O wypowiedziach tej osoby była już mowa kilkakrotnie (tutaj i tutaj). Obecnie wygląda na to, że pozostaje on wierny swojej linii czyli oszukiwaniu publiczności, aczkolwiek poziom oszukiwania staje się coraz podlejszy. Tym podlejszy, że w formie "listu pasterskiego" nakazanego do przeczytania w niedzielę w parafiach, przez co rażenie staje się szczególnie perfidne. Przy tej okazji należy wspomnieć, że - praktykowany chyba jedynie w Polsce - zwyczaj zastępowania homilii niedzielnej listem biskupa, konferencji biskupów czy nawet rektora KUL jest nadużyciem liturgicznym. Homilia nie jest i nie powinna być odczytem, nawet niezależnie od mądrości czy braku mądrości odczytywanego tekstu, lecz ma być żywym, realnym nauczaniem wiary katolickiej podanym przez tego, który wygłasza. Mówiąc "nowocześnie": ma być świadectwem wiary duszpasterza w danym miejscu i danej chwili, nawet jeśli jest on osobiście mniej mądry czy mniej inteligentny niż autor "listu pasterskiego". Kard. Ryś w swoim "liście pasterskim" na ostatnią niedzielę (20 lipca 2025) próbuje stworzyć pewien pozór homilii, przywołując czytania mszalne (z obrzędu Novus Ordo). Chciał widocznie sprawić wrażenie, że wszystko jest w porządku. Oczywiście biskup jako pierwszy ma prawo i obowiązek nauczania, a to nauczanie deleguje kapłanom do sprawowania tam, gdzie w danej chwili, w danej celebracji nie jest obecne. Z tego nie wynika jednak w żaden sposób, by miał prawo zastępować homilię, która jest częścią liturgii, swoim listem.
Przejdźmy do treści owego "listu duszpasterskiego", który zresztą wzbudził już sporo głosów krytycznych, nawet protestów. Póki co, nie zauważyłem krytyki teologicznej, a przecież powinna być ona kluczowa.
Twierdzenie, jakoby Abraham w dzień po obrzezaniu wyczekiwał gości przy wejściu do namiotu, świadczy nie tylko o zupełnej ignorancji exegetycznej, lecz o braku uważnego czytania Pisma św., przy tym to o bardzo bujnej a wypaczonej fantazji. O obrzezaniu Abrahama, jego syna i domowników jest mowa w poprzednim rozdziale (Rdz 17). Rozdział 18 zaczyna się od zdania, że Bóg ukazał się Abrahamowi, i nie ma tutaj żadnego odniesienia do chronologii. Jeśli ktoś twierdzi, że poszczególne rozdziały opisują poszczególne dni, to ani nie wie o specyfice Księgi Rodzaju (i w ogóle textów biblijnych), ani nie czyta choćby zdroworozsądkowo.
Podobnie jest z Rysiową "interpretacją" miejsca, gdzie znajdował się Abraham. Nie trzeba mieć obfitej wiedzy geograficznej i historycznej, by wiedzieć, że w skwarze dnia wewnątrz namiotu jest najgoręcej, a wejście do namiotu daje zarówno cień jak też przewiewność. Nie ma więc podstaw budowanie narracji, jakoby Abraham dlatego znajdował się w tym miejscu, ponieważ chciał być gotowy na przyjęcie przybyszów.
Owszem, ten fragment Księgi Rodzaju jest zwłaszcza w teologii i exegezie wschodniej niekiedy nazywany "gościnnością Abrahama". W tle znajdują się oczywiście ówczesne zwyczaje czyli typowa wschodnia gościnność, którą należy jednak rozumieć prawidłowo w kontekście kulturowo-historycznym. Mamy tutaj do czynienia ze społecznością plemienną, która jest oczywiście różna od społeczeństwa państwa czy nawet już miasta. Plemię jednoczyły więzy krwi bardziej niż terytorium. Ktoś spoza pokrewieństwa, a zwłaszcza ktoś z innego środowiska kulturowego, nie mógł stać się członkiem plemienia, lecz najwyżej albo niewolnikiem, albo tymczasowym gościem. Plemiona nie dzieliły się swoim terytorium czy posiadłością, lecz albo brały obcych jako klasę niższą i służebną, albo przyjmowały jedynie jako podróżnych czyli na krótkotrwały pobyt. Nie było to więc nigdy przyznawanie im praw właściwych dla członków plemienia, ani tym bardziej stawianie obyczajów obcych na równi z własnymi. Słynna gościnność wschodnia była więc wyznaczeniem i kulturalnym wyrażeniem granic swojego plemienia i też swojego terytorium, a nie naiwną otwartością na roszczenia przybyszów niezależnie od ich intencyj i zamiarów.
Analogicznie należy powiedzieć: Jeśli by ktoś chciał przyjąć do swojego domu, na własnych koszt, dając mieszkanie i utrzymanie, kogoś obcego, gwarantując przy tym, iż ten obcy nie wyrządzi krzywdy ani komuś w rodzinie, ani tym bardziej komuś spoza rodziny, to sprawa byłaby zupełnie inna niż kwestia w obecnej dyskusji co do przyjmowania nielegalnych imigrantów z zagranicy. Te wymogi są wymogami minimalnymi. Należałoby dodać aspekt pożytku społecznego obecności takiej osoby. Jeśli by np. dana osoba zamierzała szerzyć np. fałszywy kult czy fałszywą ideologię, stanowiąc przy tym zagrożenie dla osób czy społeczności spoza rodziny czy wręcz państwa, to byłby to również powód dla państwowej ingerencji w prywatne prawo przyjęcia danej osoby czyli niedozwolenia na takie przyjęcie. Według katolickiej doktryny społecznej bowiem granicą praw indywidualnych jest zawsze dobro innych osób i to nie tylko materialne lecz także, a nawet przede wszystkim duchowe. Innymi słowy: nawet jeśli ktoś chce przyjąć obcego do swojego domu i na swoje utrzymanie, bez obciążania w jakikolwiek sposób kosztami społeczności czy budżetu państwa, to ma prawo to uczynić jedynie wtedy, gdy ten obcy nie stanowi zagrożenia także dla dobra duchowego innych osób, czy to w danej rodzinie czy tym bardziej w szerszej społeczności.
Oczywiście jest kwestia stwierdzenia tego zagrożenia. Są jednak dość proste kryteria, zarówno indywidualne jak też wspólnotowe. Indywidualne to zwłaszcza zdolność i chęć do pracy, odpowiedni poziom moralny na poziomie przynajmniej prawa naturalnego. Do kryteriów wspólnotowych należy zwłaszcza wyznawana ideologia oraz religia. Jeśli dana osoba wyznaje ideologię czy religię sprzeczną choćby w jednej kwestii z prawem naturalnym, to stanowi to ewidentne zagrożenie przynajmniej dla dobra duchowego innych osób i tym samym powód do odmowy pobytu takiej osobie ze strony społeczności i państwa, nawet jeśli ktoś chciałby prywatnie "ugościć" daną osobę.
Szczególnie perfidne jest przywoływanie tego fragmentu z Księgi Rodzaju w kwestii nielegalnych imigrantów wobec zdania w 18,2-3:
"A oddawszy im pokłon do ziemi, Abraham rzekł: O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!"
"A oddawszy im pokłon do ziemi, Abraham rzekł: O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!"
Jak łatwo dostrzec już choćby zdroworozsądkowo w kontekście, a jak wykładają to wszyscy Ojcowie Kościoła i teologowie, Abraham oddał tutaj cześć Bogu, nie obcym przybyszom. Według św. Augustyna, byli to aniołowie posłani przez Boga. Inni Ojcowie Kościoła dodają, że w przybyciu tych trzech wysłańców Bożych nastąpiło pierwsze objawienie Trójjedności Boga, na co wskazują słowa Abraham skierowane do przybyszów w liczbie pojedynczej ("Panie", "Twego"), nie w mnogiej. Jeśli kard. Ryś w tych przybyszach widzi jakąkolwiek analogię do nielegalnych imigrantów, to albo nie potrafi czytać prostych słów ze zrozumieniem, zwłaszcza z uwzględnieniem exegezy katolickiej i ogólnochrześcijańskiego, albo po prostu bezczelnie oszukuje publiczność licząc na jej niezdolność do rozumienia prostych zdań.
Kard. Ryś zmyśla, że Abraham "miał pragnienie gościnności", czyli jakby tylko czekał, aby kogoś obcego ugościć. Nic z tego nie ma w tekście biblijnym. Nie ma też niż o "śmiertelnikach", lecz jest mowa o trzech "mężczyznach" (Septuaginta: τρεις ανδρες). Text talmudycznych masoretów nie może być miarodajny, ponieważ jest skażony fałszerstwami antychrześcijańskimi.
Kłamstwem jest zwłaszcza oddzielenie ukazania się Boga Abrahamowi od ujrzenia owych trzech mężów. Pierwsze zdanie (Rz 18,1) jednoznacznie łączy jedno z drugim przez składnię. Nie ma więc następstwa czasowego, lecz jest to opis jednego zdarzenia: objawienie Boga wydarzyło się w nawiedzeniu przez wysłańców Bożych, których liczba - według zgodnego zdania Ojców Kościoła i teologów chrześcijańskich - jest objawieniem Trójjedności Boga, zresztą stanowczo odrzucanej przez judaizm i islam.
Kłamstwem jest także, jakoby Abraham ugościł "trzech obcych wędrowców". Wszak poznał w nich kogoś, kogo nazwał "Panem" i oddał cześć okazywaną Bogu.
Podobnie ma się rzecz z przywołaniem słów Pana Jezusa z Ewangelii św. Mateuszowej. Otóż wystarczy czytać ten fragment (Mt 25, 31-45) ze zrozumieniem w kontekście bliższym i dalszym, by dostrzec, jak fałszywe i przewrotne jest posługiwanie się tymi słowami przez kard. Rysia. Gdy bowiem Pan Jezus mówi i głodnych, łaknących, obcych, nagich, chorych i uwięzionych, jakby utożsamiając się z nimi, to z całą pewnością nie ma na myśli kogoś, kto płaci przemytnikom kilka tysięcy dolarów, żeby dostać się do Europy i tam żyć na koszt ludzi uczciwie pracujących. Takie utożsamienie - prezentowane regularnie przez pseudokatolickich pachołków lewaków i globalistów - jest fałszujące właściwy sens tych słów Ewangelii i bluźniercze względem Jezusa Chrystusa.
Kolejnym szczytem fałszu i absurdu jest powiązanie goszczenia Pana Jezusa w domu Marty, Marii i Łazarza z przyjmowaniem nielegalnych imigrantów. Czyżby kard. Ryś twierdził, że Pan Jezus był dla tej rodziny obcym przybyszem, domagającym się mieszkania i utrzymywania? Przecież to jest tak potężne zakłamanie i absurd, że nawet nie wymaga żadnego komentarza.
Fałszem jest także twierdzenie, jakoby według katolickiej doktryny społecznej każdy miał prawo imigrować i osiedlać się tam, gdzie ma ochotę. Otóż nie ma takiej zasady w całym nauczaniu Kościoła, a Ryś nie jest też w stanie wskazać dokumentu Magisterium, który by takową zasadę podawał. Wręcz przeciwnie, gdyż z głównych Magisterium z kwestiach społecznych - subsydiaryzm i solidaryzm - wynika dokładnie coś innego, mianowicie konieczność odpowiedniej proporcji i harmonii między prawami i obowiązkami indywidualnymi z jednej strony, a prawami i obowiązkami zbiorowymi z drugiej. Innymi słowy: z katolicką doktryną społeczną wprost sprzeczna jest praktyka polegająca na przyjmowaniu osób niechętnych i niegotowych i niezdolnych do odpowiedniego wkładu w dobro społeczeństwa i państwa, a nawet wręcz zagrażających temu dobru, przynajmniej przez życie na koszt społeczeństwa i państwa, gdyż do tego sprowadza się pobyt większości imigrantów przyjmowanych w Europie od dziesięcioleci. Do tego dochodzi zagrożenie realne życia i zdrowia, a przede wszystkim zagrożenie duchowe poprzez nawet nie ukrywany zamysł przejęcia Europy przez islam.
Mamy więc do czynienia niestety z następnym, a tym razem szczególnie głośnym epizodem działalności Grzegorza Rysia, która niestety nie odbiega od jego dotychczasowych fałszerskich poczynań nawet jeszcze z okresu krakowskiego przed karierą w hierarchii. Szczytu kariery sięgnął za poprzedniego pontyfikatu, co też nie jest przypadkiem. Tym bardziej potrzebny jest trzeźwy sprzeciw, wykazujący fałsz i błędy.
Na koniec jeszcze istotna uwaga. Otóż autor tegoż "list pasterskiego" usiłuje stworzyć wrażenie, jakoby przedstawiał czystą Ewangelię czyli nauczanie Kościoła (niby w ramach i według wzoru "gościnności" Abrahamowej oraz Chrystusowej zasady traktowania "obcych"). Co jest oczywiście kłamstwem, wobec wskazanych powyżej faktów. Faktycznie zabiera on głos w aktualnej debacie społeczno-politycznej, opowiadając się jednoznacznie po stronie tych, którzy forsują i popierają przyjmowanie i osiedlanie nielegalnych imigrantów w Polsce i nie tylko.
Dobrze, że Ksiądz jest, i że objaśnia tematy, bo jak się posłucha niektórych "purpuratów" to ręce opadają.
OdpowiedzUsuńik
Dobrze byłoby aby wskazać wiernym, które konkretnie fragmenty dokumentów Magisterium określają materialne i duchowe zagrożenia dla wspólnoty, jako granice wolności wyboru jednostek do miejsca przebywania.
OdpowiedzUsuń