Bywają - ostatnio niestety nierzadko - wypowiedzi duchownych, które świadczą nie tylko o zupełnym oderwaniu od wiary i teologii katolickiej, lecz nawet od zdrowego rozsądku i poczucia rzeczywistości. Dobitnym przykładem jest niedawna wypowiedź jednego ze znanych publicznie jezuitów usańskich, który uraczył świat swoimi marzeniami odnośnie dalszych reform liturgii w duchu Vaticanum II (text dostępny tutaj). Text jest o tyle ciekawy, że autor należy do pokolenia i zakonu, który obecnie dzierży ster władzy w Watykanie, przy czym nie trudno zauważyć, że jest to recydywa mentalności sprzed pół wieku, gdy ci panowie przeżywali swój spóźniony wiekowo młodzieńczy bunt wraz z euforią nowości "soborowych". Osobiście miałem z tą mentalnością dość blisko (i też dość boleśnie) do czynienia podczas studiów seminaryjnych i uniwersyteckich, gdyż jest to pokolenie większości moich wychowawców i profesorów.
Typowe jest także, iż ów jezuita na swoim profilu fb chwali się takim oto towarzystwem:
Bardziej quasi teologicznie i kościelnie wyznaje oczywiście modny obecnie "Kościół miłosierdzia":
Co to w praktyce oznacza - mianowicie dogłębne zakłamanie i obłudę - staje się wyraziste w jego wypocinach, gdy mówi o liturgii tradycyjnej dokładnie to:
Tak więc dowiadujemy się, że
- Paweł VI wprowadzając Novus Ordo upoważnił biskupów do prześladowania tych, którzy woleli pozostać przy liturgii tradycyjnej,
- Benedykt XVI odebrał biskupom to upoważnienie, przyznając każdemu kapłanowi prawo do celebrowania "Mszy trydenckiej" według upodobania,
- obecnie "jest czas", by przywrócić władzę biskupów nad "liturgią trydencką" w ich diecezjach, czyli praktycznie wydać wiernych swawoli biskupów, bez możliwości dochodzenia swojego prawa u Stolicy Apostolskiej,
- należy jasno postawić sprawę, że liturgia tradycyjna musi zaniknąć,
- można ją dozwolić jedynie dla starszych osób, które "nie rozumieją potrzeby zmiany",
- należy zakazać młodym ludziom uczęszczania na "Mszę trydencką".
No cóż. Fałsz prawny, teologiczny i też odnośnie samych faktów jest tutaj na wybitnym poziomie i przypomina dość wyraźnie politykę reżimów komunistycznych wobec katolików i chrześcijan w ogóle. Ten człowiek swoją mentalnością żyje widocznie w rzeczywistości lat 60-ych i 70-ych ubiegłego wieku, gdyż nie przyjmuje do wiadomości, iż obecnie 80-90 % uczęszczających na liturgię tradycyjną to ludzie, którzy zostali wychowani w Novus Ordo oraz ich dzieci, które wzrastały w atmosferze wolności (przynajmniej i głównie teoretycznej) dla tej liturgii zwłaszcza od momentu wydania motuproprio "Summorum pontificum" w 2007 r. Dotyczy to także kapłanów sprawujących tę właśnie liturgię: jest to pokolenie święconych głównie po tym motuproprio i też niewiele starszych, którzy korzystali już z motuproprio "Ecclesia Dei" z 1988 r.
Nasuwa się więc nieuchronne pytanie, jak x. Reese wyobraża sobie owo niepozwalanie na dostęp do "Mszy trydenckiej". Chce internować księży trydenciarzy? Czy tylko pozbawiać ich kontaktu z wiernymi, skazując na celebrowanie prywatne w ukryciu (co już miało miejsce za Pawła VI i znowu powraca)? Co chce zrobić z młodymi ludźmi, którzy obecnie dzięki internetowi mogą zapoznać się z tą liturgią i uczestniczyć w niej choćby na odległość? Czyż może postuluje cenzurę także w internecie, jeśli tak, to w jaki sposób? Czy zdaje sobie sprawę, iż liturgia tradycyjna jest sprawowana nie tylko w oficjalnych strukturach, lecz także w sieci kościołów i kaplic na całym świecie, począwszy od placówek Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, poprzez "ruch oporu" bpa Williamson'a i sedewakantystów, aż do lokalnych wspólnot i pojedynczych kapłanów?
Głównym problemem jest jednak widoczny brak świadomości, jakie konsekwencje - przynajmniej psychologiczne - miałaby taka banicja liturgii tradycyjnej z oficjalnych struktur. Otóż świadczyłaby dokładnie o tym, co reprezentuje x. Reese: o nienawiści do Kościoła sprzed Vaticanum II. To by oznaczało opadnięcie masek "reformatorów", czyli ukazałoby prawdę o nich. A jak wiadomo ze słów Pana Jezusa, prawda wyzwala.
Zaś o zasadniczej mentalności ateistyczno-komunistycznej świadczą następne słowa:
Tak więc x. Reese nie neguje wprawdzie Przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, gdyż by się zdemaskował. Wystarczy powiedzenie, że jest to mniej ważne niż "przeistoczenie" ludzi w "ciało Chrystusa". Ciekawe jest także zdanie, iż "nie czcimy Jezusa w tym sensie", co już jest właściwie dość wyraźnym przyznaniem się do pośredniej negacji boskości Jezusa Chrystusa, gdyż zabezpieczający dodatek "w tym sensie" właściwie nic nie znaczy, gdyż nie jest powiedziane, czy i w jakim sensie Jezusowi Chrystusowi przysługuje oddawanie czci. Tak więc w całości to zdanie zawiera dość perfidną, podskórną negację zarówno Przeistoczenia jak też boskiej godności Jezusa Chrystusa, skoro Przeistoczenie i eucharystyczna Obecność Jezusa Chrystusa nie są najważniejsze i godne czci należnej Bogu. Mamy więc tutaj wypowiedzianą dość wyraźnie mentalność i motywy autorów, wyznawców i apologetów liturgii Novus Ordo, którym zresztą nie sposób odmówić sukcesu. Nie trzeba być bowiem wnikliwym analitykiem przemian w mentalności katolików w ciągu ostatniego półwiecza by dostrzec, iż nastąpił
- wyraźny, powszechny zanik wiary w eucharystyczną Obecność Jezusa Chrystusa, co jest widoczne w zaniku oznak czci należnej Bogu, zresztą forsowanym przez liturgię Novus Ordo,
- rozpowszechnienie mentalności sekciarskiej, gdzie interes grupy dominuje i przewyższa nie tylko dobro poszczególnych dusz, lecz nawet prawdy wiary i zdrowy rozsądek.
Tym samym należy tutaj mówić o mentalności ateistyczno-komunistycznej w wersji pseudokatolickiej.W każdym razie:
Po pierwsze, jakikolwiek zakaz zarówno sprawowania jak też uczestniczenia w liturgii tradycyjnej byłby nielegalny, gdyż pozbawiony podstaw zarówno prawnych jak też teologicznych. Rozumniejsi pośród modernistów zdają sobie z tego sprawę i dlatego nie zakazują, a jedynie podstępnie i perfidnie szykanują.
Po drugie, takowy zakaz byłby nieskuteczny i skazany na fiasko. Nawet jeśli by doszło do oficjalnego zakazu czy ograniczenia dostępu do liturgii tradycyjnej, to by to spowodowało wzmocnienie wszelkiego "podziemia", nie tylko poza oficjalnymi strukturami, lecz także w ramach struktur. Tutaj także będzie miało zastosowanie porzekadło: dłużej klasztora niż przeora. Jak wiadomo z historii Kościoła, wraz z nowym pontyfikatem może się w Kościele wiele zmienić, oczywiście także w drugą stronę. Młodzież współczesna jest wprawdzie naiwna, jak zawsze, ma jednak o wiele więcej możliwości szukania i poznawania prawdy, także odnośnie wiary i liturgii katolickiej. Tego jej nie można zabrać, chyba że nastąpi zupełna cenzura internetu także w sprawach kościelnych. Mimo pewnej manipulowalności, która wynika z braku doświadczenia i dojrzałości, wiek młodzieńczy charakteryzuje głównie wrażliwość na prawdę i szczerość, w tym także krytycyzm i odwaga w podważaniu stanu zastanego. Nie trzeba mieć wyjątkowej wiedzy teologicznej, by łatwo dostrzec, iż liturgia tradycyjna jest przejrzysta i prostolinijna w wyrażaniu wiary katolickiej. W niej każdy szczegół trzyma się prawd wiary, w przeciwieństwie do liturgii Novus Ordo, gdzie roi się od niejasności, sprzeczności i absurdów (począwszy od kierunku celebracji, aż do angażowania kobiet do służby ołtarza).
W sumie dobrze, iż pojawiła się wypowiedź x. Reese'a. Ukazuje ona nerwowe konwulsje mentalności, która przynajmniej podświadomie czuje, że przegrywa, i dlatego właśnie chce sięgać po przemoc zakazów. Z charakterystycznym dla modernizmu zaćmieniem zdrowego rozsądku nie zauważa przy tym własnej groteskowości.
Jednym z najgorszych elementów w tym wszystkim jest stałe usytuowanie młodzieńca szukającego prawdy między Scyllą a Charybdą, między ryzykiem modernizmu a ryzykiem schizmy i/oraz neognozy i neopelagianizmu...
OdpowiedzUsuńJest proste rozwiązanie: dać każdemu katolikowi w każdej parafii możliwość uczestniczenia w tradycyjnej liturgii.
UsuńWinę za to, że obecna sytuacja faktyczna stanowi ryzyko czy niebezpieczeństwo dla wiary i rozwoju duchowego ludzi młodych, ponoszą sprawujący władzę w Kościele.
Ale do tego trzeba by wydrukować dużo mszalików ;czy to jest problem w obecnych czasach ?
UsuńPrzede wszystkim katechezy prawidłowej. Mszalik nie jest niezbędny do uczestnictwa w liturgii.
UsuńA czym jest "ryzykiem schizmy i/oraz neognozy i neopelagianizmu..."? Chodzi o sedewakantyzm ?
UsuńJa myślę że ten Człowiek chce uśmiercić posoborowy Kościół.
OdpowiedzUsuńNa liturgię klasyczna chodzi bardzo dużo młodych na NOM ... bardzo dużo starszych.
Zakaz klasycznego rytu spowoduje że NOM będzie umierać wraz z tymi starszymi a Bractwo Piusa rosnąć w siłę z młodymi. Może i dobrze ?
Bóg zapłać za ten tekst i wlanie mi w serce jako "trydenciarzowi" otuchy.
OdpowiedzUsuń"La Trahison des pères" (The Betrayal of the Fathers)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że taka książka wyjdzie również w Polsce, aby opisać jak wszelkiej maści grupy i "nowe ruchy" rozwalają od środka KK.
https://cruxnow.com/interviews/2021/04/new-book-explores-plague-of-abuse-in-churchs-new-religious-movements/
W Polsce patrząc z boku zauważam apogeum wszelkiej maści grupy, ruchów i charyzmatów. Wszystko pod oficjalnym patronatem KK.
Wszelkie nawoływanie z mojej strony spełza na niczym bo odpowiedź jest jedna: przecież kieruje tym katolicki Ksiądz/zakonnik, więc nie ma mowy o herezji.
Skala tego typu myślenia jest wręcz powszechna i ciężko patrzeć, ale polski Kościół czeka ta sama droga co kościoły Europy Zachodniej. Może ten proces będzie wolniejszy, ale jest nieuchronny.
Proszę księdza mam taki problem, że biskup nie zgadza się na chrzest dziecka w NFRR. Jakie są drogi (najlepiej pokojowe i oficjalne) rozwiązania tej sprawy? Na jakie art. prawa kanonicznego i innych dokumentów (np. Summorum pontificum) można się powołać?
OdpowiedzUsuńProboszcz nie ma prawa się nie zgodzić. Obowiązującym prawem jest motuproprio z 2007 r. "Summorum pontificum". Według niego każdy kapłan na prawo używać ksiąg liturgicznych obowiązujących przed Soborem Watykańskim II i nie musi pytać nikogo o zgodę na ich używanie.
UsuńSprawa jest o tyle trudna, że proboszcz musi wydać pozwolenie, by Chrzest był sprawowany przez kapłana spoza parafii czy poza parafią. Jednak to pozwolenie nie jest konieczne dla ważności Chrztu św.
Tak więc: jeśli proboszcz będzie się upierał, to wystarczy znaleźć kapłana, który podejmie się ochrzczenia dziecka. Może to być także poza parafią. Po Chrzcie św. kapłan czy choćby tylko rodzice zawiadamiają proboszcza o fakcie udzielenia Chrztu św. (z podaniem daty, miejsca i szafarza). Fakt udzielenia Chrztu św. powinien być odnotowany w księdze metrykalnej parafii, gdzie został udzielony. Parafia zamieszkania jest tylko informowana.
Najpierw jednak radziłbym zwrócić się do kurii danej diecezji. Tam powinni być prawnicy, którzy wiedzą o stanie prawnym i powinni odpowiednio pouczyć proboszcza.
Problem jest inny, to biskup się nie zgadza, proboszcz jako tako nie ma zastrzeżeń (dopóki biskup nie zadzwoni oczywiście).
UsuńBiskup nie ma prawa się nie zgadzać.
UsuńW takim razie wystarczy znaleźć kapłana i kościół. Może być w innej diecezji.