Zasady komentowania: bez anonimowych komentarzy

Czy tezy x. Guza odnośnie M. Luder'a są zasadne?



Ostatnio znowu ożyła dyskusja odnośnie tez x. prof. Tadeusza Guza w temacie teologii M. Ludera oraz reformacji. Już w 2017 r. w związku z filmem Grzegorza Brauna pt. Marcin Luther i rewolucja protestancka, którego główną inspiracją były badania x. Guza, pojawiły się zarzuty oraz pewne restrykcje ze strony ordynariusza x. Profesora. Następnym atakiem była tzw. debata zorganizowana w styczniu 2018 r. przez pracowników KUL-u wespół z teologiem protestanckim. Jeszcze ostrzejszym, a zarazem jeszcze mniej merytorycznym atakiem jest oświadczenie pracowników KUL-u z 3 lipca 2019, do którego okazją było ponowne i szczególnie obszerne wystąpienie x. Profesora na antenie Telewizji Trwam oraz Radia Maria. 

Szczegółowe przedstawienie i analiza tej debaty przekracza ramy niniejszego bloga i nie jest konieczna dla ujęcia jej sedna. Dlatego ograniczę się do głównego jej motywu, który jest kluczowy i równocześnie ilustruje rodzaj konfliktu. Odniosę się tutaj do rzeczonej "debaty" ze stycznia 2018 r., gdyż od tamtej pory nie zaszła istotna zmiana in statu quaestionis


Najpierw należy zwrócić uwagę na znaczące twierdzenie głównego uczestnika "debaty", że protestanci należą do Kościoła Chrystusowego (1:31). Oznacza to negację katolickiego rozumienia członkostwa w Kościele Jezusa Chrystusa i tym samym herezję sprzeczną także z nauczaniem Vaticanum II potwierdzonym chociażby przez deklarację "Dominus Jesus" z 2000 r. 

Z przebiegu "debaty" weźmy kluczowy temat, mianowicie cytat często powtarzany przez x. prof. T. Guza, gdzie Luder nazywa Boga "diabłem" (ok.1:20). 

We wstępie protestancki teolog twierdzi, zresztą słusznie, że wywody Ludera są dialektyczne w tym sensie, że operuje antytezami, które nie muszą prowadzić do syntezy jak u Hegla. To jest ważne. 

Następnie x. Pawłowski cytuje odnośny fragment z kontextem plus następne fragmenty poświadczające nauczanie Ludera o diable. Zasada ta jest z gruntu słuszna, jednak w tym wypadku nie trafia problemu ani go tym bardziej nie załatwia. Ani x. Guz ani nikt rozsądny nie kwestionuje nauczania Ludera o diable, lecz nazywanie Boga "diabłem". To raz. 

Po drugie: odnośnego fragmentu z Ludera nie ratuje końcowe zdanie cytatu, że Duch Święty "poucza inaczej". 

Istotne jest tutaj, że wg Ludera człowiek sam ze siebie dochodzi do nazwania Boga "diabłem" i potrzebuje dopiero Ducha Świętego, żeby dowiedzieć się innego "pouczenia", którego Luder zresztą nie rozwija. 

To się zgadza z kluczowym pytaniem Ludera: "jak znajdę Boga łaskawego?". Tego pytania nie można inaczej zrozumieć jak tylko na tle biografii Ludera, od młodości aż do śmierci, oraz całości jego myślenia. Jest to nie tylko zmaganie się z własną grzesznością, lecz negowanie możliwości wyzwolenia z grzechów. Wg Ludera człowiek zawsze pozostaje grzesznikiem, uświęcenia nie ma, a usprawiedliwienie (co jest pojęciem św. Pawłowem) polega tylko na przykryciu ohydy grzechowej płaszczem zasług Jezusa Chrystusa i pozostaje jedynie czymś zewnętrznym. Ta przykryta grzeszność właśnie nie oznacza odejścia od bluźnierczego utożsamiania Boga z diabłem, lecz je zawiera. 

Tym samym twierdzenie, jakoby Luder zupełnie inaczej pojmował Boga niż jest to zawarte w cytacie podawanym przez x. Guza, jest po prostu fałszywe, sprzeczne z całością teologii Ludera i polegające na manipulacji.

Jest zrozumiałe, że ekumeniści z KUL-u (i nie tylko) czują się zagrożeni tezami prezentowanymi przez x. T. Guza, gdyż one zupełnie nie pasują do zakłamanego przytulania się do herezji protestanckiej. Szkoda, że x. prof. Guz jest w tej debacie dość osamotniony na gruncie polskim, choć prezentuje wiedzę jako tako znaną w innych krajach, aczkolwiek także przemilczaną i zwalczaną, gdyż niepasującą do kursu ekumaniackiego. 



P. S.
Odnośnie pisowni nazwiska "Luder" zamiast oficjalnej wersji niemieckiej Martin Luther i spolszczonej Luter. Otóż jest już od dłuższego czasu naukowo udowodnione, że taka jest pierwotna i właściwa wersja nazwiska. Znaczenie niemieckie tego słowa jest dość hańbiące, gdyż oznacza "ścierwo, łachudra". Reformator Martin Luder tłumaczył natomiast nową wersję swojego nazwiska "Luther" wyprowadzając je od greckiego "eleutherios" czyli "wolny, wyzwolony". Tym samym oszustwo w nazwisku miało funkcję propagandową. 
O tym oraz o innych kłamliwych mitach odnośnie osoby i biografii Luder'a można poczytać w skrócie chociażby tutaj

2 komentarze:

  1. Tekst mnie nie przekonał. Zrozumiałem tyle, że wedle heretyckiego teologa człowiek pozbawiony łaski może sobie wyrobić najgorsze zdanie o Bogu, widzieć z nim diabła. Tak sformułowane twierdzenie nie jest jednak tym samym, co Guzowe stwierdzenie "X utożsamiał Boga z diabłem". Porządek poznania i bytu to dwie różne rzeczy. Podobnie stwierdzenie, że dany heretyk założył kościół chrystusowy można czytać jako zreferowanie czyjejś autopercepcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam opracowanie na ten temat:
    http://nalezecdojezusa.pl/polemika/czy-bog-rzeczywiscie-musi-stac-sie-szatanem-odpowiedz-na-teze-ks-prof-tadeusza-guza/

    OdpowiedzUsuń