Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

"Doświadczenie bliskiej śmierci" czyli daleko idąca ignorancja x. Wiktora Szponara


W ostatnich latach pewną popularność - i zapewne także sukces biznesowy - zyskał x. Wiktor Szponar z Archidiecezji Gdańskiej, a to dzięki tematowi, który jest bardzo chodliwy od kilku dekad, mianowicie tzw. śmierci klinicznej oraz doświadczeń z tym fenomenem związanych czy około tego fenomenu (NDE czyli "near death experience"). Sam x. Szponar przedstawia się jako pionier podejmowania tej kwestii ze strony katolika i duchownego katolickiego. Opublikował już dwie książki w związku z tym i zapowiada trzecią. Chwali się przy tym, że zdobył od władzy kościelnej "imprimatur" oraz "nihil obstat", czyli pozwolenie na publikację. Przyznaje się także do tego, że przed wstąpieniem do seminarium duchownego zajmował się dziennikarstwem. To jest o tyle istotne, że książki są właściwie dziennikarskie, nie teologiczne, choć mają otoczkę niby teologiczną. Autor chwali się przy tym znajomością dzieł św. Tomasza z Akwinu, św. Teresy z Avila, św. Katarzyny ze Sjeny, a  nade wszystko "Dzienniczka" s. Faustyny Kowalskiej, przy czym - wobec treści przez niego prezentowanych - jedynie ta ostatnia znajomość wygląda na rzeczywistą i wiarygodną. 

Należy zacząć od tego, że x. Szponar miesza podstawowe pojęcia jak śmierć kliniczna, śmierć mózgu, a zwłaszcza śmierć w znaczeniu filozoficzno-teologicznym, które to pojęcie jest mu widocznie zupełnie nieznane, mimo że regularnie chwali się znajomością pism św. Tomasza z Akwinu. Nawet jego rozumienie śmierci biologicznej - co przedstawia jako przejście od definicji krążeniowo-respiracyjnej do pojęcia tzw. śmierci mózgu (źródło tutaj) - jest najwyżej dyletanckie i z całą pewnością nienaukowe, lecz zaczerpnięte z kłamliwej ideologii przemysłu transplantacyjnego. Skoro ktoś w elementarnych pojęciach ma solidnie pomieszane i brakuje mu zasadniczej wiedzy, to oczywiście nie można się spodziewać rzetelnego potraktowania tematu. 

Nie lepiej jest z jego wiedzą teologiczną. Otóż uparcie twierdzi on, że nie ma dowodów na istnienie Boga, oraz że Pismo św. - bez choćby wzmianki o Tradycji Kościoła - jest źródłem prawd wiary. 

Nie wiem, w jaki sposób x. Szponar szukał i zbierał "świadectwa" osób, które rzekomo przeżyły NDE, jak do nich dotarł i jak weryfikował ich słowa. Załóżmy, że przynajmniej w tym wykazał się rzetelnością przynajmniej dziennikarską, gdyż ona wystarczy w tego typu przedsięwzięciach. Problem polega na tym, że x. Szponar traktuje owe świadectwa jako źródło teologiczne, nawet pretendując do roli "głosu Kościoła" w tej kwestii. Głównym jego argumentem jest powszechność  geograficzna, kulturowa, a nawet religijna "doświadczeń bliskiej śmierci" według określonego schematu, co ma pozwolić na kwalifikację wykraczających ponad sferę subiektywnych i tym samym niesprawdzalnych przeżyć. Wspomina wprawdzie, że tego typu "przeżycia" były pierwotnie popularyzowane przez ludzi powiązanych z ezoteryką, jednak nie wyciąga z tego odpowiednich wniosków, za to domagając się od czytelników przyjęcia na wiarę podawanych przez niego "świadectw". 

Poważnym błędem jest także utożsamianie tych przeżyć z przejściem do wieczności czyli ponadczasowości. W ten sposób x. Szponar tłumaczy to, że bogate treściowo przeżycia w stanie "śmierci klinicznej" wydarzyły się - mierząc po naszej stronie, czyli stronie czasowej - w czasie zaledwie kilkudziesięciu sekund. Także tutaj widać daleko idące skutki pomieszania pojęć czyli braku ustalenia momentu i stanu śmierci. 

Otóż haniebna dla teologa jest nie tylko ignorancja stanu badań naukowych w temacie, o którym się wypowiada, mianowicie co do biologicznej definicji śmierci, zupełnie bezkrytycznie zakładając tzw. teorię śmierci mózgu. Nie do przyjęcia jest już brak choćby wzmianki o śmierci w znaczeniu teologicznym, czyli o odłączeniu duszy duchowej od ciała, które to odłączenie jest w porządku naturalnym zawsze i bez wyjątku nieodwracalne. Oznacza to, że - zresztą zgodnie z samą nazwą NDE - dane osoby nie przeżyły własnej śmierci lecz mogły doświadczyć jedynie bliskości swojej śmierci. 

Podsumowując: książki x. Szponara nie mają wartości nawet dziennikarskiej, gdyż nie respektują elementarnej wiedzy zarówno biologiczno-medycznej jak też filozoficzno-teologicznej. To są najwyżej narzędzia - i to dość niskiej jakości - zarabiania na chodliwym temacie, a to kosztem powagi stanu kapłańskiego i zwykłej uczciwości intelektualnej. 

Nie oznacza to, że nie należy zajmować się tym tematem z pozycji katolickiej. Pozycja katolicka jednak zawsze wymaga elementarnej rzetelności metodologicznej i merytorycznej. Tego kryterium pisanina x. Szponara niestety nie spełnia. 

W sumie wygląda na to, że te opowiadania o doświadczeniu bliskiej śmierci są na usługach przemysłu transplantologicznego, który w głównej mierze - zwłaszcza gdy chodzi o narządy nieparzyste - polega na mordowaniu ludzi z orzeczeniem rzekomej "śmierci mózgu". Skoro ci rzekomi powrotnicy z progu śmierci tak pięknie i błogo wspominają tamte przeżycia i niechętnie wracali do życia, to zabicie ich - oraz innych ludzi znajdujących się w takiej sytuacji - nie jest zbrodniczym zabiciem lecz spełnieniem ich pragnienia pewnego szczęścia. Zapewne dlatego branża "medyczna" chętnie się dzieli z x. Szponarem doświadczeniami tych swoich pacjentów. 

Ten przykład ukazuje, jak kiepski, wręcz haniebnie niski jest obecnie poziom edukacji w seminariach duchownych, skoro w takim stanie intelektualnym wypuszczany jest ktoś jeszcze w miarę inteligentny, aczkolwiek sprytniejszy w biznesie paradziennikarsoim niż w solidnej wiedzy choćby nawet teologicznej. Niestety odbywa się to kosztem zbawienia dusz. Skoro każdy, niezależnie od stanu duszy, ma takie piękne przeżycia u progu wieczności - a według x. Szponara już za tym progiem, co jest oczywiście kłamstwem - to zalatuje to dość wyraźnie negacją istnienia piekła, a nawet sądu Bożego. Nie przypadkowo x. Szponar tak nachalnie promuje równocześnie faustyno-sopoćkizm. W sumie kółko się zamyka, co nie powinno dziwić. 

12 komentarzy:

  1. Kombinują jak zwiększyć swój przemysł:
    https://archive.is/bWikm

    Także taki przykład:
    https://www.dakowski.pl/ludzie-z-tzw-smiercia-mozgowa-sa-wykorzystywani-jako-szczury-laboratoryjne-do-przeszczepow-narzadow-zwierzecych-poddanych-edycji-genow/

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym "doświadczeniem bliskiej śmierci" to podobna sprawa jak z opisywanymi na blogu niedawno osobami, które "wiedziały, kim były w poprzednim wcieleniu".

    OdpowiedzUsuń
  3. Próbowałam tego nagrania wysłuchać, ale intuicyjnie czułam jakąś mętność i niedomówienia. Oczywiście natychmiast algorytmy zaczęły podsuwać kolejne filmy o tej tematyce, już zupełnie odlotowe i sekciarskie kanały.
    Natomiast filmy ks.Jacka Norkowskiego o śmierci mózgowej są b.ciekawe.
    H.

    OdpowiedzUsuń
  4. Senza categoria
    Ludzie z tzw. „śmiercią mózgową” są wykorzystywani jako szczury laboratoryjne do przeszczepów narządów zwierzęcych poddanych edycji genów.
    Warto przeczytac, bo to nic innego tylko intratny biznes tak jak chemioterapia czy ogolnie pojeta medycyna farmacyjna:

    https://babylonianempire.wordpress.com/2025/09/02/ludzie-z-tzw-smiercia-mozgowa-sa-wykorzystywani-jako-szczury-laboratoryjne-do-przeszczepow-narzadow-zwierzecych-poddanych-edycji-genow/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie fascynuje, jak ksiądz katolicki może twierdzić, że nie ma dowodów na istnienie Boga. Wobec tego twierdzenia i domniemanej "znajomości Tomasza", którą ów kapłan się szczyci, można wysnuć dwa wyjaśnienia: albo ksiądz nie zna nauk św. Tomasza na poziomie liceum, albo świadomie odrzuca je jako nieprawdziwe. Co jest gorsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co w tym fascynującego? To tylko modernistyczny ignorant.

      Usuń
    2. Jeśli twierdzi, że nie ma możliwości rozumowego poznania Boga to nie zna nauk św. Tomasza z Akwinu albo ich nie uznaje, bo dowód na istnienie Boga to jest clou jego dorobku teologicznego.

      Usuń
    3. Tyle tylko że św. Tomasz z Akwinu nie przedstawia dowodów na istnienie Boga we współczesnym tego słowa znaczeniu (czyli twierdzeń dających się naukowo sfalsyfikować), operuje tylko czymś co dzisiaj nazywamy poszlakami i przesłankami.

      Usuń
    4. To "nowoczesne" pojęcie dowodu jest niczym innym jak postpozytywistycznym zabobonem. Polegającym zresztą na fałszu oraz ignorancji. Wystarczy znać historię nauki choćby w zarysie. Dowodzenie zależy od metody danej dziedziny naukowej. Wypada to wiedzieć. Oczywiście czym innym jest dowód historyczny, czym innym matematyczny czy logiczny, czym innym przyrodniczy (fizyczny), czym innym metafizyczny, a jeszcze czym innym teologiczny. Sprowadzenie pojęcia dowodu do przyrodnictwa na pewno nie jest naukowe, lecz zabobonne.

      Usuń
  6. Kolejny modernista (rzekomy brak rozumowego dowodu na istnienie Boga to jedna z "prawd" modernistycznych). Przyjęte przez medycynę kryteria śmierci - medycynę opartą na głęboko upośledzonej antropologii, która nie uznaje lub wyklucza istnienie duszy nieśmiertelnej w człowieku - dyskredytują faktycznie niemal całą współczesną, okcydentalną praktykę medyczną w zakresie terapii, pozostawiając jedynie wartą stosowania diagnostykę wykorzystującą pewne osiągnięcia technologiczne, chirurgię traumatologiczną, stomatologię i okulistykę. Reszta specjalizacji medycznych dowodzi wyłącznie upośledzonej antropologii, czego dowodem jest fakt, iż nie leczy przyczyn, lecz objawy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak w tym kontekście należy rozumieć historyczne zmartwychwstania? Choćby Łazarza? Czy w takich przypadkach następowało oddzielenie duszy od ciała czy również nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następowało. Bez oddzielenia nie byłoby śmierci.

      Usuń