Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Co odrzucił Sobór Watykański II? Czyli oszustw M. Kapusty ciąg dalszy


Mikołaj Kapusta znowu zadziałał w temacie mariologii św. Ludwika oraz nauczania Soboru Watykańskiego II. Tym razem jest to prawie godzinny występ, w którym oprócz Biblii wymachuje też paroma książkami, zwracając się przez znaczną część występu wprost do mnie. Odniósł się do krótkiego wpisu poświęconego jego twierdzeniu, jakoby 1. sobór „odrzucił kierunek przesadnej maryjności“, zaś 2. Jan Paweł II „działał na przekór soborowi“. Już przy tej okazji zarzuca mi coś, czego nie powiedziałem. Nie powiedziałem, że on mówił o braku maryjności, lecz powiedziałem, iż twierdzenie tego braku jest absurdalne i kłamliwe. Vloger Kapusta twierdził i twierdzi, że sobór "odrzucił przesadną maryjność", której przykładem jest według niego św. Ludwik. Tak więc, logicznie biorąc, w maryjności soboru nie ma czegoś, co jest u św. Ludwika, czyli jest pewien brak względem nauczania tegoż świętego (to jest właśnie sedno sporu). Czyżby vloger Kapusta zaprzeczał logicznemu wnioskowaniu z jego wypowiedzi? Na jakiej podstawie? Nie wyjaśnia tego. I nadal zupełnie przemilcza inne, znacznie obszerniejsze analizy jego wypowiedzi, gdzie wykazuję, że po prostu kłamie i oszukuje odbiorców nie tylko odnośnie nauczania Kościoła, lecz już nawet odnośnie treści Pisma św. Mimo tego na wstępie groźnie zapowiada: „Dzisiaj pokażę, że jestem wierny nauczaniu Kościoła katolickiego.“

Oczywiście celem mojej krytyki nie jest nobilitacja jego błazeńskich, szyderczych i kłamliwych wystąpień, lecz ochrona odbiorców, którzy, nie mając ani wiedzy teologicznej, ani wyczucia wiary katolickiej, mogą ulegać pozorom, rozrywkowemu stylowi i wręcz oszustwom tegoż vlogera. Jak zwykle przejdę po kolei główne wątki wystąpienia, odnosząc się do treści.

1. Pierwszym argumentem jest, że święci mogą być w sprzeczności z późniejszym nauczaniem Kościoła. Jako przykład podaje nauczanie św. Augustyna o predestynacji, św. Tomasza o Niepokalanym Poczęciu, a także, to jak „św. Ludwik głosił, ale Sobór Watykański II odrzucił ten kierunek“. Oczywiście brakuje wykazania choćby jednym słowem, że sobór ma na myśli nauczanie św. Ludwika i że właśnie to nauczanie odrzucił. Jest to kłamliwa insynuacja, przeciw której świadczy chociażby fakt, że u Jana Pawła II - który trzymał się dokładnie nauczania soborowego - nie tylko nie znajdujemy ani śladu dystansu do nauczania św. Ludwika, lecz tegoż zalecanie. Kapusta nie wykazuje - i nie jest w stanie wykazać - choćby jednego zdania, gdzie sobór zaprzecza nauczaniu św. Ludwika, a Jan Paweł II nauczaniu soboru. Tym samym vloger Kapusta uporczywie okłamuje odbiorców. Na poparcie swego twierdzenia przytacza jedynie słowa o. Celestyna Napiórkowskiego OFM tak, jakby były one pewne, wręcz nieomylne. Czyż vloger Kapusta nie jest w stanie samodzielnie porównać dość prostych textów jak dokumenty soborowe, nauczanie św. Ludwika i Jana Pawła II? Na jakiej podstawie odbiorca ma wierzyć nie tylko vlogerowi Kapuście lecz także jego autorytetowi, jakim jest rzeczony franciszkanin, profesor KUL-u?

Nie mam tutaj obowiązku sprawdzać ani poprawności cytowania przez vlogera Kapustę ani kontextu i poprawności wypowiedzi o. Napiórkowskiego. Z jego poglądami miałem już niegdyś, dość dawno temu kontakt, mianowicie czytając jego książkę pt. „Jak studiować teologię?“. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować uwagi, które zawarłem w mojej książce z 1997 r.:

"Przykładem modnego także obecnie w Polsce wręcz irracjonalnego uwielbienia dla Luthera jest chociażby St. C. Napiórkowski OFMConv, profesor teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (!). W swojej książce, mającej być wprowadzeniem do studium teologii, pośród wielu wymienianych słynnych uczonych teologów i profesorów na przestrzeni wieków tylko przy nazwisku Luthera autor umieszcza tytuł „dr“.Czyżby miało to znaczyć, jakoby Luter był większy i mądrzejszy od tylu Doktorów Kościoła? Natomiat w odniesieniu do Yves Congara OP, jednego z teologów tzw. soborowych, mówi Napiórkowski: „...miał odwagę rozczytać się w Lutrze. Stwierdził z radością, że u tzw. heretyków teolog katolicki może znaleźć wiele cennego światła.“ Nasuwa się więc pytanie: czy Luther właściwie błądził czy nie? Kto ma rację w sprawach wiary, Sobór Trydencki czy Luther? Pamiętać bowiem trzeba, że co raz zostało przez Kościół ogłoszone jako dogmat, to obowiązuje na zawsze, i nikt, ani papież ani sobór, chcąc pozostać w Kościele katolickim, nie może tego zmienić czy odrzucić. Dlatego tym bardziej godne uwagi są następujące słowa Napiórkowskiego o ostatnim soborze: „...w sposób wyjątkowo spektakularny ujawniło się to [znaczenie teologów] podczas ostatniego soboru, na którym eksperci odgrywali olbrzymią rolę, również jako nauczyciele ojców soborowych...“; a także: „‘żywe magisterium Kościoła‘, biskupi i kardynałowie, wypełniali sale, by uczyć się od E. Schillebeeckxa, K. Rahnera, Y. Congara, H. Künga i innych teologów, którzy stali się nauczycielami oficjalnych nauczycieli w Kościele, prawdziwymi charyzmatycznymi magistri magisterii. Najwięcej na soborze mieli do powiedzenia ci biskupi, którym udało się zdobyć najlepszych teologów-ekspertów.“ Wobec kontekstu tych i innych wypowiedzi należy się chyba domyślać, że według Napiórkowskiego jakość („najlepszość“) teologa wynika z pokrewieństwa ideowo-myślowego z Lutherem. Szczególnie serdecznie mówi Napiórkowski o teologach skupionych wokół czasopisma Concilium, które już od ponad dwudziestu lat nie kryje się ze swoimi antykościelnymi aspiracjami. Wśród rozsianych po książce zachwytów tymże czasopismem szczególnie wyraziste są następujące słowa: „W okresie posoborowym wykształciło się wyjątkowo twórcze środowisko teologów, związane z międzynarodowym przeglądem ,Concilium‘...“ W innym miejscu podkreśla, że jest to „najbardziej twórcze czasopismo teologiczne w okresie posoborowym. Likwidacja wersji polskiej [z postanowienia Episkopatu Polski w 1971 r.] wyrządziła ogromną szkodę chrześcijańskiej kulturze w naszym kraju.“ Dla porównania warto przytoczyć wypowiedź kardynała J. Ratzingera, który pierwotnie należał do współtwórców Concilium, a obecnie jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary musi stwierdzać u swych dawnych kolegów odchodzenie od wiary katolickiej. Na pytanie o jego związki z tym pismem Kardynał powiedział: „To nie ja się zmieniłem, lecz oni. Już przy naszych pierwszych spotkaniach wskazałem moim kolegom na dwa wymagania. Po pierwsze: Nasza grupa nie powinna popaść w żadne sekciarstwo czy arogancję, jak gdybyśmy byli nowym, prawdziwym Kościołem, alternatywnym Urzędem Nauczycielskim, który niby włada prawdą chrześcijańską. Po drugie: Potrzebne jest rozprawianie bez indywidualistycznych ucieczek wyprzedzających rzeczywistość Vaticanum II, lecz zgodnie z prawdziwą literą i prawdziwym duchem soboru, nie z jakimś wyimigowanym Vaticanum III. W latach następnych coraz mniej przestrzegano te wymagania, aż do punktu zwrotnego około roku 1973, gdy ktoś zaczął mówić, że teksty Vaticanum II nie są już punktem odniesienia dla katolickiej teologii. Faktycznie uważano, że sobór należy do ‘tradycyjnych, klerykalnych momentów‘ Kościoła, i że trzeba go koniecznie przezwyciężyć; sobór miałby być tylko punktem wyjścia. W tych latach bardzo rychło odszedłem zarówno z kierownictwa jak też od współpracy z tym czasopismem.“ Najwidoczniej fakty te nie przeszkadzają jednak Napiórkowskiemu w propagowaniu uwielbienia. Nasuwa się refleksja: czyżby miał powody do ubolewania nad nierozpowszechnianiem po polsku pomysłów zwalczających Urząd Nauczycielski?“ 

Tym samym jasne jest, że o. Napiórkowski
- był wręcz irracjonalnym, fanatycznym wielbicielem herezjarchy M. Ludera,
- kwestionował decyzję Episkopatu Polski o nierozpowszechnianiu w języku polskim antykościelnych i antykatolickich poglądów,
- sympatyzował z teologami, dla których nawet Sobór Watykański II nie był autorytatywny.

Czyż ktoś taki może być dla katolika autorytetem teologicznym, czy chociażby moralnym? Zapewne nie jest przypadkiem, że vloger Kapusta wybrał sobie akurat taki autorytet, któremu nie tylko sam widocznie zupełnie bezkrytycznie wierzy, lecz tę swoją irracjonalną wiarę w autorytet o. Napiórkowskiego próbuje wpoić swoim odbiorcom. To jest oszukiwanie nie tylko siebie, lecz - co gorsza - nieobeznanych w teologii odbiorców.

Wszak przyjrzyjmy się nauczaniu Soboru Watykańskiego II w temacie mariologii. Vloger Kapusta słusznie wskazuje na ostatni rozdział konstytucji dogmatycznej „Lumen gentium“ (nr 52-69) i nią w najnowszym wystąpieniu ostentacyjnie wymachuje. Jednak porównanie jej treści z jego słowami prowadzi jedynie do wniosków, że albo jej nie czytał i nie zna (stwarzając pozory znajomości), albo po prostu kłamie i oszukuje odbiorców. Ów rozdział nie jest wprawdzie długi, jednak cytowanie go w całości jest zbędne, gdyż łatwo można znaleźć text. Dlatego podaję w skrócie:

- Kościół powinien czcić pamięć Najświętszej Maryi Dziewicy.

- Ona jest obdarzona najwyższym darem i godnością.

- Ona jest Matką członków Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa, czyli Kościoła.

- Sobór „nie zamierza przedstawiać pełnej nauki o Maryi, ani rozstrzygać kwestii jeszcze nie całkowicie wyjaśnionych pracą teologów. Zachowują tedy nadal swoje prawo poglądy, jakie w szkołach katolickich swobodnie podaje się o Tej, która w Kościele świętym zajmuje miejsce najwyższe po Chrystusie, a zarazem nam najbliższe.“ (54)

- „Ona to zajmuje pierwsze miejsce wśród pokornych i ubogich Pana, którzy z ufnością oczekują od Niego zbawienia i dostępują go“ (55), tym samym pierwsze i wyjątkowe miejsce w Kościele.

- Ta wyjątkowa „łączność Matki z Synem w dziele zbawczym uwidacznia się od chwili dziewiczego poczęcia Chrystusa aż do Jego śmierci“ (57).

- We Wieczerniku Maryja trwała z Apostołami w modlitwie „o dar Ducha, który podczas zwiastowania już Ją był zacienił“ (59).

- Szczególnie ważny dla naszego tematu jest fragment o pośrednictwie (60): „Jedyny jest pośrednik nasz według słów Apostoła: "Bo jeden jest Bóg, jeden i pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który wydał samego siebie na okup za wszystkich" (1 Tm 2,5-6). Macierzyńska zaś rola Maryi w stosunku do ludzi żadną miarą nie przyćmiewa i nie umniejsza tego jedynego pośrednictwa Chrystusowego, lecz ukazuje jego moc. Cały bowiem wpływ zbawienny Błogosławionej Dziewicy na ludzi wywodzi się nie z jakiejś konieczności rzeczowej, lecz z upodobania Bożego i wypływa z nadmiaru zasług Chrystusowych, na Jego pośrednictwie się opiera, od tego pośrednictwa całkowicie jest zależny i z niego czerpie całą moc swoją, nie przeszkadza zaś w żaden sposób bezpośredniej łączności wiernych z Chrystusem, przeciwnie, umacnia ją."

- Szczególną wagę mają też słowa: „Poczynając, rodząc, karmiąc Chrystusa, ofiarując Go w świątyni Ojcu i współcierpiąc z Synem swoim umierającym na krzyżu, w szczególny zaiste sposób współpracowała z dziełem Zbawiciela przez wiarę, nadzieję i miłość żarliwą dla odnowienia nadprzyrodzonego życia dusz ludzkich. Dlatego też stała się nam matką w porządku łaski. “ (61)

- To „macierzyństwo Maryi w ekonomii łaski trwa nieustannie“, gdyż „wzięta do nieba, nie zaprzestała tego zbawczego zadania, lecz poprzez wielorakie swoje wstawiennictwo ustawicznie zjednuje nam dary zbawienia wiecznego.“ Ma to konkretne zastosowanie: „Dlatego też do Błogosławionej Dziewicy stosuje się w Kościele tytuły: Orędowniczki, Wspomożycielki, Pomocnicy, Pośredniczki. Rozumie się jednak te tytuły w taki sposób, że niczego nie ujmują one ani nie przydają godności i skuteczności działania Chrystusa, jedynego Pośrednika.“ I dalej sobór wyjaśnia: „jedyne pośrednictwo Odkupiciela nie wyklucza, lecz wzbudza u stworzeń rozmaite współdziałanie, pochodzące z uczestnictwa w jednym źródle. Otóż Kościół nie waha się jawnie wyznawać taką podporządkowaną rolę Maryi, ciągle jej doświadcza i zaleca ją sercu wiernych, aby oni wsparci tą macierzyńską opieką, jeszcze silniej przylgnęli do Pośrednika i Zbawiciela.“ (62)

- Związek Kościoła i jego członków z Maryją nie jest przypadkowy i dowolny, lecz nierozerwalny: „Boża Rodzicielka jest, jak uczył już św. Ambroży, pierwowzorem (typus) Kościoła, w porządku mianowicie wiary, miłości i doskonałego zjednoczenia z Chrystusem“. (63) Co więcej: „Maryja, która wkroczywszy głęboko w dzieje zbawienia łączy w sobie w pewien sposób i odzwierciedla najważniejsze treści wiary, gdy jest sławiona i czczona, przywołuje wiernych do Syna swego i do Jego ofiary oraz do miłości Ojca.“ (65)

- Sobór podkreśla wyjątkowość Maryi: „Maryja, dzięki łasce Bożej wywyższona po Synu ponad wszystkich aniołów i ludzi, jako Najświętsza Matka Boża, która uczestniczyła w tajemnicach Chrystusa, słusznie doznaje od Kościoła czci szczególnej.“ (66)

- Szczególne znaczenie przysługuje zatwierdzonym przez Kościół praktykom pobożności maryjnej: „rozmaite formy pobożności względem Bożej Rodzicielki, jakie Kościół w granicach zdrowej i prawowiernej nauki zatwierdził stosownie do warunków czasu i miejsca oraz stosownie do charakteru i umysłowości wiernych, sprawiają, że gdy Matka czci doznaje, to poznaje się, kocha i wielbi w sposób należyty i zachowuje się przykazania Syna“. (66) Do tych form pobożności należy bez wątpienia także doskonałe nabożeństwo według nauczania św. Ludwika, które od początku i przez wieku miało zatwierdzenie Kościoła, które nigdy nie zostało ani odwołane ani pomniejszone. Z naciskiem sobór zachęca do utrzymania i praktykowania dotychczasowych zatwierdzonych przez Kościół form pobożności: „Sobór święty umyślnie podaje do wiadomości tę katolicką naukę, napominając równocześnie wszystkich synów Kościoła, aby szczerze popierali kult Błogosławionej Dziewicy, szczególnie liturgiczny, a praktyki i zbożne ćwiczenia ku Jej czci zalecane w ciągu wieków przez Urząd Nauczycielski cenili wysoko i to, co postanowione było w minionych czasach o kulcie obrazów Chrystusa, Błogosławionej Dziewicy i Świętych, pobożnie zachowywali.“ (67)

- Zaś do teologów i kaznodziei kieruje napomnienie: „w rozważaniu szczególnej godności Bogarodzicielki wystrzegali się pilnie zarówno wszelkiej fałszywej przesady, jak i zbytniej ciasnoty umysłu. Studiując pilnie pod przewodem Urzędu Nauczycielskiego Pismo święte, Ojców i doktorów oraz liturgie Kościoła, niechaj we właściwy sposób wyjaśniają dary i przywileje Błogosławionej Dziewicy, które zawsze odnoszą się do Chrystusa, źródła wszelkiej prawdy, świętości i pobożności.“ (67) Należy zauważyć: Po pierwsze, chodzi o fałszywą przesadę, czyli nie o przesadę, o której mówi vloger Kapusta, gdyż widocznie jest też dobra, słuszna przesada. Po drugie, sobór przestrzega z drugiej strony także przed ciasnotą umysłu, która jest przeciwieństwem przesady, czyli, mówiąc naukowo, minimalizmem mariologicznym, do którego należy zaliczyć vlogera Kapustę i jego mistrza o. Napiórkowskiego, irracjonalnego wielbiciela M. Ludera.

- Powodem tego napomnienia - które ewidentnie nie zawiera ani śladu potępienia czy odrzucenia dotychczasowych praktyk i nabożeństw zatwierdzonych przez Kościół - są także względy ekumeniczne: „Niech się pilnie wystrzegają wszystkiego, cokolwiek w słowach lub czynach mogłoby braci odłączonych lub jakichkolwiek innych ludzi wprowadzić w błąd co do prawdziwej nauki Kościoła.“ (67) Tak więc, po pierwsze, apel jest skierowany do teologów i kaznodziei, po drugie nie zawiera żadnego odwołania czy potępienia zatwierdzonych przez Kościół nabożeństw i praktyk, po trzecie ma na celu przedstawianie prawdziwej nauki Kościoła, do której zaliczają się zarówno dokumenty Magisterium jak też zatwierdzone przezeń pisma świętych. Tym samym także względy ekumeniczne nie prowadzą i nie powinne prowadzić do odrzucenia nauczania św. Ludwika.

Widać, że wystarczy bez uprzedzeń i blokady myślowej czytać faktyczne wypowiedzi „Lumen gentium“, by dostrzec jak dalekie od rzeczywistości i kłamliwe jest to, co głosi w tej sprawie vloger Kapusta. Jego moralnej odpowiedzialności nie pomniejsza fakt powoływania się na - widocznie również kłamliwe - słowa o. Napiórkowskiego.

Podsumujmy nauczanie konstytucji "Lumen gentium", która 
- ani nie odwołuje ani nie odrzuca niczego, co Kościół nauczał o Maryi na przestrzeni wieków,
- potwierdza i zachęca do dalszego praktykowania wszystkiich zatwierdzonych nauk i praktyk kultu maryjnego, 
- ostrzega zarówno przed "fałszywą przesadą" (excesywizmem, nazywanym przez o. Napiórkowskiego "maxymalizmem") jak też przed "ciasnotą umysłu" jako jej przeciwieństwem, które można nazwać restrykcjonizmem względnie minimalizmem. 

W skrócie: nie ma ani śladu odrzucenia nauczania św. Ludwika czy choćby skojarzenia tegoż z "maxymalizmem" mariologicznym. 

Tym samym odpowiedzieliśmy na zasadniczy i centralny wątek sprawy. Dla pełności i okrągłego zakończenia zwrócę jednak jeszcze uwagę na wątki podrzędne, które również ilustrują taktykę i charakter vlogera Kapusty, a ostatecznie ducha, w jakim i z jakiego on przemawia. 

2. Vloger Kapusta popełnia nie mniej kłamliwy atak osobisty (ad personam), mówiąc: „to nie jest wielka afera, że atakuje mnie ksiądz doktor, ponieważ jest on przedstawicielem bardzo radykalnego tradycjonalizmu“. Pokazując okładkę mojej książki wydanej w 1997 r. (od której zakupu zdecydowanie odradzam, gdyż wydawca złamał pisemną umowę i nadal ją łamie, nie płacąc honorarium autorskiego), twierdzi o mnie: „tłumaczy w niej, dlaczego nowa msza, ta, na którą my wszyscy chodzimy, jest właściwie heretycka. Cytuje nawet innego liturgistę, który stwierdza, że ta msza, na którą my wszyscy chodzimy, jest czystym nonsensem. To jest jeden z cytatów z tej książki: zwróćmy uwagę na opozycję takiego rozumowania wobec herezji biesiadnej - tak ks. dr Dariusz Olewiński wypowiada się o mszy w rycie posoborowym, czyli tej mszy, na którą chodzimy wszyscy.“ Po czym dodaje: „Jak to jest, że można mówić takie rzeczy o tej mszy nowej, że jest to herezja biesiadna, a jednocześnie cytować sobór, powoływać się na Jana Pawła II, itd., a przecież Sobór Watykański II przygotował podwaliny pod nową liturgię (…). Jak to się zgadza takiemu radykalnemu tradycjonaliście. Jestem ciekawy, bo na prawdę nie wiem.“

Odpowiadam po krótce:

Po pierwsze, zdecydowanie odrzucam nazwanie mnie „tradycjonalistą“ i żądam oficjalnych przeprosin i odwołania. Vloger Kapusta albo nie wie, co to jest tradycjonalizm w teologii (mianowicie XIX-wieczną herezją, por. https://teologkatolicki.blogspot.com/2018/08/na-czym-polega-herezja-tradycjonalizmu.html), i tym samym popisuje się haniebną dla magistra teologii ignoracją, albo świadomie rzuca kłamliwe oskarżenie.

Po drugie, vloger Kapusta widocznie nawet nie zajrzał do książki, lecz opiera się jedynie na kłamliwym tekście Józefa Majewskiego, który przypisuje mi coś, czego nie ma w mojej książce. Po prostu, ani w rzeczonej książce, ani nigdzie indziej nie nazwalem Novus Ordo Missae „herezją biesiadną“. To określenie odnosi się wyraźnie i wyłącznie do tego, jak reforma liturgii po Vaticanum II jest przez skrajnych modernistów ujmowana i stosowana. Odnośny fragment książki brzmi:

Zwróćmy tutaj uwagę na sprzeczność do herezji biesiadnej, uważającej Eucharystią za swego rodzaju jedzenie i picie. Powołującej się ona na fakt, że Chrystus ustanawiając Sakrament Eucharystii, a więc podczas Ostatniej Wieczerzy, znajdował się z uczniami we wieczerniku. Tymczasem wiara Kościoła jest inna. Jest owszem prawdą, że ustanowienie Eucharystii odbyło się podczas Ostatniej Wieczerzy, lecz z racji przede wszystkim teologicznych wyniknęła konieczność odzielenia Eucharystii od żydowskiej wieczerzy rytualnej.“

Tak więc ani Józef Majewski, ani posługujący się nim vloger Kapusta nie mają podstaw do swojego kłamliwego oskarżenia.

Po trzecie, wyjątkowo podłe jest nie tylko bezpodstawne oskarżanie mnie o herezję tradycjonalizmu, lecz także kilkakrotne powtórzenie pod adresem odbiorców, jakobym mszę, w której oni wszyscy uczestniczą, nazwał „herezją biesiadną“. To jest nie tylko kłamliwy, lecz wyjątkowo nikczemny zabieg, obliczony na to, że odbiorcy poczują się urażeni przez coś, czego nigdy nie powiedziałem, i przeniosą ten uraz na moją osobę, mimo że tego nigdy nie powiedziałem. Iście diabelska taktyka i dość wyraźny ślad „ojca kłamstwa“.

3. W tym kontekście pada samoobrona vlogera Kapusty przed zarzutem kłamstwa z mojej strony. Cytując ze słownika języka polskiego mówi: „Kłamać to znaczy świadome wprowadzać kogoś w błąd. (…) Musisz wykazać, że on wie, że mówi nieprawdę. (…) Trzeba to zawsze wykazać.“ Po pierwsze, co do czyjejś wiedzy czy świadomości można jedynie wnioskować z przesłanek. W przypadku vlogera Kapusty przesłanką główną jest, że powinien i prawdopodobnie zna texty, o których mówi. A jeśli nie zna, to powinien wiedzieć przynajmniej, że ich nie zna, i tym samym powinien się do tego przyznać. Jeśli się do tego nie przyznaje, a wręcz przeciwnie, zachowuje się tak, jakby je znał, to popełnia tym samym oszustwo czyli rodzaj okłamywania odbiorców. Istnieje bowiem coś takiego jako kłamstwo komplexowe: ktoś podaje czyjeś kłamstwo jako prawdę, nie zaznaczając nawet, że zaczerpnął to kłamstwo od kogoś i nie sprawdził jego prawdziwości.

4. Przy perfidii tak pokażnego kalibru vloger Kapusta ma czelność domagać się wyrozumiałości i pobłażliwości dla siebie z powodu młodego wieku: „Ja mam 25 lat. Co jest bardziej prawdopodobne, że ja już jestem uwikłany w jakieś interesy, których bronię, czy może ja jeszcze nie zdążyłem jeszcze czegoś przeczytać?“ Nasuwa się pytanie, czego nie przeczytał. Z jego wystąpień, także aktualnie omawianego, wynika, że przede wszystkim nie przeczytał tego, o czym się wypowiada. Nie przeczytał mojej książki, co jest oczywiście do wybaczenia, gdyby się nie wypowiadał o jej treści. Nie przeczytał nawet mariologicznego rozdziału konstytucji „Lumen gentium“, skoro twierdzi coś sprzecznego z jego treścią? Nie przeczytał nawet fragmentów Pisma św., na które się regularnie powołuje? Albo nieprawdy, jakie głosi, wynikają nie z braku przeczytania, lecz ze świadomego kłamania i bezczelnego oszukiwania odbiorców. Młody wiek nie jest tu zupełnie żadnym usprawiedliwieniem. Już małe dzieci uczone są prawdomówności i uczciwości w podejściu do bliźnich i ich wypowiedzi. Ktoś w latach vlogera Kapusty powinien już być na tyle dorosły, żeby trzeźwo i krytycznie umieć ocenić swoje nawyki i postępowanie.

5. Wbrew jasnej treści rozdziału „Lumen gentium“ vloger Kapusta twierdzi zdecydowanie: „Była pewna przesadna maryjność, która cechowała niektórych świętych, między innymi św. Ludwika i Sobór Watykański II odrzucił ten kierunek, jakby nie przyjął do swojego nauczania.“ Określenie „fałszywa przesada“ (LG 67) zupełnie bezpodstawnie i kłamliwie odnosi do św. Ludwika, podczas gdy dla każdego uczciwie czytającego i interpretującego jasne jest, że nabożeństwo według św. Ludwika - jako zatwierdzone i zawsze zalecane przez Kościół - jest zachowane i zalecane także przez Sobór Watykański II (por. wyżej pkt 1)

c.d.n.

8 komentarzy:

  1. " Jak uprawiać teologię" Celestyn Napiórkowski OFM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest raczej podręcznik do tego, jak nie należy uprawiać teologii.

      Usuń
  2. "Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach."

    Bogu niech beda dzieki za x. Olewinskiego :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie odnosi ksiądz wrażenia, że ten młody człowiek po prostu gada co mu ślina na język przyniesie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że jest on częścią szerszego planu działania i że ktoś wykorzystuje jego talent błazeński. Nierzadko sprawia wrażenie, że ktoś mu przygotowuje te wystąpienia, które on potem tylko odgrywa.

      Usuń
    2. W moim odczuciu, wypowiedzi Mikołaja wynikają raczej z infantylnego podejścia do spraw wiary. Został wychowany w środowisku Odnowowym, przejął płytki, emocjonalny styl pastorski, miotany "zachwytem" nad wybiórczo traktowanymi cytatami z Biblii.

      Usuń
    3. On nie ma dopiero 14 lat i jest podobno po studiach teologii. Jeśli ktoś nawet odnośnie treści Pisma św., na które się stale powołuje, ewidentnie i notorycznie kłamie i to jako 25-letni absolwent teologii, to jest to nie do usprawiedliwienia.

      Usuń
  4. Traktat św. Ludwika: "Tam, gdzie panuje Maryja, tam złego ducha nie ma. Dlatego też jednym z niezaprzeczalnych dowodów, iż prowadzi kogoś dobry duch, jest jego wielkie nabożeństwo do Maryi i że o Niej często myśli i mówi. Tak uważał św. German z Konstantynopola, co uczy, iż podobnie, jak oddychanie jest dowodem pewnym, że człowiek nie umarł, tak częsta myśl o Maryi i wzywanie Jej miłującym sercem jest niezawodnym znakiem, że dusza nie umarła przez grzech".

    Czy może być to pomocą dla osób ze skrupułami? Osoby takie mają trudności m.in. z odróżnieniem wagi grzechu itd. Więc jeśli pójdę za tymi wskazaniami to mogę mieć pewność, że w danej sytuacji jestem lub nie jestem w stanie grzechu ciężkiego?

    OdpowiedzUsuń