Najpierw uwaga ogólna. Tradycyjne określenie "Ostatnie Namaszczenie" zostało w Novus Ordo zastąpione przez "Namaszczenie Chorych". To zastąpienie było powodowane nieporozumieniem. Otóż określenie "ostatnie" nie oznacza, jak twierdzą moderniści, jakoby po nim należało umierać, lecz chodzi o to, że jest to namaszczenie ostatnie w kolejności namaszczeń sakramentalnych, począwszy od Chrztu, poprzez Bierzmowanie, święcenia prezbiteratu i episkopatu, aż do namaszczenia udzielanego ciężko chorym i umierającym. Zmiana na "Namaszczenie Chorych" spowodowała zmianę mentalnościową oraz coraz powszechniejsze nadużycie tego sakramentu przez udzielanie masowe i regularne, jako niby zastępnika sakramentu Spowiedzi, choć według prawidłowego obrzędu, udzielenie "Namaszczenia Chorych" powinno obejmować i być poprzedzone spowiedzią chorego, o ile jest w stanie się wyspowiadać.
Tradycyjne określenie "Extrema Unctio" słusznie wskazuje na sytuację extremalną, czyli bliską kresowi życia, czyli poważnej choroby bądź niebezpieczeństwa śmierci.
Dekret określający warunki udzielenia tego sakramentu według ostatniego wydania tradycyjnego Rituale Romanum (z 1925 r.) podaje co następuje:
Tutaj są podane główne zasady:
- ten sakrament ma służyć zarówno zbawieniu duszy jak też zdrowiu ciała,
- należy go udzielać wedle możliwości w tym czasie, gdy osoba przyjmująca jest w stanie brać udział w pełni sił umysłu i rozumu.
Następnie:
Ten sakrament powinien być udzielany tylko tym wiernym, którzy po osiągnięciu używania rozumu znajdują się w niebezpieczeństwie śmierci z powodu choroby lub podeszłego wieku. Nie należy go powtarzać w tej samej chorobie.
Jeśli jest wątpliwość, czy dana osoba ma zdolność używania rozumu, bądź czy rzeczywiście znajduje się w niebezpieczeństwie śmierci, bądź czy już zmarła, wówczas udziela się tego sakramentu warunkowo.
Nie należy tego sakramentu udzielać tym, którzy bez skruchy trwali w grzechu ciężkim, a jeśli jest wątpliwość co do tego, wówczas udziela się sakramentu warunkowo.
Chorym, którzy będąc świadomi poprosili o sakrament przynajmniej niewyraźnie bądź prawdopodobnie by o niego poprosili, a w danym momencie nie są przytomni, należy udzielić sakramentu.
Gdy chory umarł podczas obrzędu Ostatniego Namaszczenia, wówczas kapłan opuszcza modlitwy odnoszące się do stanu chorobowego.
Gdy kapłan ma wątpliwość, czy dana osoba żyje, wówczas udziela z formułą warunkową.
W sytuacji konieczności wystarczy namaszczenie jednej części ciała, najstosowniej na czole, jeśli to możliwe.
Tyle co do zarządzeń ogólnych. Nie precyzują one, jak widać, momentu śmierci.
W obecnym stanie wiedzy wiemy, że śmierć nie następuje w jednym momencie, lecz funkcje życiowe ustają kolejno i stopniowo. Tzw. śmierć mózgu na pewno nie jest równoznaczna ze śmiercią całego organizmu. Także zatrzymanie pracy serca czy nawet oddechu nie jest w pewnym stopniu nieodwracalne. Kapłan nie jest lekarzem i nie jest w stanie - na użytek udzielenia sakramentu - samodzielnie określić, czy dana osoba już zmarła. Za zmarłą powinien na pewno uznać osobę, której zgon został stwierdzony przez lekarza. Przed tym stwierdzeniem, jeśli nie ma jednoznacznych oznak zgonu, kapłan może udzielić sakramentu warunkowo. Dotyczy to szczególnie nagłych przypadków, zwłaszcza gdy zgon następuje w wyniku odniesionych obrażeń ciała, czy to w trakcie akcji ratunkowej, czy bezpośrednio po niej.
Jest to faktycznie powazny i wieloplaszczyznowy problem.
OdpowiedzUsuńBylem swiadkiem jak w jednym Sanktuarium Matki Bozej w trakcie odpustu, jeden dzien byl przeznaczony w intencji chorych i byl obecny Biskup czy Arcybiskup. Oprocz blogoslawienstwa chorych przez monstrancje - tzn bylo wystawienie i potem sobie biskup chodzil pomiedzy lawkami i blogoslawil monstancja wiernych.
A dwa co bylo dla mnie bardzo niepokojace urzadzili sobie grupowe udziealnie Sakramentu Chorych wiernym. Bylo duzo rodzin z chorymi dziecmi, czy osoby ktore faktycznie ciezko chore, czy na wozkach, i wiele osob bardzo mocno ten Sakrament przezywalo w nadziei zapewne na uzdrowienie.
Jednak takie podchodzenie w razie czego calych rodzin czyli dziecko chore, ale matka, ojciec zdrowi czy reszta ich dzieci tez Kaplani i Biskup udzielali tego Sakramentu.
Dla mnie to wygladalo jakby ktos prezentowal nowe sztuczki magiczne.
Przeciez Najswietsza Ofiara Mszy Swietej ma najwyzsza wartosc, nie wiem dlaczego takie informacje nie sa przekazywane wiernym, aby skupiali sie na godnym przezywaniu Mszy Swietej i aby modlili sie w trakcie o laske uzdrowienia jesli jest taka wola Boza. Wiele jest swiadectw na przestrzeni wiekow, ze w trakcie konsekracji wiele lask jest udzielanych.
Dwa po Mszy robia wystawienie i blogoslawienstwo monstrancja i to podchodzenie pod prawie kazda lawke i czynienie monstrancja znaku krzyza. Nawet nie wiem czy tak mozna.
A na koncu grupowy Sakrament Chorych.
Mieszaja ludziom na potege w glowach, a wierni tez latwo sie temu poddaja w nadzieji na cud uzdrowienia.
To ma fatalne skutki, bo tego typu "nauki" utwierdzaja wiernych w przekonaniu, ze choroba to kara ze strony Pana Boga i zapewne jakies zaprzeszle sytuacje w rodzinie spowodowaly, ze Pan Bog zsyla kary na kazde nastepne pokolenie.
Niestety to sie wszystko ze soba laczy i nie dziwiota, ze ludzie biegaja od jednego fenomenu do drugiego i ma to rowniez zwiazek z prywatnymi objawieniami, specjalnymi lancuszkami modlitewnymi, mszami o uzdrowienie, czy tzw wieczorami uwielbienia czy grupami, ktore swiadcza uslugi "omodlenia".
Kaplani wprowadzaja czynnik magiczny i z ambon wielokrotnie da sie slyszec, ze korzen problemu jest gdzies w nas, w naszych przodkach i ich grzechac i ze to dziedziczymi i teraz trzeba siekiery "modlitwy o uzdrowienie", aby odciac sie od grzechow przodkow i uzdrowic swoje relacje i najwyrazniej cale drzewo genealogiczne.
To prowadzi wielu wiernych do skraju zalamania nerwowego i ciaglego poszukiwania co jest zrodlem problemu, choroby, przypadlosci.
Jedna znajoma miala chore dziecko i byla mocno wierzaca, praktykujaca i te ciagle poszukiwania i wyjazdy z dzieckiem do roznych sanktuariow doprowadzily ja wlasnie do tego typu grup modlitewnych, gdzie byl jakis tam Kaplan, ale tylko formalnie jako lider, a tak naprawde kilku swieckich prowadzilo grupe. Pojechala na Jasna Gore, bo jak ktos jej doradzil tam jest grupa modlitewna, ktora moze omodlic jej dziecko i ze pomagaja itp.
Co sie okazalo na miejscu po tzw "omodleniu" przez grupe, podeszedl do matki lider, swiecki i jej mowi, ze niestety, ale nie moga jej pomoc i dziecku, bo ma cos takiego w sobie, ze nie moga sobie z tym dac rady. Kobieta tak sie zalamala, ze myslala, ze ma w sobie diabla czy cos i przez kilka dni nie wychodzila z domu, bala sie wszystkiego, popadla w ciezka depresje.
Skutek jest taki, ze dzisiaj jest poza KK. Wierzy jak to mowi w "energie" Chrystusowa, ale to jakiej krzywdy doznala ze strony tego typu szarlatanskich grup modlitewnych sprawilo, ze stracila zaufanie do KK i dlugo nie mogla sobie dac rady z tym co uslyszala na Jasnej Gorze.