Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Wydawanie preparatów antykoncepcyjnych a grzech cudzy (z aktualizacją)

 


Wielokrotnie zwracano się do mnie z zapytaniem, czy pracownik apteki popełnia grzech sprzedając preparaty antykoncepcyjne. Pytanie dotyczy bezpośrednio tej konkretnej sprawy, zaś pośrednio ogólniejszego problemu udziału w grzechu cudzym. 

Nie ulega wątpliwości, że używanie tego typu preparatów jest grzechem, jeśli stosowane są w celu uniknięcia poczęcia dziecka, czyli w celu ubezpłodnienia aktu sexualnego, a tym bardziej w celu wczesnoporonnym. Obecnie sytuacja jest o tyle bardziej złożona, że preparaty takie przepisywane są przez lekarzy także w deklarowanych celach leczniczych. Nie jestem w stanie ocenić takiego zastosowania z punktu widzenia medycznego, gdyż nie jestem lekarzem ani farmaceutą. 

Pod względem moralnym istotny jest faktyczny cel stosowania, czyli czy celem jest ubezpłodnienie aktu sexualnego, choćby pod pretextem leczenia hormonalnego. Tutaj każda osoba stosująca musi sama odpowiedzieć w sumieniu. Sprzedawca apteczny zasadniczo nie ma wpływu na faktyczne użycie preparatu, a prawo stanowione chyba zabrania domagania się tego typu informacji od osoby kupującej. Tak więc, po pierwsze, sprzedawca nie ma i w danym stanie prawnym nie może mieć wiedzy, czy preparat zostanie użyty grzesznie (dla ubezpłodnienia aktu sexualnego bądź wczesnoporonnie), czy niegrzesznie, czyli czysto leczniczo (pomijam tutaj kwestię skutków ubocznych, czyli faktycznej skuteczności i celowości leczniczej). Tym samym zasadniczo nie ma i de facto nie może mieć pewności, że sprzedanie preparatu przyczyni się do grzechu, a pewność taka byłaby konieczna dla udziału w grzechu cudzym, czyli, mówiąc potocznie, dla popełnienia grzechu cudzego. To właściwie wystarczy dla orzeknięcia, że sprzedanie preparatu - w sytuacji niewiedzy co do jego grzesznego przeznaczenia - nie jest grzechem. 

Tym niemniej zrozumiałe są rozterki sumienia katolickiego farmaceuty znajdującego się w takiej sytuacji. Jak z punktu widzenia katolickiej teologii moralnej mogę pomóc w sumiennej decyzji? 

Jest oczywiste, że katolikowi, także katolickiemu farmaceucie powinno zależeć na dobru swoich klientów, przede wszystkim na dobru duchowym, nawet jeśli zachodzi konflikt z interesami zawodowymi i materialnymi. Tak więc farmaceuta katolicki powinien rzetelnie poinformować klientkę o przeznaczeniu i działaniu danego preparatu, także o działaniach ubocznych. Może też odpowiednio zasugerować reflexję etyczną, czyli w sposób taktowny zaapelować do sumienia. Jeśli jednak klientka mimo rzetelnego poinformowania będzie nalegała na wydanie preparatu, wydanie go nie będzie grzechem, ponieważ jest to moralna (względnie niemoralna) decyzja klientki, za którą to ona odpowiada przed swoim sumieniem, a nie farmaceuta. Obowiązkiem farmaceuty jest jedynie rzetelne poinformowanie i podanie pod wybór w sumieniu. 

Na pewno nie jest rozwiązaniem okłamanie klientki, jakoby tego preparatu nie było w sprzedaży, czy odesłanie jej do innego sprzedawcy, gdyż w ten sposób unika się okazji do wpłynięcia na stan wiedzy i sumienie klientki. 

Tyle w zakresie dopuszczalności i powinności moralnej. 

Ponadto jest oczywiście kwestia dawania świadectwa w myśl prawa Bożego, które zabrania stosowania preparatów ubezpłodniających i wczesnoporonnych. Czy wykonywanie funkcji sprzedawcy-farmaceuty jest właściwą okazją do takiego świadectwa? Samo w sobie nie jest, o ile sprzedawca jest w stosunku zależności od pracodawcy, który zabrania takiego świadectwa. Podkreślam: w takiej sytuacji dawanie świadectwa jest moralnie dopuszczalne, mimo że jest wbrew posłuszeństwu wobec pracodawcy, ale nie jest moralnym obowiązkiem. Innymi słowy: sprzedawca nie dający świadectwa prawa Bożego nie grzeszy, jeśli działa w ramach swoich obowiązków wynikających z prawa pracy (w tym umowy o pracę). 

Chwalebnym, choć nieobowiązkowym świadectwem może być zarówno odpowiednie, chrześcijańskie pouczanie moralne klientów oraz pracodawcy, jak też rezygnacja z danego miejsca pracy z powodu konfliktu w sumieniu. Świadectwem byłoby także założenie własnej firmy, która by nie rozprowadzała preparatów niemoralnych czy wątpliwych moralnie. 

Inaczej ma się sprawa, jeśli chodzi o preparaty przeznaczone wprost do zabicia dziecka poczętego, czyli tzw. "pigułki dzień po". Tutaj farmaceuta katolicki powinien kategorycznie odmówić wydania takiego preparatu, ponieważ chodzi o życie osoby trzeciej, czyli dziecka poczętego, oczywiście z odpowiednim uzasadnieniem, nawet za cenę utraty zatrudnienia. 


Post scriptum 1

Otrzymałem następującą reakcję:





Słuszne uwagi. Otóż należy wziąć pod uwagę udział wszystkich osób, czyli także lekarza, który wydał receptę, producenta preparatu, właściciela apteki czyli pracodawcy. Oczywiście udział wielu osób nie pomniejsza odpowiedzialności moralnej każdej z nich, jednak ma konsekwencje dla specyfiki każdego udziału w danym zakresie. Udział pracownika apteki jako sprzedawcy jest stosunkowo najmniejszy z powodu stosunku zależności względem pracodawcy, aczkolwiek to farmaceuta-sprzedawca ma bezpośredni kontakt z klientką i tym samym potencjalny wpływ na jej decyzję. Rozumiem, że w praktyce nie jest łatwo pouczać klientkę przy okienku, być może mało realistyczne jest oczekiwanie na zmianę decyzji pod wpływem pouczenia przez farmaceutę, jednak nie należy rezygnować z okazji, gdyż każde uratowanie przed grzechem się liczy. 

Być może rzeczywiście najprostszym realistycznym rozwiązaniem konfliktu sumienia jest odejście z takiego systemu farmaceutycznego, nawet jeśli na pewno nie jest łatwe, gdyż ma poważne konsekwencje egzystencjalne. Warto rozważyć założenie organizacji farmaceutów katolickich czy wręcz sieci aptek katolickich, które nie wydają preparatów o zastosowaniach niemoralnych. Oczywiście należy się liczyć z oporem zarówno instytucyj państwowych jak też istniejących korporacyj. Jednak warto podjąć się takiego zadania, oczywiście łącząc siły osób myślących po katolicku. 

Tak więc należy zacząć od powołania stowarzyszenia farmaceutów katolickich w celu wymiany informacyj i dla wzajemnego wsparcia. W Polsce farmaceutami są przeważnie nominalni katolicy. Część z nich na pewno ma podobne rozterki sumienia. Stowarzyszenie może i powinno być zalążkiem katolickiej sieci aptek, która szczególnie na rynku polskim powinna mieć powodzenie, choć początki mogą być trudne. Jednak warto podjąć się trudu, nie tylko dla dobra pacjentów lecz także dla realizacji prawdziwego powołania farmaceuty. 

Z moich doświadczeń wynika, że farmacją w Polsce rządzi jakaś mafia dyktująca asortyment i blokująca proste, znane i popularne na świecie produkty lecznicze. Dwa przykłady:

Aparat do płukania nosa wodą z solą (są różne modele różnych producentów):



Jest to proste, tanie i zarazem bardzo skuteczne urządzenie dla leczenia wszelkich nieżytów nosa i gardła, zarówno w przeziębieniach jak też w alergiach. W Polsce jest praktycznie nieznany w aptekach, można kupić chyba tylko w internecie, podczas gdy w innych krajach jest dostępny w każdej aptece. W Polsce natomiast forsuje się preparat o nazwie Irigasin, który jest o tyle gorszy, że działa na zasadzie wtryskiwania pod ciśnieniem wody z solą do nosa, co nie tylko jest nieprzyjemne, lecz może spowodować uszkodzenie błony śluzowej, podczas gdy stosowane w innych krajach aparaty (jak ten na zdjęciu) działają na zasadzie grawitacyjnego, czyli łagodnego przepływania wody przez układ nosowy. 

Drugi przykład: preparaty z wyciągiem z pelargonii afrykańskiej (pelargonium sidoides, por. tutaj). Przez lata osobiście sprawdziłem skuteczność tej substancji, którą niegdyś otrzymałem na receptę od lekarza w Niemczech, na stany zapalne górnych dróg oddechowych. Preparat można kupić poza Polską praktycznie w każdej aptece także bez recepty. Natomiast w Polsce żadna apteka, gdzie pytałem, nie miała takiego preparatu. W jednej obiecano mi jego sprowadzenie na zamówienie, ale w końcu nie sprowadzono i mogłem kupić dopiero przez internet. 



Post scriptum 2

Jest też ciąg dalszy sprawy:



Skoro istnieje już takie stowarzyszenie, to dziwne jest, że dotychczas niczego nie osiągnęło w tej kwestii. To raz. 

Po drugie powtarzam: należy się organizować, tzn. farmaceuci w takiej sytuacji konfliktowej powinni się wspierać i działać wspólnie. 

Po trzecie: Jedną z głównych zasad katolickiej teologii moralnej jest, że odpowiedzialność ponosi się tylko za to, czego można uniknąć. Tak więc jeśli farmaceuta może uniknąć wydania takiego preparatu - czy to w pojedynczym przypadku czy generalnie - to wydanie jest grzechem. Rozwiązaniem oczywiście nie jest odesłanie do innego okienka, ponieważ to nie chroni danej osoby przed popełnieniem grzechu użycia preparatu. Jest też oczywiście kwestia, na ile dana osoba ma świadomość grzeszności stosowania takiego preparatu i tym samym, czy subiektywnie zaciąga na siebie winę (wina zależy od świadomości grzeszności czynu). 

Jest oczywiście kwestia określenia możliwości czy niemożliwości. Tutaj zachodzi raczej tzw. niemożliwość moralna, czyli w sytuacji groźby poważnych konsekwencyj służbowych, zawodowych czy karnych. 

Nie znam orzeczeń Magisterium Kościoła w kwestii moralnej oceny wydawania tego typu preparatów, czyli grzeszności takich czy innych działań farmaceuty. Dlatego mogę się opierać jedynie na ogólnych zasadach katolickiej teologii moralnej, co starałem się uczynić powyżej, stosując analogicznie zasady odnoszące się do grzechu cudzego. Będę nadal zastanawiał się nad problemem i szukał opinii rzetelnych teologów katolickich, o co jednak bardzo trudno obecnie. Moją specjalizacją teologiczną nie jest teologia moralna, dlatego muszę prosić o cierpliwość i wyrozumiałość, jeśli nie od razu mogę wyczerpująco odpowiedzieć na pytania w tej tematyce. Nie chcę bowiem narzucać własnych zasad czy zaleceń, lecz jedynie prezentować nauczanie Kościoła, na ile jestem w stanie je poznać i zrozumieć, resztę pozostawiając decyzji sumienia osób, których sprawa dotyczy. Jako duszpasterz nie mam prawa nakładać ciężarów większych niż nakłada je Kościół. 

Podsumowując w skrócie, widzę w takiej sytuacji dwa rozwiązania, które można połączyć:

1. Wpływanie na klientki poprzez staranne ich informowanie, w celu odwiedzenia ich od grzechu. Może to być połączone z odmową wydania preparatu, ale - według mojej znajomości zasad katolickiej teologii moralnej - nie jest to obowiązkiem, o ile nie wchodzi w grę życie osób trzecich. Można i należy poinformować także pracodawcę o swoich przekonaniach, najlepiej już przy zawieraniu umowy o pracę. 

2. Odejście z systemu powodującego konflikt sumienia oraz włączenie się w działalność zawodową zgodną ze swoim sumieniem. Co może oznaczać zbudowanie takiej działalności także dla innych farmaceutów. 

12 komentarzy:

  1. Bardzo mocny krótki filmik stworzyła organizacja pro-life LiveAction na temat pigułki aborcyjnej.
    https://x.com/LiveAction/status/1699852604333838429?s=20

    OdpowiedzUsuń
  2. Problem w tym, że tzw. środki antykoncepcyjne to po prostu leki hormonalne "ustawiające" gospodarkę hormonalną. Przyjmowałam wielokrotnie (skutecznie) w ramach leczenia torbieli i nie miało to zwiazku z antykoncepcją, bo żyłam samotnie. Bez tych leków groziły by mi po prostu kolejne operacje, a te wpływają na obniżenie możliwości poczęcia dziecka w przyszłości. Większość moich koleżanek brała przez jakiś czas środki hormonalne własnie w ramach leczenia torbieli, polipów lub nieregularnych okresów, które utrudniają poczęcie dziecka. Więc paradoksalnie czasem srodki tzw. antykoncepcyjne regulujac cykl ułatwiają poczęcie dziecka (często jest z tego ciąża mnoga). Moralizowanie farmaceuty w takich wypadkach odebrałabym jako dodatkowe ranienie, obciążanie mnie w chorobie i sugerowanie grzechu, co wg mnie też jest niemoralne. Środki uboczne sa przecież w ulotce. Oczywiście inna sprawa z tabletkami "po" a nawet prezerwatywami itd. Dzięki za ten temat, bo znam wielu księży,którzy uważają,że farmaceuta w ogóle nie powinien sprzedawać hormonalnych tabletek antykoncepcyjnych. To jak wygladałoby wtedy moje życie? Od operacji do operacji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież ksiądz nie pisał o moralizowaniu a o rzetelnym informowaniu przez farmaceutę.

      Usuń
  3. Co z prezerwatywami? Trudno wyobrazić sobie, że mogłyby być wykorzystywane w innym celu niż wiadome.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Franek Popławski19 września 2023 13:41

      Tak czysto dla informacji, niektórzy używają ich do idiotycznych żartów typu napełnienie wodą i zrzucenie komuś na głowę. Co nadal nie jest dopuszczalne, ale czysto teoretycznie sugeruje także jakieś inne zastosowania oparte na użyciu jako balonu. Oczywiście byłby to nikły ułamek kupujących. A też pytaniem, nawet bez idiotycznych żartów, pozostaje - dlaczegoby nie użyć balonu?

      Usuń
    2. Sytuacja jak w przypadku preparatów antykoncepcyjnych.

      Usuń
    3. Franek Popławski19 września 2023 18:21

      Chciałbym poprosić o usunięcie mojego poprzedniego komentarza.

      Usuń
  4. W tekście jest "Jedną z głównych zasad katolickiej teologii moralnej jest, że odpowiedzialność ponosi się tylko za to, czego nie można uniknąć." Zdaje się, że powinno być: "Jedną z głównych zasad katolickiej teologii moralnej jest, że odpowiedzialność ponosi się tylko za to, czego można uniknąć".

    OdpowiedzUsuń
  5. ". Jest też oczywiście kwestia, na ile dana osoba ma świadomość grzeszności stosowania takiego preparatu i tym samym, czy subiektywnie zaciąga na siebie winę (wina zależy od świadomości grzeszności czynu). "

    Niestety, ale grzech zaniedbania ksiądz próbuje przekuć jako lekki w każdym przypadku. Tu zastosowanie powinno mieć tym surowsze prawo moralne im szerzej ingeruje się w funkcję życia ludzkiego , gdyż mówimy o funkcjach rozrodczych, a ksiądz traktuje te specyfiki na równi z lekami na serce lub psychotropami , czyli aspekt wyłącznie personalnej winy moralnej. W przypadku grzechu aborcji dochodzi aspekt społecznej winy moralnej.
    Księdza zasłonięcie się świadomością bądź nie to tak, jakbym wiedząc, że za chwilę z natrysku zamiast wody popłynie cyklon b mówił innym, że niemoralnie jest rozbierać się przy innych i brać prysznic zbiorowy, kiedy jego celem nie jest gdybanie czy ktoś odczyta ten fakt za moralne nadużycie, a jest zwykłym odwróceniem uwagi wobec dokonującej się zbrodni. Zbrodniarzy wojennych osadziło prawo, ale agentury potomków tych zbrodniarzy dalej funkcjonują w osobach farmaceutów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiego zaniedbania? Gdzie mówiłem o zaniedbaniu? Radzę czytać bez urojeń.

      Usuń
    2. Ksiądz odwraca uwagę od materii grzechu na rzecz oceny ciężaru winy. Brak wiedzy nie zwalnia z odpowiedzialności. Głupi nie jest mniej winny gdy jest to mu wygodne. Niektórzy rezygnują z prawdy na rzecz zaufania do tych, którzy przekonują, że specyfik ma wiele zastosowań. Po to mordercy z big farmy znajdują wiele zastosowań dla trucizny, by biznes kwitł bez moralnych dylematów. Co dozwolone to i moralne... Podczas gdy stopień świadomości nie jest kryterium właściwym dla zawodu, który wymaga kompetencji i doświadczenia oraz wiedzy specjalnej. Jeśli chirurg źle mnie zoperuje to nie będzie wytłumaczeniem, że nie był świadomy jak wykonać prawidłowe cięcie. Tym bardziej wiedza domaga się uzupełnienia , a środki ingerujące w rozrodczość powinny być blokowane jako nieetyczne przez obiektywne i globalne regulacje prewencyjne jak całościowy zakaz obrotu. To katolickie podejście, nie obce, nakazuje nastawać w porę i nie w porę na przekór złu i jego wytworom i nie możemy na tym poprzestać. Jeśli siebie nie pozwala być asystentka dr Mengele, to zmień pracę i przestań bawić się w sędziego, któremu trzeba udowodnić wszystko i wszystkim, by wykluczyć swoją winę.

      Usuń
    3. Niczego nie odwracam.

      Usuń