Odnośnie takich scenek skierowane zostało do mnie pytanie:
Dokładniej można zobaczyć tutaj:
W internecie można się dowiedzieć, że opiekunem duchowym i prawdopodobnie inspiratorem tych wybryków jest pewien kapłan:
Jak widać, pseudopobożne i pseudożyciowe mądrości wiążą się tutaj z biznesem quasi charytatywnym. Odpowiednio "głębokie" są myśli owego kierownika:
On widocznie tworzy wokół siebie coś w rodzaju żeńskiej sekty tanecznej z pseudopobożnym, heretyckim i bluźnierczym bełkotem w tle:
Trzeba mieć wyjątkowo wymieszane i plugawe myślenie, by kojarzyć Matkę Najświętszą i jawnogrzesznicę:
To, co ta dzieweczka wygaduje, świadczy dość dobitnie o poziomie opieki duchowej i teologicznej, skoro myli Osobę Syna Bożego z Osobą Ducha Świętego:
Kimże jest ów kierownik? Tak oto prezentuje się w sieci:
Ten człowiek widocznie czuje się osobą świecką, skoro poświęca czas i siły na banalne wierszydła, prezentowane zresztą bez żadnych oznak stanu duchownego. To dość dokładnie pasuje do tego, co uprawiają jego tańczące podopieczne "duchowe": to jest zupełne pomieszanie treści, polegające właściwie na profanacji.
Jak należy ocenić samo "uwielbienie tańcem"?
Po pierwsze, skandaliczne jest wydarzenie pokazane na początku: kobiety wymachujące swoimi kończynami i kroczem w kierunku sexownego mężczyzny - w świątyni, czyli miejscu poświęconym dla liturgii czyli oficjalnego kultu Bożego sprawowanego przez Kościół. Mówiąc krótko: to jest wręcz demoniczna profanacja miejsca świętego.
Nie ma to nic wspólnego z prawdziwym uwielbieniem Boga, gdyż ono zawsze liczy się z czasem i miejscem. Świątynia katolicka jest miejscem poświęconym do sprawowania Najświętszej Ofiary oraz innych sakramentów świętych. Tak więc nawet traktując taniec jako wyraz pobożności - a może to być jedynie pobożność prywatna, nie liturgia - nie wolno dopuścić do tego typu występów w takim miejscu.
A czy w ogóle można uznać taniec za możliwy wyraz uwielbienia Boga? Czy taniec tutaj zaprezentowany kwalifikuje się do tej kategorii?
Pewien rodzaj tańca, jako rodzaj przedstawienia teatralnego, można by uznać za możliwy sposób expresji uczuć i w pewnym ograniczonym stopniu treści religijnych. Mam tutaj na myśli klasyczny taniec indyjski, opowiadający pierwotnie mitologię. Przez pochodzącego ze Śląska werbistę, o. Jerzego Proksch'a (więcej tutaj) został on zaadoptowany do wyrazu treści biblijnych i katechizmowych, co miało uzasadnienie w działalności pośród ludności niepiśmiennej i przywykłej do takiej formy przekazu. Był to więc sposób nauczania wiary katolickiej, przystosowany do warunków kulturowo-społecznych.
Czymś jednak zupełnie innym jest prezentowanie swoich pomysłów pseudoartystycznych w miejscu świętym i to nie mających wiele wspólnego z treściami wiary, a za to dość nachalnie narzucających widzom wdzięki cielesne i to wręcz bezwstydnie. Takie towarzystwo należy przegonić powrozem ze świątyni Pańskiej.
Co zawsze jest dla mnie trudne to świadomość, że duchowni wiodą wiernych na manowce, a wierni (często z dobrymi intencjami) wchodzą w te emocjonalne przedstawienia...
OdpowiedzUsuńJak by byli wierni Chrystusowi, to szukali by sceptycznie dziury w całym, czyli porównywali naukę Kościoła katolickiego do tego co się dzieje dzisiaj w ich otoczeniu, a skoro tego najwyraźniej nie robią, to widocznie są wierni komuś/czemuś innemu niż Chrystus, który był bardzo surowym nauczycielem (poza tym, że był samym Bogiem Ja Jestem w hypostazie Syna).
Usuń