Pytanie dotyczy wprawdzie aktualnej problematyki, jednak przede wszystkim niezmiennych zasad Kościoła, ugruntowanych w jego istocie, naturze i przymiotach.
Istotą Kościoła jest bycie społecznością założoną przez Jezusa Chrystusa, gromadzącą wierzących w Niego. Ta społeczność ma naturę bosko-ludzką, to znaczy pochodzi z ustanowienia i porządku Bożego, a składa się z ludzi. Jej przymioty są ogólnie znane, gdyż jasno podane w wyznaniu wiary pierwszego soboru ekumenicznego (Nicaenum I, rok 325):
- jedność (unam)
- świętość (sanctam)
- katolickość (catholicam)
- apostolskość (et apostolicam Ecclesiam).
To są nadrzędne i niezmienne kryteria odróżniania aktów kościelnych od niekościelnych, choćby te ostatnie pochodziły od przedstawicieli Kościoła czy nawet od piastujących urzędy i sprawujących władzę.
Jedność należy rozumieć w znaczeniu całego Kościoła, czyli nie tylko Kościoła widzialnego na ziemi, lecz wespół ze świętymi w niebie i duszami cierpiącymi w czyśćcu. Innymi słowy: w Kościele na ziemi obowiązuje jedność ze świętymi, zwłaszcza tymi wiernymi, co do których mamy pewność - na podstawie tradycyjnych zasad kanonizacji - że są w chwale wieczności. Nie jest to więc jedność ani z całą ludzkością (jak chcieliby fanatyczni ekumaniacy), ani ze wszystkimi, którzy nominalnie przynależeli czy przynależą do Kościoła. Jedność Kościoła jest więcej bardziej diachroniczna, czyli ponadczasowa, niż synchroniczna, czyli współczesna. Dla katolika jest nie tyle istotne, by być w jedności z aktualnie żyjącymi katolikami, lecz istotnie liczy się wspólnota ze świętymi, których ogromna większość odeszła już do wieczności.
Ma to przełożenie na konkretne sprawy. Dlatego właśnie niezbędna jest znajomość nauczania i przykładu życia świętych Pańskich na przestrzeni wieków. Jest to szczególnie ważne dla teologów i duchownych. Cokolwiek jest sprzeczne z tradycyjnym nauczaniem Kościoła oraz wzorcami życia świętych, to z całą pewnością nie pochodzi od Ducha Świętego, który prowadzi Kościół poprzez wieki.
W szczególny sposób dotyczy to liturgii Kościoła, która jest wyjątkowym i zarazem powszechnym i codziennym sposobem działania i asystencji Ducha Świętego. Prawdziwa liturgia Kościoła wyrasta z Bożego Objawienia i czerpie z niego zarówno treści i słowa, jak też natchnienie gestów i zasad. Tradycyjne modlitwy i obrzędy operują pojęciami zaczerpniętymi z Pisma św. i są na wskroś biblijne, będąc równocześnie głównym świadkiem świętej Tradycji.
Fakt, że tradycyjne liturgie nie mają indywidualnego autora (liturgia bizantyńska mówi wprawdzie o liturgii św. Jana Chryzostoma i św. Bazylego, chodzi w tym jednak o anafory przypisywane tym Ojcom Kościoła, nie o liturgię jako taką), jest dowodem na to, że są one owocem działania Ducha Świętego w całym Kościele. Jest więc normalne i zrozumiałe, że wszystkie tradycyjne ryty, zarówno zachodnie jak też wschodnie, są co do treści i głównych zasad całkowicie ze sobą zgodne. Niezgodę, czyli odstępstwo wprowadzali dopiero heretycy, zwłaszcza protestanci.
Dokonane w XX wieku reformy w liturgii, począwszy od reformy Wielkiego Tygodnia aż do mszału Pawła VI, cechuje po pierwsze sztuczne wytworzenie przez "fachowców", a po drugie ewidentne odejście zarówno od stałych zasad liturgii, jak też od prawd wiary. Efekt jest aż nadto oczywisty: wystarczy porównać choćby Mszę św. sprawowaną według Missale Romanum św. Piusa V z celebracją według mszału Pawła VI na przeciętnej parafii. Przepaść jest jeszcze większa gdy porówna się niestety coraz częstsze nadużycia sprzeczne nawet z Novus Ordo czy praktyki sekt wewnątrz struktur kościelnych jak tzw. charyzmatycy czy neokatechumenatowcy. Zerwanie jedności z Kościołem odwiecznym, a zarazem zbliżenie zwłaszcza do sekt protestanckich jest aż nader widoczne i to nawet bez głębszych analiz teologicznych. Nie pomoże tutaj powoływanie się na legalność wprowadzenia tzw. reformy przez władze kościelne, gdyż status prawny nie jest w stanie zmienić faktycznego stanu teologicznego obrzędów oraz ich praktykowania. Ewidentny jest więc związek owych reform z postępującą apostazją od wiary katolickiej i to mimo nominalnej przynależności do Kościoła. Ograniczanie i zakazy dostępu do liturgii tradycyjnej, które mają widocznie zapobiegać rozpoznaniu zerwania jedności z Kościołem odwiecznym, ostatecznie na pewno nie będzie skuteczne. Ludzie podejmujący takie działania tkwią mentalnie w latach 60-ych i 70-ych XX wieku, nie przyjmując do wiadomości nawet prostego faktu, że w dobie powszechności wiedzy dzięki internetowi nie jest możliwe zablokowanie dostępu do informacji na temat tradycyjnej liturgii Kościoła oraz do uczestniczenia w niej choćby przez internet. W sytuacji postępującej zapaści autorytetu władz kościelnych zwłaszcza u młodego pokolenia wszelkie bariery i restrykcje będą miały efekt raczej budzenia ciekawości i szukania alternatywy względem skompromitowanego mainstream'u.
Wiąże się z tym przymiot świętości Kościoła. Osobiście należę do pokolenia wychowanego w pogardzie dla czasów "przedsoborowych" i wszystkiego, co było z nim związane, zwłaszcza dla liturgii tradycyjnej. Moimi profesorami i wychowawcami byli przedstawiciele pokolenia rewolucyjnego z czasu Vaticanum II. Jeden z moich przełożonych i zarazem wykładowców werbistów w Austrii regularnie powtarzał, że nie zdzierżyłby, gdyby któryś z nas chodził w sutannie, bo on całą swoją młodość walczył o to, by nie chodzić w sutannie. To jest banalny przykład, jednak znaczący. Obecnie rządzących w Watykanie cechuje ta sama mentalność: nie są oni w stanie zdzierżyć tego, iż młodsze pokolenia urodzone i wychowane po Vaticanum II interesują się i zachwycają Tradycją Kościoła, zwłaszcza liturgiczną. Stąd się biorą wręcz irracjonalne, psychologicznie i teologicznie patologiczne próby odebrania katolikom tego, czego im nikt nie może odebrać, gdyż to było własnością Kościoła poprzez wieki. Nie można tego odebrać nawet w imię rzekomej jedności, ponieważ nie może być trwałej jedności w fałszu, w odejściu od prawdy Bożej, wyrażonej w tradycyjnych świętych obrzędach. Jeśli ich sprawowanie ma być odejściem od jedności - jak twierdzą betonowi reformiści-bugniniści - to z kim jednoczy ta jedność? Z kim jednoczą się reformiści, skoro przeszkadza im sprawowanie świętych tajemnic tak, jak czyniły to pokolenia świętych i pasterzy Kościoła na przestrzeni wieków?
Jednym z aspektów i wymiarów jedności jest katolickość. W polskojęzycznej wersji słów wyznania wiary jest mowa o "Kościele powszechnym". Ten przymiotnik jest mylący i nie oddaje greckiego słowa "katholike". Język łaciński ma swoje określenie na "powszechny", mianowicie "universalis", jednak łacińska wersja Credo przejęła greckie słowo jako "catholicam Ecclesiam". Nie chodzi bowiem o to, że Kościół jest wszędzie i dla wszystkich, lecz o to, że ma w sobie pełnię prawdy, jej całość, i właśnie dlatego jest posłany na cały świat i do wszystkich ludzi.
To posłannictwo ma swój początek w posłaniu Apostołów przez Pana Jezusa przed Wniebowstąpieniem. Dlatego właśnie Kościół jest apostolski. Nie ma i nie może być innego fundamentu Kościoła jak ta wiara, którą głosili Apostołowie. Oznacza to, że władza w Kościele musi być apostolska, nie może być sprzeczna z nauczaniem Apostołów, nie może od niego odejść w żaden sposób. Jest ona dana następcom Apostołów, czyli biskupom wraz z następcą św. Piotra, nie po to, by odwodzili wiernych od nauczania Apostołów poświadczonego poprzez wieki nauczania pasterzy Kościoła. Jeśli ktoś sprawujący urząd kościelny próbuje ten urząd użyć do odwodzenia wiernych od odwiecznego nauczania Kościoła, to nie działa mocą tego urzędu, lecz wbrew niemu. Takie próby oczywiście nie są wiążące, a wręcz zasługują na kategoryczny sprzeciw.
Przykłady:
Skoro Kościół zawsze wierzył, że także w okruchach Ciała Pańskiego jest obecny Jezus Chrystus, to sprzeciwić się należy komunii dołapnej.
Skoro w Kościele nigdy nie było ministrantek, lektorek, akolitek, szafarek a także świeckich szafarza itp., to sprzeciwić się należy ich wprowadzaniu i posługiwaniu przez nich.
Skoro nigdy w Kościele nie było żyjących w małżeństwie diakonów, to sprzeciwić należy się ich wprowadzaniu i posługiwaniu przez nich.
Formy sprzeciwu mogą być różne, od kierowania publicznych protestów, aż do bojkotowania parafij i kościołów, gdzie są praktykowane takie świętokradzkie, paraprotestanckie wymysły.
Jak widać, istota, natura i ustrój Kościoła jest zasadniczo różny od wspólnot jedynie ludzkich, zwłaszcza od sekt heretyckich. Nie przypadkowo możni tego świata popierają i forsują wszelkie herezje, także usiłując upodobnić Kościół zwłaszcza do sekt protestanckich. Sekty protestanckie ze swej natury są podatne na uległość wobec władzy świeckiej, także wobec mody i fałszywych trendów rzekomo nowoczesnych. Wynika to z ich oderwania od jedności z prawdziwym Kościołem Chrystusowym trwającym od wieków. To oderwanie jest w interesie mocy ciemności, która chce sobie podporządkować religię czy wręcz stworzyć jej namiastkę według swoich potrzeb (zdając sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie jej wyeliminować). Ostatnie lata tzw. pandemii były tego dobitnym przykładem. Haniebne zachowanie niestety także wielu hierarchów katolickich ukazuje rozmiar i głębię zapaści duchowej, moralnej i teologicznej w obecnych strukturach.
Czas obecny to z pewnością czas próby wierności i dojrzałości, zarówno ludzkiej jak też religijnej. Tym ważniejsze jest sięganie do niezatrutych, nieskażonych źródeł wiary i pobożności katolickiej. Oni chcą nam odebrać jedność z wiarą i świętością naszych przodków, byśmy byli wydani na pastwę ich zaciemniającej i zniewalającej propagandy. Zapewne konieczny będzie heroizm. Nie musi to być heroizm krwi. Czasy zamętu i ucisku zwykle w historii poprzedzały nowy rozkwit Kościoła. Ofiara z miłości do Boga i bliźniego zawsze przynosi owoce. Do tego zdolny jest każdy, kto ma wiarę.