Druga część tytułowego pytania jest oczywiście pytaniem retorycznym. Tym niemniej widocznie trzeba uzasadnić domyślną odpowiedź (oczywiście negatywną), skoro nie jest ona oczywista nawet dla ludzi z tytułami naukowymi.
Autorem odnośnej wypowiedzi jest profesor uczelniany filozofii z Katowic, podający się za wierzącego i zaangażowanego katolika. Oprócz fachu zawodowego, jako hobby podaje psychologię i teologię. W biografii naukowej widać akurat głównie tematykę teologiczną, co pasuje do zaangażowania w sprawy Kościoła. Jego wypowiedź, o którą tutaj chodzi, zawiera sporo materiału podlegającego ocenie teologicznej. Ta treść jest podana gadatliwie, bardzo chaotycznie i niechlujnie, bez podania cytatów ze źródeł, na których się opiera, w sposób wręcz niegodny pracownika naukowego (czego nie jest w stanie zmienić mówienie miłym, sugestywnym głosikiem), który powinien mieć wprawę w systematycznym podaniu tego, co ma do przekazania. Współczując jego studentom, muszę podjąć trud streszczenia, odnosząc się następnie do poszczególnych tez, choć właściwie trudno tu mówić o tezach, gdyż wywody mają raczej charakter propagandowej perswazji.
Najpierw Bańka zaznacza, że "nie chce" się odnosić do historycznego protestantyzmu, gdyż jest zwolennikiem ekumenizmu, jak sam podkreśla. Stąd nasuwa się pytanie, do jakiego protestantyzmu się odnosi i dlaczego używa określenia "kryptoprotestantyzm", skoro nie chce mówić o faktycznym protestantyźmie. Jest to więc albo zamierzony zabieg taktyczny, czyli próba oszukania publiczności, albo wynika z niewiedzy czy niezdolności określenia, czym jest protestantyzm i jego istota. Dalsze wywody Bańki idą w określonym kierunku, o którym mowa poniżej. Należy jednak odnotować, że na wstępie świadomie unika on zdefiniowania kluczowego, tytułowego pojęcia "protestantyzm" oraz odniesienia do historycznego protestantyzmu, gdyż wówczas musiałby wykazać wiedzę w temacie oraz precyzję opartą na faktach. Wprawdzie nie jest łatwo o teologiczną definicję protestantyzmu, a to z powodu różnorodności nurtów i wewnętrznych sprzeczności. Uczciwa intelektualnie wypowiedź ma jednak obowiązek podania przynajmniej definicji roboczej, a tego Bańka nie tylko nie czyni, lecz programowo i dumnie się wystrzega.
W rozwinięciu Bańka podaje, że chodzi o zjawisko związane ze "źle rozumianym pojęciem Tradycji". Tak więc już tutaj pokazuje sidła, w które sam się uwikłał. Albowiem protestantyzm nie tylko źle rozumie Tradycję - utożsamiając ją z ludzkimi dodatkami do "słowa Bożego" - lecz odrzuca ją jako źródło Objawienia Bożego. Bańka nie podaje ani tego, co rozumie przez Tradycję, ani jak należy ją poprawnie rozumieć. Tym samym jego wypowiedź jest gołą inwektywą, która nie jest w stanie nawet wskazać na przykłady owego "złego rozumienia". Czy jest to zabieg taktycznie zamierzony, i tym samym świadczący o programowym oszukiwaniu odbiorców, czy raczej wynikający z rutynowego niechlujstwa, niegodnego kogoś pracującego naukowo?
Nieco konkretyzując, Bańka mówi o grupie osób, które wykazują "nieposłuszeństwo papieżowi" i "kolegium biskupów". Dotyczy to "konkretnych przejawów nauczania" oraz "często łączy się z negacją autorytetu papieża i gremium biskupów", która to negacja "odbywa się pod szyldem wierności Tradycji", gdy odrzuca się "decyzje" papieża czy konferencji biskupów np. odnośnie sposobu udzielania Komunii, czy też dyscyplinarne, czyli "przywołujące do porządku konkretnych duszpasterzy błądzących w swoim nauczaniu" bądź wskazujące na "pewne błędne drogi interpretacji pewnych prawd wiary w Kościele". Owi nieposłuszni proponują "alternatywne źródła autorytetów w postaci bądź pewnych objawień prywatnych" czy "wypowiedzi poszczególnych biskupów". Dosłownie: "Na czele tego kryptoprotestanckiego ruchu znajdują się poszczególne postacie, wokół których buduje się pewną narrację teologiczną, błędną narrację, opartą na przekonaniu, że cały Kościół pobłądził, (...) natomiast ci pojedynczy prawowierni biskupi bądź kapłani to są ci prawdziwi, sprawiedliwi, którzy ostali się zakusom diabła". Tutaj jedynym kryterium są "subiektywne przekonania" oraz "neurotyczny lęk". Bańka wylicza poszczególne "błędy":
- "Nie uznaje się ciągłości Tradycji", czyli "zatrzymuje się Tradycję na pewnym punkcie, który uznaje się za kluczowy". Błędność według Bańki polega na tym, że "wszystkie starsze wypowiedzi" Magisterium mają być "interpretowane w kontekście następnych, nowych, a nowe nawiązują do starych. W związku z tym istnieje ciągłość nauczania i nie można w żadnym punkcie Tradycji przeciwstawiać tego, co było kiedyś, nowszym wypowiedziom papieża". To jest "wybieranie sobie z ciasta rodzynek, wybieranie sobie tego, co w całości Tradycji pasuje nam najbardziej wedle zupełnie subiektywnych kryteriów". W tym "rządzi neutoryczna religijność" albo "subiektywne przekonania wsparte na wewnętrznym odczuciu".
Odpowiadam:
Stwierdzenie faktu braku ciągłości między nauczaniem sprzed i po Vaticanum II nie ma nic wspólnego z nieuznawaniem zasady ciągłości, lecz wynika z jej afirmacji. Zarzut Bańki zdradza więc specyficzną mentalność, którą można nazwać heglowską: jeśli fakty zaprzeczają zasadzie, to tym gorzej dla faktów (por. tutaj). Natomiast w normalnym myśleniu zgodność między dwoma wypowiedziami, czyli ciągłość, należy wykazać, a nie z góry zakładać.
Bańka widocznie zdaje sobie sprawę z bzdury, którą wypowiedział, gdyż plącze się, uciekając w inwektywy pseudopsychologiczne ("neurotyczna religijność") wzięte z powietrza. Podobnie - aczkolwiek tym razem słusznie - można powiedzieć, że tzw. charyzmatyzm, z którym Bańka jest związany, stanowi religijność histeryczną.
Najpierw próbuje zamazać sprawę hasłem "interpretacja". Na jakiej podstawie uważa, iż zdanie nie-A jest interpretacją zdania A, pozostaje jego słodką tajemnicą. Przykład: skoro Kościół zawsze nauczał, że protestanci są heretykami i nie należą do Kościoła Chrystusowego, zaś moderniści typu Bańka twierdzą przeciwnie, to jakim sposobem twierdzenie Bańki jest interpretacją odwiecznego nauczania Kościoła? Kto tu sobie wybiera rodzynki, zresztą nieistniejące także w dokumentach Vaticanum II (gdzie w żaden sposób nie jest powiedziane, że protestanci należą do Kościoła), lecz najwyżej w wypocinach anonimowych autorytetów, które Bańka sobie subiektywnie, na podstawie wewnętrznego odczucia wybrał?
Nasuwa się tutaj także pytanie: jak można być aż tak bezczelnie zakłamanym, by przewrotnie przemilczeć, iż rzekomym "kryptoprotestantom" chodzi o ewidentne różnice i nawet sprzeczności między odwiecznym nauczaniem Kościoła zawartym w jego oficjalnych dokumentach (papieskich i soborowych) a nauczeniem modernistów, których Bańka broni, a zamiast tego zarzucać perfidnie subiektywizm?
- Tak więc jedynie z powietrza, a właściwie z perfidnej fantazji Bańka mówi w tym kontekście o "błędzie subiektywizmu", który jest sprzeczny z obiektywizmem, gdzie "kryterium jest Magisterium Kościoła, dokumentów, ciągłości i też pewnej gradacji dokumentów".
Odpowiadam:
Już czysto logicznie jest to bełkot, tym bardziej pod względem faktów. Bowiem podchodzący krytycznie do nowego nauczania dzierżących władzę w Kościele opierają się właśnie na wcześniejszych dokumentach Magisterium, które są nota bene jasne i spójne, w przeciwieństwie do dokumentów Vaticanum II i po nim. Wystarczy porównać dokumenty Soboru Trydenckiego (i jakiekolwiek innego soboru do Vaticanum I włącznie) z dokumentami Vaticanum II, czy też encykliki papieży do Piusa XII włącznie z tymi począwszy od Jana XXIII, by stwierdzić nie tylko istotne różnice, lecz także niemało sprzeczności. Chodzi przecież o dokumenty o takiej samej randze formalnej. Dosłownie nic nie upoważnia do traktowania dokumentów Vaticanum II jakoby miały rangę wyższą niż poprzednie sobory. Wręcz przeciwnie: ostatni sobór programowo ani nie ogłosił żadnego dogmatu, ani nie potępił jakiejkolwiek tezy teologicznej, co się zwykle przypisuje jego charakterowi "duszpasterskiemu", w przeciwieństwie do charakteru dogmatycznego poprzednich soborów. Tak więc stawianie nauczania Vaticanum II i związanych z nim papieży ponad wcześniejszym nauczaniem Kościoła nie ma nic wspólnego z obiektywizmem, a wręcz przeciwnie może wynikać jedynie z subiektywnych, irracjonalnych i nieteologicznych motywów.
- Bańka podkreśla "gradację dokumentów": "W Tradycji Kościoła są wypowiedzi mniej istotne i bardziej istotne". Na czym polega różnica między nimi, nie wyjaśnia. Mówi wpierw o "niedyskutowalnym kanonie", nie podając, na czym on polega, po czym znowu plącze i miesza, by maniakalnie po raz kolejny powtórzyć, że nie wolno dostrzegać sprzeczności między tradycyjnym nauczaniem a wypowiedziami nowatorów.
Odpowiadam:
Nie ma i nigdy nie było oficjalnej "gradacji" dokumentów nauczania Kościoła. Owszem, były i są różne rodzaje dokumentów, od konstytucji dogmatycznej aż do encyklik, deklaracyj itp. Jednak jedynym kryterium co do rangi danej wypowiedzi jest - materialnie - jej związek z Bożym Objawieniem, zaś formalnie zaznaczenie, że chodzi o prawdę objawioną przez Boga oraz ogłaszaną mocą władzy danej następcy św. Piotra. Dotyczy to nie tylko definicyj dogmatycznych, jak np. w przypadku orzeczenia Jana Pawła II o niemożliwości udzielania sakramentu święceń kobietom. Gdy natomiast Bańka powołuje się na rozróżnienie między wypowiedziami "mniej" i "bardziej istotnymi", to nie wiadomo, kto czy co ma o tym rozstrzygać: czyżby zależało to od subiektywnego orzeczenia Bańki?
Następnie Bańka podaje, iż rzekomo według nauczania Kościoła "dogmaty nie podlegają zmianie, ale zmianom podlega kwestia ich interpretacji". Mówi tak: "Interpretacja dopasowuje się do konkretnych czasów, natomiast sens dogmatów pozostaje niezmienny". Przy tej okazji wskazuje na "błąd kryptoprotestantyzmu", polegający na tym, "że próbuje się zachować nie tylko kształt czy istotę dogmatu czy prawdy wiary, ale jednocześnie nie dopuszcza się modyfikacji w obrębie interpretacji, czy pewnego rodzaju uaktualnienia tej prawdy do współczesnego kontextu".
Odpowiadam:
Bańka widocznie nie wie nic - a chyba nawet nie chce wiedzieć - o zasadzie, którą podkreślił Sobór Watykański I w konstytucji dogmatycznej Dei Filius, że mianowicie objawione przez Boga nauczanie wiary ma być przekazywane, wiernie strzeżone i nieomylnie wyjaśniane, a sens tego nauczania ma być zachowywany zawsze i nie wolno od niego odstąpić. Wzrasta jedynie jego zrozumienie, wiedza oraz mądrość, jednak zawsze w tym samym rodzaju, w tym samym znaczeniu i w tym samym sformułowaniu:
Jako przykład Bańka podaje słowa św. Cypriana z Kartaginy, że poza Kościołem nie ma zbawienia, oraz dodaje od siebie, że "to nadal obowiązuje, natomiast Sobór Watykański II podjął reflexję nad tym, czym jest przynależność i przyporządkowanie do Kościoła" oraz "pokazuje, jak to hasło, że poza Kościołem nie ma zbawienia, należy przeczytać: rozszerza jakby ramy Kościoła, pokazując, że to hasło ma szerszy zakres obowiązywania. Natomiast jeśli byśmy je czytali literalnie, to wówczas musielibyśmy uznać, że nie ma najmniejszych szans, by ktokolwiek, kto nie jest katolikiem, się zbawił. Część tradycjonalistów tak próbuje czytać to nauczanie Kościoła." To są właśnie krytykowani przez Bańkę "kryptoprotestanci", którzy nie interpretują według najnowszego nauczania Kościoła, czyli Vaticanum II.
Odpowiadam:
Tutaj Bańka popełnia znowu wielokrotne oszustwo na podstawowych faktach. Bowiem Kościół, po pierwsze, nigdy nie nauczał, że tylko katolicy mogą być zbawieni. Po drugie, czym innym jest przynależność do Kościoła na ziemi, a czym innym zbawienie po śmierci. Po trzecie, Sobór Watykański II nie zmienił nic odnośnie kryteriów przynależności do Kościoła, tak więc widocznie Bańka albo nie wie i zmyśla, albo wierutnie okłamuje odbiorców. Oto dowód (Lumen gentium, 14):
Wierny swojej metodzie chaosu i niechlujstwa Bańka wraca znowu do zarzutu, że "kryptoprotestanci" nie uwzględniają "hierarchii czy gradacji dokumentów, uznając te mniej istotne, związane z objawieniami prywatnymi, za ważniejsze niż wypowiedzi papieża". Odpowiadam:
Bańka znowu po prostu kłamie, gdyż po pierwsze objawienia prywatne nigdy nie są dokumentami Kościoła, po drugie żaden tradycyjny katolik znający choćby katechizm nie stawia objawień prywatnych ponad tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Bańka skrzętnie unika przyznania, że tradycyjnym, normalnym katolikom chodzi o sprzeczność między tym ostatnim - zawartym w dokumentach soborów powszechnych i papieży do Piusa XII włącznie - a nauczaniem modernistów.
Bańka powołuje się tutaj na nowy Katechizmu, według którego także zwyczajnemu nauczaniu papieskiemu "należy się pewna uległość". Dodaje, że Kodex Prawa Kanonicznego zobowiązuje duchownych do szczególnego posłuszeństwa papieżowi, a temu sprzeniewierzają się ci, którzy podważają jego wybór i wypowiedzi, łamiąc w ten sposób "to, co jest jednym z fundamentów jedności".
Odpowiadam:
Bańka powinien widocznie ignoruje fakt, że istnieje także nauczanie soborów i papieży przed Vaticanum II, i że ono obowiązuje przynajmniej tak samo jak dokumenty Vaticanum II i po nim. Tutaj właśnie istotna jest zasada koniecznej ciągłości: ciągłe nauczanie Kościoła, które miało miejsce przez wieki aż do Vaticanum II z całą pewnością ma rangę wyższą niż nowinki ostatnich dziesięcioleci, niezależnie od tego, w jakich dokumentach się znajdują i z czyich ust padają.
Ten wątek Bańka nieco rozwija, podkreślając, że wypowiedzi poszczególnych biskupów "są odzwierciedleniem faktycznego nauczania Kościoła wtedy, kiedy są w jedności z kolegium biskupów, które pozostaje w jedności z papieżem".
Odpowiadam:
Bańka znowu manipuluje i zakłamuje. Otóż nauczanie papieży i biskupów wtedy odzwierciedla faktyczne nauczanie Kościoła, gdy jest zgodne z ciągłym nauczaniem poprzez wieki. Bowiem Kościół nie zaczął istnieć wraz z Vaticanum II, lecz zawsze trwał w prawdzie poprzez wieki, a prawda się nie zmienia. Twierdzenie, jakoby nauczanie sprzed Vaticanum II było przestarzałe i błędne, jest bluźniercze i protestanckie, gdyż zakłada, jakoby Kościół przez wieki błądził i odszedł od prawdy Ewangelii. Tak właśnie widocznie myśli Bańka, skoro skrupulatnie nawet jednym słowem nie wspomina nauczania Kościoła sprzed Vaticanum II.
Quasi klasycznie Bańka przywołuje słowa św. Ignacego z Loyoli: "jeśli wydaje ci się, że coś jest białe, a Kościół powie, że to jest czarne, no to znaczy, że to jest czarne". Komentuje te słowa następująco: "nasze subiektywne przekonania, jeżeli nie są wpisane w całość, nie są w jedności z tym, co mówi Kościół, to one są błędne, a nie to, co mówi Kościół. A Kościół mówi ustami papieża i biskupów pozostających z nim w jedności".
Odpowiadam:
O słowach św. Ignacego pisałem już przy innej okazji (por. tutaj). W skrócie: Bańka powinien wpierw przeczytać całość podanych przez św. Ignacego zasad "czucia z Kościołem". Wtedy by musiał stwierdzić, że św. Ignacy nakazuje chwalenie i szanowanie całej Tradycji teologicznej Kościoła, od Ojców Kościoła aż po scholastykę. A na pewno w żaden sposób nie stawia jednego soboru ponad innymi, uważając je za przestarzałe i nieważne. Innymi słowy: w zasadach ignacjańskich nie ma choćby śladu utożsamienia Kościoła z jednym soborem czy jednym papieżem, tym aktualnie rządzącym. Przez nauczanie Kościoła hierarchicznego św. Ignacy ewidentnie rozumie ciągłe nauczanie na przestrzeni wieków. Skoro Bańka je przemilcza i nim widocznie gardzi, to właśnie stawia swoje przekonania i widzimisię ponad nauczanie Kościoła i ponad zasady św. Ignacowe, na które się obłudnie powołuje. Tak więc jeszcze raz: problem współczesny polega na sprzeczności między tym, czego naucza chociażby Franciszek czy inni hierarchowie, a odwiecznym nauczaniem Kościoła. Tym samym to właśnie oni stawiają swoje subiektywne przekonania ponad nauczaniem Kościoła, które jest trwałe i niezmienne. Tak samo Bańka idąc za swoimi subiektywnymi przekonaniami woli słuchać takich subiektywnych przekonań hierarchów niż nauczania Kościoła, które jest odwieczne i tym samym ciągłe.
Szczytem wywodów jest, gdy Bańka dodaje: "Nawet jeśli papież błądzi, a ty słuchasz tego, co jest błędne, i za tym podążasz, w posłuszeństwie wiary, to ocalasz swą duszę, jesteś miły Panu Bogu, a za błędy odpowie papież i odpowie biskup. Więc ty nie musisz obawiać się, że słuchając papieża pobłądzisz, bo postępujesz wedle tego, co się podoba Panu Bogu."
Odpowiadam:
To już jest zupełna groteska świadcząca o tym, że Bańka myśli kategoriami nie Kościoła i teologii katolickiej, lecz autorytarnej sekty. Po pierwsze, jak wyraźnie stoi chociażby w Kodexie Prawa Kanonicznego, posłuszeństwo wiary przysługuje jedynie nieomylnemu nauczaniu Bożego Objawienia:
Po drugie, według odwiecznego nauczania Kościoła grzechem jest podążanie za tym, co sumienie rozeznało jako błędne. Mówi o tym nawet nowy katechizm:
Tym samym Bańka wierutnie kłamie i bluźni, gdyż uległość wobec błędu nie może podobać się Bogu, ponieważ Bóg jest prawdą, miłuje prawdę, nie fałsz, oraz wyposażył każdego człowieka w sumienie, któremu należy być posłusznym.
Dla poparcia swojej absurdalnej i kłamliwej zasady Bańka wskazuje na żywoty świętych: "nie było sytuacji, w której którykolwiek święty sprzeciwiłby się papieżowi i wystąpił przeciwko jego nauczaniu, chociaż niektórzy święci korzystali z prawa do upominania papieża w kwestiach jego zachowania", jak św. Katarzyna Sjeneńska. Jednak także to swoje zezwolenie na upominanie Bańka de facto anuluje słowami: "jeśli chcesz upominać papieża, to zostań Katarzyną Sjeneńską". Dodatkowo podkreśla, że święta nie krytykowała nauczania papieża, lecz jego "zachowania polityczne".
Odpowiadam:
Przede wszystkim w historii Kościoła nie było dotychczas sytuacji, że papież głosi coś, co jest przynajmniej pośrednio sprzeczne z ciągłym nauczaniem Kościoła poświadczonym w dokumentach papieży i soborów na przestrzeni wieków. Św. Katarzyna była świadkiem gorszącej sytuacji politycznej papiestwa, nie nowego nauczania sprzecznego z nauczaniem poprzednich papieży. Kwestie wiary i moralności są o wiele ważniejsze niż kwestie polityczne, są fundamentalne i nadrzędne. Skoro św. Katarzyna odważyła się pouczać i napominać papieża w sprawach polityki, to tym bardziej można i należy pouczać i napominać w sprawach wiary i moralności, gdy papież czy biskupi nauczają w sprzeczności z Magisterium Kościoła na przestrzeni wieków.
Podsumowując, Bańka twierdzi, że opisana przez niego postawa "kryptoprotestantów" jest "stanem schizmy" w Kościele.
Odpowiadam:
Tutaj znowu Bańka wykazuje swoją ignorancję co do pojęcia, które stosuje. Widocznie albo nie spojrzał nawet na definicję schizmy podaną chociażby w Kodeksie Prawa Kanonicznego, albo świadomie oszukuje swoich odbiorców. W nim jest bowiem podane:
Oczywiście należy mieć na uwadze, że uznanie zwierzchnictwa nie wyklucza pouczania i napominania Biskupa Rzymskiego, jeśli ów błądzi i zwodzi, nauczając czegoś, co jest sprzeczne z odwiecznym nauczaniem Kościoła. Także o tym mówi Kodex Prawa Kanonicznego:
Na koniec Bańka wyjaśnia swój zarzut "kryptoprotestantyzmu": "ponieważ jest to protest wobec pewnych spraw, które łączą się z kwestią jedności w Kościele, wobec pewnych wątków nauczania, jest to protest, który wyłącza osoby, które za tym idą, które oprotestowują pewne wątki nauczania, wyłącze je z jedności z nauczaniem Kościoła, z biskupami, z papieżem, z całą hierarchią. Oprotestowując pewne wątki nauczania w imię swojego widzimisię, bądź w imię wybranego z całości nauczania, które interpretowane jest błędnie, bo nie w odniesieniu do posoborowych dokumentów, jednocześnie wyłączamy się wówczas z jedności z Kościołem, i tak na prawdę tworzymy własny rodzaj pobożności, a nawet własny rodzaj quasi Kościoła. Więc rządzi tu taki sam mechanizm jak w wypadku historycznych już podziałów w Kościele. (...) Te kryptoprotestanckie tendencje w imię czystości doktryny negują coś, co jest fundamentalne, związane z sukcesją apostolską, z przekazywaniem urzędu, z przekazywaniem autorytetu, dlatego są błędem w Kościele." Odpowiadam:
Bańka ponownie, a więc notorycznie kłamie i oszukuje swoich odbiorców, twierdząc uporczywie, jakoby powodem sprzeciwu katolików wobec pewnych elementów nauczania hierarchii było "widzimisię". To Bańka według swojego widzimisię wybiera akurat to nauczanie i te decyzje, które są sprzeczne z odwiecznym nauczaniem Kościoła i wygraża bełkotliwie i kłamliwie tym, którzy po pierwsze dostrzegają sprzeczność i po drugie chcą być katolikami, a nie sekciarzami zachowującymi się tak, jakby Kościół rzekomo zaczął się dopiero wraz z Vaticanum II.
Podsumowując:
Wypowiedź profesora uczelnianego Aleksandra Bańki jest haniebnym przykładem braku kompetencji w temacie, w którym się wypowiada, oraz zakłamania, które jest widocznie programowe, choć być może nie do końca świadome. Ktoś, kto notorycznie kłamie, z czasem być może nie zawsze w danym momencie zdaje sobie sprawę z tego, że kłamie. Zresztą jest to zachowanie i postępowanie typowe dla tzw. charyzmatyków czyli sekciarzy z protestanckiego ruchu tzw. pentekostalnego, działających w strukturach Kościoła. Ich "religijność" ma charakter emocjonalno-histeryczny, co oczywiście zaburza trzeźwe myślenie i racjonalne postępowanie, nawet niezależnie od zawodu i wykształcenia, gdyż dla nich typowe jest także oddzielenie sfery religijnej i sfery codzienności. Na co dzień mogą być nawet bardzo wyrafinowani i bezwzględni (zwłaszcza biznesowo i karierowo), natomiast uczuciowo wyżywają się w swojej pseudopobożności, która jest bardziej protestancka niż katolicka. Najbardziej charakterystyczna jest tutaj obłuda, która jest wręcz programowa. W tym konkretnym przypadku pan Bańka maniakalnie nawołuje do ślepego posłuszeństwa, ale tylko wobec wybranych hierarchów, mianowicie tych, którzy jemu subiektywnie się podobają. Z całą pewnością nie popełniłby takiego wystąpienia podczas pontyfikatu Benedykta XVI, tym bardziej św. Piusa X. Tym samym jasne jest, jakie jest źródło i podstawa działalności tego człowieka: na pewno NIE Duch Święty, który jest Duchem prawdy.
Na koniec w skrócie odnośnie pytania tytułowego:
1. Istotą protestantyzmu jest wiara subiektywna w tym znaczeniu, że
- po pierwsze, Pismo św. uważa się za jedyne źródło Bożego Objawienia z wykluczeniem Tradycji Kościoła,
- po drugie, interpretuje się Pismo św. bez Tradycji i Magisterium Kościoła.
Tym samym kłamliwą obelgą jest nazywanie kogoś "kryptoprotestantem" z tego powodu, że zna, respektuje i stosuje tradycyjne nauczanie Kościoła.
2. Tradycja i Magisterium Kościoła stanowią jedność, gdyż to właśnie Magisterium poprzez wieki poświadczało i przekazywało Tradycję. Dlatego jeśli jakieś nauczanie jest sprzeczne z Tradycją, to jest równocześnie sprzeczne z Magisterium Kościoła, nawet jeśli jest wypowiadane przez sprawujących władzę w Kościele. Nie fakt dzierżenia władzy stanowi o przynależności do Magisterium Kościoła, lecz dokładnie odwrotnie: zgodność z odwiecznym Magisterium Kościoła wyznacza granice władzy i tym samym posłuszeństwa kościelnego.
3. Istotny i charakterystyczny dla protestantyzmu brak umocowania w Tradycji i tym samym w odwiecznym Magisterium Kościoła ma oczywiście konsekwencje dla struktury i charakteru władzy. Dlatego właśnie protestantyzm zrodził zasadę "czyja władza, tego religia" (cuius regio eius religio). To właśnie tę zasadę próbują wszczepić Kościołowi moderniści, czego przykładem jest Aleksander Bańka, powiązany zresztą z modernistycznymi hierarchami. Jeśli jakiś hierarcha swoje własne, sprzeczne z Tradycją Kościoła poglądy i pomysły usiłuje narzucić wiernym z powoływaniem się na sprawowaną władzę, to dopuszcza się nadużycia władzy i oszustwa, nawet jeśli jest papieżem. Wierni nie tylko nie mają obowiązku posłuszeństwa dla takich poglądów i pomysłów, lecz mają prawo do czynnego sprzeciwu, gdyż są wyznawcami religii Chrystusowej trwającej od dwudziestu wieków, nie religii danej osoby czy grupy osób sprawujących aktualnie władzę.
4. Próba przeniesienia protestanckiego rozumienia władzy do życia Kościoła jest nie tylko przejawem heretyckich poglądów, lecz ma katastrofalne skutki duszpasterskie. Trzeźwo myślący człowiek o zdrowej osobowości ceni siłę prawdy i argumentów, a ucieka od władzy, która stawia siebie ponad obiektywnymi kryteriami. Dla katolika najwyższym obiektywnym kryterium są prawdy wiary katolickiej poświadczone w Piśmie św. i Tradycji. Jeśli sprawujący władzę sprzeniewierzają się temu kryterium, choćby tylko pośrednio, wówczas tracą swój autorytet w oczach wiernych, nawet jeśli zachowują swoje urzędy. Rozwiązaniem nie jest poszczekiwanie na wiernych usiłujące nakłonić do ślepej uległości, gdyż Kościół nie jest sektą, gdzie aktualny guru decyduje o tym, co jest dobre czy złe, prawdziwe czy fałszywe. Kościół zawsze respektował godność i wiarę także zwykłych wiernych, oczywiście jeśli ta wiara odpowiadała prawdom Bożego Objawienia nauczanym przez Kościół na przestrzeni wieków. Temu przeczy żądanie bezwzględnego posłuszeństwa dla czegoś, co nie ma pokrycia w tradycyjnym, ponadosobistym nauczaniu. Tak zachowujące się autorytarne struktury nie mogą liczyć na zaufanie normalnych, myślących i ceniących swoją godność ludzi, zwłaszcza młodych. To jest właściwy powód odwracania się ludzi od Kościoła i postępującego braku powołań do stanu duchownego: skoro decydujące są nie odwieczne prawdy, lecz linia aktualnie sprawujących władzę, która jest oczywiście zmienna (dzierżący władzę nie są wieczni), to taka instytucja nie jest wiarygodna, przynajmniej nie na tyle, by powierzyć jej opiekę nad swoją duszą i swoje życie w posłuszeństwie stanu duchownego.
Tym samym błądzą hierarchowie, którzy pokładają nadzieję w dalszej protestantyzacji, idącej w parze ze wzmocnieniem swawolnej władzy. Sukces takiej polityki może być jedynie chwilowy i pozorny, gdyż w ten sposób przyciągane są osoby poszukujące wrażeń, przeżyć, poczucia bezpieczeństwa w grupie, a nie prawdy, co oczywiście nie może być trwałe. Jedynym ratunkiem dla dusz i drogą wyjścia z zapaści wiarygodności Kościoła jest powrót do tradycyjnego nauczania i autentycznej, opartej na prawdzie dyscypliny Kościoła, a nie naśladowanie sekt protestanckich.
Post scriptum
Na reakcję delikwenta nie trzeba było długo czekać. Otóż po zapobiegliwym zablokowaniu mi dostępu do jego profilu na fb (co ponownie dowodzi perfidii i zakłamania tego człowieka), pan Bańka popełnił na nim wpis (udostępniony mi drogą okrężną), który sprowadza się do szyderstw i oszczerstw, co dość wyraźnie świadczy o braku merytorycznych argumentów. Pierwszym i jedynym "argumentem" jest u niego anonimowa stronka rozsiewająca podłe oszczerstwa (więcej tutaj). Na koniec - maniakalnie powtarzając swój pseudopsychologiczny bełkot - dumnie oświadcza, że nie podejmie żadnej polemiki z argumentami, a za to nachalnie zachęca do zagłębiania się w jego bełkoty, które już zostały obalone:
No coż. Taki to jest jego stan ducha i umysłu. Typowy dla wręcz demonicznego zakłamania.
Ciekawy jest też jeden z komentarzy wraz z reakcją Bańki, która potwierdza jego demaskujące powiązania:
Jest skandaliczne, że ktoś taki jak Aleksander Bańka został powołany do rady świeckich przy "Konferencji Episkopatu Polski", czym on się dumnie chwali.
Ponadto widać, że ten człowiek ma problem osobowościowy, skoro po raz kolejny - chyba już przynajmniej czwarty od ubiegłej jesieni czyli w ciągu koło pół roku - pisze to samo w tym samym temacie i na tych samych łamach głównego organu modernistycznego, bez jakichkolwiek nowych treści i odniesienia się do argumentów:
Nawet jeśli mu za to dobrze płacą, to powinien mieć choć trochę osobistego honoru, gdyż tego typu zachowanie jest typowo maniakalne i coraz bardziej groteskowe.