Odpowiadając krótko: szczerze wątpię.
Oto powody.
Franciszkanin o. Koń (powyżej zrzut z jego bloga) bohatersko podjął się obalania wytoczonych tutaj argumentów przeciw koronce s. Faustyny (przynajmniej w wersji podanej przez x. Sopoćkę) a właściwie w całej sprawie s. Faustyny. Skoro "koroneczka" zawiera bardzo poważny błąd teologiczny wykazujący myślenie według herezji ariańskiej, a ta "koroneczka" została - według "Dzienniczka" - podyktowana rzekomo przez samego Pana Jezusa, to mamy do czynienia z niebywałym oszustwem i systemowym oszukiwaniem katolików w celu zwiedzenia ich do herezji, a właściwie do apostazji ariańskiej.
Jakie to działa o. Koń bohatersko wytacza (a podobno przygotowuje nawet książkę obalającą moje - a właściwie nie tylko moje - zarzuty)?
Pierwszym ciosem o. Konia jest powołanie się na holenderskiego jezuitę Korneliusza van den Steen, znanego pod łacińską wersją nazwiska A Lapide (zm. 1637). Był wykładowcą exegezy biblijnej najpierw w Lovanium (Belgia), a następnie w Rzymie. Jest autorem komentarzy do większości ksiąg biblijnych. Teologicznie nie zajmował się niczym innym. Jego komentarze świadczą rzeczywiście o znajomości języków biblijnych oraz wcześniejszych dzieł exegetycznych, nie wykazują one jednak myślenia systematyczno-teologicznego. Innymi słowy: dogmatyka katolicka, wyczulona na precyzję pojęciową, była mu dość obca. Istotne jest także, że jego komentarze zostały wydane dopiero w 1681 r. w Antwerpii, czyli długo po jego śmierci, tak więc nie miał on wpływu na treść i jakość wydania, a pomyłki czy wręcz zmiany redaktorskie wówczas nie były rzadkością, zwłaszcza gdy drukowały wydawnictwa niekatolickie.
O. Koń wskazuje na fragment w komentarzu o. Korneliusza do Ewangelii św. Mateuszowej. Brzmi on następująco (źródło tutaj - wydanie poprawione z 1747 r. z wydawnictwa niemieckiego Veith z siedzibami w Augsburg‘u i Würzburg‘u, nie opatrzone "nihil obstat" władzy kościelnej, str. 68-69):
Istotny jest tutaj kontext, niestety zupełnie pominięty przez o. Konia. Otóż Korneliusz (zakładając, że te słowy pochodzą od niego, co wcale nie jest pewne) usiłuje dokonać alegorycznej interpretacji trzech darów Mędrców ze Wschodu, odnosząc je do Ofiary Chrystusa na Krzyżu. Jest to oczywiście bardzo karkołomne przedsięwzięcie, sprzeczne z zasadami exegezy biblijnej, gdzie podstawą i granicą jest zawsze sens literalno-historyczny. Oto główne zdanie w tłumaczeniu roboczym:
"Natomiast Chrystus ofiarował Przenajświętszej Trójcy trzy dary, to jest ciało, duszę i bóstwo, i tak też chrześcijanie ofiarują Jej [Trójcy] akty wiary, nadziei i miłości."
Tak więc, po pierwsze, mamy tu wręcz karygodne pomieszanie teologiczne: darów Mędrców z Ofiarą Chrystusa na Krzyżu, z chrystologiczną triadą (ciało, dusza, bóstwo) oraz z cnotami teologalnymi. Jedynym wspólnym mianownikiem tych wątków teologicznych jest troistość, nic więcej. Jest to więc dość dobitny przykład na kiepską dogmatycznie jakość myślenia teologicznego tego jezuity, oczywiście zakładając, że to zdanie w takiej postaci pochodzi w całości od niego. W każdym razie już pod względem uporządkowania teologicznego jest to zdanie, którego autor powinien się wstydzić.
Po drugie, zdanie to zawiera ewidentny absurd w sformułowaniu tego, co Chrystus ofiarował. Jakie Bóstwo Chrystus ofiarował Trójcy Przenajświętszej, do której Sam przynależał? Chyba że autor zakłada, iż Bóstwo Chrystusa było inne niż Bóstwo Drugiej Osoby Boskiej, a tak właśnie głosi herezja ariańska. Chyba że założenie jest z gruntu absurdalne, oznaczając, że Jezus Chrystus miał dwa Bóstwa: jedno Bóstwo jako Chrystus, czyli to ofiarowane, oraz drugie Bóstwo jako Drugiej Osoby Boskiej.
Po trzecie, jest tutaj jednak istotna różnica względem koronki s. Faustyny, gdzie jest mowa o ofiarowaniu Bóstwa OJCU, nie Trójcy Przenajświętszej. Otóż według dogmatyki katolickiej (przykład: Ludwig Ott, Katholische Dogmatik) Syn Boży - wraz z Ojcem i Duchem - był adresatem Ofiary Krzyżowej, nie tylko jej podmiotem (w bosko-ludzkiej Osobie). Tak więc ofiarowanie Bóstwa Chrystusa Ojcu jest znacznie wyraźniejszą negacją współistotności Syna i Ojca, gdyż jest ono logiczne tylko przy założeniu, że Bóstwo Syna nie jest tożsame z Bóstwem Ojca (jak głosi herezja ariańska).
Tak więc ten argument o. Konia nie jest w stanie obronić koronki s. Faustyny. Polega on na braku solidnej analizy teologicznej.
Drugi cios o. Konia ma być w jego zamierzeniu już powalający. Otóż powołuje się on na dzieło XIX-wiecznego dogmatyka niemieckiego, x. Matthias'a Scheeben'a, słusznie polecanego także przez wielu teologów współczesnych. O. Koń wstawia cytat z jego głównego - choć nie największego - dzieła pt. Die Mysterien des Christentums. Tak się składa, że znam to dzieło, i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że o. Koń się myli w swoim argumentowaniu, a widocznie nie przeczytał tego dzieła w całości, choć próbuje się posługiwać jego fragmentem w sposób nierzetelny, pomijając jego kontext oraz całość myślenia x. Scheeben'a. Innymi słowy: o. Koń pozwala sobie na manipulację i to dość prymitywną. Wyjaśniam:
1. Podany przez o. Konia fragment jest zupełnie nie w temacie, ponieważ mówi o "zadatku (Pfand) Ducha Świętego" w człowieku, a nie o ofiarowaniu Bóstwa Ducha Świętego. Jeśli o. Koń nie potrafi czy nie chce odróżnić tych spraw, to niestety nie jestem w stanie mu pomóc, ponieważ chodzi o elementarną logikę. Owszem, mówi się potocznie, także w języku biblijnym - i o tym właśnie jest rozdział w książce x. Scheeben'a -, że Duch Święty zamieszkuje w człowieku, że człowiek jest świątynią Ducha Świętego itp. Jednak teolog ma obowiązek myślenia precyzyjnego, naukowego, porządkującego i krytycznego także wobec sformułowań biblijnych w tym znaczeniu, że jego zadaniem jest interpretowanie i wyjaśnianie treści Pisma św. i jego poszczególnych fragmentów w zgodności z całym nauczaniem Kościoła, do którego należą przede wszystkim dogmaty wiary katolickiej. Innymi słowy: ani w tym fragmencie, ani w żadnym innym x. Scheeben nie mówi, jakoby człowiek - czy też sam Jezus Chrystus - ofiarowywał czy choćby mógł ofiarowywać Bóstwo Ducha Świętego.
2. Jak już wspomniałem, wszystko wskazuje na to, że o. Koń nie przeczytał książki x. Scheeben'a, na którą się powołuje. Otóż nieco dalej, w § 65 (od strony 356) x. Scheeben dość solidnie wykłada, na czym polega Ofiara Jezusa Chrystusa. Oczywiście nie mogę tutaj zreferować całości. Ograniczę się do głównych i istotnych treści, które jednoznacznie wykluczają choćby nawet możliwość myślenia, że Jezus Chrystus złożył ofiarę ze Swojego Bóstwa.
- Przez ofiarę w najszerszym sensie rozumiemy ofiarowanie komuś jakiejś rzeczy, żeby okazać mu miłość i oddanie.
- Pierwszą istotną cechą aktu ofiarowania jest, że zachodzi realna różnica między ofiarnikiem i jego darem ofiarnym.
- Drugą istotną cechą jest, że w rzeczy ofiarowanej zachodzi realna i widzialna zmiana, która wyraża oddanie się ofiarnika.
- Najważniejszą cechą ofiarowania jest zewnętrzne oddanie jakiejś rzeczy Bogu. W sposób doskonały wyraża to zniszczenie bądź unicestwienie rzeczy ofiarowanej, bądź przynajmniej oddanie Bogu na wyłączną własność.
Jakże o. Koń jest w stanie pogodzić te podniesione przez x. Scheeben'a istotne znamiona ofiarowania z ofiarowaniem Bóstwa Jezusa Chrystusa? Wygląda więc na to, że o. Koń albo nie doczytał, albo po prostu oszukuje na doraźny użytek.