Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czym są cenzury teologiczne?


Pytanie jest rzeczywiście ważne, gdyż tematyka jest obecnie niestety zupełnie pomijana w wykładach i podręcznikach teologii, co zresztą nie jest zgodne nawet z dekretem Vaticanum II o ekumeniźmie (Unitatis redintegratio, 11), gdzie jest mowa o "hierarchii prawd", odnosząc się właśnie do tejże tematyki.

Nie znam źródła w języku polskim, który by całościowo i solidnie traktował sprawę. Są oczywiście klasyczne podręczniki teologii katolickiej w językach obcych, zwłaszcza po łacinie (tutaj; dobry jest podręcznik niemiecki x. Ludwig'a Ott'a, aktualizowany ostatni raz jeszcze po Vaticanum II, por. tutaj). Zreferuję sprawę po krótce. 

Określenia rodzajów fałszywych tez teologicznych (takich jak herezja itd.), czyli tzw. cenzury teologiczne, które są negatywnymi ocenami, odpowiadają pozytywne tzw. stopnie pewności teologicznej. Tych stopni wyróżnia się kilka do kilkanaście (nie ma urzędowego czyli magisterialnego katalogu), a są to w kolejności według rangi:

1. de fide divina, de fide catholica, de fide definita, czyli prawda objawiona przez Boga i podana przez Kościół do wierzenia, czy to nauczaniu zwyczajnym czy też nadzwyczajnym czyli w formie definicji dogmatycznej,

2. de fide ecclesiastica, czyli prawda należąca do zwyczajnego nauczania Kościoła, ale bez pewności co do przynależności do Bożego Objawienia

3. fidei proxima, prawda związana z objawionymi prawdami wiary, 

4. sententia theologicae certa, zdanie teologiczne pewne,

5. sententia communis, zdanie przyjęte powszechnie przez teologów katolickich, przynajmniej przez moralną większość, 

6. sententia probabilis, probabilior, bene fundata, pia etc., czyli zdania prawdopodobne, bardziej prawdopodobne, zasadne, pobożne itp. 

Teologowie dość często różnią się w określeniu stopnia pewności poszczególnych tez niższej rangi. 

Bynajmniej nie prościej wygląda klasyfikacja cenzur teologicznych. Są to:

1. propositio haeretica, czyli herezja negująca prawdę objawioną, 

2. propositio haeresi proxima, czyli zdanie bliskie negacji prawdy objawionej, 

3. propositio haeresim sapiens (de haeresi suspecta), czyli zdanie tchnące herezją, czyli wzbudzające uzasadnione podejrzenie o herezję

4. propositio erronea, zdanie błędne ale nie dotyczące wprost Bożego Objawienia, 

5. propositio temeraria, zdanie zuchwałe, czyli mogące prowadzić do negacji Bożego Objawienia, 

6. propositio piarum aurium offensiva, czyli zdane obrażające uszy osób pobożnych, czyli wierzących po katolicku i bogobojnych, 

7. propositio male sonans, czyli zdanie źle brzmiące, to znaczy polegające na nieścisłości czy niechlujstwie, 

8. propositio captiosa, zdanie podstępne, czyli dwuznaczne w sposób zamierzony, 

9. propositio scandalosa, czyli zdanie gorszące.

Oczywiście każde z tych zdań jest grzechem, jeśli jest prezentowane świadomie i własnowolnie, a jest grzechem ciężkim w zależności od wagi materii oraz skutków dla wiary i pobożności bliźnich, a także od pozycji w Kościele czyli od realnego wpływu na wiernych. 

"Mężczyzną i niewiastą stworzył ich" - katolickie pojęcie płci i małżeństwa (z post scriptum)


(płaskorzeźba z fasady katedry w Orvieto/Włochy)

Temat jest oczywiście bardzo obszerny. Niniejszym mogę go poruszyć tylko bardzo skrótowo, mając na uwadze główne braki wiedzy i nieporozumienia najczęstsze w środowiskach katolickich, także tych niby tradycyjnych. Z jednej strony mamy do czynienia z atakiem na naturę płci i małżeństwa z pozycyj lewackich, sięgających niestety także kręgów katolickich. Z drugiej zaś pojawia się reakcja z pozycji niby konserwatywno-katolickiej, która niekiedy przyjmuje jednak kształt dość karykaturalny, co również godzi w naturę rzeczy. Zdarza się też, że przy okazji próbuje się załatwić swoje prywatne porachunki z jakichś realnych czy urojonych krzywd ze strony płci przeciwnej. Dotyczy to zarówno płci męskiej jak i żeńskiej. Szczególnie gorszące i szkodliwe jest takowe zachowanie i postępowanie w przypadku duchownych, czyli w postaci quasi klerykalnego mizogynizmu. 

W ujęciu naturalnym, filozoficzno-antropologicznym, małżeństwo jest naturalnym, trwałym i prawomocnym związkiem mężczyzny i niewiasty celem wydania na świat potomstwa. Jest to wspólnota osób cielesno-duchowa, odpowiednio do natury człowieka. Z tejże natury wynika także, że ta wspólnota polega na dobrowolnej i wzajemnej woli podjęcia trwałych, dozgonnych zobowiązań, czyli udzielenia sobie nawzajem praw i obowiązków, które mają rangę zarówno osobisto-prywatną jak też, z powodu doniosłości społecznej, także oficjalną i publiczną. 

To, co odróżnia małżeństwo od innych rodzajów i form wspólnot ludzkich, jest wydanie na świat i wychowanie potomstwa. Nie oznacza to oczywiście braku i pominięcia innych celów, zadań i wymiarów zarówno duchowych jak i cielesnych. Wręcz przeciwnie, wydanie potomstwa zakłada całościową wspólnotę mężczyzny i niewiasty i wymaga jej. Mówiąc przykładowo i obrazowo: niewiasta nie jest "maszyną" do rodzenia dzieci i usługiwania w domu, lecz jest pełnoprawnym członkiem wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej, oczywiście według swojej specyfiki. Analogicznie małżonek nie jest "maszyną" do zarabiania pieniędzy i łożenia na utrzymanie rodziny, lecz jest współmałżonkiem i współrodzicem, który dzieli z małżonką nie tylko wydawanie na świat potomstwa lecz także ich wychowywanie. Współdzielenie jest istotne i konieczne z obydwu stron: ani ojciec ani matka nie ma prawa do zaborczości względem wspólnych dzieci na niekorzyść współmałżonka czy współmałżonki. Nierespektowanie wspólnej odpowiedzialności wyrządza krzywdę przede wszystkim dzieciom, która może pozostać z nimi na całe życie, wyrządzając zranienia i skrzywienia osobowościowe i emocjonalne, które nieuchronnie będą ciążyć na ich przyszłym życiu, zwłaszcza w ich własnych małżeństwach i rodzinach. 

Kto wyrządza jakąkolwiek krzywdę swojemu małżonkowi czy małżonce, ten (ta) powinien (powinna) zadać sobie pytanie, czy chciałby (chciałaby), żeby tak jego (jej) córka względnie syn był(a) w taki sposób traktowana(y) w przyszłości przez współmałżonka czy współmałżonkę. 

Miłość oblubieńcza ma swoją specyfikę. Im bardziej jest emocjonalna, czyli im większe jest zakochanie uczuciowe i zauroczenie zmysłowe, tym większe jest prawdopodobieństwo odwrócenia uczuć i pożądania w ich przeciwieństwo czyli w nienawiść i pogardę. Prawidłowy rozwój wymaga dojrzewania czyli wzrastania w harmonii osobowej, czyli zgodności warstw osobowości w odpowiedniej hierarchii. Oznacza to nadrzędną rolę rozumu i woli nad zmysłami i uczuciami. Kryzysy małżeńskie i ostatecznie rozpad małżeńskiej wspólnoty duchowo-cielesnej wynika zawsze właśnie z dysharmonii czyli niedojrzałości osobowej przynajmniej jednej z osób. 

Różnice osobowości małżonków, w tym także te związane z różnicą płci, często wyostrzają się z biegiem czasu, jeśli małżonkowie świadomie nie dążą do dojrzewania zarówno osobistego jak też ich wspólnoty. Rozwiązaniem zwykle nie jest jednostronne domaganie się zmiany u współmałżonka, aczkolwiek deficyty mogą być różne po każdej ze stron. Najgorzej jest - i to właśnie prowadzi do tragedij małżeńskim i rodzinnych - gdy wymagania wobec współmałżonka czy współmałżonki są niezgodne z naturą czy to męskości względnie kobiecości, czy z istotą i naturą małżeństwa. 

Brak szacunku dla odmienności płci jest paradoxalnie nierzadko spotykany w małżeństwach. Oczywiście nie chodzi o żartobliwe uwagi, które świadczą raczej o zdrowym podejściu, nawet jeśli w tle czy okazją są sytuacje mniej czy bardziej konfliktowe. 

Mam na myśli głównie skrajności. Sprzeczne z naturą małżeństwa i płci jest zarówno traktowanie męża jedynie jako źródło materialnego utrzymania rodziny, jak też traktowanie małżonki jako służącej na usługach męża i dzieci. Jeszcze większą skrajnością, wręcz diabelsko patologiczną jest, gdy mąż ani nie łoży na utrzymanie rodziny, przynajmniej nie wystarczająco, ani nie traktuje małżonki jako umiłowanej towarzyszki, co jest wprost sprzeczne z tradycyjnym nauczaniem Kościoła w tej kwestii, wyrażonym zwłaszcza w encyklikach "Arcanum" Leona XIII, "Casti connubii" Piusa XI. Oto istotne fragmenty:

(źródło tutaj)


(źródło tutaj)

Nauczanie Kościoła oczywiście nawiązuje do prawdziwej mądrości starożytnej, zdroworozsądkowej. Już Arystoteles zauważył (Ethica Nicom. 8, 1162a), że parę ludzką odróżnia od zwierząt to, iż dwoje łączy się ze sobą nie tylko dla samej prokreacji lecz dla przyjaźni czyli wspólnoty życia: 

"wydaje się, że mężczyznę i niewiastę z natury łączy przyjaźń"

(źródło tutaj)

W Starym Testamencie zarówno różnica płci jak i małżeństwo - a są to rzeczywistości ściśle ze sobą powiązane - przynależą do sfery naturalnej, chcianej przez Stwórcę i ustanowionej w porządku odpowiadającym godności człowieka (zarówno mężczyzny jak też niewiasty) stworzonego na obraz i podobieństwo Boga samego. Pierwsi rodzice otrzymują wspólnie - właśnie jako mężczyzna i niewiasta - zarówno zlecenie i zadanie, jak też błogosławieństwo Boże (Rdz 1,27n; 2,24). Płodność obojga jest wspólna w komplementarności, która nie dotyczy tylko dziedziny cielesnej (biologicznej), lecz całości człowieczeństwa, czyli także dziedziny psychicznej i w pewnym sensie duchowej, oczywiście przy zachowaniu tej samej godności ludzkiej. Ich wspólna rola w dziejach ludzkości i świata ma charakter nie czysto świecki, czysto naturalny, jakby autonomiczny, lecz objęta jest zamiarem, porządkiem, wolą i opieką Bożą. Pierwotne małżeństwo jest monogamiczne i święte (Rdz 2,22). Jego religijny, powiązany ze stwórczym działaniem Boga charakter został wprawdzie zaciemniony wskutek grzechu pierworodnego, jednak nie zniszczony ani usunięty (Rdz 4,1; 9,1). Przed potopem, który był sprawiedliwą i oczyszczającą karą Bożą za odejście ludzi od prawa Bożego, pojawiła się poligamia (Rdz 4,19). Mimo tego nie zanikła jednak myśl, że małżeństwo jest - ma być - odblaskiem i obrazem przymierza Boga z rodzajem ludzkim, zwłaszcza z ludem wybranym (Wj, 34,15n; Kpł 17,7; Pwt 31,16; Sdz 2,17; Oz 1-2; Iz 1,21; 50,1; 54,4-10; 57,3). Takie ujęcie nie ma sobie równych czy choćby porównywalnych w innych kulturach, cywilizacjach i religiach. 

Nawiązuje do tego św. Paweł, gdy mówi o oblubieńczym związku Chrystusa z Kościołem (Ef 5,32). Nie przypadkowo sam Pan Jezus sprzeciwił się poluzowaniu nierozerwalności małżeństwa, które pojawiło się w religii Mojżeszowej (Pwt 24,1-4; por. Mt 5,31-32; Mk 10,2-9), a faworyzowało prawa męża jednostronnie na niekorzyść małżonki. 

W Liście do Efezjan w rozdziale 5 Apostoł podaje dogmatyczne podstawy małżeństwa w rozumieniu chrześcijańskim. Często pojedyncze wersety tego rozdziału są używane w oderwaniu od kontextu, co zwykle prowadzi do nieporozumień i manipulacji. Dlatego warto przeczytać całość:

Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane i chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował was i siebie samego wydał za nas jako dar i ofiarę Bogu ku miłej wonności. A rozpusta i wszelka nieczystość lub chciwość niech nawet nie będą wymieniane wśród was, jak przystoi świętym. Także bezwstyd i błazeńska mowa lub nieprzyzwoite żarty, które nie przystoją, lecz raczej dziękczynienie. Gdyż to wiedzcie na pewno, iż żaden rozpustnik albo nieczysty, lub chciwiec, to znaczy bałwochwalca, nie ma udziału w Królestwie Chrystusowym i Bożym. Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowy, z powodu nich bowiem spada gniew Boży na nieposłusznych synów. Nie bądźcie tedy wspólnikami ich. Byliście bowiem niegdyś ciemnością, a teraz jesteście światłością w Panu. Postępujcie jako dzieci światłości, bo owocem światłości jest wszelka dobroć i sprawiedliwość, i prawda. Dochodźcie tego, co jest miłe Panu. I nie miejcie nic wspólnego z bezowocnymi uczynkami ciemności, ale je raczej karćcie, bo to nawet wstyd mówić, co się potajemnie wśród nich dzieje. Wszystko to zaś dzięki światłu wychodzi na jaw jako potępienia godne. Wszystko bowiem, co się ujawnia, jest światłem. Dlatego powiedziano: Obudź się, który śpisz, I powstań z martwych, A zajaśnieje ci Chrystus. Baczcie więc pilnie, jak macie postępować, nie jako niemądrzy, lecz jako mądrzy, wykorzystując czas, gdyż dni są złe. Dlatego nie bądźcie nierozsądni, ale rozumiejcie, jaka jest wola Pańska. I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha, rozmawiając ze sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu, dziękując zawsze za wszystko Bogu i Ojcu w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ulegając jedni drugim w bojaźni Chrystusowej. Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak Chrystus Głową Kościoła, ciała, którego jest Zbawicielem. Ale jak Kościół podlega Chrystusowi, tak i żony mężom swoim we wszystkim. Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, gdyż członkami ciała jego jesteśmy. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła. A zatem niechaj i każdy z was miłuje żonę swoją, jak siebie samego, a żona niechaj poważa męża swego. 


Niektóre zdania wytłuściłem dla podkreślenia ich wagi i związku. 

Przede wszystkim nie można pominąć związku między napomnieniami moralnymi a prawdami wiary. Fundamentem napomnień jest godność dzieci Bożych, umiłowanie przez Chrystusa i Jego ofiara. Głównym i kluczowym napomnieniem jest wezwanie do naśladowania Boga, który objawił się w Jezusie Chrystusie. Wzajemne podleganie sobie, czyli traktowanie siebie jako zależnego, wynika z uniżenia się przez Jezusa Chrystusa z miłości. Tak więc w słowach Apostoła przenikają się dwa wymiary - naturalny, czyli przyrodzony, oraz nadprzyrodzony, czyli w porządku dzieła Zbawienia. Tak jak małżonkowie są jednym ciałem w dziele stwarzania potomstwa, tak też powinni być jednością w naśladowaniu Boga z zachowaniem naturalnego porządku, na którym buduje łaska w Chrystusie. Tak właśnie należy rozumieć uległość żony i miłowanie jej przez męża. Nie są relacje jednostronne lecz obopólne, to znaczy także małżonka jest winna miłość mężowi, a mąż jest winien uległość żonie w odpowiednim sensie. Jedność małżeńska nie niweczy różnicy lecz ją zakłada, gdyż inna jest natura jest natura męskości, a inna niewieścia. Jedna jest ukierunkowana na drugą i to wzajemnie. Pewna niesymetryczność relacyj - wyrażona przez Apostoła przez poddaństwo małżonki a miłość męża - wynika z porządku naturalnego, czyli zarówno z biologiczno-psychicznej różnicy płci jak też z hierarchii, która jest dana i konieczna także w społeczności rodzinnej. W Chrystusie ten porządek zostaje utrzymany, ale przemieniony tak, że poddanie żony nie wynika z tyranii męża, lecz z jego miłości, którą powinien miłować żonę nie mniej niż siebie, a jej pierwowzorem jest miłość Chrystusa do Kościoła, czyli miłość ofiarna, oddająca życie. 

Kontextem szerszym koniecznym do właściwego zrozumienia są inne listy św. Pawłowe. 

W Liście do Galatów (3, 26-29) czytamy:

Albowiem wszyscy jesteście synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie. A jeśli jesteście Chrystusowi, tedy jesteście potomkami Abrahama, dziedzicami według obietnicy.

Apostoł oczywiście ani nie głosi ogólnej równości, ani nie postuluje rewolucji społecznej. Jedność w Chrystusie, czyli w dziedzictwie Abrahamowym nie niweczy różnic narodowościowych, kulturowych, społecznych, ani różnicy płci. Stosunki naturalne istnieją nadal, ale zostają przemienione wewnętrznie przez wzajemne oddanie w miłości Chrystusowej. Dlatego właśnie św. Paweł prosi swojego ucznia Filemona, by przyjął zbiegłego niewolnika Onezyma z powrotem "nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego" (Flm 16; por. Kol 3,11). 

Te powiązania są wyraźnie widoczne także w Liście do Kolosan (3, 14-24):

A ponad to wszystko przyobleczcie się w miłość, która jest spójnią doskonałości. A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też powołani jesteście w jednym ciele; a bądźcie wdzięczni. Słowo Chrystusowe niech mieszka w was obficie; we wszelkiej mądrości nauczajcie i napominajcie jedni drugich przez psalmy, hymny, pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając Bogu w sercach waszych. I wszystko, cokolwiek czynicie w słowie lub w uczynku, wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa, dziękując przez Niego Bogu Ojcu. Żony, bądźcie uległe mężom swoim, jak przystoi w Panu. Mężowie, miłujcie żony swoje i nie bądźcie dla nich przykrymi. Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim; albowiem Pan ma w tym upodobanie. Ojcowie, nie rozgoryczajcie dzieci swoich, aby nie upadały na duchu. Słudzy, bądźcie posłuszni we wszystkim ziemskim panom, służąc nie tylko pozornie, aby się przypodobać ludziom, lecz w szczerości serca, jako ci, którzy się boją Pana. Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie jako dla Pana, a nie dla ludzi, wiedząc, że od Pana otrzymacie jako zapłatę dziedzictwo, gdyż Chrystusowi Panu służycie.

Św. Paweł wprawdzie konsekwentnie odróżnia między stosunkiem żony do męża ("poddajcie się"), a tymże męża do żony ("miłujcie"). Tym razem jednak kieruje do żon odniesienie do Chrystusa ("jak przystoi w Panu"). Ten dodatek zarówno radykalizuje jak też równocześnie relatywizuje oddanie się mężowi: wyznacznikiem i granicą jest Chrystusowe prawo miłości, które zakłada porządek naturalny, przemieniając go wewnętrznie w duchu miłosnej relacji między Chrystusem a odkupionym rodzajem ludzkim. Oznacza to, że oddanie się mężowi nie może być absolutne i bezwzględne, ponieważ tylko samemu Bogu przysługuje takie oddanie człowieka. Mąż nie jest Bogiem dla żony, nawet jeśli wzorem dla jego miłości względem żony ma być ofiarna miłość Chrystusa względem Kościoła. 

W 1 Liście do Koryntian (7) Apostoł akcentuje wzajemność i symetrię małżonków:

A teraz o czym pisaliście: Dobrze jest, jeżeli mężczyzna nie dotyka kobiety; jednak ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża. Mąż niechaj oddaje żonie, co jej się należy, podobnie i żona mężowi. Nie żona rozporządza własnym ciałem, lecz mąż; podobnie nie mąż rozporządza własnym ciałem, lecz żona. Nie strońcie od współżycia z sobą, chyba za wspólną zgodą do pewnego czasu, aby oddać się modlitwie, a potem znowu podejmujcie współżycie, aby was szatan nie kusił z powodu niepowściągliwości waszej. A to, co mówię, jest zaleceniem, a nie rozkazem.

Św. Paweł oczywiście nie wzywa do małżeństwa polegającego na zaspokajaniu pożądliwości. Sednem jest tutaj Chrystusowe rozumienie małżeństwa jako jednego ciała, co oczywiście nie neguje osobowości, indywidualnej godności, która jest zarazem wspólna. Tutaj Apostoł wyraźnie podkreśla wzajemne poddaństwo, wzajemną zależność, która wymaga wzajemnej sprawiedliwości wobec siebie. 

W tym samym Liście (1Kor 11) znajdujemy zarówno połączenie hierarchii małżeńskiej z jednością i współzależnością:

Bądźcie naśladowcami moimi, jak i ja jestem naśladowcą Chrystusa. A chwalę was, bracia, za to, że we wszystkim o mnie pamiętacie i że trzymacie się pouczeń, jakie wam przekazałem. A chcę, abyście wiedzieli, że głową każdego męża jest Chrystus, a głową żony mąż, a głową Chrystusa Bóg. Każdy mężczyzna, który się modli albo prorokuje z nakrytą głową, hańbi głowę swoją. I każda kobieta, która się modli albo prorokuje z nie nakrytą głową, hańbi głowę swoją, bo to jest jedno i to samo, jak gdyby była ogolona. Bo jeśli kobieta nie nakrywa głowy, to niech się też strzyże; a jeśli hańbiącą jest rzeczą dla kobiety być ostrzyżoną albo ogoloną, to niech nakrywa głowę. Mężczyzna bowiem nie powinien nakrywać głowy, gdyż jest obrazem i odbiciem chwały Bożej; lecz kobieta jest odbiciem chwały mężczyzny. Bo nie mężczyzna jest z kobiety, ale kobieta z mężczyzny. Albowiem mężczyzna nie jest stworzony ze względu na kobietę, ale kobieta ze względu na mężczyznę. Dlatego kobieta powinna mieć na głowie oznakę uległości ze względu na aniołów. Zresztą, w Panu kobieta jest równie ważna dla mężczyzny, jak mężczyzna dla kobiety. Albowiem jak kobieta jest z mężczyzny, tak też mężczyzna przez kobietę, a wszystko jest z Boga. Osądźcie sami: Czy przystoi kobiecie bez nakrycia modlić się do Boga? Czyż sama natura nie poucza was, że mężczyźnie, jeśli zapuszcza włosy, przynosi to wstyd, a kobiecie, jeśli zapuszcza włosy, przynosi to chlubę? Gdyż włosy są jej dane jako okrycie. A jeśli się komuś wydaje, że może się upierać przy swoim, niech to robi, ale my takiego zwyczaju nie mamy ani też zgromadzenia Boże.

Całkiem podobnie, w tym samym duchu i toku myślenia naucza św. Piotr (1 P 2,11 - 3,12):

Umiłowani, napominam was, abyście jako pielgrzymi i wychodźcy wstrzymywali się od cielesnych pożądliwości, które walczą przeciwko duszy. Prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia. Bądźcie poddani wszelkiemu ludzkiemu porządkowi ze względu na Pana, czy to królowi jako najwyższemu władcy, czy to namiestnikom, jako przezeń wysyłanym dla karania złoczyńców, a udzielania pochwały tym, którzy dobrze czynią. Albowiem taka jest wola Boża, abyście dobrze czyniąc, zamykali usta niewiedzy ludzi głupich, jako wolni, a nie jako ci, którzy wolności używają za osłonę zła, lecz jako słudzy Boga. Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, króla czcijcie. Domownicy, bądźcie poddani z wszelką bojaźnią panom, nie tylko dobrym i łagodnym, ale i przykrym. Albowiem to jest łaska, jeśli ktoś związany w sumieniu przed Bogiem znosi utrapienie i cierpi niewinnie. Bo jakaż to chluba, jeżeli okazujecie cierpliwość, policzkowani za grzechy? Ale, jeżeli okazujecie cierpliwość, gdy za dobre uczynki cierpicie, to jest łaska u Boga. Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady. On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego. On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi. On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; jego rany uleczyły was. Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz nawróciliście się do pasterza i stróża dusz waszych. 
Podobnie wy, żony, bądźcie uległe mężom swoim, aby, jeśli nawet niektórzy nie są posłuszni Słowu, dzięki postępowaniu kobiet, bez słowa zostali pozyskani, ujrzawszy wasze czyste, bogobojne życie. Ozdobą waszą niech nie będzie to, co zewnętrzne, trefienie włosów, złote klejnoty lub strojne szaty, lecz ukryty wewnętrzny człowiek z niezniszczalnym klejnotem łagodnego i cichego ducha, który jedynie ma wartość przed Bogiem. Albowiem tak niegdyś przyozdabiały się święte niewiasty, pokładające nadzieję w Bogu, uległe swoim mężom. Tak Sara posłuszna była Abrahamowi, nazywając go panem. Jej dziećmi stałyście się wy, gdy czynicie dobrze i niczym nie dajecie się nastraszyć. Podobnie wy, mężowie, postępujcie z nimi z wyrozumiałością jako ze słabszym rodzajem niewieścim i okazujcie im cześć, skoro i one są dziedziczkami łaski żywota, aby modlitwy wasze nie doznały przeszkody. A w końcu: Bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, braterscy, miłosierni, pokorni. Nie oddawajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, lecz przeciwnie, błogosławcie, gdyż na to powołani zostaliście, abyście odziedziczyli błogosławieństwo. Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej. Niech się odwróci od złego, a czyni dobre, niech szuka pokoju i dąży do niego. Albowiem oczy Pana zwrócone są na sprawiedliwych, a uszy jego ku prośbie ich, lecz oblicze Pańskie przeciwko tym, którzy czynią zło. 

Św. Piotr mocno wiąże wezwanie zarówno do żon jak i do mężów z duchem i przykładem Chrystusowym. Dodaje do tego znaczenie misyjne, czyli pozyskanie męża dla Chrystusa, co również świadczy o tym, iż uległość żony wobec męża nie jest ani absolutna, ani oderwana od zbawienia jego duszy. Ciekawy jest też dodatek skierowany do mężów w odniesieniu do żon: zawiera on zarówno porządek naturalny ("słabszy rodzaj") jak też porządek nadprzyrodzony czyli jedność w porządku łaski Chrystusowej. 

Wnioski są dość oczywiste:
- Apostołowie napominają obydwoje małżonków do traktowania siebie nawzajem w duchu Chrystusowym, czyli z poszanowaniem zarówno prawa naturalnego jak też wspólnej godności w porządku miłości Chrystusowej. 
- Napominania Apostołów nie mają nic wspólnego z pozwalaniem czy choćby dopuszczaniem traktowania małżonki jako niewolnicy czy choćby służącej. Wręcz przeciwnie: chrześcijańskie czyli Chrystusowe zasady traktowania małżonki czy niewiasty w ogólności o wiele przewyższają standardy antyczne w sposób wręcz rewolucyjny, oczywiście w znaczeniu "rewolucji" duchowej w Jezusie Chrystusie. 
- Równocześnie należy wziąć pod uwagę ówczesny faktyczny status niewiast zarówno w społeczeństwie jak też w rodzinie. Małżonka nie pracowała zawodowo czyli poza domem i zdana była całkowicie na opiekę swego męża. To mąż był odpowiedzialny za jej los i z tego tytułu miał prawo oczekiwać uległości w znaczeniu posłuszeństwa zgodnego z prawem naturalnym i pobożnością. Innymi słowy: uległości małżonki nie można oddzielić ani odłączyć od opieki męża w miłości, od jego troski o małżonkę, która przysługuje jej tak jak jego własnemu ciału. Mężowi nie wolno traktować małżonki gorzej niż siebie samego, lecz wręcz odwrotnie, czyli ofiarowując się za nią, zgodnie z wzorem Chrystusa przypominanym przez Apostołów, czyli przykładem Tego, który Swoje życie oddał za Swoją oblubienicę, którą jest wspólnota odkupionych czyli Kościół. 

Wzajemnej relacji mężczyzny i niewiasty nie można też odłączyć od istoty, natury i charakteru małżeństwa w pojęciu chrześcijańskim. 

Już św. Ignacy Antiocheński (Ad Polycarp. 5) domagał się zawierania małżeństw chrześcijańskich według osądu biskupa, aby małżeństwo "było według Pana (Boga), a według pożądania" (źródło tutaj):


Podobnie nauczają łaciński apologeta Tertulian (Ad uxorem II, 8 - źródło tutaj; nieco więcej o teologii małżeństwa u Tertuliana tutaj):


W roboczym tłumaczeniu:

Skądże mamy mieć dość zdolności do opowiadania szczęśliwości tegoż małżeństwa, które Kościół jedna i potwierdza ofiarowanie i zatwierdza błogosławieństwo, aniołowie ogłaszają, a Ojciec (niebieski) uznaje za ważne? Wszak także na ziemi synowie nie zawierają małżeństwa prawidłowo i prawnie bez zgody ojców. 
Jakże wspaniała jest więź dwojga wiernych w jednej nadziei, w jednym pragnieniu, w tej samej karności, w tej samej służbie. Obydwoje są rodzeństwem, obydwoje współsługami. Nie ma różnicy ani ducha ani ciała, a więc prawdziwie dwoje w jednym ciele. Gdzie jedno ciało, tam też jeden duch: razem się modlą, razem mają pragnienie, razem podejmują post, wzajemnie się pouczając, wzajemnie się zachęcając, wzajemnie się znosząc.
W Kościele Bożym są równi sobie, równi w uczcie Bożej, równi w lęku, w prześladowaniach, w odpoczynku. Żadne nie ukrywa się przed drugim, żadne nie unika drugiego, żadne nie jest dla drugiego ciężarem. Chętnie odwiedzają się w chorobie, w potrzebie pomagają sobie. Dają jałmużnę bez ociągania się, ponoszą ofiary bez małostkowości, codziennie troszczą się bez przeszkód; nie znaczą się ukradkiem, okazują wdzięczność niebojaźliwie, błogosławią nie bez słów. Rozbrzmiewają między nimi psalmy i hymny, a wzajemnie się wyprzedzają, kto lepiej śpiewa swemu Bogu. Chrystus raduje się, gdy to widzi i słyszy. Takim zsyła Swój pokój. Gdzie jest takich dwoje, tam jest i On, a tam też nie ma złego (ducha). 
Takimi są, jakich to pozostawił nam ów głos Apostoła po krótce rozumiany. To sobie przypominaj, gdy trzeba. Nad tym rozmyślaj na podstawie przykładów. Inaczej nie wolno wiernym zawierać małżeństwa, a jeśli by nawet było wolno, to nie byłoby pożyteczne. 

Nie mniej wzniośle naucza o małżeństwie jeden z największych autorytetów teologii katolickiej św. Augustyn, który swój traktat o małżeństwie zaczyna oto takimi zasadniczymi uwagami (De bono conjugali, I, 1 - źródło tutaj):


Tłumaczenie robocze:

Ponieważ każdy człowiek jest częścią rodzaju ludzkiego a natura ludzka jest czymś społecznym, i ma dobro wielkie i naturalne, a to jest także siłę przyjaźni, dlatego Bóg zechciał stworzyć wszystkich z jednego, aby swojej społeczności byli spajani nie tylko przez podobieństwo rodzaju lecz także przez więź pokrewieństwa. Tak więc pierwsza naturalna para społeczności ludzkiej jest mężem i żoną. Ich to Bóg nie stworzył z osobna jako obcych, lecz jedno stworzył z drugiego, zaznaczając siłę związku w boku, z którego owa utworzona (żona) została wyjęta. Są bowiem złączeniu ze sobą bokami ci, którzy tak samo idą i tak samo patrzą tam, dokąd idą. Wynika z tego wzajemne powiązanie społeczności w potomstwie, które jest jednym godziwym owocem nie związku mężczyzny i niewiasty, lecz współżycia małżeńskiego. Bowiem w obydwu płciach mógł być jakiś związek przyjaźni i pokrewieństwa także bez takiego połączenia jednego rządzącego i jednego poddanego. 

Św. Tomasz z Akwinu, którego teologia jest od wieków polecana przez papieży, mówi o równości małżonków w akcie małżeńskim, co ma oczywiście przełożenie na naturę i całość pożycia małżeńskiego (STh Suppl. q 64 a 3 - źródło tutaj):


Dla jasności podaję treść w prostszych słowach: 

Równość jest dwojakiego rodzaju - ilościowa i proporcjonalna. Równość ilościowa jest ta, która jest uważana między dwoma ilościami w tej samej mierze, jak podwójny pokój do podwójnego pokoju. Natomiast równość proporcji jest uważana między dwoma proporcjami tego samego rodzaju, jak podwójny do podwójnego. Mówiąc więc o pierwszej równości, mąż i żona nie są równi w małżeństwie, bowiem co do aktu małżeńskiego mężowi należy się to, co jest bardziej szlachetne, a także co do zarządzania domem, gdzie żona jest poddana rządom a mąż rządzi. Jednak co do drugiej równości są równi mąż i żona, ponieważ tak jak mąż jest zobowiązany wobec żony w akcie małżeńskim i zarządzaniu domem w tym, co jest jego powinnością, tak też żona zobowiązana jest w tym, co jest jej powinnością. Tak więc są równi w pełnieniu i wymaganiu powinności. 

Takie rozumienie małżeństwa, całkowicie odpowiadające nauce Apostołów podanej w cytowanych wyżej fragmentach listów apostolskich, było na owe czasy wręcz rewolucyjne, a pozostaje i musi pozostać niezmienne w wierze i nauczaniu Kościoła. Chodzi oczywiście o ideał, jednak realny, o czym świadczą zastępy świętych chrześcijańskich małżeństw zarówno tych oficjalnie kanonizowanych jak też anonimowych. 

Warto zapoznać się ze źródłami nauki katolickiej z poszanowaniem i gotowością przyjęcia. Jest to konieczne zarówno dla uniknięcia popadnięcia w karykaturę katolicyzmu, która tworzy nie tylko fałszywe opinie o tradycyjnym nauczaniu Kościoła, lecz godzi w dobro małżeństw i rodzin, prowadząc do nieszczęść i tragedii zarówno osobistych jak też wspólnotowych. 



Post scriptum

Dotarły do mnie następujące pytania w związku z powyższym:


Odpowiadam po kolei. 

1. Tu nie ma kolejności, lecz wzajemność, czyli zasadnicza równoczesność. A jeśli już należy mówić o pierwszeństwie, to pierwsza jest opieka i miłość męża dla żony, ponieważ to jest podstawa posłuszeństwa żona dla męża. 
Mąż nie może wycofać swojej opieki dla żony nigdy, chyba że w przypadki orzekniętej przez władze kościelne separacji. Jest tak dlatego, że opieka nad żoną wynika z istoty małżeństwa oraz stosunku męża do żony, a to nie jest zależne od spełnienia jakiejś lojalności wobec męża, Oczywiście nasuwa się pytania, co ta lojalność oznacza. To należy zdefiniować. Pewne jest, że nawet sama niewierność małżeńska żony sama w sobie nie może być podstawą do zaniechania opieki, choć może być podstawą do separacji, która z kolei przynajmniej w znacznej części ogranicza obowiązek opieki i to obustronnej. 

2. W takiej sytuacji, jeśli napomnienia osobiste i przez osoby bliskie - rodzina, przyjaciele itp. - nie skutkują, wówczas należy się zwrócić do duszpasterza, w ostateczności do miejscowego ordynariusza, ponieważ chodzi nie o sprawę ściśle prywatną lecz o niewypełnianie publicznego ślubu wobec Kościoła jakim jest zawarcie związku małżeńskiego. Władza kościelna ma obowiązek upomnieć takiego małżonka. W ostateczności może też orzec separację zgodnie z prawem kanonicznym. 

3. Jedność małżeńska oznacza także wspólnotę dóbr i wspólne zarządzanie nimi dla zaspokojenia słusznych potrzeb całej rodziny czyli wszystkich jej członków, zarówno dzieci jak i obojga współmałżonków. Obowiązek utrzymania i wychowania dzieci jest wspólny, ale także obowiązek wzajemnej pomocy współmałżonków. Jak powiedziałem wyżej, ani mąż nie żona nie są maszynami do zarabiania pieniędzy czy do płodzenia dzieci, lecz są osobami z własnym, odpowiadającym możliwościom wkładem w zadania rodziny. Małżonkowie są winni sobie nawzajem odpowiedzialność za czynione wydatki. Ani mąż ani żona nie mają prawa do dysponowania tym, co posiadają, bez przynajmniej porozumienia wzajemnego, a tym bardziej z krzywdą dla drugiej osoby. Pierwszeństwo mają wydatki na cele wspólne jak utrzymanie domu, wyżywienie itp. Na dalszym planie są wydatki na potrzeby indywidualne jak ubiór, samochód itp. 

4. To pytanie wymagałoby wyjaśnienia i doprecyzowania. Obowiązek przynajmniej udziału męża w wydatkach na potrzeby wspólne jest oczywisty. Mąż nie ma prawa stawiać warunków, od których uzależnia spełnienie tego obowiązku. Świadczenia 800+ są zgodnie z prawem dedykowane na potrzeby dzieci i ich wychowania, czyli wydatki z tym związane. Oczywiście w porządku jest przeznaczenie pozostałej części tego świadczenia na wspólne wydatki rodziny jak dom, wyżywienie i to, co służy potrzebom wspólnym, w tym dzieciom. Niemoralne i bezprawne byłoby używanie tego świadczenia do zaspokojenia indywidualnych potrzeb któregoś z rodziców, chyba że za wyraźną zgodą dzieci. 

5. Oczywiście obowiązkiem obojga rodziców, także ojca, jest katolickie wychowanie każdego dziecka do przyszłych obowiązków rodzinnych, w tym także córek. Chodzi oczywiście o wychowanie zgodne z nauczaniem Kościoła zawartym zwłaszcza w encyklikach "Arcanum" oraz "Casti connubii". Oznacza to, że córki powinne być wychowywane na przyszłe wierne towarzyszki swoich mężów i dobre matki dzieci, a nie na służące. 

Czy zasadne jest przyjmowanie święceń warunkowych (sub conditione)? (z aktualizacją)


W związku z działalnością tzw. ruchu oporu (FSSPXR) w Polsce byłem pytany wielokrotnie o opinię. To grono zresztą widocznie pilnie śledzi bloga i nie tylko. 

Najpierw informacje ogólne w skrócie dla tych P. T. Czytelników, którym sprawa jest zupełnie obca. 

Otóż chodzi o grupę, której duchowym przywódcą jest były członek FSSPX czyli Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, biskup Richard Williamson, który w sierpniu 2022 r. udzielił - według podanej po czasie informacji - sakry biskupiej Polakowi, Michałowi Stobnickiemu, a wcześniej, w 2017 r. udzielił był temuż święceń prezbiteratu. O przyjęciu przez tegoż niższych święceń nic nie wiadomo. Wszystko wskazuje na to, że ów nie odbył formacji seminaryjnej wymaganej od Soboru Trydenckiego przez prawo kanoniczne, ani nawet nie ukończył jakichkolwiek studiów teologicznych. Wiadomo tylko, że bp Michał Stobnicki ukończył studia prawnicze oraz pracował do niedawna jako prawnik, prowadząc od 2018 r. - czyli już po przyjęciu święceń prezbiteratu - własną kancelarię:


O ile zarabianie na życie w świeckim zawodzie, jeśli jest konieczne i tylko w koniecznym zakresie, można by pod tym warunkami usprawiedliwić moralnie i teologicznie, o tyle brak formacji seminaryjnej oraz brak jakichkolwiek studiów teologicznych jest nie do pogodzenia z zasadami Kościoła nawet w sytuacji nadzwyczajnej, z jaką mamy do czynienia obecnie. Tym samym oczywiste jest, że bp Williamson zadziałał wbrew nie tylko prawu kanonicznemu (zarówno przed- jak i posoborowemu), lecz także w sprzeczności z odwiecznymi zasadami Kościoła co do udzielania sakramentu święceń. Wprawdzie obowiązek przejścia przez conajmniej 4-letnią (przynajmniej tyle trwają studia teologii) formację w seminarium duchownym przed udzieleniem święceń wyższych jest wiążący dopiero od Soboru Trydenckiego, jednak zawsze obowiązywały kryteria solidnego przygotowania duchowego, teologicznego i praktycznego do przyjęcia święceń pod nadzorem biskupa miejsca, nawet jeśli odbywało się to na poziomie parafii, czyli we wspólnocie starszych duchownych. 

Równocześnie, tzn. w ostatnich około dwóch latach, kilku starszych już wyświęconych w Novus Ordo duchownych (salezjanie x. Jacek Bałemba, x. Dariusz Kowalczyk, oraz misjonarz św. Wincentego a Paulo x. Włodzimierz Małota) przyjęło tzw. święcenia sub conditione (czyli warunkowe) z rąk czy to bpa Williamsona czy też bpa Stobnickiego (szczegóły nie są podawane, jest tylko ogólna informacja podana przez tego ostatniego). Jak należy te fakty ocenić? 

Znamienne jest, że nikt z tych osób nie podał uzasadnienia tych kroków, czyli zarówno udzielenia święceń Michałowi Stobnickiemu wbrew wszelkim zasadom Kościoła, jak też kilku kapłanom wyświęconym już niegdyś w Novus Ordo. Mówi się jedynie ogólnie i mgliście o zaradzeniu niepewności. Z czego ta niepewność wynika i na czym polega, nie jest podawane. Czy wynika z sakramentalnej nieważności zreformowanej sakry biskupiej, czyli z tego, że biskupi Novus Ordo nie są sakramentalnie ważnymi biskupami, czy raczej z braku intencji w udzielaniu przez nich święceń, mimo że są ważnie wyświęconymi biskupami? Są to istotne pytania. W każdym razie sieje się w ten sposób niepewność wśród wiernych, a równocześnie buduje się własną rangę dzięki zapewnieniu sobie - jak twierdzą - niewątpliwych sakramentalnie święceń prezbiteratu i w przypadku M. Stobnickiego także episkopatu. 

W sporze co do ważności sakry biskupiej według obrzędu wprowadzonego przez Pawła VI nie jestem w stanie się wypowiedzieć teologicznie, gdyż jeszcze nie zgłębiałem tematu. O ile wiem, ani FSSPX ani bp R. Williamson generalnie nie negują sakramentalnej ważności tego obrzędu. Pozostaje więc kwestia intencji, czyli wątpliwości z powodu możliwego braku właściwej intencji u biskupa Novus Ordo, zakładając sakramentalną ważność formy, czyli modlitwy konsekracyjnej. 

Ta kwestia prowadzi nieuchronnie do sprawy ważności sakry biskupiej przyjętej przez abpa Marcel'a Lefebvre'a, która podnoszona jest przez część biskupów sedewakantystycznych (z których większość wywodzi się z byłych członków jego "bractwa" czyli FSSPX) oraz ich środowiska teologiczne i publicystyczne. Zwracają oni uwagę na fakt, że kardynał Achille Liénart z Lille, od którego Marcel Lefebvre przyjął święcenia zarówno prezbiteratu jak też episkopatu, nie tylko należał do zdeklarowanego skrzydła liberalnego i modernistycznego w episkopacie francuskim, lecz był masonem (więcej tutaj). Ten fakt potwierdził sam abp M. Lefebvre, a także jego duchowi synowie jak x. Szymon Bańka FSSPX (więcej tutaj). 

Nawet jeśli - jak twierdzi x. Sz. Bańka w imieniu FSSPX - współkonsekratorzy sakry udzielanej wspólnie abp M. Lefebvre'owi przez kard. A. Liénart‘a byli w stanie zapewnić prawidłową intencję i tym samym ważność udzielania, to jest problem z ważnością udzielenia przez Liénart'a święceń prezbiteratu, gdyż w tym stopniu święceń nie ma współkonsekratorów, którzy mogliby zapewnić prawidłowość intencji i ważność. Wszak wiadomo, że sakrę biskupią może przyjąć ważnie jedynie ważnie wyświęcony prezbiter. Jeśli Marcel Lefebvre był wątpliwie wyświęcony na prezbitera, to został także wątpliwie wyświęcony na biskupa, nawet jeśli współkonsekratorzy mieli prawidłową intencję. 

Jeśli więc istnieją poważne poszlaki, że kard. Liénart był masonem (o dowody jest bardzo trudno, ich zdobycie jest praktycznie niemożliwe, gdyż członkostwo w masonerii jest przez nią objęte ścisłą tajemnicą, za której złamanie wymierzana jest śmierć skrytobójcza), to także ważność święceń przyjętych przez abpa M. Lefebvre'a i w konsekwencji też udzielanych przez niego należy uznać za wątpliwą bądź przynajmniej moralnie niepewną. Dlatego przyjęcie z tej linii jakichkolwiek święceń sub conditione nie zaradza wątpliwości i niepewności, wbrew temu, co twierdzą wyznawcy FSSPX oraz FSSPXR (czyli "ruchu oporu"). 


Post scriptum 1

W reakcji na niniejszy wpis pojawiło się sporo reakcyj, dość często niemerytorycznych i złośliwych. Pojawiły się też jednak komentarze, próbujące obalić wątpliwości co do ważności linii abpa M. Lefrebvre'a, co widać w komentarzach. Jeden z nich wskazuje na następującą apologię:

https://martyr.pl/zagadnienie-waznosci-swiecen-arcybiskupa-lefebvrea/

Odpowiadam:

Text jest na słabym poziomie, gdyż jest to bardziej perswazja niż rzetelna argumentacja.

Po pierwsze, z tego, że mason może święcić ważnie, nie wynika wcale, że każdy mason święci ważnie.

Po drugie, zupełnie inne są przypadki Talleyrand'a i Lienart'a. Ten pierwszy był widocznie niewierzący i bez powołania, i działał we własnym interesie. Ten drugi natomiast był zagorzałym modernistą, który dążył do wewnętrznego zniszczenia Kościoła. 

Po trzecie, zewnętrzne spełnienie formy nie jest dowodem na spełnienie intencji. Dla oceny intencji konieczne jest uwzględnienie także innych okoliczności, jak zwłaszcza całość działań szafarza. 

Po czwarte, skoro postuluje się przyjmowanie święceń sub conditione dla zaradzenia niepewności czy wątpliwości, to nie należy przyjmować z linii obciążonej jakąkolwiek wątpliwością czy niepewnością, a taką jest linia abpa M. Lefebvre'a. 


Post scriptum 2

Tzw. ruch oporu (FSSPXR) w Polsce dzielnie się broni przed moimi (i nie tylko) zarzutami, głównie co do braku formacji seminaryjnej oraz studiów teologicznych Michała Stobnickiego, namaszczonego na przywódcę oporników w Polsce przez wielbiciela Władimira Pucin'a - bpa Richard'a Williamson'a. Otóż "biskup"-opornik Stobnicki twierdzi, że 

- Codex Iuris Canonici z 1917 r. (can. 972) nie nakłada ścisłego obowiązku formacji w seminarium

- pan Stobnicki studia teologii "zgodnie z decyzją J. E. Ks. Bp. Roberta McKenny OP (...), który skorzystał z możliwości przewidzianych przez prawo kanoniczne w kanonie 972 Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917 roku, odbywał poza seminarium". 

Jednak "biskup"-opornik Stobnicki ani nikt z jego wyznawców nie odpowiada na następujące istotne pytania:

1. Który to ordynariusz udzielił panu Stobnickiemu wymaganą w tymże kanonie dyspensę od obowiązku przebywania w seminarium podczas studiów teologicznych i z jakiej to poważnej przyczyny?

2. Który to kapłan sprawował nad nim wymaganą w tym kanonie pieczę formacyjną, tzn. u którego kapłana pan Stobnicki odbywał formację duchowną?

3. Kto wystawił panu Stobnickiemu świadectwa ze zdanych egzaminów (o ile one w ogóle istnieją)?

4. Kto przeprowadził scrutinium przed dopuszczeniem go bo święceń (wygląda na to, że nikt)?

5. Kto i kiedy udzielił mu święceń niższych, subdiakonatu i diakonatu? Dlaczego nie zostało to nigdy ogłoszone publicznie, by każdy znający ewentualne przeszkody mógł wnieść sprzeciw (jak tego wymaga prawo)?

Te pytania są istotne i stawianie ich jest niezbędne, gdyż udzielanie sakramentu święceń jest jednym z aktów publicznych Kościoła o najwyższej randze. Chodzi bowiem zarówno o godziwość, ważność i powagę udzielenia ich panu Stobnickiemu, jak też o wiarygodność i prawowierność jego działalności. Póki co, wygląda na to, że formuje się sekta, która skupia w sobie najgorsze znamiona lefebvryzmu, zwodząc i oszukując katolików szukających nieskażonego modernizmem nauczania wiary oraz pewnych co do ważności sakramentów. 

Udzielenie święceń komuś takiemu jak pan Michał Stobnicki świadczy o zupełnym pogubieniu bpa Richard'a Williamson'a, który widocznie gardzi już nawet najbardziej elementarnymi zasadami Kościoła. Gdyby udzielił sakry komuś takiemu jak x. Jacek Bałemba, czy choćby któremuś innemu z tej trójki "sub conditione", to byłoby to choćby szczątkowo zgodne z zasadami Kościoła, gdyż każdy z nich przeszedł formację seminaryjną, ukończył studia teologiczne i wykazał się jakąś działalnością dla Tradycji Kościoła. Jest zupełnie niezrozumiałe, jak oni mogą godzić się na to, że ktoś taki jak pan Stobnicki jest ich quasi przełożonym czy pseudordynariuszem (najwyżej honorowym). Postawienie kogoś takiego nad nimi świadczy o zupełnym braku już nawet wyczucia i choćby śladowego zdrowego rozsądku. Swoją drogą ciekawe, czym pan Stobnicki podbił serce Richard'a Williamson'a. W każdym razie to środowisko okrutnie śmierdzi sekciarstwem. Aż żal bierze, że w coś takiego dali się wmanewrować tacy trzej kapłani. Wygląda na to, że Stobnicki ich skusił święceniami "sub conditione", żeby następnie nimi rządzić. Stąd taka wściekła reakcja na moje uwagi i zastrzeżenia. 


Post scriptum 3

Opornicy gorliwie opluwają moją skromną osobę, zarzucając mi m. in. kłamstwo. Otóż twierdzą, że "kołatałem" do drzwi "ruchu oporu", a temu teraz zaprzeczam. Dowodem rzekomego kłamstwa z mojej strony jest wiadomość wysłana z polecenia człowieka, z którym miałem kontakt na pejsbuku, a który w międzyczasie zupełnie zniknął i nie mogę znaleźć nawet korespondencji z nim na pejsbuku. Oto wiadomość wysłana przeze mnie do Stobnickiego, na którą zresztą nie otrzymałem żadnej odpowiedzi:


Jak widać, to ma dokładnie zero wspólnego z kołataniem do drzwi "ruchu oporu". Ów pan M. S. wyznał mi, że korzysta z posługi Stobnickiego, a wówczas nawet nie było wiadome, że Stobnicki jest rzekomo biskupem. Pan M. S. bardzo miło do mnie pisał, więc uznałem, że chętnie przy okazji poznam duchownego, któremu on ufa. Tyle. Nic więcej. Wtedy nawet nie wiedziałem, że istnieje w Polsce coś takiego jak "ruch oporu". 

Tak więc ponowie okazuje się, że jest to grono mitomanów z tendencją do oszukiwania publiczności. To są objawy poważnej patologii duchowej, być może też psychicznej. 



Post scriptum 4

Pewien mocno oburzony P. T. Czytelnik raczył wysłać następujący komentarz:


Odpowiadam:
W takim razie proszę o dowody na to, że np. Walter Kasper jest masonem i nie ma czy nie miał intencji ważnego udzielania święceń. I proszę zapytać x. Karl'a Stehlin'a, czy w przypadku, gdyby do FSSPX chciał wstąpić ktoś wyświęcony przez Walter'a Kasper'a, to czy FSSPX wymagałoby od niego przyjęcia święceń sub conditione. Otóż znam osoby, którym x. K. Stehlin powiedział, że w takich przypadkach FSSPX udziela święceń sub conditione. To jest co do istoty taka sama sytuacja, tyle że w odniesieniu do ważności święceń udzielanych przez kard. Lienart'a.

Podziękowanie

Z przyjemnością kieruję do P. T. Czytelników comiesięczne podziękowanie wraz z aktualną statystyką. 

Oto aktualna statystyka (na dzień 30.9.2024): 


Przebieg w skali ostatniego roku wygląda następująco:


Jak pokazuje statystyka, codziennie korzysta z bloga średnio ponad 1000 i więcej osób, w zależności od częstotliwości nowych wpisów. Datki o różnej wysokości - a każde wsparcie się liczy - ofiarowało od początku istnienia bloga w sumie około trzydziestu osób. Kilka osób wspiera blog regularnie, co jest szczególnie cenne, niezależnie od wysokości ofiar.  

Za wsparcie bloga - Bóg zapłać!  Wszystkich darczyńców wspominam w memento każdej Mszy św.

Datki można wpłacać na numer konta (IBAN):

94 1020 4274 0000 1102 0067 1784



Dla przelewów z zagranicy:

PL 94 1020 4274 0000 1102 0067 1784

Kod BIC (Swift): BPKOPLPW