Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Ile dzieci powinien mieć katolik?


Odpowiedź jest właściwie krótka: tyle, ile Pan Bóg zechce dać. Ze swej strony małżonkowie powinni mieć stale na uwadze, że ich powinnością jest wydanie na świat potomstwa nie tylko dla własnego dobra, lecz przede wszystkim na chwałę Bożą i dla trwania rodzaju ludzkiego. Tym samym nie powinno być ograniczenia od góry, przynajmniej w naszym obszarze geograficznym obecnie, gdzie nie ma groźby głodu. Zaś wyznacznikiem minimalnym powinna być zastępowalność pokoleń, która wymaga conajmniej 3-4 dzieci, biorąc pod uwagę fakt, że nie każde małżeństwo jest płodne, część dzieci nie osiąga wieku dorosłego, a też należy pomyśleć o zapewnieniu kandydatów do stanu duchownego i zakonnego. Podkreślam: takie jest minimum podawane w tradycyjnych podręcznikach katolickiej teologii moralnej. Dopiero liczba powyżej 4 oznacza wspaniałomyślność małżonków, która powinna się spotykać z ponadprzeciętnym powszechnym uznaniem i szacunkiem społecznym. 

Oznacza to, że w każdym zbliżeniu małżonkowie powinni szanować dar płodności oraz swoje powołanie do przekazywania życia, czyli do udziału w Bożym dziele stworzenia i utrzymywania rodzaju ludzkiego. Oczywiście w tym powołaniu swoją celowość i sens ma także zmysłowość i uczuciowość, jednak tylko w kontekście osobowym, czyli poszanowania godności swojej nawzajem oraz godności dziecka, które może się począć. 

Można dopytać: co z możliwościami wyżywienia i wychowania? To pytanie obecnie stawiane jest na pierwszym miejscu i to w sposób nieproporcjonalny, fałszywy i obłudny. Problem wyżywienia w naszym kręgu kulturowy już od dawna nie istnieje. Może zachodzić jedynie problem czekolady, telefonu dla każdego dziecka, komputera, własnego pokoju itp. Jednak to są problemy typu niegdysiejszej magnaterii, która nie przypadkowo wymarła. 

Niestety w ostatnich dekadach, mniej więcej od Vaticanum II, rozpleniła się pośród katolików mentalność antykoncepcyjna. Ma to związek nie tylko z opozycją wobec nauczania encykliki "Humanae vitae" (1968 r.). Haniebną i zarazem brzemienną w skutkach rolę odegrało przedefiniowanie, pomieszanie i przewrócenie nauczania co do celów małżeństwa: podczas gdy Kościół tradycyjnie nauczał, że celem pierwszorzędnym małżeństwa jest wydanie na świat i wychowanie potomstwa, to od soboru zaczęto także w dokumentach oficjalnych stawiać na równi, a nawet na pierwszym miejscu dobro małżonków i to bez jego bliższego określenia. W efekcie zakorzeniła się i rozpowszechniła mentalność egoizmu małżeńskiego, gdzie potomstwo jest przynajmniej de facto uważane i traktowane jako dodatek do małżeństwa, urozmaicenie, być może też jakieś zapewnienie sobie opieki na starość. Ten egoizm we dwoje oczywiście wynika z egoizmu indywidualnego i prowadzi coraz częściej także do rozpadu małżeństwa i rozwodu, co z kolei u następnego pokolenia powoduje niechęć do zawierania małżeństwa i ograniczanie się do tzw. związku partnerskiego, który z natury jest mniej czy bardziej tymczasowy, co tym bardziej nie sprzyja wydawaniu na świat potomstwa. W takiej właśnie, coraz bardziej widocznej spirali zapaści małżeństwa, rodziny i całych społeczeństw się obecnie znajdujemy. Czy jest jeszcze ratunek, czy można tę zapaść powstrzyma bądź przynajmniej ograniczyć?

Oczywiście można. I to jest w rękach każdego małżeństwa, każdej rodziny. Dlatego zadane pytanie jest bardzo ważne, bardzo aktualne i wręcz pilne. 

Jak już wyżej wspomniałem, początkiem musi być właściwe ustawienie myślenia i mentalności małżeńskiej. Zacząć muszą od siebie zarówno sami małżonkowie, jak też duchowni nauczający i cały Kościół. W ostatnich dekadach wręcz haniebną i wołającą o pomstę do nieba rolę odegrały tzw. poradnie życia rodzinnego działające przy parafiach. Z oficjalnego założenia miały one służyć małżonkom w ich problemach małżeńskich i rodzinnych w duchu etyki katolickiej czyli zgodnie z nauczaniem Kościoła. Faktycznie jednak stały się przede wszystkim, o ile nie wyłącznie ośrodkami mentalności antykoncepcyjnej w wersji tzw. naturalnego planowania rodziny (NPR), uczącymi małżonków jak mogą unikać potomstwa rzekomo w zgodzie z nauczaniem Kościoła. Sprzedawano to i nadal sprzedaje się jako niby moralny i konieczny sposób walki z plagą zabijania dzieci nienarodzonych. Równocześnie z kazań, katechez i też z listów pasterskich biskupów, także z oficjalnych dokumentów o wyższej randzie praktycznie zniknęło przypominanie i napominanie o powinności małżeńskiej, jaką jest przyjęcie i wychowanie potomstwa. Tak więc sam Kościół stał się współwinny zapaści demograficznej, która zagraża wręcz bytowi społeczeństw i państw niegdyś katolickich. 

Po drugie, młodzi małżonkowie, którzy chcą po katolicku kształtować swoje życie małżeńskie i rodzinne - a to oznacza także nieograniczanie liczby potomstwa - powinni mieć wszelakie wsparcie zarówno od swoich rodzin, jak też od Kościoła, społeczności i państwa. Chodzi przede wszystkim o docenienie trudu wychowania. Nadal bowiem dominuje stereotyp, jakoby rodzice wielodzietne byli "zacofani", "nieoświeceni", "nienowocześni", bo odrzucający antykoncepcję czy przynajmniej tzw. naturalne planowanie. Ta głupia i absurdalna mentalność musi być demaskowana i obalana. Prada matek opiekujących się dziećmi w domu powinna być doceniona także pod względem socjalnym, fiskalny itp. To docenienie ma wartość także wychowawczą względem młodego pokolenia. To nie matki wielodzietne są głupie, lecz te, które unikają potomstwa z egoizmu, wygodnictwa itp. Także rola mężczyzn-ojców jest istotna i niezastąpiona, gdyż to ich zadaniem jest zapewnienie swojej małżonce, matce swoich dzieci, poczucie bezpieczeństwa przede wszystkim psychicznego, a także w realistycznym stopniu materialnego, oczywiście bez zbędnych czy wygórowanych wymagań i oczekiwań. 

Po trzecie, konieczne jest wyrabianie i kształtowanie osobowości rodzicielskiej u młodego pokolenia, zarówno u chłopców jak u dziewcząt. Jest to o tyle trudniejsze, że już drugie czy trzecie pokolenie z rzędu wzrasta w mentalności egocentrycznej i egoistycznej, wręcz antyrodzinnej i aspołecznej, która wynika z patologii wychowawczych, coraz częściej powiązanych z małodzietnością i jedynactwem. Jednak postawy prorodzinne i prospołeczne można i należy promować i kształtować na każdym etapie życia, aczkolwiek wraz z wiekiem staje się to trudniejsze. Tutaj szczególną jest rola Kościoła jako wychowawcy powszechnego, obejmującego wszystkie pokolenia i stany. Dochodzimy tutaj do kwestii formacji intelektualnej i duchowej duchownych, obecnie niestety w poważnym stopniu wypaczonej błędami modernizmu, który zbiera swoje demoralizujące i śmiercionośne żniwo także w wymiarze ogólnospołecznym, co widać szczególnie w sprawach rodziny i dzietności. Nieprzypadkowo rodzice ukształtowani w tradycyjnej wierze katolickiej i wyznający ją zwykle są wielodzietni, o ile warunki zdrowotne im na to pozwalają. To są ewidentne owoce tradycyjnego katolicyzmu, także z tego powodu znienawidzonego przez wrogów Boga i rodzaju ludzkiego. 

Po czwarte, kapłani katoliccy powinni otoczyć szczególną opieką rodziców wielodzietnych, przede wszystkim duchową, ale też, jeśli to konieczne, wsparciem materialnym. Obowiązkiem duchownych jest nauczanie i przypominanie odwiecznego nauczania Kościoła w kwestiach małżeństwa i rodziny. W taki sposób kapłani wykonują swoje powołanie ojcowskie wobec wiernych. Ojcowska postawa kapłana jest także istotnym przykładem i wzorem dla przyszłych ojców. Niestety zapaść duchowa i mentalnościowa dotyka obecnie w poważnym stopniu także stan duchowny. Przejawem jest mentalność starokawalerska, jakże zgubna zarówno dla duchownego jak dla wiernych powierzonych jego pieczy. Z niej właśnie wynika brak autentycznej realizacji powołania, aż do różnego rodzaju excesów obyczajowych, nawet tych najgorszych. Nie jest przypadkiem, że wraz pomieszaniem celów małżeństwa w wykrzywieniu ich ku egoizmowi nastąpiła plaga zachowań i postaw starokawalerskich u duchownych. Narcyzm widać niekiedy nawet w przesadnie zadbanym wyglądzie, przy czym oczywiście nie chodzi o higienę osobistą czy zwykłą elegancję, która należy do kultury osobistej, lecz o rodzaj dbałości o swój wygląd typowy raczej dla gwiazd estrady czy wręcz gejów. 

Po piąte, jest problem tzw. opieki medycznej, zwłaszcza ginekologicznej. Z różnych stron doszły do mnie wieści o wręcz skandalicznym i przestępczym postępowaniu ginekologów: zwykle odradzają młodym rodzicom więcej niż dwójkę dzieci, namawiają na poród przez cesarskie cięcie, niż nawet nie mówiąc o całym przemyśle antykoncepcyjnym i aborcyjno-morderczym. Ktoś powinien wreszcie na poważnie zająć się kwestią, kto i w jaki sposób tak instruuje czy być może naciska na ginekologów, by oni w swoim zakresie ograniczali liczbę poczęć i urodzeń. Do zbadania i wyśledzenia jest także wpływ substancyj chemicznym obecnych w żywności na płodność i dzietność. Jest powszechnie znany poważny wzrost liczby poronień szczególnie po akcji masowego kłucia ludzi experymentalnymi preparatami zwanymi fałszywie "szczepionką". 

68 komentarzy:

  1. wypada żeby dziecko miało kilka swoich metrów kwadratowych na pewnym etapie życia

    OdpowiedzUsuń
  2. NPR jest w pewnych warunkach moralnie dopuszczalny o czym mówią także kapłani fsspx

    OdpowiedzUsuń
  3. "czekolady, telefonu dla każdego dziecka, komputera, własnego pokoju" no żeby dziecko było w społeczeństwie to potrzebuje własnego telefonu pokoju czy komputera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna bzdura. Bycie ws połeczeństwie nie oznacza telefonu, ani komputera, ani własnego pokoju. Wręcz przeciwnie. To wszystko izoluje od społeczeństwa. Jest to stwierdzone powszechnie przez współczesną psychiatrię.

      Usuń
    2. W takim razie z jakiego urządzenia Pan to pisze?

      Usuń
  4. Jak Ksiądz by się czuł bez własnego pokoju telefonu i komputera ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki1 lutego 2024 20:24

      Własny pokój miałem dopiero jako kleryk pod koniec studiów seminaryjnych. Telefonów, internetu wówczas jeszcze nie było.
      Własny telefon i własny komputer dziecko potrzebuje dopiero gdy wyjeżdża z domu. Zresztą to są tylko przykłady.

      Usuń
    2. No dobra ale to dziecko będzie żyć w społeczeństwie gdzie każdy jego rówieśnik będzie miał telefon komputer, a dziecko jak wychodzi z domu bez opieki rodziców to powinno mieć telefon już

      Usuń
    3. Chodzi mi o to jakby się Ksiądz czuł bez komputera smartfonu jako nastolatek w tych czasach a nie w czasach Księdza młodości

      Usuń
    4. teologkatolicki1 lutego 2024 20:43

      Nigdy nie miałem wszystkiego, co mieli inni, i też wielu nie miało tego, co ja miałem. Tego typu myślenie równościowe jest fałszywe. A jego ukształtowanie zależy od wychowania w rodzinie. Jeśli rodzice z góry zakładają, że ich dziecko musi mieć to, co inne dzieci, niezależnie od tego, czy jest to dobre czy złe, to oczywiście przekazują to głupie myślenie swojemu dziecku.

      Usuń
    5. w dzisiejszym społeczestwie smartfon raczej jest konieczny i można powiedzieć że komputer też

      Usuń
    6. Własny telefon jest potrzebny przynajmniej do kontaktu z rodzicami. A szkoły zakładają nieraz w naszych czasach, że dziecko ma smartfona. Tu nie chodzi o ustępstwa wobec presji społecznej, tylko konieczność (kontakt) lub przynajmniej znaczne udogodnienie.

      Usuń
    7. Dziecko jako najbardziej może żyć bez telefonu. Ja i moje rodzeństwo tak mieliśmy, telefony dostaliśmy dopiero około liceum, a był to rok około 2014. Uważam, że wiele dobrego wyniknęło z tego, że nie miałem wszystkiego tego co inni, choć mogłem. Zasadniczo jako katolik trzeba się nauczyć, że w wielu kwestiach nie będzie się przystawać do świata.

      Usuń
    8. Dlatego jestem za tym by księża mogli mieć swoje rodziny i mogli się w tedy wykazywać w ilości...łatwo powiedzieć z przed laptopa by mieć ich mnóstwo...tez kiedys tak myślałem a później jak się ożeniłem urodziły mi się dzieci i zobaczyłem ile przy tym pracy i wysiłku (znając swoje ograniczenia)....rozumiem Księdza myślenie ale myślę że nie mając swoich kompletnie się Ksiądz na tym nie zna...pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    9. teologkatolicki2 lutego 2024 11:35

      ad "Anonimowy 2 lutego 2024 09:43"
      Kapłan nie jest bezdzietny, bo ma dzieci duchowe, takie od poczęcia aż po grób. Tego się nie da dobrze pogodzić z własną rodziną. Kapłan wie znacznie lepiej niż młodzież, ile trudu trzeba do wychowania dzieci, jakie są troski rodziców, dziadków itd. Do tego nie trzeba mieć własnej rodziny. Kto ma własną rodzinę, ten widzi problemy innych w kategoriach własnej rodziny, a to mogą być kolosalne różnice. Każda rodzina jest osobną komórką społeczną, bo każde małżeństwo jest inne. Do kapłana przychodzą bardzo różne małżeństwa i rodziny ze swoimi problemami, właśnie dlatego, że kapłan nie ma swojej rodziny i to mu pomaga widzieć sprawy obiektywnie i trafnie doradzać.
      Jeśli komuś się wydaje, że założenie i utrzymanie rodziny to sama przyjemność, to sam jest jeszcze niedojrzały. Taka mentalność jest niestety promowana, wręcz wpajana obecnie. Ale to z całą pewnością nie za sprawą kapłanów.

      Usuń
    10. No to weźmy sobie chociażby przykład z ostatnich lat, czyli lekcji zdalnych. Jak wyobrażasz sobie uczestnictwo w takiej lekcji, w sytuacji, gdy np. czworo dzieci mieszka w jednym pokoju, a w domu jest jeden komputer, z którego musi korzystać też rodzic, bo sam pracuje zdalnie? Teraz nadal wielu nauczycieli korzysta z Teams do wysyłania uczniom zadań, więc dziecko musi mieć dostęp do internetu. Ksiądz go nie miał. Dawniej ludzie nie mieli też prądu. Ale dzisiaj brak prądu byłby katastrofą.

      Usuń
    11. Anonimowy - piszesz bzdury. Nie tylko nie każdy ma takie urządzenia, ale też nie każdy chce je mieć. Ktoś Ci zrobił krzywdę wmawiając, że nie da się bez tego żyć. To zwyczajna nieprawda. Ludzie bez tego żyją i patrzą z politowaniem na niewolników cyfrowych.

      Usuń
    12. Kolejna bzdura - od kiedy lekcje "muszą" być zdalne? Są inne formy lekcji, niezdalne ani nie stacjonarne. Nie znasz przepisów i stąd wypisujesz bzdury.

      Usuń
    13. u mnie dzieciństwo to głównie lata 90-te, i większość znajomych współdzieliło pokój z rodzeństwem, a często również z rodzicami albo dziadkami (miasto wojewódzkie).
      na wsi często było, że 1 izba = 1 rodzina, i to nie było nic niezwykłego.
      Zresztą i dzisiaj sporo osób ma takie mieszkania czy domy.

      Usuń
    14. Nie tyle, co wmawiając, co raczej sprawiając. Osobiście urodziłem się w czasach, kiedy choć komputery były dość dostępne, to jednak oczywistym faktem było to, że nie każdy go ma. Ale aktualnie gdy studiuję i to w dodatku informatykę, to nie wyobrażam sobie, jak byłoby to możliwe nie mając komputera. Jak się okazuje potrzeba nie zawsze jest matką wynalazku - czasami jest jej córką. Tak jest właśnie w przypadku komputera, czy internetu. Ktoś mógłby powiedzieć: "No ale nie każdy musi przecież studiować". Owszem nie każdy - ale to kto studiuje powinno wynikać z predyspozycji, wiedzy, umiejętności i chęci, a nie z sytuacji majątkowej. Nie powinno być tak, że ktoś mógłby zdobyć porządną pracę (czy to po studiach, czy nie), ale nie jest w stanie, gdyż zamiast nauki musi zajmować się pomaganiem rodzicom, którzy w ciężkiej sytuacji się znaleźli, dlatego że sami nie dostali szansy w dzieciństwie.

      Usuń
    15. Franek Popławski27 lutego 2024 23:57

      Widzę, że wielu komentujących nie zna dzisiejszych realiów. Tu nie chodzi o obiektywną konieczność komputera, tylko taką w praktyce, do nauki, kontaktów społecznych itd. Co do telefonu, oczywiście, że dziecko może żyć bez telefonu, ale po co, skoro to tyle ułatwia? Dziecko ma tam kontakt z rodziną i kolegami, mapę, notatnik, dostęp do niezbędnych informacji, o kontakcie ze służbami ratowniczymi nie wspominając. Poza tym, szkoła obecnie liczy na posiadanie telefonu. Do tego, można kupić prosty telefonik dla samego dzwonienia. A co do własnego pokoju, dzieci, przynajmniej te wrażliwsze, czasem chcą być same.
      Mówię tu o rodzinach małodzietnych, ale z tym telefonem przynajmniej dla dzwonienia dotyczy to też rodzin wielodzietnych.

      Usuń
  5. Przecież poród przez cesarskie cięcie jest moralnie dozwolony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki1 lutego 2024 20:26

      Jeśli jest medycznie konieczny. Obecnie namawia się matki do tej metody nawet wtedy, gdy nie ma takiej indykacji medycznej. A skutkiem jest ograniczenie dzietności. Czyli depopulacja.

      Usuń
    2. Dlaczego musiałby być medycznie konieczny ?

      Usuń
    3. Są sytuacje, gdy jest. Np występuje ryzyko niedotlenienia dziecka, przy określonych wadach genetycznych itp

      Usuń
    4. Ale mi chodzi o to dlaczego żeby było dozwolone musi być medycznie konieczne ?

      Usuń
    5. teologkatolicki1 lutego 2024 23:52

      Ponieważ przeprowadzenie takiego zabiegu powoduje, iż lekarze stanowczo odradzają ponowne poczęcie i urodzenie dziecka.

      Usuń
    6. Cięcie cesarskie bardzo i trwale osłabia powłoki brzuszne oraz mięśnie, dlatego zwiększa ryzyko nieutrzymania kolejnej ciąży, poza innymi skutkami ubocznymi, także ryzykiem wszelkich zakażeń, późniejszymi dolegliwościami, trudnościami natury fizjologicznej, trwale bolesnymi zrostami itp... Dlatego zaleca się je najwyżej dwukrotnie. To powinna być ostateczność. Inną sprawą jest, że obecnie są coraz częstsze przypadki - o tym mówią statystyki - poważnych komplikacji w przebiegu ciąży tak po stronie matki jak i dziecka, gdy cięcie jest jedynym sposobem ocalenia życia. Bywa, że ze względów niezależnych od siebie, kobieta nie jest w stanie urodzić siłami natury, czego zwykle nie da się przewidzieć. Sytuacja jest dramatyczna, gdy po rozpoczęciu akcji porodowej dziecko utkwi w kanale rodnym nie mogąc się z niego wydostać, co może doprowadzić jeśli nie do śmierci to przynajmniej do ogólnego niedotlenienia, a przez to trwałych zmian w mózgu. Drzewiej rozwiązaniem była selekcja naturalna i co najmniej o dekadę młodsze rodzące. Ginekolodzy są zgodni co do tego, że najbardziej optymalny wiek kobiety dla urodzenia dzieci jest mniej więcej pomiędzy 16tym a 25tym rokiem życia. Pod każdym względem: fizjologicznym, psychicznym, emocjonalnym i, jeśli można tak powiedzieć, regeneracyjnym w szerokim sensie. Im później tym ryzykowniej, choć oczywiście nie dotyczy to bezwzględnie wszystkich. Zawsze są organizmy bardziej i mniej wytrzymałe, także niezależnie od wieku. Generalnie jednak natury nie da się oszukać.

      Usuń
    7. należy pamiętać, że cesarka to nie jest zabieg, ale operacja. Polecam więcej poczytać o konsekwencjach, powikłaniach i częstotliwości ich występowania.

      Usuń
    8. @AEAN dokladnie tak.

      Poza tym kazdy ginekolog jest inny. Nie ma tak, ze kazdy domyslnie proponuje cesarke. Skad takie informacje. Nie raz przy badaniach mowi, ze drogi rodne idealne, miednica szeroka, nie bedzie problemow, a dopiero w trakcie porodu kiedy dziecko dusi sie od pepowiny, albo sie nie miesci wtedy trzeba reagowac.

      Najlepiej jak to sobie panowie teoretycznie wyjasniaja, jak lepiej.
      Ale realia sa jakie sa i mozna sobie tego typu idealistyczne scenariusze miedzy bajki wlozyc.. .bo porod to dla kobiety najciezsze chwile, a bolesne tym bardziej jesli kobieta pragnie porodu naturalnego, a nie da sie. Cierpi w pologu kiladziesiat nieraz godzin, a tu jeden z drugim pisze, trzeba tak bo tak.

      Sytuacja na samej sali porodowej to doslownie jazda bez trzymanki. Czynnikow, ktore wplywaja na sampoczucie kobiety jest bardzo wiele, a niestety w naszym pieknym kraju warunki jakie sa tworzone dla kobiety w pologu wolaja o pomste do nieba. I jak tu podejmowac decyzje, skoro czlowiek doslownie umiera z bolu a wkolo jest jeden wielki burdel.

      Zycie weryfikuje te cudowne teorie o ktorych tu wszyscy tak pieknie pisza.

      Co gorsza inne kobiety potrafia nawet glosno mowic, ze cesarka to nie porod tylko droga na skroty, bo sie nie chce rodzic, najszybciej i najlatwiej i tak w obecnosci innych kobiet, ktore doswiadczyly nie z wlasnej woli porodu przez cesarskie ciecie. Kto byl na sali porodowej i towarzyszyl ten dopiero jest w stanie w malym procencie zrozumiec. Inaczej to sobie mozna ogladac ER.

      Warto warzyc slowa i nie pisac takich bredni. Z perspektywy meskiej jest to smieszne i idiotyczne jak sie to czyta. Troche delikatnosci w tym temacie, bo z doswiadczenia takie niby "rady" ktore slyszy kobieta sprawiaja, ze to to do niej potem wszystko wraca. Tego sie nie zapomina.

      Skutki cesarki sa do konca zycia.

      Wiadomo, ze idealny wiek to 16-25 lat, ale dzisiaj te granice zostaly przesuniete. No i kobieta, zeby znalazla konkretnego kandyta, a nie Piotrusia Pana to nie kwestia jednego dnia i dwoch rozancy.

      Usuń
  6. Wychowanie choćby 1,2 dzieci to i tak ogromny wysiłek poniesiony ze strony rodziców

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. im więcej dzieci, tym jest mniej wysiłku. Dzieci bawią się z sobą nawzajem, pomagają w nauce.

      Usuń
  7. Ciekawe czy by nie było jeszcze gorzej gdyby brak zmiany nauczania w sprawie posłuszeństwa żony mężowi , wtedy katolickie kobiety mogłyby nie chcieć wogóle wychodzić za mąż

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego Bóg chce żebyśmy mieli dużo dzieci kiedy większość ludzi jest w piekle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mogą trafić do nieba.

      Usuń
    2. Ale po skrajnie ciężkim życiu i czyśccu i doświadcza wiele cierpienia ...

      Usuń
    3. Bo to stworzenia, ludzie są dla Boga, a nie odwrotnie. Bóg sobie selekcjonuje do Nieba bo tak chce i jego chcenie jest Prawdą i obiektywnym Dobrem.

      Usuń
    4. To ciężko przy takim pojmowaniu wiary uznać że Bóg jest dobry

      Usuń
    5. Bo nie czytasz uważnie. Dobro etyczno-moralne (filozoficzne) to wytwór ludzkiego rozumu podyktowany emocjami (przyjemność/ból). Nie ma wartości ontologicznej. Obiektywne, ontologiczne dobro to Wola Boga, bo Wola Boga kreuje cokolwiek istnieje. To co istnieje i to, jakie to jest, pochodzi z woli Boga. To czego chce Bóg jest ontologicznie dobre z samej natury rzeczy, bez względu co tam roi sobie w umyśle ogarniętym emocjami człowieczek.

      Usuń
    6. Czy mógłby Ksiądz skomentować powyższe komentarze Anonimowego?
      "Bo to stworzenia, ludzie są dla Boga, a nie odwrotnie. Bóg sobie selekcjonuje do Nieba bo tak chce i jego chcenie jest Prawdą i obiektywnym Dobrem."
      oraz
      "Dobro etyczno-moralne (filozoficzne) to wytwór ludzkiego rozumu podyktowany emocjami (przyjemność/ból). Nie ma wartości ontologicznej. Obiektywne, ontologiczne dobro to Wola Boga, bo Wola Boga kreuje cokolwiek istnieje. To co istnieje i to, jakie to jest, pochodzi z woli Boga. To czego chce Bóg jest ontologicznie dobre z samej natury rzeczy, bez względu co tam roi sobie w umyśle ogarniętym emocjami człowieczek."

      Usuń
    7. No warto bo taki komentarz i jego teza może prowadzić do wniosku że Bóg jest zły i do odejścia od wiary ze względu na to :(

      Usuń
    8. No i co z tego że nie ma wartości ontologicznej ,ale dobro etyczne moralne jest bardzo istotne

      Usuń
    9. Poza tym to też wywnioskował człowiek z ludzkim rozumem z emocjami i na tej zasadzie też to można podważyć że Bóg jest ontologicznym dobrem itp

      Usuń
    10. Takie tezy jak anonimowy pisze skutkują obrazem Boga który jest tyranem

      Usuń
  9. Co Ksiądz uznaje za "bez zbędnych czy wygórowanych wymagań" zbędne i niewygórowane wymagania ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jako ojciec rodziny wielodzietnej muszę przyznać, że zgadzam się z argumentami Księdza. Niestety mała liczba dzieci to również m.in. pokłosie zmian w Kościele o czym Ksiądz wspomniał, zresztą powiedzmy sobie szczerze- posiadanie dzieci to ofiara, a skoro w Kościele zmieniono Ofiarę na ucztę, skoro ma być miło i przyjemnie, to trudno się spodziewać owoców w postaci dużej liczby dzieci.
    Ja osobiście nie oceniam nikogo po liczbie dzieci, wiem, że są tacy, którzy ich mieć nie mogą, są ludzie w ciężkiej sytuacji materialnej, ale też trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że większość ludzi jest ofiarami antynatalistycznej propagandy- dziecko przedstawia się jako wydatek, mówi o nieprzespanych nocach, o trudnościach w robieniu kariery (bo oczywiście 99% Polaków robi kariery, że hej). Jednym słowem dziecko to strata. A ja to postrzegam zupełnie inaczej- owszem, z wielu rzeczy mając dzieci musiałem zrezygnować, ale nawet nie zliczę ile rzeczy dzięki dzieciom się sam nauczyłem (słynne pytania kilkulatków o ptaki, rzeki, samochody i cały otaczający świat), w ilu miejscach byłem itd. Ktoś powie, że dziś ciężko mieć dziecko, bo czasy są niepewne, brakuje pieniędzy itp. Czy na pewno? A gdy Polska była pod zaborami to było dostatnio? A po II wojnie światowej było bezpiecznie i bogato? Każdy miał willę i latał na wakacje do Hiszpanii? Zanim człowiek zacznie się usprawiedliwiać, dobrze najpierw samemu zrobić rachunek sumienia.
    Na koniec smutna informacja w kontekście dzietności- GUS podał, że w zeszłym mieliśmy najmniejszą liczbę urodzeń po 1945 roku. I takie małe porównanie- w 1960 roku populacja Turcji wynosiła ponad 27 milionów a Polski 29 milionów, obecnie jest to odpowiednio 86 milionów i niecałe 40 milionów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jak obalić antynatalistyczną propagandę , bądz co bądz trzeba przyznać że wysokie prawdopodobieństwo piekła i cięzkie życie aby sie do tego piekła nie dostać jeszcze bardziej wzmaciają antynalizm

      Usuń
    2. Raczej trzeba dożyć do tego aby było miło i przyjemnie ale z zachowaniem zasad moralnych

      Usuń
    3. Dąży się docześnie do zbawienia duszy bez względu na ból, a nie do miło i przyjemnie. Już zajechało z twojej wypowiedzi satanizmem (robieniem dobrze).

      Usuń
    4. Jakim satanizmem ? Dążenie do tego żeby było mil i przyjemnie z zachowaniem zasad moralnych nie jest czyms złym bo jeśli zachowujemy zasady moralne to nie grzeszymy

      Usuń
    5. Jakim satanizmem ? To żeby było miło i przyjemnie ale z zachowaniem zasad moralnych jest satanizmem?

      Usuń
    6. Także proszę odnieść się do tego komentarza Anonimowego o satanizmie:
      "Dąży się docześnie do zbawienia duszy bez względu na ból, a nie do miło i przyjemnie. Już zajechało z twojej wypowiedzi satanizmem (robieniem dobrze)."

      Usuń
    7. Wie pan nikt sobie obecnie nie wyobraża robienia zabiegu bez znieczulenia

      Usuń
  11. Pisze Ksiądz Profesor: "Jest powszechnie znany poważny wzrost liczby poronień szczególnie po akcji masowego kłucia ludzi experymentalnymi preparatami zwanymi fałszywie "szczepionką"." Czy mógłby Ksiądz Profesor podać źródło swojej wiedzy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki2 lutego 2024 20:44

      Oto jeden przykład:
      https://www.hugendubel.de/de/taschenbuch/martin_haditsch-spike_impfung_oder_genspritze_-46493970-produkt-details.html

      Usuń
    2. Myślę, że łatwo w necie znaleźć źródła naukowe wraz z badaniami jakie skutki ma covid,a jakie szczepionka. Większośc tych skutków jest podobnych tyle przy covidzie sa one dużo częstsze i występowały jeszcze przed wynalezieniem szczepionek i u osób nieszczepionych ( większość młodych osób,także w ciąży jest nieszczepionych). Dla antyszczepionkowców zazwyczaj rację mają pojedynczy lekarze, zazwyczaj zza granicy (bo tych krajowych można łatwiej zweryfikowac wraz z krytyką innych lekarzy i pracami naukowymi,a nawet sprawami sądowymi). Jeden z takich lekarzy z USA, bardzo popularny wsród amerykanskich tradsów, w czasie epidemii stał się milionerem, bo tyle też mozna zarobić na propagandzie. Prosze ufać naszym rodzinym lekarzom i naukowcom, nie ufac zas osobom nieznanym i ...teologom bez wykształcenia. Wielu księzy w czasie pandemii wzięło się za dziedziny sobie obce i wierzą tym, którym po prostu łatwiej czy wygodniej wierzyć. W teologii takie zjawisko występuje u modernistów. Pozdrawiam.

      Usuń
  12. Księże, proszę nie używać słowa "gej". Narzuca się nam ten nowy język, a przecież Kościół ma swoje określenia na tego typu wynaturzenia, np. sodomita. Pierwotne znaczenie angielskiego "gay" to - w znaczeniu rzeczownikowym - radosny lekkoduch, wesołek. Nie dajmy sobie narzucić ich języka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki2 lutego 2024 22:52

      Sodomita to nie jest gej czyli homosexualista. Przynajmniej w języku teologii katolickiej. Sodomia oznacza każde spółkowanie przeciw naturze, także między osobami różnej płci. Sprowadzenie sodomii do homosexualizmu pomija fakt, że istnieje także heterosexualne spółkowanie przeciw naturze.
      Rzeczywiście właściwszym określeniem jest homosexualista. Gej to określenie potoczne, wzięte z eufemizmu angielskiego, ale obecnie najbardziej powszechne określenie. Jest oczywiście o tyle nietrafne, że homosexualizm to smutne zjawisko.

      Usuń
    2. Gej oznacza dumnego ze swoich skłonności aktywnego homoseksualistę. Ksiądz pormuje używając tego słowa dumę z grzechu, czyli ruch LGBT. W języku polskim mamy tradycyjne określenie, pederasta.

      Usuń
    3. teologkatolicki5 lutego 2024 10:45

      Nie ma takiej definicji różnicy między określeniami gej i homosexualista. To są synonimy, przy czym pierwsze to określenie potoczne, drugie bardziej naukowe.
      A pederasta to z całą pewnością nie jest synonim do nich, bo oznacza specyficzną formę homosexualizmu jaką jest uprawianie między dorosłym a młodocianym. Pedofilia jest tu synonimem i oznacza sam pociąg, bez praktykowania, podczas pederastia jest praktykowaniem.

      Usuń
    4. Czy wielcy starożytni zbereźnicy jak na przykład Kaligula - gdyby zobaczyli co obecnie się wyrabia to by się zgorszyli - bo pewne rzeczy nawet w religii pogańskiego Rzymu były jednak nie do pomyślenia

      Usuń
  13. Ile dzieci powinien mieć katolik?,Jak najwięcej się da. Czyli ile? Dla jednego może być jeden dla drugiego 12. Ale nie jest to absolutne. Encykliki Casti Conubi i Humanae Vitae dozwalaja Ograniczenie liczby potomstwa jeśli istnieją ku temu poważne powody

    OdpowiedzUsuń
  14. A jak Ksiądz myśli? Kto tak ich naciska? Oczywiście rozkazy idą zawsze z góry. Nad nimi są przełożeni, czyli urzędy i politycy, władza, rząd, a nad rządem organizacje międzynarodowe: UE, WHO, ONZ.

    OdpowiedzUsuń
  15. Osobiście uważam, że w katolickim, korporacyjnym państwie mężczyźni powinni mieć zakaz wykonywania zawodu ginekologa i położnika.

    OdpowiedzUsuń
  16. Proste dane z internetu jednoznacznie wskazują że w Polsce są dzieci które są głośne więc to zdanie jakoby problem wyżywienia w Polsce nie istniał jest fałszywe

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten wyznacznik bardzo sensowny że 3 dzieci to powinno być minimum moralne , a wpis przed edycją wpis był w stylu małżonkowie powinni mieć 10dzieci na 50m2 "Zaś wyznacznikiem minimalnym powinna być zastępowalność pokoleń, która wymaga conajmniej 3-4 dzieci, biorąc pod uwagę fakt, że nie każde małżeństwo jest płodne, część dzieci nie osiąga wieku dorosłego, a też należy pomyśleć o zapewnieniu kandydatów do stanu duchownego i zakonnego. Podkreślam: takie jest minimum podawane w tradycyjnych podręcznikach katolickiej teologii moralnej. Dopiero liczba powyżej 4 oznacza wspaniałomyślność małżonków, która powinna się spotykać z ponadprzeciętnym powszechnym uznaniem i szacunkiem społecznym. "

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Franek Popławski28 lutego 2024 00:03

      Zapytam, skąd konkretnie ta liczba 3-4 dzieci? I tak trudno o dobrą kandydatkę na żonę, a tu jeszcze mam od niej oczekiwać urodzenia PRZYNAJMNIEJ trójki dzieci... i do tego powinna mnie pytać, czy może wyjść z domu, wg. komentarza pod innym wpisem... przyznam, że przeżywam kryzys, bo takie wymagania przypominają mi już jakiś system samych zakazów i nakazów...

      Usuń
    2. Franek Popławski17 marca 2024 14:36

      Czy ten obowiązek przynajmniej 3-4 dzieci to nauczanie które należy przyjąć, czy jedynie rekomendacja?

      Usuń