Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy Kościół może wprowadzać nowości?


Te pytania są dość istotne i szczególnie aktualne w kontekście ostatnich dekad historii Kościoła. Sprawa jest prosta, jednak równocześnie postawienie tych pytań faktycznie nie dziwi, gdyż mamy do czynienia z forsowaną odgórnie - zarówno przez sprawujących władzę w Kościele, jak też przez świecką propagandę medialną - mentalnością dokładnie przeciwną odwiecznej i stałej zasadzie Kościoła: misją Kościoła jest nauczanie wszystkich ludzi wszystkich czasów jedynego, danego raz na zawsze Bożego Objawienia. Dlatego właśnie nowość była w Kościele zawsze synonimem herezji, czyli zanegowania tegoż Objawienia. 

Są dwa zasadnicze źródła teologiczne w tej kwestii:

- "Commonitorium" św. Wincentego z Lerynu

- konstytucja dogmatyczna Soboru Watykańskiego I "Dei Filius", która jednoznacznie i nieomylnie określa, że zadaniem najwyższego urzędu w Kościele, czyli urzędu papieskiego, nie jest wprowadzanie nowości, lecz strzeżenie depozytu wiary. 

Obydwa źródła są łatwo dostępne także w internecie. Nieprzypadkowo są skrzętnie pomijane w ramach studiów teologicznych w modernistycznych wydziałach teologii i w seminariach duchownych. 

Co do drugiego pytania:

Są różnice doktrynalne między dokumentami Vaticanum II a wcześniejszymi dokumentami Magisterium Kościoła. Te różnice nie dotyczą jednak najwyższego poziomu, czyli nieomylnych definicyj dogmatycznych, lecz wniosków teologicznych oraz zaleceń duszpasterskich i administracyjnych. Najistotniejszą różnicą jest regularny brak precyzji, wieloznaczność i mętność - cechy wszechobecne w dokumentach Vaticanum II. To jest podstawowy i zapewne zamierzony problem tych dokumentów, powodujący obecne zamieszanie doktrynalne i duszpasterskie, wraz z praktyczną apostazją znacznej części nominalnych katolików, być może nawet większości, przynajmniej w krajach, gdzie zmiany soborowo-posoborowe zaszły najdalej. 

Innymi słowy, osobiście nie znajduję w dokumentach Vaticanum II żadnego nauczania wymierzonego wprost przeciw dogmatom wiary katolickiej. Znajduję natomiast sporo prób dogodzenia różnej maści heretykom, co się odbywa zwykle na drodze dwuznaczności i widocznie chcianej niejasności. To jest oczywiście wystarczająco skandaliczne, zwłaszcza w obliczu katastrofalnych skutków tej metody, z którymi mamy do czynienia obecnie. Jednak z całą pewnością drogą naprawy szkód nie jest głoszenie, że Vaticanum II było zgromadzeniem heretyckim. Jedyną rozsądną i owocną drogą jest cierpliwe wyjaśnianie i prostowanie, nawet jeśli druga strona - czyli heretycy-moderniści - tego nie chce. 

5 komentarzy:

  1. ale za to słuszna jest zmiana podyktowana zmianą okoliczności ( inna sytuacja kulturowo-społeczna) zmiana interpretacji posłuszeństwa żony mężowi w Murielis Dignitatem ,która to zmiana chroni przed naduzyciami ,jest mniej drażniąca dla ewentualnych neofitów ,i pięknie opisuje ten temat że długo na to trzabyło czekać.Szkoda jednak że obecnie jest forsowany absurdalny ekumenizm i dialog z innymi religiami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma żadnej zmiany, prawowierne jest nauczanie na ten temat z "Casti Connubi" papieża Piusa XI.

      Usuń
    2. Jest zmiana
      "24. Tekst skierowany jest do małżonków jako do konkretnych kobiet i mężczyzn i przypomina im ethos miłości oblubieńczej, który sięga Boskiego ustanowienia małżeństwa od „początku”. Prawdzie tego ustanowienia odpowiada wezwanie: „Mężowie, miłujcie żony wasze”, miłujcie z racji tej szczególnej i wyjątkowej więzi, poprzez którą mężczyzna i kobieta w małżeństwie stają się „jednym ciałem” (por. Rdz 2,24; Ef 5,31). W tej miłości zawiera się podstawowa afirmacja kobiety jako osoby, afirmacja, dzięki której kobieca osobowość może się w pełni rozwijać i ubogacać. Właśnie tak postępuje Chrystus jako Oblubieniec Kościoła, pragnąc, aby był on „chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki” (Ef 5,27). Można powiedzieć, iż w tym miejscu zostaje w pełni przejęte to, co stanowi cały Chrystusowy „styl” odniesienia do kobiety. Mąż winien przejąć elementy tego stylu w odniesieniu do żony i, analogicznie, winien to uczynić mężczyzna w odniesieniu do kobiety w każdej sytuacji. W ten sposób obydwoje, mężczyzna i kobieta, uczą się składać „bezinteresowny dar z siebie”.

      Autor Listu do Efezjan nie widzi żadnej sprzeczności pomiędzy tak sformułowanym wezwaniem a stwierdzeniem: „Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony” (5,22-23). Wie bowiem, że ten układ, który głęboko był zakorzeniony w ówczesnym obyczaju i religijnej tradycji, musi być rozumiany i urzeczywistniany w nowy sposób: jako „wzajemne poddanie w bojaźni Chrystusowej” (por. Ef 5,21), zwłaszcza, że mąż jest nazwany „głową” żony, tak jak Chrystus jest Głową Kościoła, bo „wydał za niego samego siebie” (Ef 5,25), a wydać zań samego siebie oznacza oddać nawet własne życie. O ile jednak w odniesieniu Chrystus-Kościół poddanie dotyczy tylko Kościoła, to natomiast w odniesieniu mąż-żona „poddanie” nie jest jednostronne, ale wzajemne!

      To właśnie jest w stosunku do „dawnego” wyraźnie „nowe”: jest nowością ewangeliczną. Znajdujemy szereg miejsc, w których pisma apostolskie wyrażają tę samą „nowość”, choć równocześnie dochodzi do głosu to, co „dawne”, co zakorzenione w religijnej również tradycji Izraela, w sposobie rozumienia i wyjaśniania świętych tekstów, jak np. w drugim rozdziale Księgi Rodzaju.49

      Listy apostolskie są skierowane do ludzi, którzy żyli w obrębie tego samego sposobu myślenia i postępowania. Chrystusowa „nowość” jest faktem, stanowi jednoznaczną treść ewangelicznego orędzia i jest owocem Odkupienia. Równocześnie jednak ta świadomość, że w małżeństwie istnieje wzajemne „poddanie małżonków w bojaźni Chrystusowej”, a nie samo „poddanie” żony mężowi, musi stopniowo przecierać sobie szlaki w sercach, w sumieniach, w postępowaniu, w obyczajach. Jest to wezwanie odnoszące się odtąd do wszystkich pokoleń, wezwanie, które ludzie muszą podejmować wciąż na nowo. Apostoł napisał nie tylko: „W Jezusie Chrystusie... nie ma już mężczyzny ani kobiety”, ale napisał też: „nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego”. A jednak ile pokoleń trzeba było, ażeby ta zasada urzeczywistniła się w dziejach ludzkości przez zniesienie instytucji niewolnictwa! A cóż dopiero mówić o tych formach niewolniczej zależności ludzi i narodów, która nie zniknęła jeszcze z historii człowieka?

      Tymczasem wyzwanie ethosu Odkupienia jest jasne i definitywne. Wszelkie racje za „poddaniem” kobiety mężczyźnie w małżeństwie muszą być interpretowane w sensie wzajemnego poddania obojga w bojaźni Chrystusowej. Miara prawdziwej miłości oblubieńczej znajduje swoje najgłębsze źródło w Chrystusie, który jest Oblubieńcem swej Oblubienicy-Kościoła. "

      Usuń
  2. Jak nazwać kwestie wolności religijnej? Niebezpieczną opinią teologiczną?

    OdpowiedzUsuń
  3. I jak z ekumenizmem ?

    OdpowiedzUsuń