Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Jak rozpoznać religijność neurotyczną?


Podany artykuł znajduje się tutaj

Najpierw kilka uwag odnośnie tego artykułu. Otóż zawiera on sporo trafnych spostrzeżeń, które można nazwać zdroworozsądkowymi, nawet jeśli opierają się na książce psychologicznej z nurtu tzw. psychologii humanistycznej. Mankamentem jest brak pogłębionej analizy teologicznej, mimo powoływania się na Ewangelię. Tym niemniej jest to ciekawy głos krytyczny odnośnie rzekomych objawień s. Faustyny, pośrednio potwierdzający moją krytykę teologiczną (por. tutaj). 

Pojawiła się też próba polemiki odnośnie owego artykułu, która znajduje się tutaj. Jest ona mizerna, wręcz groteskowa. Znamienne jest jednak zdanie:

"Wielu ekspertów od “duszy ludzkiej”, czyli psychologów, a szczególnie psychiatrów odmawia Faustynie prawdziwości jej objawień i cudów, których zaznała."

To stwierdzenie również - mimowolnie - potwierdza krytykę z punktu widzenia teologii katolickiej, która zawsze bazuje na poznaniu racjonalnym.

Przechodząc do pytania tytułowego:

Najpierw trzeba wziąć pod uwagę, że psychologia jest pierwotnie czyli z pochodzenia
 ateistyczna oraz aspirująca do wyparcia teologii duchowości. Nie jest przypadkowe, że twórcy psychologii byli z reguły ateistami i protestantami, czyli ludźmi już choćby z wykształcenia nie dysponującymi prawdziwą antropologią ani filozoficzną, ani tym bardziej teologiczną. 

Po drugie, nie ma jednej psychologii, lecz jest wiele szkół, co świadczy o tym, że to ma niewiele wspólnego z nauką w sensie ścisłym, lecz ma mocne powiązania światopoglądowe. 

Po trzecie, są także psychologowie uprawiający swoją dziedzinę uczciwie i solidnie. W takiej psychologii można znaleźć sporo zgodności z katolicką teologią duchowości, także tą tradycyjną. Obecnie znany jest szereg katolickich czy ogólnie chrześcijańskich psychologów, którzy bazują na prawdziwej antropologii, a równocześnie opierają się na fachowych badaniach empirycznych. Ryzyko zawodowe polega na tym, że psychiatra i psycholog ma z reguły do czynienia ze schorzeniami czy przynajmniej zaburzeniami, co może skrzywić ich pogląd czy koncepcję normalności psychicznej. 

Odpowiadając najprościej na tytułowe pytanie:

Zdrową religijność można rozpoznać po integralności osobowej, czyli harmonii intelektu, uczuć, zmysłów i ciała. Współgranie sfer człowieczeństwa, władz i zdolności oznacza ich rozwój dla dobra samego człowieka, jak też bliźnich i społeczności. Innymi słowy: jeśli religijność niesie ze sobą rozwój i postęp moralny, intelektualny, w ogólnym sensie fizyczny, czyli rozkwit naturalnych składników człowieczeństwa oraz ich podniesienie ku dobru wyższemu, duchowemu, to jest ona zdrowa i autentyczna. Jeśli zaś powoduje zastój czy regres osobowy, czy to pod względem moralnym, czy intelektualnym, czy choćby tylko uczuciowym, wówczas jest z nią coś nie tak. 

Odnosząc do przykładu s. Faustyny znanego z "Dzienniczka" (pomijając w tym miejscu kwestie jego autentyczności oraz teologiczne), należy stwierdzić poważne problemy zwłaszcza natury intelektualnej i moralnej. W skrócie: problemem intelektualnym jest chociażby ciągłe wychwalanie Faustyny przez rzekomo Pana Jezusa (aż do herezji stawiającej ją ponad wszystkimi stworzeniami), a problemem moralnym jest brak przyznania się do grzeszności czy choćby niedoskonałości i błędów. W tych opisach jawi się osobowość narcystyczna, nawet wręcz zakłamana i obłudna, ślepo polegająca na własnych odczuciach i przeżyciach. Z całą pewnością nie jest to przykład religijności zdrowej, katolickiej, która ze swej natury jest trzeźwa i krytyczna, zwłaszcza wobec siebie i swoich przeżyć. 

Natomiast Kościół katolicki jest jedyną religią, która jest wyposażona zarówno doktrynalnie jak też praktycznie - poprzez sakramenty oraz wielowiekowe doświadczenie duszpasterskie - we wszystkie środki zdrowej religijności. Oczywiście nie oznacza to, że wszyscy katolicy korzystają z tych środków w odpowiedni sposób. 

Obecnie forsowana protestantyzacja godzi nie tylko w prawdy wiary katolickiej, lecz także w zdrową, trzeźwą katolicką religijność, która zawsze powoduje rozwój osobowy, czyli intelektualny, moralny, emocjonalny, a także cielesny (przykład: tradycyjna dyscyplina postna o wiele bardziej służy zdrowiu fizycznemu niż minimalne, wręcz znikome zasady postne modernizmu, a tym bardziej rozpasanie konsumpcyjne, co widać chociażby w wyglądzie i fizycznej kondycji duchownych). Głównym celem tego ataku jest rozumność oświecona prawdami wiary katolickiej. Zamiast tych prawd wpajane jest katolikom ślepe posłuszeństwo i uległość wobec oryginalnych - mniej czy bardziej bzdurnych - pomysłów sprawujących władzę, co jest typowe dla sekt, także protestanckich czy wywodzących się z protestantyzmu. 

Czy spór o klęczenie jest bezzasadny?


Powyższa wypowiedź pochodzi od jednego z najbardziej znanych i powszechnie w Polsce poważanych duchownych. Zresztą nierzadko zdarzają mu się dość rozsądne wypowiedzi. Tutaj jednak popełnia nie tylko kardynalne błędy teologiczne, lecz wręcz przejawia heretyckie poglądy. 

Otóż według wiary katolickiej Mszy św. jest uobecnieniem Ofiary Krzyżowej, a nie jest - jak dla protestantów - pamiątką czy celebrowaniem Ostatniej Wieczerzy. To jest istotna różnica. 

W Kanonie Rzymskim, który jest od starożytności, a nawet od czasów apostolskich, sercem sprawowania liturgii eucharystycznej, jest jasno powiedziane, że sprawujemy w niej pamiątkę Męki, Śmierci, Zmartwychwstania oraz Wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa, a nie Ostatniej Wieczerzy, nawet jeśli pierwszy raz była sprawowana we Wieczerniku.

Niestety liturgia Novus Ordo, która umyślnie nawiązuje do poglądów protestanckich, dość wyraźnie sprzyja herezji protestanckiej pod tym względem. Często przejawia się to w potocznym - choć pochodzącym nawet z ust duchownych - uzasadnianiu zmiany kierunku celebracji, że mianowicie Pan Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy był zwrócony twarzą do Apostołów, co zresztą jest także historyczną nieprawdą. 

Ponadto w Ewangeliach jest jasno powiedziane, że to ustanowienie miało miejsce PO uczcie paschalnej, nie podczas niej. 

Błądzą także ci, którzy sprowadzają klęczenie do kwestii kulturowej. Otóż leżenie, siedzenie, stanie, klęczenie nie są znakami względnymi kulturowo. Każdy normalny człowiek wie, co dana postawa oznacza, ponieważ każda jest zakorzeniona w funkcjach życiowych: człowiek w sposób naturalny przy innych czynnościach leży, siedzi, stoi czy klęczy. Jeśli ktoś chce wyeliminować czy wyeliminował klęczenie w liturgii, to tym samym daje znać, że jakby redukuje ją do zwykłych funkcyj życiowych, gdzie normalnie występuje tylko leżenie, siedzenie, stanie. Tym samym liturgia bez klękania jest jakby niedorozwinięta, czy jakby amputowana. 

Gdzie szukać exorcysty?


Po pierwsze, wyjaśniam nieporozumienie: nigdy nie twierdziłem, że ktoś doświadcza materializacji. Jestem natomiast pewien, że nie ma materializacji, lecz że jest to bujda, czyli kłamstwo na doraźny użytek. Jeśli ktoś twierdzi, że doświadczył materializacji, to albo ma poważne iluzje czyli halucynacje, albo po prostu kłamie. Nawet jeśli jest exorcystą mianowanym przez biskupa, niestety. 

I to ma właśnie związek z faktem, że w Polsce - i nie tylko - biskupi mianują exorcystów przeważnie, jeśli nie wyłącznie spośród tzw. charyzmatyków. A jest pewne, że oni mają raczej powiązania z demonami niż z Duchem Świętym. 

Co do samego pytania. Otóż zależy, co uznać za skuteczność. Na pewno nie jest tak, że jedna wizyta czy rozmowa wystarczy. Zwykle trzeba miesięcy a nawet lat walki.

Na pewno skutecznością nie są fenomeny, które przyciągają uwagę i są sensacją, jak np. rzekome materializacje.

W normalnych warunkach, gdy biskup wyznacza na egzorcystę kapłana według norm, tylko taki kapłan ma prawo sprawować exorcyzm tzw. uroczysty. W sytuacji nadzwyczajnej, czyli braku takiego exorcysty, moim zdaniem może się tego podjąć kapłan nie wyznaczony przez biskupa, o ile spełnia kryteria wyznaczone w rubrykach Rituale Romanum, aczkolwiek zachodzi pewne ryzyko zwłaszcza dla niego. Myślę jednak, że gdy działa z konieczności i z troski duszpasterskiej, będzie bezpieczny.

Czy FSSPX ma „skutecznych“, tego nie wiem. Wiem, że oni lubią się przechwalać. Na pewno nie mają delegacji od biskupów, ale mogą być „skuteczni“ na powyższej zasadzie. 

Kiedy duchowny ma obowiązek bycia ubranym w sutannę?



Prawnie jest nakazany obowiązek stroju duchownego, a według obecnego prawa kanonicznego nie musi to być sutanna, lecz w zależności od przepisów lokalnych. Nie jest doprecyzowane, czy i w jakich okolicznościach musi być sutanna czy ubiór duchowny, a kiedy nie musi. Dokładniej było i jest to regulowane w statutach diecezjalnych i zakonnych, nie w ogólnokościelnym prawie kanonicznym. Lefebvrianie (FSSPX) mają swoją zasadę, że nigdy nie wolno pokazać się bez sutanny, ale to jest ich prawo wewnętrzne, nie ogólnokościelne. 

Jak żyć obecnie w Kościele?


Trzeba odróżnić zachowanie danych osób od tego, czym jest Kościół. Jeśli nie ma jednoznacznych powodów do kwestionowania ważności sakramentów, to można założyć, że są ważne. A nawet jeśli w danym wypadku byłyby nieważne, to Pan Bóg, który jest przecież sprawiedliwy, daje łaskę każdemu, kto szczerze prosi i ufa. Dlaczego mamy obecnie czas zamętu i niepewności, tego nie wiemy. Pewne jest, że skoro Pan Bóg to dopuszcza, to jest to próba naszej wiary. Najpewniejszą drogą są oficjalne struktury, nawet jeśli rządzą w nich heretycy czy wręcz apostaci. Także, a nawet zwłaszcza w obecnej nadzwyczajnej sytuacji należy przestrzegać odwiecznych reguł Kościoła. O to właśnie walczę. 

Jakie są obecnie przepisy co do miejsca celebracji? (z post scriptum)


Niedawno (tutaj) przedstawiłem stan prawny co do miejsca celebracji Mszy św. według Kodexu Prawa Kanonicznego z 1917 r., który obowiązywał do wydania nowego Kodexu w 1983 r. 

Nowy Kodex w tej sprawie daje regulację o wiele luźniejszą (oryginał zamieszczony wyżej):

- Celebrować należy w miejscu świętym, czyli poświęconym do kultu Bożego, o ile w poszczególnym przypadku nie ma konieczności celebrowania w innym miejscu. 

- W tym ostatnim przypadku jedynym wymogiem jest, że ma to być miejsce godziwe (locus honestus) wyposażone w "odpowiedni stół" z obrusem i korporałem.

- Do celebrowania w innym miejscu (miejscu godziwym) nie jest konieczne pozwolenie ani Stolicy Apostolskiej, ani biskupa miejsca czy przełożonego zakonnego. 

- Nie jest podana definicja miejsca świętego (locus sacrus), czyli nie jest wymagane oficjalne poświęcenie tego miejsca czy pozwolenie ordynariusza miejsca na poświęcenie. 

- Wyraźnie pozwolenie ordynariusza miejsca jest wymagane jedynie w przypadku celebrowania w świątyni należącej do wspólnot niekatolickich. 



Post scriptum

Lefebvrianie pozwalają sobie na wiele więcej, gdyż dla nich nawet piknik jest powodem do celebrowania poza miejscem świętem, co jest oczywiście bezczelnym nadużyciem:


Oczywiście nadużyciem jest także nazywanie tego "piknikiem Tradycji". To jest szyderstwo z Tradycji Kościoła, skoro z okazji rozrywkowej łamie się zasadę Tradycji Kościoła co do miejsca celebracji. 

Tak ta lefebvriańska "tradycja" wygląda w rzeczywistości: 







Fałszywe tłumaczenie modlitwy z Fatimy


W języku polskim niestety rozpowszechnione jest fałszywe tłumaczenie modlitwy z objawień fatimskich, dodawanej w różańcu. 

Powyżej widać text oryginalny wydany w oficjalnym zbiorze dokumentów sanktuarium w Fatimie (dostępne w internecie):



Prawidłowe tłumaczenie brzmi:
"O mój Jezu, przebacz nam, uwolnij nas z ognia piekielnego i weź wszystkie dusze do nieba, zwłaszcza te, które tego bardziej potrzebują."

Nie wiem, kto pierwszy wprowadził zafałszowane tłumaczenie. To nie jest istotne, ale warto było wyśledzić, gdyż zmiany treści oryginału są dość znaczące. 

Czy modlitwa do św. Michała Archanioła została prawidłowo przetłumaczona?


Cytowany fragment znaczy dokładnie: "niech Bóg mu rozkaże", "oby Bóg mu rozkazał". Tak więc tłumaczenie nie jest dosłowne, ale treściowo prawidłowe. Jest to prośba do św. Michała Archanioła o wstawiennictwo, żeby Bóg pogromił szatana. 

Jest natomiast inny problem w tłumaczeniu tej modlitwy. Otóż słowa "defende nos in proelio" zwykle są fałszywie tłumaczone jako "wspomagaj nas w walce", podczas gdy prawdziwie znaczą one "broń nas w walce". 

Co się dzieje w Bogu? Czyli wyczynów x. Wojciecha Grygiela ciąg dalszy


Radosna twórczość pseudointelektualna słynnego przebierańca x. Wojciecha Grygiela (więcej tutaj, tutaj, tutaj, tutaj, tutaj) jest nadal w toku. Jest on obecnie w trakcie przejścia z Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra (FSSP) do diecezji opolskiej (fotka powyżej pokazuje go w gronie ekipy seminarium duchownego w Opolu), a udziela się nadal w duszpasterstwie tzw. indultowym, nie zaprzestając szerzenia herezyj także wobec wiernych, którzy pragną i szukają autentycznego nauczania wiary katolickiej. Ostatnio popisał się na kazaniu następującym wyczynem:


To zdanie samo w sobie nie musi być heretyckie. Rzeczywiście według teologii katolickiej Boże Objawienie nie wyczerpuje prawdy o Bogu w znaczeniu pełni tego, Kim Bóg jest, jaki jest w Swoim życiu wewnętrznym. Także wizja uszczęśliwiająca (visio beatifica) świętych w niebie nie daje poznania całości Tajemnicy Boga, ponieważ człowiek jest istotą ograniczoną, również w stanie szczęśliwości wiecznej, gdyż ona nie zmienia natury człowieka, lecz ją podnosi, spełnia i wypełnia. Jest jednak kluczowa kwestia: jakie znaczenie ma cytowane zdanie w kazaniu, tzn. jaką kryje myśl i zamysł? 

X. Grygiel jest znany z dość "śmiałych" tez, aczkolwiek nie są one wcale oryginalne, lecz zerżnięte od skrajnych modernistów, zwłaszcza od jego mistrza x. Michała Heller'a, który zresztą także nie jest oryginalny, lecz rżnie z pomysłów nowszych czy starszych heretyków głównie angielskojęzycznych. Jeśli więc wypowiada takie zdanie, to wydaje się prawdopodobne, iż zmierza w nim - przynajmniej ostrożnie, przez niedopowiedzenie - ku modnej obecnie herezji agnostycyzmu teologicznego, czy wręcz absurdyzmu. 

W czym tkwi problem? Ano w tym, że to, czego nie wiemy o Bogu i nie będziemy wiedzieć, nie może być zaprzeczeniem tego, co wiemy, czy jest podane w Bożym Objawieniu w Jezusie Chrystusie. Jest to wykluczone z powodu prawdziwości tegoż Objawienia. Tak więc sugerowanie, jakoby w tajemnicy wewnętrznego życia Boga mogło być np. 4 czy 5 czy nawet więcej osób boskich, jest niczym innym jak podważeniem prawdziwości Bożego Objawienia w Jezusie Chrystusie. O to właśnie chodzi i zawsze chodziło wrogom chrześcijaństwa: sprowadzenie go do względnych, przejściowych, niepełnych wierzeń, które mogą się okazać - przynajmniej teoretycznie - nieprawdziwe. 

Jeśli to zdanie x. Grygiela z kazania nie musi być heretyckie, to dlaczego się czepiam? Ano dlatego jest problem, ponieważ to zdanie nie utwierdza we wierze katolickiej, lecz ją raczej podważa względnie może podważać i czyni to przynajmniej potencjalnie. Takie zdanie może mieć miejsce najwyżej w dyspucie teologicznej czy podczas wykładu teologicznego, gdzie jest możliwość zadawania pytań, domagania się dalszych wyjaśnień oraz wyrażenia krytyki. Jeśli x. Grygiel o tym nie wie, to powinien się wrócić do wykładów z homiletyki w seminarium. A jeśli wie, a mimo tego coś takiego robi, czyli wypowiada się w kazaniu w sposób siejący wątpliwości czy wręcz podważający prawdy wiary, to działa celowo destrukcyjnie na wiarę wiernych katolików. 

Czy lefebvrianie mają pełną jurysdykcję?


Niestety mamy do czynienia z następnym odlotem członka FSSPX, tym razem byłego kapłana diecezji tarnowskiej, oczywiście wyświęconego w Novus Ordo, x. Piotra Świerczka. Zakładając, że nie kłamie umyślnie na doraźny użytek, należy powiedzieć, że myli się bardzo poważnie i to w sposób świadczący o wręcz karygodnej ignorancji co do prawa i co do faktów:


Sprawa ma się następująco. We wrześniu 2015 r. Franciszek swoim listem ustanawiającym odpusty z okazji "roku miłosierdzia" (źródło AAS 107: 2015/9 str. 974-976 tutajzawarł także postanowienie, że ci, którzy korzystają ze spowiedzi u kapłanów Bractwa Św. Piusa X, mogą podczas tego roku ważnie i legalnie otrzymać rozgrzeszenie z grzechów:

W bulli "Misericordia et misera" z 20 listopada 2016 r. (źródło tutaj) przedłużył to postanowienie na okres nieograniczony:


Jak widać, jest mowa wyłącznie o ważnym i dozwolonym udzielaniu przez kapłanów FSSPX sakramentalnego rozgrzeszenia. NIC więcej. 

Oczywiście to sformułowanie nie precyzuje zakresu tego udzielania, jednak nie ma tutaj ani słowa czy to o osobistej jurysdykcji papieskiej, czy to o udzieleniu co do jurysdykcji uprawnień większych niż w przypadku innych kapłanów. Z kontextu wynika, że to postanowienie w żaden sposób nie zmienia ogólnych postanowień prawa kanonicznego co do jurysdykcji spowiedzi w odniesieniu do kapłanów FSSPX, czyli ani nie pomniejsza ani nie powiększa zakresu władzy udzielania przez nich rozgrzeszenia. Tym samym kapłani lefebvrianie NIE mają prawa rozgrzeszać z grzechów zarezerwowanych przez prawo kanoniczne kapłanom ze specjalnymi uprawnieniami penitencjarza czy to biskupiego czy papieskiego. 

Wyjaśniam: pełną jurysdykcję ma jedynie papież na całym świecie, oraz biskupi diecezjalni na terenie swojej diecezji. NIKT więcej. To jest elementarz katolickiej eklezjologii i prawa kanonicznego. Nie ma choćby cienia powodu dla tezy, jakoby Franciszek udzielił pełną jurysdykcję kapłanom lefebvrianom, gdyż to by oznaczało, jakoby ich uczynił papieżem i to kolektywnym, co by było oczywiście wybitnie absurdalne. 

W sprawie fałszowania liturgii: czy Ceremoniał Biskupów jest wiążący?



Najpierw przypomnijmy fakty, czyli kontext historyczny tego pytania.

Od około 10-u lat, po Motu proprio "Summorum Pontificum" odbywaja się w Polsce celebracje pontyfikalne według Missale Romanum z 1962 r. Najpierw były to wydarzenia sporadyczne, mające miejsce co kilka lat, zaś w ostatnich latach odbywają się mniej więcej raz, niekiedy dwa razy w roku. Sprawowane były najpierw w Poznaniu, przez biskupów nie sprawujących liturgii tradycyjnej na co dzień. Jest bardzo prawdopodobne, że tym bardziej przepisy dotyczące celebracyj pontyfikalnych, czyli według przepisów Caeremoniale Episcoporum (według ostatniej edycji, czyli z 1948 r.) były im nieznane. Tym samym celebransi byli zdani na organizatorów oraz zaangażowanych przez nich quasi fachowców. Wówczas pojawiły się pewne osoby, które na swój sposób wprowadziły praktyki sprzeczne z przepisami Caeremoniale. Dotyczy to głównie funkcji ceremoniarzy, którą objęli świeccy. Zwykle byli to Piotr Szukiel (jako pierwszy i główny), historyk z Wrocławia,


(tutaj w udokumentowanym niegodnym zachowaniu podczas liturgii pontyfikalnej kard. Burke'a w Krakowie, gdzie organizatorem był x. Grygiel, w asyście widocznie tyłem x. J. Powąska z Kalisza oraz ex-paulin x. M. Kostka)

następnie Ryszard Bartoszko również w Wrocławia, Kacper Kołodziej, filolog klasyczny z Poznania (wówczas jeszcze licealista), także Jarosław Jarczewski, student medycyny z Opola, i inni.

Nie są znane historycznie wcześniejsze przypadki pełnienia tej funkcji przez świeckich, ani przed Vaticanum II, ani potem. We wszystkich znanych celebracjach biskupich w liturgii tradycyjnej ceremoniarzami byli zawsze duchowni.

Pewnego wyłomu dokonał wprawdzie abp M. Lefebvre, w którego celebracjach często tę funkcję pełnili klerycy czyli duchowni niższych stopni, nie zawsze prezbiterzy, i też zwykle nie używali sutanny fioletowej (fiolet prałacki). Jednak zawsze byli to duchowni w tradycyjnym znaczeniu, czyli przynajmniej po niższych święceniach.

Najstarszy z owych ceremoniarzy, który jest zapewne protagonistą w tej kwestii, w pewnej dyskusji w internecie określił przepis Caeremoniale odnośnie ceremoniarzy przejawem "klerykalizmu", zaś samą funkcję "zakładaniem czapki biskupowi".



To spontaniczne zachowanie świadczy dość dobitnie o nastawieniu i podejściu tej osoby do przepisów liturgii, w której regularnie pełnił główną po celebransie funkcję. Podkreślam: to Piotr Szukiel jest tym, który historycznie zapoczątkował:
- pełnienie funkcji ceremoniarza biskupiego przez świeckich oraz
- używanie przez tych świeckich sutanny w kolorze prałackim, czyli duchowieństwa najwyższej rangi. 

Długo zapowiadana obrona tej praktyki ukazała się niedawno na stronie "I komu to przeszkadzało?", robionej przez Ryszarda Bartoszko wraz z małżonką, który również należy do "szkoły" P. Szukiela. Ta strona zajmuje się głównie już dzisiaj egzotycznymi elementami czy to strojów liturgicznych czy garderoby duchowieństwa, czyniąc to w stylu parodystycznym. Odpowiednio szyderczy jest obrazek profilowy tej stronki, przedstawiający owady w strojach quasi liturgicznych.




Kilka miesięcy temu stronka wsławiła się wynalezieniem bluźnierczego określenia "bożocielny" w odniesieniu do święta Bożego Ciała, co dość dokładnie pasuje do poziomu duchowo-mentalnego grona osób wokół czy blisko P. Szukiela. Jest to zresztą środowisko, do którego należy także Ł. Wolański, świecki chemik i "akolita"  Novus Ordo, angażowany również nielegalnie i świętokradzko do pełnienia funkcji subdiakona, a też pierwotnie x. W. Grygiel (również pochodzący z Wrocławia), słynący z regularnie ewidentnie heretyckich wypowiedzi.

Text opublikowany kilka dni temu chce widocznie sprawić wrażenie naukowej rzetelności. W rzeczywistości nie podaje żadnych argumentów merytorycznych opartych na źródłach. Podane źródła nie są albo wcale w temacie, albo nie zawierają tego, co autor textu sugeruje. Dlatego szczegółowa analiza jest zbyteczna. Krytyczny czytelnik nie powinien poddać się sugestii i stwarzaniu pozorów argumentacji. Odniosę się do poszczególnych tez, które po części nie są wyrażone wprost, lecz ukryte w quasi wieloznacznych zdaniach. Opieram się na najnowszej edycji z 1948 r.



1. Żadne zdanie ani Caeremoniale (CE) ani żadnego dokumentu liturgicznego czy kanonicznego nie ogranicza obowiązywalności jego przepisów do katedry danego biskupa czy kościołów kolegiackich. Caeremoniale odnosi się do wszystkich celebracyj biskupich.

2. Kłamstwem jest twierdzenie, jakoby CE nie było księgą liturgiczną oraz nie posiadało "autorytetu doktrynalnego i dyscyplinarnego przysługującego księgom liturgicznym". W bullach papieskich promulgujących tę księgę jest jednoznaczne zestawienie jej z takimi jak Rituale Romanum oraz Pontificale, tudzież podkreślona jest obowiązywalność:


3. Fakt, że przepisy CE powstały w danym kontekście historycznym, nie ma zupełnie żadnego znaczenia dla ich obowiązywalności. Próba sugerowania, jakoby "praxis liturgiczna" miała jakieś znaczenie dla obowiązywalności jest także nieprawdą, która może mieć postawy najwyżej w marxiźmie, nigdy w teologii katolickiej.

4. Bezczelnym kłamstwem jest sugestia, jakoby praktyka świeckich ceremoniarzy w liturgii tradycyjnej była powszechna. Jak wskazane powyżej, jest to wynalazek wąskiego grona osób w Polsce o specyficznych znamionach, dość dalekich od prawowierności i Tradycji katolickiej.

5. Powoływanie się na Caeremoniale z 1984 r. jest zupełnie nie na temat, gdyż odnosi się ono jednoznacznie i wyłącznie do liturgii zreformowanej po Vaticanum II.

6. Kłamstwem jest sugestia, jakoby Gromier dopuszczał możliwość, żeby ceremoniarzem biskupim był "ktoś inny" w sensie osoby świeckiej.

7. Kłamstwem jest sugestia, jakoby podręcznik Martinucci'ego dopuszczał możliwość pełnienia funkcji ceremoniarza biskupiego przez świeckiego. Absolutnie ŻADEN podręcznik liturgii ani komentarz, ani dokument jakiejkolwiek instancji kościelnej, czy to papieskiej czy biskupiej nie dopuszcza takiej możliwości. CE mówi jednoznacznie nie tylko o wymaganym wybieraniu spośród duchowieństwa, lecz także o specjalnych cechach wybieranych:


Streszczając: mają to być nie tylko duchowni, lecz duchowni odpowiednio obeznani z literaturą przedmiotu oraz wyposażeni w przywileje.

8. Kwestia fioletowej sutanny jest podrzędna. Chodzi bowiem o przywilej, nie o nakaz jej używania. CE mówi wyraźnie, że ceremoniarz biskupi - którym w sposób jednoznaczny musi być duchowny - może używać takiej sutanny, jeśli to możliwe. Tak więc obłudne jest korzystanie z tego nie nakazanego przywileju przy równoczesnym przekroczeniu jednoznacznego wymogu odnośnie osoby ceremoniarza.

9. Perfidnie kłamliwe jest twierdzenie, jakoby celebracja pontyfikalna z użyciem nielegalnych świeckich ceremoniarzy była konieczna dla zbawienia dusz. Zasada "salus animarum suprema lex" stosuje się wyłącznie do sprawowania sakramentów w zakresie ważności koniecznej do udzielenia łaski sakramentalnej. Ani celebracja pontyfikalna nie jest konieczna do zbawienia dusz, ani tym bardziej celebracja z tak poważnym wykroczeniem przeciw przepisom Kościoła. Jest dokładnie przeciwnie: praktykowanie wykroczeń przeciw przepisom obarcza ciężkim grzechem wszystkich odpowiedzialnych za wykroczenie, tym samym oznacza celebrowanie świętokradzkie, czyli na zgubę dusz. Nigdy nie ma konieczności stosowania tego nadużycia, gdyż po pierwsze celebracje pontyfikalne nigdy nie są konieczne, a po drugie są i powinne być starannie przygotowane, co oznacza także odpowiedni dobór osób, zgodny z przepisami, zwłaszcza do tak odpowiedzialnej funkcji jak ceremoniarz.

10. Nie jest prawdą, jakoby przepis wymagający duchownych jako ceremoniarzy biskupich nie miał znaczenia teologicznego. Jak wiadomo, celebracja pontyfikalna jest najwyższą formą liturgii katolickiej i tym samym uroczystym wyrazem, jakby manifestacją istoty oraz struktury Kościoła. Zasada odnośnie ceremoniarzy jest konsekwencją i wyrazem prawdy wiary katolickiej odnośnie kapłaństwa Nowego Przymierza. Ceremoniarz kieruje liturgią i czuwa nad jej prawidłowym i godnym przebiegiem. Według wiary Kościoła kult Boży czyli sprawowanie liturgii jest dziedziną własną stanu duchownego. Jest już nawet logicznie absurdalne, by osoba świecka kierowała sprawowaniem kultu Bożego i czuwała nad jej prawidłowym przebiegiem. W ustroju Kościoła świeccy mają inne zadania. Tym samym to nadużycie ma charakter wybitnie heretycki, co wyrażają zresztą dość wyraźnie zacytowane powyżej słowa protagonisty owej praktyki.

Podsumujmy. Argumentacja p. Krzycha sprowadza się do trzech głównych wątków:
- podważanie obowiązywalności odnośnych przepisów oraz CE w ogóle,
- przypisywanie tej nowej praktyce rangi normatywnej (kłamliwe podając ją za powszechną),
- twierdzenie rzekomej konieczności.

Każdy z tych argumentów jest kłamliwy pod każdym względem. Czyż ktoś elementarnie przyzwoity i choćby powierzchownie szanujący odbiorców byłby w stanie popełnić tak haniebny text?

Tak więc na koniec nasuwa się pytanie: kim jest autor owego "gościnnego" textu broniącego pomysłu P. Szukiela wraz z resztą tego znamiennego grona?

Bartłomiej Krzych, były kleryk Instytutu Dobrego Pasterza we Francji, obecnie studiuje filozofię i pnie się ku karierze naukowej w dziedzinie filozofii.


Znamienne są obecne jego zainteresowania oraz działalność. Niecały rok temu ukazała się jego praca licencjacka w formie książkowej o tematyce dość zaskakującej (a może właśnie nie zaskakującej...) jak dla byłego kleryka tradycyjnego instytutu:


Szczególnie ciekawy jest wybór autora motta tej książki, mającej ambicje filozoficzne:

Jako drugi znamienny przedstawiciel literatury pozanaukowej występuje w bibliografii następująca osoba: 


Ponadto szczególnym autorytetem naukowym jest osoba, która wprost głosi, że Bóg nie działa wbrew prawom naturalnym, czyli bez ogródek wyznaje światopogląd masoński negujący już nawet możliwość Bożego Objawienia (więcej tutaj): 


Nie jest zaskoczeniem, że jest to równocześnie promotor i mentor x. Grygiela. 
O deistyczno-antychrześcijańskich poglądach x. Hellera mówi nawet przyjaciel x. Grygiela, Piotr Koc, niegdyś oficjalnie współpracujący z nim w tworzeniu duszpasterstwa indultowego w Krakowie (spotkałem go osobiście przy okazji organizowanego przez x. Grygiela spotkania "tradycjonalistów" indultowych w Tuchowie), zaś obecnie deklarujący się jako ateista, któremu bliżej jest do buddyzmu niż do chrześcijaństwa:


Całość do poczytania: 

Pan Koc jest zresztą bliskim przyjacielem byłego xiędza Marka Grabowskiego, który porzucił kapłaństwo w atmosferze skandalu obyczajowego. Przedtem był protegowanym i współpracownikiem x. Grygiela, dzięku którego staraniom został wyświęcony w Krakowie przez bpa T. Pieronka. Grabowski, mówiący o sobie wielokrotnie "wierzyłem w Boga" w czasie przeszłym - w swojej obszernej działalności blogowej po odejściu z kapłaństwa bardzo często i niezwykle serdecznie wzmiankuje właśnie pana Koca jako swojego przyjaciela i doradcę. Blog ex-xiędza już nie istnieje (a szkoda), natomiast są jego ślad na blogu zaufanego przyjaciela: 



Wszystko wskazuje na to, że jest to to samo środowisko światopoglądowe, w którego centrum jest x. Grygiel jako obecnie jeden z najbliższych współpracowników x. Hellera. 

Pan Krzych jest także związany z czasopismem o wielkich ambicjach: 


Ma w nim odpowiedzialne funkcje:


Bardzo ciekawa jest rada naukowa tego dzieła:

Ciekawą postacią jest także redaktor naczelny, który chwali się swoimi zainteresowaniami także na profilu fb:


Równocześnie widocznie jest politeistą, mimo że w biografii podaje się za niegdyś zaangażowanego katolika: 



Myślę, że dalszy komentarz jest zbędny. Te dostępne publicznie informacje mówią same za siebie, a mówią wiele...

Dodam jeszcze tylko, że p. Krzych był przez kilka lat redaktorem naczelnym portalu niby indultowców:
 


Na koniec pozostaje tylko westchnąć: Kyrie eleison!