Odpowiadam w oparciu o Tradycję, Pismo św. oraz dokumenty Magisterium Kościoła. Nazywam się Dariusz Józef Olewiński. Jestem kapłanem Archidiecezji Wiedeńskiej. Tytuł doktora teologii przyznano mi na Uniwersytecie w Monachium na podstawie pracy doktorskiej przyjętej przez późniejszego Prefekta Kongregacji Doktryny Wiary, kard. Gerharda L. Müllera oraz examen rigorosum z oceną "summa cum laude". Od 2005 r. prowadziłem seminaria na uniwersytecie w Monachium oraz wykłady w seminarium duchownym.
Czy nagość w sztuce jest grzechem?
Pod względem teologicznym nagość sama w sobie - czy to w sztuce, czy na "żywo" - nie jest złem, gdyż Pan Bóg stworzył człowieka nagim i tak przychodzi na świat każdy człowiek. Jednak to nie jest koniec sprawy w perspektywie teologicznej, która zawiera także prawdę filozoficzną o człowieku, czyli antropologiczną.
Księga Rodzaju mówi o tym, jak po upadku grzechowym pierwsi rodzice "poznali, że są nadzy" (2, 25). To poznanie ma związek z grzechem, ale nie wynika z grzechu, ani tym bardziej nie jest grzeszne. Także samo nagość nie jest grzeszna. W upadku grzechowym człowiek poznał siebie lepiej, swoją słabość, ułomność, także złość moralną, mimo naturalnej doskonałości. W świetle teologii katolickiej można powiedzieć, że dopiero po upadku grzechowym pierwsi rodzice poznali, że ich ciała są stworzone jako płodne czyli przeznaczone do rozmnażania się, a sposób prokreacji jest nie tylko związany z bólem i cierpieniem (z powodu zarówno namiętności jak też cieleśnie), lecz także w pewnym sensie poniżający i uczący pokory. To jest właśnie podstawa i powód wstydu, który doprowadził do zasłonięcia narządów rodnych jako wstydliwych. Dla jasności: ani samo ciało ludzkie, ani przekazywanie życia jako takie nie jest wstydliwe, lecz jego sposób owszem. To są istotne niuanse, które mają konsekwencje dla postawionego pytania.
Po pierwsze, każdy zdrowo wychowany człowiek ma naturalne i spontaniczne poczucie wstydu, które jest właściwie niczym innym niż aktualizacją poczucia wstydu pierwszych rodziców, choć nie zawsze reflektowaną i świadomą. Jedynie osobowości patologiczne nie mają naturalnego oporu w pokazywaniu się nago publicznie czy nawet wobec osób bliskich bez konieczności. To poczucie powinno być respektowane także w sztuce.
Po drugie, sztuka - przynajmniej prawdziwa - nie jest prostą prezentacją rzeczywistości, lecz pochodzi z zamysłu artysty i ten zamysł wyraża. Dlatego istotne jest, z jakim zamysłem artysta przedstawia nagie ciało, gdyż ma to wpływ na treść przedstawienia i tym samym na ocenę moralną. Innymi słowy: samo namalowanie nagiego ciała nie musi być grzeszne. Grzeszny może być natomiast zamysł. Jeśli w zamyśle jest pobudzanie namiętności i pożądliwości, wówczas takie dzieło jest z założenia grzeszne, co zwykle ma też swój wyraz w sposobie przedstawienia. Jeśli natomiast zamysłem jest oddanie piękna ciała dla wyrażenia prawdy duchowej, wówczas nie jest to przedstawienie grzeszne samo w sobie, nawet jeśli może być wykorzystane w sposób nieuporządkowany czyli grzeszny.
Po trzecie: Ponieważ sztuka jest środkiem wyrazu wymykającym się kategoriom doktrynalnym, czyli racjonalno-pojęciowym, dlatego nie ma oficjalnych ogólnych reguł Kościoła odnośnie sztuki, to znaczy formalnych granic godziwości. Tym samym sprawa jest pozostawiony wyczuciu duszpasterzy oraz wiernych. I to zasadniczo wystarczy, gdyż racjonalnie myślący i moralnie ukształtowany człowiek jest w stanie odróżnić nagość w sztuce, jak na przykład w Sądzie Ostatecznym Michała Anioła, od nagości w pornografii.
Po czwarte: Tym samym każdy musi samodzielnie, ale dzięki spowiednikowi i sakramentom świętym, uporać się z obrazami spotykanymi czy to w sztuce czy na co dzień. Jest oczywiście coś innego niż szukanie podniecenia i zaspokojenia namiętności w pornografii, co jest oczywiście destrukcyjne dla osobowości i zdrowia duchowego, także psychicznego. Podstawą jest zachowanie zdrowego rozsądku czyli zasadniczego rozumienia ciała ludzkiego, w tym nagości, w świetle prawd wiary katolickiej. Konkretnie chodzi o uznanie dobroci ciała, wraz ze sferą sexualną, ale w połączeniu z uznaniem ułomności, słabości i podatności na grzech czyli zło. Takie trzeźwe podejście wymaga uporządkowania myślenia, a to prowadzi do pracy nad sobą dla uporządkowania namiętności, nie do ich niszczenia (co jest zresztą niemożliwe).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Chociaż już od dłuższego czasu odpowiadam na tego typu pytania, to jednak widocznie nadal są niejasności i potrzeba dalszych wyjaśnień...
-
Przy okazji aktualnej sprawy posła Grzegorza Brauna (więcej tutaj ) słusznie nasuwa się pytanie, czy katolikowi wolno uczestniczyć w świętow...
-
Samo patrzenie na nagie ciało nie jest grzechem. Grzechem jest natomiast pożądanie w znaczeniu pragnienia zgrzeszenia, czyli popełnienia ...
-
Dla tych P. T. Czytelników, którzy nie wiedzą, co oznacza skrót FSSPX, wyjaśniam, że po polsku oznacza on: Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X. Z...
-
Kwestia dotyczy wprost autonomii Kościoła, w odpowiednim sensie stosunków między Kościołem a państwem. W tej kwestii są dwie zasadnicze p...
-
Dzięki wskazówce życzliwego czytelnika trafiłem na książkę z wypowiedzią bodaj najwybitniejszego polskiego dogmatyka katolickiego w okresi...
-
W związku z działalnością tzw. ruchu oporu (FSSPXR) w Polsce byłem pytany wielokrotnie o opinię. To grono zresztą widocznie pilnie śledzi bl...
-
30 listopada 2023 roku na stronie znanego watykanisty Marco Tosatti'ego została opublikowana deklaracja będąca pierwszą tego typu reakc...
-
Najpierw przypomnijmy fakty, czyli kontext historyczny tego pytania. Od około 10-u lat, po Motu proprio "Summorum Pontificum"...
-
Zależy, jaka zmiana. Jako istotne dla ważności Konsekracji zostały przez papieży określone słowa: " Hoc est enim Corpus meum " ...
Czy gdyby dało się zniszczyć namiętności zamiast je uporządkować to byłoby to grzeszne?
OdpowiedzUsuńProsiłbym Wielebnego o odpowiedź.
UsuńTak, ponieważ namiętności jako stworzone przez Boga są same w sobie dobre, zaś grzechem jest ich złe używanie.
UsuńRozumiem. Mam jeszcze 2 pytania.
Usuń1.Czy dotyczy to wszystkich namiętności czy tylko tych normalnych? W sensie, czy homosexualista także by grzeszył próbując zniszczyć homosexualne namiętności (które są per se złe)?
2.Czy taka sama ocena moralna jest co do osłabienia namiętności? Pytam się, bo owe osłabienie ich może służyć ich opanowaniu.
Bóg zapłać Wielebnemu za odpowiedź!
Czy mógłby Wielebny odpowiedzieć?
UsuńWidzę niejasność pojęcia "namiętność". Trzeba odróżnić przyjemność zmysłową jako taką (a to się rozumie zwykle przez namiętność) od pożądliwości. Z kolei pożądliwość, czyli pragnienie jakiegoś dobra - przynamniej pozornego - jest także samo w sobie dobre, gdyż jest stworzone przez Boga. Jedynie fałszywe pragnienie, czyli pragnienie fałszywego dobra jest złe.
UsuńTak więc złe jest zarówno pragnienie przyjemności homosexualnej (czyli skłonność) jak też odczuwanie tej przyjemności, o ile jest zrealizowana.
Z takim pragnieniem oczywiście należy walczyć, czyli
- uznać za złą skłonność i pokusę,
- nie poddawać się jej w żaden sposób.
Oznacza to spokojne podejście, gdyż sama skłonność czy pokusa nie stanowią grzechu, lecz dopiero poddanie się im aktem woli.
Niepoddawanie się jest więc zwycięstwem, nawet jeśli sama pokusa istnieje.
Bóg zapłać za odpowiedź!
OdpowiedzUsuń