Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy wolno błogosławić związki homosexualne?

 


Pytanie jest oczywiście słuszne i zrozumiałe. Odpowiedź jest także oczywista i prosta. Równocześnie w tej kwestii zawarte są pośrednio zasadnicze pytania i zasady Kościoła i jego działalności zarówno doktrynalnej jak też sakramentalnej wraz z zagadnieniem władzy w Kościele. 

W pytaniu chodzi zapewne o odpowiedź Franciszka na "dubia" tym razem pięciu kardynałów. Te "dubia" wraz z odpowiedzią zostały opublikowane na stronie watykańskiej "Dykasterii Nauki Wiary" (tutaj), przez jej nowego prefekta Victora Fernandez'a, pupila Franciszka jeszcze z czasów argentyńskich, zwanego przez niego pieszczotliwie "Tucho" (wymowa: tucio)...


Dubia kardynałów zostały sformułowane po włosku, natomiast odpowiedź w oryginale jest po hiszpańsku, co moim zdaniem wskazuje na to, że ich właściwym autorem jest "Tucho", co oczywiście nie pomniejsza oficjalnego autorstwa i odpowiedzialności Franciszka. 

Konkretnie chodzi o drugie "dubium". Najpierw jego oryginał:


Oficjalne tłumaczenie brzmi (tutaj):


Odpowiedź Franciszka brzmi:


Oficjalne tłumaczenie mówi:


Streśćmy to w tłumaczeniu na bardziej normalny język:

a) Związki homosexualne mogą być nazwane "małżeństwami" w sensie "nieścisłym", czyli w znaczeniu "częściowym" i "analogicznym" do małżeństwa mężczyzny i niewiasty.

b) Małżeństwo jest rzeczywistością jedyną w swoim rodzaju i dlatego wymaga "wyłącznej nazwy". Tutaj oczywiście zachodzi sprzeczność względem a), co jest zresztą typowe dla tych osób, dla których logika nie jest istotna, więc są zdolni nawet sobie zaprzeczać, byle osiągnąć cel praktyczny, do którego zmierzają. 

c) Tutaj tłumaczenie polskie popełnia błąd, ponieważ "sacramental" nie oznacza sakramentu, lecz sakramentale, czyli takie obrzędy jak błogosławieństwa. Tak więc tutaj Franciszek mówi, że Kościół unika wszelkiego typu obrzędów i błogosławieństw (sakramentaliów), które by podważały rozumienie małżeństwa wyłącznie jako związku mężczyzny i niewiasty. Z tego wynika, że według Franciszka Kościół nie unika obrzędów i sakramentaliów, które nie podważają takiego rozumienia małżeństwa. I tak też mówi wprost w następnych punktach, przy czym po prostu kłamie, gdyż Kościół nigdy nie dopuszczał jakiegokolwiek błogosławienia grzesznego stylu życia. 

d) Franciszek stawia chochoła, żeby w niego uderzyć swoimi znanymi bluzgami: ten, kto jest przeciw błogosławieniu związków homosexualnych, ten jest tym, kto nie ma miłości i roztropności duszpasterskiej, życzliwości, cierpliwości, czułości, zachęty, a jest sędzią, który tylko zaprzecza, odrzuca, wyklucza. Typowa metoda: kto się nie zgadza z Franciszkowymi kłamstwami, ten jest paskudny i zły. 

e) Tutaj znowu pojawia się znane słowo-wytrych: rozeznanie (discernir). Oto roztropny "duszpasterz" powinien "rozeznać", czy są formy błogosławieństwa, które nie przekazują "dwuznacznej koncepcji małżeństwa" (tłumaczenie oficjalne fałszywie mówi o "błędnej"). A co wtedy, jeśli nie istnieją? Według Franciszka oczywiście istnieją, ponieważ ten, kto prosi o błogosławieństwo, ten prosi Boga o pomoc, błaga, żeby móc żyć lepiej, i wyraża swoją ufność do Ojca, który może nam pomóc by żyć lepiej. A to lepsze życie w przypadku homosexualistów oznacza oczywiście więcej zwyrodniałych wrażeń "sexualnych", bez odpowiedzialności rodzicielskiej i zwykle też bez odpowiedzialności za partnera, gdy ów stanie się nieprzydatny do owych wrażeń. Jeśli Franciszek o tym nie wie, to nie ma elementarnej wiedzy socjologicznej i psychologicznej o środowiskach homosexualnych. A jeśli wie, to perfidnie oszukuje katolików (i nie tylko), kreując zakłamany obraz rzeczywistości tych osób i środowisk. 

f) Oczywiście powraca znowu znana maczuga w postaci "miłości duszpasterskiej" w połączeniu z chochołem: kto odmawia pobłogosławienia związku homosexualnego, ten traktuje osoby żyjące w nim tylko jako grzeszników, a przecież ich wina i odpowiedzialność może być pomniejszona, może nawet do minimum czy wręcz do zera, skoro one subiektywnie nie żyją w grzechu, lecz się tylko "kochają". Tak więc: obiektywnie ich życie jest nieakceptowalne, ale ten, kto im odmawia pobłogosławienia, nie ma "miłości duszpasterskiej", bo one są subiektywnie bez grzechu. Zresztą to całe zdanie f) jest wręcz mistrzowskim bełkotem. Cóż innego oznacza pobłogosławienie związku homosexualnego jak nie właśnie obiektywne zaakceptowanie go, czyli zaprzeczenie jego grzeszności (obiektywnej nieakceptowalności moralnej), przynajmniej w odbiorze przez te osoby, skoro ich subiektywna bezgrzeszność (o ile w ogóle zachodzi w rzeczywistości) jest ważniejsza niż grzeszność obiektywna? Kogo tu Franciszek uważa za debila? 

g) Tutaj Franciszek już wprost daje zielone światło tym, którzy od dawna dążyli i dążą do błogosławienia związków homosexualnych. Oczywiście chce uchodzić za dobrotliwego, który tylko zachęca do "miłości duszpasterskiej", a nie nakłada obowiązującej normy. Cóż to oznacza w praktyce? Ano oznacza to, że duszpasterze, a nawet biskupi nie będą mogli de facto odmówić zasadniczo pobłogosławienia par homosexualnych, bez narażenia się na poważny zarzut braku "miłości duszpasterskiej" itp., a ostatecznie braku posłuszeństwa wobec papieża. A tutaj już będzie koniec "płynięcia poza normami", czego dowodem są decyzje personalne Franciszka, który konsekwentnie, nawet wręcz brutalnie obchodzi się z biskupami, którzy nie podzielają jego gruntownie zakłamanej koncepcji "miłości pasterskiej". 

Gdzież jest wezwanie do porzucenia grzesznego życia? Gdzież domaganie się o ochronę dzieci i młodzieży przed zwodniczą propagandą i demoralizacją uprawianą nachalnie przez środowiska homosexualistów i ich popleczników? Czyż to nie właśnie oni od ponad dziesięciu lat są mile widzianymi gośćmi na Watykanie, w przeciwieństwie do tych, którzy sprzeciwiają się agendzie genderystów, aborcjonistów itp.? 

W reakcji na publikację tych textów na stronie watykańskiej, dnia 2 października 2023 jeden z sygnatariuszy dubiów, kard. Burke, opublikował następne pismo skierowane 22 lipca tegoż roku w tej sprawie przez tych samych kardynałów do Franciszka, jako "ponownie sformułowane dubia" (tutaj):





Tutaj odnośnie pytania drugiego kardynałowie pytają wprost, czy akty sexualne poza małżeństwem, zwłaszcza akty homosexualne, są według Franciszka grzechem obiektywnie ciężkim, niezależnie od okoliczności oraz intencji osoby je popełniającej. 

Na tak sformułowane pytanie Franciszek nie odpowiedział, co jest przede wszystkim przejawem pogardy dla kardynałów i wszystkich, których interesują te pytania, a także dowodem na brak jego woli do wyjaśniania, a raczej przejawem woli do siania zamieszania i przemycania treści i praktyk sprzecznych z odwiecznym nauczaniem Kościoła. 

Fakty nie pozostawiają żadnych wątpliwości ani pobożnych złudzeń co do programu i dążeń Franciszka. Pod pseudopobożnymi frazesami kryje się bezwzględne zwalczanie moralności katolickiej, sprytnie od tyłu i z boku:
- przez podejście niby pastoralne, "miłosierne", w przeciwieństwie do "ideologicznego", 
- przez bluzganie oszczerstwami na tych, którzy podnoszą niezmienne nauczanie Kościoła i domagają się wierności. 

Natomiast według Franciszka i jego wyznawców wierność wobec jego słów i czynów ma zastąpić wierność względem odwiecznego nauczania i dyscypliny sakramentalnej i obrzędowej Kościoła. Nie przypadkowo Franciszek i jego fani od początku epatują swoją pogardą dla liturgii Kościoła. To są znaczące gesty, wpisujące się teraz wyraźnie w całość polityki tej ekipy. Zmierza ona do upodobnienia Kościoła do sekt niekatolickich (które już dawno przejęły agendę genderyzmu), czyli zlikwidowania wyjątkowości i jedyności religii katolickiej celem stworzenia na jej gruzach religii globalistycznej pod dyktando takich typów jak George Soros, Bill Gates, Klaus Schwab, Yuval Harari itp. 

Jak się zachować w takiej sytuacji?
Po pierwsze, nie dać się zwieść, lecz należy trwać z przekonaniem w jasnej i jednoznacznej doktrynie Kościoła w każdej dziedzinie, zarówno dogmatycznej, jak też moralnej, liturgicznej i dyscyplinarnej. 
Po drugie, być wiernym tej doktrynie w praktyce. 
Po trzecie, wpływać na innych, czyli przekazywać wiedzę, czyli tradycyjne nauczanie Kościoła, zarówno dorosłym, jak też zwłaszcza młodemu pokoleniu. Prawda zwycięży, nawet jeśli jest wymagająca. 
Po czwarte, wspierać duchownych, którzy nieustraszenie i niestrudzenie głoszą i wyjaśniają tradycyjną doktrynę, zarówno modlitwą jak też czynem. 
Po piąte, łączyć sił, czyli organizować zarówno wspólne modlitwy jak też spotkania edukacyjne na każdym poziomie. 



7 komentarzy:

  1. Catholic Land Movement to ciekawa inicjatywa, która cieszy się coraz większą popularnością w USA. Warto pomyśleć, aby stworzyć coś podobnego w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tradycyjnych katolików amerykańskich różni od polskich to, że pomimo różnic dość ściśle ze sobą współpracują, mają też wsparcie ze strony przynajmniej niektórych hierarchów. Z tego powodu owa inicjatywa ma duże szanse rozwoju i oddziaływania, lecz z jej rozkrzewieniem na naszym gruncie może być problem nie lada ze względu na opieszałość, skupienie na sobie, rozdrobnienie i - nie oszukujmy się - skłócenie i brak woli współpracy polskich środowisk szeroko pojętej tradycji katolickiej. Co nie znaczy, że nie należy podjąć żadnych działań. Należy i to jak najprędzej.

      Usuń
  2. Słowo "rozeznanie" jest jak wytrych, za kilka lat będzie jak z "rozeznawaniem" posługi szafarzy świeckich i komunii na rękę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Całość odpowiedzi na dubia pachnie (raczej śmierdzi) dialektyką Heglowską (bardzo niebezpieczny filozof będący prawdopodobnie pod ogromnym wpływem demonicznym), czyli czytamy, mówimy "tak słusznie", ale w następnym zdaniu zaczynamy być skołowani, a w kolejnym, to już sami nie wiemy co jest tu grane. Myślę, że najwyższy czas, by księża zdobyli się na śmiałość i wyraźnie powiedzieli, ktoś, kto tak naucza nie jest już katolikiem, bo w kwestiach postawionych w dubiach, Kościół wypowiadał się bardzo klarownie, a w przypadku nierozerwalności małżeństwa i grzechów z tym związanych bardzo dokładnie wypowiedział się nasz Pan Jezus Chrystus na kartach Ewangelii - innego nauczania nie chcemy! Pan Bóg cierpliwie czeka, do końca; ci apostaci mają czas na nawrócenie, ale jeśli tego nie zrobią nastąpi czas na sprawiedliwość. Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy, jak mówi stare przysłowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdyby się okazało, że autorem jest jednak ojciec św., to też należałoby obstawać przy twierdzeniu, że (cytuję) "ktoś, kto tak naucza nie jest już katolikiem"? (Nie mówiąc już o tym, że Kościół ma strukturę hierarchiczną, więc nie widzę, jak by z własnej inicjatywy (znów cytuję) "księża zdobyli się na śmiałość".)

      Usuń
    2. Autorstwo jest o tyle istotne, że ten, kto to napisał, nie jest katolikiem.

      Usuń
  4. Czy przystoi nosić symbol chrześcijaństwa w okolicach przyrodzenia - tak jak Tucio na załączonym zdjęciu?

    OdpowiedzUsuń