Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Łysiejący młodo-wojtylianizm

 


W związku z medialnymi skandalami z ostatnich miesięcy odnośnie pontyfikatu Jana Pawła II pojawiają się głosy próbujące poradzić sobie z sytuacją. Szczególnie godna uwagi jest reakcja młodszego pokolenia, tego ostatniego pamiętającego tamte czasy ze swojej młodości. To pokolenie przeżywa już trzeci pontyfikat z kolei, ma więc szerszą bazę empiryczną niż pokolenie wcześniejsze i też późniejsze, co oczywiście nie daje automatycznie kompetencji wiedzy i umiejętności w ocenie. Wypowiedzi, póki co, nie są liczne, i raczej tak pozostanie. Tym bardziej warto się przyjrzeć tym, które są. 

Jedną z popularniejszych postaci "salonów" youtubowych jest Tomasz Samołyk, obecnie prawnik z wykształcenia, który, jak sam podaje, miał bierzmowanie w roku śmierci Jana Pawła II, czyli był już dorastającym człowiekiem. Nie bez znaczenia jest, że następnie znalazł się w odmętach czegoś, co wygląda na satanizm, jak sam wyznaje (chodzenie na czarno, w łańcuchach, słuchanie pseudomuzyki). Nie pomogło religijne wychowanie w rodzinie, o którym świadczy pielgrzymka do Asyżu z rodzicami. Szkoda, że nie podejmuje choćby próby reflexji nad tym, dlaczego jednak wylądował w sataniźmie. To byłby bardzo ciekawy temat, istotny w tym kontekście. Być może zalążek odpowiedzi znajduje się w tym opowiadaniu (widocznym powyżej), jednak odbiorcy mają prawo do wyjaśnienia tej kwestii, przynajmniej do poznania punktu widzenia "łysiejącego katolika". 

Najpierw odniosę się do poszczególnych tez tego wystąpienia.

1. Lekcja religii jest jednym z przedmiotów w szkole, a "nie tak powinno wyglądać nauczanie religii". Samołyk postuluje: "do tego trzeba dodać Ewangelię" jako "sposób na rozwiązywanie problemów". Konkretnie: "trzeba czytać Ewangelię i mówić, co to znaczy w moim życiu". 

Odpowiadam: Po pierwsze rzeczywiście chodzi o lekcje religii jako jeden z przedmiotów szkolnych. I tak powinno pozostać. Jest różnica między lekcją religii a katechezą. Lekcja religii ma przekazywać solidną wiedzę odnośnie religii katolickiej. Jeśli jej owocem jest przekazanie pewności, że religia katolicka ma solidne podstawy rozumowe, to zasadniczy cel został osiągnięty. Innymi słowy: najpierw wystarczy, jeśli lekcja religii podprowadzi do wiary (praeambula fidei). Dlaczego wystarczy? Ano dlatego, że w szkole na lekcji są dzieci z obowiązku, rzadko całkiem dobrowolnie. Wiara jest aktem woli opartym na argumentach rozumowych. Te argumenty mogą być jedynie wstępem, nie mogą zastąpić tego aktu. Czytanie Ewangelii nie pomoże, przynajmniej nie musi pomóc, a zakłada, że przeszkody dla rozumu zostały usunięte. Ponadto lekcja religii nie może i nie powinna próbować zastąpić uczestniczenia w liturgii, gdzie oczywiście czytana i wyjaśniana jest Ewangelia. Natomiast postulowanie paraprotestanckiego "dzielenia się" niedobrze świadczy już nawet o zrozumienia istoty i natury Pisma św. Ono zasadniczo nie jest i pierwotnie nigdy nie było przeznaczone do indywidualnego czytania, lecz służyło do publicznego nauczania wiary. Tym samym traktowanie go do prezentowania swoich osobistych odczuć, wrażeń, myśli i pomysłów, jest nie tylko nadużyciem typu protestanckiego, lecz de facto często prowadzi do mniej czy bardziej grubych herezyj. 

2. Samołyk zauważa, że "uniesienia religijne" z dzieciństwa nie mogą być trwałym fundamentem wiary: "wiara to nie są emocje", dlatego "na tym nie można budować relacji z Bogiem". Nie zauważa jednak, że posługując się pojęciem relacji - bez zdefiniowania - poddaje się narracji typowej dla przeżyciowego, emocjonalnego ujmowania wiary. To pojęcie należy sprecyzować, by nie wpaść w pułapkę. Czym innym jest relacja w znaczeniu naturalnym, a czym innym w znaczeniu porządku łaski. Każdy człowiek jest w relacji z Bogiem jako stworzony na Jego obraz i to nieutracalnie, nawet jeśli jest ateistą czy zbrodniarzem. Natomiast relacja w porządku łaski jest posłuszeństwem wiary wobec Stwórcy, który się w pełni objawił w Jezusie Chrystusie. Nie są tutaj istotne uniesienia czy przeżycia. Istotne jest przyjęcie Bożego Objawienia (na ile jest ono znane) w akcie wiary, oraz życie według niego. Jeśli czytanie, studiowanie i medytowanie Pisma św. temu służy, to super, ale nie ma żadnej gwarancji, że tak się zawsze dzieje, czego przykładem są całe zastępy heretyków i obłudników (do nich należą już biblijni "uczeni w Piśmie"). Można powiedzieć, że zadaniem lekcji religii jest przekazanie poznania tej dwojakiej relacji z Bogiem, zarówno naturalnej jak też nadprzyrodzonej. Przy czym oczywiście relacja nadprzyrodzona buduje na naturalnej, czyli na poznaniu rozumowym, ale także na przeżyciach estetycznych i wszelkim odczuciu dobra. Z tego powodu lekcja religii powinna zawierać poznanie sztuki chrześcijańskiej, z muzyką włącznie, zwłaszcza z liturgiczną, czyli chorałem gregoriańskim, który jest nie tylko właściwą muzyką Kościoła, lecz także podstawą i punktem wyjścia całej wielowiekowej kultury muzycznej Europy. 

3. Zupełnie daleko od stanowiska nie tylko Kościoła lecz także już zdroworozsądkowego jest, gdy Samołyk deklaruje: "uważam, że edukacja sexualna jest bardzo potrzebna" i dodaje: "szanowna prawico, leżysz po stronie edukacji sexualnej". Według niego miejscem odpowiednim na edukację sexualną jest szkoła. A przy okazji kłamie, sugerując, jakoby "prawica" sprzeciwiała się edukacji sexualnej w ogóle. Tak więc "łysiejący katolik" albo nie ma pojęcia o sprawie, o której się wypowiada, albo świadomie wprowadza w błąd. Bowiem według nauczania Kościoła jedynie rodzina jest właściwym miejscem dla tego tematu, nie szkoła, ani ulica. Jeśli rodzice nie wypełniają tutaj swojego obowiązku, to wydają swoje dzieci na pastwę sex"edukatorów", którym bynajmniej nie zależy na właściwie pojętym dobru dziecka. O zupełnej ignorancji w temacie świadczy także, gdy mówi, że "tylko o. Szustak i o. Knotz mówią, skąd się wziął ten pomysł Kościoła na te sprawy". Widocznie jego jedynym źródłem wiedzy są internetowe filmiki tych osobników. Gdyby się wysilił na sięgnięcie do autentycznego nauczania Kościoła, to by musiał stwierdzić, że o. Knotz je perfidnie fałszuje (więcej tutaj), zaś o. Szustak jak zwykle miesza tak, że niby nie neguje tego nauczania, ale jednak nagina do oczekiwań słuchaczy (por. tutaj). 

4. Gdy mówi o bierzmowaniu jako "sakramencie pożegnania z Kościołem", podaje niby przyczyny takiego stanu:

- przygotowanie do bierzmowania było marne

- brakuje bodźców po bierzmowaniu

Zero konkretów i tym samym zero wartości takiej "diagnozy". Niewiele konkretów, za to banały pojawiają się, gdy mówi o "wnioskach": 

- "budujmy"

- "jeśli chcemy zmienić rzeczywistość, zmieńmy najpierw samego siebie"

- argumenty czy książki nie przybliżają do Boga

- natomiast potrzeba "świadków" czyli dobrych przykładów

- trzeba, żeby każdy z nas się codziennie nawracał, detronizował ze swego serca siebie i wkładał tam Chrystusa (tutaj Samołyk powtarza utarty slogan blachnicyzmu, który sam w sobie jest słuszny, ale po pierwsze nie konkretny, a po drugie prymitywny)

- "czytać codziennie Ewangelie i starać się każdego dnia naśladować Chrystusa, być taki jak On".

Czyli jedyne, czego się dowiadujemy, to to, że argumenty i książki są zbędne, zaś należy czytać Ewangelie, czyli robić to, co zalecają protestanci. Tyle recepty Samołyka. Nie wiadomo do końca, do kogo kieruje te postulaty, czy do Kościoła, czyli prowadzących przygotowanie do bierzmowania, czy do każdego z osobna. W każdym razie podważają one sens solidnej wiedzy w sprawach wiary, a przykład Samołyka ukazuje, że już jego przygotowanie nie zawierało akurat tego. 

Tutaj jest problem, na który wskazałem powyżej. Chodzi o różnicę między lekcją religii a katechezą, czyli przygotowaniem do sakramentów. Jeśli katecheza jest robiona tak samo jak lekcja religii, to jest to nieporozumienie. Celem lekcji jest dostarczenie solidnej wiedzy, która powinna być podstawą dla katechezy. Zaś celem katechezy jest wtajemniczenie, czyli całościowe wprowadzenie w tajemnice wiary. Dlatego katecheza powinna mieć bardziej charakter rekolekcyj niż lekcji szkolnej. Powinna zawierać przykłady z życia świętych, także osobiste "świadectwa" życia wiarą, oraz wdrażanie do tego życia, pod względem zarówno sakramentalnym jak też ogólnożyciowym. Natomiast danie każdemu do ręki Pisma św. do samodzielnego czytania jest przynajmniej nieporozumieniem i może być niebezpieczne, ponieważ także szatan potrafi posługiwać się Pismem św. (więcej tutaj). 

Podsumowując:

Wystąpienie oznacza po pierwsze, że także myślący w kategoriach mainstreamu katolickiego w Polsce, który słusznie należy nazwać wojtylianizmem, zauważają tendencję schyłkową i dlatego szukają rozwiązań i ratunku. Brakuje jednak pogłębionej analizy zarówno stanu jak też przyczyn. Tym samym także recepta nie wnosi nic nowego, lecz sprowadza się do powtarzania tych samych błędów, czy wręcz leczenia dżumy cholerą. Głównym problemem wojtylianizmu jest bowiem niechlujność doktrynalna, która jest tego stopnia, że zniechęca każdego myślącego człowieka do katolicyzmu. Gdy ktoś regularnie powtarza, że talmudyzm to religia starotestamentalna, że talmudyści są "starszymi braćmi", że islam czci tego samego Boga (więcej tutaj) itp., to człowiek mający choćby minimalną wiedzę w temacie musi być przynajmniej zdegustowany. Tym bardziej, gdy nie ma blokady emocjonalnej typowej dla pokolenia, dla którego Jan Paweł II jest wielkim herosem młodości. 

Nie mniej poważna jest niechlujność liturgiczna i administracyjna. Przykład: masowe koncelebry polowe z Komunią dołapną, po których zbierano z błota Ciało Chrystusa. Nie jest to bagatela. Zaś ewidentnym dowodem na zaniedbania w rządzeniu są takie przypadki jak Maciel, McCarrick i Paetz. Nawet jeśli odpowiednie wieści nie docierały do Jana Pawła II, to ponosi on odpowiedzialność za to, kim się otoczył i komu zaufał, kto stanowił blokadę informacyjną i to systematyczną. Ktoś na tak wysokim stanowisku ma obowiązek sprawdzać także osoby ze swojego najbliższego otoczenia. Gdyby to robił, to "don Stanislao" nie odważyłby się blokować istotnych informacyj, które obecnie są bardzo kłopotliwe także dla niego. 

Rozwiązaniem nie jest udawanie, że nie ma problemu, że wszystko było super i na wieki wieków pozostanie. Prawdy nie można zdusić. 

Szczególnie jaskrawym przykładem jest sprawa "Dzienniczka" s. Faustyny i jej koronki, co stanowi chyba najbardziej znany pomnik pontyfikatu Jana Pawła II. A jest to de facto najbardziej haniebna pamiątka po tym pontyfikacie, gdyż nie tylko promuje fałszywe "miłosierdzie" bez sprawiedliwości i bluźniercze bzdety (jak lot hostii z tabernakulum do ręki s. Faustyny, wynoszenie s. Faustyny ponad wszystkie inne stworzenia z Matką Najświętszą włącznie), lecz wręcz herezję ariańską (więcej tutaj). Innym haniebnym pomnikiem jest kariera takich ludzi jak Józef Życiński (TW Filozof) i Michał Heller, którego należy uznać za apostatę, i to nie dysponującego żadną poważną kompetencją ani filozoficzną, ani przyrodniczą, ani tym bardziej teologiczną (więcej tutaj). 

Skandale obyczajowe związane z tym pontyfikatem są jedynie wierzchołkiem góry lodowej zaniedbań i błędów w rządzeniu Kościołem (por. tutaj). 

Jest oczywiste, że wojtylianizm nie jest w stanie siebie uratować, tak jak w słynnej opowieści barona Münchhausen‘ie, który miał sam siebie za włosy wyciągnąć z bagna. Jedynym ratunkiem jest powrót do tego, co Kościół zawsze nauczał i czynił. Będzie to musiało oznaczać odbrązowienie postaci Jana Pawła II, co musi być bolesne szczególnie dla tych, którzy jemu zawdzięczają swoje kariery i zaszczyty. Jest to jednak nieuchronne. 

Na koniec warto przypomnieć, że sam Jan Paweł II jako najważniejsze słowa Pisma św. podawał: "poznacie prawdę a prawda was wyzwoli" (J 8, 32). Należy to zastosować oczywiście także do niego samego. To jest jedyna droga uratowania jego dobrego dziedzictwa dla następnych pokoleń.  


Post scriptum 

Oto dowód, że więcej osób na podstawie solidnej wiedzy uważa, że "Dzienniczek" jest sprzeczny z wiarą katolicką:

https://www.youtube.com/playlist?list=PLB9wsq--mkdPdufUaUCaQPZAGyfp1OixJ&fbclid=IwAR2rjZzOdDAaTNtm0pt0UjP7id7FGf1vJovVmXLnC23QeM1nxoI_24XtYSY

60 komentarzy:

  1. A ostatnio na Mszy byłem, ksiądz zalecał czytanie Pisma świętego ale Katechizmu również. I to pod rygorem grzechu przeciwko wierze. Przecież jest coś takiego jak niewiedza ZAWINIONA.
    A jeśli dyskutujemy o wierze z innymi, albo pouczamy innych, to nie wolno mówić "co mi się wydaję", tylko mam mówić to czego Kościół naucza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do czytania Biblii, to np. dr Jan Przybył na youtube wskazuje https://www.youtube.com/watch?v=530cEhwHUEY, że jeśli ktos powołuje się na Biblię, warto zapytać, jaką, w jakim przekładzie. Podobno różne tłumaczenia mogą zmieniać postać rzeczy, ciekawe, jak to ocenia Kościół.

      Usuń
    2. Kościół naucza, że Pismo Święte to nie podstawa. W takich dyskusjach o wierzę prawie zawsze jest cytat kontra cytat i przegadywanie się kto lepiej zna i interpretuje Pismo Świętego. A to niestety droga do nikąd i sianie herezji.
      Rozważanie Pisma Świętego jest możliwe tylko w świetle nauki KK, w dziełach Swietych i Doktorów Kościoła czy Ojców Pustyni, nigdy samemu.
      Swiety Hieronim bardzo wyraźnie to podkreśla.
      Jeśli ktoś używa Pisma Świętego żeby coś osiągnąć i żeby mi było dobrze na modlitwie i celem jest, aby coś mi zostało powiedziane przez Pana Boga to jazda na takim wozie prowadzi w przerębel własnych odczuć i pychy. Pan Bóg działa kiedy chce i jak chce.
      Z resztą Ksiądz to wyjaśnił w poście o czytaniu Pisma Świętego i jaka jest tradycja i nauka KK w tej materii.
      Słowa Świętego Hieronima zawsze aktualne:
      Nie możemy nigdy samemu czytać Pisma Świętego. Natrafiamy na zbyt wiele zamkniętych drzwi i łatwo popadamy w błąd. Biblia napisana została przez Lud Boży i dla Ludu Bożego pod natchnieniem Ducha Świętego. Tylko w tej jedności z Ludem Bożym możemy rzeczywiście niejako wejść ze swoim "my" w jądro prawdy, którą sam Bóg pragnie nam powiedzieć.

      Usuń
    3. A na YouTubie jest kanał o nazwie "PROTESTANTYZM TO IGNORANCJA", który punktuje i obnaża hipokryzję protestancką. Jeśli kogoś to interesuje, to polecam.

      Usuń
  2. Pan Tomasz Samołyk to przybudówka do o. Szusztka az dziwne że tak późno szanowny ks. doktor wiał go na tapetę.

    Z pontyfikatem JP2 mam ogromy problem bo z jednej strony jak ksiądz opisał są tam sprawy haniebne. Całowanie Koranu i ten cały ekumenizm - nie mogę tego ogarnąć w swoim sumieniu a z drugiej strony w obecnym Kościele to nawet JP2 wydaje się być teraz zwalczany jako zbyt "konserwatywny" i niewygodny.
    Drogi Ojcze jak żyć ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co się obecnie dzieje, jest tylko owocem pontyfikatu JP II. Recydywa jest zawsze gorsza niż pierwotna choroba, ale to ta sama choroba. Wszyscy, którzy obecnie prowadzą Kościół ku przepaści, zawdzięczają swoją karierę akurat jemu.

      Usuń
  3. Dla mnie dobitnym owocem wojtylianizmu jest i był ks. Szustak i ks. Pawlukiewicz. Jeden przebija drugiego w indywidualnych popisach polegających na kompletnym oderwaniu od Magisterium Kościoła. Dziwi mnie, że nie były i nie są wyciągane konsekwencje wobec takich osób. Niestety funkcjonują oni w powszechnym odbiorze jako autorytety. Pomijając już kwestie teologiczne, czy dogmatyczne, na których może nie każdy się zna, to sam poziom tych postaci, ich głupkowaty styl, haniebne żarciki i język nie odpowiadający powadze omawianego tematu, niedorzeczne wywody, teatralna bufonada itp. powinny odrzucać na kilometr każdego szlachetnego i uczciwie poszukującego prawdy człowieka. Niestety, czym głupsza wypowiedź, tym większy zachwyt słuchaczy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak konkretniej? Co jest nie tak ze zmarłym ks. Pawlukiewiczem?

      Usuń
    2. Można poprosić o jakiś przykład "oderwania od Magisterium Kościoła" śp. ks. Pawlukiewicza?

      Usuń
    3. Świętej pamięci ks. Pawlukiewicz, strzelam w ciemno, nie był teologiem, który mógłby nauczać w najbardziej skomplikowanych kwestiach teologicznych - to raczej oczywiste, ale zestawiać jego osobę z o. Szustakiem to jakieś nieporozumienie, delikatnie mówiąc, na wielu poziomach. A teatralnej bufonady nawet nie skomentuje.
      Widocznie, nie jestem szlachetny i uczciwy, ale pomijając raptem kilka detali w wypowiedziach ks. Pawlukiewicza, które usłyszałem na przestrzeni wielu lat, mogę śmiało powiedzieć, że w wiadomej klasyfikacji można śmiało go umieścić w dziale konserwatywnego posoborowia.
      Nie wspominając już, że pewne kwestie potrafił tak ująć, wytłumaczyć i przekazać jak nie potrafił nikt. I tradycyjni kapłani powinni w tym konkretnym temacie się od niego uczyć.

      Usuń
    4. Zrównanie x. Pawlukiewicza z o. Szustakiem jest bezpodstawne. Ten pierwszy nie głosił herezyj. Owszem, na początku lat 90-ych wdał się w polemikę przeciw liturgii tradycyjnej i FSSPX, z pozycji wiernego posoborowia. Jednak po niedługim czasie wykazał tolerancję. Mianowicie jako rektor kaplicy sejmowej od połowy lat 90-ych nie stawiał żadnych przeszkód dla celebracji Mszy św. tradycyjnej, co wówczas było bardzo rzadkie.

      Usuń
    5. Bóg zapłać Księdzu za obronę ks. Piotra.

      Usuń
  4. Co do wiary w tego samego Boga, czy mógłby Ksiądz rzucić na to okiem i wyjaśnić:

    https://gloria.tv/post/JD9H7YFfGaVG2YrDaG9CXfsNv

    Czy te cytaty z tego linku są prawdziwe? Jeśli tak, to jak je interpretować? Cytaty Piusa XI i Piusa XII można wytłumaczyć tym, że chodzi o monoteizm. Jednak cytat z Piusa X zawiera słowo "prawdziwego"... .

    "Niewiernymi są ci, którzy nie zostali ochrzczeni i nie wierzą w Jezusa Chrystusa, gdyż albo wierzą w bożki i oddają im cześć, tak jak poganie, albo przyjmując co prawda jedynego prawdziwego Boga, nie wierzą w Mesjasza, który już przyszedł w osobie Jezusa Chrystusa, ani nawet w takiego, który miałby dopiero przyjść, jak na przykład muzułmanie i im podobni" - św. Pius X

    "Żywimy niezłomną nadzieję, że do walki przeciw mocom ciemności, usiłującym wyrywać z serc ludzkich pojęcie Boga, staną mężnie obok wyznawców Chrystusa także ci wszyscy, stanowiący zresztą ogromną większość ludzkości, którzy wciąż wierzą w Boga i oddają Mu cześć" - Pius XI

    "Nie możemy tu pominąć milczeniem, jak bardzo miłe Nam były życzenia i wyrazy szacunku nadesłane również przez tych, którzy do widzialnego ciała katolickiego Kościoła nie należą. Kierując się wszakże wrodzoną szlachetnością i szczerością ducha, nie zapomnieli o tym, co ich z Nami łączy z racji miłości, jaką mają ku osobie Chrystusa, lub z racji wiary w Boga." - Pius XII

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mógłby Ksiądz się odnieść do tych cytatów?

      Usuń
    2. Bardzo prosimy o koomentarz do tych cytatów, bo sprawiaja one wrażenie jakbysmy wierzyli w tego samego Boga... .

      Usuń
    3. Ogólnie wpis na glorii jest manipulacją, bo przemilcza inne wypowiedzi św. Piusa X i Piusa XI na temat innych religii niż katolicka i sugeruje ciągłość między nauczaniem przedsoborowym a posoborowym, co jest kłamstwem. Warto zajrzeć do "Pascendi Dominici Gregis", gdzie papież Pius X potępia sprzeczne z wiarą katolicką przekonania, które doprowadzają do uznania fałszywych religii za prawdziwe, nadprzyrodzone, o czym pisze wprost. Z kolei Pius XI w dwóch pierwszych akapitach "Mortalium Animos" pisze o ludziach, którzy chcą się bratać międzyreligijnie, którzy "wychodzą z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję, że mimo wszystkie różnice zapatrywań religijnych, nie trudno będzie, by ludzie przez wyznawanie nie których zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego w braterstwie się zjednali". Pisze o spotkaniach, odczytach, na których gromadzi się "pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy - niestety - odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu", a potem że katolicy nie mogą takich działań aprobować, "ponieważ one polegają na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i wpadając krok po kroku w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera". Jak wiemy uznanie fałszywych religii za "mniej lub więcej dobre i chwalebne" na podstawie podobnych zapatrywań dokonało się w "Nostra Aetate", co swoje apogeum osiągnęło na spotkaniach w Asyżu. To zerwanie może również unaocznić ks. Tylka, który w podręczniku do "Dogmatyki katolickiej" z 1900 r. pisze: "(...) religia fałszywa nie jest religią, ale bezbożnością, szydzeniem z Boga i bluźnierstwem. Przypisywanie Bogu jakichś złych uczynków, odmawianie Mu doskonałości, wymyślanie nowych prawd moralnych, uznawanie występku za cnotę, posługiwanie się obrzędami zabobonnymi itd. co wszystko znajdujemy w fałszywych religiach, nie jest zaiste czcią należną Bogu. Jeżeli Bóg objawił jakąś religię ludziom i jakieś obrzędy przepisał, natenczas tylko ta cześć, Mu oddawana, jest prawdziwą i jedynie ta religia Jemu się podoba. Kto Go czci inaczej, już Mu czci nie oddaje, ale Go obraża". Obok tego idzie indyferentyzm religijny potępiony chociażby przez Grzegorza XVI w "Mirari vos": "Teraz przejdźmy do innej przyczyny wielu nieszczęść, które wraz z Naszym żalem dotykają Kościół to jest do indyferentyzmu, czyli przewrotnej opinii bezbożnych, wszędzie podstępnie rozpowszechnianej, że w każdej religii można dostąpić wiecznego zbawienia duszy, jeśli się uczciwie i obyczajnie żyje. W tak oczywistej sprawie, jesteście w stanie z łatwością uchronić powierzony Wam lud od tego najbardziej zgubnego błędu". W "Syllabusie błędów" papież Pius IX potwierdza potępiając twierdzenie: "Ludzie mogą znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i osiągnąć to wieczne zbawienie przez praktykowanie jakiejkolwiek religii". Nawet jeśli Papieże przedsoborowi użyli takich sformułowań, które są cytowane na glorii, to należy je rozumieć zgodnie z całym nauczaniem Kościoła na temat fałszywych religii, a nie w sposób oderwany i mu zaprzeczający.

      Usuń
    4. Dziękuje, ale trochę nie odpowiada to na główne pytanie, bo nie wyjaśnia konkretnie tego co mieli na myśli cytowani Papieże. To, że inni Papieże i teolodzy wypowiadali sie w taki sposób, z którego można wywnioskować, że nie wierzymy w tego samego Boga niczego nie wyjaśnia.

      "...gdyż albo wierzą w bożki i oddają im cześć, tak jak poganie, albo przyjmując co prawda jedynego prawdziwego Boga, nie wierzą w Mesjasza, który już przyszedł w osobie Jezusa Chrystusa.." - Pius X
      Proszę o wytłumaczenie konkretnie tego co miał na myśli ten święty?

      Zalecanie przedsoborowej hermeneutyki ciągłości to już przesada :)
      Czy SVII wystarczy czytać w zgodzie z tradycją, żeby było w wszystko w porządku?

      Usuń
    5. To są fałszywe cytaty. Tu jest autentyczny text katechizmu św. Piusa X (tzw. kompendium, czyli wersji krótszej):

      http://www.corsiadeiservi.it/public/content/testi%20e%20documenti/Catechismo_PioX.pdf

      Usuń
    6. Cytaty Piusa XII i Piusa XI również są fałszywe?

      Usuń
    7. Oto słowa "DR" wraz z kontextem:

      "Sed ad vim propulsandam, qua « potestas tenebrarum » Dei ipsius opinionem ex intimis hominum mentibus evellere contendit, summa in spe sumus cum eis, qui christiano nomine gloriantur, se etiam illos efficienter coniuncturos esse, qui, longe maxima nempe hominum pars, Deum esse credunt et adorant.

      Illud initur geminantes, quod quinque abhinc annos in Encyclicis Litteris Caritate Christi scripsimus, hos iterum incitamus, ut pro sua quisque parte in id sincera fide incumbant, ut gravissimum illud, quod omnibus impendet periculum, ab humano genere arceant.

      Nam — ut tunc temporis monebamus —: « Dei... agnitione, tamquam firmo cuiusvis civilis ordinis fundamento, cum humana quaelibet auctoritas innitatur necesse sit, qui omnium rerum legumque omnium perturbationem ac resolutionem nolunt, ii strenue contendant oportet, ne religionis hostes sua consilia, tam vehementer palamque conclamata, exsequantur » (47)."

      http://www.vatican.va/content/pius-xi/la/encyclicals/documents/hf_p-xi_enc_19370319_divini-redemptoris.html

      Usuń
  5. "Nawet jeśli odpowiednie wieści nie docierały do Jana Pawła II, to ponosi on odpowiedzialność za to, kim się otoczył i komu zaufał, kto stanowił blokadę informacyjną i to systematyczną. " - z tym się Księże do końca nie zgodzę, bo skąd oszukiwany ma wiedzieć, co tak naprawdę w sercu i sumieniu ma ten kombinator? Jeśli miał informacje, że ludzie, którzy dla niego pracują są w porządku to co miał więcej zrobić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm.. a to na bieżąco owoców nie dało się już oceniać? Ponad dwie dekady to sporo by zauważyć, że źle się dzieje. Badań i statystyk pokazujących pikowanie w dół liczb wiernych praktykujących tak jak zawsze Kościół nauczał, czy też w zmianie ich poglądów (aborcja, invitro, homo-związki, równość religii, "dobroludzizm", etc.), po zmianie sakramentów i coraz bardziej "mętnego bajania", rozwadniania nauczania i zwodzenia wzmacnianego "teatralnością" jakiej katoliccy kapłani nigdy nie czynili, zamiast jasnego wykładania ortodoksyjnej doktryny, było już widoczne w latach 80. i 90. Poniżej przykładowe badania ukazujące radykalnie odmienne myślenie i postawy między katolikami Tradycji a tymi wywodzącymi się z nowej mszy.
      https://liturgyguy.com/2019/02/24/national-survey-results-what-we-learned-about-latin-mass-attendees/
      Ankieta była przeprowadzona w Internecie między marcem a listopadem 2018, ale podobnych wniosków było już mnóstwo 30-40 lat temu.

      Podobne statystyki są też przytoczone przez Michaela Vorrisa w filmie z 2011 roku poświęconym tematowi jak nowa liturgia niszczy Prawdziwą Wiarę - https://www.youtube.com/watch?v=FD9QxVTfVe4&list=PLlpSyFCZvz9HEyzHlxJI-Ddc-HTxID36z&index=1
      Dane liczbowe za okres 1965-2000 (w tym większość pontyfikatu JPII) pojawiają się od czwartej części.

      Jakoś nawet Benedykt XVI zdołał dostrzec jak źle się sprawy mają przez rozkład liturgii, że czas najwyższy stwierdzić nieważność śmiesznej ekskomuniki na FSSPX, że czas dać nieco więcej miejsca Mszy Wszechczasów (choć zrobił to tak byle nie narazić się modernistom, nazywając nową mszę "formą zwyczajną" rytu rzymskiego (!). Myślę, że św. Pius V miałby więcej odwagi w zrobieniu porządków w tym wymiarze.

      Nawet jak odejmiemy parę ostatnich lat pontyfikatu JPII gdy w stanie wysokiego schorowania człowiek mógł nie być w pełni możliwości by owoce oceniać, było wiele czasu by coś zobaczyć, zatrzymać się i zastanowić w którym momencie wkradł się błąd, zamiast brnąć do końca w duchu bycia "dzieckiem soboru" jak sam o sobie mawiał i zamykać oczy i uszy na rodzące się skutki zmiany wiary. Mało który papież w historii dostąpił łaski otrzymania od Pana Boga tak wiele czasu żeby wzmocnić i uświęcić Kościół. Co nam zostało? Potężna laicyzacja i apostazja narodów, polskiego nie wyłączając. Wiele z Polski i zza granicy kierowanych wprost ku papieżowi listów, próśb, apeli od ludzi i środowisk związanych z usilnym dążeniem do zachowania wierności Tradycji i świadectwami tego co robi z katolików posoborowa wiara zostały bez odpowiedzi. Nie dochodziły do papieża? Nawet gdyby, to wracam do pierwszego zdania - chyba pozostają jeszcze rozum, oczy, by zauważać co się dzieje? Zauważyłem, że "zmodernizowani wierni" mają żałosną manierę czynić z polskiego papieża kogoś, kto nie mógł niczego dostrzec, o niczym usłyszeć, o niczym nie wiedzieć, o niczym decydować sam, nie mieć samemu bezpośredniego wpływu na cokolwiek. Może jest prostsze wyjaśnienie? Może po prostu gdy się wyznaje i zasiewa inną wiarę, wtedy popełniane błędy i grzechy przeciwko wierze katolickiej mogą nie wydawać się błędami do skorygowania. Ale wówczas jest się raczej ekumenistą/apostatą niż katolikiem. Nie wiem jak było, ale chyba warto zacząć w końcu jakiś rozrachunek za ostatnie dekady czynić, bo wielu błędnie myśli, że kryzys się zaczął od Franciszka i że w "powrocie do nauczania i doktryny JPII trzeba Kościołowi szukać ratunku" (!) - niedawna wypowiedź księdza z kanału Deus Vult (moje słowa, sens ten sam).

      Usuń
    2. Ale ja odniosłem się do całkowicie innej kwestii. Ja nie twierdze, że Jan Paweł II nie ponosi odpowiedzialności za cokolwiek. Jednak nie będę obwiniał go za to, że komuś zaufał, a ten go oszukał. Tylko tyle i aż tyle.

      Usuń
    3. No i jeśle sie nie mylę, to Benedykt XVI zdjął ekskomunike z FSSPX, a nie stwierdził, że jest nieważna... .

      Usuń
    4. Jeśli ktoś nie drąży tematu i wciąż myśli lub powtarza za oficjalną narracją posoborowia po tym co od dekad widać, że kara ekskomuniki była ważna i nie przyjmuje, że abp Levebrve działał w stanie konieczności, który w latach 80-90 był już ewidentny, to ten ktoś chyba tak naprawdę nie uświadamia sobie do końca w jakiej sytuacji Kościół się znajduje, z jakich przesłanek działał założyciel FSSPX i że to co czynił nie było i nie mogło być obwarowane ważną ekskomuniką nawet gdyby w podejmowanych krokach dla ratowania Tradycji arcybiskup mylił się we własnym przekonaniu o konieczności tych działań nadzwyczajnych, bo wówczas i tak kara ekskomuniki nie następuje. I nie mogła nastąpić. W jakimś sensie dobrze, że BXVI zrobił co zrobił pokazując tym samym jak strasznych błędów dokonał w tym względzie jego poprzednik, ale i tak trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym przywracaniu do łask FSSPX nie mógł nie być wyraźnie nasiąknięty liberalizmem byle tylko nie nacisnąć za mocno na odcisk progresistom. To nie były odważne działania rzymsko-katolickiego papieża rodem z najświetniejszych pontyfikatów przedsoborowych, gdzie papieże "nie szczypali się" w nazywaniu błędu błędem, herezji herezją, tylko wciąż na zasadzie dziwnego lawirowania godnego liberała by dać jakąś nazwijmy to formę ukłonu wobec FSSPX, ale przy jednoczesnym braku potępienia tych działań hierarchów i duchowieństwa, które w ogóle wymusiły na kapłanach i katolikach wiernych Tradycji powstanie i zrzeszanie się w kościele w ramach takiej struktury jak FSSPX.

      Usuń
    5. Kiedy zdejmuje się ekskomunikę? Kiedy "delikwent" się poprawi, wyprze błędów. Jak mógł się poprawić ś.p. Nieboszczyk? Nie mógł. To na jakiej podstawie zdjęto ekskomunikę? Jedynie można ją anulować - nie było podstaw do jej nałożenia.

      Usuń
  6. Hm.. a to na bieżąco owoców nie dało się już oceniać? Ponad dwie dekady to sporo by zauważyć, że źle się dzieje. Badań i statystyk pokazujących pikowanie w dół liczb wiernych praktykujących tak jak zawsze Kościół nauczał, czy też w zmianie ich poglądów (aborcja, invitro, homo-związki, równość religii, "dobroludzizm", etc.), po zmianie sakramentów i coraz bardziej "mętnego bajania", rozwadniania nauczania i zwodzenia wzmacnianego "teatralnością" jakiej katoliccy kapłani nigdy nie czynili, zamiast jasnego wykładania ortodoksyjnej doktryny, było już widoczne w latach 80. i 90. Poniżej przykładowe badania ukazujące radykalnie odmienne myślenie i postawy między katolikami Tradycji a tymi wywodzącymi się z nowej mszy.
    https://liturgyguy.com/2019/02/24/national-survey-results-what-we-learned-about-latin-mass-attendees/
    Ankieta była przeprowadzona w Internecie między marcem a listopadem 2018, ale podobnych wniosków było już mnóstwo 30-40 lat temu.

    Podobne liczbowe statystyki między 1965 a 2000 rokiem (w tym większość pontyfiaktu JPII) są też przytoczone przez Michaela Vorrisa w filmie z 2011 roku poświęconym tematowi jak nowa liturgia niszczy Prawdziwą Wiarę - https://www.youtube.com/watch?v=FD9QxVTfVe4&list=PLlpSyFCZvz9HEyzHlxJI-Ddc-HTxID36z&index=1
    - dane liczbowe są w 4. części.

    Jakoś nawet Benedykt XVI zdołał dostrzec, że z liturgią jest źle, że czas ogłosić nieważność ekskomuniki na FSSPX, że czas nieco bardziej otworzyć się na tradycyjną Mszę (choć widać, że zrobił to tak aby nie narazić się modernistom, nazywając nową mszę "zwyczajną formą rytu rzymskiego"(!))

    Nawet jak odejmiemy parę ostatnich lat pontyfikatu JPII gdy w stanie wysokiego schorowania człowiek mógł nie być w pełni możliwości by owoce oceniać, było wiele czasu by coś zobaczyć, zatrzymać się i zastanowić w którym momencie wkradł się błąd, zamiast brnąć do końca w duchu bycia "dzieckiem soboru" jak sam o sobie mawiał i zamykać oczy i uszy na rodzące się skutki zmiany wiary. Mało który papież w historii dostąpił łaski otrzymania od Pana Boga tak wiele czasu żeby wzmocnić i uświęcić Kościół. Co nam zostało? Potężna laicyzacja i apostazja narodów, o polskim nie wspominając. Mnóstwo z Polski i zza granicy kierowanych wprost ku papieżowi listów, próśb, apeli od ludzi i środowisk związanych z usilnym dążeniem do zachowania wierności Tradycji i świadectwami tego co robi z katolików posoborowa wiara zostały bez odpowiedzi. Nie dochodziły do papieża? Nawet gdyby, to wracam do pierwszego zdania - chyba pozostają jeszcze rozum, oczy, by zauważać co się dzieje? Czy może robimy z papieża kogoś, kto nie mógł niczego dostrzec, o niczym usłyszeć, o niczym nie wiedzieć, o niczym decydować sam? Wielu "zmodernizowanych wiernych" taką linię obrony przyjmuje. Może jest prostsze wyjaśnienie - może po prostu gdy się wyznaje i zasiewa inną wiarę, wtedy popełniane błędy i grzechy przeciwko wierze katolickiej mogą nie wydawać się błędami do skorygowania. Ale wówczas jest się raczej ekumenistą/apostatą niż katolikiem. Nie wiem jak było, ale warto zacząć w końcu jakiś rozrachunek za ostatnie dekady czynić, bo wielu błędnie myśli, że kryzys się zaczął od Franciszka i że w powrocie do doktryny i "stylu" JPII trzeba Kościołowi szukać ratunku(!).

    OdpowiedzUsuń
  7. Komentarz nie związany z tematem posta, ale co Ksiądz uważa na temat akcji ze strony duchownych w polskim kościele tzw. "List zwykłych Księży" teraz kolejna akcja filmików "Tylko powiedz każdemu" gdzie twórcą jest nie kto inny jak o. Gużyński obecnie "oddelegowany" do Holandii, ulubieniec lewicowych mediów, który został oskarżony przez o. Adama Wyszyńskiego OP o mobbing i w pewnym sensie molestowanie, a którego zakon w pewnym sensie wykończył. Filmik ma swoiste motto "Słucham Jezusa, nie słucham Tadeusza" Wielu się pod tym podpisało nie tylko Księży zakonników czy diecezjalnych ale również Siostry zakonne. Dla mnie lista osób popierających to jasna wiadomość kogo nie słuchać, jednak zastanawia mnie jakie są motywy i do czego to prowadzi?
    Bóg zapłać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest mieszanka lewackich tzw. celebrytów plus aspirujących do bycia celebrytami, a raczej zakomplexionych i zboczonych lewacko, przy tym mało rozgarniętych intelektualnie. Dwóch z nich znam z młodości osobiście. Wiem, co mówię.

      Usuń
  8. "Nie bez znaczenia jest, że następnie znalazł się w odmętach czegoś, co wygląda na satanizm, jak sam wyznaje (chodzenie na czarno, w łańcuchach, słuchanie pseudomuzyki). Nie pomogło religijne wychowanie w rodzinie, o którym świadczy pielgrzymka do Asyżu z rodzicami. Szkoda, że nie podejmuje choćby próby reflexji nad tym, dlaczego jednak wylądował w sataniźmie"
    Od kiedy samo ubieranie się na czarno i słuchanie pseudomuzyki (cokolwiek by to znaczyło) jest równoznaczne z satanizmem? Konkret: córka mojej sąsiadki słucha lekkiego rocka i nierzadko, lecz nie zawsze, nosi czarne kolory (w wieku nastoletnim były to buciory i łańcuchy, obecnie koszulki i sukienki w tym kolorze). Jednak jestem pewien, że na oskarżenie o satanizm by się przeraziła, bo wcale nie ciągnie jej do muzyki (przynajmniej otwarcie) satanistycznej, ani do symboli. Czy mogę prosić o wyjaśnienie, jak z tym jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są atrybuty sceny "gothic", a ta ma dość wyraźnie konotacje satanistyczne: https://en.wikipedia.org/wiki/Gothic_rock

      Usuń
    2. to spore uproszczenie. Różne odłamy rockowców mają podobny ubiór, przy tym częstokroć nie ma to na celu jakichś satanistycznych apelów. Owszem, rock jest buntem, ale niekoniecznie przeciw moralności (przynajmniej nie świadomo i nie celowo) - czasem jest skierowany przeciw wadom społeczeństwa, przeciw reżimom politycznym, przeciwko konformizmowi. Nie należy chyba wrzucać całego tego stylu do jednego worka - nie jest to styl chrześcijański, ale chyba niekoniecznie całkowicie demoniczny. Rozumiem, że taki Marilyn Manson jest systemowym satanistą, o destruktywnych treściach i okropnej muzyce, ale trudno mi wrzucić do tego samego worka takich np. muzyków rockowych którzy mają jakąś tam melodię i nie mają treści satanistycznych, szczególnie że niektórzy są symbolem walki m. in. z komunizmem
      A poza tym, konotacje to przecież nadal nie jest pełnowymiarowy satanizm. A atrybutów można używać bez pełnej świadomości co one symbolizują.
      Mogę się mylić oczywiście w tej refleksji, to proszę poprawiać w razie czego, tylko bez uogólnień i uproszczeń.

      Usuń
    3. Dodam jeszcze, że o wspomnianej dziewczynie wiem przeważnie z jej mediów. Przejrzałem je jeszcze raz dla odświeżenia, i chyba przesadziłem z oceną - rzadko jest ubrana całkowicie na czarno. A jak jest, to jest to klasyczna sukienka albo styl nieformalny, daleki od gotyckiego. Owszem, lubi wątpliwe nuty, ale jednak gotyckiego stylu się nie da zarzucić. A łańcuchów nigdzie nie ma.

      Usuń
    4. Oczywiście, każde uporządkowanie i przyporządkowanie jest uproszczeniem. Nie twierdzę nic o motywach i intencjach Samołyka w tym jego okresie młodości, ponieważ nic o nich nie wiem. Twierdzę jednak, że on to powinien wyjaśnić. Pewne jest tylko, że bynajmniej nie uważa, jakoby to był okres bliskości wierze katolickiej i Kościołowi. To raz.
      Po drugie, błędem jest twierdzenie, jakoby styl i dźwięk nie miał nic wspólnego z treścią, czyli treść była dowolnie wymienialna. To jest oszustwo tzw. chrześcijańskiego rocka, gdzie w stylu i dźwiękach typowych dla bluźnierstw i rynsztokowych treści rzekomo wyraża się treści chrześcijańskie. Dla normalnego człowieka treść się zgadza z formą. Nikt normalny nie wypowiada w takim samym tonie i stylu słów "kocham cię" i "nienawidzę cię". Jeśli ktoś twierdzi, ryczeniem charakterystycznym dla agresywnych przekleństw można wyrazić treści chrześcijańskie, ten albo ma coś z głową, albo po prostu kłamie.
      Po trzecie, na czym polega pełnowymiarowy, a na czym niepełnowymiarowy satanizm? Proszę nie kpić ze zdrowego rozsądku. Czym należy mierzyć ten wymiar? Niby dlaczego? Czyż katolik nie powinien unikać choćby pozorów zła? Czyż pociąg do dzikiego ryczenia nie świadczy o wnętrzu człowieka?

      Usuń
    5. Nie twierdzę, by muzyka nie miała znaczenia oraz też nie mówię o ryczeniu. Nie każdy rock brzmi agresywnie, lekkie odmiany wręcz posiadają melodię. Nie mówię tu o "ciężkim" lub wręcz "czarnym" rocku.
      Co do "wymiaru" to miałem raczej na myśli, że jeśli już tym samym słowem określamy ludzi, którzy otwarcie, świadomie, dobrowolnie i bezpośrednio czczą demony, oraz tych, którzy pobłądzili w życiu i słuchają destruktywnej muzyki i/lub używają destruktywnych symboli bez pełnej świadomości i bez intencji kultu demonów, to przynajmniej warto rozróżniac stopień odpowiedzialności i intencje. Już nie mówiąc o ludziach, którzy słuchają odmian rocka, które są "lekkie". A także chyba nie należy z automatu nazywać satanistą człowieka na podstawie ubioru i/lub gustów muzycznych, bo jak mówiłem, ze świadomością tego, co tak naprawdę czyni, oraz z intencjami, może być różnie. Poza tym, jeszcze raz o tym wymiarze. Przecież są różne rodzaje satanizmu, i raczej nie są jednakie stopnie odpowiedzialności i świadomości...

      Usuń
    6. I jeszcze jedno co do "wymiarów". Ktoś dał się skusić na wróżby andrzejkowe, ktoś "dla żartu" wywołuje "duchy", ktoś na poważne czyta horoskopy, a ktoś zabija i gwałci na ofiarę demonom. To wszystko da się przynajmniej "podpiąć" pod satanizm. Ale chyba nie jest adekwatne przypisywanie wszystkim tym ludziom tej samej "formy" satanizmu, bez względu na okoliczności i formę. Oczywiście nie jestem teologiem, ale osobiście nie potrafiłbym na serio określać czytelników horoskopów tym samym słowem, bez sprecyzowania, co odprawiających mroczne rytuały.

      Usuń
    7. Anonimowy miesza tutaj różne sprawy. Czym innym jest natura ryczenia i demonicznego hałasu, a czym innym indywidualna wina w przywiązaniu do tego. Problem polega na tym, Anonimowy próbuje zasadniczo negować winę, a to już jest szatańskie. Jeśli ktoś np. niszczy swoje zdrowie narkotykami, to rozwiązaniem nie jest mówienie, że nie wszystkie narkotyki są groźne, ani że ta osoba była wychowywana w patologicznej rodzinie czy że nie jest świadoma szkodliwości używania narkotyków.

      Usuń
    8. Ale osoba uzależniona od narkotyków jest narkomanem. Osoba słuchająca choćby nawet i otwarcie satanistycznej muzyki nie musi sama być satanistą, a przynajmniej nie być świadomym kultystą. Nie mówię tu o szkodzie duchowej, tylko czym jest słuchanie tej muzyki oraz kim czyni ono człowieka. Poza tym, nie otrzymałem wyczerpującego wyjaśnienia co do tego, że są różne rodzaje praktyk demonicznych i trudno przyjąć, żeby wszystkie miały jednakową naturę i stopień odpowiedzialności. Czyżby naprawdę nie było zasadniczej różnicy między np. czytaniem horoskopów (choć jest to oczywiście grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu i nie czytam ich) i miało to taką samą naturę i powagę jak zaangażowanie w kulty demoniczne?
      Co do "negowania winy" to zapewniam, że miałem dobre intencje. Przy okazji: dlaczego mam zakładać winę? W prawie kanonicznym jest to ustalone, ale poza nim dlaczego? Poza tym po prostu nie rozumiem tej pochopności w określaniu czegoś jako "satanistyczne". Czytałem gdzieś, że nawet obrażanie człowieka jest klątwą i czarną magią (która jest satanistyczna). Jeśli jest to prawda, to nawet znieważenie kogoś pod wpływem emocji (albo nie tylko) byłoby formą satanizmu. I nie rozumiem, jak można takie coś zrównywać z organizowanym kultem demonów. To właśnie proszę sprecyzować: czy wszystkie odmiany satanizmu są z natury jednakowo grzeszne, czy jednak jest jakieś "stopniowanie ciężaru". Oczywiście nie oznacza to, że w wypadku twierdzącej odpowiedzi pójdę grzeszyć i uspokajać siebie "przynajmniej nie jestem kultystą". Po prostu wolałbym by mnie więcej oddzielało od tej sfery, niż dobór muzyki i słów. Nie chcę nikogo wyzywać, ale jeśli faktycznie jest to satanistyczne, to się zwyczajnie boję - zwykle unikam tego z innych powodów, a tu takie ryzyko.
      Dodam, że dla mnie osobiście ten temat jest mało aktualny. Po prostu przyzwyczaiłem się traktować kulty demoniczne bardziej poważnie, niż powiedzmy wyzywanie ludzi od głupców.
      Jestem zagubiony w tym temacie, stąd najwyraźniej piszę dużo głupot. Poszedłbym do duszpasterza na żywo, ale nie znam żadnego zbyt kompetentego. Jedni bagatelizują, inni by chyba mnie już okrzyknęli opętanym bez zbadania.

      Usuń
    9. Istnieje też uzależnienie od satanistycznej "muzyki". To też należy leczyć. Sam uzależniony odpycha od siebie myśl o uzależnieniu.

      Usuń
    10. Teraz rozumiem, że doszło do nieporozumienia - nadinterpretowałem to, co Ksiądz odpowiedział. Szczególnie, że jeśli chodzi o mnie osobiście, to wręcz odpycha mnie muzyka hałaśliwa i ponura. Jeśli już słucham jakichś odmian rocka, to raczej trudno je nazwać satanistycznymi, bo nie są hałaśliwe oraz trudno doszukać się tam demonicznych treści

      Usuń
    11. W każdym razie Bóg zapłać za wyjaśnienie, pamiętam o Księdzu w modlitwie różańcowej. Potrzeba więcej księży, którzy nie bagatelizują i nie owijają w bawełnę, a przy tym nie straszą z pianą na ustach.

      Usuń
    12. Skoro jest tu mowa o grzechu, to zapytam. Na rekolekcjach usłyszałem sformułowanie "w stanie grzechu nie możemy mówić o wolnej woli", a w artykule pewnego księdza przeczytałem o "zniewoleniu" grzesznika przez szatana. Czy to nie jest już herezja? Czyżby człowiek w stanie grzechu nie miał żadnego wpływu na swoje postępowanie? Czy nie uwalniałoby to w takim ujęciu od znacznej części (jeśli nie całości) odpowiedzialności (nie byłoby żadnego wyboru). Jak takie rzeczy interpretować, by nie wpaść ani w pelagianizm, ani w inne skrajności?

      Usuń
    13. To sformułowanie jest fałszywe i do odrzucenia.

      Usuń
    14. Czy mógłby Ksiądz Doktor sprecyzować, na czym właściwie polega satanizm? Bo powyższa konwersacja z Anonimowym wprowadziła mnie w zamieszanie.

      Usuń
    15. Brzmi głupio, ale jednak bardzo proszę o wyjaśnienie użycia tego terminu, żeby było jasne.

      Usuń
  9. Co do komentarzy powyżej - czy naprawdę nie ma zasadniczych różnic między poszczególnymi odmianami rocka (np. Czerwone Gitary trudno porównywać z przekonanym satanistą Mansonem, a przecież i jedno, i drugie to rock).

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam pytanie ws. powyższej rozmowy o rocku. Czy słuchanie rocka jest równoznaczne z wpadnięciem w jakąś formę satanizmu? Brzmi przesadnie, szczególnie, jeśli mówimy o lekkich odmianach, typu "Czerwone Gitary", też inne.
    Bardzo proszę o wyjaśnienie. O winie jest jasne z rozmowy powyżej, ale jak z istotą? Bardzo trudno na poważnie zrównywać lekki rock i czarny metal. To jak to traktować?
    Temat jest niezwykle aktualny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma ani ostrej definicji, ani dokładnie określonego rodzaju pod nazwą "rock". Jednak nie ulega wątpliwości, że większość "muzyki" znanej pod tą nazwą już na poziomie textów oraz poglądów twórców jest nie tylko daleka od podstawowych wartości chrześcijańskich, lecz wręcz sprzeczna. Jeśli kogoś to pociąga i się tym karmi, to powinien przynajmniej zapytać o swoją kondycję intelektualno-duchową przynajmniej, także moralną.

      Usuń
    2. Czyli nie twierdzi Ksiądz, jakoby wszyscy słuchacze rocka (nawet ciężkiego) byli z automatu satanistami (a przynajmniej mieli intencję kultu demonów)? Nie, żeby dla mnie osobiście było to aktualne, ale jednak warto wiedzieć

      Usuń
    3. teologkatolicki12 czerwca 2023 15:07

      Tu jest kwestia, dlaczego komuś podobają się takie "dźwięki". Każda muzyka, także "muzyka" niesie ze sobą jakąś treść, działając oczywiście głównie na emocje, czyli musi jakoś współgrać z odbiorcą, i odbiorca z nią. Jest więc pewne, że upodobanie w tego typu dźwiękach świadczy o człowieku. Nie musi to być od razu opętanie, ale przynajmniej podatność i przynajmniej częściowe współbrzmienie. Co oczywiście może się pogłębiać i umacniać, aż to ewidentnego opętania.

      Usuń
    4. Przynajmniej częściowe współbrzmienie...?

      Usuń
    5. teologkatolicki12 czerwca 2023 19:53

      Tak.

      Usuń
    6. Chodzi o to, że chyba nie rozumiem tego określenia.

      Usuń
    7. Jeszcze zapytam o sytuację, kiedy utwór klasyfikowany jako rock jest na podstawie melodii ludowych, albo jest raczej utworem bardowskim lub poetyckim lub też tanecznym, ale z powodu elementów jak specyficzne użycie elektronicznych gitar jest klasyfikowany jako rock, to czy niesie zagrożenie? W zasadzie nie wiem jak z innymi tu komentującymi, ale konkretnie ja, kiedy próbuję bronić rocka, to właśnie takiego. Nie wrzeszczących kultystów, nie osobników z wypalonym marihuaną mózgiem i nie pijaków kreowanych na gwiazdy. Dla odniesienia o rocku, któregobym bronił: Czerwone Gitary (niektóre piosenki), białoruski zespół z okresu sowieckiego Pieśniary (elementy ludowe), rock późno-sowiecki i postsowiecki na tematy m. in. socjalne (Wiktor Coj, DDT). Dostępne np. na YouTube.

      Usuń
    8. Po namyśle zrozumiałem, na ile nie ma czasu na szukanie takich rzeczy na YouTube przez Księdza. Jednak generalnie prosiłbym o odpowiedzenie na komentarz.

      Usuń
  11. Czyli także granie w gry(chocby w piłkę nożną czy w jezdzenie tirem) online czyli z innymi ludzmi którym w tzw menu gry byc moze włączy się ta muzyka) alb i offlineczyli na komputer dla rozrywki w których jest muzyka także rockowa czy jakastam eletrkoniczna ale generalnie tzw nowoczesna jest złem ?

    OdpowiedzUsuń
  12. Łysiejący młodo wojtylianizm - to tytuł odnoszący się do treści artykułu czy też może chrześcijańska uszczypliwość Autora... ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko nawiązanie do samookreślenia Z. Samołyka, który przez lata sam posługiwał się pseudonimem artystycznym "łysiejący katolik".

      Usuń