Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy nagość w sztuce jest grzechem?


Pod względem teologicznym nagość sama w sobie - czy to w sztuce, czy na "żywo" - nie jest złem, gdyż Pan Bóg stworzył człowieka nagim i tak przychodzi na świat każdy człowiek. Jednak to nie jest koniec sprawy w perspektywie teologicznej, która zawiera także prawdę filozoficzną o człowieku, czyli antropologiczną.

Księga Rodzaju mówi o tym, jak po upadku grzechowym pierwsi rodzice "poznali, że są nadzy" (2, 25). To poznanie ma związek z grzechem, ale nie wynika z grzechu, ani tym bardziej nie jest grzeszne. Także samo nagość nie jest grzeszna. W upadku grzechowym człowiek poznał siebie lepiej, swoją słabość, ułomność, także złość moralną, mimo naturalnej doskonałości. W świetle teologii katolickiej można powiedzieć, że dopiero po upadku grzechowym pierwsi rodzice poznali, że ich ciała są stworzone jako płodne czyli przeznaczone do rozmnażania się, a sposób prokreacji jest nie tylko związany z bólem i cierpieniem (z powodu zarówno namiętności jak też cieleśnie), lecz także w pewnym sensie poniżający i uczący pokory. To jest właśnie podstawa i powód wstydu, który doprowadził do zasłonięcia narządów rodnych jako wstydliwych. Dla jasności: ani samo ciało ludzkie, ani przekazywanie życia jako takie nie jest wstydliwe, lecz jego sposób owszem. To są istotne niuanse, które mają konsekwencje dla postawionego pytania.

Po pierwsze, każdy zdrowo wychowany człowiek ma naturalne i spontaniczne poczucie wstydu, które jest właściwie niczym innym niż aktualizacją poczucia wstydu pierwszych rodziców, choć nie zawsze reflektowaną i świadomą. Jedynie osobowości patologiczne nie mają naturalnego oporu w pokazywaniu się nago publicznie czy nawet wobec osób bliskich bez konieczności. To poczucie powinno być respektowane także w sztuce.

Po drugie, sztuka - przynajmniej prawdziwa - nie jest prostą prezentacją rzeczywistości, lecz pochodzi z zamysłu artysty i ten zamysł wyraża. Dlatego istotne jest, z jakim zamysłem artysta przedstawia nagie ciało, gdyż ma to wpływ na treść przedstawienia i tym samym na ocenę moralną. Innymi słowy: samo namalowanie nagiego ciała nie musi być grzeszne. Grzeszny może być natomiast zamysł. Jeśli w zamyśle jest pobudzanie namiętności i pożądliwości, wówczas takie dzieło jest z założenia grzeszne, co zwykle ma też swój wyraz w sposobie przedstawienia. Jeśli natomiast zamysłem jest oddanie piękna ciała dla wyrażenia prawdy duchowej, wówczas nie jest to przedstawienie grzeszne samo w sobie, nawet jeśli może być wykorzystane w sposób nieuporządkowany czyli grzeszny.

Po trzecie: Ponieważ sztuka jest środkiem wyrazu wymykającym się kategoriom doktrynalnym, czyli racjonalno-pojęciowym, dlatego nie ma oficjalnych ogólnych reguł Kościoła odnośnie sztuki, to znaczy formalnych granic godziwości. Tym samym sprawa jest pozostawiony wyczuciu duszpasterzy oraz wiernych. I to zasadniczo wystarczy, gdyż racjonalnie myślący i moralnie ukształtowany człowiek jest w stanie odróżnić nagość w sztuce, jak na przykład w Sądzie Ostatecznym Michała Anioła, od nagości w pornografii.

Po czwarte: Tym samym każdy musi samodzielnie, ale dzięki spowiednikowi i sakramentom świętym, uporać się z obrazami spotykanymi czy to w sztuce czy na co dzień. Jest oczywiście coś innego niż szukanie podniecenia i zaspokojenia namiętności w pornografii, co jest oczywiście destrukcyjne dla osobowości i zdrowia duchowego, także psychicznego. Podstawą jest zachowanie zdrowego rozsądku czyli zasadniczego rozumienia ciała ludzkiego, w tym nagości, w świetle prawd wiary katolickiej. Konkretnie chodzi o uznanie dobroci ciała, wraz ze sferą sexualną, ale w połączeniu z uznaniem ułomności, słabości i podatności na grzech czyli zło. Takie trzeźwe podejście wymaga uporządkowania myślenia, a to prowadzi do pracy nad sobą dla uporządkowania namiętności, nie do ich niszczenia (co jest zresztą niemożliwe).

7 komentarzy:

  1. Czy gdyby dało się zniszczyć namiętności zamiast je uporządkować to byłoby to grzeszne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosiłbym Wielebnego o odpowiedź.

      Usuń
    2. Tak, ponieważ namiętności jako stworzone przez Boga są same w sobie dobre, zaś grzechem jest ich złe używanie.

      Usuń
    3. Rozumiem. Mam jeszcze 2 pytania.
      1.Czy dotyczy to wszystkich namiętności czy tylko tych normalnych? W sensie, czy homosexualista także by grzeszył próbując zniszczyć homosexualne namiętności (które są per se złe)?
      2.Czy taka sama ocena moralna jest co do osłabienia namiętności? Pytam się, bo owe osłabienie ich może służyć ich opanowaniu.
      Bóg zapłać Wielebnemu za odpowiedź!

      Usuń
    4. Czy mógłby Wielebny odpowiedzieć?

      Usuń
    5. Widzę niejasność pojęcia "namiętność". Trzeba odróżnić przyjemność zmysłową jako taką (a to się rozumie zwykle przez namiętność) od pożądliwości. Z kolei pożądliwość, czyli pragnienie jakiegoś dobra - przynamniej pozornego - jest także samo w sobie dobre, gdyż jest stworzone przez Boga. Jedynie fałszywe pragnienie, czyli pragnienie fałszywego dobra jest złe.
      Tak więc złe jest zarówno pragnienie przyjemności homosexualnej (czyli skłonność) jak też odczuwanie tej przyjemności, o ile jest zrealizowana.
      Z takim pragnieniem oczywiście należy walczyć, czyli
      - uznać za złą skłonność i pokusę,
      - nie poddawać się jej w żaden sposób.
      Oznacza to spokojne podejście, gdyż sama skłonność czy pokusa nie stanowią grzechu, lecz dopiero poddanie się im aktem woli.
      Niepoddawanie się jest więc zwycięstwem, nawet jeśli sama pokusa istnieje.

      Usuń
  2. Bóg zapłać za odpowiedź!

    OdpowiedzUsuń