Tutaj Chrzan znowu miesza okrutnie i to widocznie czytając z przygotowanej wcześniej ściągawki. Jego główna teza brzmi: pytanie o pierwszą przyczynę zawiera założenie, że świat zaczął istnieć. Według Chrzana założeniu temu przeczy "wiedza", że materia jest formą energii i że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, że energia kiedyś nie istniała. Nie wiem, skąd Chrzan bierze tę swoją "wiedzę", ale z całą pewnością nie ma ona nic wspólnego ze współczesnymi naukami przyrodniczymi. Otóż po pierwsze w naukach przyrodniczych nie istnieje pojęcie "materia", ono po prostu nie występuje w żadnej formule matematyczno-przyrodniczej. Chrzan widocznie nie potrafi nawet odróżnić pojęcia materii od pojęcia masy, które owszem występuje w przyrodnictwie (zwłaszcza w słynnej formule Einstein'a w szczegółowej teorii względności).
Po drugie, Chrzan ma chyba na myśli tzw. prawo zachowania energii, które dotyczy wyłącznie zamkniętych systemów, czyli zawierających założenie, że nie ma ani dostarczenia energii z zewnątrz, ani jej utraty. Tym samym to prawo nie dowodzi braku tego dostarczenia, lecz go zakłada.
Po trzecie, wmieszanie tutaj przez Chrzana pojęcia stworzenia jest znowu pomieszaniem dziedzin przyrodnictwa i filozofii (czy raczej teologii), gdyż jest to pojęcie filozoficzno-teologiczne. Przyrodnictwo nie jest w stanie ani udowodnić, ani obalić stworzenia. Z prostego powodu: już to samo pojęcie wykracza poza pojęciowość i metodologię nauk przyrodniczych. Tym samym Chrzan znowu popisał się swoją elementarną ignorancją.
Po czwarte, to samo dotyczy pojęcia wieczności: także ono nie należy do dziedziny nauk przyrodniczych, lecz do filozofii i teologii. Tym samym kłamstwem jest twierdzenie, jakoby na podstawie nauk przyrodniczych należało mniemać, że materia jest wieczna.
Ten pomieszany bełkot zmierza do twierdzeń, że
- czas nie mógł istnieć bez istnienia "energii", którą Chrzan błędnie utożsamia z materią (myląc materię z masą, co świadczy o zupełnej ignorancji w temacie),
- wszechświat mógł mieć swój początek tylko w znaczeniu swojej początkowej formy,
- nie jesteśmy w stanie stwierdzić, że energia-materia ma swój początek oraz że niegdyś jej nie było.
Chrzan widocznie nie rozumie tutaj prostych rzeczy. Otóż jest oczywiste, że metoda przyrodnictwa sięga wyłącznie tak daleko, jak daleko sięga jej przedmiot, czyli rzeczywistość poznawalna empirycznie i mierzalna matematycznie. Tym samym sięga tylko tak daleko, jak istnieje czas. To jednak nie stanowi jakiejkolwiek przeszkody w stawianiu pytania, czy i co było przed rzeczywistością czaso-przestrzenną. To "coś" przedczasoprzestrzenne musi być oczywiście wieczne, czyli pozaczasoprzestrzenne, czyli transcendentne. Pytanie o to "coś" oczywiście nie należy do przedmiotu nauk przyrodniczych, tym samym przyrodnictwo nie ma tutaj nic do powiedzenia. Sugerowanie przez Chrzana, jakoby z przyrodnictwa wynikało obalenie już nawet pytania o rzeczywistość transcendentną, jest nielogiczne i świadczące o braku elementarnej wiedzy z metodologii nauk.
Idźmy dalej:
T
Tutaj Chrzan twierdzi, że postulat, iż łańcuch przyczynowy nie może być nieskończony, apeluje jedynie do intuicji, która jest przeciwieństwem racjonalności.
Osobiście uważam, że sformułowanie, do którego Chrzan się odnosi, nie jest szczęśliwe, gdyż rzeczywiście brzmi ono jak założenie. W rzeczy samej chodzi o to, że zasadne jest pytanie o przyczynę całej rzeczywistości doświadczalnej, skoro jest ona łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Innymi słowy: skoro każda rzecz poznawalna doświadczalnie ma swoją przyczynę - a jest to podstawowe założenie naukowości - to bardziej zasadne jest przyjęcie istnienia przyczyny wszystkich rzeczy niż jej nieistnienia. To wyjątek z powszechnej przyczynowości wymaga uzasadnienia, nie odwrotnie. Tak więc racjonalne jest już pytanie o przyczynę wszystkich rzeczy, a nie unikanie czy wręcz wykluczanie tego pytania.
Ponadto Chrzan myli się, twierdząc, jakoby intuicja była przeciwieństwem racjonalności. Otóż intuicja jest w pewnym sensie niezbędna w każdym badaniu naukowym, gdyż może pełnić istotną funkcję chociażby w ukierunkowaniu hipotezy roboczej. Taka intuicja nie musi, a nawet nie powinna być sprzeczna z zasadami racjonalności, lecz powinna je wspierać i w pewnym sensie służebnie uzupełniać.
Przytoczony przez Chrzana przykład o dwóch krokach od stolika znowu świadczy o pomieszaniu przez niego zupełnie różnych spraw i też o braku ich zrozumienia. Widocznie wyuczył się przeczytania jakichś dość debilnych formułek, które następnie wygłasza w pozie mędrca, co jest dość groteskowe. Otóż ten przykład z nieskończonym dzieleniem odległości świadczy raczej na korzyść intuicji, jeśli ma z intuicją w ogóle coś wspólnego. Rozumiejąc bowiem intuicję jako poznanie spontaniczne, należy je kojarzyć z pokonaniem odległości do stolika bez "racjonalnego" dzielenia odległości w nieskończoność. Intuicyjnie każdy racjonalnie myślący człowiek wie, że odległość dwóch kroków nie jest nieskończona, mimo że "racjonalnie" można tę odległość dzielić w nieskończoność.
Tutaj Chrzan odnosi się do rzeczywiście kiepsko przez x. Bańkę wyłożonej myśli. Mógłby się jednak także ze swojej strony postarać zrozumieć, że pierwsza przyczyna musi być innego rodzaju niż wszelkie inne przyczyny, gdyż tylko wtedy może być pierwszą. Chodzi tu więc o następny krok w dowodzeniu: najpierw chodzi o istnienie pierwszej przyczyny, a następnie o jej właściwości. Właściwości pierwszej przyczyny wcale nie łamią zasady powszechności przyczynowości. Wyjątkowość pierwszej przyczyny polega na tym, że nie ma ona przyczyny poza sobą (jak ma to miejsce odnośnie wszystkich innych bytów). W pewnym sensie pierwsza przyczyna jest przyczyną samej siebie (ens a se), a to dlatego, że jest pełnią bytu. Wynika to z tego, że jest przyczyną wszystkich innych bytów, więc nie może być tożsama z nimi i nie może być im równa. Każda przyczyna musi być "większa" od swego skutku przynajmniej pod jakimś względem, na przykład ogień musi być cieplejszy od drewna, które zapala, nauczyciel musi mieć większą wiedzę niż jego uczeń (przynajmniej w danym momencie i w danej dziedzinie). To jest elementarz racjonalnego myślenia. Jeśli Chrzan uważa to rozumowanie za operowanie bezpodstawnymi założeniami - czego zresztą nawet nie próbuje uzasadnić - to widocznie chyba nigdy nie zadał sobie nawet trudu zrozumienia, a jedynie powtarza bzdety wyczytane w jakichś ateistycznych podręcznikach dla mało rozgarniętych.
Do tego wątku powraca w toku dyskusji:
Oczywiście, jego współrozmówca x. Bańka ponosi odpowiedzialność za brak naprostowania błędnego ujęcia i przedstawienia stanowiska katolickiego. W każdym razie widać, że Chrzan nie rozumie pojęcia bytu koniecznego. Otóż nie chodzi tutaj jedynie o to, że do zaistnienia bytów przygodnych, czyli zmiennych i niekoniecznych, konieczna jest pierwsza przyczyna, a to z tego powodu, że tylko pierwsza przyczyna jest w stanie wyjaśnić zaistnienie bytów niekoniecznych. Chodzi tutaj nie tylko o konieczność dla wyjaśnienia, lecz o konieczność w sensie właściwości (według wyrażenia Chrzana "natury") tej przyczyny, czyli absolutność, czyli niezależność od bytów niekoniecznych, gdyż wszelka zależność byłaby sprzeczna z byciem pierwszą przyczyną. Oczywiście wchodzą tutaj kwestie wieczności tej przyczyny, a także wieczności bytów niekoniecznych, czyli zależnych. Chrzan widocznie nie rozumie, że konieczność pierwszej przyczyny zawiera w sobie trwanie, czyli brak końca, czyli wieczność. Jeśli coś przestaje istnieć, to oznacza, że jego istnienie nie jest konieczne. A skoro coś ma początek - a ma początek (w sensie "arche" czyli pierwotnej zasady zaistnienia), jeśli ma przyczynę - to nie może być wieczne. Innymi słowy: wszechświat tylko wtedy byłby wieczny, gdyby nie miał swojej przyczyny. Skoro ma przyczynę, to ma też swój początek i tym samym nie może być wieczny. Dlatego właśnie ateiści regularnie forsują wieczne istnienie materii, a jest to sprzeczne zarówno z jej linearną zmiennością (teoria "prawybuchu" autorstwa katolickiego xiędza Georges'a Lemaitre'a, przyjęta obecnie powszechnie w naukach), jak też z zasadnym pytaniem o jej przyczynę.
Wobec powyższego końcowe zdanie Chrzana w tej części wystąpienia jest już tylko groteskowe i też demaskujące:
Popełniwszy sam wręcz dyskwalifikujące błędy braku elementarnej wiedzy i elementarnego zrozumienia spraw, o których mówi, Chrzan zarzuca rozumowaniu metafizycznemu - rozwijanemu i utrzymywanemu przez największych myślicieli ludzkości poprzez wieki, począwszy od ojca naukowości jakim jest Arystoteles - "fatalne błędy logiczne". Sam widocznie nawet nie zadał sobie trudu przeczytania choćby istotnych fragmentów św. Tomasza, którego "pięć dróg" krytykuje. A gdyby zrozumiał przynajmniej argument z przyczynowości, to by pojął, że także osobowość musi mieć swoją przyczynę i że ta przyczyna musi być także osobowością i świadomością, i to w najwyższym stopniu.
Szczególnie znamienny jest sprzeciw Chrzana wobec tego, że Bóg jest kimś, kto ma opinię na temat tego, z kim i jak Chrzan nie powinien uprawiać sexu. Nawiązanie do dziedziny podpępkowej, choć jest groteskowe, wbrew pozorom pasuje do wywodów "impactora", gdyż jest działaniem na emocje, apelującym do buntu wobec norm moralnych w dziedzinie, która jest każdemu bliska. Pomieszanie dowodzenia metafizycznego z okolicą poniżej pasa jest jednak przede wszystkim dość żałosnym przyznaniem się do poziomu swojej refexji "naukowej".
Być może właśnie wskutek zaabsorbowania okolicą poniżej pasa Chrzan miesza zupełnie tematy i kwestie, i to nawet te, które mu zostały dopiero przed chwilą przedstawione. Otóż zarzuca, iż wiarygodność Apostołów nie jest argumentem za istnieniem Boga:
Problem w tym, że nikt tak nie twierdzi, także x. Bańka. Tematem debaty - czego "impactor" widocznie nie zauważył - jest racjonalność katolicyzmu. W ten zakres wchodzi owszem kwestia istnienia Boga, w czym argumenty są filozoficzne. Natomiast świadectwo Apostołów odnosi się do innej kwestii, mianowicie wiarygodności pochodzącego od nich przekazu życia i nauczania Jezusa Chrystusa. Pomieszanie już nawet tematów i argumentów nie świadczy bynajmniej o przytomności intelektualnej choćby nawet podczas dyskusji.
Nie lepiej jest w następującym momencie:
W rzeczy samej Chrzan popisuje się tutaj znowu zarówno brakiem solidnej wiedzy i logicznego myślenia, jak też zaprzeczaniem sobie. Z jednej strony zaprzecza, iż każda rzecz ma swoją przyczynę, powołując się na mechanikę kwantową, myląc przy tym brak stwierdzenia przyczyny z brakiem istnienia przyczyny. Z drugiej jednak deklaruje, iż na potrzeby danej dyskusji zgadza się z tym, że każda rzecz ma swoją przyczynę. Powstaje więc pytanie: co właściwie uważa "impactor", skoro zgadza się i równocześnie zaprzecza w zależności od "potrzeby"?
A plącze się jeszcze bardziej, co jest już wręcz groteskowe:
Tak więc dowiadujemy się, że
wszystko ma swoją racjonalną przyczynę, ale
nie zawsze...
Znamienny jest następujący moment, aczkolwiek nie intelektualnie, lecz raczej jako materiał dla psychologa:
Owszem, słuszne jest pytanie, co x. Bańka rozumie przez powtarzane określenie "przyczyna proporcjonalna", gdyż nie istnieje ono w filozofii i jest dość absurdalne, choć intencja jest słuszna, gdyż chodzi o przyczynę sprawczą wystarczającą dla danego skutku (causa efficiens sufficiens adaequata). W klasycznym podziale wywodzącym się od Arystotelesa są cztery główne rodzaje przyczyn (causa materialis, formalis, efficiens, finalis, więcej tutaj) oraz kilka następnych, rozwijających podziałów (causa prima/causa secundaria, causa proxima/causa remota, causa principalis/instrumentalis, causa sufficiens/deficiens, causa adaequata, causa efficiens/conservans, causa cognoscendi/essendi, causa sui, causa occasionalis). A wypadałoby się solidniej przygotować do dyskusji w tak zasadniczym temacie.
Groteskowe jest natomiast wałkowanie tego wątku tak, jakby trudno było zrozumieć różnicę chociażby między przyczyną bezpośrednią a ostateczną. Wygląda na to, że zdesperowany "impactor", który w tym momencie powinien odpowiadać na pytania x. Bańki, usiłuje uciec od pytań lękając się, że może na nich polec. Przy tym widocznie nie zauważa, że robi ze siebie idiotę, który nie jest w stanie pojąć różnicy między narciarzem, a pierwszą przyczyną zejścia lawiny.
3. Doskonałość nauczania Jezusa Chrystusa
Wierny swojej metodzie pomieszania spraw i wątków Chrzan znowu wykazuje brak choćby próby zrozumienia argumentacji, z którą walczy, skoro nie potrafi (a raczej nawet nie chce) poprawnie jej przedstawić. Otóż w teologii katolickiej doskonałość nauczania Jezusa Chrystusa jest argumentem za boskim, czyli ponadludzkim jego pochodzeniem, a nie za istnieniem Boga. Do wykazania istnienia Boga wystarczy argumentacja metafizyczna, obecna już chociażby u Arystotelesa.
Przy okazji Chrzan twierdzi, że nauczanie Jezusa Chrystusa wcale nie jest doskonałe. Próbuje to wykazać w następujący sposób:
- Niespójność i sprzeczność w tym nauczaniu ma polegać na tym, że Pan Jezus naucza miłość bliźniego, a równocześnie wymaga przestrzegania całego prawa Mojżeszowego, które zawiera przykazanie mordowania czarownic, homosexualistów, brak tolerancji wobec innowierców. Tutaj trzeba mieć znowu poważne obawy o stan umysłu Chrzana, gdyż albo ma on dość wybujałe urojenia odnośnie treści prawa Mojżeszowego, albo po prostu bezczelnie kłamie. A najprawdopodobniej nie chciało mu się zajrzeć ani do Starego Testamentu, ani nawet do żadnego podręcznika w temacie etyki starotestamentalnej, a mimo tego udaje experta w tej dziedzinie, co stanowi także oszustwo na odbiorcach. Z owych trzech rzekomych przykazań starotestamentalnych jedynie karanie za homosexualizm jest faktyczne, co zresztą nie jest wcale specyficzne dla religii Mojżeszowej, lecz ma uzasadnienie całkowicie naturalne i zdroworozsądkowe (niekoniecznie karą śmierci). To raz. Po drugie, Chrzan widocznie nie zadał sobie najmniejszego trudu, by pojąć i zrozumieć odniesienie Jezusa Chrystusa i Nowego Testamentu do Starego. Z całą pewnością Jezus Chrystus ani Jego uczniowie ani nie reprezentowali, ani nie wymagali przestrzegania prawa Mojżeszowego w sposób bezpośredni. Istotą Nowego Testamentu jest pełnia Objawienia, do której przygotowaniem był Stary Testament. Jezus Chrystus wielokrotnie sam łamał prawo Mojżeszowe przynajmniej w tym sensie, w jakim ono było wówczas rozumiane. Oto jeden z wielu przykładów (Mt 12):
Mówi o tym wyraźnie także św. Paweł wielokrotnie, jak tutaj (Rz 10):
Dobitnie mówi sam Pan Jezus (Mt 5):
To wypełnienie oznacza ukazanie właściwego sensu oraz nadanie pełnego, doskonałego znaczenia. Naocznym przykładem jest potraktowanie przez Pana Jezusa jawnogrzesznicy, która według prawa Mojżeszowego powinna zostać ukarana ukamienowaniem (J 8):
Analogicznie można to odnieść do homosexualistów: w odniesieniu do nich Pan Jezus by tak samo powiedział i tak samo właśnie naucza Kościół, co także "impactor" łatwo może sprawdzić zaglądając do katechizmu.
- Jezus i cały Nowy Testament rzekomo pochwala też niewolnictwo. To jest następne bezczelne kłamstwo, świadczące albo o urojeniach, albo o zamierzonym oszukiwaniu odbiorców. Chrzan oczywiście nie jest w stanie podać choćby jednego cytatu z Pisma św. pochwalającego niewolnictwo. Widocznie uważa swoich odbiorców za analfabetów czy przynajmniej leniwych, którzy nie wpadną na pomysł samodzielnego sprawdzenia faktycznej treści Biblii.
- Jedynym oparciem dla tezy powyższej jest dla Chrzana fakt, że protestanci powoływali się na Pismo św. w swoim uzasadnianiu niewolnictwa. No cóż. Czyżby Chrzan był fundamentalistą protestanckim (przynajmniej w tej kwestii)? Dlaczego nie podchodzi racjonalnie i tym samym krytycznie od tych protestantów i nawet nie próbuje sprawdzić, czy ich posługiwanie się Pismem św. jest słuszne i zasadne? Na jakiej podstawie twierdzi, że oni mają rację? Czyżby wierzył im ślepo? Czy tak zachowuje się człowiek racjonalnie myślący?
W dyskusji Chrzan uparcie twierdzi:
Tym samym potwierdza, że właściwie nie ma pojęcia o katolickim rozumieniu Pisma św. Jego argumentem jest, że Biblia to "
Słowo Boże". X. Bańka niestety nie reaguje na te słowa, które są przynajmniej nieporozumieniem. Chrzan widocznie wyznaje protestancką koncepcję, twierdząc, że ona jest "
dosłownym" traktowaniem Pisma św., podczas gdy katolicy "
interpretują", czyli w domyśle nie biorą na poważnie. Z uznaniem przyznaje, że katolicka interpretacja jest wprawdzie bliższa humanizmowi, jednak dalsza od treści samej Biblii, w której "
Bóg mówi". Tym samym zupełnie w zgodzie z protestantami Chrzan oskarża katolicyzm o niewierność Pismu św. No cóż, ten sojusz właściwie nie dziwi, choć jest wewnętrznie sprzeczny, skoro zasadniczo opowiada się za humanizmem. W każdym razie widać, że Chrzan ma zero pojęcia i tym samym zrozumienia, czym jest Pismo św., a jego wiedza ogranicza się do haseł krzykliwych kaznodziei protestanckich. Wyjaśniam: W ujęciu katolickim - z którym każdy może się łatwo zapoznać chociażby w katechiźmie - Pismo św. jest świadectwem Bożego Objawienia, a nie quasi stenograficznym zapisem tego, co Bóg powiedział. Słowem Bożym jest Jezus Chrystus, nie księgi biblijne. One są jedynie świadectwem o Słowie Bożym, czyli o Jezusie Chrystusie - poprzedzającym Jego przyjście, jak w przypadku Starego Testamentu, oraz po Jego przyjściu, jak w Nowym Testamencie. Chrzan natomiast widocznie - zresztą tak samo jak inny internetowy ateista (por.
tutaj) - myli katolickie rozumienie Biblii z islamskim rozumienie Kuranu. A jest tutaj istotna, fundamentalna różnica, o której powinien wiedzieć już nawet licealista, a tam bardziej ktoś po studiach wypowiadający się publicznie w sprawach religii.
Oczywiście, liturgia Novus Ordo niestety sprzyja temu fundamentalnemu błędowi przez to, że po czytaniach mówione jest "oto Słowo Boże" oraz "oto Słowo Pańskie", czego nie ma i nigdy nie było w liturgii tradycyjnej Kościoła. To jednak nie usprawiedliwia braku zapoznania się z katolickim rozumieniem Pisma św. przynajmniej na poziomie katechizmowym.
- Według Chrzana Jezus Chrystus ustanowił piekło, czy "nieskończoną karę za skończone przewinienia", co stanowi "nieskończoną niesprawiedliwość". Tutaj Chrzan popełnia dość prymitywny sofizmat, żonglując słowami "skończony" i "nieskończony". Oczywiście każdy grzech jako konkretne przekroczenie norm moralnych jest wydarzeniem skończonym. Jednak istotny jest stan wewnętrzny człowieka, czyli zasadniczy stosunek do norm moralnych. Jest bowiem istotna różnica między grzechem ze słabości mimo zasadniczej woli przestrzegania przykazań, a grzechem ze złej woli, który jest wyrazem i aktualizacją zasadniczego sprzeciwu wobec norm moralnych, tudzież braku dobrej woli. Akty woli są aktami duszy, która jest nieśmiertelna. To ona trwa po śmierci, nie ciało. Dopóki dusza trwa w złej woli, dopóty zasługuje na karę, która jest konsekwencją wyboru duszy, czyli wrogości wobec Boga. Jeśli człowiek umrze w takim stanie, to nie ma już możliwości zmiany swojego wyboru. Na tym polega powaga życia i śmierci. Innymi słowy: wieczność kary wiecznej wynika z nieśmiertelności duszy. Dlatego poniekąd zrozumiałe jest, że za negowaniem nieśmiertelności duszy zwykle kryje się niechęć do kary za swoje grzechy. Jednak należy mieć na uwadze, że wieczność kary (a nagrody z drugiej strony) zaczyna się już w doczesności. Moment śmierci jest jedynie utrwaleniem na zawsze stanu, w którym dusza się znajduje w tym momencie. Przed tym momentem każda dusza, także największego grzesznika, ma możliwość uniknięcia kary wiecznej przez nawrócenie, czyli zmianę swojej postawy wobec Boga.
- Według Chrzana "największym wystąpieniem przeciw Bogu" jest "nieakceptacja Boga i Jezusa jako Zbawiciela". Chrzan oczywiście nie wyjaśnia, co przez to rozumie, ale posługuje się znowu przykładem apelującym do uczuć oraz do - równocześnie pogardzanej przez siebie - intuicji: Hitler versus jego ofiary, w tym ateiści. Tutaj znowu miesza różne sprawy, tudzież prawdę z fałszem. Przede wszystkim widać, że myśli tutaj kategoriami protestanckimi. W ujęciu katolickim bowiem każdy grzech ciężki prowadzi na wieczne potępienie, o ile grzesznik przed śmiercią nie wzbudzi przynajmniej żalu doskonałego. Tym samym taką samą szansę miał zarówno Hitler jak też ateista (którym Hitler zresztą także był, przynajmniej praktycznie). Równocześnie istotne jest, że grzechem ciężkim jest świadome i własnowolne przekroczenie prawa Bożego, co oczywiście zależy od stanu sumienia. Jeśli ateista w sumieniu uważa, iż nie powinien przyjąć wiary katolickiej, ale równocześnie stara się zachowywać prawo moralne, które poznał w sumieniu, to może dostąpić zbawienia, oczywiście pod warunkiem, że jego nieznajomość pełnej prawdy jest niezawiniona przez niego i tym samym przez niego nieprzezwyciężalna (ignorantia invincibilis). Jeśli Chrzan tego nie, to nie spełnił podstawowego warunku rzetelnej dyskusji, gdyż ani nie zapoznał się z pozycją rozmówcy, ani o nią nie zapytał, lecz imputuje mu coś, co jest typowe dla protestantów, nie dla katolicyzmu. Tym samym zarzut niesprawiedliwości pod adresem katolickiej eschatologii jest chybiony, fałszywy i wręcz podły.
4. Św. Paweł - pierwszy feminista
Tutaj Chrzan odnosi się do mało rozgarniętej wypowiedzi x. Bańki na temat św. Pawła. Nie będę jej bronił, gdyż to nie moja sprawa. Muszę jednak bronić nauczania św. Pawła. Otóż Chrzan nie może zaprzeczyć, że dla Apostoła oczywista jest równa godność niewiast, co ówcześnie wcale nie było oczywiste ani powszechne. Mówi bowiem w Gal 3:
Godność i jedność w Jezusie Chrystusie oczywiście nie niweczy naturalnych różnic między płciami, także odnośnie miejsca i zadań zarówno w społeczeństwie jak i w Kościele. Chrzanowi może się to nie podobać, ale nie ma prawa zarzucać temu nauczaniu braku doskonałości i to nawet bez choćby próby uzasadnienia. Tak więc tutaj mamy znowu do czynienia z próbą działania na emocje, czyli apel do buntu wobec rzekomego nierównego traktowania kobiet przez św. Pawła i Kościół w ogóle. To jest dość prymitywna demagogia, a nie racjonalna argumentacja.
5. Funkcja cywilizacyjna katolicyzmu
Ten wątek pojawia się w pytaniach jako rozwinięcie wywodów z głównej części debaty:
Oczywiście jest to tematyka z natury inna niż dziedzina nauk przyrodniczych, metafizyki i teologii, gdyż niemożliwa do ujęcia w precyzyjnych pojęciach i danych. To jednak nie upoważnia nikogo, także "impactora", do mówienia kłamliwych bzdur, sprzecznych już nawet z powszechnie dostępną wiedzą. Na jakiej podstawie on twierdzi, że antyczny ateistyczny humanizm miał "dobroczynny" wpływ na katolicyzm, zaś islam był tego wpływu na swoje nieszczęście pozbawiony, pozostaje tajemnicą ateistycznej wiary "impactora". Widocznie nie wie, że islam nie powstał w dżungli czy wśród aborygenów na etapie epoki kamienia łupanego, lecz na styku trzech wielkich cywilizacyj: semickiej, perskiej i grecko-rzymskiej. Najpóźniej od momentu podboju Syrii i basenu Morza Śródziemnego Arabowie mieli styczność nie tylko z panującym tam chrześcijaństwem, lecz za jego pośrednictwem także z antyczną kulturą grecko-rzymską. No cóż, w usprawiedliwianiu barbarzyńskich cech islamu widocznie nie liczą się proste fakty historyczne. Otóż istotna różnica między chrześcijaństwem a islamem polega nie tylko na fundamentalnej różnicy w rozumieniu Biblii z jednej i Kuranu z drugiej strony (o czym była mowa wyżej), lecz także w zasadniczym podejściu do racjonalności (w tym temacie polecam
wykład Benedykta XVI na uniwersytecie w Ratyzbonie). W praktyce wyglądało to już od początków islamu tak, jak jest także obecnie: islam niszczy biblioteki i pomniki kultury, podczas gdy chrześcijaństwo gromadzi i zachowuje.
Chrzan wiąże humanizm z "wolnomyślicielstwem" i "logiką" oraz stawia go w opozycji i konkurencji do katolicyzmu. Jako przykłady podaje twierdzenia "zbyt absurdalne" i "zbyt niemoralne" jak - obecnie rzekomo już porzucone - przekonanie o faktyczności potopu całej ziemi, o stworzeniu człowieka z pyłu, o powstaniu świata w sześć dni. Według niego w konfrontacji z "wolnomyślicielstwem" katolicyzm musiał już uznać te przekonania za "metafory" i taki los "stania się metaforą" czeka także Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
Tutaj Chrzan popełnia swój typowy błąd wychodzenia z fałszywej tezy, znowu wykazując elementarną ignorancję odnośnie katolickiego rozumienia Biblii. Fundamentalnym fałszem jest tutaj przypisywanie katolickim teologom takiego podejścia do Pisma św., jakie jest typowe dla tzw. fundamentalistów protestanckich. Kościół nigdy nie podzielał takiego podejścia i tym samym nigdy nie musiał przechodzić od rozumienia dosłownego do traktowania jako metafory. Katolicyzm rozumie Pismo św. w poszanowaniu jego specyfiki, której tutaj nie muszę wykładać. Chrzan natomiast nie wykazuje choćby cienia wiedzy o tej dziedzinie, mimo że kategorycznie się wypowiada i to formułując nie tylko zarzuty, lecz nawet postulat uznania Zmartwychwstania za metaforę, co świadczy już o bezczelności zupełnie oderwanej nie tylko od elementarnej wiedzy biblijno-teologicznej, lecz także od rzeczywistości i prostych faktów z historii myśli i teologii katolickiej.
W związku z tym po krótce wskażę na następujące i oczywiste fakt. Mianowicie dopiero w świetle współczesnej wiedzy o strukturze i właściwościach materii (w znaczeniu mierzalnej rzeczywistości empirycznej) można o wiele łatwiej niż dotychczas zrozumieć fizykalne warunki i mechanizm Zmartwychwstania, a przynajmniej właściwości zmartwychwstałego ciała Jezusa Chrystusa. Otóż wiedząc, iż rzeczywistość mierzalna składa się z atomów, które z kolei składają się głównie z "przestrzeni" między cząstkami elementarnymi, można łatwo zrozumieć przenikanie ciała po Zmartwychwstaniu przez materię stałą, jaką są zamknięte drzwi. Podobnie rzecz się ma ze stopniowym stworzeniem świata, co jest pierwszym (choć specyficznym dla danej kultury i epoki) zapisem myśli ewolucyjnej w jej właściwym, prawdziwym sensie. Także stworzenie człowieka z prochu ziemi ma swoje potwierdzenie w tym, że ciało składa się z pierwiastków występujących w przyrodzie, również tej nieożywionej. Odnośnie wielkiego potopu, który miał miejsce przynajmniej na terenie znanym w kręgu kulturowym, będącym ojczyzną Księgi Rodzaju, istnieją również przynajmniej częściowe potwierdzenia faktyczności przez odkrycia archeologiczne. Ogólnie pewne jest, że żadne rzetelne i sprawdzone odkrycia naukowe nigdy i w żaden sposób nie podważyły zasadniczej historyczności opowiadań biblijnych, a tym bardziej ich treści właściwej, czyli teologicznej. Zresztą "impactor" nie jest w stanie podać żadnych konkretnych przykładów na rzekome naukowe obalenie prawdziwości Biblii, zaś ogranicza się do ewidentnych bzdetów i to podanych jedynie ogólnikowo bez jakichkolwiek weryfikowalnych danych.
W tym temacie konieczna jest jeszcze następująca uwaga: Jak łatwo można sprawdzić w literaturze antycznej zarówno chrześcijańskiej jak też niechrześcijańskiej, chrześcijaństwo było postrzegane przez kulturę antyczną jako bliższe filozofii a nawet ateizmowi niż religiom politeistycznym. Nierzadko chrześcijanie byli wprost uważani za "ateistów" w tym znaczeniu, że odrzucali politeistyczną religię państwową, na co nie odważali się nawet wielcy filozofowie (jedynie Sokrates został skazany za rzekomy ateizm). W tym znaczeniu to właśnie chrześcijaństwo - czyli de facto katolicyzm - miał istotny wpływ "oświeceniowy" na kulturę europejską, nie odwrotnie. Ta właśnie okoliczność wyjaśnia stan islamu pod tym względem: zwalczanie i niszczenie kultury chrześcijańskiej, która jest właściwie jedynym nośnikiem racjonalności, nieuchronnie prowadzi do niszczenia czy przynajmniej karłowacenia racjonalności i humanizmu w pierwotnym, właściwym sensie. Akurat ten ostatni ma swój jedyny solidny fundament w prawdzie wyrażonej exkluzywnie akurat w Biblii i to już w Księdze Rodzaju, gdzie jest powiedziane, że człowiek został stworzony na "obraz i podobieństwo" Boga (Rdz 1,26). Skoro ateizm neguje istnienie Boga, to neguje też godność właściwą człowiekowi. Dlatego właśnie ateistyczny humanizm jest fikcją, czego dowodzą także fakty historyczne jak wszystkie ateistyczne systemy polityczne, które zawsze okazywały się zbrodnicze i antyludzkie.
6. Czym jest ateizm?
Ta kwestia przewija się stale w wystąpieniach Chrzana i też innych internetowych ateistów. Zresztą identyczność nie tylko ich słów lecz nawet skrótów myślowych świadczy o wyuczeniu pewnych formułek, dość debilnych zresztą, i tym samym o braku samodzielnego, krytycznego myślenia, co jest typowe dla sekt. W danym momencie "impactor" tak to prezentuje:
Zdanie "ateista nie określa żadnej postawy, ateista określa tylko brak postawy teistycznej" jest arcydziełem bełkotu i obłudy. Na jakiej postawie Chrzan twierdzi, że teizm jest postawą, zaś jego negacja nie jest postawą, pozostaje jedną z wielu tajemnic jego ateistycznej wiary. Przy tym widocznie uważa swoich odbiorców za debili nie będących w stanie krytycznie ocenić tego wręcz groteskowego bełkotu.
Na przemian i dla urozmaicenia Chrzan nazywa siebie "sceptykiem". Widocznie nie wie nawet, co to określenie oznacza. Otóż w powszechnie przyjętym rozumieniu (przykład
tutaj) sceptycyzm polega na powątpiewaniu, które programowo i z zasady unika twierdzenia czy wręcz wyklucza jakiekolwiek twierdzenie (sceptycyzm został klasycznie obalony już przez św. Augustyna w dziele "
O szczęśliwym życiu"). Oznacza to, że konsekwentny sceptyk nie twierdzi nawet tego, co twierdzi. Tak więc "impactor", skoro uważa się za sceptyka, właściwie nie powinien twierdzić nawet tego, że teizm jest fałszywy. Co więcej, nie powinien twierdzić nawet tego, że jest sceptykiem, lecz powinien także to poddawać w wątpliwość. Skąd więc ta niekonsekwencja i wybiórczość, a równocześnie łatwe żonglowanie pojęciami, których widocznie nie rozumie, bądź nadużywa zmieniając ich znaczenie? W danym kontekście, czyli wobec całokształtu zachowania w tym wystąpieniu, wniosek nasuwa się prosty: z ignorancji połączonej z sekciarstwem ateistycznym.
Jest jednak obecny pewien przebłysk, gdy zasadniczo dopuszcza możliwość obalenia swoich przekonań przez "najlżejszy powiew faktu":
Niestety jednak wygląda to na czczą deklarację czyli zagrywkę, bez jakiegokolwiek pokrycia w faktycznym zachowaniu "impactora" przynajmniej w tym wystąpieniu. Jest to widoczne zwłaszcza w jego końcowym manifeście, którego zresztą nie potrafił wygłosić z głowy jako podsumowanie dyskusji na żywo, lecz jedynie przeczytał - zresztą dość nieudolnie - text przygotowany albo wcześniej przez niego samego, albo na świeżo przez kogoś, kto mu podesłał:
Jak widać, z uporem maniaka i bez jakichkolwiek argumentów powtarza bzdety wyrażone już wcześniej, w tym ewidentne kłamstwa. Chwali się przy tym, że już od piętnastu lat zajmuje się zwalczaniem teizmu. Cóż, wobec tak długiego czasu tym bardziej skandaliczna i haniebna jest nagminnie widoczna ignorancja, tudzież brak woli zrozumienia i przyjęcia nawet najprostszych faktów i argumentów prezentowanych przez stronę przeciwną.
Charakterystyczne są także ostatnie zdania tego wystąpienia, na które x. Bańka już nie mógł odpowiedzieć, co także świadczy o perfidii zachowania "impactora", który na koniec właściwie nie miał prawa do artykułowania nowych wątków i argumentów bez możliwości odpowiedzi na nie, a jednak to uczynił i to bez sprzeciwu prowadzącego, zresztą także ateisty:
To jest cały stek kłamstw i bzdur, których "impactor" nawet nie próbuje w jakikolwiek sposób uzasadnić, za to widocznie oczekuje ślepego wierzenia w nie, skoro nie dopuszcza nawet żadnej odpowiedzi. Jednak odpowiem po krótce dla ochrony mniej zorientowanych: