Nie zapoznałem się z całością rekolekcyj o. Wawrzyńca, lecz z dwoma naukami, począwszy od tej wskazanej w tytule. Wskazano mi na nią jako adresowaną do mnie, zapewne z tego powodu, że jestem znany z ostrej krytyki herezyj i nadużyć. Z uwagą zapoznałem się, by skorzystać z pouczenia i upomnienia. Doceniam intencje i ogólnie treść w sumie lepszą niż u innych medialnych "gwiazd" kościelnych.
Problematyczne jest mówienie o "cnocie słodyczy". O. Wawrzyniec wspomina, że polskie tłumaczenie dzieła francuskiego teologa x. Adolfa Tanquerey'a mówi w tym miejscu o łagodności, jednak nie uzasadnia, dlaczego sam wybiera określenie "słodycz". W innym kazaniu rekolekcyjnym przyznaje się, że nie zna francuskiego:
Także tłumaczenie angielskie mówi o "łagodności":
W oryginale francuskim słowo to brzmi "douceur":
Samo słowo ma lexykalnie dość szerokie znaczenie, jak podaje standartowy słownik, jednak w znaczeniu cechy moralnej jest synonimem cierpliwości i łagodności:
O wiele ważniejsze niż znaczenie słownikowe jest teologiczne znaczenie użyte w kontexcie przez autora dzieła, na które powołuje się o. Wawrzyniec. X. Tanquerey definiuje "douceur" jako cnotę łączącą w sobie umiarkowanie, cierpliwość oraz życzliwość, zarówno wobec bliźnich jak też wobec siebie oraz wobec wszystkich rzeczy zarówno ożywionych jak też nieożywionych. Jest to cnota w istocie wewnętrzna, tzn. mająca miejsce w woli oraz wrażliwości, jednak przejawiająca się w słowach, gestach i zachowaniu.
Tym samym x. Tanquerey odnosi się wyraźnie do pary cnót clementia et mansuetudo, o której mówi św. Tomasz jako pochodnej części kardynalnej cnoty umiarkowania:
Już pobieżne zapoznanie się z tą systematyką wystarczy by stwierdzić, że nie ma to wiele wspólnego ze słodyczą, ani w potocznym rozumieniu ani w rozumieniu teologicznym.
Podsumowując:
Użycie określenia "słodycz" w tym temacie nie tylko nie ma pojęciowego oparcia w teologii katolickiej. W tej tematyce z całą pewnością nie chodzi o słodzenie komuś słowami czy gestami w sytuacji, gdy słuszny jest gniew i kara. Słodycz byłaby zakłamaniem sytuacji i tym samym przeciwna miłości Boga, który jest prawdą i miłuje prawdę, oraz miłości bliźniego, która wymaga upomnienia czy nawet skarcenia. Słusznie więc o. Wawrzyniec dołącza temat upomnienia.
Zacząć należy od tego, że cnota łagodności (clementia et mansuetudo), o której mówi św. Tomasz, nie jest cnotą nadrzędną, lecz podrzędną i mniejszą niż cnoty teologalne jak wiara, nadzieja i miłość, czy też kardynalne jak roztropność i sprawiedliwość:
Oznacza to, że łagodność ustępuje i powinna ustępować, jeśli wymagają tego inne cnoty, jak chociażby sprawiedliwość, oczywiście w połączeniu z umiarkowaniem, ponieważ cnoty kardynalne, podobnie jak teologalne, stanowią całość.
Takie samo jest ujęcie w całej katolickiej literaturze teologiczno-duchowej. Tutaj jeszcze jeden przykład:
Przede wszystkim teza o. Wawrzyńca, że nie należy upominać, jeśli nie można tego uczynić ze słodyczą i w sposób unikający zawstydzenia upominanego, nie ma podstaw w katolickiej teologii moralnej. Przytoczyć można chociażby św. Augustyna:
(źródło tutaj)
Tym samym jedynym warunkiem upomnienia jest miłość, a nie taka czy inna reakcja osoby upomnianej.
Wiadomo, że upomnienie godzi w pychę. Osoba, która popełniła błąd czy grzech z powodu słabości, a nie złej woli, z wdzięcznością przyjmie upomnienie, nawet jeśli nie jest ono słodkie, wiedząc, że może je wykorzystać dla pożytku swojej duszy, nawet jeśli byłoby niesłuszne.
Proszę o komentarz do tego fragmentu - czy jest to kwestia złego tłumaczenia, czy jednak takie pojęcie jak cnota słodyczy (np "słodkie serce Jezusa") istniało
OdpowiedzUsuńOfiarujmy Mu dusze nasze, nie przemyśliwając jak tylko nad sposobami poświęcenia naszego i nabycia cnót pokory, słodyczy, cierpliwości, posłuszeństwa i wszystkich innych mogących nas w oczach Jego przyjemnymi uczynić.
za http://www.ultramontes.pl/ximenes_wyklad_i_14.htm
To jest ten sam problem z tłumaczeniem, przypuszczalnie z francuskiego.
UsuńJak zatem rozumieć słowa (kontekst i znaczenie):
Usuń"Najsłodsze Serce Jezusa, uczyń serca nasze według Serca Twego",
"Słodkie Imię Jezus"?
To był ważny składnik pobożności przedsoborowej, do której teraz się wraca. 1) Czy jest jakiś związek między nimi a nauką o cnotach?
2) Jak je rozumieć w świetle nauki katolickiej i jaki ma sens to wezwanie w modlitwach prywatnych?
Tutaj nie chodzi o cnotę Pana Jezusa. Pan Jezus nigdy nie nazwał Siebie słodkim. Także Pismo św. Go tak nie nazywa. Tutaj chodzi o ludzkie odczucie, a właściwie o czułe nazwanie z naszej strony. Jest ono uzasadnione, także w znaczeniu cnoty zwanej błędnie "słodyczą", gdyż Pan Jezus ma wszystkie cnoty w stopniu najwyższym, najdoskonalszym i niedoścignionym. Jednak należy mieć na uwadze, że klasyczna teologia katolicka, pisana po grecku i łacinie, nie zna cnoty słodyczy. To pojawia się dopiero w języku francuskim - chyba w związku z prywatnymi objawieniami św. Małgorzaty Marii Alacoque, czyli dopiero w XVII wieku - i to w znaczeniu różnorodnym.
Usuń