszowego (torah) od prawa państwowego dynastii hasmonejskiej? 

Wybitnie pomieszane i zakłamane jest jego następujące zdanie:

"Mówimy cały czas o szacunku dla pamięci o Świątyni i dla święta, które to upamiętnia. Nie o jego obchodzeniu."

Czyż w sprawie nie chodzi o to, że sekta Chabad Lubawicz została zaproszona najprawdopodobniej przez niego właśnie do celebrowania chanukki w sejmie RP? Czyż to celebrowanie jest konieczne dla pamięci o świątyni jerozolimskiej? Czyż brakiem szacunku dla święta chanukki jest traktowanie jej na równi ze świętami innych kultów i sekt, czyli niewpuszczanie do gmachu sejmu? Czy Marek Jurek wie, co pisze? 

Odnośnie do rozdartej zasłony Przybytku w świątyni odnoszę wrażenie, że P. Lisicki zaczerpnął ten wątek z moich poprzednich uwag. Widocznie jednak niestety nie do końca zrozumiał to, co napisałem, a M. Jurek bezlitośnie to wykorzystuje. Otóż w kwestii stosunku Pana Jezusa do świątyni jerozolimskiej nie jest istotne, kiedy zasłona została rozdarta. To rozdarcie nie spowodowało opustoszenia Przybytku, lecz jedynie ukazało jego pustkę. A pusty był już od wieków, od momentu zburzenia świątyni Salomona i zaginięcia Arki Przymierza, a nawet od zawsze, gdyż nigdy w nim nie było widzialnego obrazu Boga niewidzialnego, którym stał się dopiero wcielony w człowieczeństwie Syn Boży. Dlatego właśnie Pan Jezus zapewne nie czcił, ani nie nakazywał czcić tego Przybytku. Pusty Przybytek bardziej upamiętniał niewierność Izraela, która doprowadziła do zburzenia świątyni, niż przymierze Boga z Izraelem, który złamał to przymierze. W 2-ej Księdze Machabejskiej - oczywiście nie uznawanej przez żydów za kanoniczną - czytamy dość wyraźnie o związku losu świątyni z postępowaniem ludu:


W końcu wierność Boga okazała się w założeniu Kościoła, który jest niezniszczalnym Ciałem Syna Bożego, nie w odbudowaniu świątyni czy to przez Machabeuszy, czy to przez Heroda, czy obecnie przez syjonistów. 

M. Jurek pisze:

"Paweł Lisicki słusznie przypomina, że Jezus był Świątynią, ale Zbawiciel nie przeciwstawiał Świątyni swego Ciała – Świątyni Jerozolimskiej, ale je utożsamiał."

No cóż, aż takiej bzdury to się jednak nie spodziewałem. W którym miejscu Pan Jezus utożsamił Swoje Ciało ze świątynią jerozolimską? Wtedy, gdy mówił o zburzeniu świątyni i Swoim Zmartwychwstaniu? M. J. widocznie nie umie czytać ze zrozumieniem, zwłaszcza textów biblijnych, a raczej jest skłonny przekręcać je na swój doraźny użytek. Jakże można twierdzić, że połączenie zburzenia świątyni z jej "odbudowaniem" przez Zmartwychwstanie nie jest przeciwstawieniem kultu starotestamentalnego niezniszczalnemu kultowi nowotestamentalnemu w Ciele Mistycznym Chrystusa? Czyż od momentu Wcielenia Syna Bożego, a najpóźniej od Zmartwychwstania nie ma wyboru między świątynią jerozolimską a świątynią Ciała Syna Bożego? Czy to nie jest wręcz radykalne przeciwstawienie? Czyż można pogodzić kult Jezusa Chrystusa z kultem świątyni jerozolimskiej i to w kontekście zamysłu jej odbudowania? Czyż ten zamysł - dość wyraźnie obecny w sekcie Chabad Lubawicz - nie stanowi zaprzeczenia i odrzucenia prawdy, iż prawdziwe odbudowanie jedynej prawdziwej świątyni Boga prawdziwego nastąpiło raz na zawsze w Zmartwychwstaniu?

M. Jurek pisze:

"Tak, dzieje narodu wybranego są prefiguracją doświadczeń Kościoła i narodów chrześcijańskich."

Co to oznacza w kontekście tematu świątyni i chanukki? O jakie doświadczenia chodzi? O zbezczeszczenie świątyni i jej odnowienie? Czyżby M. Jurek uważał, iż Mistyczne Ciało Chrystusa doznaje czy mogło doznać bezczeszczenia i odnowienia? Do czego się tu odnosi? Do Pachamamy w bazylice watykańskiej? Dlaczego nie mówi tego wprost? Czyżby sugerował konieczność katolickiego "powstania Machabeuszy" przeciw okrutnemu tyranowi, który bezcześci świątynię? Takie myślenie można by poniekąd zrozumieć w obecnym kontekście wydarzeń w Kościele. Psychologicznie zrozumieć. To jednak nie zmienia faktu, że jest tutaj zawarty poważny i fundamentalny błąd teologiczny, właściwie herezja, mianowicie negacja niezniszczalnej świętości Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Na tym właśnie polega istotna i fundamentalna różnica między kultem starotestamentalnym i nowotestamentalnym: ten pierwszy doznawał zniszczeń i odnowień, natomiast ten drugi jest trwały i wieczny. Tego nie są w stanie zmienić ani procesje z Pachamamą, ani sprawowanie "modlitw" ekumaniackich, ani rujnowanie i przebudowywanie świątyń katolickich na modłę modernistyczną, ani nawet dewastacja liturgii w postaci Novus Ordo. Co oczywiście nie oznacza, jakoby nie należało bronić godności, powagi i czystości kultu katolickiego. 

Najgroźniejsze ataki na Kościół i narody chrześcijańskie polegają akurat na próbach powrotu do Starego Testamentu, a szczególnie próby choćby zbliżenia do religii talmudycznej. A to z tego prostego powodu, że oznacza to odejście od prawdy o Boskości Jezusa Chrystusa, czy przynajmniej jej zamazanie, a to jest rdzeń wszystkich herezyj w historii Kościoła, także obecnie. Promując w przestrzeni publicznej kult otwarcie negujący Boskość Jezusa Chrystusa oraz w związku z tym dążący do nawrotu kultu związanego ze świątynią jerozolimską - a to promowanie uprawia Marek Jurek - dąży się do zniszczenia Jego Mistycznego Ciała. Takie przedsięwzięcie oczywiście nie może się powieść eschatologicznie. Tym niemniej bój toczy się o dusze, zarówno katolików jak też wyznawców fałszywych kultów jak choćby sekta Chabad Lubawicz. Czy Marek Jurek wziął pod uwagę konsekwencje, jakie wynikają z faktu, że w przestrzeni publicznej polskiej - i to z jego czynnym zaangażowaniem - pozycję uprzywilejowaną zyskała sekta negująca Zbawienie w Jezusie Chrystusie? Jakież on ma sumienie? Czy pomyślał, jak to może być i zapewne jest odczytywane choćby przez przeciętnych katolików, mianowicie jako przynajmniej relatywizacja jedynej prawdziwości religii katolickiej? Słusznie i chwalebnie M. J. angażował się w prawną ochronę biologicznego życia dzieci nienarodzonych. Deo gratias! Ale czy pomyślał, że promowanie sekty Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej może zabić i zapewne niejednokrotnie zabija życie duchowe, życie w prawdziwej wierze i tym samym życie w łasce Bożej? 

Na koniec jeszcze jedna "złota" myśl M. Jurka i jego towarzyszy, mianowicie utożsamianie bycia Żydem z Człowieczeństwem Pana Jezusa. Powołuje się on przy tym na słowa Edyty Stein, nota bene bez podania źródła i tym samym uniemożliwiając sprawdzenie kontextu tych słów, o ile one rzeczywiście padły. Czy można te słowa same w sobie uznać za prawdziwe? Czy istotną składową człowieczeństwa człowieka jest przynależność do jakiejś narodowości i kultury? 

M. Jurek myli tutaj człowieczeństwo w znaczeniu natury (φυσις) z cechami osobowymi. Być może nawet nie wie czy nie rozumie, że zgodnie z teologią katolicką należy to odróżnić. E. Stein jako osoba z myśleniem wypaczonym przez żydowską "filozofię" fenomenologiczną negowała takie klasyczne pojęcia i rozróżnienia jak natura, istota, przypadłości itp. Nie wolno tego jednak robić, gdy się poruszamy w dziedzinie teologii i prawd wiary katolickiej. Innymi słowy: cechy osobowe - jako kod genetyczny, kolor skóry, język ojczysty, doświadczenia życiowe, charakter i formacja kulturowa i religijna itp. - nie stanowią natury człowieka czyli człowieczeństwa. To są jedynie przypadłości, które są zmienne i zawsze indywidualne i niepowtarzalne, gdyż nie ma dwóch ludzi o identycznych cechach osobowych, nawet w przypadku bliźniaków jednojajowych. Mówienie więc, że bycie Żydem stanowi część Człowieczeństwa Jezusa Chrystusa, jest conajmniej nieporozumieniem wynikającym z elementarnej ignorancji nie tylko pojęć lecz także podstaw chrystologii katolickiej. 

Celem tej narracji jest wpajanie czci dla Żydów - zwłaszcza dla tych z sekty Chabad Lubawicz - analogicznej do czci dla boskiego Człowieczeństwa Jezusa Chrystusa. Jeśli bycie Żydem ma być składnikiem tegoż Człowieczeństwa, to każdemu Żydowi, jako rzekomo krewnemu Jezusa Chrystusa, należy się taka cześć jak Ciału Chrystusa zarówno Mistycznemu, jakim jest Kościół, i też jak eucharystycznemu czyli Najświętszemu Sakramentowi. Chyba nie trudno dostrzec, że to jest absurd. Czyżby M. Jurek tego nie dostrzegał? A może jednak właśnie dostrzega...