Pytanie dotyczy właściwie żony Kaina, pierworodnego syna Adama i Ewy. Z Księgi Rodzaju wynika, że Adam i Ewa mieli więcej dzieci niż tylko Kaina, Abla i Seta. Musieli mieć także córki. Tym samym poślubienie młodszej siostry było dla Kaina możliwe i konieczne. Wówczas nie było jeszcze zakazu kazirodztwa. Powodem tego zakazu była troska o zdrowie rodzaju ludzkiego i nie ma on znaczenia absolutnego, tzn. Bóg mógł zwolnić zarówno z zakazu jak też uchronić od ewentualnych negatywnych biologicznych skutków.
Odpowiadam w oparciu o Tradycję, Pismo św. oraz dokumenty Magisterium Kościoła. Nazywam się Dariusz Józef Olewiński. Jestem kapłanem Archidiecezji Wiedeńskiej. Tytuł doktora teologii przyznano mi na Uniwersytecie w Monachium na podstawie pracy doktorskiej przyjętej przez późniejszego Prefekta Kongregacji Doktryny Wiary, kard. Gerharda L. Müllera oraz examen rigorosum z oceną "summa cum laude". Od 2005 r. prowadziłem seminaria na uniwersytecie w Monachium oraz wykłady w seminarium duchownym.
Skąd się wzięła żona Kaina?
Pytanie dotyczy właściwie żony Kaina, pierworodnego syna Adama i Ewy. Z Księgi Rodzaju wynika, że Adam i Ewa mieli więcej dzieci niż tylko Kaina, Abla i Seta. Musieli mieć także córki. Tym samym poślubienie młodszej siostry było dla Kaina możliwe i konieczne. Wówczas nie było jeszcze zakazu kazirodztwa. Powodem tego zakazu była troska o zdrowie rodzaju ludzkiego i nie ma on znaczenia absolutnego, tzn. Bóg mógł zwolnić zarówno z zakazu jak też uchronić od ewentualnych negatywnych biologicznych skutków.
Czy można uzasadnić obmywanie nóg kobietom? (z post scriptum)
Tego nie da się uzasadnić teologiczne, gdyż jest to praktyka antyteologiczna i antykatolicka, a to głównie z najstępujących względów:
Czy wolno uciekać przed wojną?
Jaki post eucharystyczny obowiązuje?
Jak powinna wyglądać katolicka adoracja?
Czy "studniówka" to coś mądrego?
Banalne pytanie, banalna sprawa. Czy aby?
Otóż sprawa dotyczy szkoły, pośrednio także systemu edukacji. Wszak studniówki dzieją się w szkołach, przynajmniej w ścisłym związku ze szkołą i nawet w ten sposób, że należą wręcz jakby do programu szkolnego. W każdej szkole średniej w Polsce - i tylko w Polsce - jest co roku studniówka.
Skąd się wzięła? Wszystko wskazuje na to, że jest to wynalazek PRL-u. Owszem, w II RP istniały komersy, bale maturalne, podobnie zresztą jak w innych krajach. Jednak bal przed maturą jest pomysłem komunistycznym. Już sam ten związek z minioną epoką powinien pobudzić do namysłu.
Bale same w sobie są związane zwłaszcza z karnawałem, czyli okresem zabawowym między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem, choć nie tylko, gdyż istniały w różnych okresach roku. To była rozrywka arystokracji (kultywowana chociażby na wiedeńskim Opernball). Takie są też chyba korzenie studniówki: nawiązanie do balów karnawałowych. A polegało to na tym, że przyszli maturzyści - a właściwie ich rodzice - fundowali swoim nauczycielom darmową zabawę, zresztą zakulisowo (ukradkiem) obficie zakrapianą trunkami. W mentalności komunistycznej miało to wymiar kupienia ich łaskawości na maturze, która polegała na niemal oficjalnym ściąganiu czyli oszukiwaniu, które dawało przepustkę na studia i awans społeczny.
Oczywiście pretextem była niby potrzeba relaxu młodzieży przed ciężkimi przygotowaniami do matury. W rzeczywistości studniówka nigdy nie była ani jedyną zabawą młodzieży, ani na prawdę relaxującą, a przygotowanie i zorganizowanie jej pochłaniało i pochłania nie tylko spore środki finansowe, lecz także czas i energię.
Przede wszystkim brakuje jej sensowności, gdyż ani nie ma czego świętować, skoro matura jeszcze nie jest zdana, ani w niczym nie pomaga, a raczej przeszkadza w skupieniu na uczeniu się (oczywiście wraz z odpowiednim, indywidualnym relaxem, gdyż ludzie w różny sposób odpoczywają i relaxują się). Quasi rytualna studniówka jest raczej pseudobowiązkiem i to szkodliwym, także dla kieszeni rodziców. Uczniowie z rodzin mniej zamożnych - a takich jest w Polsce wciąż nadal większość - albo zostają siłą rzeczy wykluczeni, albo czują się zmuszeni stawać na uszach, by opłacić sobie ów "bal". Nie bez znaczenia jest fakt, że szkoły zawodowe mogą czuć się "gorsze", skoro w nich nie ma studniówek. Maturzyści i ich nauczyciele odgrywają rolę quasi arystokracji, skoro bal szkolny o takim charakterze jest ich przywilejem.
W tym miejscu pomijam kwestie moralne związane z zachowaniem podczas takiego balu, zwłaszcza sprawę fundowania nauczycielom darmowej rozrywki i popitki, pokątne pijaństwo, toaletowe romanse itp. Już sam fakt organizowania dla młodzieży, która jeszcze nie zdała matury, balu, który sam w sobie ma charakter elitarnej zabawy dorosłych, jest antypedagogiczny i demoralizujący.
Pod tym względem o wiele sensowniejszy byłby bal maturalny po maturze, w ramach świętowania zakończenia szkoły średniej, gdy jest co świętować i jest za co dziękować. Wymaga to jednak myślowego dystansu do pseudotradycji prl-owskiej oraz odwagi zerwania z nią.
Komu przeszkadza tradycyjna liturgia Wielkiego Tygodnia?
Od kilkunastu lat - jeszcze za pontyfikatu Benedykta XVI - zaczął się powrót do liturgii Wielkiego Tygodnia sprzed "reformy" wprowadzonej za Piusa XII w 1955 roku. Jak powszechnie wiadomo, autorem tej reformy był de facto x. Annibale Bugnini MC, który potem za Pawła VI stał się także autorem "reform" zwanych popularnie "Novus Ordo", choć dotyczą one zmian we wszystkich księgach liturgicznych. Mało znane jest natomiast tło owej "reformy" wprowadzonej przez niby ostatniego tradycyjnego papieża Pacelli'ego.
Okazało się jednak, że bojownicy o zmiany w liturgii Kościoła nie złożyli oręża, czego dowodem są następne inicjatywy w tej kwestii znane jako tzw. ruch liturgiczny drugiej fali, istotnie różny od ruchu odnowy liturgicznej zapoczątkowanej w XIX w. przez opata Prosper'a Gueranger'a.
Czy Kościół może wprowadzać nowości?
Te pytania są dość istotne i szczególnie aktualne w kontekście ostatnich dekad historii Kościoła. Sprawa jest prosta, jednak równocześnie postawienie tych pytań faktycznie nie dziwi, gdyż mamy do czynienia z forsowaną odgórnie - zarówno przez sprawujących władzę w Kościele, jak też przez świecką propagandę medialną - mentalnością dokładnie przeciwną odwiecznej i stałej zasadzie Kościoła: misją Kościoła jest nauczanie wszystkich ludzi wszystkich czasów jedynego, danego raz na zawsze Bożego Objawienia. Dlatego właśnie nowość była w Kościele zawsze synonimem herezji, czyli zanegowania tegoż Objawienia.
Czy w protestantach działa Duch Święty czyli kto działa w jezuicie Recławie? (z post scriptum)
O. Remigiusz Recław znany jest nie tylko z działalności „charyzmatycznej“, w ramach której urządza quasi dyskotekowe imprezy w kościele, gdzie młodzi ludzie tańczą na stołach:
Od pewnego czasu udziela także odpowiedzi w internecie (owszem, pod względem medialnym w miłym, sympatycznym stylu), gdzie występuje nie tylko w imieniu swojej grupy „charyzmatycznej“ lecz także jezuitów, co zobowiązuje już do wypowiadania się zgodnie z nauczanem Kościoła, i to zarówno dokumentów Magisterium jak też zwłaszcza nauczania św. Ignacego z Loyoli. Przyjrzyjmy się dla przykładu jednemu z ostatnich wystąpień, które wpisuje się w dyskusję odnośnie działalności M. Zielińskiego, którego o. Recław publicznie popiera. Podaję w skrócie jego zasadnicze tezy, następnie odnosząc się do nich.
1. Duch Św. działa w protestantach i działa z mocą.
Tak o. Recław twierdzi stanowczo. Ponieważ w kontekście mówi o Toronto Blessing, przez „moc“ rozumie zapewne charakterystyczne zjawiska „pentekostalno-charyzmatyczne“ czyli niezrozumiały bełkot, który ma być „darem języków“, zwierzęce ryczenie, histeryczne chichoty, tarzanie się po ziemi, drgawki, rzekome uzdrowienia (nie są znane przypadki zbadane i uznane medycznie). Problem polega na tym, że tego nie twierdzi wprost, choć w kontekście wiadomo, o co chodzi. Nie mówi też, na czym opiera to swoje zdanie. Gdyby powiedział, że na nauczaniu Soboru Watykańskiego II, to by można było łatwo sprawdzić w dokumentach, co sobór faktycznie mówi i do czego odnosi. Wówczas byłoby oczywiste, że o. Recław przez taką wieloznaczność po prostu oszukuje odbiorców.
2. Protestanci karmią się Ciałem i Krwią Pana Jezusa, bo tak uważają i wierzą. To my uważamy, że oni nie przymują Komunii św. Mamy różną teologię, czyli inny punkt widzenia, ale Bóg jest szerszy od naszego wąskiego myślenia.
Tutaj kłamstwo polega również na uproszczeniu, które zmienia istotę sprawy, a także na wmieszaniu ewidentnych fałszerstw.
Po pierwsze, żaden odłam protestancki nie twierdzi, że w postaciach eucharystycznych jest realnie obecny Jezus Chrystus. Dla nich jest to jedynie symbol i najwyżej kwestia wewnętrznego przekonania, nigdy obiektywnej rzeczywistości. Tak więc o. Recław widocznie albo nie zna teologii protestanckiej, albo świadomie kłamie.
Po drugie, realna Obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii nie jest kwestią różnych możliwych podejść teologicznych, lecz objawionej prawdy wiary, czyli Objawienia Bożego poświadczonego w Tradycji i Piśmie św. Mówi o tym jasno całe nauczanie Kościoła, aż po Sobór Watykański II i Katechizm Kościoła Katolickiego. Kto uważa - jak widocznie o. Recław, że protestanckie pojęcie Eucharystii jest równorzędne z pojęciem zawartym w nauczaniu Kościoła, ten albo nie ma pojęcia nawet o prawdach katechizmowych, co jest karygodne u kapłana po studiach teologicznych, albo po prostu kłamie na użytek doraźnej tezy i celu.
Po trzecie, nazwanie prawdy wiary nauczanej przez Kościół „naszym wąskim myśleniem“, może być jedynie bezczelnym przyznaniem się nie tylko do relatywizmu, lecz do niewiary i tym samym odrzucenia prawdziwości nauczania Kościoła o Eucharystii. Innymi słowy: skoro katolicka wiara w Eucharystię jest dla o. Recława tylko „naszym wąskim myśleniem“, a nie prawdą pochodzącą od Boga, to o. Recław albo neguje boskie pochodzenie wiary katolickiej, albo możliwość Bożego Objawienia w ogóle, albo jedno i drugie, i jest tym samym po prostu apostatą negującym fundamentalnie całe nauczanie Kościół z Soborem Watykańskim II włącznie (w tym temacie polecam chociażby konstytucję "Dei Verbum").
3. Ludzie z Toronto Blessing kładą się na grobach, bo tak wyrażają swój szacunek, co wynika z kultury, tak jak z nas czci się rellkwie.
Tutaj znowu jest problem, że albo o. Recław nie wie i nie rozumie, czym jest katolicka cześć do relikwij, albo wie, a jedynie na doraźny użytek kłamie. Po pierwsze bowiem zakłada, jakoby praktyka ludzi z Toronto Blessing oznaczała wyłącznie szacunek dla zmarłych. Po drugie kłamie, jakoby owa praktyka wynikała z kultury (wiadomo przecież, że czegoś takiego nie robią wszyscy Amerykanie czy Kanadyjczycy, czy chociażby jakaś znaczna grupa oprócz ludzi z Toronto Blessing). Po trzecie o. Recław widocznie nie uznaje różnicy między świętymi kanonizowanymi przez Kościół a zmarłymi. Czyżby w ogólnie nie uznawał obecności w niebie i wstawiennictwa świętych? A może uważa, że wszyscy zmarli są w niebie? Niestety brakuje dopowiedzenia. Pewne jest jednak, że zarówno jedno jak też drugie jest sprzeczne z wiarą katolicką, czyli jest herezją.
4. Także protestanci czczą Matkę Bożą. Tylko jakieś „frakcje“ protestantów niszczą obrazy Matki Bożej.
Po pierwsze o. Recław kłamie, mówiąc, jakoby protestanci czcili Matkę Bożą. Kaznodzieje i teologowie protestanccy mówią jedynie o „matce Jezusa“ czy „Maryi“, gdyż z zasady nie uznają i nie wyznają dogmatu o Bożym Macierzyństwie.
Po drugie, owszem, nawet M. Luder napisał jeden traktat o Maryi jako Matce Jezusa Chrystusa (właściwie komentarz do Magnificat), ale potraktował ją wyłącznie jako wzór wiary, czyli podobnie jak innych wierzących, bez uznania jej wyjątkowej godności i świętości w porządku nadprzyrodzonym.
Po trzecie, wzmiankowany przez o. Recława fakt zborów protestanckich z obrazami Matki Bożej świadczy wyłącznie o tym, że są to zrabowane katolikom świątynie i że u protestantów nie ma jedności co do form i praktyki, choć łączy ich odrzucenie katolickich prawd wiary także odnośnie Matki Bożej.
5. Możemy się od protestantów bardzo dużo nauczyć. Czytanie Pisma św. przyszło do nas od protestantów, to że świeccy czytają Pismo św. i że mają je czytać. Tak przez protestantów działa Duch Święty.
Nie wiem, czy o. Recław do końca zdaje sobie sprawę z tego, co mówi. Bo skoro czytanie Pisma św. przez wszystkich na wzór protestancki pochodzi od Ducha Świętego, to oznacza to niechybnie, że Kościół katolicki błądził i był przez całe wieki pozbawiony prowadzenia przez Ducha Świętego przynajmniej w tej sprawie.
Po drugie o. Recław albo nie wie, albo nie chce wiedzieć, że także zachęty do czytania Pisma św. począwszy od Soboru Watykańskiego II zawierają pouczenia i napomnienia do czynienia tego zgodnie z katolickimi regułami hermeneutyki biblijnej, które są gruntownie różne od podejścia protestanckiego, stosowanego właśnie u tzw. charyzmatyków. Tak więc kłamstwo jest tutaj wielorakie. Prawdą jest natomiast, że Kościół nigdy nie zmienił swoich zasad podejścia do Pisma św., przejmując zasady protestanckie, a jedynie dopasował reguły dyscyplinarne, konkretnie: wcześniej był zakaz czytania tłumaczeń na języki narodowe, obecnie wymagana jest kościelna aprobata tłumaczeń.
Po trzecie, także w aspekcie historycznym o. Recław po prostu kłamie. Nigdy nie było w Kościele zakazu czytania Pisma św. przez świeckich. Zawsze i każdemu wolno było czytać Biblię w językach oryginalnych (hebrajskim i greckim) oraz w tłumaczeniu łacińskim Wulgaty. Był jedynie zakaz odnośnie tłumaczeń na języki narodowe, które pochodziły zwykle od heretyków i zawierały wiele fałszerstw (także Biblia M. Ludera zawiera wiele zafałszowań).
6. Powiedzenie, że u protestantów nie ma sakramentów, jest nieprawdą, bo oni mają rytuały i choć nie nazywają tego sakramentem, „to jest to jak sakrament“.
Tutaj o. Recław albo popisuje się wprost nieprawdopodobną niewiedzą odnośnie elementarnych prawd katechizmowych, albo niemal wprost neguje katolicką naukę o sakramentach. Ktokolwiek ma choć bladą znajomość katechizmu katolickiego, ten wie, że sakrament to nie to samo co obrzęd. Pozostaje prosta rada: 1° niech sobie o. Recław poczyta chociażby Katechizm Kościoła Katolickiego w tym temacie, oraz 2° niech zapyta protestantów, co rozumieją przez sakrament. Wówczas się dowie, że są to dwie różne rzeczywistości. Chyba, że już o tym wie, a jedynie okłamuje odbiorców na doraźny użytek.
7. „Czerpmy nawzajem od siebie“, tzn. katolicy od protestantów i odwrotnie.
To jest jedynie pozornie zdanie pojednawcze. Twierdzenie, jakoby Duch Święty prowadził w ten sposób do „pełnej jedności“, jest właściwie bluźnierstwem przeciw Duchowi Świętemu. Oznacza bowiem, jakoby prawdy wiary głoszone uroczyście na soborach powszechnych właśnie dla odrzucenia herezyj - także herezji protestanckiej - nie pochodziły od Ducha Świętego. Takie twierdzenie jest sprzeczne także z nauczaniem Soboru Watykańskiego II, a wynika jedynie z pokrętnych wywodów skrajnych ekumenistów, których poglądy nie mają żadnego poparcia w dokumentach Kościoła.
8. Skoro mamy pełnię Ducha Św., to skąd jest grzech? Dlatego musimy się uczyć od protestantów, „bo Duch Św. uzupełnia w ten sposób“.
Tutaj o. Recław dokonuje kolejnego perfidnego zabiegu: niby odwołuje się do klasycznego pojęcia, ale je przekręca i zafałszowuje właściwą treść. Sobór Watykański II mówi w konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium“ (8), że tylko w Kościele katolickim jest „pełnia prawdy i środków zbawienia“. O. Recław widocznie do tego się odnosi, mówiąc o „pełni Ducha Świętego“. Jest to fałszywe już chociażby z tego powodu, że Ducha Świętego nie można podzielić na części, tym samym Duch Święty jest zawsze Pełnią, a udziela Swoich darów w różny sposób.
9. Nie używajmy określeń w systemie zero-jedynkowym, że to jest dobre a to jest złe, bo to jest śmieszne; tak nie jest, nie ma kogoś tylko dobrego i tylko złego.
Tutaj znowu miesza kwestię grzeszności członków Kościoła z prawdziwością wiary i Kościoła jako takiego. Dokładnie biorąc, o. Recław widocznie neguje świętość Kościoła, o której mówi nie tylko Sobór Watykański II lecz także wyznanie wiary. Tym samym o. Recław określa się jako apostata. Wobec tego faktu jako drugorzędne jawi się odrzucenie - pozorne, kłamliwe - logiki dwuwartościowej. Skoro wypowiada wezwanie „nie używajmy“, to tym samym zakłada różnicę przeciwieństwa między używaniem i nieużywaniem, tym samym właśnie logikę dwuwartościową, którą chciałby równocześnie odrzucić. Tak więc słowa o. Recława są jedynie perswazyjnym bełkotem - widocznie obliczonym na brak elementarnego trzeźwego myślenia u odbiorców - niezależnie od tego, czy on sobie zdaje z tego sprawę czy nie.
Zamiast podsumowania, które by musiało być proste i krótkie, przytoczę dwa fragmenty ze Ćwiczeń Duchowych założyciela zakonu jezuitów, św. Ignacego z Loyoli. Mówią one same za siebie, zwłaszcza w zestawieniu z powyższymi i innymi wypowiedziami o. Recława:
Święty Ignacy, módl się za nami!
Jak w świetle teologii katolickiej należy podchodzić do działalności Marcina Zielińskiego? (z post scriptum)
1. Aspekt podmiotowy dotyczy osoby, przez którą odbywa się domniemane działanie Duch Świętego, czyli
- jej zdrowie cielesne i psychiczne,
- zdolności, czyli naturalne sprawności, oraz
- stan moralny.
Chodzi o ocenę zarówno wiarygodności tej osoby, jak też prawdopodobieństwa posługiwania się nią przez Ducha Świętego.
2. Aspekt przedmiotowy dotyczy zarówno treści danego przesłania, jak też charakteru i rodzaju działania. Istotna jest tutaj reguła, że znaki - czyli cuda i proroctwa w sensie ścisłym, tzn. przepowiadanie przyszłości czy ujawnianie rzeczy ukrytych przed wiedzą ludzką i naturalnie dla niej niedostępnych - służą potwierdzeniu i uwiarygodnieniu przekazywanej treści. Ma to szczególne znaczenie w przypadku tzw. objawień prywatnych, które zwykle przekazują jakąś treść. Jednak także inne fenomeny nadzwyczajne są związane przynajmniej pośrednio z jakąś treścią, która ma znaczenie teologiczne (o tym w odniesieniu do działań tzw. charyzmatyków powiem poniżej). Tak więc:
- treść musi być zgodna z Bożym Objawieniem przekazanym w Tradycji i Piśmie św., oraz
- musi być skierowana na zbawienie dusz, czyli cel nadprzyrodzony.
W obydwu aspektach chodzi o badanie odnośnie nadprzyrodzonego, czyli boskiego pochodzenia danego fenomenu. Istotne jest tutaj, że chodzi o pochodzenie od Boga. Często pojęcie nadprzyrodzoności jest mylone z pojęciem nadczłowieczeństwa. Wówczas działanie szatańskie zaliczane jest do tak - fałszywie - rozumianej nadprzyrodzoności. W terminologii teologii katolickiej nadprzyrodzoność oznacza działanie właściwe wyłącznie Bogu, a żadnemu stworzeniu. Tym samym nie wszystkie działanie przekraczające zdolności człowieka jest nadprzyrodzone. Działanie demoniczne przewyższa zdolności ludzkie, ale nie jest nadprzyrodzone w znaczeniu teologicznym. Jest to istotne rozróżnienie.
Zastosujmy te kryteria (ich wykład można łatwo znaleźć w każdym tradycyjnym podręczniku teologii duchowości) do tego, co publicznie wiadomo czy można się dowiedzieć o Marcinie Zielińskim i jego działalności.
ad 1.
M. Zieliński człowiekiem inteligentnym, bez widocznych objawów schorzeń fizycznych, psychicznych czy zaburzeń emocjonalnych. Nie wiadomo nic o ewidentnych problemach natury moralnej. Według autoświadectwa czyta często Pismo św., modli się, przyjmuje Sakramenty św.
Został wychowany w rodzinie katolickiej. Już w młodym wieku, przed swoim "nawróceniem" we wieku 15 lat, był zainteresowany sprawami wiary, skoro bywał na spotkaniach charyzmatycznych w Łodzi u jezuitów. Miał też poparcie i bodźce rodziny w tym kierunku. Sam wyznaje, że robi obecnie to, o czym od dawna marzył. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że już w bardzo młodym wieku fascynowały go oglądane seanse charyzmatyczne. Wyznaje, że od dawna pragnął pomagać chorym w taki sposób. Podsumowując należy stwierdzić, że każdy ten element świadczy o osobistej zarówno skłonności jak też dążeniu do tego typu działalności, nawet za cenę pewnych wyrzeczeń. W tym znaczeniu są to czynniki naturalne, nie nadprzyrodzone w znaczeniu bezpośredniego działania Bożego.
Warto zwrócić uwagę na pewne szczegóły, które łatwo przeoczyć:
- Marcin nie porzucił nic ze swoich zwykłych ulubionych zajęć, marzeń i planów. Wprawdzie w momencie "nawrócenia" deklaruje oddanie swego życia Bogu, jednak przyznaje, że sprawy toczą się zgodnie z jego własnymi pragnieniami. Krótko: brak w tej działalności ewangelicznego porzucenia wszystkiego dla Jezusa Chrystusa. Jest owszem dyscyplina, chyba też swego rodzaju poświęcenie się tej - jak widać powyżej finansowo dość dochodowej - misji, jednak nie ma ewangelicznych cech pójścia za Jezusem Chrystusem, opisanych chociażby w Ośmiu Błogosławieństwach i przykładzie Apostołów (porzucenie wszystkiego dla Królestwa Bożego).
- W zalinkowanym wywiadzie (https://www.youtube.com/watch?v=sBcPOQt3ftw) warto zwrócić uwagę na cechy w mimice, która pojawiają się tylko w pewnych momentach: są to grymasy, gdy mówi o działaniu Boga i chwaleniu Boga. Są to bardzo krótkie momenty, które warto zobaczyć w zwolnieniu w połączeniu ze słowami. To są sygnały dość niepokojące.
- Zieliński przyznaje, że od wielu lat poddaje się profesjonalnej formacji zarówno biblijnej jak też duchowej, tzn. przez księży. Przyznaje też, że był przez nich zachęcany do swojej obecnej "posługi". Mimo tego nadzoru teologicznego i duchowego popełnił w wystąpieniu na stadionie w Warszawie w lecie 2017 r. (https://www.youtube.com/watch?v=TjDCTqyknYU) poważne i tchnące herezją, a nawet apostazją bluźnierstwo, porównując obecność Ducha Świętego w człowieku do obecności Syna Bożego w łonie Maryi Dziewicy. W tym szczególnie wyexponowanym wątku nazywa Matkę Bożą "prorockim obrazem" człowieka "napełnionego Duchem Świętym", gdyż taki człowiek "jest w ciąży z Bogiem". Po pierwsze bluźniercze jest określenie "obraz" w tym kontekście, gdyż obraz jedynie wskazuje na właściwą rzeczywistość. Jest to więc pośrednia negacja realności Bożego Macierzyństwa Maryi. Po drugie jest to pomieszanie cielesnej obecności Syna Bożego w łonie Maryi Dziewicy z czysto duchową obecnością Ducha Świętego w człowieku, która zależy od stanu łaski człowieka. Po trzecie jest to przynajmniej rozmycie, jeśli nie wręcz negacja istotnej różnicy między działaniem Ducha Świętego w Dziewicy Maryi, która była bez grzechu, a Jegoż działaniem w grzesznym człowieku. Tym samym jest to przynajmniej pośrednia negacja absolutnej wyjątkowości godności i posłannictwa Matki Bożej (w żadnej ze znanych mi wypowiedzi Marcin nie mówi o wyjątkowości Maryi).
Przeszliśmy tym samym do aspektu przedmiotowego.
ad 2.
Przedmiotem bezpośrednim działalności Zielińskiego jest "posługa uzdrawiania". Powołuje się on przy tym na posłanie Pana Jezusowe. Pomija jednak, że według słów Zbawiciela znaki mają jedynie towarzyszyć, a nie być główną treścią czy celem działalności uczniów. W posłannictwie Apostołów i Kościoła zasadnicze jest nauczanie czyli głoszenie prawdy objawionej. Znaki mają jedynie potwierdzać wiarygodność świadectwa o Jezusie Chrystusie. Odwrócenie tego związku jest zafałszowaniem Ewangelii.
Zieliński apeluje do doświadczenia jako relacji z Bogiem. Deklaruje to jako swój cel. Świadomie i programowo nie chce przekazywać treści, lecz chce "uzdrawiać". Oferuje swoją modlitwę za kogoś, a opowiada właściwie tylko o swoich "uzdrowieniach" (oprócz wątków autobiograficznych).
Zieliński wzywa do "modlitwy uwielbienia", powołując się na napomnienia jakiegoś kapłana. Rzeczywiście jest to ważne przypomnienie. Aczkolwiek warto przypomnieć, że tradycyjna liturgia katolicka jest zasadniczo i przede wszystkim uwielbieniem (w odróżnieniu of Novus Ordo, gdzie pouczenie i prośby są mocno wyexponowane).
Tak więc treść działalności Zielińskiego sprowadza się do "uzdrowień" i to w specyficznym sensie. Nie są to uzdrowienia w znaczeniu cudów uznawanych przez Kościół po rzetelnym, naukowym, medycznym i teologicznym zbadaniu. Są to tylko osobiste przeżycia odnośnie ustania objawów dolegliwości. Wiadomo, że w chorobach psychosomatycznych oddziaływanie duchowe i emocjonalne może mieć znaczny wpływ na samopoczucie. Nie ma to jednak nic wspólnego z cudami w znaczeniu teologicznym. By w sposób zasadny mówić o uzdrowieniach czyli cudach, konieczne byłoby zbadanie przynajmniej niektórych przypadków według kryteriów stosowanych przez Kościół czy to w Lourdes czy w procesach beatyfikacyj i kanonizacyj. Biskup miejsca jest zobowiązany powołać komisję kanoniczną, dokładniej dwie niezależne komisje, medyczną i teologiczną, które powinne w ramach swoich kompetencji badać i orzekać o domniemanych uzdrowieniach. O ile mi wiadomo, takowa komisja nie została powołana, także nie jest mi wiadome, by Zieliński czy ktoś z jego otoczenia o to zabiegał. Dlaczego więc pozwala się Zielińskiemu na taką działalność w ramach działalności Kościoła bez odpowiedniego zbadania tego, co on sam uznaje za cel i główne przesłanie swojej działalności?
Należy wziąć pod uwagę szerszą treść jego działalności, czyli jej szerszy kontext teologiczny. Jest nim nie tylko szeroko rozumiany tzw. ruch charyzmatyczny, lecz tegoż szczególna gałąź, tzw. ruch neopentekostalny związany z tzw. doświadczeniem z Toronto (Toronto blessing). Chodzi o fenomeny typu pogańskiego obrzędu Kundalini, który ma cechy wyraźnie demoniczne. Podczas spotkania prowadzonego przez Zielińskiego na stadionie (link powyżej) słychać chichot uczestników w ramach "modlitwy uwielbienia". Wygląda na to, że jest to zjawisko typowe dla spotkań przez niego prowadzonych. Głośny chichot w ramach modlitwy może mieć pochodzenie jedynie demoniczne.
Kontext szerszy zawiera także treść charakterystyczną dla całego charyzmatyzmu, czyli pentekostalizm w znaczeniu nie tylko zamazywania różnic między katolicyzmem a protestantyzmem, lecz wręcz przeświadczenie o wyższości protestantyzmu, od którego katolicy przecież przejęli "charyzmaty" względnie ich "przebudzenie", Jest tutaj zawarte mniemanie, jakoby
Podsumowując należy odpowiedzieć na pytanie: jak omówione tutaj po krótce cechy świadczą odnośnie pochodzenia działalności Marcina Zielińskiego?
Odpowiedź wypada jednoznacznie: brak jest znamion wskazujących na nadprzyrodzone czyli boskie działanie w tym, co robi Zieliński. Jego działalność można całkowicie wyjaśnić czynnikami naturalnymi jakimi są wychowanie w rodzinie, wpływ duszpasterzy oraz jego własne pragnienia i ambicje, które nie muszą być wprawdzie z gruntu złe, ale mogą być jedynie ludzkie.
Znajduje to jednoznaczne potwierdzenie w słowach samego Zielińskiego, gdy mówi o swojej książce jako podręczniku, który instruuje, w jaki sposób należy postępować dla osiągnięcia takich samych skutków. Jest to więc kwestia techniki czyli pewnych mechanizmów, a nie działania Ducha Świętego, które jest zawsze wolne i niezależne od naszych działań.
Co więcej: pewne znamiona wskazują dość wyraźnie na działanie demoniczne. Szatan jako duch doskonały może mieć i faktycznie ma wpływ na psychosomatyczną strukturę człowieka. W ten sposób można wyjaśnić owe "uzdrowienia".
Na demoniczny charakter wskazuje zwłaszcza szerszy kontext treściowy, typowy dla całego charyzmatyzmu.
Gwoli sprawiedliwości należy dodać, że Zieliński stara się uwzględniać zarówno pobożność maryjną jak też sakramenty święte. Pozostaje jednak pytanie, czy nie jest to jedynie kwestia strategii.
Jak więc wytłumaczyć fakt, że władze kościelne nie tylko pozwalają lecz częściowo nawet popierają działalność Marcina Zielińskiego na szeroką skalę. Czynników jest wiele, począwszy od szukania nowych dróg duszpasterskich aż do niestety częstego braku wiedzy teologicznej także wśród wyższego duchowieństwa. Dochodzi oczywiście sympatyczna aparycja i nadzwyczaj dobre wyszkolenie retoryczne.
Jaką postawę powinien zająć katolik w takiej sytuacji?
Po pierwsze zachować ostrożność i dystans, czyli nie dać się zwieść "cudom", które cudami nie są, bo albo nimi nie mogą być, albo nie zostały jako takie zbadane i zatwierdzone.
Po drugie ubiegać się u władz kościelnych o ustanowienie kanonicznej komisji do zbadania zarówno tych rzekomych uzdrowień, jak też nauk głoszonych przez Marcina Zielińskiego.
Po trzecie kształcić się teologicznie, czytając tradycyjne podręczniki duchowości katolickiej.
Po czwarte modlić się, zwłaszcza do Ducha Świętego i zwłaszcza tradycyjnymi modlitwami, które są zarówno treściowo jak też emocjonalnie autentyczne, głębokie i piękne. Wówczas będą także doświadczenia łaski Bożej, prawdziwe, owocne i trwałe.
Po piąte modlić się także za Marcina i jego fanów o prawdziwe światło Ducha Świętego. Należy docenić dobrą wolę i gorliwość w modlitwie. W połączeniu z prawdziwą wiarą, wiarą katolicką, możliwa jest prawdziwa odnowa duchowa nie tylko w Polsce lecz i na całym świecie.
Chodzi bowiem nie tyle o osobistą karierę czy ambicje Marcina Zielińskiego, lecz o wiarygodność Kościoła i wierność jego posłannictwu. Powiem wprost: skoro niezbadane, wątpliwe, a nawet ewidentnie fałszywe tzw. uzdrowienia w ramach działalności Zielińskiego są przedstawiane jako działanie Ducha Świętego czy Jezusa Chrystusa, to jest to perfidny atak nie tylko na wiarygodność Kościoła lecz także na prawdziwość Pisma św. oraz na mesjańską godność Jezusa Chrystusa, poświadczoną przez prawdziwe znaki i cuda opisane w Nowym Testamencie. Jest to prosta droga nie tylko do ośmieszenia Kościoła, lecz także do masowej apostazji tych, którzy wpierw naiwnie uwierzyli zarówno w te rzekome cuda, jak też Kościołowi, który pozwala na takie spektakle i tym samym ochrania swoim autorytetem. Oby jeszcze nie było za późno.
P. S. 1
Znamienne jest, że w reakcji na ten wpis otrzymałem setki wiadomości spamowych i to akurat po angielsku. Oto mały wycinek:
Świadczy to z pewnością o szerokich, zagranicznych powiązaniach tego człowieka.
-
Chociaż już od dłuższego czasu odpowiadam na tego typu pytania, to jednak widocznie nadal są niejasności i potrzeba dalszych wyjaśnień...
-
Dla tych P. T. Czytelników, którzy nie wiedzą, co oznacza skrót FSSPX, wyjaśniam, że po polsku oznacza on: Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X. Z...
-
Samo patrzenie na nagie ciało nie jest grzechem. Grzechem jest natomiast pożądanie w znaczeniu pragnienia zgrzeszenia, czyli popełnienia ...
-
Kwestia dotyczy wprost autonomii Kościoła, w odpowiednim sensie stosunków między Kościołem a państwem. W tej kwestii są dwie zasadnicze p...
-
Przy okazji aktualnej sprawy posła Grzegorza Brauna (więcej tutaj ) słusznie nasuwa się pytanie, czy katolikowi wolno uczestniczyć w świętow...
-
Dzięki wskazówce życzliwego czytelnika trafiłem na książkę z wypowiedzią bodaj najwybitniejszego polskiego dogmatyka katolickiego w okresi...
-
W związku z działalnością tzw. ruchu oporu (FSSPXR) w Polsce byłem pytany wielokrotnie o opinię. To grono zresztą widocznie pilnie śledzi bl...
-
30 listopada 2023 roku na stronie znanego watykanisty Marco Tosatti'ego została opublikowana deklaracja będąca pierwszą tego typu reakc...
-
Najpierw przypomnijmy fakty, czyli kontext historyczny tego pytania. Od około 10-u lat, po Motu proprio "Summorum Pontificum...
-
Zależy, jaka zmiana. Jako istotne dla ważności Konsekracji zostały przez papieży określone słowa: " Hoc est enim Corpus meum " ...