Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Różne "duchowości" a pobożność katolicka


Określenie oraz pojęcie "duchowość", dość popularne w przestrzeni kościelnej w okresie mojej młodości, w ostatnich latach - akurat za pontyfikatu Franciszka - dość wyraźnie straciło na popularności, a to na korzyść innych forsowanych odgórnie haseł jak "duszpasterskość", a ostatnio "synodalność". Zmniejszenie częstotliwości występowania w żargonie kościelnym nie oznacza jednak zaniku problematyki, ani rzeczywistości. Warto pamiętać, że "teologia duchowości" (theologia spiritualis) jako dziedzina teologiczna jest dość młodą specjalnością, gdyż liczącą dopiero około 100 lat. Za jej założyciela uchodzi powszechnie dominikanin o. Reginald Garrigou-Lagrange, od 1917 roku pierwszy profesor tak nazwanej katedry teologicznej na rzymskim uniwersytecie Angelicum. To pod jego opieką młody polski kapłan Karol Wojtyła przygotowywał swoją pracę doktorską (co do losu tej pracy oraz doktoratu x. Wojtyły przez długie lata krążyły sprzeczne i fałszywe informacje). Związek z życiorysem późniejszego papieża jest o tyle istotny, że to za jego pontyfikatu nasilił się - choć nie powstał - problem, który tutaj chcę poruszyć. 

Pierwotnie rozróżniano nurty "duchowości" według poszczególnych mistrzów teologii w tej dziedzinie oraz według założycieli zakonów. Tak mówiło się o duchowości augustiańskiej, benedyktyńskiej, dominikańskiej, franciszkańskiej, ignacjańskiej, karmelitańskiej itd. Wraz z pojawieniem się w przestrzeni kościelnej w okresie od Vaticanum II różnych tzw. ruchów, zaczęto stosować to pojęcie do poszczególnych rodzajów czy organizacyj. Są autorzy - zwykle moderniści - którzy widzą analogię czy wręcz tożsamość między rolą nowo powstałych zakonów w historii Kościoła z jednej strony, a obecną funkcją "ruchów". Problem jest oczywiście złożony. Z jednej strony pewne podobieństwa są niezaprzeczalne, jednak tym bardziej oczywiste są istotne, nawet kluczowe i fundamentalne różnice, na które należy zwrócić uwagę. Te różnice to głównie: 
- klerycki bądź przynajmniej regularny charakter zakonów w znaczeniu życia wspólnotowego uregulowanego daną regułą (względnie konstytucjami)
- śluby zakonne
- zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską czyli nadzór administracyjny. 
Te aspekty tutaj pominę. Wymagają one dokładniejszego studium kanonicznego. Ograniczę się do zarysowania problematyki obecnej w praktyce duszpasterskiej oraz koniecznych uwag z punktu widzenia dziedziny jaką jest teologia duchowości. Omówię główne typy, oczywiście w skrócie, zwracając uwagę na istotne cechy - zalety, wady i niebezpieczeństwa. Oczywiście granice między nimi są dość płynne, nierzadko różne typy łączą się i przenikają w jednej osobie, rodzinie czy środowisku. Jednak dominujące właściwości można wyróżnić i scharakteryzować. 


1. Novusizm pospolity 

Chodzi o większość obecnych katolików, których wiara i praktyki religijne bazują i zasadniczo ograniczają się do tego, co ogólnie prezentuje i oferuje przeciętna parafia Novus Ordo. Ich znajomość wiary i życia Kościoła zasadniczo polega na tym, czego niegdyś się nauczyli na lekcji religii, co słyszą na kazaniach i czego dowiedzą z mediów, którym ufają. Obecnie prawie wszyscy - z nielicznymi wyjątkami w bardzo podeszłym wieku - są wychowani i ukształtowani przez "reformy" tzw. posoborowe, które oni zasadniczo bezkrytycznie przyjmują, czy to z braku głębszego namysłu, braku zainteresowania czy też w dobrodusznej naiwności. Są tutaj bardzo różne nurty: jedni są szczerze pobożni i mają poglądy prawicowe, inni uważają się za inteligentniejszych od motłochu i mają poglądy liberalne a nawet lewackie. Ci ostatni to są tzw. katolicy postępowi, reprezentowani głównie w pseudoliberalnych środowiskach postkomunistycznych. Natomiast bardziej prawicowi czy przynajmniej patriotyczni novusowcy są zorientowani głównie na PiS i tym samym na środowisko radiomaryjne w różnym stopniu intensywności. Poziom intelektualny novosowca jest więc bardzo różny, także intensywność praktyk religijnych oraz poglądy polityczne. Jest więc dość oczywiste, że fundament religijny czyli religia Novus Ordo nie daje ani solidnej formacji intelektualnej, ani moralnej, ani pobożnościowej, czego dowodem jest głosowanie przez około połowę katolików tego typu na polityków o poglądach niekatolickich czy wręcz antykatolickich. 


2. Blachnicyzm ("oaza", "ruch światło życie", "domowy kościół")

Chodzi o organizacje założone przez x. Franciszka Blachnickiego, który w okresie komunizmu był jedynym promowanym przez hierarchię kościelną i tolerowanym przez komunistów przywódcą duszpasterstwa młodzieży. Wzorując się na głównie niemieckojęzycznym, lewackim tzw. ruchu liturgicznym drugiej fali (datowanym od 1922 roku, gdy to austriacki augustianin Pius Parsch zaczął celebrować Msze św. tzw. ludowe, czyli ze śpiewem po niemiecku i z ustawieniem celebransa w kierunku ludu, a z czasem zasłynął także z opowiadania się za współpracą z nazistami). Blachnicki dość otwarcie zaliczał swoją działalność do tegoż "ruchu liturgicznego", wprowadzając nowinki liturgiczne już w latach 50-ych, czyli na długo przed "soborem". Istotą jego działalności były:
- tzw. materiały formacyjne, indoktrynujące modernistycznie, zwłaszcza pod pozorem krzewienia znajomości Pisma św. z pominięciem katechizmu,
- nowinki liturgiczne jak używanie gitar podczas liturgii i Komunia na stojąco, a z czasem także inne dziwactwa jak dziewczyny "lektorki". 
Blachnicki był tym, który nie tylko był pionierem rewolucji teologiczno-liturgicznej przez "soborem", lecz także skrajnym realizatorem nowości "posoborowych", z trudem hamowanych przez większość biskupów polskich. Hamulcowym był zwłaszcza kardynał Wyszyński, co wynikało bardziej z taktyki niż z przekonania o szkodliwości tychże nowinek. Otwartym obrońcą i promotorem działalności x. Blachnickiego był kardynał Wojtyła. 
Mówiąc najogólniej, blachnicyzm jest skrajnym novusizmem. Dotyczy to zarówno działalności samego Blachnickiego jak też jest następców w kierowaniu ruchem po jego wyjeździe do Niemiec i potem śmierci, mimo pewnych niuansów, które tutaj można pominąć. 
W "duchowości" blachnicyzmu czy ogólniej "oazowej" należy wyróżnić następujące istotne cechy:
- mniej czy bardziej ukrywana niechęć do "Kościoła przedsoborowego" wraz prawdami wiary i liturgią tradycyjną
- modernistyczno-protestantyzująca teologia i to już w metodologii, gdyż polegająca na protestanckim traktowaniu Pisma św., czyli w oderwaniu od Tradycji Kościoła, a w powiązaniu najwyżej z nauczaniem "soboru" i "posoborowym"
- pozytywistyczne i zarazem obłudne traktowanie liturgii, czyli mentalność trepa w stosowaniu Novus Ordo, tzn. wykorzystanie wszelkich furtek do forsowania coraz dalej idących nowinek
- emocjonalność czyli przeżyciowość w sprawach wiary, w połączeniu z zarówno ignorancją prawd katechizmowych jak też zarażeniem mentalnością protestancką, konkretnie irracjonalizmem w religijności. 
Owszem, zdarzają się wyjątki co do poszczególnych elementów duchowości, zależnie od diecezji czy opieki danego duszpasterza. W okresie komunizmu do "oazy" trafiali wszyscy, którym nie wystarczył szary i płytki repertuar zwykłej parafii, a szukali więcej. To było perfidnie wykorzystywane przez x. Blachnickiego - przy poparciu najbardziej wpływowych hierarchów - do zainfekowania Kościoła w Polsce mentalnością skrajnie modernistyczną, czego dowody mamy obecnie głównie w postaci hierarchii, wywodzącej się głównie czy nawet niemal wyłącznie z blachnicyzmu. 


3. Pseudocharyzmatyzm ("odnowa w Duchu Świętym")

Tzw. odnowa w Duchu Świętym, która jest niby katolicką gałęzią protestanckiego tzw. pentekostalizmu, została zaszczepiona w Polsce akurat za sprawą głównie x. F. Blachnickiego, choć nie tylko. Jest to wersja duchowości jeszcze bardziej oddalona od katolicyzmu, aczkolwiek jest pewną konsekwencją blachnicyzmu, nawet jeśli tegoż wyznawcy nie są chętni do przyznania tego. 
W pseudocharyzmatyźmie do wręcz absurdalnej skrajności posunięte są następujące cechy:
- biblicyzm i do skrajnie antyracjonalny i antyteologiczny
- dystans, a nawet mniej czy bardziej ukryta wrogość wobec prawdy wiary katolickiej oraz samej instytucji Kościoła (powołując się na nauczanie Kościoła tylko wtedy i o ile służy to ich interesom)
- emocjonalizm doprowadzony do skrajności w praktykach i zjawiskach typowych dla tzw. trzeciej fali czyli tzw. "Toronto blessing". 
Te cechy należące do sfery quasi teologicznej są przeniknięte dogłębnym i wręcz nawykowym zakłamaniem, które oczywiście najdobitniej wskazuje na ducha, który tym kieruje i rządzi. To zakłamanie jest tak głębokie i zarazem subtelne, że osoby związane z pseudocharyzmatyzmem kłamią i oszukują nagminnie i wręcz odruchowo, prawdopodobnie nawet nie do końca zdając sobie z tego sprawę, to znaczy w jakiś sposób wierząc w swoje kłamstwa. Jest to pewien mechanizm na poziomie psychiki: nie liczą się fakty, nie liczy się rzeczywistość i stan obiektywny, lecz własne przeżycia i samopoczucie, zwłaszcza przeświadczenie o swojej doskonałości i pobożności. Dla utrzymania tego poczucia gotowi są zaprzeczyć prawdzie, a prawda ich właściwie nie interesuje, o ile mogła by zaburzyć świat przeżyć zwłaszcza grupowych w ramach praktyk pseudocharyzmatycznych, które ostatecznie także polegają na pozorach i oszukiwaniu. 
Owszem, zdarza się, że osoby zaangażowane w tę "duchowość" z czasem doznają otrzeźwienia i odchodzą z niej, niekiedy nawet zbliżając się do Tradycji Kościoła. Warunkiem koniecznym jest jednak zachowanie przynajmniej resztek trzeźwego myślenia i wierzenia po katolicku, oraz odwaga przyznania się do błędu, czyli stawianie prawdy ponad fałszywym poczuciem własnej wartości. 
Oprócz głównego nurtu, pozostającego w ścisłym związku ze swoimi pierwotnymi korzeniami, czyli z protestanckim pentekostalizmem, są w pseudocharyzmatyźmie odmiany zbliżone do pobożności katolickiej, czyli praktykujące zarówno kult eucharystyczny jak też marijny, jak "wspólnota Emmanuel", "nowa droga" ("Chemin neuf") czy medjugorjanizm (będzie o tym osobno). W tego typu gałęziach jest wprawdzie więcej z duchowości katolickiej, jednak w różnym stopniu, w zależności od środowisk i osób. 


4. Kikonizm ("droga neokatechumenalna")

Ruchem jakby równoległym, również powstałym w latach 60-ych ubiegłego wieku, jest organizacja założona przez hiszpańskiego malarza o nazwisku Francisco José Gómez-Argüello Wirtz, znanego obecnie jako Kiko. Zbędne jest powtarzanie ogólnie dostępnych informacyj, zwłaszcza oficjalnej propagandy tej sekty czy jej fanów. Zwrócę uwagę na szczególnie brzemienne w skutki znamiona: 
- Przywódcami zarówno całości czyli centrali jak też oddziałów lokalnych są świeccy - tzw. katechiści, a duchowni są praktycznie tylko na ich usługach. To "katechiści" nauczają i prowadzą. W zamian duchowni otrzymują wszelakie wsparcie quasi rodzinne. Już ten istotny element, zupełnie oficjalny, świadczy o dogłębnie niekatolickiej istocie tej organizacji. 
- Sekta ma swoje rytuały, po pierwsze oparte na herezji, czyli odejściu od wiary katolickiej, a po drugie służące tworzeniu i umacnianiu tożsamości grupowej. Za pontyfikatu Benedykta XVI podejmowane były próby skorygowania tych obrzędów w kierunku ich zgodności z Novus Ordo. Jednak abdykacja przerwała ten proces, co wyjaśnia też zachwyt sekty pontyfikatem Franciszka.
- Również istotnym elementem jest pierwszeństwo życia sekty ponad życiem rodzinnym. Wyrazem tego są dwa przykłady: 1. Rodzice mający nawet małe dzieci zostawiają je pod opieką innej osoby, żeby uczestniczyć w tzw. konwiwencjach, czyli spotkaniach grup sekty. 2. Gdy wierchuszka tak zadecyduje, to rodzice wraz z dziećmi wyruszają na "misję" nawet do bardzo dalekich krajów, co ma poważne negatywne skutki dla psychiki i rozwoju dzieci, które są wyrywane ze swojego zwykłego środowiska, ze swojej społeczności, i zmuszane są do porzucenia swoich relacyj społecznych w imię interesu sekty. 
- Tajemniczość jest także istotną cechą kikonizmu. Przez dziesięciolecia materiały robocze, które służyły nauczaniu przez "katechistów", były trzymane w tajemnicy także przed władzami kościelnymi. Wygląda na to, że wprawdzie pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II doszło do jakby udostępnienia tych materiałów w celu zbadania teologicznego, jednak nie jest to wersja pierwotna i pełna, co oznacza, że sekta oszukuje nawet Stolicę Apostolską. 
- Poniekąd pozytywnym elementem jest zachęcanie do wielodzietności, co jednak oczywiście także ma służyć interesowi sekty jako zapewnianie nowych członków wychowanych od początku przez sektę. 
- Jak w każdej sekcie, kładziony jest nacisk na silne, uzależniające więzi wewnętrzne. Są jednak granice tej więzi, gdyż warunkiem jest zarówno bezwzględna wierność jak też dobro sekty. Gdy powikłania życiowe czy to osobiste czy rodzinne, nawet nie natury moralnej czy religijnej lecz np. finansowe czy polityczne zagrażają choćby reputacji "drogi neokatechumenalnej", wówczas dana osoba doznaje nie tylko braku pomocy lecz wręcz odwrócenia się od niej. 
W rezultacie sekta produkuje osobowości przeważnie dobrze zsocjalizowane rodzinnie, jednak z poważnymi deficytami pod względem doktryny, a nierzadko też moralności w zakresie wykraczającymi poza interes sekty. 


5. Escribizm ("opus Dei")

Tak się składa, że ojczyzną tej sekty jest także Hiszpania, a założona została już dekady przed Vaticanum II (oficjalna data to 2.X.1928). Podczas gdy kikonizm jest skierowany do środowisk lewackich i warstw niższych, to escribizm celuje zasadniczo w inteligencję i warstwy wpływowe. 
Założycielem jest Josemaria Escriba, który w ramach dodawania sobie prestiżu zmienił nazwisko na jakby arystokratyczne Escrivá de Balaguer (więcej tutaj). 


6. Giussanizm ("communione e liberazione")


7. Fokolaryzm ("foccolarini", "opus Mariae")


8. Objawienizm


9. Parajezuityzm


10. Parakarmelitanizm


11. "Tradycjonalizm" (lefebvrianizm, williamsonizm, sedewakantyzm, indultyzm)


33 komentarze:

  1. Co oznacza „raczej pewne” odnośnie rzekomego odrzucenie pracy doktorskiej Karola Wojtyły?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teologkatolicki24 sierpnia 2025 07:06

      W uczelniach rzymskich jest taka zasada, że praca doktorska musi być wydana drukiem przynajmniej w części i to jest jeden z warunków uzyskania tytułu. Wydanie drukiem jest wymagane nawet przed przystąpieniem do obrony pracy, a to z tego powodu, by publiczność mogła się z nią zapoznać zanim uczelnia przyzna tytuł doktorski. Praca doktorska x. Karola Wojtyły wcale nie została wydana drukiem wtedy. Z tego wynika, że on nie przeszedł rzymskiej procedury i nie zdobył doktoratu w Rzymie. Co zresztą przyznają nowsze biografie.

      Usuń
  2. Są też "novusowi" katolicy którzy widzą jaki SV2 to był szwindel i katastrofą dla Kościoła i widzą wszystkie błędy i wyłączana czy to nowego rytu czy to takich postaci jak kard. Ryś ale co mamy poradzić ?? Nie mamy wpływu na to jaką msza jest w parafii kto ją odprawia i jakie kazania mówi ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak można nazwać Sobor Kościoła Katolickiego szwindlem? Przecież można merytorycznie i konstruktywnie krytykować (jeśli się ma kompetencje) ale tyle pogardy co się tu wylewa to szok. Dziś co drugi mądry “katolik” w internecie to znawca od Soboru Watykańskiego II używający epitetów nasączonych jadem i wrogością. Nie uwierzę że w tych postawach jest postawa katolicka.

      Usuń
    2. teologkatolicki25 sierpnia 2025 03:53

      To nie był sobór, nawet jeśli to tak nazwano. I to już jest szwindel pierwszy.

      Usuń
    3. Merytoryczne i konstruktywne jest nazwanie spędu przejętego podskórnie przez talmudystów - dokładnie SZWINDLEM. Postawa katolicka polega na adekwatnym nazywaniu oszustwa oszustwem, kłamstwa kłamstwem. Zamiast lawirowania na okrągło, żeby tylko nie urazić jednostek z plemienia żmijowego, które ma się nad sobą w hierarchii, tylko po to, żeby nie zostać zdegradowanym na gorszą parafię.

      ik

      Usuń
    4. Wystarczy popatrzeć na owoce jakie przynosiło to wydarzenie. Kościół znajduje się w chyba największym kryzysie w historii żeby nie powiedzieć że jest już na skraju upadku. Wystarczy zaznajomić się z suchym faktami co się tam działo i jak się działo. Proponuję zacząć od książki "Ren wpada do Tybru" albo posłuchać licznych analiz np. Pawła Lisickiego. Użyte przeze mnie słowo "szwindel" jest jeszcze dość umiarkowane na opis tego wydarzenia i jego skutki dla Kościoła.
      No a co do określenia "sobór katolicki" byłbym bardzo ostrożny. Porównując to wydarzenie z poprzednimi faktycznie soborami katolickimi cech wspólnych jest niewiele żeby nie powiedzieć nie ma żadnych ...

      Usuń
    5. Od kiedy świeccy reporterzy są autorytetami wiary i nauki katolickiej?Analizy Pana Lisickiego maja być wyznacznikiem? Cenie twórczość Pana Lisieckiego ale zachowuje dystans do niektórych jego poglądów.

      Usuń
    6. "Jak można nazwać Sobor Kościoła Katolickiego szwindlem? Przecież można merytorycznie i konstruktywnie krytykować (jeśli się ma kompetencje) ale tyle pogardy co się tu wylewa to szok. Dziś co drugi mądry “katolik” w internecie to znawca od Soboru Watykańskiego II używający epitetów nasączonych jadem i wrogością. Nie uwierzę że w tych postawach jest postawa katolicka."
      Postawą katolicką raczej nie jest bronienie tego rozmycia i destrukcji nauki katolickiej, jakim był V2.

      Usuń
    7. "Analizy Pana Lisickiego maja być wyznacznikiem?"
      Nie, ale jeśli już na samym początku liczne duchowieństwo, w tym wielkie autorytety teologiczne dostrzegły problem już na samym początku to jest już jakiś argument. Tym bardziej, że poszlaki wskazujące na podejrzane powiązania, w tym powiązania z masonerią ojców soborowych w ich działalności, również związanej z obradami są nie do zignorowania. I treść dokumentów soborowych wyraźnie rozmydla naukę katolicką na sposób tendencyjnie liberalny.

      Usuń
    8. "Od kiedy świeccy reporterzy są autorytetami wiary i nauki katolickiej?Analizy Pana Lisickiego maja być wyznacznikiem? Cenie twórczość Pana Lisieckiego ale zachowuje dystans do niektórych jego poglądów."
      Argument z "autorytetu" lub ad personam to podstawowe i prymitywne błędy logiczne w dyskusji. Żal komentować. Proszę podać chociaż jedną taką analizę i ją merytorycznie obalić to możemy rozmawiać. Otóż Pan Lisicki był podany jako przykład a jedyny argument czy jedyna osoba które takie analizy robi. Po prostu są one przystępne i łatwo dostępne jakie się komuś nie chce szukać poważniejszych prac.

      "Jak można nazwać Sobor Kościoła Katolickiego szwindlem? Przecież można merytorycznie i konstruktywnie krytykować (jeśli się ma kompetencje) ale tyle pogardy co się tu wylewa to szok. "
      Nazywanie rzeczy po imieniu to jeszcze nie pogarda to po 1) a po 2) nie jest pana krytyczność i merytoryka bo poza oburzeniem nic Pan sensownego nie prezentuje...

      "Dziś co drugi mądry “katolik” w Internecie to znawca od Soboru Watykańskiego II używający epitetów nasączonych jadem i wrogością. Nie uwierzę że w tych postawach jest postawa katolicka."
      Dziś z 90% katolików nie ma pojęcia co się dzieje w Kościele i co się działo na SV2. Trzeba trochę wysiłku aby wyjść poza bańkę propagandową. I to właśnie jest postawa katolicka. Prawdziwy katolicyzm zawsze opierał się na rozumie a nie na emocjach. Obrońcy SV2 jak widać poza emocjami nie są wstanie nic sensownego zaprezentować.

      Usuń
  3. Kolejna duchowość - pseudopolski mesjanizm.
    Nie wiem czy doszło, więc wklejam przykład tutaj:
    https://pch24.pl/czy-proroctwo-o-iskrze-z-polski-juz-sie-spelnilo/

    ik

    OdpowiedzUsuń
  4. a tak w ogole to chyba materiał obcięty, ciekawe czy będzie "stehlizm" i "rysizm"

    OdpowiedzUsuń
  5. Do tej listy można byłoby dodać analizę historyczno-krytyczną w naturalistycznej wersji. Czyli ci, którzy mają klasycznie modernistyczny punkt widzenia, pod płaszczykiem racjonalizmu podchodzą relatywistycznie do prawd Wiary i etyki. Do tego można zaliczyć wszelkie formy fajnokatolików pokroju Hołowni, kwestionujący historyczność pewnych ważnych aspektów historii chrześcijaństwa, tych, którzy w sprawach takich jak aborcja itd są "za, a nawet przeciw" albo "inni też mają swoje racje". Można jeszcze dodać do tej listy wszelkiej maści fideistów biegnących za kolejnymi rzekomymi "objawieniami" i "cudami", które oni traktują jako źródło Wiary ignorując nieomylne Magisterium. Jeszcze inną patologiczną formą duchowości można określić guryzm. W ostatnich latach (w dobie rozpowszechnienia internetu i social mediów zwłaszcza) popularna jest mania na zakrawającą o sekciarstwo bezkrytyczną egzaltację działalnością indywidualnych osób duchownych. Ich wyznawcy nie widzą świata poza nimi. A to popadają w przesadne zachwyty nad Szustakiem, a to nad Pelanowskim, a to nad Galusem, a to nad Natankiem. Tak jakby Kościół katolicki to był tylko Natanek, Pelanowski albo inny Szustak. W normalnych przedsoborowych czasach podstawową komórką społeczno-religijną katolika była jego parafia, a nie pojawiający się współcześnie jak grzyby po deszczu guru traktowani niczym papież tak jakby ich nauczanie było nieomylne ex cathedra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motyw współczesnych guru kolejny raz potwierdza się. Najpierw upadł autorytet x. Glasa, teraz upadł kolejny autorytet x. Dominik Chmielewski. Jak słusznie napisali schizmatycy z portalu Nicefor nie można pokładać bezgranicznej wiary w autorytetach religijnych, bo dzisiaj kroczą oni właściwą ścieżką, jutro pokusa, namiętności i ich słabości mogą ich sprowadzić do upadku. I same autorytety religijne powinny unikać wszelkich pochwał: https://nicefor.info/kult-herosow-patologia-naszej-swietej-walki/

      Usuń
    2. A co się stało u x. Chmielewskiego ?? Bo to kolejny z fanatyków Medjugorie...

      Usuń
    3. Proszę mnie poprawić jeśli źle pamiętam, ale czy x Chmielewski mówił, że chyba w Medjugorie miał kiedyś widzenie Gospy?
      Sama nazwa wojowników niepoważna. Co będzie następne? Wojownicze katoliki ninja, czy inne power rangers albo różańcowe rambo?
      Zero zaskoczenia z tymi aferami.

      Usuń
    4. Tu raczej już nie ma sensu dalej drążyć tematu x. Chmielewskiego. Morał jest taki, że musimy samemu uważać, by jakichkolwiek duchownych, czy inne osoby uznane za autorytet religijny nie traktować jak nieomylne guru. Słuchać ich, ale zawsze pamiętając, że to są nadal ludzie. Omylni.

      Usuń
    5. Rycerze niepokalanej też była śmieszna nazwa ?? Wojownicy to akurat na te czasy dobra nazwa bo przypomina zagadnienia "kościół wojujący" czy wogole że jest coś takiego jak walka duchowa. A nie tylko wszystko fajnie i wszyscy będziecie zbawieni. Więc teoretycznie ruch wydawał się pozytywny do czasu kiedy się nie okazało że popadli w sekciarstwo Medjugorie...

      Usuń
    6. Ale o co chodzi ?? O tę najnowsza aferę że rzekomo zbałamucił jakąś kobietę ?? Bo jak widzę źródło GW to jednak mam wątpliwości. Poza tym ksiądz też grzesznik nawet jeżeli ja osądzać nie będę. Sam grzeszyłem ciężko miliony razy w życiu ....

      Usuń
    7. Ale rzecz w tym, że tu wcale nie chodzi o to co zrobił x. Chmielewski tylko o to jak jego zwolennicy zaczęli go traktować niczym złotego cielca na fali popularności. Oczywiście, że ksiądz też grzesznik i należy liczyć na to, że jakieś wnioski z tego wyciągnie, że jak raz poczuł konsekwencje to jakoś zadziała to na niego odstraszająco na przyszłość i będzie miał więcej samodyscypliny. Główny problem jest w tym jak ludzie tak przesadnie poddają się autorytetowi, że podchodzi to pod jakiś obłąkany kult. A potem wystarczy, że jakiś autorytet się potknie, popełni grzech, zgorszenie i cała konstrukcja upada. Skompromitowany jest nie tylko on sam i jego wspólnota, ale też Kościół katolicki. I niestety wielu katolików ma takich różnych swoich religijnych "führerów", a wszystko to pachnie sekciarstwem. Współcześnie są dwie skrajności wśród katolików, jedna to tępy zuchwały antyklerykalizm, brak szacunku do kapłanów, szmacenie ich (gdy odbywałem staż w urzędzie to spotkałem się z takimi postawami trzech idiotek o mentalności wyborcy Platformy Obywatelskiej, tu wypominanie pieniędzy na tacy, tu wygadywanie o pedofilach. Dwie z nich uważały siebie za takie wierzące i chrześcijanki, upominały mnie "nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni", że Pan Jezus "powiedział", że trzeba wszystkich lubieć, oczywiście same nie stosowały się do tego, co mówiły. Niestety muszą się liczyć, że za swój niewyparzony język będą musiały kiedyś odpowiedzieć przed Bogiem.), druga to tępy, naiwny i idolatryczny klerykalizm, czyli traktowanie ulubionego księdza jak jakiegoś "führera" (w sensie nie chodzi o ideologię tylko o samo odchylenie bezkrytycznego patrzenia jak na jakiegoś wszechwładnego wodza). Zawsze należy mieć na uwadze, że wszyscy jesteśmy słabi i bez pomocy Boga nie jesteśmy w stanie kontrolować swoich słabości.

      Usuń
    8. Dlatego nigdy w życiu nie miałam kierownika duchowego, ani stałego spowiednika, ani nie dałam się zaciągnąć różnym znajomym do żadnej wspólnoty. Może ktoś powie, że to źle, ale w dobie postmodernizmu ja wolę używać samodzielnie swojego rozumu. Być może miałabym inne zdanie, gdyby obecnie nie było epidemii modernizmu i księża nie byliby rekrutowani z chętnych na bawidamka lub na psychoterapeutycznego kołcza.

      ik

      Usuń
    9. Podstawową wspólnotą katolika jest jego parafia.

      Usuń
    10. Co do samodzielnego rozumu trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Jedną to używanie samodzielnie rozumu by zrozumieć Wiarę katolicką i rozeznawać jak postępować zgodnie z katolickimi zasadami. Drugie to zasłanianie się samodzielnym rozumem dla wymówki postępowania niezgodnie z katolickimi zasadami i zuchwałego, bez pokory sprzeciwiania się nauce katolickiej i Kościołowi. Pierwsze jest dobre, drugie niekoniecznie.

      Usuń
  6. Wschodni chrześcijanie uważają teologię duchowości za uwieńczenie teologii. Myślę, że słusznie, gdyż teologia ta opisuje prawidła wzrostu w świętości, a do świętości zostaliśmy powołani. W tym kontekście przydałaby się szersza znajomość teologii duchowości, gdyż trzeba zważać na prawidła trzech okresów życia wewnętrznego. Mniej byłoby bólu i cierpienia, gdyby respektowano nauki świętych ojców odnośnie do owych trzech okresów, a które to nauki tak pięknie zebrał i teologicznie opracował o. Reginald Garrigou-Lagrange.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z tematu duchowości wypaczenie, które mnie odstręczało od bardzo dawna, to instrumentalne wykorzystywanie nauk o pokorze (np. "imitatione") w przewrotny sposób, czyli z pominięciem niezbędnego kontekstu, w którym powinny być stosowane, a dość często powtarzane są zwłaszcza przez osoby świeckie (z premedytacją lub z niezrozumienia) w celach społecznie szkodliwych np. utrwalających omertę, pacyfikowanie, blokujących potrzebną wiedzę i inicjatywy. Dla osób ukształtowanych ten problem może być banalny, ale nie dla pozostałych.
    ik

    OdpowiedzUsuń
  8. ale się nazbierało tych herezji....

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieje, ze bedzie rozwiniecie pozostalych punktow, w szczegolnosci ostatni 11. to wisienka na torcie ;) Czekam z niecierpliwoscia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie zastanawiam się czy można do jednego worka wrzucić lefebvrianizm i indultyzm a tym bardziej sedewakantyzm. Akurat widziałem kilka ostrych polemik Bractwa z sedewakantyzmem

      Usuń
    2. To są trzy zupełnie różne zjawiska. Indultowcy to po prostu zwolennicy tradycyjnych form liturgicznych z konserwatywną duchowością i teologią, do samego V2 mają ambiwalentny stosunek. Lefebryści stawiają opór zmianom posoborowym, ale widzą siebie w jedności z Kościołem posoborowym. Sedewakantyści w ogóle nie uznają Kościoła posoborowego za Kościół katolicki (jedynie zwolennicy tezy z Cassiciacum, zwanej błędnie sedeprywacjonizmem uznają instytucjonalne struktury Kościoła posoborowego za prawne, materialne struktury Kościoła katolickiego, ale nie uważają ich za Kościół katolicki w sensie stricte religijnym). Więc w pierwszym przypadku chodzi faktycznie o sentyment, estetykę lub pewną postawę konserwatywną, w obu kolejnych przypadkach chodzi o poważne różnice teologiczne, często wręcz większe niż różnice między katolikami, a wschodnimi schizmatykami.

      Usuń
  10. Parajezuityzm brzmi fascynująco - czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  11. A gdzie Ksiądz znalazł informację o zmianie nazwiska przez Escrivę? Nie spotkałem się z tym wcześniej a i teraz nie mogę znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://www.opuslibros.org/libros/Carandell/estetica_apellido.htm

      Usuń