Pytanie zawiera nietrafne sugestie i pomieszanie spraw. Oczywiście nie ma obowiązku wydania kogoś na niechybną śmierć. Ale też nie może być obowiązku skłamania dla ratowania komuś życia. Co więcej, ochrona życia - czy to swojego czy cudzego - nie usprawiedliwia skłamania czyli fałszywego świadectwa. Może być natomiast powodem wypowiedzi wieloznacznej. Tak uczy niezmienna katolicka teologia moralna. Niestety od pewnego czasu wkradł się do poglądów katolików, także duchownych i teologów, pogląd przeciwny, zresztą promowany i nagradzany przez tzw. opinię publiczną, nakręcaną przez środki masowego przekazu, zwłaszcza w związku z tzw. holocaustem i ratowaniem życia w extremalnej sytuacji wojny. O ile wchodzi w grę ratowanie przez kłamstwo, o tyle z gruntu fałszywe i niekatolickie jest określenie "sprawiedliwy wśród narodów świata", gdyż popełnianie fałszywego świadectwa jest niezgodne z etyką chrześcijańską, a jest usprawiedliwiane na gruncie etyki żydowskiej (talmudycznej) i kuranicznej (taqqiya).
Temat już był poruszany kilkakrotnie. Polecam poprzednie wpisy w temacie zarówno VIII przykazania jak też covid'a (por. tutaj i tutaj).
Wygląda na to, że fałszywy pogląd jezuity o. Ślipko, jakoby wolno było kłamać w słusznej sprawie np. ratowania czyjegoś życia, poważnie zatruwa myślenie nawet katolików.
Jak już wyłożyłem poprzednio, według nauczania Kościoła moralnie niedopuszczalne jest wszelkie kłamstwo, czyli każde świadome i celowe powiedzenie nieprawdy, czyli czegoś sprzecznego z posiadaną wiedzą. Moralnie dopuszczalna jest jedynie wypowiedź wieloznaczna (tzw. restrictio late mentalis), nawet jeśli dopuszcza wprowadzenie w błąd kogoś, kto nie ma prawa dowiedzieć się prawdy, a chce ją zdobyć w celu niegodziwym czyli niedopuszczalnym moralnie.
Ta sama zasada dotyczy zarówno np. ukrywania żydów czy wystawiania im fałszywych metryk chrztu, jak też tzw. paszportów covidowych: poświadczenie nieprawdy jest grzechem. Słuszny cel ratowania życia czy zdrowia jedynie pomniejsza winę, ale nie czyni kłamstwa czymś moralnym, dobrym czy choćby neutralnym.
Argument o. Ślipko, że hitlerowiec nie ma prawa dowiedzieć się prawdy o przebywaniu żydów, można łatwo obalić, gdyż z braku prawa do prawdy nie wynika prawo do bycia okłamywanym i tym samym do kłamania. Brak prawa do dowiedzenia się prawdy oznacza tylko, że dana osoba nie powinna się dowiedzieć prawdy, a nie że powinna zostać okłamana czy że wolno ją okłamać. Wolno jedynie wprowadzić ją w błąd przez wypowiedź wieloznaczną.
Oczywiście wierność także ósmemu przykazaniu może wymagać heroizmu, jednak jest moralnym obowiązkiem katolika. Życie doczesne czy dobra materialne nie są dobrami absolutnymi i nie wolno poświęcać zasad moralnych w imię ratowania dóbr doczesnych.
Porównanie do kwestii szabatu jest tutaj nietrafne, gdyż sprawa odnosiła się do faryzejskiej interpretacji drugiego przykazania, nie do samego przykazania. Uczniowie Pana Jezusa, zrywając kłosy dla zaspokojenia głodu sprzeniewierzyli się jedynie ówczesnej żydowskiej interpretacji przykazania, nie samem przykazaniu. Ponadto Pan Jezus powiedział o sobie, że jest Panem szabatu, czyli to On daje właściwe znaczenie przykazania i tym samym wyznacza granice grzechu.
Mam pytanie. Czy wyjściem z sytuacji z tym hitlerowcem i Żydami może być odpowiedzenie mu: "Żadnego podludzia tu nie ukrywam."? Pytam się, bo obiektywnie to zdanie jest prawdziwe - Żyd mimo różnic wyznaniowych i pochodzenia jest nam równy pod względem godności ludzkiej i jest człowiekiem, więc osoba go ukrywająca go nie ukrywa. Czy można więc owo wyjście z tej sytuacji uznać za restrykcję moralną czy coś w tym stylu?
OdpowiedzUsuńMożna.
UsuńObiektywnie faktycznie żadnego "podludzia" nie ukrywałbyś. Tylko kwestia tego, że dla gestapowca każdy Żyd to "podludź" - w jego mniemaniu. Pytanie czy miałbyś intencję oszukania odbiorcy.
UsuńAkurat w przypadku tego zagadnienia (szczepionek) słuszność sprawy nie jest wcale oczywista i zarówno po jednej jak i po drugiej stronie istnieje duże grono głęboko przeświadczonych o swojej nieomylności. Słuszność teorii zostanie dopiero zweryfikowana za kilka lat, kto w tej sytuacji miał rację. Z powodu tak dużej niepewności osobiści uważam, że nie ma nawet podstaw do rozważania oszustwa w stosunku do słusznej sprawy.
OdpowiedzUsuńNieprawda. Prawdą jest, że chodzi o preparat przynamniej experymentalny, o ile nie wręcz śmiercionośny, na co wskazują fakty.
UsuńDokładnie tak, jest eksperymentalny, co wynika z samego jego opisu urzędowego (w trakcie III fazy badań, dopuszczony warunkowo, etc.). Natomiast faktem jest, że nie wszystkie zarzuty pod adresem tego czegoś są jednakowo poważne/dobrze udokumentowane i część może się nie potwierdzić/już się nie potwierdziła. Część może być nawet celowo "fabrykowana" przez zastępy służące stronie "pro" - po to by skompromitować "foliarzy". Tak się często robi, w wielu sprawach.
UsuńPrzecież producenci sami podają, że ich własne preparaty są w fazie badań klinicznych. Zgodnie zaś z ustawą Prawo farmaceutyczne, preparat będący w fazie badań klinicznych jest właśnie niczym innym jak eskperymentem.
UsuńOwe badania "astry" są przewidziane do końca maja, a reszty do końca grudnia (nie pamiętam czy tego roku czy 2023).
Jak ma się ten absolutyzm moralny względem prowokacji? Jak ba przykład ostatnia sprawa podania się w mailu za 14latkę, aby udowodnić, że biznes aborcyjny udostępnia środki poronne dzieciom (czy wcześniejsza sprawa udostępniania blokerów hormonów dzieciom, które uważają, że są transpłciowe).
OdpowiedzUsuńDoszliśmy ze znajomymi, że generalnie jest to zadanie dla służb państwowych, choćby ze względu na niedopuszczalność prowokacji obywatelskiej.
Tu jednak powraca dawne w katonecie pytanie czy katolik może pracować dla służb, w których kłamstwo jak prowokacja byłyby narzędziem pracy?
Jeśli może to czy katolik może dopuścić się takiej prowokacji jeśli służby państwowe ignorują problem?
Dziękuję za odpowiedź.
Szczęść Boże.
Słuszne pytanie. Tzw. mylenie przeciwnika i szpiegowanie pod fałszywą tożsamością należy do strategii wojennej, także w znaczeniu stałej ochrony niewinnych i słabszych. Także tutaj jest dopuszczalne stosowanie restrictio mentalis, czyli wprowadzenie przeciwnika w błąd. Przybranie fałszywej tożsamości można tutaj podciągnąć, podobnie jak stwarzanie pozorów, że w domu nie są ukrywani żydzi. Tutaj nie jest konieczne kłamstwo.
UsuńOczywiście problem jest tego rodzaju, że służby państwowe zwykle nie przestrzegają zasad etyki katolickiej w tej kwestii i raczej wymagają kłamania. Na to katolik nie powinien się godzić.
Jak fałszywą tożsamość podciągnąć pod restrictio metalis? Posiadanie fałszywego dokumentu z nieprawdziwymi danymi i przedstawianie się jako James bond raczej trudno zastrzeżeniem domyślnym. Pewnie chodzi tu o to, ze jest stan wojny i każda ze stron spodziewa się ze mogą funkcjonować szpiedzy, tak?
UsuńNo dobra, ale co wtedy gdy złapią takiego szpiega i torturują podczas przesłuchania, a ten sprzedaje im fałszywe informacje? Gdzie jest granica sztuki wojennej?
Tożsamość publiczna jest czymś umownym, czyli nieistotnym i tym samym zamiennym. W przeciwieństwie np. do płci. Jeśli mężczyzna mówi, jest kobietą, to albo cierpi na poważne zaburzenie, albo kłamie. Jeśli natomiast mówi, że nazywa się James Bond, to ma do tego prawo, gdyż przynajmniej teoretycznie może sobie przybrać takie imię. Powiedzenie "nazywam się James Bond" jest czymś innym niż powiedzenie "od urodzenia mam w dokumentach tożsamości napisane James Bond".
UsuńKłamanie podczas przesłuchania niewiele daje, ponieważ tak zdobyte informacje są sprawdzane.
1. No tak, ale jeśli taki szpieg posługuje się fałszywym dowodem osobistym gdzie piszę, że na imię ma James, a na nazwisko Bond, to czy to nie jest przekroczenie granicy?
Usuń2. To czy takie informacje są sprawdzane to inne sprawa. Pytanie dotyczy tego czy jest to kłamanie czy jeszcze restrictio mentalis?
1. Nie jest. Dowód osobisty to obecnie kawałek plastiku na użytek państwa itp. Państwo nie ma prawa określać tożsamości, jeśli stanowi to przeszkodę dla wyższych dóbr.
Usuń2. Zależy. Tożsamość można sobie nadać, państwo nie ma absolutnego prawa nadawania i kontrolowania tożsamości, aczkolwiek ma takie prawo, jeśli chodzi o dobro wspólne i tym samym dobro jednostki.
W jakich dokumentach Kościoła i gdzie jest napisane że kłamstwo jest zawsze niedopuszczalne?
OdpowiedzUsuńJest dekret Św. Oficjum podany tutaj:
Usuńhttps://teologkatolicki.blogspot.com/search/label/przykazanie%20%C3%B3sme
Szczęść Boże
OdpowiedzUsuńJak wyglada nauczanie KK w świetle prowadzenia negocjacji na gruncie biznesowym. W takich formować byłeś który de facto jest kłamstwem jest „standardem” funkcjonowani. To samo dotyczy działań marketingowych.
"Co więcej, ochrona życia - czy to swojego czy cudzego - nie usprawiedliwia skłamania czyli fałszywego świadectwa. Może być natomiast powodem wypowiedzi wieloznacznej. Tak uczy niezmienna katolicka teologia moralna".
OdpowiedzUsuńA czy tradycyjna katolicka teologia moralna nie uczy przypadkiem, że grzech śmiertelny, aby mógł zaistnieć, to MUSZĄ być spełnione ŁĄCZNIE 3 warunki, tj.:
- świadomość czynu
- DOBROWOLNOŚĆ czynu
- materia czynu?
Przecież tego typu naciski jak wizyta gestapowca pod drzwiami mieszkania lub "konieczność" przyjęcia wiadomego preparatu WYŁĄCZA aspekt DOBROWOLNOŚCI, co sprawia, że czyn ten NIE JEST GRZECHEM ŚMIERTELNYM, czyż tak? Oj, chyba tak.
Nie wiem, z kim Anonimowy tutaj polemizuje. Nie widzę, by ktoś tu twierdził, że okłamanie gestapowca szukającego żydów jest grzechem ciężkim. Pewne i istotne jest natomiast, że jest grzechem, wystarczy że lekkim i tym samym czynem niegodnym naśladowania, a nie chwalebnym bohaterskim wyczynem, jak to się - zgodnie z etyką talmudyczną - przedstawia.
UsuńKsiądz Ślipko nie twierdził, że kłamstwo jest czasami dopuszczalne. Po prostu uważał, że w samą definicję kłamstwa należy wpleść zastrzeżenie, że jest ono przekazaniem nieprawdy komuś, kto ma prawo prawdę znać. Zresztą, dlaczego Panu Bogu miałoby przeszkadzać proste stwierdzenie "nie ma tu żadnych Żydów", a jednocześnie, jak ksiądz twierdzi, tenże Bóg nie ma nic przeciwko dziwacznym wykrętom w rodzaju "nie ma tu żadnych podludzi", "czy podważa pan moją lojalność, herr Sturmbanfuhrer???", "jeżeli pytacie mnie o nazwisko, to spójrzcie do dokumentów" (a dokumenty są np. fałszywe, bo wykonujemy tajną misję) itd.? Wygląda to tak, jakby prezentowana tu przez księdza teoria kłamstwa nadawała jakieś magiczne znaczenie samym słowom: oto można kogoś - i to świadomie, z premedytacją, z takim właśnie zamierzeniem - wprowadzić w błąd przez udawanie głupiego, używanie niejasnych sformułowań i mydlenie oczu, a nie wolno zrobić tego samego poprzez proste zaprzeczenie faktom. W tym sensie teoria ks. Ślipko jest znacznie bardziej sensowna. Drugim sensownym rozwiązaniem byłoby przyjęcie, że WSZELKIE przekazywanie nieprawdy - pośrednie, bezpośrednie, zawikłane, klarowne, przez słowa, przez gesty, przez przebrania, pseudonimy, niedopowiedzenia, stwarzanie wrażenia itd. - jest zakazane. Praktyczne skutki tego byłyby jednak absurdalne: Aleksander Głowacki byłby kłamcą, bo kazał wierzyć publice, że jego książki pisze jakiś "Bolesław Prus".
OdpowiedzUsuńJa nie mam swojej definicji kłamstwa. Posługuję się powszechnie przyjętą definicją: świadome powiedzenie czegoś niezgodnego z posiadaną wiedzą.
UsuńTo x. Ślipko próbował wprowadzić swoją definicję, zresztą bliźniaczo podobną do talmudycznej, według której prawda zależy nie od stanu rzeczy, lecz od tego, komu się coś mówi. To jest właśnie krętactwo.
Zachęcam do zapoznania się z tym, co tradycyjna teologia katolicka mówi ws. restrictio mentalis. I też do czytania moich wpisów i komentarzy ze zrozumieniem.
Można zadać jeszcze inne pytanie: dlaczego w kwestii kłamstwa nie mielibyśmy przyjąć takiej samej zasady jak w kwestii morderstwa lub kradzieży - czyli że NIE KAŻDE powzięcie cudzej własności bez zgody / wiedzy jest kradzieżą, nie każde pozbawienie życia jest morderstwem itd. O to właśnie chodziło ks. Ślipko - o wbudowanie "mechanizmu zabezpieczającego" w samą istotę sprawy.
UsuńJest wiele powodów.
UsuńPo pierwsze, dobra materialne i życie biologiczne nie są wartościami absolutnymi, tym samym ich posiadanie nie jest bezwzględne. Natomiast prawda jest wartością duchową, niezmienną i w tym sensie wieczną, że faktów raz dokonanych nic nie może zmienić, nawet przemijanie doczesności. Wprawdzie nie ma absolutnego prawa do znajomości prawdy w tym sensie, że nie należy tej prawdy udzielić, jeśli jej znajomość może prowadzić do zła. Z tego jednak w żaden sposób nie wynika prawo do nieprawdy czyli kłamstwa, tym bardziej obowiązek kłamania.
Dlatego właśnie Kościół tak właśnie nauczał: kłamstwo nigdy nie jest dozwolone moralnie, choć nie każdy ma prawo znać prawdę. To jest właśnie zasada restrictio mentalis.
Po trzecie, z naturą duchową prawdy wiąże się szczególny związek z samym Bogiem, który jest prawdą absolutną. Dlatego każde powiedzenie nieprawdy, choć w dobrych intencjach, oddala od Boga, zwłaszcza gdy chodzi o ochronę dóbr doczesnych, w tym także życia biologicznego, które nie jest wartością absolutną. Tak więc poświęcanie wartości wyższej, czyli duchowej jak prawda, dla wartości niższej jaką jest życie biologiczne, sprzeniewierza się hierarchii wartości i tym samym samemu Bogu.
Natomiast zarówno w kwestii dopuszczalności zabijania jak też zagarnięcia cudzego mienia chodzi o wartości wyższe, zwłaszcza o sprawiedliwość. Oczywiście w kwestii okłamania potencjalnego złoczyńcy także chodzi o sprawiedliwość, czyli ochronę przed złoczyńcą. Jednak tutaj ochrona nie jest w tym znaczeniu konieczna, że nie ma pewności, czy złoczyńca wykorzysta prawdę do złego czynu. Nawet wysokie prawdopodobieństwo nie jest w stanie zrównoważyć zła kłamstwa, gdyż ono jest ze swej natury duchowe.
W temacie krętactwa sugestia na nowy wpis: jak konkretnie należy podchodzić do tzw. poprawności politycznej, z jej nowomową, kwotami rasowymi i płciowymi, próbami przepisania historii?
OdpowiedzUsuńNie rozumiem pytania w kontekście niniejszego tematu.
UsuńSamo określenie "poprawność polityczna" jest fałszywe. I debilne jest jego ironiczne używanie, ponieważ jego składniki, czyli poprawność jak też polityczność, mają sens i to pozytywny.
1. To po prostu sugestia na nowy wpis.
Usuń2. A jak ten fenomen nazwać?
Myślę, że jezuita o. Ślipko nie miał istotnego wpływu na zachowania katolików w kwestii kłamstwa:) Po prostu normalny człowiek nie zastanawia się nad takimi subtelnościami, szczególnie w sytuacjach prawdziwego zagrożenia życia. Przykład z ukrywaniem Żydów jest oczywiście bardzo szlachetny, ale są przykłady bardziej prozaiczne. W czasie wojny chłop na wsi nie mógł zabić świni, świniobicie było zakazane, można było za to zostać aresztowanym i stracić życie. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby chłop, który potajemnie dokonał świniobicia, miał jakiekolwiek wątpliwości co ma powiedzieć, kiedy jakiś niemiecki żołnierz czy inny żandarm zapyta go o to. Nie sądzę, żeby przejmował się co na ten temat sądzi Święte Oficjum, Magisterium, odwieczna i niezmienna nauka Kościoła, ani czy wartość duchowa prawy o zabiciu świni ma większe znaczenie u Boga niż życie doczesne jego i jego dzieci. O takich dyrdymałach to chyba tylko wytrawni teolodzy mogą rozprawiać, uprawiając przy tym sztukę dla sztuki, bo przecież nie dla zwykłych ludzi.
OdpowiedzUsuńNo cóż, żyjemy w ciekawych czasach, na Ukrainie wojna, może miłośnicy prawdy absolutnej będą mieli jeszcze pole do popisu, chociaż oby nie.
Lubię ten blog, wiele ciekawych rzeczy można tu przeczytać, podoba mi się też cięty język Księdza Olewińskiego, ale śmieszy mnie odrealnienie wielu kościelnych nauk, nie ukrywam. Mam nadzieję, że Ksiądz się nie obrazi za ten wpis.
Tu jest pomieszanie okrutne. Teologia katolicka podaje zasady dla kształtowania właściwych postaw. Jeśli ktoś w nieznajomości czy nieświadomości tych zasad postępuje niezgodnie z nimi, to nie grzeszy, o ile ta nieznajomość nie jest zawiniona.
UsuńProszę więc nie ubliżać teologii katolickiej, bo jest to właściwie ubliżanie Ewangelii, Bożemu Objawieniu i samemu Bogu. A przy okazji widać, jak trudno jest wykorzenić pogaństwo, które zresztą jest zbieżne z modernizmem w łonie Kościoła.
Ale ten użytkownik ma w jednym rację: otóż właśnie w realnym życiu, gdzie podejmuje się decyzje przy posiadaniu niepełnych informacji, gdzie działać trzeba nieraz bardzo szybko, gdzie w grę wchodzą nerwy i inne czynniki - wychodzi, jak bardzo abstrakcyjne są niektóre zawikłane koncepcje teologów moralnych. Weźmy np. wojnę i wyobraźmy sobie, że jakiś żołnierz ukraiński, przykładny grekokatolik, naczyta się co bardziej rygorystycznych rozważań. I zamiast strzelać ciągłym ogniem jak leci, będzie co chwilę się zastanawiać, czy nadal uczestniczy w wojnie sprawiedliwej, czy rzut granatem w określony punkt, w którym mogli, ale nie musieli być cywile, spełnia warunki zasady podwójnego skutku; czy ma wzbudzoną szlachetną intencję walki z wrogiem w obronie Ojczyzny, czy może przebija się w nim niegodziwa intencja nienawiści do przeciwnika itd. Przecież to zwariować można, tak deliberując. Przyznam, ekhm, że podobne miałem odczucia czytając cytowane tu przez księdza wywody nt. seksualności według teologów moralnych. Zaprawdę, tak jak nie wyobrażam sobie żołnierza analizującego swoje postępowanie przez pryzmat całej masy kryteriów wspomnianych powyżej, tak nie wyobrażam sobie dwojga małżonków, zastanawiających się "w trakcie" nad tym, czy określone ruchy dłońmi nabrały właśnie charakteru "sodomii imperfecta", czy pocałunek nie zaczyna się zmieniać w "imitację stosunku przy pomocy niewłaściwych części ciała" itd. ---------------- Można tu sobie zadać inne pytanie: dlaczego właściwie zachodnia, rzymska teologia moralna dochodziła do takiego poziomu szczegółowości? Skąd ta potrzeba, by na pewno wiedzieć, "co katolik może?". Nasi schizmatyccy "bracia odłączeni" z prawosławia czy innych "kościołów wschodnich" zawsze z politowaniem na to patrzą i twierdzą, że u nich są podawane tylko prawdy ogólne, a resztę to już Pan Bóg wie. Oczywiście to pewien stereotyp, wiem.
UsuńProblem jest też taki ze w obowiazujacym katechizmie czyli KKK kłamstwo jest także określone jako zawsze złe więc w tej kwestii katolik musi też tak uważac
UsuńKKK 1753 Dobra intencja (np. pomoc bliźniemu) nie czyni ani dobrym, ani słusznym zachowania, które samo w sobie jest nieuporządkowane (jak kłamstwo czy oszczerstwo). Cel nie uświęca środków. Nie można więc usprawiedliwić skazania niewinnego jako uprawnionego środka dla ratowania narodu. Przeciwnie, dodatkowa zła intencja (jak próżna chwała) czyni złym czyn, który sam z siebie może być dobry (np. jałmużna (Por. Mt 6, 2-4.).
@arwertur
UsuńWięc lepiej żeby taki żołnierz skazał się na wieczne potępienie żeby tylko przypadkiem bólu głowy się nie nabawił? Jeśli schizmatycy naprawdę tak uważają, jak Pan pisze to tym gorzej o nich to świadczy. Bóg miałby określić pewne zasady moralne i zachować je dla Siebie? Przecież to jest bluźnierstwo.
Po co taki poziom szczegółowości? Bo taka jest potrzeba. Sytuacje życiowe zrodziły moralne wątpliwości a co za tym idzie potrzebę na nie odpowiedzenia.
To że ktoś jest zbyt głupi, żeby je zrozumieć wcale nie oznacza, że to źle że istnieją,. A to z istnieją to dar od Boga.
Strasznie głupi wpis. Katolicka nauka moralna ma za zadanie prowadzić ludzi do zbawienia a nie rozwiązywać im problemy życiowe. W związku z tym z definicji jest "odrealniona" czyli nie przystająca do tego świata.
UsuńO czym według Pana ma świadczyć to, że ktoś nie chce się kierować Bożymi przykazaniami?
Ja rozumiem, że Pan nie wierzy w Boga wobec czego przestrzeganie przykazań nie ma dla Pana sensu, ale dziwienie się temu, że wierzący traktują przykazania poważnie jest absurdalne.