To są słuszne uwagi. Tzw. wspólnoty są przeważnie lokalnymi komórkami tzw. ruchów, które są nie tylko nowością, lecz mają wyraźne tendencje heretyckie, zwłaszcza protestantyzujące, jak zwłaszcza założony przez kryptomasona x. Franciszka Blachnickiego tzw. ruch oazowy (oficjalna nazwa "Światło Życie", co nawiązuje do wcześniejszego "ruchu" niemieckiego) tzw. charyzmatycy i tzw. neokatechumenat. Szczególnie perfidną wersją tzw. charyzmatyzmu jest medjugorjanizm, gdyż posługuje się pozorami maryjności.
Tradycyjnie w parafiach katolickich były różne bractwa i stowarzyszenia. Istotną różnicą względem dzisiejszych "wspólnot" i "ruchów" jest to, że miały
- oficjalne statuty, w którym jasno był określony cel, struktura oraz sposób działania,
- podlegały strukturom parafialnym, tzn. lokalnym duszpasterzom.
Tzw. ruchy nie mają wcale oficjalnych statutów (jak tzw. charyzmatycy), czy raczej mają jedynie tajne reguły, a zarząd, czyli struktura jest bardzo scentralizowana, choć niekoniecznie oficjalnie. Tzw. charyzmatycy zwykle nie mają oficjalnej struktury zarządu, jednak zarząd zakulisowy i tajny istnieje, co jest zresztą typowe dla przeróżnych sekt, zwłaszcza dla masonerii.
Zasadniczym celem tzw. wspólnot raczej nie jest rozbijanie od wewnątrz, lecz wpajanie w życie parafii i poszczególnych wiernych fałszywych nauk i praktyk. Faktycznie prowadzi to i musi prowadzić do starć i konfliktów, jednak celem jest przeniknięcie i opanowanie parafii, także przez wyeliminowanie tych, którzy nie godzą się na daną linię i posunięcia.
Tak np. w Polsce tzw. ruch oazowy, którego oficjalnym przywódcą był x. Blachnicki (więcej tutaj), zapoczątkował poważne nadużycia w liturgii - jak Komunia na stojąco, gra na instrumentach rozrywkowych podczas liturgii itp. - które obecnie stały się niestety quasi regułą.
Innymi słowy: to jest sposób na przetworzenie życia parafii w duchu "nowości", które są narzucane przez "ruchy".
Nawet jeśli nie dochodzi do wewnętrznego rozbicia życia parafii, to na pewno już samo istnienie przeciwstawnych grup i poglądów sprzyja czy wręcz powoduje myślenie i mentalność relatywistyczną. Jeśli np. w jednej parafii istnieje zarówno róża różańcowa jak też grupa "charyzmatyczna", to już sam ten fakt powoduje dezorientację i tłumienie krytycznego myślenia zwłaszcza po stronie konserwatywnej, która jest zmuszana najpierw do tolerancji, potem do ustępstw, aż w końcu spychana jest na margines życia parafii czy wręcz poza nim, skazana na unicestwienie biologiczne.
To jest realne i poważne niebezpieczeństwo dla Kościoła. Po pierwsze z powodu wpajania niekatolickich poglądów, a po drugie z powodu podlegania strukturom innym niż normalny porządek podległości w Kościele, czyli biskup miejsca wraz z jego wysłannikami w parafiach czyli duszpasterzami.
Mitem jest, jakoby "grupy" (zwane też "wspólnotami") oznaczały żywotność parafii. Otóż żywotność katolickiego życia religijnego polega na uczestniczeniu w sprawowaniu sakramentów świętych, zwłaszcza tych codziennych jak spowiedź i Msza św. Natomiast tzw. grupy mają swoje praktyki i "nabożeństwa", nierzadko zupełnie odbiegające od liturgii Kościoła, a nawet z nią sprzeczne. Innymi słowy: one odciągają zarówno wiernych jak też duszpasterzy od sakramentów świętych, zajmując czas i energię własnymi zwyczajami i praktykami.
Istotne są następujące zasady:
1. Duszpasterz ma być pasterzem dla całej parafii i dla każdego członka parafii, nie dla "grup" czy "wspólnot". Gdy się one tworzą (czy są tworzone), to reszta parafii jest de facto traktowana po macoszemu, a to jest początek nie tylko rozbicia parafii, lecz jej zapaści. Owoce już widać obecnie.
2. Duszpasterz ma wspierać wspólnoty naturalne, czyli rodziny. Jakość duszpasterza powinna być oceniana nie według ilości "grup" w parafii, lecz po jakości rodzin i przyjmowania sakramentów. Parafia jest "wspólnotą wspólnot" tylko w znaczeniu wspólnoty rodzin, nie wspólnoty grup wzajemnej adoracji czy adoracji proboszcza.
3. Owszem, w parafii mogą i powinne istnieć grupy zadaniowe, np. zespół wspomagający duszpasterza w działalności charytatywnej, w opiece nad osobami starszymi i chorymi, także wspierająca radą w sprawach bardziej świeckich jak budowa, remonty itp. Czymś zupełnie innym są obecnie tzw. grupy: to są lokalne filie "ruchów" ponadparafialnych, nawet ponadnarodowych, o pochodzeniu protestanckim czy paraprotestanckim, które w swojej naturze mają
- przynajmniej dystans wobec wiary i pobożności katolickiej
- własną "duchowość" czy raczej demoniczność oddalającą od wiary i pobożności katolickiej i tym samym rozbijającą życie parafii
- dążenie do własnych celów, które nie są celami parafii.
4. Jedynym katolickim podziałem parafii - oprócz podziału na rodziny - jest podział naturalny według wieku i stanu. Tylko takie grupy są bezpieczne dla życia parafii w duchu katolickim. Tak np. zamiast "grup" czy "wspólnot" duszpasterze powinni oferować katechezę dla młodzieży i dorosłych na zasadzie dobrowolnego udziału: osobno dla młodzieży męskiej, żeńskiej, pracującej, studiującej, dla małżonków z podziałem na płcie, dla osób starszych z podziałem na płcie itd.
5. Rodzajem grup według zadań mogą być grupy typu tradycyjnych bractw, jak np. bractwo różańcowe, eucharystyczne, Najśw. Serca itp. Ich zadania są jasno określone: wspieranie duszpasterza w krzewieniu danego kultu, który należy do życia całej parafii, a nie tylko dla danej "grupy".
Natomiast popieranie i promowanie tzw. grup nie jest lekarstwem na zapaść życia kościelnego, lecz jej przyczyną i katalizatorem. Katolicyzm zawsze budował na więziach naturalnych, czyli rodzinnych, stanowych, zawodowych itp. Według nich powinno być zorientowane życie parafii, a nie na "wspólnotach", gdzie przynależność zależy od osobistych upodobań i widzimisię, co zwykle oznacza także heretyckie czy prawie heretyckie poglądy.
Obecnie nierzadko nawet wysocy hierarchowie ubolewają nad "mentalnością supermarketu" w sprawach religii, tzn. że ludzie sobie wybierają z wiary to, co im pasuje. Czyż tak trudno zauważyć związek takiej mentalności z forsowaniem "grup" i "wspólnot" w parafii, do których się przynależy z powodu irracjonalnego wyboru?
Post scriptum
Istotę "ruchu" założonego przez x. Blachnickiego przy okazji trafnie streszcza były ateista, były katolik, a obecnie przywódca jednej z sekt protestanckich Paweł Chojecki:
Czy Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży podlegało tylko lokalnym duszpasterzom wcześniej ?
OdpowiedzUsuń
UsuńPrzyznaję, że nie znam historii KSM. O ile wiem, było to coś w rodzaju Akcji Katolickiej dla młodzieży, przy czym AK była nowością, która się zresztą słabo sprawdziła. Choć generalnie budowała więzi naturalne, czyli stanowe i zawodowe. To jest istotne. Struktura władzy jest drugorzędna. Degeneracja AK pochodziła głównie z tego, że niejasna była relacja strukturalna między świeckimi i duchownymi. Cel był zapewne dobry: uaktywnienie katolików. Jednak znowu potwierdziła się tutaj zasada, że choćby nawet drobna usterka w ustroju prowadzi wcześniej czy później do upadku i rozkładu. Konkretnie: nigdy nie sprawdziła się i nie może się sprawdzić przywódcza rola świeckich w sprawach religii i wiary. Innymi słowy: zadaniem katolików świeckich jest realizowanie wiary w życiu rodzinnym i zawodowym, a nie tworzenie struktury quasi równoległego przywództwa w Kościele. Jeśli w jakiejś organizacji katolickiej duchowny jest tylko asystentem, przynajmniej formalnie, to jest to zgrzyt, który musi prowadzić do upadku tej organizacji, gdyż jest wtedy strukturalna sprzeczność. Duchowny może asystować w sprawach świeckich, jako kapelan jakiegoś zawodu czy stany, będąc w tym oczywiście duchowym przywódcą, bo reprezentuje Jezusa Chrystusa. Natomiast bycie asystentem organizacji świeckich, która ma formować we wierze, to jest sprzeczność podwójna: świeccy mają się znać na sprawach świeckich, natomiast duchowni na sprawach duchowych i religijnych. Pomieszanie kompetencji i to strukturalne, jest zawsze zabójcze.
Już dawno sobie dałem spokój ze "wspólnotami" bo to wylęgarnia bełkotu i miejsce wylewania żali dnia codziennego. Ot taka samopomoc okraszona różańcem z dopowiedzeniami (...) i plum-plum na gitarce.
OdpowiedzUsuńJest Pismo Święte z komentarzami, są doktorzy kościoła których książki są obecnie powszechnie dostępne, e-wydania po angielsku kosztują często mniej niż 10zł.
Pól godziny takiej lektury to więcej niż całe weekendy na ich rekolekcjach i dniach formacji.
Kręgi prowadzone są często przez duchownych zaraz po seminarium, i z całym szacunkiem do nich... Czy mogą powiedzieć coś więcej na temat Bożego objawienia niż np. św. Tomasz???
Ta wiedza czeka na wyciągnięcie ręki.
Dokładnie w punkt 👍
UsuńDziękuję Księdzu za odpowiedź we wpisie. Jest tak siak Ksiądz pisze.
OdpowiedzUsuńZ tego, co widzę, wspólnoty spełniają przede wszystkim funkcję ludyczną, to taka moderacja eventowa o pozorach misji. Duszpasterstwa trudnią się animacją społeczno-kulturalną, organizacją festynowych biesiad. Wodzirejstwo świeckich = brylowanie na świeczniku i aktywizm estradowy. To jest błędne rozumienie radykalizmu. Wszechobecna, pijarowska gadka na jedno kopyto, że trzeba zacząć nowe życie i zaangażować się w ewangelizację jest deprecjonowaniem wiernych, zajmujących się przede wszystkim swoimi realnymi obowiązkami. Zły tak samo jak odwraca role płciowe, tak odwraca role stanowe. To jakby ujma dla życia nazaretańskiego. Poza tym te niewinne wspólnotki to zakamuflowane centra plotkarstwa, o czym zdają się nie wiedzieć zadowoleni z nich księża.
Pozdrawiam,
czytelniczka
Byłam w kilku wspólnotach i jedyną zdrową było Duszpasterstwo Akademickie. Wszelkie Odnowy i neokatechumenat (po którym uciekłam po pierwszej konwiwencji) to typowy protestantyzm gdzie głosić każdy może, formować innych każdy może, prowadzić publicznie modlitwy każdy może, interpretowac Pismo św każdy może i skutkiem tego jest deformacja i skrzywienie zarówno psychologiczne jak i duchowe jej członków. Oczywiście sa wspólnoty zdrowsze (mające w miarę dojrzałych liderów świeckich i duszpasterzy) i kompletnie sekciarskie. Wydaje się,że nacisk położono na przyciąganie do struktur Kościoła młodych ludzi,ale nikt nie myśli o skutkach takiej "formacji". Prawie połowa zgłaszających się ludzi do Ośrodka ds. Sekt i Nowych Ruchów Religijnych to osoby ze wspólnot katolickich. A ilu sie nie zgłasza tylko po prostu odchodzi na margines lub poza Kościół? Temat tabu. Już od kilkunastu lat nie wchodzę do żadnej wspólnoty tylko żyję po prostu życiem parafialnym i sakramantalnym. Chętnie zostałabym tercjarką, ale przeraża mnie, że większość tercjarzy których znam, to osoby formowane wcześniej właśnie przez te wspólnoty i praktycznie co do poglądów w nurcie modernistycznym. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńApeluję o prawdę i rzetelność. Neo ma statut zatwierdzony przez Papieską Radę do Spraw Świeckich w 2008 r. dostępny dla każdego kto zechce go nabyć. Jeżeli ktoś chce wystawiać oceny wspólnotom to przede wszystkim niech patrzy na owoce ich działania. Mówienie że " ks. Blachnicki zapoczątkował poważne nadużycia w liturgii - jak Komunia na stojąco, gra na instrumentach rozrywkowych podczas liturgii itp." jest krzywdzeniem Tego kapłana jaki i licznej oazowej rodziny. Temat jest bardzo szeroki, nie sposób go objąć w kilku zdaniach. Proszę spojrzeć na rodziny oazowe czy Neo, jaka jest statystyka rozwodów, jaka dzietność, jaka formacja, ilu kapłanów wyszło z Seminariów Redemptoris Mater, ile rodzin w misjach. Gzie tu jest rozbicie, czy opanowanie parafii. Na działalność wspólnot w parafii wyraża zgodę proboszcz i może tę działalność kontrolować osobiście lub przez wyznaczonego duchownego.Papież Benedykt XVI stwierdził , że przyszłość Kościoła to właśnie małe wspólnoty.
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka, że tzw. neokatechumenat
Usuń- praktykuje swoją "liturgię" sprzeczną nawet z normami Novus Ordo, a tym bardziej z tradycyjną liturgią chrześcijańską (nie tylko katolicką),
- dotychczas nie dostosował się do wymagań nałożonych przez Stolicę Apostolską odnośnie liturgii,
- oprócz zatwierdzonych oficjalnych statutów posługuje się tajnymi regułami,
- nie udostępnia publicznie materiałów do tzw. katechez, a przecieki dotyczące ich poświadczają, że są w nich nagminnie głoszone herezje.
Tym samym nie ma znaczenia ani liczba potomstwa, ani wyjazdy na "misje", gdyż tego typu "owoce" wykazują wszelkie sekty, a decydujące jest, jakie treści są przekazywane.
To dotyczy także powołań w seminariach "RM": wpajane są tam herezje, nie wiara katolicka.
Wskazanie na skandaliczne fakty w działalności x. Blachnickiego nie ma nic wspólnego z krzywdzeniem, lecz jest wskazaniem na krzywdę, którą wyrządził i nadal wyrządza pokoleniom wychowanym przez "oazę", która polega na wpajaniu herezji modernistycznej, nie na wychowaniu we wierze katolickiej.
Jeśli Benedykt XVI takie słowa wypowiedział, to po pierwsze takiej wypowiedzi nie przysługuje żadna ranga doktrynalna, gdyż jest to wypowiedź socjologiczna, nie odnośnie wiary i moralności. Po drugie, poważnie się pomylił, co zresztą nie dziwi, gdyż nigdy nie zetknął się bezpośrednio z rzeczywistością duszpasterską po Vaticanum II, więc nie zna problemów związanych z tzw. wspólnotami.
Proszę rozpoznać, ile jest wspólnot np. w kościele św. Anny w Warszawie i jakie to są.
UsuńPrzypadkiem ktoś kiedy w radiu Jasna Góra o tym wspomniał, chwaląc się tym, iż jest dziesięć wspólnot i wszystkie neokatechumenalne! o Zgrozo. Nie sprawdzałem, ale może warto....
Każda wspólnota wcześniej czy później staje się sektą, jeżeli działa w sposób zamknięty a przede wszystkim deprecjonuje Eucharystię - Źródło i Szczyt życia chrześcijańskiego, jak powiedział św. Jan Paweł II.
Co do neo, to trzeba sięgnąć korzeni i ks. prof. Poradowskiego.
Nie wchodząc w dyskusję z meritum. bo po prostu się zgadzam, muszę zaprzeczyć, że w kościele św. Anny w Warszawie wszystkie wspólnoty są lub nawet mają charakter neokatechumenalny. To po prostu nieprawda. Jeśli już ujednolicać, to wspólnoty te wprost lub pośrednio formują się i organizują na zasadach odnowy, czyli parakatolickiej wersji pentekostalizmu.
UsuńChoć osobiście nie uważam żeby takie ujednolicanie było potrzebne, bo nie tylko może być krzywdzące w poszczególnych przypadkach, ale też zwyczajnie pozbawia nas możliwości zrozumienia tego zjawiska w pełni, a ułatwia tylko pozytywne czy negatywne etykietowanie.
Ja tu widzę inny problem. Wszystko dobrze,jeśli parafianie wychodzą z wierzących rodzin lub istnieją grupy naturalne,zawodowe czy stanu które mogłyby wspierać pojedynczych ludzi. A gdy,jak większość w dzisiejszych czasach,nie mają gdzie szukać takiego wsparcia? Jak się mają nauczyć myśleć i żyć po chrześcijańsku? Jeden ksiądz, zwykle stary na ileś tysięcy w parafii nie ma szans by dojść że słowem,formacja bliskością i pociecha do wszystkich. A żyjemy w świecie nie obojętnym,a wrogim chrześcijaństwu i bodźce dookoła,zwłaszcza dochodzące do młodych ludzi są prawie wyłącznie poganskie. Tak,każda wspólnota powinna być kontrolowana przez kapłana który powinien tam od czasu do czasu bywać. Ale budowanie wspólnoty parafialnej postępuje przez budowanie wspólnoty wspólnot. Tylko w małej grupie można się poczuć kochanym i nauczyć się kochać.jestesmy w stanie utrzymywać stały kontakt i się wspierać max z 9 osobami. Jeśli szukamy ich w pracy,szkole,w okrojonych rodzinach,pod sklepem to nie będą to grupy uczące Chrystusa i dające korzenie. Czyli: najprościej to żeby były wspólnoty mające małe grupki formacyjne( grupki dzielenia czy tp),tylko że powinny być prowadzone wg programu napisanego,przeczytanego,zaakceptowanego przez kapłana parafialnego. Mogą mieć różne duchowości bo ludzie np mogą być chętni do modlitwy biblijnej,do wielbienia,służby potrzebującym itp. Zostawienie samotnych ludzi w poganskim świecie i umożliwianie im tylko by przychodzili do kościoła na Msze Św prowadzi do wiary martwej ( jeśli osobą nie ma grona silnych,wierzących znajomych czy rodziny i nie została dobrze uformowana w dzieciństwie. Jest możliwość zakładania dobrych wspólnot.i dobrego ich prowadzenia,pod kontrolą. Odnoszę wrażenie jakby ksiądz patrzył z punktu widzenia idealnych czasów gdy wokół byli ludzie myślący po chrześcijańsku a nie poganie.
OdpowiedzUsuńGruntowne nieporozumienie.
Usuń1. Duszpasterz ma być dla całej parafii, nie dla "grup" czy "wspólnot". Gdy się one tworzą (czy są tworzone), to reszta jest traktowana po macoszemu.
2. Duszpasterz ma wspierać wspólnoty naturalne, czyli rodziny. Jakoś duszpasterza powinna być oceniana nie według ilości "grup" w parafii, lecz po jakości rodzin i przyjmowania sakramentów. Parafia jest "wspólnotą wspólnot" tylko w znaczeniu wspólnoty rodzin, nie wspólnoty grup wzajemnej adoracji czy adoracji proboszcza.
3. Owszem, w parafii mogą i powinne istnieć grupy zadaniowe, np. wspomagająca duszpasterza w działalności charytatywnej, w opiece nad osobami starszymi i chorymi, także wspierająca radą w sprawach bardziej świeckich jak budowa, remonty itp. Czymś zupełnie innym są obecnie tzw. grupy: to są lokalne filie "ruchów" ponadparafialnych, nawet ponadnarodowych, o pochodzeniu protestanckim czy paraprotestanckim, które w swojej naturze mają
- przynajmniej dystans wobec wiary i pobożności katolickiej
- własną "duchowość" czy raczej demoniczność oddalającą od wiary i pobożności katolickiej i tym samym rozbijającą życie parafii.
4. Jedynym słusznym podziałem parafii - oprócz podziału na rodziny - jest podział naturalny według wieku i stanu. Tylko takie grupy są bezpieczne dla życia parafii w duchu katolickim. Tak np. zamiast "grup" czy "wspólnot" duszpasterze powinni oferować katechezę dla młodzieży i dorosłych na zasadzie dobrowolnego udziału: osobno dla młodzieży męskiej, żeńskiej, pracującej, studiującej, dla małżonków z podziałem na płcie, dla osób starszych z podziałem na płcie itd.
5. Rodzajem grup według zadań mogą być grupy typu tradycyjnych bractw, jak np. bractwo różańcowe, eucharystyczne, Najśw. Serca itp. Ich zadania są jasno określone: wspieranie duszpasterza w krzewieniu danego kultu, który należy do życia całej parafii, a nie tylko dla danej "grupy".
4. Nie powinno być duszpasterstw mieszany np duszpasterstw akademickich żeby wierzący mogli się poznać i zawiązać przyjaźnie także prowadzące do małżeństwa?
UsuńDlaczego zgromadzenie, którego przywódcą jest Paweł Chojecki uważa Ksiądz Profesor za sektę?
OdpowiedzUsuńPanie Krzysztofie.
UsuńYouTube.com --> "Protestantyzm to ignorancja" (jako nazwa kanału) --> wyszukaj -->"chojecki" (fraza) i ze 100 filmów to się na pewno wyświetli. Całe kompendium.
Chojecki to nikt inny jak pastor zwodzący ludzi swoimi herezjami.
Pytanie czy kanał Protestantyzm to ignoracja jest prowadzony zgodnie z wytycznymi dekretu o ekumenizmie Unitatis redintegratio?
UsuńPytanie raczej, czy ten dekret jest zgodny z całym wcześniejszym nauczaniem Kościoła w tej kwestii, gdyż jego treść nie zawiera bodaj cienia nawiązania (nie mówiąc o kontynuacji) do Mirari vos, Quanta cura, Rerum novarum czy Mortalium animos, ani do instrukcji Świętego Oficjum z 1949 r. o tzw. ruchu ekumenicznym. Wiadomo natomiast, że już w następnym dniu po głosowaniu nad schematem Unitatis redintegratio kard. Bea otwarcie przyznał, że decydujący udział w jego redagowaniu mieli niekatoliccy obserwatorzy.
UsuńDziękuję za uwagi. Wciąż jednak wydaje mi się aktualnym pytanie o to jak właściwie nawracać innowierców, w szczególności protestantów. Nie jestem przekonany czy rozpoczynanie dyskusji od stwierdzenia, że czyjeś poglądy to ignorancja przyniesie dobry skutek.
UsuńKanał "Protestantyzm to ignorancja" jest prowadzony w prawidłowy sposób i wystarczający do tego, aby po obejrzeniu kilku filmików wywnioskować, że protestantyzm jest dziurawy i pozbawiony elementarnej logiki. Oni zaprzeczają sami sobie - nie tylko w sensie takim, że kalwini zaprzeczają luteranom, a luteranie zielonoświątkowcom, ale też w sensie takim, że ten sam kalwin najpierw zaprzeczy słowom Pisma świętego (tym, których nie doczytał albo nie chciał doczytać, bo dany werset nie będzie zgodny z jego linią "dogmatyczną"), a następnie zaprzeczy swoim własnym słowom.
UsuńModelowy przykład klasycznej, książkowej debaty katolika z protestantem (w wersji soft):
Katolik: "Maryja jest Matką Bożą"
Protestant: "ale nie ma tego w Biblii"
Katolik: "oczywiście, że jest: Łk 1,43 (A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?) Zatem o jakiego Pana chodzi?"
Protestant: "ale nie ma tego w Biblii"
Ale jasne, to nie jest żadna ignorancja, prawda?
Musiałbym zgłębić dopiero temat. W każdym razie uważam, że warto iść za radami św. Ignacego z Loyoli wyrażonymi w jego sentencji: „Trzeba z góry założyć, że każdy dobry chrześcijanin winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go jak tamten ją rozumie; a jeśli on rozumie ją źle, niech go poprawi z miłością; a jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich stosownych środków do tego, aby tamten dobrze ją rozumiawszy mógł ocalić siebie.”
UsuńNawet jeśli poprawię ją z miłością to on i tak spluje moje świętości jadem. To zależy od rodzaju protestanta. Są owszem protestanci wychowani w swojej wierze od dziada-pradziada, i być może nie mieli okazji poznać prawdy objawionej przez Kościół.
UsuńAle są i tacy ex-katolicy, którzy 2/3 rzeczy nie zrozumieli i zwiedzeni plują na Kościół, dogmaty, sakramenty i świętości. A wszelkie rzeczowe, logiczne argumenty odbijają się od ich głów jak groch od ściany. Mur. Nawet jak pokażesz mu w Biblii WSZYSTKIE Sakramenty Święte, to on i tak będzie "wiedział swoje". Obejrzyj proszę kilka odcinków ww. kanału Pana Alberta, jeśli chcesz dyskutować z innowiercami, to dostaniesz dużą dawkę merytorycznych argumentów do obrony katolickiej doktryny, która zapisana jest w Piśmie świętym.
"Nie jestem przekonany czy rozpoczynanie dyskusji od stwierdzenia, że czyjeś poglądy to ignorancja przyniesie dobry skutek."
UsuńA dlaczego katolik ma nie obstawać twardo przy swojej wierze? Taka tchórzliwość nic nie daje, na pewno nie przyciągnie ludzi, których przekonuje jasny i zdecydowany przekaz. Takie rozmiękczanie spowoduje, że oni sami nie będą wiedzieć, czego katolicy chcą i najwyżej przyciągną letnich zajawkowiczów. Zresztą już teraz widać, że wszyscy olewają katolików. Protestanci słysząc te brednie ekumenistyczne nie czują potrzeby przechodzenia na katolicyzm skoro według ekumenizmu wszyscy jesteśmy dobrzy i wszyscy mają jakąś tam rację. Bo jak oni mają rację to po co mają iść do katolicyzmu? Wszyscy olewają ten cukierkowy "katolicyzm".
"Ale są i tacy ex-katolicy, którzy 2/3 rzeczy nie zrozumieli i zwiedzeni plują na Kościół, dogmaty, sakramenty i świętości."
UsuńZ osobistego doświadczenia wiem, że dyskusja z takimi osobnikami nie ma żadnego sensu. Oni są nakręceni na swoje myślenie i jak im będzie się podawać argumenty to będą mówić na przekór, próbować na siłę znajdywać jakiś kontrargument potwierdzający ich myślenie. To jest czysto talmudyczna mentalność, mentalność durnego fanatyka. Jest jeszcze druga wersja eks-katolickich protestantów, czyli ci, którzy w sprawach wiary są ignorantami, im wszystko jedno w co wierzą, ale przeszli na protestantyzm, żeby nie musieli np chodzić do spowiedzi. W Piśmie Świętym jest napisane jak traktować oba typy apostatów, strząść proch z nóg i traktować ich jak celników. Wielu katolików nie rozumie właściwego sensu ewangelizacji. Ewangelizuje się tych, którzy są otwarci na przesłanie Boże. Jeśli ktoś tego przesłania nie chce zaakceptować to nikt na siłę nie może takiej osoby zmuszać, Pan Bóg nikogo na siłę nie będzie do siebie przyprowadzał, człowiek ma rozum i wolną wolę. A takie nachalne chandryczenie się z kimś, kto jest zagorzałym przeciwnikiem wiary katolickiej nic nie daje, to jest mentalność jehowych.
Niestety, Sz.X. myli się w swojej ocenie - do której ma oczywiście pełne prawo. Moim zdaniem sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, niż prosty podział zaprezentowany w powyższym wpisie (czy w komentarzach części Komentujących).
OdpowiedzUsuńOtóż mamy obecnie do czynienia z ogromnym chaosem w życiu społeczeństwo szeroko rozumianej cywilizacji zachodu. To odbija się również na wiernych, którzy często nie wiedzą, w co wierzą lub też ich wiedza jest skażona (z różnych powodów). Tacy ludzie nie są w stanie brać udziału w tradycyjnych formach uczestnictwa w Kościele (grupach zadaniowych, jak to zostało określone). Z drugiej strony korzystanie z sakramentów jest dla nich ograniczone (np. sytuacja życiowa) lub nie może być pełniej wykorzystane (błędy, niewiedza itp.). Takie osoby potrzebują prowadzenia i formacji. I właśnie taką formację powinny zapewniać różnego rodzaju grupy w Kościele.
Czy tak robią, to już jest inne zagadnienie. Nie mogę się jednak zgodzić ze zdaniem (tak przynajmniej rozumiem wpis Sz.X.) że sama idea ruchów i grup jest błędna.
Właściwą, katolicką formacją jest:
Usuń- homilia
- katecheza
- liturgia.
Natomiast "ruchy" uprawiają urabianie ludzi w duchu i w myśleniu mniej czy bardziej protestanckim. Dlatego takie są owoce. I nie może być inaczej.
Hierarchia polska debilnie małpuje wynalazki "zachodnie", być może w dobrych zamiarach, ale bezmyślnie i bez myślenia katolickiego. Widocznie są albo ślepi na owoce takiego "duszpasterstwa" widoczne już na tzw. Zachodzie, albo celowo dążą do takiej samej protestantyzacji i w rezultacie zapaści.
Przecież potrzebne jest spotkanie w sali parafialnej żeby porozmawiać z Księdzem na dany temat zadając pytania czy dyskutując
UsuńMamy całą masę (wzrastającą) ludzi będących tylko formalnie katolikami. Nie jest możliwe, aby trafiła do nich homilia, katecheza czy liturgia, bo najczęściej nie ma ich w kościele. Jak do nich trafić jeżeli nie przez świeckie ruchy?
UsuńMam wrażenie, że Sz.X. wylewa dziecko z kąpielą. Bo rzeczywiście, nadużycia są obecne - pytanie, czy świadczą one o grzechu pierworodnym wszelkich nowych ruchów w Kościele, czy też są one pochodną ludzkiej ułomności?
Jeśli ktoś jest tylko formalnie katolikiem, to albo dlatego, że nie zna wystarczająco religii katolickiej, albo nie jest nią zainteresowany. Na to pierwsze na pewno nie zaradzają tzw. ruchy, bo one są w swej istocie protestanckie, nie katolickie i bardziej odwodzą od wiary katolickiej niż do nie prowadzą. Na to drugie także nie zaradzają, bo mogą najwyżej zainteresować sobą, nie wiarą katolicką, nawet jeśli formalnie są katolickie. W tym jest problem. Owszem, tzw. ruchy przyciągają ludzi, którym nie wystarcza płycizna Novus Ordo z płytką, paraprotestancką liturgią i beztreściowymi kazaniami. Tacy ludzie szukają czegoś więcej, przeważnie przeżyć. To właśnie dostarczają im tzw. ruchy. Owszem, zdarza się, że komuś te przeżycia nie wystarczają, a jeśli szczerze poszukuje i szczerze się modli, to szuka głębiej, i wtedy niektórzy natrafiają na Tradycję katolicką w liturgii i w nauczaniu. Jednak to nie jest zasługa danego "ruchu", lecz prowadzenie przez łaskę Bożą, oczywiście pod warunkiem szczerego poszukiwania prawdy.
UsuńDlaczego Ksiądz twierdzi że mogą zainteresować sobą a nie wiarą katolicka ?
UsuńWszelkie tego typu ruchy bazują na dostarczaniu emocji, i z biegiem czasu przychodzi coraz większy apetyt, aby te doznania były częstsze i bardziej intensywne.
UsuńJest dokładnie tak samo jak palenie słomą. Dużo światła, mocny intensywny ogień, ale to tylko przez chwilę i potem trzeba ciągle dokładać, aby nie zgasło.
To miejsca, któe działaja jak jakieś poradnie pseudo-psychologiczne, które mają każdego nianczyć, bo sami sobie w życiu nie mogą dać rady, a najważniejsze lekarstwa czyli Sakramenty Święte i uczestnictwo w Najświętszej Ofierzy Mszy Świętej jest beee, no bo jak ma nie byc, skoro na Novus Ordo odprawiają cyrk i stand-up jak w Comedy Central.
Z resztą ma to wytłumaczenie w tym, że Kapłani tracą wiarę. Widać to przy ilości akrobacji i robienia z Najświętszej Ofiary lunaparku przez Kapłana. To dla mnie niezbity dowód, że z Kapłanem jest nie najlepiej, skoro używa tego typu środków przekazu. Nie ma Sacrum, jest profanum i protestncka uczta, biesiada.
Brak miejsca na ciszę. To najbardziej szczególny znak. Jeśli każda sekunda liturgii jest wypełniona hałasem i muzyczką, a cisza jest nie do zniesienia, to wszystko jasne.
Nie wspominając o tym, że tego typu mieszane ruchy to w sumie miejsca randek i swatania wiernych. W pewnym serialu bohater w prześmiewczy sposób opisuje jak działa sekta/kult: "Uczestniczyłem w wielu kultach zarówno jako przywódca, jak i wyznawca. Masz więcej zabawy jako wyznawca, ale zarabiasz więcej pieniędzy jako lider."
Nie inaczej jest w ruchach. Jeśli nie ma tam dobrze uformowanego Kapłana, który rózgą żelazną pilnuje wiernych, to nawet nie ma sensu się w to bawić, bo chwila moment jak błyskotliwy i żarliwy uczestnik zapragnie być liderem i Ksiądz staje się tylko przykrywką, aby wszystko było czyste dla ludzi z zewnątrz.
Widać owoce tych ruchów choćby we Francji gdzie śledztwo dziennikarskie zbadało plagę nadużyć w nowych ruchach religijnych Kościoła. Warto się zapoznać z wywiadem jaki przeprowadzono z autorką ksiązki "Zdrada Ojców".
"Nowe ruchy często uważano za źródło „nowej wiosny” dla Kościoła katolickiego w obliczu kryzysu powołań i szybkiej sekularyzacji.Stwierdzono, że niektórzy z założycieli nowych wspólnot, czołowe postacie charyzmatyczne drugiej połowy XX wieku w Kościele katolickim, dopuścili się nadużyć (przemocy duchowej, nadużycia władzy, molestowania seksualnego)"
Link do wywiadu:
https://cruxnow.com/interviews/2021/04/new-book-explores-plague-of-abuse-in-churchs-new-religious-movements
"Nie jest możliwe, aby trafiła do nich homilia, katecheza czy liturgia, bo najczęściej nie ma ich w kościele. Jak do nich trafić jeżeli nie przez świeckie ruchy?"
UsuńJeśli ktoś nie jest zainteresowany wiarą katolicką to tego typu świeckie ruchy nic nie pomogą. Jeśli ktoś uważa religijność za żenadę to te ruchy też będą taką osobę żenować. A jeśli ktoś zamiast modlić się woli iść do baru, do klubu lub gdziekolwiek indziej to taka osoba nie będzie czuła żadnej potrzeby pójścia do takich ruchów. A jeśli ktoś jest tylko formalnym katolikiem, bo ma braku w wiedzy lub formacji duchowej to tego typu ruchy mogą zrobić więcej szkody niż pożytku. Wykształcą tylko takich "katolickich" hippisów, którzy tu będą tacy rozmodleni, ale przy jakiejkolwiek ustawie antykatolickiej, np legalizującej aborcję będą bezradni, bo nikt im nie wpoi pojęcia Kościoła wojującego (Ecclesia militans). Tworzenie takich zastępów szustakowo-hołownianych.
"Tacy ludzie szukają czegoś więcej, przeważnie przeżyć."
UsuńTu jest właśnie problem. Szukają przeżyć, wrażeń... Nie stabilnej relacji z Bogiem i pokornej prostoty Wiary, tylko jakiegoś bodźca limbiczno-dopaminowego. Kiedy znika prostota wiary, zaczynają poszukiwać różnych cudów na kiju. Jedni zostają przy tym. Inni potem idą w kierunku sekt protestanckich. A jeszcze inni? Zaczynają się bawić w jakieś jogi, hare kryszny lub co gorsza otwarte praktyki okultystyczne, bo to im już nie wystarcza.
"Jeśli każda sekunda liturgii jest wypełniona hałasem i muzyczką, a cisza jest nie do zniesienia, to wszystko jasne."
UsuńTak dokładnie. Ten cały debilny jazgot oazowo-gospelowy nie jest w stanie znieść ciszy. Ich entuzjaści nie rozumieją potęgi ciszy.
A jakoś były kiedyś przed Soborem Watykańskim II: Akcje katolickie, Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży, Legion Maryi czy kółka różańcowe?
OdpowiedzUsuńO tyle "dobrze" - można by rzec, że stosunkowo niewielki odsetek wiernych, tak na moje oko, uczestniczy w tychże ruchach. Zwykle jest salka i kilkanaście osób przychodzi na takie spotkania, przy parafii liczącej kilka - kilkanaście tysięcy wiernych.
OdpowiedzUsuńCzy może się mylę?
Tak, ale te najbardziej anagażujące się osoby wywierają mocny wplyw na duszpasterzy i Proboszcza. Są bardzo często obecne w kościele, zazwyczaj też przychodzą służyć do Mszy Świętej (nawet mężczyźni w starszym wieku). Też relacja z Kapłanami jest na stopie prywatnej. Po prostru zyją życiem Księży i plebania to ich drugi dom.
UsuńI tu dochodzi czasem do konflitków interesów, kiedy taki wierny/wierni, który jest niespełnionym kapłanem zaczyna swoje pomysły wdrażać w życie parafii oragnizując różnej maści para-protestanckie eventy, jak np.; Msze z modlitwą o uzdrowienie (wcześniej nie było, nagle są), wieczory uwielbienia gdzie zamiast normalnej adoracji Najświętszego Sakramentu jest cała instalacja wizualno-dźwiękowa, jak na protestanckich koncertach. Wczesniej nie bylo szafarzy, teraz sa szafarze i to oni niosą Komunię Świętą do chorych w parfaii - zupełna degrengolada - chorzy oczekują na Kapłana, a nie na przebierańca. Kto im udzieli ostatniego namaszczenia, czy wyspowiada, skoro szafarz tego nie może.
Wyręczają Kapłanów, którym czasem jest to bardzo na rękę.
Nasz proboszcz dla przykładu, może się w tym czasie zająć swoim gospodarstwem, stawem z rybami, czy dalekimi wycieczkami na swoim Harleyu oraz pasji myśliwskiej.
Wszystko to jest teraz pomieszanie z poplątaniem. I po stronie wiernych i po stronie Kapłanów są poważne problemy, które w żaden sposób nie ratują Kościoła, ale przyśpieszają jego rozkład. I chyba tak musi być, aby została ta przysłowiowa garstka, która faktycznie kurczowo trzyma się tego co od wieków niezmienne w nauczaniu KK.
Laudetur Iesus Christus!
OdpowiedzUsuńPrzewielebny Księże.
https://youtu.be/dxgFbDQxrSI?si=QQGMr9MQ8CxIwpRg
Żona ostatnio znalazła na Youtube nagranie w temacie x. Blachnickiego i ruchu oazowego (pod powyższym linkiem). Pastor Chojecki w dużym skrócie określa blachnicyzm jako rodzaj dywersji protestanckiej w Kościele.
Czy traktować to jako sianie zamętu przez pastora, czy uważa Ksiądz że jest w tym sporo prawdy?
Pozdrawiam serdecznie
Rafał Korzeniec
ZPB+