Temat jest rzeczywiście ważny i aktualny. Powyższe uwagi są zgodne z moimi spostrzeżeniami i reflexjami.
Jest oczywiste, że przemiany polityczno-społeczne od 1989 roku, zapoczątkowane zresztą już w stanie wojennym od 1981 roku (jest oczywiste, że wprowadzony przez Wojciecha Jaruzelskiego stan wojenny służył odpowiedniemu przygotowaniu takiej transformacji ustrojowej, która by zapewniła ciągłość mentalnościową i też personalną z okresem PRL-u), nawiązują bardziej do wzorców piłsudczykowsko-masońskich niż do myśli narodowościowo-politycznej dmowszczyków. Ma to swój wyraz zwłaszcza w edukacji, która przejawia wręcz zadziwiającą ciągłość z okresem PRL-u. Innymi słowy: od pokoleń już II RP wpajana jest nam odgórnie fałszywa ideologia pseudoreligijno-polityczna, posługująca się głównie twórczością romantyczną, zresztą dość powierzchownie i niemal bezkrytycznie ujmowaną. Ma to obecnie wymiar zarówno polityczno-społeczny i państwowy, jak też kościelny.
Istotne jest, że katolicyzm polski jest już od okresu II RP wewnętrznie fałszowany, co oczywiście nasiliło się w okresie PRL-u, zwłaszcza w epoce przywództwa duetu Wyszyński-Wojtyła.
Charakterystycznym przykładem fałszowania wiary katolickiej już przed II wojną światową jest choćby "tłumaczenie" aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, gdzie słowa "populum olim electum" ("lud niegdyś wybrany") zostały "przetłumaczone" jako "naród niegdyś szczególnie umiłowany", co jest oczywiście fałszerstwem i bluźnierstwem. Innym przykładem jest wprowadzenie już wtedy używania krzyża jako wieszaka na stułę i to akurat w okresie paschalnym (więcej tutaj).
Nowszymi, a nie mniej haniebnymi dowodami na wewnętrzną erozję katolicyzmu akurat pod rządami i wpływem wojtylianizmu są takie pionierskie wynalazki episkopatu polskiego jak "dzień judaizmu" i "dzień islamu".
Owszem, generalnie można powiedzieć, że stan katolicyzmu w Polsce jest póki co nadal jeszcze znacznie lepszy niż na tzw. Zachodzie czy w innych krajach europejskich. Wynika to z rozpędu ideologiczno-duchowego z epoki wojtylianizmu. Jednak także pod tym względem przejawy schyłkowości, a nawet wręcz zapaści, są ewidentne: spadek frekwencji sakramentalnej, zapaść liczby powołań, a nade wszystko rozdźwięk między zasadami moralności katolickiej a faktycznymi wyborami na każdej płaszczyźnie, począwszy od osobistej, poprzez rodziny i samorządy, aż po najwyższe urzędy w państwie.
Podejmowane przez hierarchię próby zatrzymania tego trendu - zresztą nieporadne i desperackie - są oczywiście skazane na klęskę. Nie można budować wiary i obyczajów młodego pokolenia przez nachalny i nierzadko wręcz groteskowy kult prymasa Wyszyńskiego, Jana Pawła II, s. Faustyny, x. Sopoćki, x. Blachnickiego, Ulmów itp. Młodzież nie kupuje bezkrytycznie exaltowanych przeżyć swoich rodziców i dziadków, i słusznie. Jeśli komuś się wydaje, że uratuje Kościół i wiarę w narodzie przez "dni papieskie", czy choćby peregrynacje obrazu jasnogórskiego, takich czy innych relikwij, i to w oderwaniu od trzeźwych zasad wiary katolickiej, ten albo nie zna właściwej wartości i doniosłości Kościoła, albo nie zna młodzieży, albo jednego i drugiego.
Siłą Kościoła Chrystusa była zawsze prawda. Jeśli ktoś w imię zatrzymania ludzi w Kościele czy przyciągnięcia ich posługuje się kłamstwem, oszustwem, tandetą intelektualną, manipulacją emocjonalną itp., temu brakuje nie tylko elementarnej mądrości, lecz także szacunku dla ludzi, zwłaszcza normalnych i trzeźwo myślących.
Tutaj nie trzeba wymyślać ani nowych treści, ani nowych metod, zwłaszcza zaczerpniętych od protestantów (jak to czynią tzw. ruchy czy ośrodki "nowej ewangelizacji", które są właściwie ośrodkami protestantyzacji). Jedynym ratunkiem jest powrót do niezafałszowanego przez modernizm nauczania katolickiego, oczywiście wraz z powrotem do katolickich sakramentów i nauczania katolickich obyczajów.
Bardzo prawdziwa analiza polskiego katolicyzmu.
OdpowiedzUsuńPatrzac na to jak dziala novuordoizm w Polsce, w kazdej parafii widac podobny styl. Wszedzie ten sam fundament: prywatne objawienia, czyli koronki glownie wiadomo jaka, akty, zawierzenia, do tego grupy charyzmatyczne, Msze Sw. z "modlitwa o uzdrowienie i spoczynek w duchu", kregi rodzin, odnowa w duchu, no i na koncu pielgrzymki do Medugorje, chociaz to co sie dzieje w polskich sanktuariach tez przyprawia o ciarki na plecach.
Pierwsze Piatki miesiaca zamienily sie w performance swietlno-dzwiekowy z oprawa choreograficzna (gesty, wznoszenie rak itp.), w Pierwsze Soboty miesiaca znowu puszczaja jakies nagrania z rozwazaniami: glos aktorski, Pan Jezus wystawiony w monstrancji, a ludzie siedza i Kaplani tez i tak sluchaja nie wiadomo czego. I takie cos mialo miejsce u zakonnikow, zgroza.
Dwa narzedzia do manipulowania wiernymi w Polsce to historyjka o "szczegolnym umilowaniu Polski z elementem iskry" oraz czynnnik magiczny czyli to Pan Jezus czy Maryja obiecali i zaczyna sie rachunkowosc zabwienia.
Nie mam nic przeciwko nabozenstwom, ale zeby to bylo w zdrowych proporcjach.
Jednak przychylam sie do tego co kilka lat temu ktos napisal, ze Novusorodizm musi sam siebie unicestwic. Wszystko co powstalo w trakcie SWII i zostalo ordynarnie wprowadzone przez nadinterpretacje niechybnie musi wymrzec. I to juz sie dzieje.
Trzeba dawac przyklad swoja postawa dla tych ktorzy w NO widza wiele problemow i szukaja, wiem, ze takie nachalne i zerojedynkowe podejscie wyrzadza wiecej szkod, efekt jest odwrotny.
Oczywiście novusizm zaniknie wcześniej czy później. Tym wcześniej im dalej zajdzie w swojej wewnętrznej "logice", której szczególnie wyrazistą formą są obecne rządy w Watykanie (z "Fiducia supplicans" włącznie). Tej konieczności dziejowej nie zatrzymają nawet desperackie próby reanimowania wojtylianizmu, co ma miejsce w Polsce. Te próby najwyżej nieco wyhamują nieuchronny proces. Wyhamowanie może mieć tę zaletę, że ludzie nie wpadną w próżnię, jak to ma miejsce na tzw. Zachodzie. Jednak autodestrukcja novusizmu jest nieuchronna, gdyż jest on wewnętrznie sprzeczny. Nie można równocześnie być i nie być katolikiem.
UsuńAle za to interpretacja poddania żony mężowi wyrażona w Murielis Dignitatem to RiGCZ i rzecz za którą bardzo szanuję papieża Jana Pawła II
UsuńDo "Anonimowy26 kwietnia 2024 11:59"
UsuńMasz uprzedzenie wobec przedsoborowego nauczania, wynikające z jego niezrozumienia. (nie, nie jestem facetem)
Zacieranie wyraźnej hierarchiczności uderza właśnie w kobiety, np. dlatego, że dla ich własnego dobra nie powinny być przeciążone nadmiarem odpowiedzialności wynikającym z nadmiaru obowiązków. A to, że cały system społeczny jest niesprzyjający, to nie jest wina Kościoła.
pozdrawiam, ik
Właśnie wyraźna chierarhicznosc uderza w kobiety w ich wolność (dodam że tu chodzi głównie o sytuację gdzie mąż nie miłuje żony jak własne ciało, jest despota (potocznie mówiąc ) i nie stara się żeby nie tylko mu było wygodnie ale też jego poddanym (oczywiście z zachowaniem norm moralnych)), słowem że ma być wyraźną hierarchicznosc powoduje jeszcze większe uprzedzenie do tego .Dodam jednak że to uprzedzenie nie jest słuszne bo Leon XIII pisał o tym że żona ma być poddana na sposób towarzyszki więc to nie jest wyraźna hierarchicznosc .Mimo to uważam że nauczanie JP2 z Murielis Dignitatem bardziej zapobiega despotycznym mężom i jest mniej skrupulogenne .I nie nie jestem kobietą .Nie wyobrażam sobie ewentualnego związku małżeńskiego innego niż partnerski i tego żeby moje ewentualne córki miały męża despote i musiały być mu posłuszne ...
UsuńW jakich przypadkach żony są przeciążone nadmiarem odpowiedzialności ? Bo nie widzę takich sytuacji
UsuńWyraźna hierarchiczność nie jest sprzeczna z towarzyszeniem i nie ma nic wspólnego z tyranią, ani z despotyzmem. Widzisz to, co chcesz widzieć.
UsuńWłaśnie ma
UsuńKilkanaście lat temu słyszałem tę wersję na spotkaniu w Opus Dei. Ech. Przydałoby się zrobić indeks kłamstw i bzdur "kościoła posoborowego".
OdpowiedzUsuń