Chodzi oczywiście o dziadków w znaczeniu obojga będących rodzicami rodziców. W innych językach są szczęśliwsze określenia, jak angielskie grandparents, niemieckie Großeltern, francuskie grands parents. Polskie określenie nawiązuje prawdopodobnie do łacińskiego avi (gen. avorum), przy czym avus to dziadek, zaś avia to babka.
Należy odróżnić obowiązki wobec siebie nawzajem od obowiązków względem swoich dzieci, następnie względem ich potomstwa, mimo oczywistych styczności i powiązań.
Obowiązki wobec siebie nawzajem wynikają ze stanu małżeńskiego, zwłaszcza z sakramentu małżeństwa. Nie wchodząc na tym miejscu w problematykę celów małżeństwa, ich kolejności i priorytetów, wystarczy stwierdzić, że wraz ze spełnieniem obowiązku wydania na świat i wychowania potomstwa po osiągnięciu przez nie dojrzałości i samodzielności pozostaje do spełnienia niezmiennie obowiązek wierności, czyli wzajemnej pomocy duchowo-cielesnej, zgodnie z naturą małżeństwa (już nawet naturalnego, a tym bardziej sakramentalnego). Ten cel małżeństwa nabiera wagi, gdy dorosłe dzieci żyją niezależnie od rodziców. Wówczas małżonkowie mogą więcej uwagi poświęcić sobie nawzajem, swojej relacji, swojemu i wspólnemu dobru duchowo-cielesnemu, a także aktywności dla szerszej społeczności, czy to świeckiej, czy religijnej, oczywiście nie wyłączając swoich dzieci i wnuków.
Obowiązki wobec swoich dzieci ulegają naturalnej zmianie, gdy one są dorosłe i zdolne do zapewnienia sobie utrzymania, a zwłaszcza do założenia swojej rodziny. Chodzi o zdolność zwykłą, czyli wtedy, gdy na przeszkodzie dla samodzielności nie stoi poważna niepełnosprawność fizyczna czy psychiczna. Taką przeszkodą nie są wady osobowości, gdyż nad wadami można i należy pracować, i można je przezwyciężyć, także w wieku dojrzałym. Jeśli rodzice w procesie wychowania zaniedbali obowiązku właściwego ukształtowania osobowości dziecka, czy też z innych powodów doszło do niedorozwoju czy skrzywienia osobowości, to rozwiązaniem nie jest utwierdzanie dziecka w tym stanie, lecz - oczywiście odpowiednie do wieku - staranie i pomoc ku właściwemu rozwojowi i osiągnięciu samodzielności. Przykładowo: jeśli dziecko mimo dorosłego wieku i wystarczającej sprawności przynajmniej fizycznej nie zapewnia sobie utrzymania, to rozwiązaniem - i zarazem obowiązkiem rodziców - nie jest dawanie utrzymania, lecz takie działanie, by dziecko samo zapewniło sobie utrzymanie. Oczywiście mogą występować sytuacje, gdy dziecko dorosłe przejściowo potrzebuje pomocy rodziców także materialnej, na przykład by zdobyć nowe czy inne odpowiednie kwalifikacje zawodowe. Wówczas musi być jasne, że rodziców stać na taką pomoc i że będzie to pomoc doraźna, wyjątkowa i skuteczna, czyli rozwiązująca problem, a nie będzie sposobem na jednorazowe czy regularne wykorzystywanie dobroci czy naiwności rodziców.
Nierzadko się zdarza, iż zaniedbania w procesie wychowania są później zastępowane nadtroskliwością i to o znamionach wręcz destrukcyjnej patologii, jeszcze bardziej szkodliwej dla osobowości dziecka, a także dla jego ewentualnej rodziny. Obydwie skrajności są od złego i obydwóch należy się pilnie wystrzegać. Konieczne jest przestrzeganie zasad wynikających wprost czy pośrednio z prawa naturalnego i objawionego, zwłaszcza z sakramentalnego charakteru związku małżeńskiego. W skrócie:
1. Wydanie i wychowanie potomstwa nie jest prywatną sprawą rodziców, lecz wynika z istoty małżeństwa jako instytucji społecznej. Tym samym dzieci nie są własnością rodziców ani w momencie poczęcia, urodzenia, na jakimkolwiek etapie rozwoju i wychowania, a także wtedy, gdy są już dorosłe i przynajmniej powinny być zdolne do samodzielnego życia.
2. Wynika z tego nie prawo do braku staranności i odpowiedzialności w wychowaniu, lecz wręcz przeciwnie: skoro dziecko jest powierzone rodzicom do wychowania na chwałę Bożą i na pożytek dla rodzaju ludzkiego, to oznacza to tym większą wagę i odpowiedzialność.
3. Wynika z tego także respektowanie godności ludzkiej i tym samym wolności dziecka, która oczywiście nie jest i nie może być absolutna, lecz zawsze tylko względna, to znaczy zależna od porządku prawdy i dobra, który jest obiektywny i normatywny. Zadaniem rodziców jest ukazanie dziecku tego porządku oraz wyposażenie go w sprawność w jego respektowaniu, czyli w cnoty.
4. Wykonywanie tego zadania zależy od etapu rozwoju dziecka i od jego stanu. Na czym innym polega wychowanie w wieku dziecięcym, następnie w wieku młodzieńczym i potem dorosłym. W pewnym sensie wychowanie i troska dotyczą także dorosłego i samodzielnego dziecka, aczkolwiek w innym sposób. Zwykle zachodzi pokusa traktowania dorosłego dziecka, nawet takiego, które założyło własną rodzinę, na poziomie młodzieńczym czy wręcz dziecięcym. Z całą pewnością nie jest to pomocne w żaden sposób, choć może być dla którejś ze stron, niekiedy nawet dla obydwóch, łatwiejsze i komfortowe. Szczególnie groźną pokusą jest ingerowanie w życie małżeńskie dorosłego dziecka, co nierzadko prowadzi do rozbicia rodzin i tragedii życiowych. Szczególnej roztropności wymaga dostosowanie troski rodzicielskiej do problemów dorosłego dziecka. Tzw. ślepa miłość, czyli przerost uczuć nad zdrowym rozsądkiem, czym grzeszą zwykle matki, zwykle nie tylko potęguje, lecz często wręcz powoduje problemy w rodzinie dziecka.
5. Lekarstwem na skrzywione czy wręcz patologiczne stosunki jest prawda Boża. Jej główne składniki to
- grzeszność każdego i konieczność nawrócenia,
- spełnienie człowieczeństwa jedynie w autentycznej miłości Boga i bliźniego,
- co zakłada zarówno prawo naturalne poznawalne rozumowo, jak też prawo Boże objawione, czyli prawdziwą religię, jaką jest katolicyzm (oczywiście ten autentyczny, nieskażony modernizmem).
Dlatego najważniejszym środkiem jest regularna i szczera spowiedź na zasadzie kierownictwa duchowego czy przynajmniej stałej opieki duszpasterskiej. Mądry duszpasterz powinien rozeznać sytuację rodzinną przez wysłuchanie wszystkich stron konfliktu. W razie konieczności powinien skierować do poradnictwa specjalistycznego, oczywiście mając na uwadze przede wszystkim zbawienie dusz, a nie powodzenie doczesne. Wiele problemów, o ile nie wszystkie biorą się z odwrócenia priorytetów, gdy na pierwszym miejscu stawia się dobra doczesne, a brakuje troski o zbawienie dusz. Tutaj oczywiście istnieje problem wolnej woli, gdyż nikogo nie można zmusić ani do nawrócenia, ani do starania o zbawienie swojej duszy. Wówczas swoistym wyzwaniem dla wierzących jest takie kierowanie swoim postępowaniem, by nie dawać powodów do zgorszenia, a starać się przez cierpliwą postawę chrześcijańską - która oczywiście nie może oznaczać uległości czy pobłażliwości dla zła - zdobyć dusze bliźnich dla Bożej łaski.
6. Szczególnym przypadkiem jest stosunek do zięcia czy synowej, oraz ich dzieci czyli wnuków. Tutaj także naczelną zasadą jest jedność małżeńska. Oznacza to, iż jedność i trwałość małżeństwa jest nadrzędna względem relacji między rodzicami i ich dzieckiem. Zaistnienie zięcia czy synowej konstytuuje nową, inną relację między rodzicami a dzieckiem. W pewnym sensie ich rodzicielstwo rozkłada się odtąd także na zięcia czy synową. Równocześnie nie kończy się relacja między zięciem czy synową a jego czy jej rodzicami, aczkolwiek także staje się - powinna się stać - nowa i inna. Odtąd staraniem obydwu par rodziców (czyli teściów) powinno być przede wszystkim pomaganie w utrzymaniu i pogłębianiu jedności małżeńskiej, a nie jakiekolwiek zatrzymywanie swojego dziecka dla siebie. To nastawienie powinno określać także stosunek do wnuków jako owoców jedności małżeńskiej. Na pewno fałszywe byłyby próby przeciągnięcia ich na swoją stronę, jakkolwiek byłyby podejmowane. Jedność małżeńska rodziców - a nie dobrobyt materialny - jest najwyższym dobrem doczesnym dla dziecka, przynajmniej do osiągnięcia wieku dorosłego. Dlatego rodzice (teściowie) powinni wystrzegać się wszystkiego, co mogłoby zagrażać tej jedności, czy choćby naruszać zgodę i pokój w rodzinie swego dziecka. Oczywiście zgoda międzyludzka nie jest dobrem najwyższym, lecz jest nim zbawienie dusz. Równocześnie działanie czy zachowanie godzące w sakrament małżeństwa - wraz z jego obowiązkami wobec współmałżonka i dzieci - z całą pewnością nie służy zbawieniu dusz, lecz mu szkodzi, a nawet poważnie zagraża.
7. Rodzice zasadniczo nie mają żadnych zobowiązań materialnych ani wobec swoich dorosłych i samodzielnych dzieci, ani wobec ich dzieci, czyli swoich wnuków. Chrześcijański obowiązek pomocy także wobec własnych dzieci i wnuków zachodzi tylko w przypadku nadzwyczajnej, losowej konieczności, jak choroba czy inne ciężkie sytuacje życiowe, jak np. niezawiniona utrata pracy czy środków do życia. Oczywiście dziadkowie mogą z własnej dobrej woli i według swoich możliwości wspierać swoje dzieci i wnuków, choćby dla wyrażenia swojej życzliwości i troski. Czymś innym jest - i zwykle zawodnym - jest wyrachowane kupowanie sobie wdzięczności dorosłych dzieci i wnuków. Wyrachowanie jest dość łatwo wyczuwalne i dlatego skazane na porażkę. O wiele lepiej sprawdza się szczery, otwarty układ polegający na notarialnym czy testamentalnym zapisie swoich dóbr w zamian za opiekę na starość. Wprawdzie nie daje to gwarancji na godną i spokojną starość, gdyż nie jest w stanie wykluczyć podłości ludzkiej i nadużyć. Dlatego także tutaj należy się kierować bardziej zdrowym rozsądkiem niż uczuciami czy sympatiami. Niekiedy rozsądniejsze może być powierzenie swojej starości godnej zaufania osobie czy osobom spoza rodziny, oczywiście pod warunkiem uczciwości i spolegliwości.
8. Dzięki wolności od materialnej troski o swoje dzieci i wnuki dziadkowie tym bardziej powinni się angażować w troskę o zbawienie ich dusz. Polega ona przede wszystkim na
- modlitwie za nich,
- dobrym przykładzie życia chrześcijańskiego, czyli miłości Boga i bliźniego,
- cennym darze, jakim jest poświęcenie uwagi i czasu, czego potrzebują zwłaszcza wnuki i to od najmłodszych lat (zabawianie ich pożytecznymi opowiadaniami, dobrymi bajkami, dobrą grą, wycieczkami rozwijającymi wiedzę i umiejętności itp.),
- życzliwym pouczeniu, upomnieniu i doradzeniu na podstawie prawd wiary katolickiej i swojego doświadczenia życiowego.
Ten naczelny obowiązek jest obecnie szczególnie zaniedbywany, nawet wręcz notorycznie zapominany i pomijany, akurat na rzecz trosk i roszczeń materialnych, które raczej szkodzą zbawieniu dusz. Tutaj duszpasterze powinni przypominać, pouczać i napominać, gdyż od tego zależy także zbawienie dusz dziadków, czyli seniorów. Jest to zadanie szczególnej wagi w sytuacji zmian demograficznych, gdy procentowo rośnie liczba seniorów, a maleje liczba dzieci i młodzieży, maleje także liczba świadomych, przekonanych i aktywnie wierzących katolików. Zaniedbanie właściwych obowiązków seniorów przekłada się także na zapaść moralną i religijną w młodszych pokoleniach. Nie wystarczy narzekać na młodzież. Ona jest zwykle niewinną ofiarą poczynań dorosłych, przynajmniej w istotnej mierze. Rozchwianie czy wręcz destrukcja porządku naturalnego w dziedzinie rodziny wynika z winy starszych. Zrzucanie odpowiedzialności na tzw. dzisiejszy świat, telewizję, internet, smartfony itp. niczego nie rozwiązuje i w niczym nie pomaga. Wystarczy natomiast, by każdy robił to i tyle, co jest jego powinnością według porządku Bożego i woli Bożej. Reszty dokona Pan Bóg w swoim czasie i według Swojego planu zbawienia.
Nasuwają się następujące pytania:
OdpowiedzUsuńDlaczego nie miałyby dorosłe dzieci mieszkać z rodzicami także w wieku dorosłym, o ile domostwo jest dostatecznie duże? Dorosłe dzieci, które zarabiają, mogą także pomóc w utrzymaniu rodziców, szczególnie emerytów. Poza tym nie każdego stać na osobne mieszkanie, które do tego nie sprzyja (pozytywnym) kontaktom międzypokoleniowym.
Czyżby dzieci nie miały wręcz obowiązku pomocy w utrzymaniu rodziców? Testament jako kontrakt w zamian za opiekę jawi się niezwykle cynicznie.
Generalnie prosiłbym o źródła tych wywodów.
Zasadniczo oczywiście mogą mieszkać. Jednak w obecnych warunkach, gdy jest znacznie mniej dzieci niż w czasach, gdy rodzina wielopokoleniowa była raczej regułą, i tym samym większe jest prawdopodobieństwo niezdrowego przywiązania do dorosłego dziecka (zwłaszcza ze strony matki względem syna), zachodzi większe prawdopodobieństwo szkodliwego czy wręcz patologicznego mieszania się dziadków w sprawy małżeńskie, nawet jeśli jest dobra wola. Tym niemniej generalnie rodzina wielopokoleniowa ma wiele zalet i jest sporą szansą także na zdrowe wychowanie dzieci. Należy jednak wziąć pod uwagę wiele czynników. Jak powiedziane wyżej, naczelną zasadą jest jedność małżeńska. Jeśli mieszkanie z dziadkami jej sprzyja, to jest jak najbardziej korzystne. Lecz jeśli stanowi zagrożenie, wówczas należy się rozstać z dziadkami, nawet za cenę pewnej wygody czy innych korzyści.
UsuńDzieci owszem mają obowiązek pomocy w utrzymaniu rodziców, jeśli jest taka potrzeba. Nie musi to jednak oznaczać mieszkania z nimi. Na pewno zachodzi taka potrzeba, gdy rodzice czy choćby jedno z nich potrzebuje stałej opieki czy obecności na codzień. Wówczas jest obowiązek zrównoważenia troski o własną rodzinę i troski o potrzebujących opieki rodziców, zwłaszcza gdy własne dzieci (czyli wnuki) są już dorosłe.
Obowiązek moralny oczywiście zachodzi i jest nadal dość często praktykowany. Jednak praktyka życiowa pokazuje, że lepiej jest taką zwyczajową czy ustną umowę sformalizować oficjalnie czyli prawnie. Wówczas warunki są jasne, co zapobiega niedomówieniom i nieporozumienaiom, a pomaga w exekwowaniu ich przestrzegania.
Źródłem moich uwag w temacie są ogólne zasady katolickiej teologii moralnej, które można znaleźć w ogólnie dostępnych podręcznikach. Nie są mi znane źródła teologiczne poświęcone specyficznie tej tematyce.
O jakim obowiązku moralnym tu jest mowa w tym komentarzu Księdza "Obowiązek moralny oczywiście zachodzi i jest nadal dość często praktykowany." ?
UsuńChodzi o zapewnienie potrzebnej opieki na starość.
Usuń*chyba raczej zamiast potrzebnej (opieki na starośc) to koniecznej (opieki na starość),bo jeśli opieka jest niekonieczna to nie powinno być obowiązku moralnego opieki
UsuńDziękuję za konsenkwentną a też i miłą odpowiedź. Obawiałem się, że sformułowałem komentarz zbyt konfontacyjnie.
OdpowiedzUsuńDoceniam każdą merytoryczną konfrontację :-)
UsuńChyba za mało uwagi jest poświęcone kwestii dzieci dorosłych, które jednak nie zakładają na razie własnej rodziny.
OdpowiedzUsuńChodzi m. in. o sytuację, gdy student (ze studiami opłacanymi przez państwo) jest utrzymywany przez rodziców, mimo że teoretycznie mógłby pracować.
Czy jest obowiązkiem znalezienie pracy na niepełnym etacie w takiej sytuacji?
Pytanie powstaje, ponieważ:
Taka praca byłaby nierzadko trudna do pogodzenia ze skupieniem się na studiach, a przynajmniej właściwym odpoczynkiem
Niekwalifikowane oferty mają wielu chętnych, a w moim wypadku (stopniowo przezwyciężana) skłonność do nieśmiałości utrudnia konkurencję
Niewykluczone, że nie byłaby wystarczająca do utrzymania
P. S. Czy pozycja rodziców "ucz się starannie, a potem spokojnie znajdziesz pracę" ma w tej kwestii jakiekolwiek znaczenie?
Czy mógłby Ksiądz skomentować?
UsuńWłaśnie jestem w takiej sytuacji, dlatego pytam
UsuńObowiązkiem rodziców jest zapewnienie dzieciom wychowania i wykształcenia koniecznego do samodzielnego życia. Oczywiście na ile stać rodziców, tzn. mają wystarczające dochody. Nie jest obowiązkiem rodziców np. głodowanie, by zapewnić synowi beztroskie studiowanie, podczas gdy syn ma możliwość przynajmniej częściowego zapracowania na swoje utrzymanie.
UsuńAha, czyli raczej nie w moim przypadku problemu, bo rodziców stać na moje utrzymanie. Do tego otrzymuję nieduże stypendium, a babcia (oczywiście nie mając takiego obowiązku) daje mi niedużą sumę z każdej emerytury (jestem najmłodszym i ostatnim z wnuków, wobec którego to stosuje, przestaje to robić, gdy wnuk kończy naukę i/lub zaczyna pracować).
Usuń"Oczywiście mogą występować sytuacje, gdy dziecko dorosłe przejściowo potrzebuje pomocy rodziców także materialnej, na przykład by zdobyć nowe czy inne odpowiednie kwalifikacje zawodowe. Wówczas musi być jasne, że rodziców stać na taką pomoc i że będzie to pomoc doraźna, wyjątkowa i skuteczna, czyli rozwiązująca problem, a nie będzie sposobem na jednorazowe czy regularne wykorzystywanie dobroci czy naiwności rodziców. "
OdpowiedzUsuńNatrafiłem na tę stronę niedawno, a widzę, że jest bardzo aktualny dla mnie osobiście temat, więc poproszę Księdza (Doktora, o ile rozumiem) o radę.
Aktualnie jestem studentem bez pracy. Mógłbym sobie ją znaleźć (przynajmniej teoretycznie), jednak jak na razie rodzice nalegają, bym się skupił na studiach. Z tym chyba jasne, z tekstu i powyższych komentarzy (widzę, że nie jestem tu jedynym studentem o takim problemie). Jest jednak jedno ale. Mam zły wzrok, a operacja kosztuje kilka tysięcy złotych (nie jest konieczna, ważne żeby nie odkładać na starość, ale nic pilnego). Mogę ją opłacić z oszczędności (mam uzbierane ze stypendium i innych rzeczy), jednak rodzice twierdzą, że mają jakieś oszczędności specjalne wydzielone dla mnie i nalegają, że ją opłacą. Czy mam się uprzeć, że zrobię to sam, czy jednak jest w porządku, jeżeli się zgodzę (nie ma podstaw by wątpić, że mają oddzielne na mnie oszczędności, robili to już wcześniej)?
Bóg zapłać za ewentualną odpowiedź.
Solidne studiowanie dla zdobycia zawodu i samodzielności też jest pracą. Jeśli rodziców stać na utrzymywanie dziecka studiującego, to przyjęcie tego jest w porządku. Zwłaszcza gdy dziecko odwdzięcza się przez udział w pracach domowych, pomoc podczas wakacji itp.
UsuńZastanawiam się, czy to właściwe miejsce, ale może warto spróbować.
OdpowiedzUsuńCo należy czynić, jeżeli rodzina wpada w błędy (siostra porzuciła wiarę, ojciec jest "katolikiem niedzielnym")? Chodzi o to, że aktualnie nie mogę się wyprowadzić, a nawet gdybym mógł, zerwanie stosunków byłoby bolesne. Czy należy po prostu usiłować wywrzeć na nich pozytywny wpływ?
Zależy od tego, jak to się ma do zbawienia duszy swojej i członków rodziny. Mieszkanie z nimi może być szansą dla nich.
UsuńAle chyba podejście amerykańskie (po 18ce płacisz za mieszkanie albo wynocha) też nie jest zdrowe?
OdpowiedzUsuńJest zdrowe.
UsuńA dlaczego?
UsuńPrzepraszam za natarczywość, ale chodzi o to, że ta kwestia jest dla mnie BARDZO ważna, jako że sam jestem Polakiem ze wspólnoty poza Polską.
UsuńPonieważ rodzice mają obowiązek zapewnienia utrzymania dziecku do osiągnięcia samodzielności, czyli możliwości pracy na swoje utrzymanie przynajmniej częściowe. Oczywiście, jeśli dziecko się uczy żeby zdobyć zawód, to rodzice również powinni to zapewnić, o ile ich stać. Za to w wakacje i wolnym czasie dziecko powinno pracować czy to w domu czy też zarobkowo, by odciążyć rodziców. To jest także ważne jako wychowanie do samodzielnego i odpowiedzialnego życia. Zakładając oczywiście normalne warunki, tzn. gdy ze swoich zarobków dziecki jest w stanie opłacać sobie mieszkanie. W Polsce to niestety jest raczej wyjątek z powodu sytuacji rynkowo-społecznej.
UsuńPrzepraszam, ten komentarz o byciu Polakiem poza Polską miał być gdzie indziej.
UsuńKomentarz jest w większości zrozumiały, ale pozostaje niejasnym, kiedy dziecko ma odpoczywać, jak wolny czas też jest zajęty, i jak się to ma do wprost wykopywania dziecka z domu w określonym wieku w pewnych krajach (co nie znaczy, że przedtem wychowano je do samodzielnego życia, ani że pozostawia się możliwość założenia rodziny wielopokoleniowej.)
I o jakie opłacanie mieszkania chodzi? Przecież nie ma obowiązku wyprowadzenia się od rodziców po usamodzielnieniu.
Czyżby amerykańska mentalność indywidualistyczna była bliższa prawu naturalnemu niż typowo słowiańskie podejście do rodziny?
I w ogóle, skąd takie wnioski? Bo jeżeli jest to po prostu opinia prywatna...
UsuńCzy to znaczy, że dorosłe dziecko powinno płacić rodzicom za mieszkanie?
UsuńChodziło mi nie o pomoc w pracach domowych ani pracę zarobkową, tylko o dosłowne wykopywanie dzieci przez rodziców po 18 w niektórych krajach, nie zawsze dbając o to, czy dziecko jest przystosowane (jak nauka pływania przez wpychanie do wody). I chodzi o to, że w niektórych krajach więź między rodzicami i dziećmi jest nierzadko znacznie słabsza, a wiek pełnoletni jest czasem traktowany zwyczajnie jako formalny pretekst do pozbycia się dziecka ze swojego życia przynajmniej codziennego. A jeśli nie jest wyrzucane, to często oczekuje się od niego wręcz czynszu za mieszkanie, nie tylko samodzielnego utrzymania czy pomocy w pracach domowyvch. Właśnie o takie relacje, przypominająca umowy finansowe między ludźmi obcymi, pytałem. I naprawdę bardzo proszę odnieść się bezpośrednio do takich sytuacji, bo jak na razie nie otrzymałem konkretnej odpowiedzi.
UsuńPrzyznam, że nie znam takiego zwyczaju, choć mogę sobie wyobrazić, że był on powszechny w społecznościach wielodzietnych, gdzie młodzież dość wcześnie musiała się stawać samodzielna, gdyż było młodsze rodzeństwo do wychowania.
UsuńIstotna jest zdolność do samodzielności. Oznacza to, że rodzice nie mają prawa wyrzucać z domu dziecka chorego czy niepełnosprawnego, także dziecka, które bez własnej winy nie zdobyło jeszcze zdolności do zapracowania na swoje utrzymanie przez ukończenie studiów. Są studia, które wymagają całkowitego poświęcenia czasu. Wówczas wystarczy pomoc w domu oraz praca na wakacjach, oczywiście oprócz należnego odpowiedniego wypoczynku.
Obecnie jednak dość częste jest rozpieszczanie nawet dorosłych dzieci, nie pracujących z powodu lenistwa, czy pracujących, ale preferujących opiekę mamy (gotowanie, pranie, sprzątanie). To na pewno nie jest zdrowe i dobre dla dziecka.
Bóg zapłać za odpowiedź!
UsuńJeszcze dopytam, czy wystarczy pomoc w domu gdy studia są mniej wymagające, oraz czy praca na wakacjach musi być zarobkowa?
To zależy od sytuacji rodziców i rodziny. Jeśli rodzice ledwo wiążą koniec z końcem, bądź mają na utrzymaniu młodsze rodzeństwo, a studiujący dysponuje czasem wolnym od nauki, to niemoralne byłoby niepracowanie na swoje utrzymanie przynajmniej częściowe.
UsuńAnonimowemu chodzi zapewne o zwyczaje amerykańskie, gdy dziecko dosłownie wyprowadza się po 18ce, o ile nie płaci rodzicom za mieszkanie. Często jest to dla niekochających rodziców pretekstem do pozbycia się dziecka. Przy tym należy rozumieć, że w Stanach o wiele bardziej jest rozwinięta sfera usług i dorobkowanie (co ułatwia pracę bez zawodu), a rodzice często oszczędzają przez lata, nawet od poczęcia lub urodzenia dziecka, na jego płatne studia.
UsuńCzy państwo ma prawo do zobowiązania dorosłych dzieci do wypłacania pewnego procenta z dochodów dla rodziców?
OdpowiedzUsuń