Na kolejny popis skandalicznej ignorancji w wykonaniu słynnej internetowej gwiazdy lefebvryzmu nie trzeba było długo czekać. Oto on:
Najpierw dwie uwagi bardziej formalne:
- Jeśli ta kwestia była w seminarium FSSPX w Zaitzkofen wykładana na teologii moralnej, a nie na prawie kanonicznym, to jest to bardzo dziwne przyporządkowanie, gdyż pojęcie "sanatio in radice" jest pojęciem czysto kanonicznym, dotyczącym kwestii warunków ważności sakramentalnego małżeństwa. Chyba że to słynna internetowa gwiazda pomyliła nawet dziedziny teologiczne.
- Wymowa słowa "radice" w wykonaniu x. Bańki FSSPX świadczy o ignorancji językowej w łacinie, w języku, którym się na co dzień posługuje przynajmniej od wstąpienia do seminarium, czyli od kilkunastu lat. Otóż w narzędniku radice (od radix) akcentowana jest nie pierwsza, lecz druga sylaba (-di-), ponieważ samogłoska "i" jest w niej długa. Niewiedza co do tego jest również skandaliczna, gdyż chodzi o słowo proste i często występujące zarówno w Piśmie św. jak też w liturgii. W księgach liturgicznych akcent w takich słowach jest nawet zaznaczany, więc wystarczy umieć czytać.
Teraz co do treści wystąpienia. Także pod tym względem jest ono skandaliczne, gdyż stanowi pomieszanie i poplątanie strzępów wiedzy, i to w kwestii dość prostej. Wprawdzie delikwent podkreśla, że mu się "wydaje", że nie jest pewny, ale przecież to nie upoważnia go do popełnienia kardynalnych i zasadniczych błędów, nawet pod względem zdroworozsądkowym. Jeśli czegoś nie wie, to powinien 1. się do tego przyznać (a nie udawać że wie, bo mu się "wydaje"), 2. obiecać douczenie się, 3. douczyć się, 4. odpowiedzieć po douczeniu się. Zamiast tego on wzywa kogoś niewiadomego z większą wiedzą do wypowiedzenia się. A już samo twierdzenie, jakoby katolicka forma była "powtórzeniem" jakiejkolwiek przysięgi małżeńskiej, świadczy nie tylko o wszechstronnej ignorancji, lecz o zwykłej bezmyślności. Którzy to poganie stosują katolicką przysięgę małżeńską? No cóż...
Jak już wspomniałem, pojęcie "sanatio in radice" odnosi się w prawie kanonicznym wyłącznie do małżeństwa sakramentalnego, czyli między ochrzczonymi, które zostało - według wiedzy w momencie zawierania - ważnie zawarte, a następnie okazało się nieważne. Jest o tym mowa w Kodeksie Prawa Kanonicznego (cc. 1161–1165 CIC). Czymś zupełnie innym jest kwestia małżeństwa między nieochrzczonymi, czyli żydami bądź poganami, które nie jest sakramentem, lecz tzw. małżeństwem naturalnym.
Osoby nieochrzczone żyją w małżeństwie naturalnym. Jeśli przyjmując chrzest nie zawierają równocześnie sakramentalnego małżeństwa - w taki sam sposób jak każdy katolik - wówczas wcale nie są małżeństwem, więc jeśli nadal żyją na sposób małżeński, żyją w konkubinacie. Innymi słowy: wraz z przyjęciem chrztu zobowiązani są zawrzeć także sakramentalne małżeństwo według przepisanej formy katolickiej. Bez tego zawarcia w świetle prawa kanonicznego są stanu wolnego i nie wolno im współżyć na sposób małżeński.
Tak więc x. Bańka FSSPX poważnie się myli, twierdząc, jakoby nie obowiązywało ich zawarcie sakramentu małżeństwa wraz z przyjęciem chrztu, jeśli mają wolę kontynuowania pożycia małżeńskiego. Owszem, mogą od biskupa otrzymać dyspensę od katolickiej formy zawarcia sakramentu małżeństwa, jeśli nie jest możliwe asystowanie przez kapłana posiadającego jurysdykcję. Wówczas do ważności wystarczy ich obopólny konsens, czyli wola zawarcia sakramentalnego małżeństwa, według katolickiego rozumienia małżeństwa. A jeśliby np. nie wiedzieli o konieczności zachowania katolickiej formy obrzędu sakramentalnego małżeństwa, a mieli obopólny konsens, wówczas zachodziłby przypadek dla "sanatio in radice", czyli do "uleczenia" braku katolickiej formy. To uleczenie musi być udzielone przez władzę kościelną, czyli Stolicę Apostolską albo biskupa miejsca. Jeszcze raz: "sanatio in radice" dotyczy wyłącznie małżeństwa osób już ochrzczonych, nie innych, także nie tych przygotowujących się do chrztu.
I jeszcze do samego zadanego pytania. Otóż do momentu przyjęcia chrztu małżonkowie kanonicznie nie są katolikami i nie obowiązuje ich katolicka forma sakramentu małżeństwa, w związku z czym wolno im współżyć na zasadzie małżeństwa naturalnego. Oczywiście przyjęcie chrztu wymaga okresu przygotowania. W jego trakcie, a właściwie już na początku duszpasterz powinien wymagać wyjaśnienia planów takiej pary na przyszłość, tzn. czy chcą być małżeństwem sakramentalnym, czy nie. Jeśli tak, to powinien ich wprowadzić w katolickie rozumienie małżeństwa i przedstawić wymogi. Para powinna się zobowiązać do przestrzegania ich już przed chrztem i wtedy mogą nadal żyć jako małżeństwo, czyli bez grzechu kontynuować pożycie. Jeśli natomiast para nie zamierza po przyjęciu chrztu być sakramentalnym małżeństwem, wówczas powinna zaprzestać pożycia małżeńskiego.
jeśli jest tak jak Ksiądz piesek iż po chrzcie ustaje małżeństwo naturalne z samego prawa to po co istniałby przywilej Pawłowy czyli rozwiązanie małżeństwa w określonej sytuacji po chrzcie jednego z małżonków?
OdpowiedzUsuńNie ma małżeństwa naturalnego między ochrzczonymi. Tak więc wraz z przyjęciem chrztu są tylko dwie możliwości:
Usuń- zawarcie sakramentalnego małżeństwa
- zaprzestanie pożycia małżeńskiego z tą osobą.
Tzw. przywilej Pawłowy odnosi się do sytuacji, gdy tylko jedna osoba przyjmuje chrzest. Ten "przywilej" oznacza, że osoba ochrzczona może bez popełnienia grzechu i bez formalnego unieważnienia naturalnego małżeństwa zawrzeć sakramentalne małżeństwo z inną osobą. To potwierdza, że małżeństwo naturalne samo w sobie nie jest nierozerwalne, nawet jeśli Kościół docenia także jego godność między poganami.
LICh!
OdpowiedzUsuń1) Czy poganin znaczy tyle, co nieochrzczony?
2) Czy konkubinat między nieochrzczonymi i jakaś forma małżeństwa (religijna, świecka) między nimi różnią się co do wartości moralnej?
3) Jak zakwalifikować małżeństwo niesakramentalne osoby ochrzczonej i nieochrzczonej?
1. Także żydzi zaliczają się do nieochrzczonych.
Usuń2. Problem jest z odróżnieniem konkubinatu od małżeństwa naturalnego (nie jest istotne, czy zawartego w jakiejś religii, czy tylko cywilnie). Jeśli przez konkubinat rozumie się tzw. wolny związek bez jakichkolwiek wzajemnych zobowiązań, a przez małżeństwo naturalne rozumie się trwały (przynajmniej zasadniczo) związek z prawami i obowiązkami, to to drugie ma oczywiście wartość moralną znacznie wyższą od pierwszego, gdyż ma znamiona przynajmniej częściowo wspólne z małżeństwem sakramentalnym. Innymi słowy: nieochrzczeni żyjący w trwałym i wiernym związku wydającym i wychowującym potomstwo są znacznie bliżej małżeństwa sakramentalnego niż konkubenci.
3. W świetle prawa kościelnego to jest konkubinat, nawet jeśli ma znamiona małżeństwa, analogicznie do małżeństwa naturalnego. Osoba ochrzczona żyje wówczas w grzechu ciężkim.
Czasami człowiek po prostu nie jest pewien i mu się wydaje i tyle i nie ma tu problemu
OdpowiedzUsuńCzy istnieją stopnie moralności? Czy coś może mieć wartość moralną wyższą a coś niższą?
OdpowiedzUsuńDla katolika to nie powinno mieć znaczenia. Albo coś jest moralne albo nie.
Albo coś jest grzechem albo nie.
Wg takiego schematu wina za morderstwo byłaby równa winie za kłamstwo. Najmniej ciężki z grzechów powszednich byłby równy największemu ze śmiertelnych. Okoliczności łagodzące nie miałyby znaczenia.
UsuńPrzecież nikt tu nie zachęca do akceptacji zła ze względu na mniejszy ciężar tego czy innego uczynku.
A tu twierdzą że, mimo ciśniętej powyżej "fatwy", ks.Bańka ma rację:
OdpowiedzUsuń"There still remains the one question, on which also Catholic theologians are still to some extent divided, as to whether and at what moment marriages legitimately contracted between the unbaptized become a sacrament on the subsequent baptism of the two parties. That they never become a sacrament was taught in his day by Vasquez, and also by the canonists Weistner and Schmalzgrüber. This view may today be regarded as abandoned, and cannot be reconciled with the official decisions since given by the Holy See. The discussion must, therefore, be confined to the question, whether through the baptism alone (i.e. at the moment when the baptism of the later baptized of the two partners is completed) the marriage becomes a sacrament, or whether for this purpose the renewal of their mutual consent is necessary. Bellarmine, Laymann, and other theologians defended the latter view; the former, which was already maintained by Sanchez, is today generally accepted, and is followed by Sape, Rosset, Billot, Pesch, Wernz etc. This opinion is based on the ecclesiastical teaching which declares that among the baptized there can be no true marriage which is not also a sacrament. Now, immediately after the baptism of both partners, the already contracted marriage, which is not dissolved by baptism, becomes a "marriage of the baptized"; for were it not immediately a "sacrament", the above-mentioned general principle, which Pius IX and Leo XIII proclaimed as incontestable doctrine, would be untrue. Consequently we must say that, through the baptism itself, the existing marriage passes into a sacrament. A difficulty may arise only in the determination as to where in such a case the matter and form of the sacrament are to be sought, and what act of the minister completes the sacrament. This problem, it would seem, is most readily solved by falling back on the virtually continuing mutual consent of the parties, which has been already formally given. This virtual wish to be and to remain partners in marriage, which is not annulled by the reception of baptism, is an entity in the parties in which may be found the ministration of the sacrament."
https://www.newadvent.org/cathen/09707a.htm