W związku z nową okolicznością, jaką jest następna wypowiedź x. Szymona Bańki FSSPX w kwestii rzekomych objawień prywatnych danych s. Faustynie, zostałem poproszony o ponowny wpis w temacie. Jest to ciąg dalszy wątku wystąpienia x. Bańki, w którym zapowiedział on publikację teologicznej apologii owych objawień ze strony przedstawiciela FSSPX (por. tutaj). Wypracowanie x. Naujokaitis'a jest opatrzone przez niego samego mianem "memorandum" (dostępne tutaj), mającym być skrótem rzekomej wnikliwej, kilkusetstronicowej analizy napisanej po polsku. Ta właściwa analiza pozostaje nadal nieopublikowana, czyli pozostaje tajemnicą, co jest znamienne. Opublikowanie streszczenia po angielsku oznacza, że jest ono adresowane do szerokiej publiczności teologicznej i kościelnej na całym świecie, więc tym bardziej wymaga wnikliwego zbadania i oceny. Już sam fakt opublikowania "wniosków" - jak to autor nazywa - bez opublikowania właściwego textu śmierdzi podstępem propagandowym czyli oszustwem na czytelnikach. Autor widocznie wymaga od czytelników, by przyjęli na wiarę jego "wnioski" bez możliwości sprawdzenia ich umocowania we właściwych źródłach i dowodach.
Godny uwagi jest fakt, że autor na początku wyznaje, iż on osobiście znajduje dużo pociechy w "Dzienniczku" s. Faustyny oraz praktykuje nabożeństwo do obrazu z nim związanego. Tym samym wykluczone jest trzeźwe, teologiczne podejście, co znajduje potwierdzenie w trakcie jego wywodów. Odnoszę się po kolei do poszczególnych kwestij.
1. Autor twierdzi, że nie ma problematycznych kwestij co do życiorysu s. Faustyny. Jest to wierutne kłamstwo. Już sama okoliczność wstąpienia do klasztoru w rezultacie rzekomych objawień prywatnych jest poważnym problemem teologicznym, gdyż niezbadane i nieuznane przez Kościół objawienie prywatne nigdy nie może być prawowitym motywem wyboru powołania czy drogi życiowej. Uznanie post hoc, czyli po dziesięcioleciach - i to bardzo problematyczne i wątpliwe - nie jest żadnym prawowitym usprawiedliwieniem dla decyzji podjętej wówczas. Co więcej: jeśli Helena nie wyznała przed przełożonymi - a wpierw przed spowiednikiem - rzekomych objawień jako powodu czy przynajmniej okoliczności swojej decyzji wstąpienia do klasztoru, to dopuściła się oszustwa, a jej spowiedzi były prawdopodobnie świętokradzkie. Już ta sama okoliczność świadczy o nieautentyczności rzekomych objawień. Pan Jezus z całą pewnością nie pozwoliłby na taką decyzję bez szczerości wobec spowiednika i przełożonych zakonnych.
2. Autor mówi o "życiu mistycznym" Heleny / s. Faustyny. To jest kolejne grube oszustwo na czytelnikach. Otóż objawienia prywatne, zwłaszcza autentyczne, teologicznie nie należą do dziedziny mistyki, lecz do dziedziny proroctw, czyli nadzwyczajnych charyzmatów. Różnica jest istotna, gdyż dziedzina mistyki odnosi się do osobistej świętości i podlega osądowi jedynie spowiednika, podczas gdy w dziedzinie charyzmatów konieczne jest oficjalne zbadanie przez władze kościelne.
3. Autor słusznie zauważa, iż rzekome objawienia dane s. Faustynie były znane jedynie jej spowiednikom, kierownikom duchowym, przełożonym zakonnym oraz kilku współsiostrom w zakonie. Tutaj także tkwi poważny problem teologiczny, duchowy i prawny. Otóż zasady Kościoła są takie, że objawienia prywatne są badane nie przez spowiednika, nie przez kierownika duchowego i też nie przez przełożonych zakonnych. Jeśli spowiednik dowiaduje się o takowych przeżyciach penitentki, a w swoim osądzie dopuszcza możliwość, iż są autentyczne, czyli że mogą pochodzić od Boga, wówczas ma obowiązek zobowiązać ją do wyjawienia ich swoim przyłożonym albo bezpośrednio biskupowi miejsca. Wówczas biskup miejsca, o ile uzna za stosowne, czyli wydaje mu się, iż przeżycia mogą być autentyczne, powołuje dwie komisje - medyczną i teologiczną. Zadaniem komisji medycznej - który powinna się składać przynajmniej po części z osób niewierzących czy przynajmniej niekatolików - jest zbadanie zdrowia psychofizycznego danej osoby. Natomiast zadaniem komisji teologicznej jest zbadanie okoliczności i treści rzekomych objawień. W przypadku s. Faustyny widocznie biskup miejsca nie został nawet poinformowany, a jedynie sam x. Sopoćko zauzurpował sobie prawo i kompetencje do rzekomego badania. Przy czym jedynym śladem rzekomego badania jest jakiś świstek wystawiony przez jakąś zupełnie nieznaną lekarkę. Toż to jest bezczelne szyderstwo z katolików i zasad Kościoła. Już choćby za to x. Sopoćko powinien zostać przynajmniej suspendowany i całkowicie odsunięty od sprawy, a nie wyniesiony na ołtarze.
4. Ciekawe jest, że autor wspomina o istnieniu 67 listów s. Faustyny, twierdząc przy tym, że nie zawierają one żadnych ważnych informacyj. Jest to o tyle ciekawe, że niedawno został wydany wybór listów, czyli nie wszystkich, przy czym ich znaczna część zawiera owszem znaczące szczegóły. Wypowiem się o nich osobno w swoim czasie.
5. Autor zupełnie bezkrytycznie powiela oficjalną propagandę co do historii textu "Dzienniczka" oraz jego badania przez Stolicę Apostolską. Całkowicie pomija kwestie:
- jak to było możliwe, by Stolicy Apostolskiej dostarczono "poprawioną", niezgodną z oryginałem wersję "Dzienniczka",
- na czym polegały błędy tłumaczenia na język włoski,
- na czym polegają różnice między tym tłumaczeniem a obecnie rozpowszechnianą wersją "Dzienniczka",
- kto ponosi odpowiedzialność za takie wręcz karygodne oszustwo - o ile do niego doszło - na Stolicy Apostolskiej,
- jakie były teologiczne powody wydanego przez Święte Oficjum zakazu rozpowszechniania "Dzienniczka".
6. Autor słusznie zwraca uwagę na fakt, iż nigdy nie było i nadal nie ma dostępu do fotokopii rzekomego oryginału textu napisanego przez s. Faustynę. Czyż nie jest to znaczące? Tym bardziej, iż rzekomy oryginalny text nie zawiera żadnych korekt językowych czy ortograficznych, co należy uznać za przynajmniej dziwne w przypadku prostej zakonnicy, która ukończyła jedynie 3 klasy szkoły podstawowej.
7. Wręcz groteskowo naiwnie autor zakłada, iż rzeczywiście Pan Jezus mówił do s. Faustyny, nazywając ją "sekretarką".
8. Autor twierdzi, że "Dzienniczek" zawiera kilka problematycznych wypowiedzi, a równocześnie zdecydowanie odrzuca zarzut o herezje. Zapowiadane uzasadnienie wygląda bardzo mizernie, o czym będzie poniżej.
9. Autor twierdzi, że zainicjowane przez s. Faustynę nabożeństwo do "Bożego Miłosierdzia" jest w swej istocie powiązane ze znanym od wieków - i propagowanym zwłaszcza przez jezuitów - kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Także tutaj brakuje jakiegokolwiek uzasadnienia czy choćby reflexji. Otóż faktem jest, iż to nowe nabożeństwo jest nie tylko istotnie sprzeczne z owym ostatnim kultem, lecz je w międzyczasie de facto wyparło i zastąpiło, zwłaszcza w Polsce, gdzie praktycznie zanika nabożeństwo pierwszopiątkowe, od wieków znienawidzone i zwalczane zwłaszcza przez masonów.
10. Autor twierdzi, iż u s. Faustyny nie ma żadnych znamion fałszywego illuminizmu, do których należy zwłaszcza konflikt między wewnętrznym doświadczeniem a zewnętrzną doktryną Kościoła i wolą przełożonych. Jest to oczywiście wierutne kłamstwo. Otóż w "Dzienniczku" aż roi się od znamion fałszu teologicznego, a nawet zdroworozsądkowego, co jednoznacznie wskazuje na mistyfikację. Jest to mistyfikacja dość sprytnie spreparowana, prawdopodobnie przez x. Sopoćkę wespół z x. Andraszem, gdyż prosta zakonnica sama nie byłaby w stanie tego uczynić. Dlatego właśnie oryginał "Dzienniczka" (rzekomo) nie zawiera błędów językowych i ortograficznych, tudzież nie jest publicznie dostępny choćby w wersji elektronicznej.
11. Równie fałszywe i wręcz groteskowe jest twierdzenie, jakoby s. Faustyna należała do solidnej szkoły duchowości zapoczątkowanej przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus. Autor nie jest w stanie podać choćby jednego argumentu na korzyść tego twierdzenia.
12. Równie bezpodstawne jest twierdzenie, że mamy "więcej niż dość" zewnętrznych świadectw na wysoki poziom wszelakich cnót i osobistej świętości s. Faustyny. Zresztą autor sam sobie sobie zaprzecza, mówiąc, iż nie ma możliwości sprawdzenia procesu o heroiczności jej cnót i że on polega na wynikach oficjalnego procesu beatyfikacyjnego.
13. Wychwalając rzekomą cnotę wiary u s. Faustyny autor myli treść "Dzienniczka", który wszak z założenia ma za przedmiot rzekome objawienia, z osobistą postawą zakonnicy, która powinna być znana przede wszystkich z zeznań świadków, czyli jej współczesnych osób. Dopóki nie ma wystarczającej pewności, że "Dzienniczek" w obecnie oficjalnej wersji pochodzi w całości i w szczegółach od s. Faustyny, nie może on stanowić jakiejkolwiek, choćby pomocniczej podstawy do oceny stopnia wiary nadprzyrodzonej u niej.
14. Już samo pomieszanie przez autora cnót teologalnych z cnotami kardynalnymi niedobrze świadczy o jego kompetencji i solidności teologicznej. W procesie beatyfikacyjnym kluczową rolę ma zbadanie i stwierdzenie cnót teologalnych, natomiast cnoty kardynalne są drugorzędne i badane pomocniczo, aczkolwiek są współzależne i powiązane. Teolog ma obowiązek uporządkowanego rozważenia i rozpatrzenia.
15. Wręcz skandalicznie fałszywe jest twierdzenie autora o pewności co do zdrowia psychicznego s. Faustyny. Rzekome świadectwo rzekomej dr Maciejewskiej, nieznanej z jakichkolwiek innych źródeł, zupełnie nic nie znaczy, gdyż nie jest to świadectwo kanonicznej komisji medycznej, która jest wymagana w procedurach kościelnych. Kapłan katolicki - zarówno x. Sopoćko jak też x. Naujokaitis - powinien o tym wiedzieć. Także jakieś książki pseudobiograficzne nie stanowią żadnego dowodu w tej kwestii, a świadczą najwyżej o naiwności ich autorów oraz odbiorców.
16. Podobnie rzecz się ma z innymi cnotami wychwalanej przez autora s. Faustyny. Do ich stwierdzenia konieczne byłoby przesłuchanie pod przysięgą wszystkich świadków jej życia i to natychmiast po tym jak stały się znane przełożonym jej rzekome objawienia. To powinno być przedmiotem badania przez komisję teologiczną, do czego nie dopuścił przez swawolne i przestępcze działanie x. Sopoćko, ale także inni spowiednicy oraz przełożeni s. Faustyny i kapelani domów zakonnych, w których ona przebywała. Są dwie możliwości: albo wszystkie te osoby w jaskrawym nieposłuszeństwie wobec zasad Kościoła zataiły sprawę s. Faustyny przed władzą kościelną, czyli biskupem miejsca, do którego kompetencji i obowiązku należało zbadanie sprawy przez powołanie odpowiednich komisyj (medycznej i teologicznej), albo cała sprawa jest perfidną mistyfikacją x. Sopoćki wespół z kilkoma innym osobami jak x. Andrasz oraz przełożone zgromadzenia, do którego należała s. Faustyna. Innego wyjaśnienia braku przeprowadzenia normalnej procedury kościelnej przewidzianej w tego typu sprawach nie ma.
17. Autor słusznie zwraca uwagę na problem pokory - raczej jej braku - u s. Faustyny, czego powodem są liczne miejsca w "Dzienniczku". Jednak znowu na siłę i fałszywie próbuje usprawiedliwić s. Faustynę, porównując jej postawę gołosłownie do św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Otóż u żadnej innej świętej osoby, kanonizowanej według tradycyjnych zasad Kościoła, nie ma tego typu pochwał i górnolotnych, wbijających w pychę określeń, jakie stosuje rzekomo Pan Jezus w odniesieniu do s. Faustyny. Szczególnym i przekraczającym wszelką miarę przypadkiem jest zdanie rzekomo pochodzące od Pana Jezusa, mówiące o zjednoczeniu z s. Faustyną w stopniu jedynym spośród wszystkich stworzeń, czyli tym samym bluźnierczo wynoszące zakonnicę ponad Matkę Najświętszą. To jest o wiele więcej niż herezja.
18. W punkcie zatytułowanym mylnie jako "życie mistyczne" autor wylicza kilka zarzutów odnośnie pobożności s. Faustyny i propagowanego przez nią - czy raczej pod jej imieniem - nabożeństwa do "Miłosierdzia Bożego". Zarzuty są trafne, lecz autor usiłuje je znów obalić w sposób prymitywny i chybiony:
- Sentymentalność nie byłaby właściwie żadnym zarzutem, gdyby nie była powiązana z brakiem prawdy faktycznej i teologicznej.
- Brak odwołania do Ducha Świętego i Jego kultu jest dość wyraźnym znamieniem działania złego ducha.
- Fałszywe jest twierdzenie autora, jakoby Faustynowy kult "MB" był harmonijnie powiązany z tradycyjnym kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Faktycznie między nimi zachodzi przepaść, choćby w zasadniczej sprawie: kult NSPJ zakłada i propaguje zadośćuczynienie i wynagrodzenie za grzechy swoje i cudze, podczas gdy kult "MB" daje obietnicę łatwego "zbawienia" przez praktykowanie koronki i kultu obrazu, którego historia zresztą również ma znamiona perfidnego oszustwa, gdyż obecnie propagowany jest obraz nie mający wiele wspólnego z obrazem namalowanym według wskazań s. Faustyny.
- Słusznie autor wskazuje na problem dołapnej Komunii u s. Faustyny. Próbuje wybrnąć tutaj twierdzeniem, że chodzi jedynie o "wizję mistyczną", a nie realne wydarzenie. Próba jest oczywiście chybiona, gdyż "wizja mistyczna" jako rzekomo pochodząca od Boga ma znacznie większą moc sugestywną niż realne zdarzenie. Tym samym nie da się zaprzeczyć, że "Dzienniczek" - obok niezliczonych fałszów i bluźnierstw - zawiera także dość nachalną propagandę na rzecz komunii dołapnej.
- Jedynym zarzutem, którego autor nawet nie próbuje obalić, jest brak odniesień do kultu Matki Bożej Miłosierdzia, której dedykowany jest zakon, do którego należała s. Faustyna. Akurat ten zarzut jest raczej słaby, aczkolwiek słuszny. Oznacza on, iż to całe "nabożeństwo" Faustynowo-Sopoćkowe nawet nie próbuje nawiązywać do tradycyjnej katolickiej doktryny i pobożności w temacie prawdziwego Bożego Miłosierdzia.
19. Powoływanie się na x. Sopoćkę w kwestii oceny stanu duchowego s. Faustyny świadczy przynajmniej o rzadkiej, a karygodnej w przypadku teologa naiwności. Wszak to x. Sopoćko jest głównym winowajcą i zarazem propagandzistą tych rzekomych objawień, zresztą nie bez osobistych korzyści. Wystarczy choćby pobieżna znajomość klasyków duchowości katolickiej, począwszy od Ojców Kościoła, poprzez dzieła średniowiecznych mistyków, aż do czasów nowszych, w tym także ze szkoły karmelitańskiej jak św. Teresa z Avila i św. Jana od Krzyża, by łatwo zauważyć przepaść między nimi a "Dzienniczkiem" i textami x. Sopoćki. Choćby jeden przykład: w żadnych pismach świętych Pańskich nie ma wzmianki o rozmowach z duszami zmarłych. Jest to praktyka wybitnie okultystyczna, niekatolicka i antykatolicka. Już ten jeden element "Dzienniczka" wystarczy, by go jednoznacznie odrzucić jako mistyfikację i oszustwo, czy to diabelskie czy ludzkie.
20. Słuszne są wątpliwości autora co do rzekomego cudu, którym posłużono się w procesie kanonizacji s. Faustyny. Aż dziwi, że nie powoduje to u niego głębszej reflexji co do całości sprawy s. Faustyny.
21. Trudno powiedzieć, czy bardziej groteskowe czy bardziej haniebne jest nazwanie x. Sopoćki "wzorowym i gorliwym kapłanem", mogącym być wzorem także dla FSSPX. O jego wręcz skandalicznym i karygodnym zachowaniu i postępowaniu w kwestii badania rzekomych objawień s. Faustyny była już mowa powyżej. To właściwie wystarczy w kwestii kapłańskiej czy choćby rozsądnej, prawidłowej i legalnej postawy. Jest wręcz nie do wiary, że ktoś po studiach teologicznych - i to rzekomo tradycyjnych - może być aż tak ślepy w tej kwestii.
22. Haniebne i karygodne jest przypisywanie przez autora św. Tomaszowi słów, których u niego nie ma. Otóż ani we wskazanym przez x. EN miejscu (STh II-II q. 30 a. 4), ani w żadnym innym św. Tomasz nie mówi, jakoby miłosierdzie było największym przymiotem Boga względem stworzeń (por. tutaj).
Oto oryginał:
"Respondeo dicendum quod aliqua virtus potest esse maxima dupliciter, uno modo, secundum se; alio modo, per comparationem ad habentem. Secundum se quidem misericordia maxima est. Pertinet enim ad misericordiam quod alii effundat; et, quod plus est, quod defectus aliorum sublevet; et hoc est maxime superioris. Unde et misereri ponitur proprium Deo, et in hoc maxime dicitur eius omnipotentia manifestari. Sed quoad habentem, misericordia non est maxima, nisi ille qui habet sit maximus, qui nullum supra se habeat, sed omnes sub se. Ei enim qui supra se aliquem habet maius est et melius coniungi superiori quam supplere defectum inferioris. Et ideo quantum ad hominem, qui habet Deum superiorem, caritas, per quam Deo unitur, est potior quam misericordia, per quam defectus proximorum supplet. Sed inter omnes virtutes quae ad proximum pertinent potissima est misericordia, sicut etiam est potioris actus, nam supplere defectum alterius, inquantum huiusmodi, est superioris et melioris."
Poprawne tłumaczenie:
"Odpowiadam co należy powiedzieć, że jakakolwiek cnota może być największa podwójnie, na jeden sposób według siebie, na drugi sposób przez porównanie z tym, który ją ma. Tak więc według siebie miłosierdzie jest największe. Do miłosierdzia bowiem należy, że rozlewa dla innego. A co więcej, podnosi brak u innych. I to jest najbardziej właściwe dla wyższych. Dlatego zmiłowanie jest uważane za właściwe Bogu, a w tym, jak mówi się, najbardziej ujawnia się Jego wszechmoc. Lecz co do mającego (cnotę) miłosierdzie nie jest największe, jeśli ten, który ma tę cnotę, nie jes największy, nie mając nikogo ponad sobą, lecz wszystkich pod sobą. Dla tego bowiem, kto ma kogoś ponad sobą, czymś większym i lepszym jest złączenie z wyższym niż uzupełnianie braku tego, który jest niższym. Tak więc o tyle dla człowieka, która ma Boga jako wyższego, miłość, przez którą jednoczy się z Bogiem, jest ważniejsza niż miłosierdzie, przez które uzupełnia brak u innych. Natomiast pośród cnót, które odnoszą się do bliźniego, najważniejsze jest miłosierdzie, tak jak też czyn jest tego, kto jest ważniejszy, bowiem uzupełnienie braku innego człowieka jest właściwe dla wyższego i lepszego."
Tutaj każdy szczegół jest ważny, gdyż dowolność ma poważne konsekwencje. To, co wypisują fani Faustynowo-Sopoćkowego miłosierdzia, nie ma wiele wspólnego z tym cytatem. Św. Tomasz jest dla nich jedynie pretextem dla własnych wymysłów. To raz.
Po drugie, św. Tomasz jest wprawdzie wielkim autorytetem, jednak nie jest nieomylny, zwłaszcza tylko w jednym fragmencie.
X. Edmundas pisze: "St. Thomas says (II–II, q. 30, a. 4), that Mercy is the greatest of the proprieties in God in relation to his creatures." To jest kłamstwo, gdyż św. Tomasz tak nie mówi, jak wykazałem powyżej.
Zresztą także drugi cytat ze św. Tomasza, którym się posługują fani Faustyno-Sopoćkowego "miłosierdzia", jest zakłamany, gdyż oparty widocznie na fałszywym tłumaczeniu charystycznej (wydanej pod nadzorem charysty kard. Wyszyńskiego) "Biblii Tysiąclecia". W STh I q21 a3 ad2 mówi św. Tomasz: "Ad secundum dicendum quod Deus misericorditer agit, non quidem contra iustitiam suam faciendo, sed aliquid supra iustitiam operando, sicut si alicui cui debentur centum denarii, aliquis ducentos det de suo, tamen non contra iustitiam facit, sed liberaliter vel misericorditer operatur. Et similiter si aliquis offensam in se commissam remittat. Qui enim aliquid remittit, quodammodo donat illud, unde apostolus remissionem donationem vocat, Ephes. V, donate invicem, sicut et Christus vobis donavit. Ex quo patet quod misericordia non tollit iustitiam, sed est quaedam iustitiae plenitudo. Unde dicitur Iac. II, quod misericordia superexaltat iudicium."
To potwierdza, że "miłosierdzie" Faustyno-Sopoćkowe, czyli triumfujące nad sprawiedliwością jest fałszywe. Triumf odnosi się bowiem nad zwyciężonym wrogiem, przeciwnikiem, a to wprost przeczy św. Tomaszowi, który mówi wyraźnie, że Boże miłosierdzie nie działa przeciw ("contra") sprawiedliwości.
Charystyczna "Biblia Tysiąclecia" fałszuje także słowa z Listu św. Jakubowego. Otóż oryginał brzmi: κατακαυχαται ελεος κρισεως, zaś Wulgata mówi "superexultat autem misericordia iudicio" czyli "zmiłowanie chełpi się sądem". Na fałszywym tłumaczeniu opierają się także tłumaczenia słów św. Augustyna, na które powołują się fani faustyno-sopoćkizmu.
Także powoływanie się na błogosławieństwa z Kazania na Górze ("błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią") są zupełnie chybione, gdyż słowa Pana Jezusa nie mają nic wspólnego z triumfem miłosierdzia nad sprawiedliwością.
Tym samym upada jakiekolwiek umocowanie Faustynowo-Sopoćkowego "miłosierdzia" w źródłach Bożego Objawienia czy choćby w teologii katolickiej.
23. Ewidentnie fałszywa jest także teza autora, jakoby koncepcja miłosierdzia zawarta w "Dzienniczku" była kompletnie tradycyjna i zrównoważona. Autorytatywność "misericordialogii" takich osób podanych przez niego jak x. Sopoćko, o. Woroniecki i x. Różycki jest pustą tezą, nie popartą żadną merytoryczną analizą argumentów. Fałszywość postulowanego przez x. Różyckiego rozwiązania problemu ofiarowania Bóstwa już poruszałem (por. tutaj). Przyjdzie kolej na analizę książki o. Woronieckiego oraz propagandy autorstwa x. Sopoćki.
24. Gołosłowne jest zapewnienie autora, iż nabożeństwo postulowane przez s. Faustynę zakłada konieczność nawrócenia oraz walki z grzechem. Bezpodstawna jest tym samym obrona przed zarzutem automatycznej czy magicznej skuteczności tegoż nabożeństwa dla zbawienia dusz.
25. Wręcz absurdalne, godzące w elementarną logikę jest twierdzenie autora, iż są trzy "autentyczne obrazy Jezusa miłosiernego", do których zalicza przede wszystkim dzieło Eugeniusza Kazimirowakiego z 1934 r., Adolfa Hyły z 1942 r. oraz Ludomira Ślendzińskiego z 1954 r. W jaki sposób istotnie różne dzieła różnych artystów mogą być wespół autentyczne, autor nie wyjaśnia, widocznie uważając swoich czytelników za debilów nierozumiejących podstawowego znaczenia słowa "autentyczny". Ma to swoje potwierdzenie w rozważaniu przez autora kwestii, który z obrazów "jest bardziej autentyczny"...
26. Na podobnym poziomie logicznym i teologicznym jest podane przez autora rozwiązanie kwestii ofiarowania Bóstwa. Po pierwsze, powołuje się na x. Różyckiego, pomijając całkowicie tegoż główny argument, którym jest ewidentnie heretyckie, nawet wręcz apostackie twierdzenie, jakoby Bóstwo Jezusa Chrystusa było inne niż Bóstwo Boga Ojca (por. tutaj). Po drugie, powołuje się na tzw. modlitwę anioła z Fatimy, pomijając fakt, iż owa modlitwa nie należy do uznanych przez Kościół objawień z Fatimy (więcej tutaj), tym samym popełniając oszustwo na czytelnikach.
27. Gołosłowne i bezpodstawne jest również twierdzenie autora, jakoby kardynał Ottaviani prowadzący Święte Oficjum nie miał zastrzeżeń co do "Dzienniczka". Nawet jeśli faktycznie osobiście zezwolił arcybiskupowi Wojtyle na wszczęcie procesu informacyjnego w sprawie s. Faustyny, to nie ma to rangi orzeczenia w znaczeniu nihil obstat co do treści "Dzienniczka", lecz najwyżej było zielonym światłem dla zbierania świadectw o życiu zakonnicy, co oczywiście było mocno spóźnione dla kwestii rzekomych objawień prywatnych. Zresztą należy mieć na uwadze, że decyzję w tej kwestii podejmował ostatecznie nie kard. Ottaviani lecz papież. Młody arcybiskup Wojtyła z pewnością był w stanie przekonać samego Pawła VI, który najprawdopodobniej wcale nie znał sprawy.
28. Bezczelnym kłamstwem jest twierdzenie, jakoby x. Sopoćko nie popełnił nieposłuszeństwa czy niesubordynacji w sprawie s. Faustyny. Wręcz przeciwnie, cała jego działalność w tej kwestii była aktem rebelii przeciw elementarnym zasadom i ustrojowi Kościoła, gdyż to biskup miejsca, czyli najpierw biskup płocki, następnie wileński, a w końcu krakowski mieli obowiązek zbadania sprawy przez powołanie komisyj kanonicznych, o czym była mowa wyżej. Jakiekolwiek badanie przez x. Sopoćkę, a zarazem ukrywanie sprawy przed biskupem miejsca i tym samym uniemożliwienie kanonicznego zbadania sprawy zgodnie z regułami Kościoła, stanowi postawę skrajnego nieposłuszeństwa i buntu przeciw ustrojowi Kościoła.
Podsumowując: Wywody x. EN są zasadniczo - mimo drobnych uwag krytycznych - jedynie prymitywnym powielaniem oficjalnej propagandy łagiewnickiej. Co więcej, bez podania jakichkolwiek dowodów źródłowych stanowią oszustwo na czytelnikach, żerując na ich naiwności.
Tym samym odpowiedź na tytułowe pytanie jest prosta i oczywista.