W potocznym języku i potocznej mentalności niemoralność jest kojarzona przede wszystkich ze sferą sexualności. Jest to poniekąd zrozumiałe, gdyż jest to sfera szczególnie delikatna, wrażliwa i równocześnie zagrożona, zwłaszcza obecnie, gdy forsuje się ataki na tę sferę na poziomie już naturalnym i zdroworozsądkowym. Zwykle zapomina się jednak o tym, że moralność względnie niemoralność jest dziedziną całościową, jest systemem, gdzie poszczególne dziedziny są powiązane i współzależne. Innymi słowy: nie można być moralnym względnie niemoralnym tylko w jednej dziedzinie. Grzech w jednej dziedzinie ma zawsze konsekwencje dla całości stanu moralnego człowieka i dla innych sfer tego stanu. A z drugiej strony: zdobywanie cnót - czyli sprawności w dobrem - w jednej dziedzinie zawsze ma dobroczynny wpływ na cała stan moralny człowieka i społeczności, także w innych sferach obyczajowych. Jednym z korzeni upadku moralnego w krajach niegdyś chrześcijańskich jest zapaść, a właściwie programowe i systemowe zafałszowanie teologii i to począwszy od katedr uniwersyteckich, seminaryjnych, poprzez kaznodziejstwo aż po szkolne lekcje religii. Jest dość oczywiste, że to zafałszowanie było zaplanowane i jest nadal wręcz brutalnie forsowane, i to obecnie z najwyższych szczebli hierarchii kościelnej, czego dowodem jest "synod o synodalności", mający być właściwie listkiem figowym dla perfidnego narzucenia całemu Kościołowi pomysłów dość wąskiej bandy rewolucjonistów, pałających już nawet nie bardzo skrywaną nienawiścią do wszystkiego, co rdzennie katolickie, począwszy od "katolickiego Boga", poprzez Najświętszą Ofiarę i Najświętszy Sakrament, któremu odmawia należnej czci choćby zewnętrznej, aż do dziedziny moralności, zwłaszcza tej szczególnie bliskiej i ważnej dla choćby biologicznego trwania i rozwoju narodów i całej ludzkości, czyli małżeństwa i rodziny.
Tak więc znajdujemy się pośród walki, która się toczy nie tylko między Kościołem a możnymi tego świata, lecz także wewnątrz struktur Kościoła. Jak w każdej walce, istotne jest rozbrojenie czy przynajmniej osłabienie przeciwnika. Jako że ta walka jest duchowa, także rozbrojenie czy przynajmniej osłabienie waleczności odbywa się na płaszczyźnie głównie duchowej. Jak wskazuje łacińskie słowo na określenie cnoty - virtus - zbroją są właśnie cnoty. Szczególne powinowactwo do walki ma cnota męstwa, na co również wskazuje jej łacińskie określenie - fortitudo, czyli słowo przywołujące moc i siłę. Ciekawe jest, że polskie określenie tej cnoty - jednej z czterech kardynalnych zestawionych przez Platona - nawiązuje nie do łacińskiej nazwy, lecz do greckiej - ἀνδρεία, od ἀνήρ ἀνδρός czyli mężczyzna. Nie przypadkowo mamy faktycznie do czynienia z wielorakim zniewieścieniem zarówno w Kościele, jak też w mentalności i kulturze, i to forsowanym przez czynniki socjotechniczne i kulturotwórcze. Obliczami tego najwidoczniej programowego procesu są zarówno feminizm i tzw. emancypacja, jak też - co idzie w parze - genderyzm i zwalczanie zdrowej męskości.
Widzimy to zarówno w Kościele jak i w polityce. Brak jest wyważonej, klarownej i odważnej stanowczości. Za to jest przerost wrażeń, emocyj, układów na potrzebę chwili, dla takich czy innych doraźnych potrzeb, interesów czy sympatij, a zwłaszcza w uleganiu modom, trendom, nierzadko wręcz absurdalnej perswazji. W skrócie: brakuje męstwa. I w takiej wypaczonej mentalności, w takich duchu wychowywane jest młode pokolenie. Słynne, pseudopobożne hasło "nie osądzaj!", czyli "nie miej jasnego zdania!", "nie odróżniaj dobra od zła, prawdy od fałszu!" jest tutaj tylko jednym z przejawów zwalczania naturalnego, zdrowego odruchu stosowania logiki dwuwartościowej na codzień. Zamiast uczenia subtelności myślenia, która uzbraja w zdolność ostrzejszego odróżniania prawdy od fałszu, dobra od zła, wpaja się młodzieży obojętność, właściwie znieczulenie i zniechęcenie do obiektywnych kryteriów, graniczące wręcz z obrzydzeniem do nich, a równocześnie wzmocnienie i stawianie na piedestale wartości swoich subiektywnych upodobań, zachcianek, miłej atmosfery i wszelakich przyjemności, głównie zmysłowych. Efekty są już teraz katastrofalne. Prawda i obiektywne dobro są poczytywane jako mniej ważne niż dobre samopoczucie, zarówno indywidualne jak też zbiorowe. Bycie miłym i nienarażanie się - oczywiście w granicach własnego komfortu czy interesu - jest ważniejsze niż powiedzenie prawdy i opowiedzenie się za prawdą, nawet jeśli tego wymaga stanięcie w obronie skrzywdzonych. W ostatnich dziesięcioleciach rozwinęła się wręcz "kultura" chronienia bandytów. To nie oni muszą się obawiać kary za swoje czyny czy przynajmniej społecznego potępienia czy choćby dezaprobaty, lecz ci, którzy domagają się dla nich sprawiedliwości, bo przecież teraz żyjemy quasi w paradygmacie "prawa do miłosierdzia", czyli bezkarności dla złoczyńców. Ten, kto domaga się sprawiedliwości, uważany jest za kogoś nie z tego świata. Zarówno w Kościele jak i w państwie u steru władzy - w każdej dziedzinie, od ustawodawczej, poprzez wykonawczą aż do sądowniczej - dominują ludzie o takiej mentalności, przy czym myślenie grubokreskowe w kwestii rozliczenia za zbrodnie komunizmu i też za zbrodnie popełnione w III RP dość naturalnie współbrzmi, współgra i współpracuje z herezją miłosierdzizmu wpajaną katolikom odgórnie, oczywiście bazując na instynktownej potrzebie taniego czy wręcz darmowego miłosierdzia dla siebie nawet za cenę niesprawiedliwości czy wręcz okrucieństwa dla innych. Nie przypadkowo herezja - czyli grzech przeciw prawdziwej wierze - powiązana jest tutaj z pogardą dla sprawiedliwości i też dla cnoty męstwa, która ma szczególne znaczenie dla obrony prawdy i prawa Bożego.
Według św. Tomasza męstwo jest tą cnotą kardynalną, która tak wzmacnia pragnienie i wolę dobra, że człowiek trwa w nich nawet za cenę poważnych niebezpieczeństw dla życia doczesnego czy dóbr doczesnych. Do tych dóbr zaliczają się także komfort emocjonalny, uznanie społeczne, doraźna popularność itp.
Dlaczego męstwo jest obecnie tak ważne? Ano dlatego, że zarówno w Kościele jak też w społeczeństwie w mniejszości są ci, którzy trzeźwo myślą i chcą szczerze działać dobro. U nich największą przeszkodą jest właśnie brak męstwa. Nie przypadkowo przeciwnikom właśnie na tym braku szczególnie zależy.
Święty Tomasz mówi, że nadprzyrodzona cnota męstwa zawsze wiąże się z darem męstwa danym przez Ducha Świętego (STh II II q. 136, a. 4 ad 2). Ten dar wyposaża w odwagę stawiania czoła niebezpieczeństwom, nawet grożącym śmiercią fizyczną. Łączy się więc naturalnie z owocami działania Ducha Świętego jakimi są zwłaszcza cierpliwość, czyli znoszenie przeciwności, cierpienia i bólu, oraz wielkoduszność, która jest ofiarowaniem się dla dobra i celu wyższego niż życie doczesne.
Według katolickiej teologii moralnej, w szczególności według nauki o cnotach, męstwo jest zachowaniem się od skrajności, którymi są z jednej strony bojaźliwość i tchórzostwo, a z drugiej zuchwałość. Dlatego właśnie najwyższym aktem męstwa jest męczeństwo w znaczeniu chrześcijańskim, czyli martyrium - dawanie świadectwa aż do przelania krwi, czyli oddania życia doczesnego (więcej tutaj).
Jak w przypadku innych cnót kardynalnych, św. Tomasz odróżnia składowe (partes) cnoty męstwa. Już św. Augustyn, idąc za Cyceronem do tych części zalicza wielkoduszność, dobroczynność, cierpliwość i wytrwałość.
Wielkoduszność (magnanimitas) skłania ku czynieniu rzeczy wielkich w prawdziwym znaczeniu, w znaczeniu duchowym. Nie są to dobra doczesne, zaszczyty czy przyjemności zmysłowe, lecz to, co jest wielkie w oczach Bożych, czyli rzeczy wieczne jak chwała Boża i zbawienie dusz. Oczywiście środkiem dla tych celów mogą być także dobra doczesne, ale nie same w sobie. Człowiek wielkoduszny
- ma upodobanie w ofiarności
- wobec przeciwności jak w też pomyślności zachowuje równowagę ducha
- chętnie udziela innym pomocy, nie oczekując za to wzajemności
- nie schlebia nikomu i nie ulega kosztem prawdy i norm moralnych
- nie dąży do zaszczytów
- otwarcie wypowiada słowa zdanie, gdy to jest konieczne, tzn. nie boi się względów ludzkich i usiłuje się im przypodobać
- nie przejmuje się krzywdami, który mu zostały wyrządzone
- w swoim zachowaniu i gestach jest opanowany, gdyż działa z namysłem
Do tych cech Arystoteles dodaje, że człowiek wielkoduszny - i zarazem mężny - często używa ironii, przez co rozumie nie wyśmiewanie czy wyszydzanie, lecz stwarzanie wrażenia swojej niższości. Chodzi o to, że taki człowiek nie wystawia na pokaz swojej wielkoduszności, lecz raczej stara się ją ukrywać.
Hojność (magnificentia) jest realizacją wielkoduszności w dziełach zewnętrznych jak np. budowanie świątyń, klasztorów, pobożne fundacje itp. Człowiek dobroczynny nie szuka swojego dobra, lecz dobra ogólnego. To dążenie jest zarówno afektywne, czyli uczuciowe, jak też efektywne, czyli w czynach. Cechuje ono godność królewską właściwą naturze ludzkiej, czyli każdemu człowiekowi w dziedzinie, jaką dysponuje, począwszy od własnej izby, domu, rodziny, aż po władanie w społeczności, państwie czy Kościele. Dlatego właśnie korupcja, prywata, partyjniactwo, kumoterstwo itp. są przejawami nie tylko patologii społecznej, lecz niedojrzałości osobowej i skarłowacenia moralnego.
Cierpliwość (patientia) jest takim znoszeniem aktualnego zła, że to zło nie zaburza harmonii duchowej i psychicznej. Innymi słowy: cierpliwość sprawia, że doznawane zło nie paraliżuje i nie szkodzi życiu duchowemu, lecz mu raczej służy. Tak św. Cyprian (De bono patientiae, 14, PL 4, 655) mówi, że cierpliwość nie tylko chroni dobro, lecz odpędza przeciwności, gdyż walka wzmacnia siły duchowe. W nauczaniu Ojców Kościoła (św. Augustyn, Liber de patientia, św. Grzegorz Wielki, In Evangelium l 2., hom. 35) stopniami cierpliwości są:
1. znosić przykrości bez szemrania
2. bez narzekania i skarżenia się u innych osób
3. z radością tak jak Apostołowie, którzy chlubili się, gdy mogli cierpieć za Chrystusa.
Cierpliwość zdobywa się przez rozważanie
- cierpliwości Boga, który znosi nas grzeszników
- cierpliwości Chrystusa Pana w Jego życiu, męce i śmierci
- cierpliwości świętych Pańskich
- owoców cierpliwości w życiu doczesnym i wiecznym, jak pokutę za popełnione grzechy oraz nagrodę w niebie
- złych skutków niecierpliwości, jak utrata zasług cierpliwości, jak sprowadzenie jeszcze większego zła niż zło, które jest okazją do cierpliwości
- doświadczenia, że niecierpliwość zwykle prowadzi do wielu grzechów, zwłaszcza przeciw miłości.
Wytrwałość (perseverantia) jest nawykiem trwania w działaniu cnotliwym wskazanym przez prawy rozum (recta ratio), bez zważania na uciążliwości.
Jakie są wady przeciwne cnocie męstwa?
- Bojaźliwość, która jest nieuporządkowany lękiem przed utratą dóbr doczesnych i z powodu niebezpieczeństw życia. Jest przesadna bojaźń i brak odwagi. Może się to wiązać z tchórzostwem, lenistwem i gnuśnością. Skrajne tchórzostwo prowadzi do popełnienia samobójstwa.
- Zuchwałość czy to na pogardzaniu życiem, czy też na przecenianiu swoich sił w podchodzeniu do niebezpieczeństw. Może się też wiązać z brakiem miłości do samego siebie. W pojedynku na śmierć i życie zwykle bojaźliwość łączy się z zuchwałością.
Dodać należy wady przeciwne cnotom powiązanym z męstwem.
Istnieje także zuchwałość przeciwna wielkoduszności. Polega ona na przecenianiu własnych sił. Przykładem jest chociażby Szymon Piotr, który wpierw deklarował gotowość nawet ofiarowania życia za Chrystusa (Łk 22,33), a potem przestraszył się służącej podejrzewającej o związek z Mistrzem. W taki sposób grzeszą także ci, którzy bez wystarczających zdolności podejmują urzędy publiczne czy kościelne.
Niezdrowa ambicja jest grzeszna jako przesada w wielkoduszności, gdy ktoś w sposób nieuporządkowany dąży do stanowiska czy statusu publicznego czy kościelnego. Nieuporządkowanie polega na szukaniu pozycji społecznej nie dla służenia Bogu i bliźnim, lecz dla własnych celów, choć może pozornie dobrych.
Próżność jest nieuporządkowanym szukaniem własnej chwały. Ta chwała może być różnoraka, czy to z powodu czegoś ulotnego czy błahego, jak uroda, czy wobec kogoś, kogo osąd nie powinien być miarodajny (uznanie u idiotów), czy też przez brak związku własnej chwały z szukaniem chwały Bożej i zbawienia dusz.
Małoduszność polega na zaniechaniu podjęcia czegoś rzekomo zbyt trudnego, podczas gdy w rzeczywistości dysponuje się wystarczającymi siłami i zdolnościami do zdziałania tego. Może to wynikać z zawinionej nieznajomości własnych siły i zdolności. Przykładem jest tutaj gnuśny sługa, który zakopał talent otrzymany od swego pana. Małoduszność może prowadzić do grzechów ciężkich, gdy np. rodzice zaniechają pouczania upominania swoich dzieci pod pretextem braku szans na skuteczność, czy też gdy ktoś zaprzestaje walki z pokusami z wytłumaczeniem, że ich przezwyciężenie przekracza jego siły.
Do wad przeciwnych hojności należą: umiłowanie w zbytku (czyli w zbędnym luksusie) oraz skąpstwo. Ich wspólną cechą są egoizm oraz brak roztropności. Wbrew obiegowej mentalności, tego typu postawy i zachowania właściwe ludziom zamożniejszym (choć nie tylko), nie są moralnie neutralne, lecz mogą być - i przeważnie są - także grzechem ciężkim, jeśli są przejawem braku właściwiej miłości własnej i bliźniego, czy przynajmniej poważnego nieuporządkowania w stosunku do dóbr doczesnych.
Cnocie cierpliwości sprzeciwiają dwie wady: niewrażliwość, która oznacza, że kogoś nie porusza cierpienie czy to swoje czy bliźnich, oraz niecierpliwość, czyli nadwrażliwość w tym sensie, że odczuwanie cierpienia powoduje odstępowanie od dobra. Człowiek niecierpliwy okazuje na zewnątrz swą wadę przez szemranie, lamentowanie i zagniewanie. Może to być nawet grzech ciężki, jeśli uderza w inne cnoty, jak np. miłość bliźniego.
Do cnoty wytrwałości przeciwne są także dwie skrajne wady: niestałość (inconstantia, zwana też mollities, czyli miękkość), gdy ktoś wobec przeciwności lub przeszkód zaprzestaje dobra, które dyktuje prawy rozum, oraz upartość (pertinacia), która jest skłonnością do trwania w czymś wbrew osądowi prawego rozumu, jak np. w fałszywej religii, w złym towarzystwie itp. Także te wady mogą być grzechem ciężkim, jeśli powodują zaniedbanie czy zaniechanie ważnej powinności czy cnoty.
Jak widać, brak cnoty męstwa jest wieloraki i niestety powszechny, także w sposób, którego sobie zwykle nie uświadamiamy. Równocześnie z tej krótkiej prezentacji wynika, że każdy może i powinien się starać o zdobywanie tej cnoty.
Jak to czynić? Przez nawrócenie i to stałe, permanentne. Zaś nawrócenie zaczyna się od zmiany wewnętrznej, zmiany w umyśle, przemiany w myśleniu w sensie całościowym, czyli w poznaniu prawdy i odrzuceniu błędu i fałszu oraz w ukierunkowaniu uczuć i woli ku prawdziwym wartościom poznanym przez prawy rozum.
Temu służy rachunek sumienia, lektura duchowa w zdrowym, katolickim duchu, oraz każde inne dobre ćwiczenia duchowne. Temu służą szczególne dni i okresy w roku kościelnym jak Adwent, Wielki Post, kwartalne dni pokutne i każdy piątek. Zaniechanie i zaniedbanie tych praktyk - niestety narzucone odgórnie przez tzw. reformy soborowe - jest główną przyczyną zapaści moralnej krajów niegdyś katolickich. Zaś odnowa moralna może i powinna się zacząć od tych praktyk, które każdy katolik może i powinien podjąć w swoich zakresie. Od tego zaczyna się prawdziwa odnowa Kościoła.