Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Ile powinno być płacone organistom?


Odpowiadając najkrócej: nic. 

Wyjaśniam: 

1. Zawód organisty jest wynalazkiem protestanckim. Jego powstanie wiąże się z tym, że protestantyzm jako pierwszy wymagał tzw. czynnego udziału ludu w nabożeństwie, czyli śpiewania pieśni przez wszystkich uczestników. Do tego był oczywiście potrzebny a nawet konieczny ktoś, kto jest w stanie prowadzić śpiew ludu, a najsprytniejszym sposobem było prowadzenie przez organy, gdyż one nie tylko prowadzą, ale także korygują dość często zawodny śpiew ludu. Tym samym należy powiedzieć, że zawód organisty jest ze swej istoty protestancki. Ośmielam się tym bardziej to powiedzieć dlatego, że sam byłem organistą w seminarium (co wynikało nie z moich ambicyj, lecz z wyartykułowanej przez przełożonych konieczności, gdyż po około pół roku od rozpoczęcia nowicjatu byłem już tylko jednym z dwóch na roczniku, który potrafili odróżnić klawisze nie tylko według koloru, a po dwóch latach już tylko jedynym takim osobnikiem na roku). 

2. Mimo tego oczywiście doceniam rolę, jaką obecnie pełnią organiści w liturgii katolickiej, aczkolwiek tylko wtedy, gdy wypełniają ją właściwie, prawidłowo i godnie. Znakomita większość z nich nawet nie jest świadoma zasadniczego problemu związanego z ich zawodem, a wielu z nich jest szczerze zaangażowana w to, co robi, jako że chcą i starają się uświetnić liturgię. Tutaj chory jest nie tylko sam pomysł (korzenie w fałszywej teologii protestanckiej) lecz także system. Wcześniej czy później musi to oczywiście przynajmniej w jakimś stopniu prowadzić do systemowej patologii, czy przynajmniej jej sprzyjać, choć nie musi zawsze ją powodować. Znam wielu zacnych organistów, także takich, którzy mają o wiele większy szacunek i wyczucia dla piękna liturgii i muzyki liturgicznej niż nawet wielu kapłanów. Podkreślam: winni są zwykle nie ludzie, którzy mają dobrą wolę, lecz system. 

3. Skandaliczność tego systemu wyraża się także w fakcie, że organista jako mąż i ojciec rodziny poświęca swój wolny czas, a w niedziele i święta nawet ponad połowę dnia z tego czasu, który według swojej właściwej powinności stanowej powinien poświęcać swoim dzieciom. Poświęcenia czasu dzieciom nie zastąpią żadne pieniądze. Tutaj system kościelny niestety hańbi się polityką antyrodzinną i antydziecięcą. 

Jak z tego wybrnąć? 

Najpierw uwaga wstępna: krótka odpowiedź początkowa jest oczywiście prowokacją :-) Oczywiście, jeśli ktoś angażuje swój wolny czas, a poniósł też koszty wykształcenia muzycznego oraz stale doskonali swoje umiejętności, to zasługuje na uczciwe wynagrodzenie. Problem jest gdzie indziej, jak już wskazałem. Innymi słowy: dopóki system jest taki jak obecnie, czyli że organista jest tym, który pomaga celebransowi, by była jakakolwiek muzyka w liturgii, to znaczy by w liturgii na zwykłej parafii był śpiew na jakimś tam poziomie - a śpiew organisty obecnie dość dosłownie zabija śpiew ludzi - to zatrudnienie organisty musi coś kosztować, czyli wyrażać odpowiednie uznanie dla jego trudu podejmowanego nierzadko w dość trudnych warunkach (empora kościelna jest zwykle gorąca w lecie a zimna zimą). Porównanie do kapłana, który przyjmuje stypendium mszalne, jest mało adekwatne, ponieważ kapłan poświęca swoje życie dla sprawowania liturgii, a organiści zwykle mają swój główny zawód poza kościołem, chyba że parafię stać na pełnoetatowego organistę, co jest rzadkością. 

Jak już wspomniałem, regułą jest, że zaangażowanie organisty - przynajmniej w takiej postaci, jaka jest w Polsce powszechna, czyli organista jako grający i równocześnie śpiewający - dość skutecznie zabija śpiew ludu, nawet jeśli nie doszczętnie. Jest na to mnóstwo dowodów empirycznych. Obecnie można je zebrać zwłaszcza we wspólnotach z liturgią tradycyjną, które są przeważnie małe i których nie stać na zatrudnienie organisty. Zachęcam do zwrócenia uwagi: w takich wspólnotach, o ile nie mają organisty, śpiew ludu jest o wiele pewniejszy i bardziej gromki. Stąd wynikają postulaty:

1. Nie uważać udziału organisty za konieczny czy niezbędny. Zawsze jest tak, że nieobecność organisty, czy przynajmniej brak jego śpiewu - nawet jeśli prowadzi śpiew ludu sam nie śpiewając - uaktywnia śpiew ludu. Ten śpiew oczywiście powinien być prowadzony, czy przez scholę, czy nawet przez organistę samymi organami - bez jego śpiewu. 

2. Udział organisty ograniczyć do prowadzenia śpiewu samym jego głosem, bądź samymi organami czyli bez jego śpiewu. 

3. Samodzielny śpiew ludu - bez udziału organisty - pozwoli wyłowić talenty śpiewacze wśród ludu. Wybranych śpiewaków należy wyszkolić - ewentualnie na koszt wspólnoty czy parafii - w śpiewie gregoriańskim, by byli w stanie godnie obsługiwać liturgię. Tutaj można włączyć także organistę, gdyż obecnie instytucje kościelne praktycznie nie kształcą ich w tej dziedzinie. W taki sposób będzie możliwe, że każda msza święta śpiewana będzie miała swojego kantora czy grupę kantorów, gdyż nie będą obsługiwali wszystkich mszy, lecz tylko te, w których uczestniczą jako wierni. 

4. Oczywiście można i należy pozostawić mistrzom organów godne miejsce w liturgii, ale nie do prowadzenia śpiewu, lecz dla godnych wstawek instrumentalnych (intermezzo), oczywiście na zasadzie dobrowolnego udziału, bez zatrudniania. To dopiero będzie odpowiadało godności liturgii i katolickiemu rozumieniu liturgii. To będzie równocześnie weryfikacja co do tego, kto ze szczerej pobożności chce włożyć swój talent i umiejętności w świetność liturgii. 

33 komentarze:

  1. Czy pojawienie sie organow w Kosciele jest tozsame z pojawieniem sie organistow ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki24 lutego 2024 12:17

      Nie. Organy były dużo wcześniej. Ale pojawienie się organisty do prowadzenia śpiewu ludu to wynalazek protestancki.

      Usuń
  2. twierdzi Ksiądz że wymaganie czynnego śpiewu ludu jest złe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki24 lutego 2024 12:17

      W obecnej, protestanckiej formie jest złe.

      Usuń
    2. to jakie powinno być? Ludzie nie powinni się włączać w śpiew? dlaczego obecna forma jest protestancka

      Usuń
    3. Dołączam się do pytania i jeszcze dopytam: co miał na myśli św. Pius X mówiąc o czynnym uczestnictwie w Tra le sollecitudini?

      Usuń
  3. Jak zwykle tytuł artykułu nie pasuje do treści.

    OdpowiedzUsuń
  4. Katolicki teolog - człowiek, który zna się na wszystkim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kapłan, doktor Teologii. Zawsze można słuchać pseudo teologów, albo tatusiów z kręgu rodzin i innych parasekciarskich grup których co lepsi zabarabija na YouTubie.

      Usuń
    2. Racja ,dobra odpowiedź.

      Usuń
    3. Ksiądz Dariusz Olewiński powinien dołączyć do grupy Jak jest w katolicyzmie - sekcja niepopularnych opinii aby móc przedstawić tam swoje teologiczne opinie dyskutować o nich z członkami grupy

      Usuń
  5. Nigdy nie postrzegałam organisty, jako osoby do prowadzenia śpiewu ludu.
    Przecież to bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tradycja była inna więc nie zmieniamy bo ktoś postrzegałeś inaczej. Pytanie czy miałeś porównanie dobre z inną formą?

      Usuń
  6. Miałem taką sytuację. Nie chciałem organisty na swoim ślubie bo brzydko śpiewa. Wolałem scholę. Byłem chyba pierwszym w parafii który tak zrobił i później się dowiedziałem że nawet jak ktoś nie bierze organisty to i tak musi coś mu zapłacić na pocieszenie. Schola nie była prowadzona przez organistę i z nimi bezpośrednio się rozliczono na śpiew.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak samo antyrodzinne jest negowanie słuszności Murielis Dignitatem ,gdyż posłuszeństwo żony mężowi zwłaszcza w skrajnej formie (jak by chcieli niektórzy ,zgoda na wyjscie z domu itp) powoduje że niektóre kobiety mogą nie chcieć wejść w związek małzeński

    OdpowiedzUsuń
  8. NbpJCH. Bardzo ciekawa lektura. Zgadzam się ze spostrzeżeniem, że we wspólnotach Tradycji nie mających organisty (jako grajka i śpiewaka) śpiew ludu jest solidniejszy i mocniejszy. Pomijam procent przypadków pieśni, gdzie wychodzi to gorzej bo ktoś spotyka się z daną pieśnią po raz pierwszy nie wiedząc "jak to leci" melodyjnie, ale na ogół zawsze wygląda i brzmi to lepiej niż w parafiach z organistą-śpiewającym i grającym zarazem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety przyszlo to i do indultu i do bractw jak FSSP czy FSSPX. Organisci sa obecni, i tak jak w NOM co kaplica, kosciol i grupa to inna historia. W niektorych kaplicach FSSPX w PL czy zagranica sa dodatkowo spiewacy, meski chor. W innych znowu jest mieszane towarzystwo, lub spiewa tylko organista/organistka. Tez jakosciowo to jest bardzo roznie. Ale co mnie niepokoi to zostal wprowadzony element piesni religijnych w trakcie celebracji TLM. I tak w trakcie przygotowania i modlitw az do konsekracji np., spiewaja jakas przydluga piesn typu: Krolowej Anielskiej, czy inna tego typu piesn. Zachodzi pytanie po co jeszcze to "ubogadzac" i czy jest to w ogole potrzebne. Skoro Msza spiewana w niedziele w samej formie i tresci jest przebogata i nie widze sensu dlaczego te momenty ciszy sa tak jak w NOM brutalnie zapelniane spiewem i organami. Przeciez wystarczy ze spiewaja Gradual, Alleluja etc.
      Niestety grupy tradycyjne staja sie wylegarnia tego typu pomyslowosci i udziwnien, bo przeciez faktem jest ze przechodza tam osoby z Novusordolandu, wiec mi brakuje solidnego Kaplana, ktory trzymalby za morde cale to towarzystwo swiecki ministrantow, organistow i scholi, aby nie bylo miejsca na udziwnianie i de facto protestantyzacje TLM.
      Nie jest to tylko moja opinia, bo spotkalem sie z podobnymi glosami, ze tego typu muzykowanie w trakcie TLM jest tylko sztucznym rozproszeniem i wybijaniem wiernych ze stanu konteplacji. A tak to sobie tak spiewamy jak na NOM, bo przeciez trzeba aktywnie uczestniczyc. A co sie podzialo ze starym sformulowaniem, ze przychodzi sie Mszy "SLUCHAC"?

      Usuń
    2. We Mszy śpiewanej nie ma zasadniczo miejsca na ciszę.
      Jeśli skończy się śpiewać antyfonę to śpiewa się następne wersety psalmu albo gra na organach. W Polsce dopuszcza się pieśni po polsku.
      We Mszach polifinicznych Sanctus jest po konsekracji, a Benedictus po konsekracji.
      Przed św. Piusem X grało się na organach W TRAKCIE konsekracji, co jest zachowane np. w rycie mediolańskim.
      Często to nie novusordoland a uznawanie własnych wyobrażeń czy praktyki z ostatnich dziesięcioleci jako obowiązujące dla rytu rzymskiego.

      Usuń
    3. To jest niestety trafne spostrzeżenie. Mam wrażenie - choć mogę się mylić - że ogólnie pokutuje takie myślenie, że jak jest cicho (czy na wejście kapłana czy podczas różnych momentów liturgii) że automatycznie jest ona gorsza. Bywam w dość różnych miejscach sprawowania TLM, zdarza się, że gdzieś wierni nie mają swojego organisty i tam gdzie taka sytuacja występuje to za wszelką cenę dąży się do eliminacji ciszy (być może nieświadomie?), możliwości kontemplacji, ale podsuwa zwrotkę za zwrotką pieśni ludu choćby i 10 zwrotek na ofiarowanie, Komunię, czy koniec Mszy św. miało być. Oczywiście jak ktoś ma taką wolę to może kontemplować Mszę, rozważać co się dzieje, bez włączania się w śpiew, bo nikt na siłę do śpiewu nie włącza, ale w ciszy bywa to o wiele prostsze. Więc mam teorię, że albo ludzie się tej ciszy boją, albo jej obecność traktują jako nienormalność, albo coś niegodnego TLM, albo tekst "kto śpiewa modli się dwa razy" powtarzany już jak mantra.

      Usuń
    4. "Więc mam teorię, że albo ludzie się tej ciszy boją"
      Mam podobne przemyślenia. Ludzie nie rozumieją potęgi ciszy. A faktycznie cisza jest najlepszą metodą na refleksje.

      Usuń
    5. Dokladnie. Same teksty liturgiczne na niedziele powinny byc przedmiotem kontemplacji i rozwazan, a tu mam wrazenie naklada sie obowiazek piesni religijnych, ktore de facto wprowadzaja dodatkowe rozproszenie. Wystarczy ze w NOM ta cisza jest sukcesywnie zagluszana wszelkiej masci aktywnym spiewaniem i uczestniczeniem. To samo mam wrazenie pojawia sie na TLM. Jesli jest chor, ktory spiewa choral gregorianski, to po co jeszcze dodawac spiew piesni i z organista. Nawet same organy by wystarczyly. A tu nawet wierni FSSPX pisza ze to jest tradycja od XII wieku i ze papieze sami nauczali, ze spiew ludu jest w trakcie mszy nawet cichej potrzebny. A znowu czytam w angielskiej blogosferze, ze ten element piesni religijnych czy ludowych to protestnacki wynalazek.

      Usuń
    6. Doprecyzuję. Nie jestem przeciwnikiem śpiewu mszalnego. Ale uczestnictwo na Mszy kontemplując nie powinno być uznawane za coś "gorszego", a wielu ludzi, zwłaszcza zaczadzonych oazową mentalnością tak uważa. Powinno być miejsce i dla Mszy ze śpiewem i dla Mszy z kontemplacją.

      Usuń
    7. W łacińskich sformułowaniach jest participatio actuosa. Nie ma słowa słuchać. Słowo słuchać Mszy było w starych katechizmach. Usunięto je w 20leciu międzywojennym , bo wprowadzało ludzi w błąd, gdyż myśleli, że wypełniają obowiązek niedzielny słuchając Mszy w radiu. Od tej pory to słowo zniknęło.

      Usuń
    8. Nie rozumiem rzekomej wyższości określenia „słuchać" nad „uczestniczyć"
      To właśnie uczestnictwo wskazuje na coś nadprzyrodzonego, szczególny udział w owocach Najświętszej Ofiary celebrowanej przez kapłana.
      Tymczasem „słuchać" kojarzy się paradoksalnie z novus ordo, gdzie cały czas czegoś się słucha, wprowadzenia, kazanie, komentarze itd.

      Usuń
  9. Julitta Cioch30 lipca 2025 12:03

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus ! Od jakiegoś czasu wprowadzona została w kaplicy wrocławskiej Msza Święta czytana z pieśniami. Jest to przedstawione jako stary polski zwyczaj, mający miejsce tylko w Polsce kiedyś tam. To właśnie ta Msza Święta podczas której śpiewa się praktycznie cały czas, za wyjątkiem konsekracji. Czy tak jest w istocie ? Czy mógłby się Ksiądz do tego odnieść ? Z Panem Bogiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociażby Pius XII pochwalał śpiewanie pieśni podczas Mszy cichych. Szczególnie pasują pieśni mszalne, których zwrotki odpowiadają częściom liturgii.
      Leon XIII wprowadzając nabożeństwo październikowe, jako jedną z form przewidział wspólny różaniec podczas porannej Mszy Świętej.

      Usuń
  10. To w końcu ma być płacone organistom czy nie? Co innego Ksiądz napisał na początku, co innego w wyjaśnieniu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytając wywód o tym, że organista to „wynalazek protestancki”, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy jego autor rzeczywiście zna historię liturgii, czy tylko powtarza ideologiczne klisze z epoki, w której każdy głos niepochodzący z chóru gregoriańskiego pachniał herezją. Prawda jest dużo prostsza – i niestety zupełnie inna. Organy i osoby grające na nich są obecne w liturgii katolickiej od ponad tysiąca lat. Nie tylko nie są protestanckie, ale wręcz zostały w protestantyzmie przejęte z katolickiego dziedzictwa.

    Już w IX wieku papież Hadrian I otrzymał od Karola Wielkiego organy jako dar do bazyliki na Lateranie. W wiekach późniejszych instrument ten stał się wręcz symbolem katolickiej muzyki liturgicznej – od opactw benedyktyńskich po największe katedry Europy. I tak, ktoś musiał na tym instrumencie grać. Organista. Człowiek, który nie tylko „pomagał celebransowi”, ale stanowił część liturgicznego zespołu – obok kantora, chóru, ministrantów i samego celebransa.

    Sugerowanie, że organista „zabija śpiew ludu”, to klasyczny przykład odwracania kota ogonem. To nie organista jest problemem – tylko brak duszpasterskiej formacji muzycznej. Jeśli lud nie śpiewa, to dlatego, że nikt go nie nauczył, nikt go nie prowadzi, nikt nie buduje kultury wspólnego śpiewu. Tymczasem dobry organista nie zagłusza, tylko prowadzi i wspiera. A tam, gdzie nie ma organisty, zazwyczaj nie ma też żadnego śpiewu – tylko liturgia odklepana w ciszy, którą trudno nazwać „aktywnym uczestnictwem”.

    Co do argumentu, że organista „zabiera czas rodzinie”, bo gra w niedzielę, to trudno się nie złapać za głowę. Naprawdę, od kiedy to uczciwa praca wykonywana w służbie Kościoła jest antyrodzinna? Czyż nie Kościół od wieków naucza, że godne utrzymanie rodziny wymaga pracy i poświęcenia? I czy nie jest tak, że organista, właśnie dlatego, że ma rodzinę, ma pełne prawo oczekiwać sprawiedliwego wynagrodzenia za swój wkład w liturgię? Wbrew temu, co sugeruje Autor, to brak wynagrodzenia, wymaganie darmowego grania „z pobożności”, jest dopiero jawnym antyrodzinnym absurdem.

    Pomysł, by muzykę liturgiczną opierać wyłącznie na wolontariacie i domorosłych kantorach z łapanki, może i brzmi wzruszająco, ale kończy się tym, że liturgia staje się polem amatorszczyzny. Kościół przez wieki wiedział, że sacrum wymaga fachowości. Dlatego utrzymywał kapelmistrzów, chórzystów, organistów. Bo wiedział, że liturgia zasługuje na to, co najlepsze – nie na „co łaska”. Prawdziwie katolicka liturgia nie żyje z ochłapów. Żyje z oddania, piękna i porządku.

    Więc jeżeli naprawdę chcemy „przedsoborowej liturgii”, to warto wiedzieć, że ta liturgia zawsze miała zawodowych muzyków, często lepiej opłacanych niż sam wikary. I nikt wówczas nie płakał, że „system” jest zepsuty. Bo wszyscy rozumieli jedno: bez ludzi przygotowanych, opłaconych i obecnych – nie będzie liturgii godnej Kościoła katolickiego.

    Zresztą, nie dajmy się zwieść. W całym tym lirycznym ataku na organistów nie chodzi o protestantyzm, rodziny czy dzieci. Chodzi o jedno: żeby było za darmo. Żeby najlepiej każdy grał, śpiewał, animował, prowadził – ale bez wypłaty. Bo przecież „z miłości do liturgii”. Cóż – miłość to piękna sprawa, ale nikt z samej miłości nie opłaci rachunków, nie kupi chleba ani nie wychowa dzieci.

    A Kościół, który zaczyna wymagać poświęcenia, nie dając w zamian nawet uczciwej zapłaty, przestaje być wspólnotą wiary. Staje się instytucją pasożytującą na dobrej woli swoich najwierniejszych.

    I to jest dopiero patologia systemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki31 lipca 2025 10:22

      Proszę czytać ze zrozumieniem to, co napisałem, nie swoje urojenia.
      1. Czym innym jest osoba grająca na organach, a czym innym organista ryczący przez mikrofon w stylu grajka weselno-karczemnego disco-polo. Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że organista w znaczeniu osoby prowadzącej, a nawet dominującej śpiew ludu - zamiast scholi śpiewającej muzykę liturgiczną - jest wynalazkiem protestanckim i ten wynalazek jest obecnie powszechny zwłaszcza w Polsce.
      2. Organista zabija śpiew ludu wtedy, gdy nie prowadzi samymi organami lecz ryczy przez mikrofon. A ma to miejsce chyba tylko w posoborowej Polsce.
      3. Jeśli ktoś uważa, że jako mąż i ojciec rodziny ma prawo spędzać przynajmniej pół niedzieli w pracy i to w każdą niedzielę i to zupełnie bez konieczności, to ma dość gruntownie pomieszane i z całą pewnością nie myśli po katolicku. Taka osoba z całą pewnością nie ma prawa pełnić żadnej posługi w Kościele, także tak zaszczytnej jak prowadzenie śpiewu kościelnego.
      4. Anonimowy regularnie czyta bardziej swoje urojenia niż fakty. Czym innym jest profesjonalny muzyk kościelny, a czym innym ktoś po jakiejś organistówce czy nawet po szkole muzycznej, który zwykle gra na weselach i dyskotekach, ale jednak chce mieć regularną i pewną pensję od proboszcza (plus śluby i pogrzeby). Wypadałoby wiedzieć, że tradycyjny muzyk kościelny był zasadniczo duchownym w święceniach przynajmniej niższych, czyli poświęcał się całkowicie służbie Kościoła i tym samym miał prawo do zapewnienia mu utrzymania. Jeśli ktoś nie zna i nie chce wiedzieć tej zasadniczej i istotnej różnicy, ten jest zatwardziałym ignorantem i kłamcą. Zwykle jest tak, że ktoś, komu nie starcza talentu i pilności do zostania profesjonalnym muzykiem (czy to orkiestrowym, czy solistą) zdolnym na zarabianie na siebie w tym zawodzie, ten ma ambicję do urzędu organisty, bo to jest jakby następny zaszczyt po wikarym, a niekiedy nawet więcej.
      5. Oczywiście chodzi ostatecznie o pieniądze. Z jednej strony organista szmaci się, żeby przypodobać się pracodawcy czyli proboszczowi nawet kosztem zasad i przepisów co do muzyki kościelnej, a z drugiej strony żąda zapłaty i to tyle słusznej, że taki jest patologiczny system, którego patologiczności wygodniej jest nie dostrzegać. Proboszczowi zwykle wystarczy, że ludziom się podoba, a pospólstwu podoba się to, co mają na weselach, w knajpach i na disco-polo. Taki organista oczywiście ma prawo żądać godziwej zapłaty. Ale uwaga: wyłącznie według zasad patologicznego systemu. Nie według zasad liturgii i teologii Kościoła.
      6. Nikt w Kościele nigdy od nikogo nie wymagał, żeby został organistą. Jeśli ktoś ma talent i ma żywą wiarę, to ma też spontaniczną potrzebę serce, by swój talent wnieść do liturgii Kościoła. Zupełnie niezależnie od zapłaty. Jeśli ktoś chce się poświęcić służbie w Kościele, to proszę bardzo do stanu duchownego. Nie trzeba przyjmować wyższych święceń, wystarczą niższe (choć obecnie to jest utrudnione). Jeśli ktoś natomiast nie znać prostych faktów z historii, mieszając różne sprawy, i nie interesują go teologiczne zasady Kościoła i jego liturgii, temu wara od jakiejkolwiek służby w Kościele, płatnej czy niepłatnej.
      7. Powyższy wpis anonimowego organisty jest niestety dość typowy dla tego środowiska, choć bywają wyjątki. Osobiście nie rozumiem, jak można szczerze pełnić funkcję liturgiczną jaką jest prowadzenie muzyki kościelnej, a równocześnie pałać dość wyraźną nienawiścią i charakterze nie tylko antyklerykalnym lecz antykatolickim. Chłopie, jeśli uważasz się za profesjonalnego muzyka, a niedocenianego przez proboszcza czy parafian, to szukaj sobie lepszej pracy! Osobiście wolałbym celebrować Msze św. ciche niż korzystać z usług takiego muzyka. To z całą pewnością bardziej służy chwale Bożej niż taki geniusz przy organach.

      Usuń
    2. @ Anonimowy31 lipca 2025 09:00

      "A tam, gdzie nie ma organisty, zazwyczaj nie ma też żadnego śpiewu – tylko liturgia odklepana w ciszy, którą trudno nazwać „aktywnym uczestnictwem”."
      -----
      Wolno spytać gdzie są jeszcze takie miejsca z cichą niedzielną TLM? Ja jeżdżąc po północnej połowie kraju jeszcze ani razu nie trafiłem na miejsca sprawowania TLM gdzie przy braku organisty jest "odklepanie w ciszy" Mszy bez "aktywnego uczestnictwa" - tylko trafiam właśnie na permanentny brak ciszy i traktowanie Mszy cichych czy recytowanych przez kapłana za coś gorszego. Standardem są śpiewy po 5-10 zwrotek tak, że kapłan częściej kończy swoją daną czynność przed ołtarzem i musi czekać aż lud zakończy śpiew by liturgia mogła iść dalej. Nie wspominając o tym że przed Mszą często są wybierane zapomniane pieśni jakie 99% ludu słyszy pierwszy raz co powoduje groteskowy i niegodny TLM efekt że każdy sektor wiernych śpiewa inny fragment na inną nutę, a część ze zrozumiałych powodów nie chce tego jeszcze bardziej pogarszać swoim śpiewem. Nie neguję w tym u kogokolwiek dobrych i szczytnych intencji, ale na gruncie widzialnym, patrząc z boku z perspektywy nowego wiernego w takiej kaplicy wygląda to tragikomicznie. Jak ktoś przychodzi na taką Mszę pierwszy raz - a z tego co obserwuję wiernych przybywa chyba w każdym miejscu TLM - to to jest wielki as w rękawie moderny w tradi-wspólnotach na zniechęcanie od tej liturgii - w absolutnym przeciwieństwie do Mszy cichej czy recytowanej. Ale przynajmniej jest "aktywne uczestnictwo" i "godziwa" oprawa TLM bez tej niegodnej ciszy ;)

      Usuń
    3. We Mszy cichej nie ma takiego czegoś, że kapłan musi czekać przy ołtarzu żeby rozpocząć następną czynność. Po prostu np. rozpoczyna Gloria, gdy ludzie śpiewają jakąś pieśń itd.

      Usuń
  12. A czy papież Pius V w bulli Quo Primum Tempore nie napisał, że Msze z udziałem ludu mają być śpiewane, a te bez udziału ludu mogą być recytowane/ciche?

    OdpowiedzUsuń
  13. Znam organistów NOM żyjących w grzchu ciężkim (z kobietami, nie jedną, zmieniajac od upodobania), grających na weselach disco polo z tekstami nasiąknietymi se*ualnością i grzechami, z pełną aprobatą swoich "proboszczów". NOM nie jest mszą katolicką, a posoborowie Kościołem Katolickim i dr Olewinski nie zaczaruje rzeczywistosci.

    OdpowiedzUsuń