Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

K. Fjałkowski między niebem a piekłem

 


Już niegdyś przymierzałem się do dyskusji z tezami głoszonymi przez Karola Fjałkowskiego, niegdyś guru młodszego pokolenia ateistów w Polsce, obecnie podającego się za "nihilistę", co jest o tyle kuriozalne, że on jednak pretenduje do uznawania zarówno prawdziwości swoich twierdzeń, jak też ich istnienia. Przyznać trzeba, że jego wystąpienia zwłaszcza nowsze, na tle innych "gwiazd" internetowych tego środowiska (zob. tutaj i tutaj) wyróżniają się dość pozytywnie pod względem poziomu intelektualnego, aczkolwiek niewiele odbiegają pod względem wręcz karygodnych uproszczeń i ignorancji teologicznej, czyli w dziedzinie, o której się regularnie wypowiada. Na usilne prośby jednego z czytelników bloga biorę się wreszcie za jedną z jego wypowiedzi. Jest to odpowiedź na pytanie zadane przez jednego z jego odbiorców:


Odpowiedź jest jedynie kilkuminutowa, ale pogmatwana, chaotyczna oraz pełna przekręceń, kłamstw i błędów, choć zawiera też słuszne zarzuty i to klasyczne w dyskusji między ateizmem a filozofią i teologią. Odpowiadam po kolei, trzymając się toku wypowiedzi Fijałkowskiego, na ile to możliwe. 

1.

Fjałkowski wyraża swoją niechęć do pojęcia nieba jako chwalenia Boga. Ma na myśli właściwie niechęć do Boga, który jest odpowiedzialny zarówno za cierpienie na tym świecie, jak też za cierpienie w piekle. Równocześnie opowiada się za myśleniem "nowoczesnych katolików", według których "istotą nieba jest bliskość relacji z Bogiem", zaś "istotą mąk piekielnych jest oddalenie od Boga". Oczywiście Fjałkowski kłamie, twierdząc, że "nie jest to tradycyjna nauka katolicka", lecz "posoborowa". Widocznie nie zajrzał do żadnego tradycyjnego katechizmu katolickiego. Nie wiem, skąd czerpie swoją wiedzę. Otóż wystarczy spojrzeć choćby do katechizmu św. Piotra Kanizjusza, Doktora Kościoła, mówiącego o śmierci, która jest skutkiem grzechu ciężkiego (Summa doctrinae christianae, cap. V. IV, s. 151):


"Nie ma nic bardziej nieszczęsnego niż człowiek, który jest na wieczność oddzielony od wspólnoty wszystkich świętych, od radości aniołów i duchów niebiańskich, tudzież od samego najwyższego i wiekuistego Dobra, którego poznanie i doznawanie stanowi wszelkie zbawienie i doskonałą szczęśliwość człowieka".

Tak samo mówi Katechizm Rzymski (Catechismus Romanus, pars I cap. XIII): 


W skrócie: istotą szczęśliwości wiecznej jest uszczęśliwiające "widzenie" piękna Boga, który jest źródłem i początkiem wszelkiego dobra i doskonałości. Widzenie to polega nie tylko na widzeniu oczami ciała, lecz na jednoczesnym i wiecznie trwającym, całościowym doświadczeniem przez całą osobę człowieka, władzami zarówno duchowymi, jak też - po zmartwychwstaniu ciała - cielesnymi. Czyż to nie jest bliższe rzekomo "posoborowej" relacji niż chwaleniu - według Fjałkowskiego, przepraszam za wyrażenie - tyrana odpowiedzialnego za wszelkie cierpienie i zło? Tak więc koncepcja "Boga przedsoborowego" podawana przez niego jest tylko urojeniem bez jakichkolwiek podstaw w rzeczywistym nauczaniu Kościoła na przestrzeni wieków. 

2. 

Fjałkowski uzasadnia swoją odrazę do "przedsoborowego" Boga istnieniem cierpienia zarówno doczesnego jak też kary wiecznej. To cierpienie jest według niego nie dla dobra ludzi, lecz dla samego Boga. Ten powód jest według niego podany w pierwszych 9 rozdziałach Listu do Rzymian. Tam ma być rzekomo powiedziane, że Bóg "ze względu na siebie i swoją chwałę pokazuje, jak to jest na świecie źle, jeśli ktoś się jemu nie podporządkuje". Konkretnych miejsc tego listu, ani cytatów Fjałkowski oczywiście nie podaje. Tak więc tutaj nie usprawiedliwia go już niewiedza, jak to mogło by być ewentualnie w przypadku nieznajomości katechizmu, lecz on prostu bezczelnie kłamie i zwodzi odbiorców. Każdy może sprawdzić, że w Liście do Rzymian takich treści w ogóle nie ma, także w rozdziałach podanych przez niego. 

3.

Natomiast słusznie Fjałkowski krytykuje mentalność polegającą na poddaniu się szantażowi, czyli czczeniu Boga z lęku przed cierpieniem w piekle. Rzeczywiście, jak mówi, taka tyrania "jest niegodna wszechmocnego Stwórcy wszechświata". Tutaj Fjałkowski autobiograficznie wplata swoje myślenie z końca bycia chrześcijaninem, gdy dla niego jedynym pozostającym motywem bycia chrześcijaninem był strach przed pójściem do piekła. Jeśli tak było, to rzeczywiście zrozumiałe jest jego odwrócenie się od chrześcijaństwa. Jednak problem tkwi w tym, że to nie jest chrześcijańskie pojęcie Boga, i nie wiem, skąd on je zaczerpnął, zresztą wykazując zupełną ignorancję źródeł, o których mówi, czy wręcz obracanie się w urojeniach wyczytanych u jakichś swoich ateistycznych "autorytetów". 

4.

Słusznie Fjałkowski zauważa, iż zgoda na taki szantaż jest postawą niegodną człowieka, bo świat tak urządzony nie jest dobry, ani godny pochwały i udziału. Tego typu "ofertę" czyli szantaż Fjalkowski, podsumowując swój wywód, oczywiście odrzuca i chce w tym odrzuceniu trwać, co jest poniekąd zrozumiałe:


Jak należy odpowiedzieć temu człowiekowi?

Po pierwsze, należy go zachęcić do rzetelnego poznawania wiary katolickiej, zwłaszcza katolickiego pojęcia Boga, podanego chociażby w katechizmach, ale także w dziełach wielkich myślicieli chrześcijańskich jak np. św. Tomasz z Akwinu. Na pewno nie wystarczy trwać czy to w dziecinnych, fałszywych, wręcz patologicznych wyobrażeniach i kłamstwach, niezależnie od tego, czy wziętych z fałszywej edukacji pseudoreligijnej, czy prymitywnej propagandy ateistycznej. 

Po drugie, należy poważnie potraktować rzeczywisty, klasyczny problem filozoficzno-teologiczny, jakim jest istnienie cierpienia zarówno doczesnego, jak też kary wiecznej, czyli piekła. Fjałkowski słusznie łączy te sprawy. Tu trzeba mu wyłożyć związek zła fizycznego, czyli cierpienia, ze złem moralnym, czyli grzechem. Kwestia grzechu prowadzi do antropologii, czyli teologii stworzenia. Zaś stworzenie prowadzi do pojęcia Boga, tego prawdziwego, którego Fjałkowski albo nie zna, albo nie chce znać, ponieważ wygodniej jest trwać w buncie dającym pozorną wolność grzeszenia, czyli nieliczenia się z prawdą porządku stworzenia. 

Z całą pewnością zarzuty Fjałkowskiego nie trafiają w katolickie pojęcie Boga i nagrody względnie kary wiecznej, lecz najwyżej w ich dość prymitywną, nawet nie infantylną karykaturę. Oczywiście nie przesądzam, czy i na ile on sam ponosi winę za posługiwanie się takimi fałszywymi wyobrażeniami, które posługują się strzępami wiedzy religijnej na poziomie najwyżej dzieci pierwszokomunijnych. Na pewno jednak absolwenta filozofii i byłego wykładowcę stać na rzetelne zapoznanie się ze źródłami oraz na uczciwie posługiwanie się nimi, czego w tym wystąpieniu w stopniu wręcz skrajnym i skandalicznym brakuje. 

6 komentarzy:

  1. Jakie przekręcenia i klamstwa znajdują się w tym tekście ?ciężko stwierdzić że Fjałkowski nie jest intelektualnie uczciwy

    OdpowiedzUsuń
  2. Laudetur Iesus Christus!

    Bóg zapłać Księdzu za ten wpis i odniesienie się do tez głoszonych przez p. Fijałkowskiego. Z niecierpliwością czekam na kolejne teksty Księdza.

    Przy okazji chciałbym spytać o jedną rzecz.
    W jaki sposób człowiek, który po śmierci pójdzie do Nieba, będzie oglądał Boga oczami ciała, jeśli (jeszcze przed Zmartwychwstaniem ciał) będzie posiadał tylko duszę?

    Z Panem Bogiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed zmartwychwstaniem tylko dusza dostępuje szczęśliwości wiecznej. To jest "oglądanie" Boga, czyli raczej kontemplacja, duchowymi władzami duszy, nie ciałem czyli zmysłami. Określenie "widzenie uszczęśliwiające" (visio beatifica) oznacza doświadczanie równoczesne i całościowe, w analogii do widzenia oczami ciała, czyli w odróżnieniu do rozumowania, które jest procesem stopniowym, ciągłym (od myśli do myśli), także do słuchania, które również polega na doświadczaniu poszczególnych dźwięków następujących po sobie w czasie. Innymi słowy: doświadczanie wzrokowe najbardziej odpowiada doświadczaniu Boga w niebie, dlatego mówimy o "widzeniu" Boga, mimo że to doświadczenie obejmuje wszystkie władze duszy, a po zmartwychwstaniu także władze ciała.

      Usuń
  3. Bóg zapłać za ten wpis. Czy widział Ksiądz już debatę Terlikowski - Fjałkowski z 6 października organizowaną przez wrocławskich Dominikanów? Wypowiedzi red. Terlikowskiego są przerażające, wręcz trudno doszukiwać się w nich łączności z nauką Kościoła - jak ktoś taki może reprezentować Katolicyzm w starciu z 'nihilistą'? To jedno wielkie pomieszanie i zgorszenie wobec Katolików. https://www.youtube.com/live/LWdYCKQPk0c?si=W-CgrD0TGExOj-Zy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem fragment. Terlikowski ma to do siebie, że zawsze płynie z głównym ściekiem. Obecnie jest to kanał bergogliański, więc Terlikowski z nim płynie. Za cenę prostytucji intelektualnej.

      Usuń