O nowszym filmie Michała Kondrata było mi dane już się wypowiedzieć (por. tutaj), zaś kilkakrotnie w sprawie objawień s. Faustyny (por. tutaj). W przypadku tego filmu sprawa jest podobnego rodzaju, a nawet grubsza, pod względem zarówno faktów jak też teologii. Przejdźmy po kolei.
1. Pierwszym grubym fałszem, demaskującym cały film, jest twierdzenie na początku, iż nauczanie Kościoła przez wieki wypaczało prawdę o Bogu i trzeba było s. Faustyny, by je wyprostować. No cóż, to twierdzenie jest tak groteskowe i zarazem bezczelne, że nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać. W każdym razie dobrze, że padło, gdyż ukazuje wprost, o co w tym wszystkim chodzi: o nauczanie o Bogu, które jest sprzeczne z odwiecznym nauczaniem Bożego Objawienia przez Kościół.
2. Już przedstawienie powołania s. Faustyny do zakonu jest znamienne. Jej twierdzenie, że Jezus ją wzywa, powinno być sygnałem alarmowym dla spowiednika i przełożonych w zakonie już zanim została przyjęta, zwłaszcza w okoliczności, iż rzekomo już od pewnego czasu rzekomo Pan Jezus jej się objawiał. Reakcja rodziców była normalna: gdy dziecko mówi, że Jezus wzywa, to brzmi to dziwnie i powinno być bliżej zbadane, tak więc w tym znaczeniu słusznie uznali, że Helena jest szalona. Gdyby Jezus rzeczywiście wzywał, to by na pewno natchnął ją także do tego, by omówiła ze spowiednikiem sprawę tych zjawień, a tego widocznie nie uczyniła. Tym samym była podatna na mamienie szatańskie i trwała w pysze, skoro uważała, iż sama sobie poradzi z tymi zjawieniami. Już ta postawa świadczy o braku pokory i tym samym braku dojrzałości duchowej, i jest gorsząca. Najpóźniej w momencie przyjmowania do zakonu powinna była wyjawić swoje przeżycia spowiednikowi. Także przełożona przyjmująca ją powinna była dopytać, co dokładnie ma na myśli mówiąc, że "Jezus wzywa". Takie słowa w ustach prostej dziewczyny nie są normalne. Normalny jest natomiast sceptycyzm przełożonych wobec takich słów. Każdy rozsądny człowiek, zwłaszcza choć trochę doświadczony w sprawach duchowych, przynajmniej by dopytał, na czym polega to wzywanie. Jest bardzo mało prawdopodobne, by przełożona przyjęła takie słowa za dobrą monetę, bez zbadania, co one właściwie znaczą w przypadku Heleny. Tak więc wygląda na to, że s. Faustyna opisując tę sytuację po prostu skłamała, to znaczy faktycznie innych używała słów, motywując chęć wstąpienia do zakonu, skoro nikt wtedy nie dopytał, jakie to jest wzywanie, i tym samym nie wyszły na jaw rzekome widzenia.
W tym kontekście znamienne jest, iż jedyne i dość zagadkowe - pochodzące od nieznanej "pani dr" - świadectwo zdrowia psychicznego s. Faustyny pochodzi z roku 1952, czyli wydane 19 lat po jej śmierci:
3. Nader ciekawa jest sprawa obrazu namalowanego przez Eugeniusza Kazimirowskiego. Znamienne jest, że to właśnie jego x. Sopoćko wybrał do zadania zleconego rzekomo przez Pana Jezusa, mimo iż Kazimirowski był masonem. A może właśnie dlatego? W filmie x. Sopoćko jest z nim per "ty", co zapewne także nie jest przypadkowe. Otóż spowiednik x. Faustyny regularnie pozował do fotografij z rozpiętymi guzikami sutanny, co po pierwsze nie mogło być przypadkowe, a po drugie jest delikatnym ale wyraźnym zaznaczeniem masońskiego symbolu "ukrytej dłoni":
Ciekawe jest świadectwo znawcy i zwolennika x. Sopoćki, który widocznie ujawnia, iż x. Sopoćko albo złamał tajemnicę spowiedzi - wskutek czego popadł w automatyczną (latae sententiae) karę exkomuniki, albo po prostu oszukiwał w swojej opinii o s. Faustynie, gdyż tylko na podstawie spowiedzi może wiedzieć, czy dana osoba popełniła grzech ciężki czy nie:
Odnośnie x. Sopoćki warto się zapoznać z informacjami podanymi tutaj - ciekawymi, choć pisanymi z pozycji zwolennika:
Próba usprawiedliwienia x. Sopoćki jest oczywiście groteskowa.
Film w żaden sposób nie podejmuje tematu, dlaczego propagatorzy kultu objawień s. Faustyny od 1979 r. zrezygnowali z obrazu autorstwa Kazimirowskiego, a posługują się innym obrazem jako rzekomo namalowanym według wskazań zakonnicy. A różnice są ewidentne i poważne, jak np. to, że na obrazie Kazimirowskiego według wskazań s. Faustyny postać ma wzrok spuszczony w dół i tym samym niewidoczne oczy, podczas gdy na obrazie rozpowszechnianym obecnie postać patrzy wprost pięknym, pociągającym wzrokiem. Ciekawe są informacje o dokonanej w latach 1990-ych renowacji i retuszowaniu obrazu Kazimirowskiego. Dziwne jest, iż na tak ważnym i czczonym obrazie rzekomo dokonywano wielokrotnie zmian. Pozostaje pytanie, czy i kto tego dokonywał, i kto na to pozwolił. A zapewne nie jest przypadkiem, że zajęły się nim akurat kręgi tzw. charyzmatyków, czyli protestanckiej sekty pentekostalnej przystosowanej do zwodzenia katolików w ramach struktur kościelnych. W filmie jest to przedstawiane - nie do końca jednoznacznie - niby jako odsłonięcie pierwotnej wersji rysów twarzy autorstwa Kazimirowskiego. Gdyby tak było, to dowodem byłyby pierwotne fotografie tego obrazu, ale one właśnie nie poświadczają tej wersji. Wystarczy spojrzeć na fotografie opublikowane chociażby na wczesnych materiałach propagandowych objawień s. Faustyny. Obliczone na naiwność odbiorców jest twierdzenie, jakoby Kazimirowski nie dysponował technicznymi możliwościami kopiowania zarysu twarzy z Całunu Turyńskiego, który wówczas był przecież szeroko znany także z fotografij wcale nietrudnych do zdobycia. Wiadomo, że x. Sopoćko w tym czasie podróżował do Ziemi Świętej, więc tym bardziej mógł przywieźć fotografie Całunu. Zdolny artysta - jakim był Kazimirowski - bez większego trudu był w stanie skopiować przynajmniej podstawowe wymiary zarysu twarzy, więc mówienie o cudownej zgodności z wizerunkiem na Całunie i chuście z Oviedo jest po prostu robieniem ludziom wody z mózgu.
4. Ciekawy jest wątek ciemnego tła obrazu. Najpierw jest podane słowami s. Faustyny, że Jezus wychodzi z ciemności. Biorąc dokładnie, jest to bluźnierstwo, gdyż ciemność i otchłań oznacza zarówno w Piśmie św. jak też w całej Tradycji Kościoła zło i szatana. Jest to więc symboliczne zaprzeczenie prawdy, iż Jezus Chrystus przychodzi z nieba, która jest jasnością, gdyż oznacza rzeczywistość Bożą. Podjęta w dalszym ciągu filmu inna próba interpretacji ciemnego tła, mianowicie że bez jasnej postaci Jezusa pozostaje tylko ciemność, czyli zło i grzech, także nie odpowiada Bożemu Objawieniu, gdyż przeczy objawieniu naturalnemu i starotestamentalnemu, które już zawierały pewne światło prawdy Bożej, wprawdzie niedoskonałe, ale jednak.
5. Jedynie wytworem bujnej a kłamliwej fantazji może być scena, według której w 1965 r. ówczesny abp K. Wojtyła otrzymuje od kardynała prefekta Świętego Oficjum A. Ottaviani'ego zalecenie otwarcia procesu informacyjnego do beatyfikacji s. Faustyny w sytuacji obowiązującego zakazu rozpowszechniania jej rzekomych objawień. Ów zakaz jest bowiem jednoznaczną negatywną oceną rzekomych objawień i tym samym nie ma żadnych podstaw do wszczynania procesu. Aż do pontyfikatu Jana Pawła II (od 1978 r.) ani w Polsce, ani gdziekolwiek na świecie nie było żadnego kultu s. Faustyny, a trwały spontaniczny kult danej osoby jest według odwiecznych zasad Kościoła pierwszym wyjściowym warunkiem otwarcia procesu informacyjnego, o czym ktoś taki jak kard. A. Ottaviani z pewnością wiedział i tego przestrzegał.
6. Przeciw świętości x. Sopoćki świadczą dość wyraźnie następujące fakty wspomniane w filmie:
- Mimo rzekomej wiekopomnej misji kierownictwa duchowego dla s. Faustyny x. Sopoćko udaje się w podróż do Ziemi Świętej, porzucając na ten czas swoje nadzwyczajne i wiekopomne zadanie duchowej opieki. Widocznie "Pan Jezus" udzielił mu urlopu...
- Ukazana pomoc Żydom przez wystawianie im fałszywych metryk Chrztu św. jest niczym innym jak oszustwem i to w materii świętej jaką jest sakrament oraz przyjęcie wiary Chrystusowej. Ratowanie życia biologicznego nie może być moralnym usprawiedliwieniem takiego oszustwa.
7. W związku ze spaleniem pierwotnej wersji "Dzienniczka" przez s. Faustynę nasuwa się wiele pytań: Czy ona nie spowiadała się podczas nieobecności x. Sopoćki (z powodu podróży do Ziemi Świętej)? Jeśli się spowiadała, to czy wyznała spowiednikowi swoje wizje i spisywanie ich? Na jakiej podstawie uznała, że wizje są mamieniem szatańskim? Czy samodzielnie tak uznała, nie pytając nikogo, także spowiednika zastępującego x. Sopoćkę? Otóż jeśli zupełnie sama podjęła decyzję o spaleniu, to albo miała pewność co do pochodzenia szatańskiego (i ta pewność była słuszna), albo działała z chwilowego widzimisię i zgrzeszyła ciężko przeciw posłuszeństwu kierownikowi duchowemu. Co na to powiedział jej Pan Jezus, który się rzekomo zjawiał? W każdym razie to zupełnie nie pasuje do rzekomego posłuszeństwa Panu Jezusowi, tym bardziej do licznych pochwał dla s. Faustyny ze strony rzekomego Pana Jezusa. Innymi słowy: to się całości nie trzyma. Tak więc albo zatajane są istotne fakty, albo cała historia jest zmyślona czy przynajmniej poważnie przekręcona.
8. Muszę wskazać także na jaskrawy fałsz teologiczny, zawarty w scenie spowiedzi s. Faustyny. Gdy spowiada się z buntu przeciw poleceniom przełożonych, x. Sopoćko mówi, że nie ma grzechu, jeśli mimo wewnętrznego buntu polecenia są wykonywane. Jest to oczywiście nieprawda, ponieważ grzech jest przede wszystkim i najpierw aktem wewnętrznym. Jeśli ktoś w postawie wewnętrznego buntu wykonuje polecenie zewnętrznie, to grzech pozostaje wewnętrzny, gdyż jest grzechem w myślach. Posłuszeństwo zakonne i kościelne polega na chętnym wykonywaniu poleceń przełożonych w duchu naśladowania Chrystusa, nawet mimo zastrzeżeń co do słuszności polecenia, przy czym zastrzeżenia wolno wyrazić także zewnętrznie. Czym innym jest jednak bunt, gdyż oznacza on sprzeciw, najpierw wewnętrzny. Jeśli ktoś w postawie wewnętrznego sprzeciwu na zewnątrz ulega poleceniu, to po pierwsze nadal grzeszy, aczkolwiek tylko wewnętrznie, a po drugie postępuje obłudnie, ponieważ w sprzeczności do swego wewnętrznego nastawienia. Tak więc podana nauka x. Sopoćki świadczy o poważnej niekompetencji teologicznej, mimo iż z wykształcenia był teologiem moralnym.
9. Znamienne jest opowiadanie zakonnicy pracującej w hospicjum odnośnie umierającej kobiety: mimo że wyspowiadała się i przyjęła Ostatnie Namaszczenie, oto na słowa koronki s. Faustyny umierająca rzekomo reagowała w taki sposób jak opętani na exorcyzm. Taka jest przynajmniej wymowa słów tej zakonnicy. Nie wiem, czy zdaje ona sobie sprawę z tego, co powiedziała: skoro umierająca na sakramenty święte nie reagowała jak opętana lecz dopiero na słowa koronki, to oznacza to albo że - według wersji zakonnicy - w sakramentach nie została uwolniona od mocy szatana, albo że koronka jest demoniczna.
10. Podobny charakter ma opowiadane franciszkanina z Wilna, który rzekomo przez słowa koronki dokonał uwolnienia czyli exorcyzmu. Po pierwsze nie mógł to być exorcyzm, gdyż rytuał Kościoła nie przewiduje stosowania koronki s. Faustyny. Po drugie, ów franciszkanin dopuścił się nadużycia, zastępując właściwy rytuał exorcyzmu textem koronki. Co zresztą nie dziwi, skoro on przyznaje się do stosowania pseudocharyzmatycznej "modlitwy wstawienniczej", czyli demonicznego bełkotu pochodzącego z sekty pentekostalnej.
Pomijam tutaj analizę scen opartych na treści "Dzienniczka" s. Faustyny, gdyż bardziej celowe jest całościowe zbadanie tego textu.
Post scriptum 1
Przy okazji warto zwrócić uwagę, kto się szczególnie zasłużył dla propagowania rzekomych objawień s. Faustyny. Otóż autor filmu tak pisze o jednym z jego bohaterów:
X. Michalenko to ukrański Żyd, co doskonale pasuje do całej sprawy. To on zasłużył się zarówno dla publikacji i propagowania "Dzienniczka" jak dla rzekomego cudu za wstawiennictwem s. Faustyny:
Jego uroczystości pogrzebowe, które ostatnio miały miejsce, przypominały bardziej celebrację apostatów, na co wskazuje choćby biały kolor szat liturgicznych, co jest nie tylko sprzeczne z zasadą liturgii katolickiej lecz znaczące teologicznie, gdyż sugeruje świętowanie Zmartwychwstania czy wręcz kanonizację zmarłego, a nie modlitwę za zmarłych:
Kyrie eleison !
Post scriptum 2
Odnośnie różnych obrazów - i generalnego oszustwa - ogólne informacje podane są tutaj.
Właśnie otrzymałem istotną wskazówkę odnośnie dwóch różnych obrazów "Jezusa miłosiernego". Chodzi o text, który zamieszczam w zrzutach (dostępny tutaj). Komentarz jest właściwie zbędny, ale nasuwa się następujący: oszustwo na oszustwie oszustwem pogania...
Krąży także następująca wypowiedź x. Sopoćki (źródło tutaj):
Natomiast znany obecnie specjalista od x. Sopoćki przedstawia kwestię namalowania innego obrazu następująco: