Jesteśmy po wczorajszej uroczystej inauguracji pontyfikatu Leona XIV z jego homilią jakby programową, z krótkim przemówieniem przed modlitwą Regina coeli, oraz po dzisiejszych audiencjach dla gości, zwłaszcza po audiencji ze przemówienie do przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich oraz kultów niechrześcijańskich. Z pewnością można i należy połączyć słowa z językiem gestów i symboli. Pewne jest, że zarówno przemówienia jak też gesty nie są całkowicie autorskie, gdyż pracuje nad nimi nie tylko prywatny sekretarz, lecz także sekretariat stanu. Celebracje, w tym symbole liturgiczne przygotowuje urząd celebracyj papieskich, który oczywiście zapewne konsultuje się z samym papieżem bądź przynajmniej jego otoczeniem. Myślę, że zarówno papież jak też jego współpracownicy bardziej starannie podchodzą do słów, jednak także znaki mają swoje znaczenie.
W liturgii wczorajszej znaczące jest użycie słynnej ohydnej feruli geja Lello Scorzelli'ego, wprowadzonej przez Pawła VI i wyłącznie używanej przez Jana Pawła I i Jana Pawła II (więcej tutaj). Benedykt XVI ostrożnie przeszedł na częstsze używanie złotej feruli Piusa IX, zresztą z kłamliwym wyjaśnieniem, że chodziło o jej lekkość. Franciszek zdołał zgromadzić pokaźną kolekcję ferul, przeważnie dość dziwacznych, w swej ohydzie raczej nie odbiegających od straszaka Scorzelli'ego. Oprócz tego atrybutu "nowoczesnego" papiestwa Leon XIV przywdział ornat użyty pierwotnie przez Jana Pawła II w latach 80-ych, a odrzucił paliusz papieski wprowadzony przez Benedykta XVI od początku jego pontyfikatu. Aczkolwiek nie wiemy, na ile to są sugestie czy pomysły jego, a na ile jego ceremoniarza odziedziczonego w spadku po Bergoglio. Ponadto nie śpiewał modlitw liturgicznych, również wyraźnie nawiązując do Franciszka. To są symbole - ze swej natury bardzie oddziaływujące na emocje niż na rozum - też niejako programowe, aczkolwiek zapewne nie tak istotne jak słowa.
Generalnie dostrzec można tutaj zgodność języka znaków i języka słów. Słowa także apelują do uczuć. Wygląda na to, że Leon XIV stara się nawiązywać do swojego bezpośredniego poprzednika, zarówno w stylu jak też w treściach. Jest to o tyle zrozumiałe, że zarówno hierarchia jak też zwykli ludzie są jednak w znacznej mierze - o ile nie we większości - emocjonalnie przywiązani do Franciszka. Ludzki szacunek i też wdzięczność za zaufanie okazane w stopniach szybkiej kariery można uznać za wyraz lojalności i kultury chyba typowo usańskiej. Pewne jest, że Bergoglio i Prevost się lubili i cenili, choć ten ostatni podobno nie był wymarzonym kandydatem na urząd prefekta dykasterii ds. biskupów. Przypuszczalnie był i może nadal jest w Kurii Rzymskiej ktoś, kto wypromował Prevost'a, przekonując Franciszka do okazania mu względów czy przynajmniej co do przydatności w aparacie bergogliańskim.
Oprócz zasadniczej podejrzliwości z powodu tego związku, coraz więcej jest krytycznych komentarzy także co do słów wypowiedzianych przez Leona XIV. Nie będę póki co analizował poszczególnych wątków i spraw, gdyż nie widzę konieczności w tej chwili. Chcę tymczasem jedynie zwrócić uwagę na zasadnicze kwestie:
- Kto się spodziewał jasnego, stanowczego i natychmiastowego zerwania z Franciszkiem, ten cierpi na brak realizmu i znajomości działania aparatu kościelnego, zwłaszcza watykańskiego. Takiego zerwania nie podjął nawet sam Franciszek wobec Benedykta XVI i to nawet co do znienawidzonej przez siebie liturgii tradycyjnej czekał ponad 8 lat i starannie się do tego tyrańskiego aktu przygotowywał.
- Ten pontyfikat z całą pewnością nie będzie restauracją żadnego poprzedniego pontyfikatu, ani tych ostatnich, czyli tzw. posoborowych, ani przedsoborowych. Ideałem jest oczywiście równy dystans przy odpowiedniej bliskości. Na ile Leon XIV będzie umiał mądrze balansować, zobaczymy. W każdym razie programowe nawiązywanie do papieży sprzed Vaticanum II jest już mądre i bardzo cenne, chociażby przez wzbudzenie zainteresowania nauczaniem Leona XIII, które jest wyjątkowo bogate i cenne. To jest zerwanie chociażby z Janem Pawłem II, który cytował niemal wyłącznie "sobór" oraz siebie, co jeszcze bardziej zradykalizował Franciszek.
- Naiwne, nierealistyczne i niemądre jest także oczekiwanie, że Leon XIV będzie krytykował dokumenty Vaticanum II czy że będzie starał się odsunąć je w zapomnienie, nawet jeśli byłoby to słuszne i zapewne kiedyś z czasem nastąpi za któregoś papieża z kolei. Odnoszę wrażenie, że on próbuje rozumieć je w duchu katolickim i wydobyć z nich to, co jest zgodne z wiarą katolicką i równocześnie odpowiada oczekiwaniom czy to wewnątrz Kościoła czy poza nim. To mi bardziej przypomina słynną "hermeneutykę" ratzingeriańską niż wojtyliańskie i bergogliańskie budowanie sekty V2 w opozycji czy przynajmniej w kontraście do całej historii Kościoła i teologii katolickiej. Wydaje mi się, że Prevost zna tradycyjną teologię katolicką o wiele lepiej i bardziej ją ceni niż czynili to Wojtyła i Bergoglio, a równocześnie chce być wierny Vaticanum II w duchu Benedykta XVI, nawet jeśli wyraża to słowami dokumentów Franciszka.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale według mnie w obecnej sytuacji Kościoła ważniejsza jest zdrowa osobowość i osobista świętość papieża niż korygowanie bzdur bergogliańskich, wojtyliańskich, montiniańskich i roncalliańskich, co oczywiście też jest niezbędne. Ludzie są niestety nadal przywiązani emocjonalnie do tych postaci i też do Vaticanum II, a tym samym dość odporni na choćby czysto racjonalne podważanie tychże ałtorytetów. Realnie możliwe i długofalowo skuteczne jest jedynie takie prostowanie myślenia w sprawach wiary i moralności, które nie razi uczuć, a jednak prowadzi do trzeźwego namysłu, a przede wszystkim do wierności tej Ewangelii, której Kościół zawsze nauczał.
- Oczywiście kręgi lefebvriańskie i też sedewakantystyczne będą nadal wskazywały na to, co należałoby uczynić, a czego Leon XIV najprawdopodobniej nie uczyni, bądź nie uczyni w taki sposób, jaki by sobie oni czy może nawet wszyscy szczerzy katolicy życzyli. Powinni jednak wziąć pod uwagę, gdzie jest granica między odwiecznymi zasadami Kościoła a ich osobistym i grupowym interesem, a wygląda na to, że dość często to drugie bierze u nich górę nad tym pierwszym. Leon XIV - niezależnie od tego, czy się go uznaje za papieża czy nie - stara się według swego rozumienia urzędu papieskiego służyć jedności Kościoła i na pewno chce uniknąć formalnego rozłamu widzialnych struktur. Czy to robi w sposób dobry, słuszny, optymalny, o tym można dyskutować, a ostatecznie Pan Bóg go z tego kiedyś osądzi. Normalny, rozsądny człowiek stara się dostrzec i docenić dobrą wolę bliźniego, a tego niestety w kręgach tzw. tradycjonalistycznych bardzo często brakuje, a dominuje nawyk zasadniczej podejrzliwości czy wręcz wrogości wobec wszystkich spoza własnej wąskiej grupy (stąd tyle kłótni i wzajemnych ataków między grupami zarówno wewnątrz lefebvrianizmu jak i sedewakantyzmu). To jest wręcz tragiczne, gdyż szkodzi zarówno tym grupom jak i całemu Kościołowi, hamując czy wręcz niwecząc rozwój i zdobywanie dusz dla Chrystusa.
Jesteśmy na początku pontyfikatu Leona XIV. Z czasem okaże się, czy i na ile spełni oczekiwania i zadania tego urzędu. Jak już zaznaczałem tutaj kilkakrotnie, najważniejsze dla przyszłości i kondycji Kościoła jest docenienie w nim Tradycji zarówno w nauczaniu wiary i moralności, jak w sprawowaniu kultu. Testem jakości tego pontyfikatu będzie jego stosunek do liturgii tradycyjnej. Módlmy się o światło Ducha Świętego dla niego.
Post scriptum
Ogólnie mówiąc, póki co Leon XIV wyciąga z nauczania swoich poprzedników to, co da się pogodzić z wiarą katolicką, nawet jeśli zalatuje ideologią powszechnego braterstwa i pokoju światowego typową dla Vaticanum II, na której cześć jego poprzednicy niestety ofiarowali prawdy wiary katolickiej i rozsądek teologiczny. Wydaje się, że on próbuje połączyć kult doczesności z fundamentami chrześcijaństwa, co jest typowe dla ostatniego soboru. Jest to o tyle słuszne, o ile ma na celu ukazanie wartości i praktycznego znaczenia chrześcijaństwa dla całej ludzkości, także dla niekatolików i niechrześcijan. Błąd jednak polega na tym, że przy tym - w torach wybujałego ekumaniactwa - pomija się i praktycznie zaprzecza pochodzeniu Kościoła katolickiego od Boga, oraz popada w naiwne dążenie do zażegnania wrogości ze strony niekatolików kosztem prawdy. To jest duch Vaticanum II, w którym Robert Prevost zdobył wykształcenie. Jednak nie widać w nim pogardy dla tego, co "przedsoborowe", czy to w nauczaniu czy też w praktyce, jak to było w przypadku jego bezpośredniego poprzednika. To już jest dużo i to go bardziej upodabnia do Benedykta XVI. On raczej stara się zachować jedność zarówno współczesną jak też ponadczasową (synchroniczną i diachroniczną, mówiąc językiem ratzingeriańskim), co jest oczywiście słuszne i odpowiada jego formacji zakonnej i osobowości. Jest to jednak zgubne w skutkach, jeśli odbywa się kosztem prawdy. Tutaj może być problem. Konkretnym przykładem są słowa przed modlitwą Regina coeli z dnia inauguracji pontyfikatu, gdzie powiedział, że Franciszek patrzy z nieba. To są słowa po prostu głupie, gdyż nawet papież nie ma prawa twierdzić, że ktoś jest w niebie, dopóki ta osoba nie została kanonizowana. Nawet jeśli osobiście jest przekonany o świętości tej osoby. W przypadku Franciszka bardzo wiele przemawia przeciw jego świętości, a są to fakty powszechnie znane. Nikt nie ma prawa ignorować tych faktów, nawet jeśli doraźnie jest potrzeba pocieszenia tych, którzy boleją nad odejściem tej osoby. Tutaj Leon XIV ma niestety już zły przykład z kazania kardynała dziekana Giovanni'ego Battista Re na pogrzebie Franciszka, gdzie również padły podobne durne słowa. Taka jest obecnie niestety moda w Watykanie, począwszy od ogłoszenia śmierci Jana Pawła II (słynne a haniebne, świadczące o durnocie teologicznej słowa o "odejściu do domu Ojca"). Szkoda, że Leon XIV poddaje się tej modzie, ukazującej poziom teologiczny tej ekipy. Prawdopodobnie jest do tego zachęcany i takie słowa są mu sugerowane przez Sekretariat Stanu, który mu pisze przemówienia, a czemu on nie ma odwagi i też chyba chęci się sprzeciwić. Tutaj widać jego słabość: on dąży do harmonii, a w tym wypadku jest to kosztem prawdy, choć raczej z dobroci serca.
I ta straszna, bluźniercza ferula...
OdpowiedzUsuń... tak mi przykro:
OdpowiedzUsuńhttps://nondraco.wordpress.com/2025/05/19/duch-asyzu-wieje-wciaz-w-watykanie/
Na całe szczęście, ks. Dariusz zaczyna dostrzegać co się dzieje! Również piękna mowa do przedstawicieli innych religii (podlinkowana powyżej) - wg masońskiej nuty deklaracja Abu Dhabi itp. itd. Ciągle czekamy na katolickiego papieża, a nie ekumaniaka.
OdpowiedzUsuń" Może to dziwnie zabrzmi, ale według mnie w obecnej sytuacji Kościoła ważniejsza jest zdrowa osobowość i osobista świętość papieża niż korygowanie bzdur bergogliańskich, wojtyliańskich, montiniańskich i roncalliańskich, co oczywiście też jest niezbędne. "
OdpowiedzUsuń- To będzie zapewne pontyfikat dużo lepszy niż Franciszka, i może dać nam trochę oddechu. Rozumiem też, że powrót do normalności czyt. ortodoksji, będzie trwał latami i trzeba uzbroić się w cierpliwość. Można doceniać zalety nowego papieża, ale... jak czytam, że Leon XIV powołał na funkcję wielkiego kanclerza Instytutu Jana Pawła II niejakiego kard. Baldassare Reinę, o którym na pch24.pl napisano:
"Sam kardynał Reina jeszcze niedawno dał się poznać jako zagorzały zwolennik linii papieża Franciszka. W rozmowie z liberalnym jezuickim „America Magazine” z 5 maja 2025 roku przekonywał, że Jorge Mario Bergoglio był „prorokiem”. Zachwalał dialogową postawę Franciszka, jego zdolność do „otwierania procesów” oraz skupianie się na „sytuacjach nieregularnych”, tak jak w przypadku adhortacji „Amoris laetitia”. Powtarzał w wywiadzie największe bonmoty Franciszka, jak na przykład, że „rzeczywistość jest ważniejsza od idei”. Wyrażał też mocne oczekiwanie, że następca Franciszka będzie jego kontynuatorem i człowiekiem, który podejmie Franciszkową interpretację II Soboru Watykańskiego",
to ręce opadają. Co z pobożności (bo świętością nie nazwę, z całym szacunkiem), takiego papieża? Jak tu nie być podejrzliwym? Osobiście uważam, że Jan Paweł II miał jak najlepszą wole, tylko co z tego?
I na marginesie:
Czy mógłby Ksiądz zabrać głos na temat kwestii ilości kardynałów i głosowania w konklawe? Co Ksiądz uważa w tym temacie? "Powinno" czy "nie może" przekraczać 120?
To prawda z tą podejrzliwością w kręgach trad. W jednym przypadku byłam wypytywana przez osobę świecką jak często i na co chodzę, w innym jak się przedstawiałam to było mi insynuowane, że podaję pseudonim, w innych przypadkach też jakbym była jakimś kretem itp... Hermetyczność i absolutyzowanie grupy. Zapewne wrogom KK takie hamasowanie na rękę.
OdpowiedzUsuńik
Nosi czarne buty. To nie jest drobiazg - czerwone buty na pamiątkę nóg św. Piotra umoczonych we krwi męczenników, po której przeszedł idąc na ukrzyżowanie, są mocnym symbolem. Jeżeli ludzie go nie rozumieją, to trzeba wyjaśnić a nie odrzucać nie mając nic lepszego w zamian.
OdpowiedzUsuń"Leon XIV - niezależnie od tego, czy się go uznaje za papieża czy nie - stara się według swego rozumienia urzędu papieskiego służyć jedności Kościoła i na pewno chce uniknąć formalnego rozłamu widzialnych struktur."
OdpowiedzUsuńRozłam już jest i to wielki. I będzie jeszcze większy, bo strona "posoborowa" idzie w swoją stronę (ku przepaści) a tak zwana "tradycja" (nie lubię tego określenia) delikatnie rośnie w siłę a więc obie strony się rozjeżdżają.
Zazdroszczę optymizmu czcigodnego księdza. W podobnym duchu wypowiadał się np. prof. Kornat. Że papież tak musi, że to dyplomacja, że to się tak nie da od razu "zerwać" z błędami soboru. Moim zdaniem to naiwność i robienie sobie nadziei.
To człowiek Franciszka i soboru, jedyne co się możną spodziewać to delikatne złagodzenie posoborowej rewolucji. Co wcale nie musi być dobre bo po prostu uśpi i zamydli oczy. Ale obym to ja się mylił.
Swego czasu był już poruszany tu na blogu problem wytworzenia bardzo emocjonalnego stosunku wiernych ku osobom konkretnych papieży, a to głównie przez duchowieństwo za pośrednictwem mediów i ich wszędobylstwa, bazujących na ludzkiej żądzy zaspokojenia ciekawości. Zaczęto śledzić życie papieży, a mało lub zgoła nieistotnym wydarzeniom nadawać znaczenie wręcz prorocze i mistyczne, umiejętnie sterując niewiedzą i nastrojami, dodając fałszywy, niebezpieczny a zbierający rozległe żniwo pogląd o nieomylności właściwie we wszystkim, w efekcie doprowadzając do papolatrii. Obawiam się, że jest to część kary doczesnej za ludzkie grzechy i osobiście nie spodziewam się doczekać za swojego życia znaczących zmian zwiastujących odrodzenie prawdziwego katolicyzmu idące od szczytów hierarchii. Wiem tylko, że na przekór wszystkim przeciwnościom muszę go zgłębiać i w nim wytrwać.
OdpowiedzUsuńaean
Czy mógłby Ksiądz zabrać głos na temat kwestii ilości kardynałów i głosowania w konklawe? Co Ksiądz uważa w tym temacie? "Powinno" czy "nie może" przekraczać 120
OdpowiedzUsuń