Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Podziękowanie

Z przyjemnością kieruję do P. T. Czytelników comiesięczne podziękowanie wraz z aktualną statystyką. 

Oto aktualna statystyka (na dzień 31.1.2025): 


Przebieg w skali roku wygląda następująco:


Jak pokazuje statystyka, codziennie korzysta z bloga średnio sporo ponad 1000 i więcej, w zależności od częstotliwości nowych wpisów. Datki o różnej wysokości - a każde wsparcie się liczy - ofiarowało od początku istnienia bloga w sumie około trzydziestu osób, co stanowi najwyżej około 2-3% osób codziennie korzystających z bloga. Kilka osób wspiera blog regularnie, co jest szczególnie cenne, niezależnie od wysokości ofiar. Tych kilka osób stanowi około 0,3-0,5% osób codziennie korzystających z bloga.  

Za wszelkie wsparcie - Bóg zapłać!  Wszystkich darczyńców wspominam w memento każdej Mszy św.

Datki można wpłacać na numer konta (IBAN):

94 1020 4274 0000 1102 0067 1784


Do przelewów z zagranicy:

PL 94 1020 4274 0000 1102 0067 1784

Kod BIC (Swift): BPKOPLPW

Pan Jesus a chanukka - raz jeszcze


Nie milknie dyskusja ostatnich dni w związku z "manifestem 16". I nadal niestety debata brnie w ślepe zaułki i tematy zastępcze. 

Przypominam: Sprawa dotyczy działań Grzegorza Brauna, a dokładnie jego sprzeciwu wobec świętowania chanukki przez sektę Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej. Za sprawą Marka Jurka sprawa się obraca wokół kwestii, czy Pan Jezus świętował chanukkę, czy raczej wokół stanowczego i upartego twierdzenia M. J., że świętował. Nie bardzo rozgarnięte osoby ze środowiska jakby konserwatywno-katolickiego ulegają tej narracji bądź przynamniej dają się wmanewrować w temat:

Otóż powoływanie się na to, że Pan Jezus świętował chanukkę, jest dziełem apologetów świętowania chanukki przez sektę Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej. Ten rzekomy przykład Pana Jezusa ma usympatycznić nie tylko samą chanukkę, ale także sektę Chabad Lubawicz. W ten sposób sekciarze z Chabad Lubawicz oraz inni świętujący chanukkę w przestrzeni publicznej stają się jakby naocznie "starszymi braćmi", nawet rzekomo kimś wyjątkowo bliskim Jezusowi Chrystusowi. Czyż chrześcijanin mógłby mieć czelność pomyśleć coś innego? 

Poprzednio już wytoczyłem kilka zasadniczych argumentów przeciw tezie, jakoby Pan Jezus świętował chanukkę. Przypominam po krótce:

- Ewangelia św. Jana (10) nie mówi o żadnym świętowaniu "odnowienia" świątyni przez Pana Jezusa, gdyż przechadzanie się w portyku Salomona nie jest żadnym świętowaniem. Dla jasności układ świątyni: 

Jak widać, tzw. portyk królewski znajdował się jeszcze dalej od Przybytku i właściwej świątyni z ołtarzem niż tzw. dziedziniec pogan. Jak więc Pan Jezus mógł będąc w tym miejscu uczestniczyć w obrzędach świątynnych? Skoro Ewangelista podkreśla, że Pan Jezus podczas święta znajdował się akurat w tym miejscu, a nie w miejscu sprawowania kultu, to tym samym wyraził dystans Zbawiciela co do tego kultu. Jeśli ktoś podczas Mszy św. nie znajduje się w kościele, ani nawet przy nim, a jedynie spaceruje ulicą przylegającą do dziedzińca kościoła, to czy możemy powiedzieć, że uczestniczy we Mszy św.?

- To święto nie obowiązywało pobożnego żyda, ponieważ nie istnieje w Prawie Mojżeszowym. 

- Nawet jeśli Pan Jezus uczestniczył w ówczesnym państwowym święcie "odnowienia" świątyni, to z całą pewnością nie świętował chanukki, która jest pomysłem znacznie późniejszym, mianowicie talmudycznym. 

- Stosunek Pana Jezusa do świątyni jerozolimskiej jest podany w Ewangeliach w sposób dość jednoznaczny: Pan Jezus chodził do świątyni nie po to, żeby składać ofiary i w nich uczestniczyć, lecz żeby tam nauczać i tak przygotować lud na kult Nowego Testamentu, w którym ta świątynia jest zbędna (J 2,19; 4,21). Nie ma ani jednego słowa Pana Jezusa pochwalnego dla świątyni jerozolimskiej, ani dla kultu tam sprawowanego. Wręcz przeciwnie, odnosi się stale krytycznie i zarzuca, iż świątynia została uczyniona "jaskinią zbójców" (Łk 19,46) i "targowiskiem" (J 2,16). Nie chodziło przy tym o jakieś nadużycia co do litery Prawa Mojżeszowego, lecz te zarzuty trafiały w sedno kultu starotestamentalnego, jakim były sprawowane tam ofiary. Tutaj Pan Jezus jest nieprzejednany, mimo że równocześnie nazywa świątynię "domem Ojca" (J 2,16; Łk 2,49). To określenie z całą pewnością nie oznacza, jakoby Bóg tam mieszkał, lecz o poświęcenie tego miejsca Bogu. 

Ponadto należy wziąć pod uwagę powiązane fakty historyczne. Otóż chrześcijanie jerozolimscy nigdy nie świętowali odnowienia świątyni, o którym mówią Księgi Machabejskie, ani do niego nie nawiązywali. Doroczne świętowanie poświęcenia bazyliki Grobu Pańskiego (Anastasis) związali natomiast ze "świętem namiotów" (sukkot), które upamiętniało wędrówkę Izraela do ziemi obiecanej (Kpł 23,34; Pwt 16,13-14) oraz poświęcenie pierwszej świątyni przez Salomona (2 Krn 6). Zwracają na to uwagę Sozomen w swojej Historia ecclesiastica (II, 26, 4) oraz Egeria (Itinerarium 48,2). Gdyby Pan Jezus świętował święto Machabejskie, to by zapewne ono było upamiętniane przez chrześcijan jerozolimskich. 

O istotnych różnicach między świętem Machabejskim "odnowienia świątyni" a talmudyczno-chasydzką chanukką już poprzednio wspomniałem: podczas gdy świętowanie Machabejskie odnosiło się do historycznego faktu wznowienia prawowitego kultu w świątyni i polegało na bliżej nieokreślonych czynnościach rytualnych w świątyni, to chanukka jest infantylno-nacjonalistycznym pseudorytuałem, nawiązującym do bajki o rzekomym cudzie z lampą oliwną, o którym oczywiście nie ma mowy nigdzie w Biblii, zwłaszcza hebrajskiej. 

Jeszcze raz podkreślam: W temacie świętowania chanukki przez sektę Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej jest zupełnie nieistotne, czy Pan Jezus świętował "odnowienie" świątyni czy nie. To jest jedynie zabieg psychologiczny, rodzaj szantażu emocjonalnego, tym bardziej podłego, że polegającego na fałszu historycznym, czyli podawaniu za fakt historyczny czegoś, na co nie ma jakichkolwiek dowodów, a przeciw czemu przemawia wiele przesłanek z bliższego i dalszego kontextu historycznego. Nawet jeśli by Pan Jezus rzeczywiście świętował święto Machabejskie, co jest wysoce nieprawdopodobne, to nie stanowi to żadnego dowodu ani na korzyść świętowania chanukki przez katolików, ani na korzyść promowania sekty Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej. Wszak już za czasów apostolskich Kościół jednoznacznie orzekł, że nawet prawo Mojżeszowe - do którego nota bene z całą pewności nie należy świętowanie chanukki - straciło swoją obowiązywalność formalną, choć trwa materialnie co do istoty w Nowym Testamencie czyli w Kościele w postaci spełnionej i aktualnej do końca dziejów. Dlaczego sekta Chabad Lubawicz nie występuje publicznie z obrzezaniem, czy choćby ze świętowaniem Paschy (pesah)? Wtedy pokazałaby, jaką obrzydliwością jest obrzęd obrzezania i jak banalne są ich obrzędy paschalne. 

Taką samą taktykę pomieszania i szantażu emocjonalnego stosuje Marek Jurek w swojej drugiej polemice z Pawłem Lisickim. 

Pytanie retoryczne "czy Jezus udawał?" jest oczywiście absurdalne. Co miał Pan Jezus udawać, a czego nie? Czyż wypełnianie prawa Mojżeszowego przez Pana Jezusa jest jakimkolwiek argumentem na korzyść chanukki w sejmie? Czyż były marszałek sejmu uważający się za katolika nie zna Ewangelii, gdzie wielokrotnie jest mowa o tym, że Pan Jezus dość często łamał prawo Mojżeszowe w rozumieniu faryzeuszy (por. Mk 2,28; 3,4; Mt 12,8)? Co Pan Jezus wtedy udawał, a czego nie udawał? 

Paweł Lisicki niepotrzebnie wszczął kwestię, czy Pan Jezus świętował "jom kippur" czyli "święto pojednania" (Kpł 16-29-30; 23,26-32; Li 29,7-11). Zbawiciel mógł to oczywiście świętować, gdyż wynikało to z prawa Mojżeszowego, podobnie jak Pascha (pesah), a w przeciwieństwie do święta "odnowienia". Nie muszę tutaj wykładać uzasadnienia teologicznego tej możliwości. Wynika ona oczywiście z tajemnicy Wcielenia dla naszego zbawienia. Z tego także oczywiście w żaden sposób nie wynika słuszność czy sprawiedliwość inscenizowania chanukki w sejmie przez kogokolwiek, także przez sektę Chabad Lubawicz. 

Marek Jurek twierdzi stanowczo, jakoby z Jezusowego "posłuszeństwa wobec Matki i Opiekuna" wynikało posłuszeństwo "wobec praw swego narodu". Na jakiej podstawie twierdzi, że Matka Boża i św. Józef nie tylko sami świętowali "odnowienie" lecz także nakazywali Jezusowi to świętowanie, pozostaje jego słodką tajemnicą. No cóż, ma widocznie bujną fantazję. Czyżby nie wiedział, że święto Machabejskie, a tym bardziej świętowanie chanukki nigdy nie przynależało do prawa Mojżeszowego? Czyż jako historyk nie jest w stanie odróżnić prawa Mojżeszowego (torah) od prawa państwowego dynastii hasmonejskiej? 

Wybitnie pomieszane i zakłamane jest jego następujące zdanie:

"Mówimy cały czas o szacunku dla pamięci o Świątyni i dla święta, które to upamiętnia. Nie o jego obchodzeniu."

Czyż w sprawie nie chodzi o to, że sekta Chabad Lubawicz została zaproszona najprawdopodobniej przez niego właśnie do celebrowania chanukki w sejmie RP? Czyż to celebrowanie jest konieczne dla pamięci o świątyni jerozolimskiej? Czyż brakiem szacunku dla święta chanukki jest traktowanie jej na równi ze świętami innych kultów i sekt, czyli niewpuszczanie do gmachu sejmu? Czy Marek Jurek wie, co pisze? 

Odnośnie do rozdartej zasłony Przybytku w świątyni odnoszę wrażenie, że P. Lisicki zaczerpnął ten wątek z moich poprzednich uwag. Widocznie jednak niestety nie do końca zrozumiał to, co napisałem, a M. Jurek bezlitośnie to wykorzystuje. Otóż w kwestii stosunku Pana Jezusa do świątyni jerozolimskiej nie jest istotne, kiedy zasłona została rozdarta. To rozdarcie nie spowodowało opustoszenia Przybytku, lecz jedynie ukazało jego pustkę. A pusty był już od wieków, od momentu zburzenia świątyni Salomona i zaginięcia Arki Przymierza, a nawet od zawsze, gdyż nigdy w nim nie było widzialnego obrazu Boga niewidzialnego, którym stał się dopiero wcielony w człowieczeństwie Syn Boży. Dlatego właśnie Pan Jezus zapewne nie czcił, ani nie nakazywał czcić tego Przybytku. Pusty Przybytek bardziej upamiętniał niewierność Izraela, która doprowadziła do zburzenia świątyni, niż przymierze Boga z Izraelem, który złamał to przymierze. W 2-ej Księdze Machabejskiej - oczywiście nie uznawanej przez żydów za kanoniczną - czytamy dość wyraźnie o związku losu świątyni z postępowaniem ludu:


W końcu wierność Boga okazała się w założeniu Kościoła, który jest niezniszczalnym Ciałem Syna Bożego, nie w odbudowaniu świątyni czy to przez Machabeuszy, czy to przez Heroda, czy obecnie przez syjonistów. 

M. Jurek pisze:

"Paweł Lisicki słusznie przypomina, że Jezus był Świątynią, ale Zbawiciel nie przeciwstawiał Świątyni swego Ciała – Świątyni Jerozolimskiej, ale je utożsamiał."

No cóż, aż takiej bzdury to się jednak nie spodziewałem. W którym miejscu Pan Jezus utożsamił Swoje Ciało ze świątynią jerozolimską? Wtedy, gdy mówił o zburzeniu świątyni i Swoim Zmartwychwstaniu? M. J. widocznie nie umie czytać ze zrozumieniem, zwłaszcza textów biblijnych, a raczej jest skłonny przekręcać je na swój doraźny użytek. Jakże można twierdzić, że połączenie zburzenia świątyni z jej "odbudowaniem" przez Zmartwychwstanie nie jest przeciwstawieniem kultu starotestamentalnego niezniszczalnemu kultowi nowotestamentalnemu w Ciele Mistycznym Chrystusa? Czyż od momentu Wcielenia Syna Bożego, a najpóźniej od Zmartwychwstania nie ma wyboru między świątynią jerozolimską a świątynią Ciała Syna Bożego? Czy to nie jest wręcz radykalne przeciwstawienie? Czyż można pogodzić kult Jezusa Chrystusa z kultem świątyni jerozolimskiej i to w kontekście zamysłu jej odbudowania? Czyż ten zamysł - dość wyraźnie obecny w sekcie Chabad Lubawicz - nie stanowi zaprzeczenia i odrzucenia prawdy, iż prawdziwe odbudowanie jedynej prawdziwej świątyni Boga prawdziwego nastąpiło raz na zawsze w Zmartwychwstaniu?

M. Jurek pisze:

"Tak, dzieje narodu wybranego są prefiguracją doświadczeń Kościoła i narodów chrześcijańskich."

Co to oznacza w kontekście tematu świątyni i chanukki? O jakie doświadczenia chodzi? O zbezczeszczenie świątyni i jej odnowienie? Czyżby M. Jurek uważał, iż Mistyczne Ciało Chrystusa doznaje czy mogło doznać bezczeszczenia i odnowienia? Do czego się tu odnosi? Do Pachamamy w bazylice watykańskiej? Dlaczego nie mówi tego wprost? Czyżby sugerował konieczność katolickiego "powstania Machabeuszy" przeciw okrutnemu tyranowi, który bezcześci świątynię? Takie myślenie można by poniekąd zrozumieć w obecnym kontekście wydarzeń w Kościele. Psychologicznie zrozumieć. To jednak nie zmienia faktu, że jest tutaj zawarty poważny i fundamentalny błąd teologiczny, właściwie herezja, mianowicie negacja niezniszczalnej świętości Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Na tym właśnie polega istotna i fundamentalna różnica między kultem starotestamentalnym i nowotestamentalnym: ten pierwszy doznawał zniszczeń i odnowień, natomiast ten drugi jest trwały i wieczny. Tego nie są w stanie zmienić ani procesje z Pachamamą, ani sprawowanie "modlitw" ekumaniackich, ani rujnowanie i przebudowywanie świątyń katolickich na modłę modernistyczną, ani nawet dewastacja liturgii w postaci Novus Ordo. Co oczywiście nie oznacza, jakoby nie należało bronić godności, powagi i czystości kultu katolickiego. 

Najgroźniejsze ataki na Kościół i narody chrześcijańskie polegają akurat na próbach powrotu do Starego Testamentu, a szczególnie próby choćby zbliżenia do religii talmudycznej. A to z tego prostego powodu, że oznacza to odejście od prawdy o Boskości Jezusa Chrystusa, czy przynajmniej jej zamazanie, a to jest rdzeń wszystkich herezyj w historii Kościoła, także obecnie. Promując w przestrzeni publicznej kult otwarcie negujący Boskość Jezusa Chrystusa oraz w związku z tym dążący do nawrotu kultu związanego ze świątynią jerozolimską - a to promowanie uprawia Marek Jurek - dąży się do zniszczenia Jego Mistycznego Ciała. Takie przedsięwzięcie oczywiście nie może się powieść eschatologicznie. Tym niemniej bój toczy się o dusze, zarówno katolików jak też wyznawców fałszywych kultów jak choćby sekta Chabad Lubawicz. Czy Marek Jurek wziął pod uwagę konsekwencje, jakie wynikają z faktu, że w przestrzeni publicznej polskiej - i to z jego czynnym zaangażowaniem - pozycję uprzywilejowaną zyskała sekta negująca Zbawienie w Jezusie Chrystusie? Jakież on ma sumienie? Czy pomyślał, jak to może być i zapewne jest odczytywane choćby przez przeciętnych katolików, mianowicie jako przynajmniej relatywizacja jedynej prawdziwości religii katolickiej? Słusznie i chwalebnie M. J. angażował się w prawną ochronę biologicznego życia dzieci nienarodzonych. Deo gratias! Ale czy pomyślał, że promowanie sekty Chabad Lubawicz w przestrzeni publicznej może zabić i zapewne niejednokrotnie zabija życie duchowe, życie w prawdziwej wierze i tym samym życie w łasce Bożej? 

Na koniec jeszcze jedna "złota" myśl M. Jurka i jego towarzyszy, mianowicie utożsamianie bycia Żydem z Człowieczeństwem Pana Jezusa. Powołuje się on przy tym na słowa Edyty Stein, nota bene bez podania źródła i tym samym uniemożliwiając sprawdzenie kontextu tych słów, o ile one rzeczywiście padły. Czy można te słowa same w sobie uznać za prawdziwe? Czy istotną składową człowieczeństwa człowieka jest przynależność do jakiejś narodowości i kultury? 

M. Jurek myli tutaj człowieczeństwo w znaczeniu natury (φυσις) z cechami osobowymi. Być może nawet nie wie czy nie rozumie, że zgodnie z teologią katolicką należy to odróżnić. E. Stein jako osoba z myśleniem wypaczonym przez żydowską "filozofię" fenomenologiczną negowała takie klasyczne pojęcia i rozróżnienia jak natura, istota, przypadłości itp. Nie wolno tego jednak robić, gdy się poruszamy w dziedzinie teologii i prawd wiary katolickiej. Innymi słowy: cechy osobowe - jako kod genetyczny, kolor skóry, język ojczysty, doświadczenia życiowe, charakter i formacja kulturowa i religijna itp. - nie stanowią natury człowieka czyli człowieczeństwa. To są jedynie przypadłości, które są zmienne i zawsze indywidualne i niepowtarzalne, gdyż nie ma dwóch ludzi o identycznych cechach osobowych, nawet w przypadku bliźniaków jednojajowych. Mówienie więc, że bycie Żydem stanowi część Człowieczeństwa Jezusa Chrystusa, jest conajmniej nieporozumieniem wynikającym z elementarnej ignorancji nie tylko pojęć lecz także podstaw chrystologii katolickiej. 

Celem tej narracji jest wpajanie czci dla Żydów - zwłaszcza dla tych z sekty Chabad Lubawicz - analogicznej do czci dla boskiego Człowieczeństwa Jezusa Chrystusa. Jeśli bycie Żydem ma być składnikiem tegoż Człowieczeństwa, to każdemu Żydowi, jako rzekomo krewnemu Jezusa Chrystusa, należy się taka cześć jak Ciału Chrystusa zarówno Mistycznemu, jakim jest Kościół, i też jak eucharystycznemu czyli Najświętszemu Sakramentowi. Chyba nie trudno dostrzec, że to jest absurd. Czyżby M. Jurek tego nie dostrzegał? A może jednak właśnie dostrzega...

Czy Pan Jezus był Żydem?

 

Odpowiedź zależy od pojęcia bycia Żydem. Należy odróżnić:
- pojęcie etniczne
- pojęcie religijne
- i to ówczesne oraz
- obecne czyli nam współczesne. 

Jest dość oczywiste i powinno być powszechnie znane, że w czasach Pana Jezusa nie było obecnego pojęcia narodowości. Zaś także obecnie są różne pojęcia narodowości. Zasadniczo są to dwa rodzaje:
- pojęcie według pochodzenia z krwi, czyli według pochodzenia genetycznego, oraz
- pojęcie kulturowe, czyli bardziej związane z miejscem i środowiskiem urodzenia i wychowania.
Żydowskie pojęcie narodowości ponadto wiąże ściśle tożsamość genetyczną (zrodzenie z matki Żydówki) z tożsamością religijną czyli przynależnością do religii niegdyś Mojżeszowej a obecnie judaistycznej czyli talmudycznej. 
Jest oczywiste, że błędem byłoby pomieszanie tych różnych pojęć. 

Co do pochodzenia z krwi od przodków, czyli genetycznie Pan Jezus pochodził z pokolenia Judy. 
Jako że przestrzegał religii Mojżeszowej, to był żydem w znaczeniu przynależności do tej wspólnoty religijnej. 
Jednak rodzinnie, czyli kulturowo pochodził z Galilei i był uważany za Galilejczyka, nie za Judejczyka czyli Żyda. Zresztą sami ówcześni Żydzi, czyli Judejczycy, nie uważali Go za Żyda, lecz gardzili nim jako pochodzącym z Nazaretu, czyli z Galilei. Stąd się bierze także hebrajskie, pogardliwe określenie chrześcijan נצרים (nōṣrīm), czyli nazarejczycy. 

Tak więc z całą pewnością należy powiedzieć:

Pan Jezus nie był Żydem w znaczeniu współczesnym, czyli w sensie przynależenia do narodowości uważanej obecnie za żydowską, z którą wiąże się nieodłącznie religia talmudyczna, istotnie różna od religii Mojżeszowej, jaka istniała za czasów Pana Jezusa. 

Nawet ówcześnie, czyli za życia ziemskiego, nie spełniał - według ówczesnych przywódców narodu - w całości wymogów przynależności do narodu żydowskiego. 

Był natomiast z całą pewnością Żydem w znaczeniu potomka Dawida, który jako Mesjasz doskonale i ostatecznie wypełnił i spełnił Boże Objawienie dane przez Mojżesza, tworząc prawdziwy Lud Boży, którym jest Jego Kościół, którego On jest Głową. 

Obecnie niestety regularnie manipuluje się tym pojęciem w interesie judaizacji Kościoła oraz zafałszowania prawdy o współczesnym judaiźmie talmudycznym, który ma niewiele wspólnego z właściwą religią żydowską czyli Mojżeszową za czasów Pana Jezusa. Jeśli bycie Żydem definiuje się według pojęcia talmudycznego, to Pan Jezus z całą pewnością nie był Żydem, gdyż musiałby gardzić samym Sobą i Swoim Objawieniem. Takiemu właśnie pomieszaniu i właściwie podważeniu prawdziwości chrześcijaństwa służy zwykle obecne nazywanie Pana Jezusa Żydem, tak jakby bliżej Mu było do talmudystów niż do katolików etnicznie nie będących Żydami, co jest oczywiście fałszem. 

Relatywizm judaistyczny "manifestu szesnastu"


Mamy następne arcydzieło intelektualne rodem z grona sygnatariuszy słynnego "manifestu szesnastu". I to szczególnie wybitne pod względem także moralnym (czy raczej antymoralnym).

Tym razem Tomasz Rowiński, jedna z głównych postaci środowiska Jurkowo-Milcarkowego, zabłysnął oskarżeniem Grzegorza Brauna o bycie "relatywistycznym hellenistą":


No cóż. Ciekawa teza. Oczywiście nie zamierzam pełnić roli adwokata Grzegorza Brauna. Niech on broni się sam, jeśli uzna to za stosowne. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że po pierwsze nie znam wypowiedzi G. B. cytowanej przez Rowińskiego wraz z jej kontextem, więc nie mogę się do niej odnieść wyczerpująco, a po drugie, mogę ją uznać za niefortunną, jeśli padła rzeczywiście w brzmieniu i znaczeniu, jakie jej przypisuje Rowiński. Natomiast podejrzewam, że G. B. akurat nie miał na myśli samych Machabeuszy, gdyż zapewne nie odrzuca katolickiego rozumienia i uznania ich obrony religii starotestamentalnej, lecz chodziło mu o treść i znaczenie świętowania chanukki w wydaniu talmudycznym, zwłaszcza w wykonaniu sekty Chabad Lubawicz. Ta właśnie sekta, zresztą podobnie jak ogólnie religia talmudyczna, wykazuje dość wyraźnie mentalność plemienną, która owocuje chociażby odpowiednim - a wyłożonym w Talmudzie - traktowaniem chrześcijan na przestrzeni wieków, a także rdzennej ludności Palestyny. Znamienne, że Rowiński całkowicie pomija ten kontext wypowiedzi G. B., co stanowi dość grubą manipulację, a świadczy dobitnie o poziomie moralnym manipulatora. 

Do tego właśnie sprowadza się taktyka Rowińskiego, zresztą podobnie jak innych gwiazd "manifestu szesnastu": 

- utożsamienie sekty Chabad Lubawicz z bohaterskimi Machabeuszami i całym Starym Testamentem

- sprowadzenie sprzeciwu wobec obecności tejże sekty w sejmie do pogańskiego antysemityzmu, sprzecznego z katolicką tolerancją dla fałszywych kultów. 

Tak więc Rowiński, zresztą podobnie jak reszta owego grona, zatwardziale odrzuca przyjęcie do wiadomości prostych faktów, brnąc uporczywie w ciąg dalszy propagowania zakłamania. W tym kluczu właśnie popisuje się cytatami z Ojców Kościoła o Machabeuszach oraz z nauczania papieży co do tolerancji fałszywych kultów. Nie wiem, czy on rzeczywiście nie potrafi odróżnić prostych rzeczy, czy tylko udaje na doraźny użytek, bądź dla wypełnienia zlecenia otrzymanego od starszych i mądrzejszych. 

Dla owego grona widocznie nie liczy się prawda, lecz doraźna korzyść, a to jest istota każdego relatywizmu. Akurat właśnie w judaiźmie nie liczą się fakty lecz hagadah czyli opowieść, mówiąc nowocześnie narracja, podporządkowana temu, co chce się osiągnąć, a nie prawdzie czyli stanowi obiektywnemu. Osobiście nie mogę inaczej pojąć tego typu prostytucji intelektualnej pseudokatolickiej, reprezentowanej przez to grono. Wysoce prawdopodobne jest, że dostali polecenie zaatakowania Grzegorza Brauna, czy przynajmniej delikatną sugestię nie do odrzucenia. Oczywiście zakładając, że nie mają jedynie całkowicie prywatnego interesu w promowaniu sekty Chabad Lubawicz. Więc kto tu jest właściwie relatywistą, w tym wypadku judaistycznym?

No cóż, dalsze dowody na haniebnie niski poziom moralno-intelektualny tego grona są chyba zbędne. Sapienti sat. 


Czy Pan Jezus świętował chanukkę? (z post scriptum)

 

Odezwał się w sprawie sam przywódca sygnatariuszy "manifestu szesnastu", formalnie jedynie w polemice z Pawłem Lisickim, ale de facto szerszej (tutaj), dotykając także pośrednio moje uwagi poprzednie (tutaj). 

Nie wiem, czy Paweł Lisicki się do tego odniesie. Należy się do tego odnieść, ponieważ Marek Jurek niestety nadal propaguje kłamstwa typowe dla sekty Chabad Lubawicz. 

1. M. Jurek twierdzi stanowczo, że Pan Jezus świętował chanukkę, ponieważ wypełniał wszystkie przykazania religii Mojżeszowej. Zapomina jednak wskazać, w którym miejscu religia Mojżeszowa nakazuje świętowanie chanukki. Otóż nawet Księgi Machabejskie - zresztą nie należące do żydowskiego kanonu Biblii, a znane w obecnym kształcie dopiero od II wieku po Chrystusie - nie mówią nic o takowym święcie. Pierwsza księga mówi jedynie o samym odnowieniu kultu w świątyni (1 Mach 4,36nn). Druga Księga Machabejska mówi jedynie o ustanowieniu przez Machabeuszy święta na rocznicę odnowienia, nie o samym święcie: "Wspólną zaś uchwałą i ślubowaniem postanowili, że cały naród żydowski będzie każdego roku obchodził ten dzień uroczyście." (2 Mach 10,8) Tak więc oczywiste jest, że religia Mojżeszowa nie nakazuje świętowania "odnowienia świątyni", lecz było to jedynie państwowe święto Machabeuszy, bardziej polityczne niż religijne, gdyż fundamentem religii było prawo Mojżeszowe, a nie ustawy władców. To państwo za czasów Pana Jezusa już praktycznie nie istniało, i nie wiemy, w jakim zakresie, w jakiej formie Rzymianie dopuszczali czy tolerowali to święto, które wszak dość wyraźnie, choć pośrednio skierowane było także przeciw ich panowaniu w Jerozolimie. Zapewne potomkowie i zwolennicy dynastii hasmonejskiej zachowywali pamięć o wydarzeniach, do których odnosi się chanukka. Wszystko wskazuje jednak na to, że wówczas nie było oficjalnego święta, tym bardziej wiążącego dla sprawiedliwego żyda, gdyż jego obowiązywało jedynie prawo Mojżeszowe, a nie późniejsze dodatki, choćby były dobre i słuszne. Zresztą akurat z takimi dodatkami, nakładanymi przez faryzeuszy i kapłanów, bezsprzecznie walczył Pan Jezus. Dopiero judaizm talmudyczny, przekształcając to święto w obecną chanukkę, nadał sprawie pewne pozory święta religijnego. Pierwszą wzmiankę o świętowaniu chanukki w znaczeniu zbliżonym do współczesnego podaje dopiero Talmud babiloński, w traktacie Szabat, rozdział 2. Zaś obecne obchody tego święta są tworem późnośredniowiecznym, a głównie właśnie dopiero sekty Chabad Lubawicz. 

2. M. Jurek stawia następną bardzo odważną, a właściwie bezpodstawną tezę: "Uniwersalizm swej misji Zbawiciel otwarcie proklamował dopiero przed Swoim Wniebowstąpieniem, a Apostołowie zaczęli pojmować go jeszcze później, po Zesłaniu Ducha Świętego." Czyżby uważał Pana Jezusa za obłudnika czy choćby przebiegłego polityka? Jednak się myli i to bardzo poważnie, gdyż widocznie nie zna słów z Ewangelii św. Mateusza 8,11 i św. Łukasza 13,29: 
"Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim."
"Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym."
Te słowa są skierowane akurat do przywódców i uczonych narodu żydowskiego. Czyż to jest jeszcze mało wyraźnego uniwersalizmu i to na długo przed śmiercią i zmartwychwstaniem? A może M. Jurek wespół z modernistycznymi exegetami uważa, że Ewangeliści zmanipulowali wydarzenia, wkładając słowa wypowiedziane przez Pana Jezusa po Wniebowstąpieniu na czas przed nim? 

3. M. Jurek uporczywie utożsamia sektę Chabad Lubawicz nie tylko z całym obecnym judaizmem talmudycznym, lecz nawet z religią Mojżeszową, co jest oczywiście fałszywe, ahistoryczne (szczególnie wstyd, gdyż M. J. jest historykiem z wykształcenia) i absurdalne. Ponadto miesza tolerancję Kościoła dla fałszywych kultów, w tym dla kultu talmudycznego, z promowaniem tegoż kultu, czego wyrazem jest zaproszenie sekty Chabad Lubawicz do świętowania chanukki w sejmie. Nie wiem, co jest podłożem tych pomieszań: czy brak logicznego myślenia, brak elementarnej wiedzy, czy brak szacunku do prawdy. W każdym razie jedno, drugie i trzecie jest haniebne dla osoby publicznej pretendującej do wypowiadania się z pozycji katolika. 

Podsumowując:
Po pierwsze, potwierdziło się moje wyrażone na świeżo podejrzenie, że to Marek Jurek jest inicjatorem i właściwym autorem "manifestu szesnastu". 
Po drugie, potwierdziło się niestety także, iż z jego strony nie ma gotowości przyznania się do błędów, a zamiast tego jest uporczywe trwanie w nich, nawet kosztem uznania prostych faktów. 

Od początku nie spodziewałem się i nie spodziewam reakcji wprost na moje uwagi, gdyż uchodzą one zapewne za nieuprzejme i obraźliwe, mimo że widocznie nie można podważyć ich prawdziwości. Ta bezsilność wyraża się w postawie typowej dla urażonej primadonny. Jeśli taki miałby być katolicyzm tradycyjny, to pozostawałoby jedynie powiedzenie "dobranoc". 



Post scriptum

Pojawił się też wątek, czy aby to Marek Jurek wprowadził chanukkę do sejmu RP. On sam temu nie zaprzecza, ale próbują temu zaprzeczać jego pachołkowie. Jak to więc jest? Wprowadził czy nie wprowadził? Dlaczego sam nie wyjaśni tak prostej kwestii? Boi się prawdy? Próbuje zamącić prawdę?

Po pierwsze pewne jest, że on nigdy nie zaprzeczył, iż to jego zasługą jest chanukka w sejmie.
Po drugie pewne jest, że zawsze bronił i nadal zapalczywie broni chanukki w sejmie. 

Oto dowody:




Tak więc według Marka Jurka sprzeciw wobec świętowania chanukki przez sektę Chabad Lubawicz w sejmie jest antysemityzmem i dewiacją...

Czy jesteśmy semitami?



Jeden z sygnatariuszy niedawnego "manifestu szesnastu" Paweł Milcarek (więcej tutaj) próbuje od tyłu usprawiedliwić ów haniebny dokument, przytaczając pewną legendę: 


Problem jest z ostatnim zdaniem. Zacznijmy od początku. Otóż ta historyjka nie pochodzi z żadnej oficjalnej dokumentacji tego przemówienia Piusa XI, lecz w tej wersji została podana przez dyrektora radia belgijskiego, x. Louis Picard'a, a następnie przejęta przez publikacje francuskie. Wersja przemówienia opublikowana w watykańskim dzienniku L'Osservatore Romano nie zawiera ostatniego zdania. Rzeczywiście, pod względem teologicznym, to ostatnie zdanie jest niedopuszczalne. Nie zmienia tego fakt, że Benedykt XVI zacytował te słowa w swoim przemówieniu do delegacji żydów w nuncjaturze apostolskiego w Paryżu w 2008 roku (tutaj). 

Po pierwsze, semitami są nie tylko Żydzi i żydzi. Jeśli papież miałby te słowa rzeczywiście wypowiedzieć, to miał z pewnością na myśli - co wynika jasno z kontextu - potomków Abrahama, do których zaliczają się także np. Arabowie, a także inne narody Bliskiego Wschodu. 

Po drugie, nie ma czegoś takiego jak semityzm duchowy, ponieważ jest to kategoria etniczna, obejmująca wiele narodów, a nie religijna. Jest wręcz nie do pomyślenia, by tak wybitny umysł dopuścił się aż tak jaskrawo fałszywego pomieszania. 

Jak więc prawdopodobne jest wypowiedzenie tego ostatniego zdania przez papieża, który był wybitnym teologiem i znawcą judaizmu? Wygląda na to, że dość małe. 

X. Achille Ratti, późniejszy papież, nie był ignorantem w temacie. Był profesorem języka hebrajskiego w seminarium duchownym w Mediolanie i utrzymywał uprzejme relacje z tamtejszym rabinem, organizując odwiedziny wraz ze swoimi studentami w synagodze. 

Jako wizytator a następnie nuncjusz apostolski w Polsce słał merytoryczne wzmianki o żydach (źródło tutaj):

- Żydzi, stanowiący około jednej trzeciej ludności Warszawy, są "elementem najbardziej nikczemnym i najbardziej demoralizującym jaki można sobie wyobrazić, prowokującym i wykorzystującym niezawodnie zamieszki": 


- Założenie katolickiego uniwersytetu w Lublinie jest opatrznościowe, ponieważ uniwersytet warszawski jest zagrożony tym, że stanie się uniwersytetem żydowskim, którym już jest w znacznej części: 


- Bodaj największymi i najbardziej podłymi są wpływy żydowskie:


Najpoważniejszym argumentem w sprawie jest nieopublikowana encyklika Piusa XI Humani generis unitas, która leżała gotowa do podpisu na jego biurku w momencie gdy niespodziewanie zmarł na atak serca (kardynał Tisserant podejrzewał lekarza papieskiego o otrucie papieża, tym lekarzem był Francesco Petacci, ojciec kochanki Mussolini'ego, Clara Petacci). Została ona częściowo opublikowana na polecenie Benedykta XVI wraz z innym aktami owego pontyfikatu (więcej tutaj). Jak łatwo sprawdzić, nie ma w niej nic, co by potwierdzało owo słynne a wątpliwe co do autentyczności zdanie. 

Początek znaków


Ewangelia drugiej niedzieli po Objawieniu Pańskim (J 2,1-11) stanowi właściwie początek zwykłego okresu liturgicznego po świątecznym okresie Bożego Narodzenia. Ten okres zostaje potem przerwany przez Wielki Post i okres paschalny. W tradycyjnej liturgii rzymskiej niedziele po Objawieniu Pańskim i potem po Zesłaniu Ducha Świętego mówią przeważnie o cudach Jezusa Chrystusa. Jest to główna różnica względem porządku czytań niedzielnych Novus Ordo, gdzie większość perykop ewangelicznych ma charakter pouczeń moralnych, które w tradycyjnym porządku mają swoje miejsce we Wielkim Poście. W tym sensie można powiedzieć, że Ewangelia o cudzie w Kanie Galilejskiej otwiera treść niedziele roku liturgicznego i jest zarazem kluczem do ich właściwego zrozumienia. 

A trzeciego dnia było wesele w Kanie Galilejskiej i była tam matka Jezusa.

Zaproszono też Jezusa wraz z jego uczniami na to wesele.

A gdy zabrakło wina, rzekła matka Jezusa do niego: Wina nie mają.

I rzekł do niej Jezus: Czy to jest moja albo twoja sprawa, niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja.

Rzekła matka jego do sług: Co wam powie, czyńcie!

A było tam sześć stągwi kamiennych, ustawionych według żydowskiego zwyczaju oczyszczenia, mieszczących w sobie po dwa lub trzy wiadra.

Rzecze im Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi.

Potem rzekł do nich: Zaczerpnijcie teraz i zanieście gospodarzowi wesela! A oni zanieśli.

A gdy gospodarz wesela skosztował wody, która się stała winem, (a nie wiedział, skąd jest, lecz słudzy, którzy zaczerpnęli wody, wiedzieli), przywołał oblubieńca

I rzekł do niego: Każdy człowiek podaje najpierw dobre wino, a gdy sobie podpiją, wtedy gorsze; a tyś dobre wino zachował aż do tej chwili.

Takiego pierwszego cudu dokonał Jezus w Kanie Galilejskiej; i objawił chwałę swoją, i uwierzyli weń uczniowie jego.


και τη ημερα τη τριτη γαμος εγενετο εν κανα της γαλιλαιας και ην η μητηρ του ιησου εκει

εκληθη δε και ο ιησους και οι μαθηται αυτου εις τον γαμον

και υστερησαντος οινου λεγει η μητηρ του ιησου προς αυτον οινον ουκ εχουσιν

λεγει αυτη ο ιησους τι εμοι και σοι γυναι ουπω ηκει η ωρα μου

λεγει η μητηρ αυτου τοις διακονοις ο τι αν λεγη υμιν ποιησατε

ησαν δε εκει υδριαι λιθιναι εξ κειμεναι κατα τον καθαρισμον των ιουδαιων χωρουσαι ανα μετρητας δυο η τρεις

λεγει αυτοις ο ιησους γεμισατε τας υδριας υδατος και εγεμισαν αυτας εως ανω

και λεγει αυτοις αντλησατε νυν και φερετε τω αρχιτρικλινω και ηνεγκαν

ως δε εγευσατο ο αρχιτρικλινος το υδωρ οινον γεγενημενον και ουκ ηδει ποθεν εστιν οι δε διακονοι ηδεισαν οι ηντληκοτες το υδωρ φωνει τον νυμφιον ο αρχιτρικλινος

και λεγει αυτω πας ανθρωπος πρωτον τον καλον οινον τιθησιν και οταν μεθυσθωσιν τοτε τον ελασσω συ τετηρηκας τον καλον οινον εως αρτιταυτην 

εποιησεν την αρχην των σημειων ο ιησους εν κανα της γαλιλαιας και εφανερωσεν την δοξαν αυτου και επιστευσαν εις αυτον οι μαθηται αυτου

U św. Jana każdy szczegół ma znaczenie, także liczby. Nie chodzi o to, jakoby Ewangelista dorabiał czy wymyślał liczby. Wszak nie sposób wykluczyć, że on tylko podaje fakty, które same w sobie są nośnikami treści. 

Już pierwsze zdanie, gdzie jest mowa o trzecim dniu, wskazuje zapewne na dzień Zmartwychwstania. Z kolei sześć stągwi kamiennych - o pojemności około 100 l każda - jest rozumiane przez Ojców Kościoła jako wskazanie na sześć dni stworzenia. Także gody mają znaczenie teologiczne już w Starym Testamencie (Oz 2,21-22), zaś w Apokalipsie "gody Baranka" (19,7-10) są spełnieniem historii Zbawienia i sensem historii Kościoła (por. Mt 25,1-13). Dopiero w tej perspektywie możemy prawdziwie zrozumieć zarówno całość tej perykopy jak też jej poszczególne składowe. 

Mamy tutaj ostatni dialog Jezusa z Matką i zarazem ostatnie Jej słowa w Piśmie świętym. Słusznie możemy to uznać za Jej testament dla Kościoła na wszystkie wieki: "czyńcie wszystko, cokolwiek wam powie!" Jest to równocześnie jakby wstęp do testamentu Jezusowego z krzyża, skierowanego poprzez Apostoła Jana dla całego Kościoła: "oto Matka twoja" (J 19,27). Już podczas godów w Kanie Marija okazał się uważną i troskliwą matką nie tylko Swojego Syna, lecz wszystkich, którym brakuje wina szczęśliwości wiecznej. Ona nie rozważała, czy Syn dostrzegł kłopotliwą sytuację gospodarzy. Jakby odruchowo, spontanicznie wyraziła Swoje zatroskanie, wręcz ponaglając Syna do działania. Jakże to bardzo matczyne! Tak jakby Jezus wciąż potrzebował Jej uważnej troski i pedagogicznego prowadzenia. Pobudziła Ją do tego pewność, że On zawsze chce pomóc, a być może także przeświadczenie i przeczucie, że to jest dla Niego sposobność objawienia i uwiarygodnienia się przed uczniami i przed społecznością. Tak właśnie zrozumiał to Jezus. Jego słowa do Matki, pozornie szorstkie i mylące, gdyż sprzeczne z tym, co następnie uczynił, są skierowane bardziej do nas niż do Niej. Właściwie można sobie łatwo wyobrazić, że w kontekście następnych czynów Pan Jezus wypowiedział te słowa jakby żartem i z porozumiewawczym uśmiechem, gdyż są one paradoxalne w tym zestawieniu. Nie mają więc racji ci, którzy dopatrują się tutaj przynajmniej braku szacunku Syna do Matki, a także niestosownego zachowania Matki wobec Boskiego Syna. Wszak On uczynił to, czego Marija z serca oczekiwała. A Ona zrozumiała i to Swoje zrozumienie przekazała sługom jako polecenie, które musiało być zadziwiające ówcześnie, gdyż niesłychane było, by niewiasta wydawała rozkazy zwłaszcza w nieswoim domu. 

W tym wydarzeniu zawarta jest sytuacja egzystencjalna zarówno indywidualna jak też powszechna i ogólnoludzka. Czyż nie doświadcza każdy z nas tego, iż mimo wszelkich starań brakuje czegoś i to w najważniejszych momentach? Czyż nie jest tak, że całej ludzkości brakuje trwałej radości, czego doświadczamy w chwilach i okazjach najmniej spodziewanych? 

Chrystus mógł oczywiście stworzyć wino z niczego. Woda, którą słudzy musieli napełnić stulitrowe stągwie aż po brzegi, musiała być mozolnie czerpana i być może przynoszona z odległej studni. Wesele trwało wówczas zwykle nawet przez cały tydzień, co lepiej wyjaśnia, że zabrakło wina. Nie wiemy, w którym dokładnie momencie ten brak wystąpił, jednak ze słów starosty można wnioskować, że było to pod koniec dni weselnych. Mimo tego Pan Jezus każe przynieść wodę. 

Skoro Ewangelista podaje właściwe przeznaczenie owych stągwi, to nie jest to bez znaczenia. Żydowskie oczyszczenia rytualne polegały na obmyciach i kąpielach. Wodę przynoszono ze studni do stągwi, skąd następnie czerpano do mycia. Nie były to więc naczynia zasadniczo przeznaczone do przechowywania wina. Związek godów z czystością staje się w pełni zrozumiały i oczywisty dopiero w tajemnicy Ofiary Nowego Przymierza. Oczyszczenie, które następuje w Chrzcie świętym, prowadzi do Eucharystii, która jest zadatkiem udziału w niebiańskiej Uczcie Baranka. Trud czerpania i starania o czystość jest warunkiem przygotowującym cud przemiany w niekończącą się i niewyczerpaną radość Zbawienia. Tym samym Pan Jezus nie tylko uczynił znak dla wiary Swoich uczniów, lecz także już wtedy zapowiedział znaki sakramentalne, zwłaszcza Chrztu świętego i Najświętszej Ofiary. Tylko On, przez Swoją krew przelaną na krzyżu, mógł dać to, czego ludzkim wysiłkom nie dostaje. 

Początek znaków wprowadza więc w koniec dziejów, w pełnię czasów. Na tę pełnię wskazuje napełnienie stągwi aż po brzegi. Na którym etapie historii się znajdujemy obecnie? Czy stągwie czystości już są napełnione po brzegi? Pewne jest, że jest to zadanie osobiste każdego z nas. Każdy uczeń Chrystusa ma napełnić stągwie aż po brzegi wodą życia i czystości. Wodą, która jest niezbędna do życia i codzienna, i stanowi zarazem "materiał" dla cudu przemiany. 

Słowa starosty weselnego do pana młodego odnoszą się do Bożej historiozofii. Także tutaj można sobie wyobrazić twarze zarówno uśmiechnięte jak też zdumione. Pewne jest, że w przemianie wody w wino to Jezus Chrystus objawia się jako właściwy Oblubieniec, który zapewnia radość godów. Na tej podstawie historiozofia Chrystusowa i chrześcijańska wyraźnie kontrastuje z pogańską. W mitologiach i "eschatologiach" pogańskich, których wyrazicielem był starosta weselny, złoty wiek pomyślności już minął, a świat jest skazany na dogorywanie w coraz większym niedostatku i beznadziei. Niesamowitość wiary w Jezusa Chrystusa polega na tym, że oczekuje ona, obiecuje i przygotowuje lepszą przyszłość przez przemianę, której może dokonać jedynie prawdziwy bo zmartwychwstały Oblubieniec. A Kościół - w tym każdy z nas - my czynić wszystko, cokolwiek On powie. 

Czy tatuowanie się jest grzechem? (z post scriptum)


Ani prawo kościelne, ani katolicka teologia moralna nie zawierają szczególnego przykazania w tej kwestii. Oznacza to, że po pierwsze nie ma ogólnego, wyraźnego zakazu, a po drugie, że należy stosować ogólnie zasady etyczne Kościoła. Jako że zwolennicy zakazu powołują się na słowa ze Starego Testamentu, Księga Kapłańska 19,28, sprawa wiąże się także z katolickim rozumieniem Starego Testamentu w ogólności. Oto te słowa wraz z kontextem:


I przemówił Pan do Mojżesza:


Mów do całego zboru synów izraelskich i powiedz im: Świętymi bądźcie, bom Ja jest święty, Pan, Bóg wasz.


Niechaj każdy czci swoją matkę i swego ojca. Przestrzegajcie też moich sabatów; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym.


Nie zwracajcie się do bałwanów i nie sporządzajcie sobie bogów odlewanych z metalu. Ja, Pan, jestem Bogiem waszym. 


A gdy składać będziecie Panu ofiarę pojednania, ofiarujcie ją tak, aby zyskać upodobanie.


Będzie ona spożywana w dniu waszej ofiary i nazajutrz, a co pozostanie do trzeciego dnia, będzie spalone w ogniu.


Jeżeliby spożywano ją trzeciego dnia, będzie nieczysta, nie zyska upodobania.


Ten, kto ją spożyje, stanie się winny, gdyż zbezcześcił świętość Pana, i wytracony będzie ze swego ludu.


A gdy będziecie żąć zboże w waszej ziemi, nie będziesz żął do samego skraju swego pola i nie będziesz zbierał pokłosia po swoim żniwie.


Także swojej winnicy nie obieraj doszczętnie i nie zbieraj winogron pozostałych po winobraniu. Pozostaw je dla ubogiego i dla obcego przybysza. Ja, Pan, jestem Bogiem twoim.


Nie będziecie kradli i nie będziecie się zapierali i nie będziecie okłamywali jeden drugiego.


Nie będziecie fałszywie przysięgali na moje imię i nie będziesz znieważał imienia Boga swojego; Jam jest Pan.


Nie będziesz uciskał swego bliźniego i nie będziesz go obdzierał. Nie będziesz zatrzymywał u siebie przez noc do rana zapłaty najemnika.


Nie będziesz złorzeczył głuchemu, a przed ślepym nie będziesz kładł przeszkody, ale będziesz się bał Boga swojego; Jam jest Pan.


Nie będziecie czynić krzywdy w sądzie; nie będziesz dawał pierwszeństwa biedakowi, ale też nie będziesz miał względów dla bogatego. Sprawiedliwie sądzić będziesz bliźniego swego.


Nie będziesz szerzył oszczerstw wśród ludu swojego i nie będziesz nastawał na życie swego bliźniego; Jam jest Pan.


Nie będziesz chował w sercu swoim nienawiści do brata swego. Będziesz gorliwie upominał bliźniego swego, abyś nie ponosił za niego grzechu.


Nie będziesz się mścił i nie będziesz chował urazy do synów twego ludu, lecz będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Jam jest Pan!


Będziecie przestrzegać ustaw moich. Nie będziesz twego bydła parzył z odrębnym gatunkiem. Twego pola nie będziesz obsiewał dwojakim gatunkiem ziarna i nie wdziewaj na siebie szaty zrobionej z dwóch rodzajów przędzy.


Jeżeli mężczyzna będzie obcował cieleśnie z kobietą, a ona jest niewolnicą przeznaczoną dla innego męża, lecz jeszcze nie wykupioną z niewoli lub jeszcze nie obdarzoną wolnością, należy go ukarać, lecz nie będą ukarani śmiercią, gdyż ona nie została wyzwolona.


Przyprowadzi więc jako swoją ofiarę pokutną dla Pana do wejścia do Namiotu Zgromadzenia barana ofiary pokutnej.


Kapłan dokona za niego przebłagania przez barana ofiary pokutnej przed Panem za jego grzech, który popełnił, i będzie mu odpuszczony grzech, który popełnił.


A gdy wejdziecie do ziemi i zasadzicie różnorodne drzewa owocowe, pozostawcie pędy ich nieobrzynane wraz z ich owocem przez trzy lata. Miejcie je za nie nadające się do obrzynania, owocu ich jeść nie będziecie.


W czwartym roku wszystek ich owoc będzie poświęcony na uroczystości pochwalne dla Pana.


Dopiero w piątym roku jeść możecie ich owoc, i tak przysporzy On wam jego urodzaju; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym.


Nie będziecie jedli niczego z krwią; nie będziecie wróżyć ani czarować.


Nie będziecie strzygli włosów dookoła waszej głowy, ani nie podcinaj końca twojej brody.


Nie będziecie na znak żałoby po zmarłym czynić nacięć na ciele swoim ani nakłuwać napisów na skórze swojej; Jam jest Pan.


Nie będziesz hańbił twojej córki, nakłaniając ją do nierządu, aby kraj nie stał się nierządny i pełny rozpusty.


Będziecie przestrzegać moich sabatów i będziecie moją świątynię zbożnie czcić; Jam jest Pan.


Nie będziecie się zwracać do wywoływaczy duchów ani do wróżbitów. Nie wypytujcie ich, bo staniecie się przez nich nieczystymi; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym.


Przed siwą głową wstaniesz i będziesz szanował osobę starca; tak okażesz swoją bojaźń Bożą; Jam jest Pan.


Jeżeli w waszej ziemi zamieszka z tobą obcy przybysz, nie będziesz go gnębił.


Obcy przybysz, który mieszka z wami, niech będzie jako tubylec wpośród was samych; będziesz go miłował jak siebie samego, gdyż i wy byliście obcymi przybyszami w ziemi egipskiej; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym.


Nie czyńcie nikomu krzywdy w sądzie ani co się tyczy miary, ani wagi, ani objętości.


Będziecie mieli wagi rzetelne, odważniki rzetelne, efę rzetelną, hin rzetelny; Ja, Pan, jestem Bogiem waszym, który was wyprowadziłem z ziemi egipskiej.


Będziecie więc przestrzegać wszystkich moich ustaw i wszystkich moich praw, i będziecie je wykonywać; Ja jestem Pan.


Jak widać, kontext jest bardzo szeroki. To z jednej strony uwypukla wagę zakazu tatuowania się, a z drugiej relatywizuje ów zakaz w świetle Nowego Testamentu. 

Otóż tatuaże są pierwotnie zwyczajem pogańskim. Na przykład w starożytnym Rzymie tatuowani byli zarówno legioniści, czyli żołnierze, jak też skazańcy. Chodziło o identyfikację człowieka co do przynależności do danej grupy, czyli coś w rodzaju dokumentu tożsamości czy akt personalnych. W średniowieczu rozpowszechnione było tatuowanie w miejscach pielgrzymkowych jak Jerozolima, Loreto, Santiago de Compostela itp., co miało funkcję dowodu odbytej pielgrzymki. Także uczestnicy wypraw krzyżowych znaczeni byli czy znaczyli się w ten sposób. Od dawna i obecnie dość powszechne jest tatuowanie się u chrześcijan w Egipcie i Erytrei, co stanowi tam rodzaj wyznania wiary wobec siebie nawzajem i wobec większości muzułmańskiej kraju. Można w tym upatrywać pewną analogię do teologicznego pojęcia "character indelebilis", co oznacza, iż niektóre sakramenty - jak chrzest i sakrament święceń - udzielają "niezmazywalne znamię" oznaczające szczególną, trwałą i w pewnym sensie niezatracalną przynależności do Jezusa Chrystusa. 

Tak więc pierwszym kryterium moralnym w kwestii tatuaży jest ich treść i cel. Jeśli treść jest chrześcijańska czy choćby zgodna z prawem naturalnym, to nie ma teologicznego powodu do ich potępienia. 

Jest jednak jeszcze kryterium następne, mianowicie zdrowotne. Jest ono oczywiście niższej rangi niż poprzednie, jednak także istotne. Jeśli tatuaż nie jest w pewnym sensie nieodzowny np. dla wyznania wiary czy jako pomoc np. w zachowaniu wierności małżeńskiej, a niesie ze sobą ryzyko uszczerbku na zdrowiu, to jest moralnie niedopuszczalny. Chodzi zwłaszcza o zdrowotne skutki stosowanych substancyj chemicznych. 

Obecnie, od pewnego czasu, chyba około dekady, rozpowszechniła się moda na tatuaże. Z jednej strony została ona, jak każda moda, narzucona przez tzw. celebrytów i media. Z drugiej strony sporo ludzie zwłaszcza młodych bezmyślnie poddaje się tej modzie, wykazując przez to słabość umysłu i charakteru. Oczywiście stoi za tym potężny biznes, nie liczący się z moralnymi i zdrowotnymi skutkami zwłaszcza wśród młodzieży. W tym znaczeniu jest to zjawisko patologiczne, które skutki mogą być bardzo poważne. Jego krytyka jest konieczna, musi jednak pozostać merytoryczna i wyważona, jeśli ma być skuteczna. 

Szkoda, że z jednej strony mamy do czynienia z obojętnością i brakiem krytycznego podejścia do tematu, z drugiej zaś z nieugruntowanym intelektualnie odrzuceniem tatuowania z powoływaniem się wyłącznie na starotestamentalny zakaz, co oczywiście może zostać łatwo obalone. Często a nawet zwykle wystarczyłoby podejście zdroworozsądkowe. Czyż nie jest tak, że zwłaszcza u młodzieży, która jest szczególnie podatna na dyktaturę mód, dość szybko mijają upodobania estetyczne i też ideowe? Gdy np. w uniesieniu uczuciowym młody chłopak daje sobie wytatuować imię swojej ukochanej, to może to być samo w sobie szlachetne, o ile wyraża wolę wierności osobistej. Jednak uczucia szybko mijają zwłaszcza w młodym wieku, więc są o wiele mniej trwałe niż tatuaże. Owszem, w sytuacji małżeństwa tatuaż, który je wyraża, może być pomocą i napomnieniem we wierności, aczkolwiek oczywiście sam w sobie nie gwarantuje jej. Tak więc najczęstszym i głównym grzechem w tej sprawie jest brak rozwagi i namysłu co do motywacji oraz skutków. Tutaj właśnie jest miejsce na zaangażowanie duszpasterzy. 



Post scriptum

Otrzymałem ciekawy i cenny komentarz, który wart jest szczególnej uwagi:

Szczęść Boże, jako, że posiadam bagaż 20 lat doświadczenia jako tatuator, a nawet nauczyciel zawodowy owego rzemiosła, pozwolę sobię na dodatnie swojego głosu do tematu tatuażu. Kwestia etyczna, tatuażu nie da się wykonać bez naruszenia skóry właściwej, do której musi dostać sie pigment.. Ze skóry właściwej da się go usunąc laserem, tak wygląda teoria medyczna owego zawodu. Praktyka natomiast wygląda nieco inaczej, nie ma osoby tak dokładnej, ktora była by zawsze wstanie poruszać, się igłą po tej samej głębokości z minimetrową dokładnością, skóra nie jest ani równa, ani równej grubości. Sporadycznie dochodzi do naruszenia tkanek podskórnych czyli uszkodzenia spójności skóry, i to w przypadku najlepiej wykształconych tatuatorów, którzy stanowią na chwile obecną 1-5% branży. Sprawa etyczna druga, nie ma pigmentów, które były by zdrowe. Pigmenty naturalne są bardzo gęste i powodują jeszcze większą potrzebę penetracji skóry, są alergenne i w większości zakazane przez obecne kuratele medyczne (przynajmniej na terenie UE). Pigmenty sztuczne składowo zbliżone są do ściennych farb akrylowych, więc oczywiście mogą powodować raka a ich usuwanie przy pomocy lasera powoduje jeszcze większą ekspansję związków toksycznych do organizmu. W kwestii teologicznej nie mam oczywiście kompetencji do dyskusji z Ojcem, ale dodam swój zbiór doświadczeń i przemyśleń. Niegdyś spotkałem się ze stwierdzeniem, pochodzącym od, jeśli dobrze pamiętem, włoskiego zakonnika, iż "Ciało jest świątynią ducha" w nawiązaniu do negatywnej oceny tatuażu, jestem w stanie się ku temu skłonić, od strony ideologicznej uważam owo zjawisko za część szerokopojętego transhumanizmu. Nawet gdy wykonywałem na skórze kopię pięknych ikonografii, tatuaż praktycznie zawsze otwierał,w pewien specyficzny sposób drogę do pychy, praktycznie nigdy nie kończyło się na jednym wzorze. Wytatuowani klienci, zawsze stawali się bardziej pewni siebie, ale zdecydowanie nie była to forma pewności pobożnej. Ostatnie lata mojej kariery tatuatora zbiegały się z drogą do nawrócenia, i w żaden sposób nie szło pogodzić sumienia z wykonywanym zawodem, w którym spędziłem praktycznie cały czas, od jego rozwoju w Polsce do obecnego upadku, jako rzemiosła, które uważam za wytworzone w sposób od podstaw zły. Wypadało by jeszcze przytoczyć odrobinę historii tatuażu, która jest dosyć krótka. Poza oczywiście kulturami pogańskim, w cywilizacji łacińskiej tatuaż praktycznie nie istniał nigdzie poza paroma wyjątkami, związanymi z opresją w państwach bałkańskich i owym Egiptem czy Erytreą. Tatuażem trudnili się tylko i wyłącznie przestępcy, mit żeglarski dotyczy przemytlików, a na mit żołnierski nie ma wystarczającego poparcia w źródłach. W Polsce tatuaż, również rozwijał się w środowiskach przestępczych, podobnie jak w Anglii czy w Stanach Zjednoczonych. Tatuaż nowożytny zaczął się w warunkach skrajnych zaniedbań etycznych i obecnie, poprzez brak jakiejkolwiek kontroli zjawiska, w takich warunkach kończy. Co do pytania o tatuaż jako formę sztuki, uważam iż sama forma i nośnik, nakierunkowują ją, siłą rzeczy, na awangardę, która do piękna i dobra dążyć nie może. Dodajmy jeszcze, iż jednym z pierwszych i największych krytyków tatuażu, był Adolf Loose, który jak na protestanta i modernistę przystało zapoczątkował fałszywą reakcję na owe zjawisko, która przynajmniej w Polsce pokutuje do dnia dzisiejszego, gdzie tatuaż najczęściej robi, się po to aby zaszokować opinię publiczną.