Odpowiedź na zasadnicze pytanie jest prosta: małżeństwo oczywiście nie polega jedynie na prokreacji (czyli akcie małżeńskim), lecz jest to wspólnota życia mężczyzny i niewiasty, której celem pierwszorzędnym - ale nie jedynym - jest płodność. Płodność biologiczna jest właściwością wyróżniającą od wszelkich innych wspólnot ludzkich. Ona zakłada miłość oblubieńczą oraz charakter osobowy. Innymi słowy: małżeństwo jest wspólnotą wielowymiarową jedyną w swoim rodzaju. Jego istoty i natury z całą pewnością nie można ograniczyć do prokreacji, gdyż byłoby to sprzeczne z osobowym charakterem małżeństwa, istotnie różnym od związków prokreacyjnych wśród zwierząt.
Rzeczywiście podane w "Familiaris consortio" rozwiązanie kwestii rozwodników żyjących w nowych związkach jest wysoce problematyczne, niespójne i w gruncie rzeczy fałszywe, a także krzywdzące dla małżonka czy małżonki porzuconej, tym niemiej dla dzieci (jeśli są). Jest to jeden z wielu przykładów na to, iż okazywanie rzekomego miłosierdzia grzesznikom oznacza de facto niesprawiedliwość czy wręcz okrucieństwo wobec ich ofiar.
Najpierw owszem należy docenić intencje tego rozwiązania. Jako tło jest podawana sytuacja, gdy pierwsze małżeństwo uległo rozpadowi (mówiąc potocznie), zaś w drugim związku jest wola życia według wiary, przyjmowania sakramentów oraz katolickiego wychowania potomstwa. W tym właśnie założeniu tkwi fałsz, gdyż tego typu przypadki są mało realne i bardzo rzadkie, o ile w ogóle możliwe. Regułą jest natomiast, że raz okazana niewierność czy brak rozsądku w wyborze małżonka (względnie małżonki) ma tendencję do powtarzania się. Innymi słowy: jest bardzo mało prawdopodobne, by ktoś, kto najpierw nieroztropnie zawarł sakramentalne małżeństwo i następnie je porzucił, był w stanie szczerze pragnąć życia zgodnego z zasadami wiary katolickiej. A jeśli zachodzi taki przypadek, to dobrym testem jest, czy ta osoba jest gotowa do końca życia pogodzić się z niemożliwością otrzymania rozgrzeszenia, dopóki trwa w nowym związku, który przecież oznacza niewierność wobec sakramentalnego współmałżonka czy współmałżonki.
Częsta jest taka sytuacja, że osoba, która porzuciła małżeństwo dla nowego związku, następnie udaje nawróconego katolika, dążąc czy to do orzeczenia nieważności małżeństwa, czy przynajmniej do dopuszczenia do sakramentów, podając spowiednikowi, iż nie ma współżycia sexualnego, czego spowiednik oczywiście nie może w żaden sposób sprawdzić.
Dla przypadków niemożliwości pogodzenia małżeństwa we wspólnym życiu Kościół zawsze przewidywał separację, co oczywiście oznaczało życie bez nowego związku. Muszą tutaj być poważne powody, jak niebezpieczeństwo życia czy zdrowia.
Na koniec odpowiadam konkretnie na zadane pytania:
1. Kościół oczywiście nie ma władzy do wprowadzania zmian w instytucji małżeństwa ani pod względem porządku naturalnego, ani objawionego, czyli nadprzyrodzonego. Innymi słowy: udzielanie rozgrzeszenia osobom żyjącym w nowych związkach - także bez współżycia sexualnego - jest wykroczeniem przeciw naturze sakramentalnego małżeństwa.
2. Taka praktyka oczywiście podważa nierozwiązywalność przynajmniej psychologicznie. Zgodnym z naturą małżeństwa jest natomiast separacja w przypadkach zagrożenia życia i zdrowia, także psychicznego, gdy ma miejsce chociażby werbalne znęcanie się.
3. Spowiednik stosujący rozwiązanie podane w "Familiaris consortio" nie grzeszy, oczywiście o ile zachowuje wszystkie warunki. Nie grzeszy, ponieważ odpowiedzialność spoczywa na władzy kościelnej, która takie rozwiązanie wprowadziła. Jednak spowiednik nie grzeszy także wtedy, gdy kieruje się tradycyjnymi zasadami Kościoła, a nie rozwiązaniem podanym w "Familiaris consortio", ponieważ stała dyscyplina Kościoła ma rangę wyższą i pewniejszą względem nowości.
4. Nie jest możliwe zwolnienie z przysięgi małżeńskiej zawartej ważnie, nawet przez rozgrzeszenie. Jedynym zwolnieniem z tej przysięgi jest orzeczenie nieważności małżeństwa, czyli orzeczenie, iż nie zostało ważnie zawarte. Także instytucja separacji nie zwalnia z przysięgi małżeńskiej, choć zwalnia z obowiązku życia wspólnego, czyli dzielenia stołu i łoża. Oznacza to, że gdy stan konieczności przestaje istnieć, to znaczy nie ma już niebezpieczeństwa dla życia czy zdrowia, wówczas należy powrócić do wspólnego życia.
Szczęść Boże,
OdpowiedzUsuńW takim układzie jaka będzie najwłaściwsza droga dla osób, które żyją w drugim związku, posiadają razem dziecko(niepełnoletnie) i oczywiście mają ważnie zawarte sakramenty małżeństwa z innymi osobami? Zakładam tutaj oczywiście, że pragną iść drogą katolicką.
Mówimy o kwestii udzielania rozgrzeszenia i traktowania, jakoby nie było ważnego węzła małżeńskiego z poprzedniego związku.
UsuńOsobną jest kwestia, jakie rozwiązanie jest odpowiednie w takiej sytuacji.
Oczywiście w razie istnienia potomstwa w drugim związku, istotne jest dobro tego potomstwa. Sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, gdy jest też potomstwo z pierwszego związku, gdyż także dobro tego potomstwa jest istotne.
W takiej sytuacji Kościół nigdy nie zalecał zakończenia związku, lecz kierowanie się dobrem potomstwa. Co więcej, Kościół zachęcał do praktyk religijnych, nawet jeśli nie jest możliwe udzielenie rozgrzeszenia (chyba że w niebezpieczeństwie śmierci).
Można poprosić przykład, jakiś dokument, że Kościół zalecał kierowanie się dobrem potomstwa? Nie jest tak, że te dzieci przez widzenie związku swoich rodziców są w tym czasie gorszone? Brak łaski uświęcającej też jest odczuwalny. Priorytetem nie jest życie w Komunii z Bogiem?
UsuńŚwietne pytanie. Nurtowało mnie to od zawsze i miałem podobne odczucia.
OdpowiedzUsuńKsięże, a co z sytuacją gdy w takim związku dochodzi do prawdziwego nawrócenia i realna chęć rozejścia się tych osób, ale za ścianą śpią 4-letni Jaś i 7-letnia Małgosia? Co mają zrobić tacy rodzice? Czy ten zapis z FC nie jest jakimś wyjściem dla osób, które naprawdę zostają ze sobą tylko z powodu małych dzieci, a nie są one tylko swoistym alibi.
Czy może non possumus? Ojciec do mieszkania w bloku obok, aby nie siać zgorszenia i przede wszystkim nie dawać dzieciom złego przykładu?
Udzielenie rozgrzeszenia i dopuszczenie do Komunii św. żyjących w związku niesakramentalnym jest tylko pozornym rozwiązaniem, ponieważ implikuje problemy, o których mowa we wpisie.
UsuńRozwiązaniem nie jest także opuszczenie drugiego związku ze szkodą dla potomstwa.
Jedynym rozwiązaniem jest kontynuowanie związku do momentu osiągnięcia pełnoletności przez dzieci (bez współżycia sexualnego) oraz pogodzenie się z tym, że nie jest możliwe otrzymanie rozgrzeszenia, dopóki trwa się w tym związku, nawet jeśli się trwa w nim dla dobra dzieci.
"Jedynym rozwiązaniem jest kontynuowanie związku do momentu osiągnięcia pełnoletności przez dzieci (bez współżycia sexualnego) oraz pogodzenie się z tym, że nie jest możliwe otrzymanie rozgrzeszenia, dopóki trwa się w tym związku, nawet jeśli się trwa w nim dla dobra dzieci."
Usuń- więc chyba nie jest to dobre rozwiązanie, bo żyć w niełasce to żyć w niezgodzie z Bogiem, a dzieci nie mogą być ważniejsze od trwania w Łasce Uświęcającej.
Należy odróżnić życie w grzechu ciężkim od życia w stanie pokutnym. Jeśli dana osoba nie ponosi winy za brak możliwości powrotu do sakramentalnego małżeństwa, a żyje w nowym związku tylko ze względu na dzieci oraz w czystości, wówczas może także niezależnie od "Familiaris consortio", a mocą żalu doskonałego, który gładzi grzechy w sytuacji niemożności wyspowiadania się i uzyskania rozgrzeszenie, być w stanie łaski uświęcającej, choć nie wskutek sakramentalnego rozgrzeszenia.
UsuńZostaje jeszcze jedno pytanie dotyczące sytuacji wymienionych w komentarzach. Jaką ścieżkę obrać w momencie uzyskania przez dzieci pełnoletności?
OdpowiedzUsuńWtedy powrót do małżeństwa sakramentalnego tym bardziej powinien mieć pierwszeństwo.
Usuńpod tym linkiem ksiądz z grupy Sychar, nie zgadzając się z Familiaris Consortio" mówi: "jeśli opuszczony małżonek czeka na powrót, to posiadanie dzieci nieślubnych nie jest powodem by nie wrócić do małżonka, bo miłość małżeńska jest WAŻNIEJSZA niż miłość rodzicielska, nawet wobec ślubnych dzieci, miłość małżeńska jest sakramentalna, miłość rodzicielska nie jest sakramentem" https://www.youtube.com/watch?v=shEnNnhbtmk
OdpowiedzUsuńKsiądz Dziewiecki mówi, że nie wystarcza nie współżyć (cudzołożyć), żeby być w Łasce Uświęcającej, bo samo opuszczenie małżonka dla innej osoby to już grzech ciężki - zgoda.
UsuńJednak z drugiej strony mówi (parafrazuje): "jeśli małżonek również zdradził i nie chce twojego powrotu to żeby przystępować do Komunii św. wystarczy przestać cudzołożyć (czyli współżyć), to wystarczy."
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale jeśli tak, to jest to nielogiczne podejście i zaprzecza temu co Ksiądz sam powiedział chwile wcześniej (ok. 2:15-3:05 i potem jeszcze raz to powtarza 5:05-5:25). Albo związek niesakramentalny bez współżycia jest grzechem ciężkim albo nie jest. Nie może to zależeć od tego czy małżonek chce powrotu drugiego.
Tak mi się wydaję
Słuszna uwaga. W pewnym sensie można próbować potraktować rozwiązanie podane w FC jako separację, a ta nie wyklucza życia stanie łaski uświęcającej. Nowy związek traktowany jest wówczas jako nieistniejący (jeśli nie ma wspólnego łoża), co oczywiście nie jest prawdą. Jenak należy mieć na uwadze, że katolik kierujący się FC nie grzeszy, o ile głos sumienia nie mówi mu inaczej niż FC, i tym samym może spowiadać się ważnie.
UsuńOd wejścia w życie Familiaris Consortio, czyli od prawie 40 lat wierni są utwierdzani w przekonaniu, że życie w nowym związku jest dopuszczalne "ze względu na wychowanie dzieci". Na wielu portalach katolickich spotkałam się z takimi właśnie głosami, że życie bez aktów w drugim związku nie jest grzechem, ale nawet jakimś heroizmem (!) i oczywiście nie trzeba się rozstawać, by uzyskać rozgrzeszenie. Tak są kształtowane sumienia świeckich. Na stronie Sychar jest opublikowany list Sługi Bożego ks. A. Woźnego napisany prawdopodobnie przed wejściem w życie Familiaris Consortio, który wprost nakazuje rozwodnikowi w nowym związku aby rozstał się z partnerką, z którą miał już troje dzieci. Ten świątobliwy kapłan pisze: "Jeżeli naprawdę Pan czy żyjąca z Panem kobieta, matka Pańskich trojga dzieci, kochacie je, musicie przestać gorszyć je tym, że razem mieszkacie. Musicie więc rozejść się i tym dać dobry przykład, że choć ludzką rzeczą jest zgrzeszyć ze słabości czy zaślepienia, to można z grzechem zerwać. Natomiast trwać w grzechu i tłumaczyć się, że nie można przestać grzeszyć, jest rzeczą szatańską...."
OdpowiedzUsuńWynika z tego listu, że nawet wychowanie potomstwa nie było uważane za powód do trwania w drugim związku, a wręcz przeciwnie, uważano że jest to zgorszenie dla dzieci, gdyż "czym skorupka za młodu nasiąknie....
czytelniczka
To są trudne sprawy. Oczywiście najlepiej, gdyby doszło do powrotu do małżeństwa. Zwykle jest jednak tak, że także druga strona ma inny związek, może nawet dzieci. Psychologicznie trudno jest przełamać urazy i najprostszą drogą wydaje się trwanie w nowym związku, wręcz wykluczając powrót do małżeństwa, co oczywiście nie jest moralne i zgodne za nauczaniem Kościoła. "FC" ma na uwadze sytuację, gdy pogodzenie małżonków wydaje się po ludzku niemożliwe i wtedy de facto alternatywą jest albo życie w samotności, albo trwanie w nowym związku. Dlatego należy podejść do każdej sytuacji indywidualnie. Jednak czymś innym jest udzielenie rozgrzeszenia. Moim zdaniem udzielenie rozgrzeszenia jest tylko wtedy usprawiedliwione, gdy jest u penitenta szczera wola powrotu do małżeństwa, lecz nie jest to możliwe z powodu drugiej strony. Takiego penitenta (penitentkę) można uznać za osobę żyjącą de facto w separacji. Mieszkanie wspólne w drugim związku to następna sprawa, którą należy osobno rozważyć. Moim zdaniem rozwiązanie podane w FC jest zbyt pochopne i w praktyce niestety prowadzi do zamieszania i zgorszenia.
UsuńKsięże, to uznanie niesakramentalnego związku (bez wspólnego łoża) za nieistniejący jest w końcu prawdą czy nie :)?
Usuńjeśli ktoś ma szczerą wolę powrotu do małżeństwa lecz jest to niemożliwe z powodu drugiej strony to nie może być to usprawiedliwieniem dla mieszkania z kimś innym. Tu nie trzeba tylko woli powrotu do małżeństwa. Tu, innymi słowy, trzeba woli zerwanie po prostu z grzechem (a sam związek bez współżycia też jest grzechem). I nie może tak chyba być, że jak mnie żona nie chce przyjąć z powrotem to mogę sobie dalej mieszkać z kochanką. Co prawda we wstrzemięźliwości, ale sam związek nadal pozostaje grzeszny... . Jeśli ktoś chce się nawrócić to powinien żyć w takiej sytuacji samotnie, a nie stawiać sprawę warunkowo: próbowałem, ale nie wyszło. Prawda?
Być może w takiej konkretnej sytuacji obecność małych dzieci (wyłącznie do 18 roku życia i tylko gdy nie ma dzieci w sakramentalnym małżeństwie), była by usprawiedliwieniem, ale coś mi się wydaję, jak pokazuje przykład ks. Woźnego (i sam ks. Dziewiecki mówi, że miłość małżeńska jest ważniejsza od rodzicielskiej), że być może to radykalne zerwanie grzesznego związku, w którym nawet są dzieci, może być najlepszym, a nawet jedynym wyjściem.
Zasady są wprawdzie jasne i proste, jednak jest też czynnik ludzki, czyli siły duchowe i psychiczne danej osoby. Zwykle jest tak, że osoba, która zawarła związek małżeński, nie tylko nie dążyła do życia w samotności, lecz może to życie przewyższać jej siły. Oznacza to, że żyjąc samotnie stacza się w alkohol, narkotyki czy inne nałogi. Kościołowi chodzi o to, żeby każdemu człowiekowi w każdej sytuacji wskazać drogę zbawienia duszy, nawet jeśli nie oznacza to pełnego udziału w życia sakramentalnym Kościoła z powodu braku możliwości udzielenia rozgrzeszenia. W starożytności chrześcijanin, który popełnił zabójstwo czy cudzołóstwo mógł otrzymać rozgrzeszenie dopiero na łożu śmierci, czyli musiał całą resztę życia spędzić w stanie pokutniczym, mimo nawrócenia. Obecnie dyscyplina pokutna jest łagodniejsza, lecz zasady są stosowalne także obecnie.
UsuńNie wyobrażam sobie jak można uważać, że mieszkanie po rozwodzie z innym mężczyzną/kobietą nie grzechem ciężkim?. Prawidłowo ukształtowane sumienie od razu wyrzuci, że nawet przy zachowaniu wstrzemięźliwości seksualnej każde wspólne życie z niepoślubionym partnerem jest zdradą prawowitego małżonka.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe zagadnienie. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że w ogóle jest możliwość rozgrzeszenia kogoś w nowym związku pod warunek wstrzemięźliwości seksualnej; kto wprowadził taką możliwość i na jakiej podstawie się oparł (Ewangelia, pisma ojców KK, inne?)
OdpowiedzUsuńTę możliwość wprowadził Jan Paweł II w encyklice "Familiaris consortio". Jest to nowość nie mają podstaw w tradycyjnym nauczaniu Kościoła, aczkolwiek należy docenić pragnienie pomocy osobom żyjącym w nowych związkach. Jest jednak kwestia, czy jest to właściwa pomoc.
OdpowiedzUsuńCzyli osoby w nowych związkach które zrozumiały swój błąd ze żyją w grzechu (a nie mogą powrócić do pierwszych współmałżonków z różnych przyczyn ) i by chcieli żyć pobożnie, musieliby przyjąć postawę pokutujacych jak wspomnianiwcześniej przez Księdza cudzoloznicy z pierwszych wieków ?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem te rozważania są nieco toretyczne, bo ludzie mieszkający razem, śpiący często w jednym łóżku, nie sa w stanie zachować wstrzemieźliwości. Zwłaszcza po latach współżycia. Przypomina to sytuację pary mieszkającej przez ślubem "ale w czystości". To jest bardzo rzadkie. I z tego co zauważyłam, ludzie w powtórnych związkach, po osięgnięciu przez ich dzieci pełnoletności, wcale nie opuszczają związku niesakramantalnego. To takze po wielu latach życia jest niemożliwe. Niedawno widziałam zdjęcie Duszpasterstwa Związków Niesakramentalnych-osoby ok. 50-60 roku życia... Wydaje mi się,że jednym rozwiązaniem jest wspólne wychwoanie dzieci,ale osobne mieszkanie. Wychowanie to przede wszytskim wychowanie do wiary,a jaką wiarę będa mieć dzieci wychowane przez rodziców żyjących w grzechu? Z drugiej strony tylko w ten sposób daje się warunki do powrotu przez prawowitego małżonka, nawet jak po ludzku wydaje się to niemożliwe.
OdpowiedzUsuń